Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie, Jer. Masz rację. – I wcale nie zabrzmiał chujowo nie podejrzewać Eve o troskę o takiego śmiecia, jakim był Peterson. – Nie mam krztyny zrozumienia ani wahań moralnych wobec takich skurwieli – wyznała szczerze, bo choćby chciała udawać przykładną obywatelkę, to w głowie miała różne myśli. Wiele z nich sprowadzało się do zabicia faceta odpowiedzialnego za śmierć Isabelle a co za tym szło, łatwiej było brać pod uwagę zabójstwo kogoś podobnego pokroju. Nikt nie pytał jej, czy chciała walczyć w nie swojej wojnie. Nikt nie pytał, czy chciała stracić cały oddział. Nikt nie pytał, co będzie z ich rodziną, kiedy utracą najmłodszą latorośl.
Ona też nie zamierzała pytać. Ani siebie, ani Boga ani tym bardziej system prawny.
- Nie podoba mi się to – stwierdziła na temat cieszenia michy przez policję, która sprzątnęła Petersona. – Wiem, że dziś często to powtarzam, ale to jest Australia a nie pieprzony Teksas. Czy serio myślisz, że ci gliniarze mieli powód aby do niego strzelać? – Być może gość się zamachnął. Być może stanowił zagrożenie.. ale czy aż takie? Czy leżący na ziemi człowiek naprawdę zagrażał czyjemuś życiu? Czy serio byłby w stanie zranić Eve na tyle aby do niego strzelać? Paxton miała co do tego pewne wątpliwości. Pewnie z boku mogło to wyglądać inaczej, ale jak podkreśliła to nie był Texas (ani Ameryka), w którym strzelanie było prawie że na porządku dziennym. Czemu więc zabili Petersona? Może ten, który pociągnął za spust, też był zamieszany w aferę z dziećmi?
Teraz jednak nie myślała o terapiach spiskowych w Karumbie a skupiła się na bracie. Nie mogła wiecznie uciekać w stronę pracy. Jeremy do niej wrócił i powinna poświęcić mu więcej uwagi niż kiedyś (po śmierci Isabelle).
Zacisnęła szczękę nie czując zawodu wobec brata a wobec siebie, bo powinna o niego zadbać. Zamiast się od niego odsuwać należało zająć się nim jak należało. Wtedy być może nie skończyłby jako parobek handlarza bronią.
Pochyliła się do przodu i oparła o kierownicę rękoma tak, jakby rozkładała się na niej (jak na poduszce). Wbiła wzrok w dom Oswaldów przez pół sekundy niczego nie mówiąc. Nie chciała zabrzmieć na złą, bo ów uczuciem darzyła teraz tylko siebie. Była zła, bo należycie nie zadbała o młodszego brata, kiedy ten tego potrzebował.
- Boli mnie to – stwierdziła wprost, co w przypadku Eve (mówienie o uczuciach) było trudne. – ale bardziej ze względu na to, że cię nie uchroniłam. Byłam egoistka, bo rok po liceum pognałam za chłopakiem do wojska i zostawiłam cię na pastwę losu. Nie tak zachowuje się przykładna starsza siostra. – Obwiniała się za to, co później spotkało Jeremy’ego, a raczej za to gdzie skończył. – Przepraszam cię, Jer. – Wyprostowała się i spojrzała na brata z szczerym żalem za to jak potoczyły się ich losy, kiedy oboje nie umieli uporać się z rodzinnymi tragediami. Śmierć Isabelle, odejście matki i samobójstwo ojca; ze wszystkim musieli uporać się w pojedynkę.
- Robiłeś co mogłeś aby przetrać. Dobrze, że sobie poradziłeś. – Nie ważne, że nie był za pan brat z prawem. – Dla mnie najważniejsze jest że żyjesz. – Nie ważne w jaki sposób to osiągnął. – Może i współpracuje z policją, ale nie składałam żadnej przysięgi. Mam swój własny nieco zakrzywiony kodeks moralny, więc się nie przejmuj. – Postarała się o uśmiech. – Jesteśmy rodziną i będę cię chronić, choć nie powiem, że cieszy mnie twoja praca. Głównie ze względu na twoje bezpieczeństwo. – Robota u handlarza bronią na pewno nie należała do najbezpieczniejszych. O to martwiła się Eve; o możliwość utraty Jeremy’ego, który niedawno do niej wrócił, a nie o jego grzeszki. Z tymi sam będzie się zmagał. Ona nie była od oceniania moralnego ani wytykania grzechów. Była po to aby wspierać brata – jedyną rodzinę, którą teraz miała.
- Jestem tu Jeremy. Jeśli będziesz potrzebować rozmowy albo zwyczajnie porozmawiać z kimś, to cię nie będzie szantażować brakiem seksu, to jestem tu dla ciebie. – Bezczelnie pruła do Makayli, ale wiadomo, że czasami warto pogadać z paroma zaufanymi osobami. Chciała aby brat wiedział, że miał w niej wsparcie i mógł przyjść do niej z każdym trudnym i nielegalny tematem.
Znów powiodła wzrokiem na dom Oswaldów przegapiając moment, w którym wychodzili z niego goście. Teraz już wsiadali do auta, ale nie ono interesowało Eve, która skierowała spojrzenie na dom rodziców zaginionej dziewczynki. Światła wciąż się paliły, długo nic się nie działo, bo nie widziała żadnych cieni, ale po dziesięciu minutach zapaliło się światło z tyłu domu. Z tego miejsca ciężko było ocenić, co dokładnie się działo, ale po dzisiejszym poznaniu terenu posiadłości Oswaldów mniej więcej dało się ocenić, że ktoś kręcił się na tyłach ogrodu; dokładnie tam gdzie była szopa.
Eve już nic nie mówiła i Jeremy wydawał się równie rozumieć sytuację, bo także nie pisnął słowem. Oboje obserwowali i choć nie mogli dostrzec szczegółów to z paru elementów dało się wywnioskować jedno.
Po pierwsze, zapaliło się światło na tyłach.
Po drugie, światło to paliło się dłuższy czas.
Po trzecie, nagle z podjazdu wyjechał samochód prowadzony przez pana Oswalda.
- Cholerna zamrażarka – wypowiedziała na głos swoje myśli. – Kurwa, Jello mnie tam dzisiaj prowadziła, ale.. w tej szopie były tam zabawki młodej i to było oczywiste, że linia zapachowa będzie się tam unosić, ale.. kurwa. – To jedynie jej tok myślenia i poszlaka, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to całe gadanie o szopie pełnej zabawek Mary Beth i zamrażarka (znajdująca się w ów małym budyneczku) zapewne również pełna innego jedzenia, którego zapach mógł zmylić Jello, wybił Paxton z rytmu. Kurwa, możliwe, że dała się zwieść. Że to właśnie tam przez cały czas była dziewczynka.
- Jedziemy za nim – postanowiła spontanicznie i szybko podała bratu swoją komórkę. – Zadzwoń do szeryfa. – Nie będzie trudno, bo Eve dziś nie wykonała zbyt wielu telefonów, więc będzie na liście ostatnich połączeń. – Nie wiem jak to zrobisz. Masz go nawet przeprosić, ale niech cię wysłucha i za nami pojedzie. – Albo przyjedzie do miejsca, do którego zmierzał Oswald. Jeszcze nie wiedziała, bo wszystko zależało od tego, jak daleko zmierzał mężczyzna. Szeryf miał tylko jedno zadanie – albo zjawić się na miejscu albo jechać za nimi aż Oswald wyciągnie to co miał w aucie.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– Strzelili, bo było im takiej wygodnie. Sama słyszałaś, co mówili. Facet był im dobrze znany, ale nie mieli na niego niczego konkretnego. Wyrzucili za burtę zbędny balast – podsumował. Ale czy ich zdanie w tym temacie cokolwiek zmieniało? To była sytuacja, gdzie słowo występowało przeciwko słowu. Poprawka – słowo przyjezdnych przeciwko słowu lokalnej policji, poważanej zapewne jedynie w swoich własnych kręgach. Jeremy widział nikłe szanse na to, że ktoś w ogóle zechciałby wysłuchać ich wersji.
Jeremy cierpliwie czekał, aż Eve coś powie w temacie jego zajęcia. Absolutnie nie uważał, że miała powody, aby obwiniać się za to, co stało się z nim po opuszczeniu Lorne Bay. To były jego wybory, choć prawdą było, ze większość z nich podyktowana była potwornym stanem emocjonalnym po utracie najpierw siostry, a potem ojca. Widział, jak ich rodzina rozpada się na kawałki. Takie doświadczenia na zawsze zostawiają ślad na psychice. Ciężko po czymś takim uwierzyć młodemu człowiekowi, że zasługuje na coś więcej niż upadlanie w służbie ludzi, którzy wykorzystywali to że jesteś żądny informacji. Że czegoś poszukujesz. Bo tak samo, jak Jer był sfokusowany na odnalezieniu prawdy, był równie naiwnym młodziakiem, który zrobiłby wszystko za te przysłowiowe gruszki na wierzbie.
– Eve, błagam cię. Byłaś niewiele starsza, niż ja. Oboje byliśmy dzieciakami – stwierdził, wpatrując się w dom Oswaldów. Trochę tak, jakby nie chciał spojrzeć na siostrę w obawie, że za chwilę oboje się rozkleją. – Nie, naprawdę. Nie przepraszaj. To nie twoja wina – odparła, a kiedy poczuł na sobie jej wzrok, sam również w końcu pozwolił sobie na ten gest. – To ja zniknąłem niemal bez słowa. To tobie należą się przeprosiny – stwierdził zgodnie z prawdą. On też ją wtedy zostawił. Byli rodziną i nieważne, które z nich było starsze o tych kilkanaście miesięcy.
– „Przetrwać” to bardzo dobre określenie tego, co się ze mną działo. Nie miałem pojęcia, co robię – przyznał. W końcu nikt nie rodzi się człowiekiem tego czy innego gangusa. Przedostanie się do siatki szemranych powiązań było procesem, na który Paxton poświęcił tak naprawdę lata życia. – To nie tak, że nie powiedziałem ci o tym, bo bałem się, że mnie wydasz – wtrącił. – Uznałem, że im mniej o tym wiesz, tym lepiej dla ciebie. Ale najwyraźniej nie doceniłem twojego nosa do tego typu spraw – puścił jej oczko, bo w końcu od początku podejrzewała, że praca na kutrze to tylko jakaś głupia przykrywka. Co ciekawe, niektórych wcale nie zastanawiało to, że Jer nigdy nie walił rybami. – Wiesz, paradoksalnie najciemniej jest pod latarnią. Może i mam kiepski socjal, ale mój szef jest lojalny wobec swoich pracowników. Dopóki oni są lojalni wobec niego – bo wtedy Roman nie miał skrupułów, żeby odstrzelić delikwenta. Ale o tym Jer wolał nie wspominać. Zresztą, z jego słów i tak chyba dało się wysnuć taki wniosek. Roześmiał się pod nosem, kiedy wyłapał nawiązanie do Kayli. – Zaczynam podejrzewać, że możecie się nie polubić – rzucił z miną, jakby naprawdę dopiero teraz zaczynał mieć takie myśli. Następnie posłał siostrze uśmiech na znak, że wie. I że dziękuje. Niektóre słowa nie musiały być wypowiedziane, żeby znalazły swój wydźwięk.
W napięciu obserwował to, co działo się potem. Dopiero słowa Eve wyrwały go z dziwnego otępienia, w jakie wpadł skupiając wszystkie swoje moce na obserwacji domu Oswaldów. Z przejęciem spojrzał na siostrę. – Myślisz, że…? – aż musiał przełknąć ślinę, nim wypowiedział kolejne słowa. – Myślisz, że mała tam jest? Jej ciało? – uściślił, bo oboje raczej już wiedzieli, że nigdy nie znaleźliby jej żywej.
Zgodnie z poleceniem zadzwonił do szeryfa. Po kilku minutach wysłuchania opierdoli, że jest bezczelny zawracając mu głowę, prób przepraszania, stwierdził w końcu, że MOŻE podeśle paru chłopaków. I że Jeremy jest chujem. Aczkolwiek Jer wyczuł, że udało mu się zyskać jego uwagę i zaciekawić.
– To intensywna znajomość – podsumował. – Ma kogoś za nami puścić. Wysyłam mu pinezkę z naszą lokalizacją – stwierdził wysyłając do szeryfa wiadomość z pinezką. – Kieruje się na zachód. W stronę rzeki i mokradeł -stwierdził. Był to przeciwny kierunek niż ten, w którym uciekał Paterson. Sprytne – wszyscy pomyśleliby, że Paterson nie wróciłby do miejsca, w którym zostawił ciało. Nawet w przypadku, gdyby policja go nie kropnęła, minęłoby trochę czasu zanim odnaleźliby ciało. A bez ciała nie ma morderstwa. W międzyczasie Jer spojrzał w tylnie lusterko. – Skurwiel się pojawił – skomentował obecność wozu szeryfa, który sunął w pewnej odległości za nimi.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Cieszyła się, że wreszcie poznała prawdę na temat pracy brata. W swym dziwnym i szalonym życiu widziała zbyt wiele aby teraz bezkarnie móc oceniać Jeremy’ego. Nawet nie chciała tego zrobić. Nie była cnotką niewitką ani nie widziała świata w biało czarnych barwach. Nie było dobra ani zła samego w sobie. Uważała, że odcieni szarości było o wiele więcej i to właśnie w nie oboje się wpasowywali. Eve mogła mieć tylko nadzieję, że brat był bezpieczny i w razie czego powie, gdyby miał jakieś kłopoty. Chciałaby go wspierać, bo wcześniej tego nie robiła. Może i teraz było za późno na udowodnienie swej rodzinnej lojalności, ale chciała wierzyć, że jeszcze była dla nich szansa. Że mogliby być tym rodzeństwem w rodzaju partnerów w zbrodni albo ride or die.
- Chciałabym, żeby to były zepsute ryby – odpowiedziała z ironią, a raczej złością na świat, bo choć nie widziała zawartości przenoszonej torby to spodziewała się, co mogli w niej znaleźć. Czemu kurwa nie uwierzyła w swego psa? Nie. To nie tak. Po prostu ona i policja dali się oszukać. Dodatkowa zamrażarka z jedzeniem nie była niczym dziwnym a dokładnie przygotowana szopa z zabawkami młodej zmyliłaby każdego. Szlag.
Mieli wszystko pod swoim nosem.
- Zaproś go na drinka a nim się obejrzysz będziecie sobie zaplatać warkocze i płakać przy Bridget Jones. – Żarty były jej reakcją na zaobserwowaną sytuację i zarazem chciała dodać nieco humoru do całej sprawy Jeremy’ego z szeryfem. Droczyła się z bratem, bo przecież wiadomo, że gdyby szeryf się nie zgodził im pomóc to nazwałaby go skurwielem (i byłaby po stronie Jeremy’ego. #rodzinaponadwszystko).
Również spojrzała na tylne lusterko widząc wóz szeryfa.
- W razie czego w schowku jest broń. Jest zarejestrowana. – Jeżeli miało dojść do spięć i akcji, to lepiej aby brat miał przy sobie legalną broń niż tę, którą celował do Patersona.
Paxton nie wiedziała, czego się spodziewać. Kierowała się instynktem, więc reszta zależała od policji, która o dziwo odpaliła sygnały, wyprzedziła ich i dogoniła auto Oswalda. To mocno zaskoczyło Eve zwłaszcza, że do tej pory uważała tutejszych funkcjonariuszy za mało ogarniętych. Sądziła także, że ci będą obrażeni i spoczną na laurach sądząc, że dziewczynkę zabił Patereson. Mogli więc zignorować telefon od Paxtonów albo po prostu śledzić gościa bez choćby krztyny zamiaru zatrzymania go… a jednak zaskoczyli Eve. Zaczęli działać, co być może miało im utrzeć nosa. BYĆ MOŻE szeryf chciał pokazać, że psiarze się mylą, więc gdyby im teraz to udowodnił to do niego należałoby ostatnie słowo. Wygrałby tę potyczkę, do czego być może zmierzał i na pewno mocno się rozczarował odkrywając w bagażniku Oswalda ciało Mary Beth.
To był cholernie długi dzień i choć z wyjaśnień Oslawdów wynikało, że śmierć córki była tylko wypadkiem, to nic nie uzasadniało zamiaru zbezczeszczenia jej zwłok i zrzucenia winy na Patersona, którego cholerna policja zabiła, choć mógł posiadać bardzo cenne informacje.
To był zły dzień.
To był piekielnie tragiczny dzień.
To.. brakowało im słów.
Do domu wracali głównie w ciszy. Dopiero jakoś dwie godziny przed Lorne Bay Eve zaczęła wypytywać brata o jego przeszłość. O jego życie bez tajemnic, bo skoro już wiedziała o pracy Jeremy’ego, to chciała też poznać jego przygody, nawet jeśli te były pełne gangsterskich akcji. To nie miało znaczenia. Pragnęła poznać mężczyznę, którym się stał a był nim poprzez doświadczenia i przeżyte sytuacje.
Był Jeremy'm, który przywalił szeryfowi a z czego Eve zaczęła się szczerze śmiać (zwłaszcza z zaskoczonej miny funkcjonariusza) i co uznała za dobrą historię do opowiedzenia niejakiej Makayli. Zdecydowanie powinien się tym pochwalić, nawet jeśli całe tło sytuacji i jego zakończenie nie było takie przyjemne.
To był dla nich ciężki wypad, ale dzięki niemu otworzyli kolejne drzwi, dzięki którym umocnili rodzinne więzi.

z/tx 2 <3
ODPOWIEDZ