dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Ostrożnie, niby bezwiednie i przelotem, zatrzymywał na nim spojrzenie.
Kiedy Othello zaglądał do nadmiernie oświetlonej kuchni, do której za poleceniem lekarza przytargali wszystkie podłogowe, dekoracyjne lampy i które rozmyślnie ukierunkowali na blednącą na kuchennym blacie, wątłą i umierającą osobę — tak, aby mężczyzna pochylający się nad nią od niecałej godziny, niczego przypadkiem nie przeoczył. Lounsbury przychodził tylko na kilka minut, wymieniał się z doktorem medycznymi terminami, starał się go uspokoić, a później wracał do człowieka, któremu zakazano wstępu do kuchni. Do człowieka, który przytaszczył do domu umierającego bruneta o niebieskich oczach i który, jak Achilles mógł być już całkiem pewien, kiedyś odgrywał w życiu Othello szczególną rolę.
Wracał do niego, żeby kłaść mu dłoń na ramieniu, żeby przesuwać nią w umiarkowanym, uspokajającym rytmie po jego plecach i żeby zapewniać, że wszystko będzie dobrze. Chilly dosłyszał owe obietnice i dostrzegł ciepłe, konfidencjonalne gesty, kiedy od czasu do czasu, kierowany instrukcjami lekarza, wybiegał do poszczególnych pomieszczeń i w rozgorączkowaniu szukał czegoś, co mogło — ale nie musiało — uratować życie niebieskookiemu mężczyźnie.
Od kilku minut jednak nie pomagał.
Kruczoczarny, zbudowany jak żołnierz mężczyzna, stawiający się u progu drzwi jakiś czas temu przejął wszystkie achillesowe obowiązki — z uniesionym, rozjątrzonym głosem wymieniali się wzajemnie uwagami, przepychali w wiedzy chirurgicznej, aż w końcu Cosgrove zdecydował się wtrącić, że gdyby jednak go potrzebowali, mają zawołać.
Wychylając na korytarz, już obok najbliższego wykroju ściany napotkał na pochyloną na krześle, skrywającą twarz w dłoniach sylwetkę. Bruce, jak to zwracał się do niego Othello, nie wydawał się histeryzować — nie lamentował dźwięcznie nad konającym w kuchni niebieskookim brunetem, ani nie okrywał się bladością typową dla papieru pisarskiego, albo mlecznej mgły; nie wyglądał, jakby za moment miał osunąć się na podłogę i utracić przytomność.
Po prostu nie mógł tu wytrzymać.
Martwił się, a zamartwianie nie przychodziło mu łatwo.
Chyba do tego nie nawykł.
Kiedy Achilles wychodził, mężczyzna uniósł gwałtownie twarz i skierował całe pełne nadziei oblicze w jego kierunku. — Cały czas się nim zajmują, po prostu póki co mnie nie potrzebują — wyszedł z wyjaśnieniami jeszcze przed usłyszeniem pytania. Bruce skinął głową. Othello stał tuż przed nim. Achilles na niego nie spoglądał. Niewiele rozmawiali po tym, co wydarzyło się nad ranem w jego sypialni.
— Gdyby było mi coś poważnego, na pewno objawiłoby się do tej chwili — odrzekł ze zniecierpliwieniem, nawiązując do słów lekarza, który nie chciał wpuścić go do kuchni — nie chciał przyjąć jego pomocy, bo Bruce nie był obiecujący ze swoim niepewnym stanem zdrowia. Gdyby zasłabł w trakcie przytrzymywania cassiusowego ciała, gdyby drgnął w momencie, w którym Walter sunął ostrzem niedaleko bijącego serca, tylko pogorszyłby sytuację.
Teraz jednak nie pragnął siłą wedrzeć się do zamkniętego pomieszczenia, domagając się zgody na pełnienie funkcji pielęgniarza-amatora. Oceniał swój stan zdrowotny, bo dłużej nie mógł tu usiedzieć.
— Muszę tam wrócić. Zrobić coś z tymi ludźmi, dowiedzieć się, kto dokładnie ich wysłał, może coś przy sobie mają. Zetrzeć po nas wszystkie ślady — zadecydował z nieco zbyt wzburzoną stanowczością, by wziąć ją za w pełni przemyślaną i rozsądną decyzję. Stan jego zdrowia nie był zresztą wcale tak pewny, jakby tego pragnął. Adrenalina potrafiła schodzić z organizmu nawet kilka godzin. Achilles coś o tym wiedział.
Mogę pojechać z tobą. Mam w tym poniekąd doświadczenie. Pewnie mniejsze niż ty, ale jednak — zaoferował szybciej, niż zdążył przeanalizować propozycję w głowie. Oczywiście nie powinien wtrącać się w cudze zatargi. Gdyby żył jeszcze Philemon, albo gdyby Celeste dopiero trawiła (a nie — strawiła) choroba, odmówiłby bez zawahania, wiedząc, że tak ryzykowne decyzje odbiłyby się nie tylko na nim. Że nie tylko on, ale i ważne dla niego osoby, miałyby zbyt wiele do stracenia. Teraz jednak posiadał naprawdę niewiele. Jedynie swój rodzinny dom w Tingaree, przypominający raczej daczę, a także, poniekąd — ten budynek, choć tylko krótkoterminowo. Othello także, jeśli w ogóle, posiadał krótkoterminowo. Nie miał już przyjaciół; nie tych, na których prawdziwie mu zależało, ani nie miał już pracy. Nie miał także pojęcia, co robić dalej — w tej przestronnej, niepewnej przyszłości, którą musiał jakoś zapełnić. Mógł więc zacząć od tego.
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Każde kolejno wypowiadane zdanie oddalało go od granic poranka; najpierw po prostu odsuwało go od wszystkich niezręczności, aż w końcu trawiło je mimowolne zapomnienie. Wynikające nie z wygody, lecz konieczności: Othello być może po raz pierwszy uczestniczył w zdarzeniach wściekle problematycznych, jednocześnie myśląc o swojej moralności (czy nie brał nagle udziału w przestępstwie?) i wygodzie (czy nie łatwiej byłoby wszystkich wyprosić?); kwestionowanie udzielanej pomocy było jednak na tyle absorbujące, że Theo począł mijać Achillesa tak, jakby nie wydarzyło się między nimi nic złego, i może czasem też tak, jakby nie wydarzyło się między nimi nigdy nic; jakby Cosgrove po prostu dzielił z nim ten sam dom, jakby nigdy wcześniej nie oglądali się nago.
Dopiero poddając w wątpliwość brutusowy stan zdrowia, bezgłośnie przyglądając się jego rozmowie z Achillesem, poczuł cały omijany ciężar ich spraw. I chociaż zdawało się to śmiesznym incydentem w obliczu otaczających ich spraw, Othello rozjuszył się na tyle, by obdarzyć Brutusa wściekłym spojrzeniem; chociaż nie powiedział wciąż niczego, łaskawie zatrzymując targające nim pretensje dla siebie. — Masz doświadczenie, Achilles? — powtórzył, a potem dodał pospiesznie: poczekaj tutaj, wierząc, że Bruce nie zignoruje jego żądania. Pochwycił tymczasem achillesowe ramię — nie mocno, lecz z odpowiednim wyczuciem — i poprowadził go do jednego z oddalonych, wolnych pokoi. — Nie zamierzam mówić ci, co masz robić; nie uważam, żeby było to w porządku. Ale muszę przyznać, że wolałbym, żebyś nie angażował się w te sprawy; żebyś zrobił coś, czego nie uda się wymazać — nie próbował nawet ukryć, że się martwi; nie obchodziło go dotąd nic, nie drżał w obawie o życie któregokolwiek z mężczyzn znajdujących się w domu. Dopiero skaza mogąca zniekształcić achillesowe życie zmusiła go do buntu. Przekręcił zamek w drzwiach, bo wszystko inne wydało się mu nieistotne; przecież mieli te własne sprawy, niewyjaśnione problemy, których rytm zaburzono bez skruchy. — Przepraszam za to, co powiedziałem wcześniej; wcale tego nie chcę. Żebyśmy po prostu się przyjaźnili — powiedział, opierając się o ciężar zamkniętych drzwi. Zasługiwali na ten czas tylko dla siebie, nawet jeśli wszechświat zdawał się płonąć.
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Zatapiające się w materiale koszulki palce; niespiesznie i delikatnie, jak okrywana plażowym piaskiem skóra, kiedy stało się tuż u brzegu morza, targnęły nim silniej i zdecydowanie skuteczniej, niż pytanie, jakim ledwie chwilę wcześniej zrzucono nań wszystkie swoje wątpliwości. Achilles zamarł w przekornym bezruchu, skoncentrował ciężar całego ciała wyłącznie w nogach, które odmawiały stawiania kroków, jakby siłą próbował przytwierdzić się do podłoża, aż w końcu — raptem dwa oddechy później — odpuścił. Nawet jeśli zamierzał odejść, czy to krótkoterminowo z Brutusem, czy w trwałej samotności, należała im się ta ostatnia, jak zakładał — niezwykle niekomfortowa rozmowa, której przestrzeń mieli wyścielić po domknięciu się drewnianych, minimalistycznie rzeźbionych drzwi; niemogących przecież wyróżniać się od ekscentryczności reszty wymyślnego umeblowania, bibelotów i całokształtu pomieszczeń.
Jesteś okrutnie niegościnny — skonstatował wraz ze zgrzytem przekręcanego w zamku klucza, doprawiając kaskadę dźwięków grymasem niezupełnie szczerego, niezupełnie zgrabnego uśmiechu. Nie przeszkadzało mu jednak ani to, w jaki sposób pożegnali przed momentem mężczyznę, któremu zależało przecież na czasie i na cudzej — na jego — pomocy, ani nawet to, jak dał poprowadzić się Othello; jakby w pewien sposób był jego własnością, pozbawioną zdania i być może nawet woli. Przeszkadzał mu wyłącznie sposób, w jaki ciało wciąż reagowało na jego dotyk, przeszkadzało napięcie, które odczuwał za każdym razem, kiedy w pokoju nie znajdował się nikt, oprócz nich dwóch.
Widzisz przecież, w jakim jest stanie. Ktoś powinien z nim jechać — spostrzegł beznamiętnie, wpatrując się w sylwetkę wyścielającą przejście, w drzwi, które zostały przed resztą osób — a może i przed nim — zablokowane. — Och, tak myślę. Przecież mogę nie wrócić. Nie możemy żegnać się zbyt chłodno — odrzekł ostentacyjnie ostrzegawczym, złowróżbnym tonem; uśmiech jaśniejący na jego twarzy nabrał ciepła, którego poskąpiono mu ledwie kilka słów wcześniej. Był zanadto znużony przebiegiem dzisiejszego dramatu, by odszukiwać w sobie drobiny dawniej nagromadzonego gniewu — tego, którymi poprzysiągł sobie traktować temat, jaki zamierzał właśnie poruszyć. — Theo, ja… Ja nie robię tego często. T e g o akurat nigdy, ale nie miałbym nic przeciw, gdyby nam nie przeszkodzili — wzrok, złączony z drobnych, hebanowych źrenic i tęczówek przywodzących na myśl ciemną czekoladę, zamiast na obliczu mężczyzny, skupiał się teraz na wyszukiwaniu niedociągnięć pędzla na ścianach, nietrwałości zdobień i wyżłobień desek podłogowych.
ODPOWIEDZ