Ratownik na basenie — pullman pd sea temple resort & spa hotel
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#11

No i stało się... Tyler w końcu musiał zadzwonić do swojej żony, że znajduje się w szpitalu. Można by powiedzieć, że zaskoczenie, że dopiero teraz, w końcu robił wiele niebezpiecznych (pozornie) rzeczy. To znaczy, nie skakał na bungee, nie uprawiał sportów ekstremalnych, lecz ciężko pracował, w tym w budowlance, a tam łatwo sobie zrobić kuku. No, ale to nie była taka sprawa. Nie zrobił sobie krzywdy... Celowo. Nie, to źle brzmi. Krzywda sama mu się stała i zrobiła to znienacka. Zemdlało mu się w pracy, gdzie rozbił sobie głowę, co spowodowało, że znalazł się na ostrym dyżurze, czy tam sorze. Tyler nie był fanem seriali szpitalnych, więc nie widział różnicy. No, a jak tam już się znalazł, to udało mu się odwalić kitę po raz drugi, jak każdy poważny mężczyzna, gdy usłyszał o pobieraniu krwi. Tym razem to lądowanie było nieco bardziej miękkie, ale skończyło się nocowanką na oddziale. Nie udało mu się nawet od tego wykręcić u znajomej lekarki, matki swojego kumpla. Obiecał, że będzie grzeczny i że Marnie zajmie się nim lepiej niż ktokolwiek inny, ale niestety...
Trochę się Clarke obawiał tego, że Marnie już do niego jechała. Wiedział, że ta będzie zestresowana, że będzie się martwić. On był dobrym chłopcem, nie chciał łamać serca, czy przyprawiać o siwe włosy kobiety, którą kochał i którą uważał za anioła chodzącego po ziemi. W końcu nie każdy by wytrzymał z takim głuptaskiem, jakim on był. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest najbardziej męskim mężczyzną na świecie, że nie był najprzystojniejszy, najbardziej wykształcony, ani najbogatszy... No ale to, że Marina go chciała i kochała, było dla niego największym komplementem. I jedynym jakiego potrzebował.
Siedział w łóżku, w tej śmiesznej szpitalnej sukieneczce, wiązanej na plecach i odliczał czas, aż Marnie przyjedzie, a potem będzie odliczał czas do wyjścia, następnego przedpołudnia. Miał na czole całkiem spory, ale zgrabny opatrunek, a w ręce wenflon. Dalej, mimo środka australijskiego lata, był dość blady, bo cóż... To był ciężki dzień dla małego Tylera. Jednak nie martwił się teraz sobą, a nerwami swojej żonki, która właśnie pojawiła się na końcu korytarza, a on już ją widział. Nie wiedział, czy uśmiechnąć się jak szczeniak, czy zrobić minę zbitego psa, jakby faktycznie był chory czy cierpiał. A, pal licho. Opcja 1 wygrała.

Marnie Clarke
Nauczycielka — Lorne Bay Community Kindergarden
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No i stało się. Nie żeby Marnie była wyznawczynią czarnych scenariuszy, bo nie była. Zdawała sobie natomiast sprawę, że kiedyś pracoholizm jej męża musi jebnąć. No i jebnął właśnie, jak zwykle w najmniej oczekiwanym momencie, bo akurat wtedy, kiedy Marnie została sama z piętnastką dzieci w jednej sali. Najpierw zadzwonili do niej z jego pracy i zanim zdążyła podjąć jakąkolwiek decyzję, ta podjęła się sama gdy dostała smsa od Tylera, w którym pisał, że znajduje się aktualnie na sorze. Wystarczyło samo słowo sor, by Marnie wpadła w mini panikę. Na szczęście w porę przypomniała sobie, że ma pod opieką cudze dzieci. Inaczej nie tylko wpadłaby w panikę, ale od razu popędziłaby na łeb na szyję do szpitala w Cairns, nie zastanawiając się nawet nad tym, że nie ma czym tam pojechać. Bo samochód miał przecież Ty, a ona nie wiedziała gdzie jest zaparkowany. Szybko wzięła się w garść, puściła dzieciom film animowany na małym telewizorku, po czym zaczęła dzwonić po koleżankach modląc się w duchu, by któraś była w stanie ją zastąpić. Był to w końcu losowy przypadek, nie brała przecież wolnego non stop. Po którymś z kolei telefonie dostała twierdzącą odpowiedź, ale potem musiała jeszcze zadzwonić do szefowej i uzupełnić papierologię. W międzyczasie dostała wiadomość od Ty’a, że wszystko w porządku, jednak kiedy próbowała się do niego dodzwonić nie odbierał telefonu. Trochę ją to rozstroiło i sprawiło, że popełniła kilka błędów w papierach. Na szczęście koleżanka dosyć szybko się pojawiła, więc Marnie z czystym sumieniem zostawiła dzieci pod jej opieką obiecując, że jest jej winna i szybko wybiegła z przedszkola.
Teraz problemem była inna kwestia, a mianowicie transport. Opcji miała kilka, jednak ostatecznie zadzwoniła po brata. Nie chciała odrywać go od pracy, ale prawda była taka, że nieważne do kogo by nie zadzwoniła wszyscy o tej porze pracowali, a co rodzina to rodzina, prawda. Zresztą, nie chciała wcale, by podwoził ją do samego Cairns. Zanim po nią przyjechał zdążyła się skontaktować ze współpracownikami swojego męża, którzy powiedzieli jej gdzie znajdzie ich wspólny samochód. Miała prawo jazdy i potrafiła jeździć samochodem, więc z transportem do samego Tylera poradzi sobie sama. W międzyczasie nadal dzwoniła na komórkę Ty’a, ale ten cały czas nie odbierał, co tylko wzmagało w Marnie stres i niepokój. Może więc nie powinna wcale wsiadać do samochodu jako kierowca? Nie myślała o tym w tej chwili. Liczyło się dla niej tylko to, by jak najszybciej znaleźć się w szpitalu w Cairns i na własne oczy przekonać się, że z jej mężem wszystko w porządku.
Serce mocno jej biło, kiedy przekroczyła próg wejścia do szpitala. Nie miała już w głowie żadnych scenariuszy. Teraz chciała, musiała wiedzieć jak jest. W recepcji co prawda nie powiedzieli jej, że Tyler nie żyje, ale też nie powiedzieli, że żyje, tylko podali numer pokoju. Szła w tamtym kierunku ze ściśniętym gardłem, dopóki nie dojrzała swojego męża, leżącego na szpitalnym łóżku i szczerzącego się do niej jak mysz do sera. Serce, które jeszcze przed chwilą miała w gardle zjechało ciężko na swoje miejsce, aż miała wrażenie, że wszyscy w szpitalu słyszeli ten huk. A ponieważ nagle ścisnęło ją w gardle i chciało jej się płakać, rzuciła tylko torebkę na stojący w pokoju szpitalnym fotel i przytuliła się do Ty’a.
- Ty głupi głupku - tylko tyle była w stanie wyszeptać, bo już głos jej się załamał a ona nie chciała płakać. Chciała być zła i wkurzona, ale w pierwszym odruchu jeszcze nie mogła.

Tyler Clarke
Ratownik na basenie — pullman pd sea temple resort & spa hotel
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No tak, to akurat było prawdą. Tyler miał coś w sobie z pracoholika, bo pracował dużo i często łapał się wszystkiego, co wpadło w ręce. Dlaczego to robił? Na pewno nie po to, aby nie spędzać czasu ze swoją żoną. Uwielbiał ją, kochał ją i bolało go, że jednak nie mają dla siebie tyle czasu. Ale były sprawy ważniejsze. Tyler powinien być głową rodziny, powinien dbać o nią i zapewniać jej, cóż, wszystko. A z jego wypłatą z hotelu, nie był w stanie tego zrobić. Chciał zapewnić Marnie niebo na ziemi. Nieważne. Jednak dużo pracy, mało snu, wykończające lato po prostu musiało się skończyć w taki sposób. Było to do przewidzenia, jednak nie dość, że nikt tego na głos nie przewidział, to jeszcze nie próbował go od tego powstrzymać.
No i skończył w szpitalu, choć chyba nie było aż tak źle z nim. Może gdyby nie rozbił sobie czoła, to w ogóle by nie zabrali go do szpitala? A jakby nie zabrali go do szpitala, to by nie zemdlał po raz drugi, tym razem na widok igły wbijającej się w jego żyłę. Tak więc śmiało można było powiedzieć, że to nie była jego wina. Po prostu znalazł się w złym miejscu, w złym czasie i taki był tego efekt końcowy.
Clarke doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że jego żona będzie się martwić o niego. Nawet jeśli tak naprawdę nie było jakiegoś konkretnego powodu. Choć to nieodbieranie telefonu mogło być opacznie zrozumiane, ale z drugiej strony... Ty napisał, że jest z lekarzem i że zadzwoni później - przecież nie przerwie badania wykonywanego na sobie, aby odebrać telefon, prawda? Nie mniej jednak, obawiał się trochę spotkania z Marnie. Tego, że nie będzie umiał jej uspokoić, że będzie się za bardzo przejmować i będzie mu matkować... Może nie były to najlepsze argumenty, ale generalnie chyba było to zrozumiałe.
-Oh Marnie...-uśmiechnął się, mocno przytulając swoją żonę do siebie. Zupełnie, jakby to role się odwróciły i to ona potrzebowała ojojania, a nie na odwrót. No, ale to nie było ważne, Clarke był gotowy na to, aby być prawdziwym mężczyzną w tym związku.-Wszystko jest w porządku, spokojnie-powiedział, głaszcząc ją po pleckach, jakby była małym dzieckiem, które potrzebowało pocieszenia. Może Tyler nie miał wyższego wykształcenia, ale ojcem na pewno byłby wspaniałym. W takich sytuacjach jak ta na pewno by sobie doskonale radził, sadzając bąbelka sobie na kolanach i pocieszając. -Nic się nie stało, okej? Żyję i będę żyć. Niestety, będziesz musiała się ze mną użerać jeszcze wiele, wiele lat-powiedział kojącym głosem prosto do jej ucha, chcąc ją trochę rozśmieszyć, by się uspokoiła i przestała panikować. Co prawda nie dostał jeszcze żadnej konkretniejszej diagnozy od lekarza, ale nie spodziewał się niczego złego. Dlatego też uważał, że zupełnie niepotrzebnie został zatrzymany na noc w szpitalu.

Marnie Clarke

@
Nauczycielka — Lorne Bay Community Kindergarden
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tyler był pracoholikiem, owszem. Ale też nie było w ich związku tak, że używał tego, by uciec od swojej żony. Więc niby był pracoholikiem, ale jednocześnie chciał spędzać jak najwięcej czasu z Marnie. A ona powtarza mu przecież cały czas, że te wszystkie głupie stereotypy nie mają znaczenia. Nie żyli w średniowieczu, więc idea, jak to niby mężczyzna ma utrzymywać dom, była już mocno przestarzała i po prostu w tych czasach zwyczajnie głupia. Bo przecież to też nie było tak, że Ty za wszelką cenę chciał zarabiać więcej od swojej żony, bo czuł się od niej gorszy. Pomijając fakt, że Marina sama kroci nie zarabiała, nie rywalizowali na tym w polu. W ogóle na żadnym. Może byli młodzi i mało doświadczeni, ale najwyraźniej wiedzieli na czym polega partnerstwo w związku, czego większość starszych od nich ludzi nie mogła o sobie powiedzieć. Oczywiście musieli popracować nad niektórymi rzeczami, jak na przykład trudna sztuka kompromisu. Po dzisiejszej akcji Ty’a obydwoje już chyba zdawali sobie sprawę, że musieli nad tym popracować. Bo Marnie wcale nie chciała, żeby jej mąż się przemęczał. Mówiła tyle razy, że nie potrzebuje tych wszystkich rzeczy, które mają inni. Tłumaczyła, że kiedyś się tak przepracuje, że stanie mu się krzywda. A Ty ją słyszał, ale jej nie słuchał. Śmiał się, że jest młody i pełen energii i nic mu się nie stanie. A tu jednak klops i to wcale nie smaczny! Czy za bardzo mu ufała? Wychodzi na to, że tak, ale jak miała nie zaufać? Po pierwsze był jej mężem, a zaufanie w związku to podstawa. A po drugie, tak Bogiem a prawdą to faktycznie nigdy coś podobnego wcześniej mu się nie zdarzyło. Poparzenia słoneczne jedynie, ale też nie jakieś groźne, bo na szczęście kończyły się tylko na oparzeniu zewnętrznej skóry, czyli poparzeniu pierwszego stopnia.
Już mu Marnie zaraz da, że nie jego wina! A czyja? Jej może, że go siłą w domu nie zatrzymała? Była jego żoną, a nie niańką. Tyler był dorosły i swój rozum miał, a przynajmniej jakiś powinien mieć. Marnie nie do końca była przekonana o istnieniu takowego.
Jak ją przytulił i tak głaskał po plecach, jednocześnie szepcząc kojące słowa, nie potrafiła już dłużej ukryć uczuć, które targały nią od środka. Nie rozpłakała się głośno, jednak zaczęła się trząść i inaczej oddychać, więc Ty na pewno zrozumiał co się dzieje. Tak jak przewidział jej ukochany mąż, Marnie parsknęła krótkim śmiechem, a potem delikatnie wyswobodziła się z jego ramion, pociągając nosem. Wstała ze szpitalnego łóżka, uśmiechnęła się zaryczana do Ty’a i podeszła do swojej torebki, by wygrzebać z niej chusteczki higieniczne i wydmuchać sobie nos. Zaraz wróciła do szpitalnego łóżka, jednak zamiast znów rzucić się mężowi w ramiona, tym razem postanowiła być zła.
- Dupa, a nie wszystko jest w porządku - powiedziała, z emocji unosząc głos i uderzyła Ty’a w ramię, ale nie mocno, żeby nie zrobić mu krzywdy. Przeklęła, co tylko było oznaką, że nakręca się negatywnie.
- Czy ty wiesz w ogóle, co ja przez ciebie dzisiaj przeżyłam? Najpierw mi piszesz, że jesteś na sorze a potem nie odbierasz telefonu jak do ciebie dzwonię? Nawet mi nie powiedziałeś, gdzie dzisiaj będziesz! Przecież ja myślałam, że już cię… Że już… - głos znów jej się załamał, usta ułożyły w podkówkę a oczy zaszkliły, kiedy tylko pomyślała, że już by miała swojego męża nigdy więcej nie zobaczyć. Nie porozmawiać, powygłupiać, pośmiać. Nie przytulić się i poczuć bezpiecznie w jego ramionach.
- Oczywiście, że będę się użerać, bo ja cię tak łatwo też nie puszczę - opanowała ten nagły przypływ głupiego płaczu i znów jej drobna pięść znalazła dojście do jego ramienia.

Tyler Clarke
Ratownik na basenie — pullman pd sea temple resort & spa hotel
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że Ty nie uciekał od swojej żony do pracy, absolutnie! Kochał swoją żonę i uwielbiał spędzać z nią czas. Najchętniej jednak robiłby to na jego jachcie, na środku (no, z brzegu) oceanu, tylko problem polegał na tym, że tej łajby, to jeszcze nie miał i pracował też po to, aby coś takiego kupić i spełnić swoje chłopięce marzenia. Wiedział też, że Marnie zarabiała i nie było najmniejszej szansy na to, aby zostawiła go dla kogoś, kto zarabiałby więcej od niego. Nie obawiał się, jednak wiedział, że byli młodzi, teraz mieli jeszcze siłę i czas, a jeśli w przyszłości chcieli mieć dzieci, a chcieli, to jakiś tam zapas pieniędzy im się przyda. Może i nie było to tak bardzo potrzebne, bo mogli w razie wypadku liczyć na wsparcie ze strony ze swoich rodzin, no ale Tylerowi nie przetłumaczysz do jego małego móżdżku. Choć kto wie, może teraz jak jednak dość mocno uderzył się w czerep, to będzie jakoś łatwiej? Możliwe, aczkolwiek wcale nie takie pewne.
Tu nie chodzi o zaufanie, bo to nie tak, że Clark mówił, że nie będzie czegoś robił, a jednak to czynił, albo okłamywał żonę, wiedząc że może mu się coś stać. Jakby był zmęczony, czy kiepsko by się czuł, to by odpuścił, bo jednak jaki sens miałoby narażanie siebie na cokolwiek. Nie dość, że by nic nie zarobił, to jeszcze sprawił by kłopoty innym, a tego też nie chciał, bo kto lubił robić wokół siebie niepotrzebne zamieszanie?
Nie, to nie była wina Marnie, ale też nie była wina Ty'a. To był wypadek, a za to nikt nie jest z reguły odpowiedzialny. Może to wina pogody, może złego układu gwiazd, trudno powiedzieć.-Ciii, kochanie...-gładził ją po pleckach, by faktycznie się uspokoiła i przestała płakać, bo nie było powodu. Nic mu się nie stało, niczego by to nie zmieniło, a tak to tylko brunetowi serce pękało, gdy widział swoją żonę w takim stanie. Nie było to przyjemne dla niego ani trochę.
-Ałała, nie w wenflon!-czy w tym momencie musiał pajacować, mimo że tak naprawdę powinien być poważny? Być może... No, ale nie to, że nie brał tego pod uwagę, tylko chciał trochę rozluźnić atmosferę, bo pośladów już nie musiał, zwłaszcza, że dalej nie miał na sobie majtek, bo żona mu nie przyniosła.
-Przepraszam, ale po tym jak Ci napisałem smsa, piguła chciała mi pobrać krew i uhm.... -zmieszał się, bo nie był pewien, czy powinien przyznawać się Marnie, że zemdlał na widok igły. Jednak to było dość niemęskie, okej? No i by dziewczyna się tylko zdenerwowała bardziej. -Noo, zajęty byłem, nie mogłem odebrać, kotuś-No przecież, że musiał ją jakoś ugłaskać, dlatego wziął jej drobne łapki i splótł swoje palce z jej.-No już, wszystko spokojnie. Nigdzie się nie wybieram, więc nie zużyj całej swojej złości na mnie, tylko rozdziel ją na wszystkie następne lata-poprosił ją, już nie wiedząc co jeszcze może powiedzieć, lub zrobić, by Marnie przestała się stresować. Puścił ją po chwili i tylko patrzył na nią, tym jednym swoim podbitym okiem, a potem znowu od niej oberwał, -Ała, Marnie, nie bij mnie!-zaśmiał się, lekko podnosząc głos, jakby chciał poskarżyć jakiejś pielęgniarce, czy innej lekarce, czy tam lekarzowi. Oczywiście, że nie naskarżył by na swoją ukochaną, co to to nie. Ale co to za bicie chorego? Jeszcze przed chwilą kobieta bała się o jego życie, a teraz tak go traktowała?!

Marnie Clarke
Nauczycielka — Lorne Bay Community Kindergarden
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Właściwie… Właściwie to Ty miał całkiem zdrowe podejście do tego swojego pracoholizmu. No bo tak, żeby kupić łódkę a potem ją wyremontować, potrzeba było do tego pieniędzy. Faktycznie mieli siłę i czas, więc można to było wykorzystać, by zebrać jakiś zapas pieniędzy, który z kolei faktycznie będzie im potrzebny, gdy zdecydują, że to już czas produkować gromadkę dzieci. Tylko, że na łódź mogli wziąć kredyt, a z dziećmi faktycznie może pomóc rodzina. Wiadomo, z oszczędnościami zawsze jest łatwiej, ale jeśli Ty miał zamiar się zaharowywać, to Marnie już wolała wziąć ten kredyt, byle jej mąż miał dobre zdrowie. Bo to też było ważne. Tylerowi mogło się wydawać, że najlepiej pracować ile się da jak jest się młodym, ale przecież to zawsze niosło ze sobą konsekwencje i na przykład w wieku trzydziestu paru czy czterdziestu lat mógłby borykać się z poważnymi problemami zdrowotnymi. A z marzeniami było tak, że lepsze uczucie satysfakcji z jego spełnienia było wtedy, kiedy nie chciało się go na teraz. A oni, jak słusznie zostało zauważone, byli młodzi. Równie dobrze mogliby kupić sobie taką łódkę już na emeryturze i potem tylko codziennie sobie na niej pływać.
Marnie była zdenerwowana, więc nie patrzyła na to w taki sposób. Dla niej wina leżała do stronie jej męża, bo jeśli gorzej się poczuł to przecież mógł coś powiedzieć, zanim prawie doszło do tragedii. Marnie co prawda jeszcze nie do końca znała szczegóły zajścia, bo nie słuchała kolegów z pracy męża, kiedy podjechała po samochód. Chciała jak najszybciej znaleźć się w szpitalu, by na własne oczy się przekonać, że Ty’owi faktycznie nic nie jest. Jeszcze jak przelotnie na recepcji usłyszała, że jego lekarzem jest matka ich wspólnego przyjaciela, to trochę jej ulżyło. Nieświadomie, bo wtedy oczywiście nie zdała sobie z tego sprawy.
- W wenflon to ja cię mogę dopiero uderzyć - pogroziła mężowi palcem, bo chociaż z reguły śmieszkowanie Ty’a działało na nią rozbrajająco, zdarzały się momenty, kiedy tak nie było. Dzisiaj na przykład.
- Och, byłeś zajęty. Ciekawe czym mogłeś być zajęty bez gaci na tyłku - syknęła szczypiąc go w ramię, bo po pierwsze wszelkie nerwy jej puściły, a po drugie powiedział to tak dwuznacznie, że już lepiej by zrobił gdyby się przyznał, że zemdlał na widok igły. Wtedy pewnie Marnie zaczęłaby go ojojać, a tak to kolejny klops i znowu niesmaczny.
Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, by się uspokoić. Faktycznie w złym guście było bicie rannego. Usiadła w końcu przy szpitalnym łóżku Ty’a i znów spojrzała na niego wzrokiem pełnym czułości i zmartwienia.
- To powiesz mi wreszcie, co konkretnie się stało? - Zapytała, sięgając po dłoń męża.

Tyler Clarke
Ratownik na basenie — pullman pd sea temple resort & spa hotel
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ty może nie miał wykształcenia, może nie miał też zbyt wielu szarych komórek, lecz to nie tak, że w ogóle nie myślał, że nie potrafił dochodzić do wniosków i tak dalej. Potrafił, starał się być odpowiedzialny, przynajmniej w tych aspektach, w których musiał. A bezpieczeństwo finansowe, czy raczej stabilność była czymś, co niesamowicie go stresowało. Wiedział, że chciał mieć dzieci ze swoją ukochaną, wiedział że pewnie będzie się to wiązało z kupnem większego domu, bo jedno dziecko jeszcze w ich małej chatce upchną, ale dwójkę? Może być ciężko. Dlatego kredyt na łódkę był raczej głupim pomysłem, kredyt będą potrzebowali na ten dom... No a kupno łódki na emeryturę? Tyler chciał ją teraz i zaraz, by móc zabierać swoje dzieci, a nie swoje wnuki na wycieczkę. No, ale pewnie tak się skończy. Trudno, Clarke był nauczony już, że nie można mieć wszystkiego. A przynajmniej ktoś taki jak on nie może mieć wszystkiego. Jednak zamierzał walczyć o swoje marzenia. Nie mógł pójść do ojca po jakiś tłusty czek, czy tam przelew, zamierzał sam na wszystko zapracować.
Pewnie, pracoholizm, nawet w najlepszych celach, mógł się skończyć źle, tak jak teraz. Mógł skończyć się czymś o wiele gorszym, mógł być permanentnym bólem pleców czy czymś takim. Jednak mając dwadzieścia pięć lat, o tym się tak mocno nie myśli. Jednak trochę wolnego, które już usłyszał, że dostanie i musi z niego skorzystać, na pewno dobrze mu zrobi. Fizycznie, bo psychicznie to trudno mu będzie się odnaleźć.
Jak to się mogło zdarzyć, że żart Ty'a nie zadziałał na jego żonę?! Przecież to zawsze działało, a także był to powód, dlaczego w ogóle się zaczęła z nim spotykać. A teraz mówi, że to nie zadziałało?! To było dziwne! Choć tym razem to ona go lekko rozśmieszyła tą groźbą. O Marnie można było wiele powiedzieć, ale nie to, że była groźna!
-Ała, Marnie-jęknął, bo go to zabolało, no i nie był przyzwyczajony do tego, żeby jednak żona się nad nim znęcała. No i nie widział powodu, będąc po raz kolejny podkreślam, ofiarą i pacjentem! Nawet nie zaprzątnął sobie głowy tym, aby powiedzieć, że wtedy to miał majtki na tyłku... Z resztą, skąd ona wiedziała, że teraz nie miał? Mogła to założyć, ale pewności pewnie nie miała. Nie powinna była mieć... -Szczerze? To nie wiem. Poszedłem do pracy, zacząłem się przebierać, a potem obudziłem się w karetce, z twarzą jakiegoś typka nade mną-Nie wiedział, kiedy zakręciło mu się w głowie, co to spowodowało, że wyrżnął orła, rozcinając sobie czoło całkiem mocno. Sprawił taki huk, że szybko go ktoś znalazł, wezwał karetkę, a potem to już wiadomo co było. -Tutaj pani Hargreeves się mną zajęła. Zadawała mi milion pytań, kazała zrobić mi wiele badań i pobrać wiadro krwi...-i tutaj się zawahał, bo choć Marnie była jego żoną i przed nią nie musiał się niczego wstydzić, to jednak przed kim jak przed kim, chciał być prawdziwym mężczyzną, takim męskim i w ogóle. -Noo i ten... -zawahał się i odwrócił wzrok do swojej żony, lekko się rumieniąc.

Marnie Clarke
Nauczycielka — Lorne Bay Community Kindergarden
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W życiu nie można było mieć wszystkiego, bo życie tak nie działało. Niestety. Marnie również nad tym ubolewała, ale potrafiła się z tym pogodzić. Oczywiście nie poprzestawała tylko na tym co miała, chciała więcej, chciała poprawić komfort swojego i Ty’a życia. Tylko równocześnie wiedziała, że to się nie stanie od razu. Zresztą, mieli dopiero po dwadzieścia pięć lat i mnóstwo czasu, by to swoje życie udoskonalić do tego stopnia, by obydwoje byli z niego zadowoleni. A zabieranie wnuków na wycieczki łódką mogło być równie satysfakcjonujące jak zabieranie na nie własnych dzieci. Może nawet trochę lepsze, bo jako dziadkowie mogliby trochę wnukom odpuścić, w końcu byliby od rozpieszczania, a nie od wymagania. I nie, ktoś taki jak on nie mógł mieć wszystkiego tylko nikt nie mógł mieć wszystkiego. Tyler może i miał duszę dziecka, ale nie był przecież głupi. Musiał zdawać sobie sprawę, że jeśli pozornie ktoś może mieć wszystko to znaczy, że nie ma najważniejszej rzeczy. Szczęścia i satysfakcji z życia. A Ty chyba nie chciał w ten sposób skończyć, prawda?
Wolne od pracy niekoniecznie musi od razu oznaczać, że Ty nie będzie nic robił. Marnie wiedziała, że jej mąż nie potrafi usiedzieć na tyłku nawet kilku sekund, więc zamierzała zapełnić mu ten czas atrakcjami, aczkolwiek niegroźnymi. Pracowała w przedszkolu, kreatywność w zajmowaniu czasu dzieci była u niej na porządku dziennym. A jeśli będzie miał cały ten czas zajęty, to i psychicznie będzie się w stanie w tym odnaleźć. Marnie nawet rozważała wzięcie urlopu na ten czas, ale chciała tą decyzję najpierw przegadać z mężem. Ostatnie czego chciała to być niańką Tylera, więc jeśli Ty jej powie, że poradzi sobie sam to go zostawi na te kilka godzin, kiedy sama będzie w pracy.
Ano mogło. Ty po raz pierwszy wystarszył ją tak naprawdę. Aż do momentu, w którym zaczęła myśleć o czarnych scenariuszach, że została wdową. Nic więc dziwnego, że kiedy się okazało, że nie ma zagrożenia życia to oprócz niewysłowionej ulgi poczuła również wściekłość. I dlatego żadne żarty Ty’a w tym momencie na nią nie działały. Pierwszy raz chyba doprowadził ją do takiej wściekłości, a i tak dawała jej upust tylko poprzez warczenie i szczypanie. A że majtek na sobie nie miał wiedziała, bo nie pierwszy raz była w szpitalu, ok.
Westchnęła ciężko, kiedy już Ty wyjawił swój wielki sekret, dlaczego nie odbierał od niej telefonów. Sięgnęła ręką po podbródek męża i skierowała w swoją stronę, tym samym zmuszając go, by na nią spojrzał.
- Nie mogłeś tak od razu? Obyłoby się bez tego bicia i szczypania, za co bardzo cię przepraszam - uśmiechnęła się delikatnie ze skruchą, bo zrobiło jej się głupio trochę, a przede wszystkim przykro, jak taki smutny obok niej siedział. Puściła jego podbródek i pokręciła głową.
- Ty, jesteśmy razem ponad dziesięć lat. Myślisz, że ja nie wiem o tych igłach? Myślę, że śmiało obydwoje możemy powiedzieć, że wiemy o sobie wszystko - a przynajmniej Marnie mogła tak o Ty’u powiedzieć.

Tyler Clarke
Ratownik na basenie — pullman pd sea temple resort & spa hotel
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tyler zdawał sobie sprawę z tego, że i tak ma naprawdę wiele w życiu, więc nie może narzekać. Wiedział również, że na wiele z tego sam zapracował, a nie była to łatwa praca. Nie miał bogatych rodziców, którzy podawali mu złotą grzechotkę. Nie to, że nie dostał nic, ani że niczego nie zawdzięczał rodzinie, bo to byłoby wielkie kłamstwo. Na niektóre osoby ze swojego najbliższego otoczenia mógł liczyć bardziej, na innych mniej. Jednak wiedział, że bez matki i bez Alexa, jego życie wyglądałoby inaczje. Tak samo jak bez państwa Fairweather, którzy również wspierali ich na tyle, na ile mogli. Miał swoją dumę, miał swoje ambicje - ale także jak każdy człowiek, miał swoje pragnienia i marzenia. I wiedział, że w innych okolicznościach przyrody byłby spełnione i teraz mógłby wybierać, czy chce śnieżnobiały grot, a granatowy fok, czy też może na odwrót, albo klasyczny wybór kolorów na ożaglowanie. Choć tak naprawdę, żagle to jednak nie była aż taka wielka kwota, więc jak już uda mu się kupić kiedyś kadłub, to stać go też będzie na żagle. Porównanie zdecydowanie mi nie wyszło, no ale cóż.
To bardzo miłe, że żona uważa, że okiełzna swojego męża, jego adhd, czy tam owsiki, jak zwał, tak zwał, bo potrafiła opanować gromadkę dzieci w przedszkolu. Dobrze, że tego nie powiedziała na głos, bo męska duma na pewno zostałaby urażona. Jeśli Marnie będzie chciała spędzić z nim czas, to nie ma problemu, wystawią sobie leżaki na taras i będą udawać, że są w pięciogwiazdkowym resorcie (przez jakieś pół godziny, jak Clarke'a zmorzy drzemka w trakcie). Co innego, jeśli kobieta będzie chciała pilnować męża, bo mu nie ufa. Niby to to samo a tak naprawdę to dwie, zdecydowanie różne sytuacje.
To warczenie i szarpanie to było tylko? Czy Ty powinien się zacząć martwić, że w normalnych warunkach, jak Marnie się wkurwi, to musi się bać o własne życie? To nie było tylko,, to było AŻ, a dodatkowo totalnie nieusprawiedliwione! No co miał zrobić, skoro był w szpitalu? Przecież był zajęty! Robiono mu badania, katowano go igłami! To nie tak, że siedział sobie na kawce i unikał kontaktu z żoną!
-Marnie, wybacz, ale trochę zależało mi na tym, by przeżyć...-on przede wszystkim nie chciał, ale także nie umiał się kłócić. Wiedział, że czasem to oczyszcza atmosferę i tak dalej, ale jeśli wiedział że coś zrobił źle, to spuszczał głowę i przepraszał. Tyle, że w tym momencie nie miał sobie nic do zarzucenia tak naprawdę, to Marnie trochę panikowała.
-To w takim razie skąd te pomysły? Że leżąc w szpitalu akurat wpadłbym na pomysł, że to najlepsza okoliczność na to, aby zapomnieć, że mam żonę, jedyną kobietę, która kiedykolwiek mnie interesowała, a w dodatku kocha mnie mimo wszystkiego-przecież nie powie jej, że mimo JEGO WAD, bo on takich nie miał, prawda?-I wykorzystywać to na flirtowanie z pielęgniarkami? Jestem pewien, że mdlejąc na ich oczach przez igłę, czy z rozbitą głową, byłem kąskiem, jakich nie widują na co dzień-westchnął. Skąd w ogóle taki pomysł? Czy on dał jej kiedykolwiek jakiś powód, by podejrzewać go o niewierność? Albo oglądanie się za innymi panienkami? Nie, on był ludzkim wcieleniem Hachiko, psa o którego wierności kręcono filmy. Nie, to było tak bez sensu, że to Marnie musiałaby się uderzyć w głowę, by coś takiego pomyśleć! -Niepotrzebnie się tak o mnie martwisz, skarbie. Koniec końców, wszystko jest okej-powiedział. No, miał jakieś tam lekkie wstrząśnienie mózgu, potrzebował odpoczynku i wpompowywano w niego różne leki, by poprawić jego stan. Nie było obawy o jego życie, czy nawet zdrowie. Przynajmniej na ten moment.

Marnie Clarke
Nauczycielka — Lorne Bay Community Kindergarden
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To też nie było tak, że Marnie ciągle go sprowadzała na ziemię i stopowała. Podobało jej się, że Ty mimo wszystko zachowywał entuzjazm i pogodę ducha i czasem myślała sobie, że bez tego pracoholizmu i chaosu wokół siebie nie byłby wcale tak uśmiechnięty jak zawsze był, a ona przecież ten uśmiech kochała. Plus, przyzwyczaiła się już jednak do snucia z nim marzeń, nawet jeśli wiedziała, że niekoniecznie ziszczą się one w najbliższym czasie. Nie zamieniłaby swojego męża nawet na takiego z pieniędzmi, który mógłby dać jej wszystko i miała nadzieję, że Ty o tym pamiętał. Wiedzieć musiał, bo inaczej nie byłoby między nimi zaufania, a bez zaufania nie stanowiliby tak zgodnej i dopasowanej do siebie pary. I to przez dziesięć lat!
Oczywiście, że mu ufała! Dobrze, może po tej akcji ze szpitalem gdzieś z tyłu głowy będzie miała scenariusze, że jak tylko go zostawi to zaraz znowu coś się stanie i za drugim razem na serio może tą wdową zostać, ale bez przesady. Nie była jakimś control freakiem, co to musi kontrolować dosłownie każdy aspekt nie tylko swojego życia ale i życia wszystkich wokół. Bardziej chodziło o to, że Ty nie był przyzwyczajony przez tak długi czas siedzieć w domu i to jeszcze na dodatek sam, bo przecież wszyscy na około niego pracowali normalnie. Marnie wiedziała, że jej mąż potrzebował zajęcia i nie lubił siedzieć na tyłku i nic nie robić, a dom mieli zadbany, więc też niekoniecznie mógłby zająć się chociażby jakimiś naprawami. Dlatego pomyślała o tym urlopie, żeby mu po prostu dotrzymać towarzystwa. I nie był to w sumie taki głupi pomysł. Wybrać dłuższy urlop kiedyś musiała, a nie zanosiło się na to, by mieli gdzieś wyjechać, więc dlaczego nie wziąć go teraz? Mogliby przy okazji skorzystać z sytuacji, w której Ty nie pracuje i spędzić ten czas tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie, dwadzieścia cztery na siedem. Zdecydowanie musiała poruszyć ten temat z mężem.
Marnie przygryzła dolną wargę i spuściła wzrok na swoje kolana. Złość i cały spowodowany nią animusz zupełnie jej przeszły, natomiast teraz poczuła nie niewyobrażalnie głupio, zwłaszcza po słowa Tylera. Kto by pomyślał, że dzisiaj to on okaże się rozsądniejszy od niej? I kto by pomyślał, że z nich dwóch to Marnie ma zadatki na histeryczkę.
- Powiedziałam tak w złości, ale to nie jest żadna wymówka. Przepraszam - odezwała się po chwili, patrząc Ty’owi w oczy. Gdyby Ty nie był jej mężem, nie spojrzałaby mu nawet w twarz, tak bardzo głupio jej teraz było. Ale że nie był jakimś randomowym typem chciała, żeby wiedział, że mówi szczerze. Dlatego na niego spojrzała, chociaż od razu poczuła jak jej policzki napływają rumieńcem.
- Zawsze będę się o ciebie martwić. Może nie będę urządzać już takich histerii - uśmiechnęła się lekko, ale równocześnie znowu chciało jej się płakać na myśl, że jakimś cudem stan Ty’a mógłby być gorszy i zamiast rozmawiać teraz tutaj musiałaby oglądać jego ciało w kostnicy, więc wyszedł jej bardziej grymas niż faktyczny uśmiech.

Tyler Clarke
Ratownik na basenie — pullman pd sea temple resort & spa hotel
25 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tyler nie dawał się zbić z pantałyku zbyt szybko, niezależnie od tego, jak bardzo kopało go w tyłek. Bo robiło to od czasu do czasu. Może nawet się krzywił, czy przewracał oczami, ale tak naprawdę uśmiech z jego twarzy i to naiwne podejście do życia się nie zmieniało. Taki już był i jak widać, właśnie takiego Marnie go kochała. A tak naprawdę, to tylko jej zdanie się liczyło. Bardziej niż zdanie jego matki, czy jego brata. Bo zdanie jego ojca totalnie się nie liczyło - bo nie był taki, jak pan Clarke sobie wymarzył i chyba bardziej cenił swojego pasierba, niz własnego syna. Co było dość przykre, ale to Tylera również nie ruszało. Dla własnego zdrowia psychicznego.
Ty marzył o tym, aby mieć pieniądze na to, aby spełniać marzenia swoje i swojej żony - z tym się nie krył. Tylko on należał do ludzi, który zamiast narzekać, że ich nie ma, po prostu zakasywał rękawy i zabierał się do pracy. Dzięki temu, nie dość, że mieli za co żyć, to nawet mieli co nieco odłożone na czarną godzinę. A to było już coś, bo jako prawdziwy mężczyzna, czuł potrzebę, aby zapewnić byt i to dobry byt swojej ukochanej i przyszłym dzieciom.
W sumie, to mogli spędzić ten czas razem. Pewnie w związku z jego wypadkiem nigdzie się nie wybiorą, a miło by było spędzić urlop poza domem, ale oni należeli do tych par, którzy mogą spędzać czas ze sobą niezależnie od miejsca i czasu, a będą zadowoleni i będą się dobrze bawić. Nie za często mieli na to okazję, więc to totalnie mogła być dobra okazja. I widać, że nawet z najtrudniejszych sytuacji w życiu mogą wyjść pozytywne rzeczy.
-Kochanie, nie jestem zły... Po prostu nie rozumiem skąd taki pomysł-powiedział do żony. Nie zamierzał robić jej afery o to, mu nie ufa, że podejrzewa, że może podrywać panienki na lewo i na prawo, czy coś w tym stylu. Po prostu nie wiedział, skąd się to wzięło. Ani dlaczego. Czy naprawdę sądziła, że wymieniłby ją na lepszy model? Taki przecież nie istniał.
-Miło by było. Przyniosłaś mi majtki? Pójdziemy do kafeterii? Umieram z głodu...-skoro już wyjaśnili sobie wszystkie poważne tematy, które wisiały niczym topór nad ich głowami, można było przyjść do tych równie ważnych, ale mniej poważnych. Tylerowi nie podobało się to, że czuł wiaterek na pośladkach, a też chciał się przejść do kafeterii i cóż, bez majtek nie zamierzał tego robić. Na całe szczęście, nie musiał być pacjentem zbyt długo, co mu totalnie nie pasowało. Następnego dnia, z pięknym szwem nad brwią i opatrunkiem, mógł już wrócić do domu, aby spędzić czas z Marnie.

Marnie Clarke

/zt x2
ODPOWIEDZ