właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
012.
Była to niemal niema umowa między nimi wszystkimi. Nie musieli o tym zbyt długo rozmawiać by ustalić, że nie będą obchodzić rocznicy śmierci Claya, a zamiast tego jego urodziny. Pasowało to zdecydowanie bardziej do najstarszego z Reddingtonów. I mieli się nie smucić. Tak powiedział tym z nich, którzy byli obecni wówczas na miejscu duchem, nie tylko ciałem. Ckliwe, nawet jak na standardy Aldreda, który miał nieco wyższy próg “bólu” pod tym względem w porównaniu do, na przykład, takiego Marcello.
To właśnie z nim umówił się, żeby oddać się wspólnie czynnościom, które Clay uwielbiał i w pełni aprobował. Wydawało się to właściwym sposobem by uczcić jego pamięć i były to jedne z niewielu rzeczy, które ich trójkę łączyły, poza blond czuprynami i problemami z angażowaniem się w długotrwałe relacje romantyczne. Marcy pod tym względem i tak miał nad nimi przewagę, ale zakończoną dość nieprzyjemnie (oczywiście o tym nie rozmawiali, Red dostał tylko suchą informację, na którą odpowiedział współczuciem i chęcią pomocy, ale na tym się skończyło, jak to zwykle między nimi). Miał deskę pod pachą, torbę na ramieniu, małą lodówkę turystyczną wypełnioną Coroną i limonkami w ręce i zmierzał do ich ulubionego kawałka plaży, gdzie dało się wygodnie rozłożyć na dwóch sąsiadujących palmach. Red miał bardzo dużo wspomnień związanych z tym miejscem i nie potrzebował rocznicy urodzin brata by je wspominać, ale dzisiaj tym bardziej lgnęły mu do głowy. Rozłożył swoje graty pod jednym z drzew i wyciągnął dwa piwa, żeby być gotowym na nadejście Marcello. Co stało się po kilku minutach. W ramach powitania wyciągnął w jego stronę butelkę z ćwiartką limonki w szyjce, tak jak Clay lubił najbardziej.
Cześć — rzucił jeszcze i uśmiechnął się do niego lekko. Nigdy nie byli ze sobą blisko, ale nie oznaczało to, że Red go nie lubił. Po prostu nie zostali najlepszymi ziomeczkami nigdy. Nie kłócili się za dużo, bo to by wymagało rozmów. A oni rzadko je ze sobą prowadzili. — Zarąbistą pogodę mamy dzisiaj — zwrócił uwagę i choć w innych okolicznościach rozmowy o pogodzie były dość pustym wypełnianiem czasu, przy surfowaniu warunki meteorologiczne stanowiły dość ważną sprawę. A to temu mieli się oddać jak już wypiją to pierwsze piwko. Na którym raczej nie skończą.

marcello f. reddington
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
013.
Sporo umów w tej rodzinie było niemych, a przynajmniej ze strony Marcy’ego tak się bardzo często zdarzało. Ustalanie czegoś z rodzeństwem było o tyle łatwe, że znali go na tyle, aby umieć rozpoznawać jego bardzo proste, choć jednocześnie trudne w odbiorze, metody komunikacji i nie wymagać od niego jakichś wywodów, na które rzadko kiedy było go stać. I to nie tak, że uważał, że ustalenie tego, jak uczczą pamięć ich brata było dla niego tematem nieistotnym, więc szkoda było tracić energię na dyskusję, nic z tych rzeczy. Po prostu taki był. Tak jak Clay był typem, który kazał im się nie smucić, że go już z nimi nie ma. Patrząc z boku byli naprawdę specyficzną mieszanką genów swoich rodziców, bo każde z ich dzieci miało jakieś cechy wspólne, które jednak dość mocno przykrywały wszystkie te aspekty, które czyniły ich tak skrajnie od siebie różnymi, domiując ich osobowości.
Czasami naprawdę chciał to umieć. Rozmawiać z ludźmi na tematy, które w nim siedziały, może nawet się pożalić na to, że życie zbyt często bywa chujowe i stanowczo zbyt dużo się w nim dzieje. I na to, że się miotał, bo kompletnie nie wiedział, jak pogodzić to wszystko, czego chciał i czego chcieli od niego inni (albo tak mu się tylko wydawało, bo tak naprawdę sam narzucał sobie samemu chore wymagania). Na razie jednak niestety, było to na tyle trudne, że same próby okazywały się męczące. Wątpił niestety, że to spotkanie będzie jakieś diametralnie inne, jednak nie obnosił się (a przynajmniej starał się) ze swoim sceptycznym nastawieniem. Szczególnie że przecież i tak nie chodziło tutaj o niego. Dlatego gdy znalazł się na miejscu, skinął do brata głową, odkładając swoje rzeczy i przyjmując od niego butelkę. Sam miał zdecydowanie mniej wspomnień z Clay’em z okresu dorosłego życia, z dzieciństwa pewnie też, bo jednak nie spędzał z braćmi aż tyle czasu, ile oni sami spędzali w swoim towarzystwie — różnica wieku między nimi była na tyle znacząca, aby było to całkiem naturalne.
Cześć — przywitał się również i nawet posłał mu coś na kształt uśmiechu. Takiego, który trudno zobaczyć pewnie. — Tak, to prawda. Zapowiada się naprawdę przyjemne pływanie — przytaknął, przyglądając się przez chwilę falom. — Za Claya — uniósł butelkę, wyciągając ją w kierunku brata, aby mogli stuknąć się lekko szyjkami, zanim się napili.

aldred reddington
ODPOWIEDZ