wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
004.
Każdej nocy
Chociaż milczę, to wiesz
Nie tęsknię mniej
Jak to zrobić? Jak nie myśleć?
Może wiesz
Usłyszawszy dźwięk parkującego auta na podjeździe, uniosła wzrok zza książki. Nie spodziewała się gości, natomiast o incydencie z dzisiejszego dnia i śpiących w jej salonie dwóch mężczyznach udało jej się szybko zapomnieć. Dopiero gdy ostatnim tchnieniem dzisiejszego dnia praca jej mózgu wskoczyła na odpowiedni poziom, przypomniało się jej, że jednym z jej dzisiejszych lokatorów jest przecież pan Howell - od jakichś kilku godzin najlepszy przyjaciel jej ojca. Ella odłożyła książkę na blat kuchennego stołu i przyłapała się na tym, że pierwszą czynnością jaką tuż po tym zrobiła było sprawdzenie swojego odbicia w lustrzanym froncie jednej z szafek. I zanim dotarło do niej, że to co robi jest niepoprawne, zdążyła wsunąć za ucho niesforny kosmyk swoich blond włosów, który w jej mniemaniu psuł jej dzisiejszy wygląd. Tak jakby niechlujny kok na czubku głowy i przetarte, stare ogrodniczki nie sprostały już temu wyzwaniu.
Wstała od stołu słysząc dzwonek do drzwi. Doskonale wiedziała, że jego dźwięk nie miał szans wzruszyć jej gości, ponieważ nalewka pana Bradforda działała lepiej niż niejeden środek nasenny. Jedyną oznaką sprzeciwu wobec nachalnego, nieoczekiwanego dźwięku było głośniejsze chrapnięcie jej ojca. Nigdy nie sądziła, że ich role się odwrócą; szykowała już na jutrzejszy poranek odpowiednią pogadankę, mającą na celu umoralnić mężczyznę i dać mu ostatnią szansę na poprawę. Zupełnie tak samo, jak on dawał jej gdy była dzieckiem.
Nacisnęła klamkę i szybkim ruchem otworzyła drzwi. Wiedziała, że będzie musiała wytłumaczyć się z zaistniałej sytuacji, ponieważ przekazane sekretarce słowa: ojciec, awantura, pani Sawyer i rabatki, mogły niewiele mu mówić. Zresztą ułożenie z nich jakiejś logicznej całości graniczyło z cudem. Całe szczęście, że adres przekazała bezbłędnie, ponieważ i to było utrudnione podczas przewożenia dwóch nietrzeźwych osobników w aucie.
- Cześć. - przywitała Lance'a bladym uśmiechem, natomiast ruch jej ręki wskazywał, że zaprasza go na krótką pogawędkę. - Usnęli jakieś pół godziny temu. Nie wiem czy uda Ci się go dobudzić, aby wrzucić w auto. Może lepiej przeczekać? - była pewna, że godzinka snu dobrze zrobi panu Howellowi. Z doświadczenia wiedziała, że szarpanie się z nietrzeźwym, śpiącym mężczyzną nigdy nie owocowało czymś dobrym. Nie żeby miała jakieś wielkie doświadczenie w tym temacie; po prostu podobne incydenty zdarzały się jej byłemu partnerowi. Jednak sporadycznie, a przynajmniej tak usprawiedliwiała go przed znajomymi, którzy nie widzieli absolutnie sensu w tej relacji. Jak widać pozwoliła ona jej jednak nieco więcej dowiedzieć się o charakterystyce osób odurzonych nalewkami i wiedzę tą mogła wykorzystać podczas dzisiejszego dnia.
Lance, w jej mniemaniu, wyglądał dobrze. A na pewno lepiej niż zakładała, biorąc pod uwagę okoliczności, w których ostatnio ich drogi się zeszły. Wprawdzie minęło już kilka dni i zdążyła już poznać aktorską stronę Howella, jednak trzymał się nieźle - nawet biorąc pod uwagę to, że mógł udawać. Skłamałaby gdyby stwierdziła, że nie korciło ją, aby do niego napisać. Chciała wiedzieć jak się miewa i czy jego mobilność się poprawiła. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że przecież nie chciała go widywać, byłoby to nie na miejscu. - Masz ochotę na herbatę? - zaproponowała, na wypadek jakby jednak zechciał zostać.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kiedy otrzymał w końcu wiadomość od swojej sekretarki był nieco zmieszany. Nie miała ona dla niego większego sensu, a dziewczyna też nie była w stanie niczego wyjaśnić. Cały dzień miał dość zabiegany i trudno go było złapać. Jego asystentka miał dodatkowy numer, z którego miała do niego dzwonić gdyby zaistniała jakaś sytuacja kryzysowa. Jeśli go nie użyła, znaczyło to tylko tyle, że nie stało się nic, co sprawiłoby, że musi rzucić wszystko i wsiadać do samochodu. Dlatego pod dom Elli podjechał dopiero późnym wieczorem. Gdyby nie chodził o jego ojca pewnie wysłałby kogoś innego. Starał się jednak trzymać pewien dystans od swojej byłej dziewczyny. Nie chciał przypadkiem spotkać się tutaj z Anthonym i wyobrażać sobie co też mogli robić w jej domu każdego wieczora. Pewne rzeczy były jednak ważniejsze. Jeśli chodziło o jego ojca, musiał zrobić to wszystko osobiście. Więc nawet jeśli natknie się na swojego byłego aplikanta, jakoś to zniesie. Będzie milutki, zabierze problematycznego staruszka i wróci do siebie.
Nie myślał, że przyjdzie jeszcze kiedyś czas, kiedy stanie u progu tego domu. Może nie mieli tutaj żadnych szalonych wspomnień, ale zdarzało się tutaj odwiedzić jej dziadków kilkukrotnie. Oni nie byli do niego aż tak negatywnie nastawieni co jej rodzice. Można powiedzieć, że dawali mu chociaż szansę. Przynajmniej tak mu się wydawało. Kto wie, czy w domowym zaciszu nie opowiadali o nim najgorszych historii. Dziwnie było stać tutaj, teraz żeby odebrać swojego ojca. To nie miało żadnego sensu.
- Hej. - uśmiechnął się do niej uprzejmie wchodząc do środka - Usnęli? Dlaczego to brzmi jakbym odbierał od Ciebie dziecko po jakichś zabawach? - przewrócił oczami bo to naprawdę brzmiało to co najmniej irracjonalnie.
Jego ojciec był chory. Nie powinien był pić. Do tego z jej ojcem? Wydawało mu się, że za sobą nie przepadali. Inaczej, na pewno za sobą nie przepadali, gdy wyjeżdżał z Lorne ze swoją mamą. Ojciec nigdy nie wspominał, że zakumplował się z ojcem jego eks, który przecież był do niego tak negatywnie nastawiony. No właśnie, do niego. Może po tym jak nie było już go w obrazku mieli szansę wyjść na drinka i okazało się, że mają wiele wspólnego? Najwyraźniej ta przyjaźń utrzymywała się po dziś dzień, skoro właśnie spali razem na tej samej kanapie. Wyglądało na to, że to on był, a może nawet jest, tym elementem, który psuje wszystkie relacje. Złapał się pod bok i pokręcił tylko głową z dezaprobatą głośno wzdychając. Na szczęście jego żebra nie bolały już przy każdym oddechu, tylko przy większości ruchów. Zadrapania na twarzy też już nie były takie czerwone. All in all, nie wyglądał już tak źle.
- Nie, dziękuję. Postaram się nie zabawić tutaj zbyt długo, ale co się stało? Asystentka nie potrafiła mi nic powiedzieć. - zapytał przechodząc za nią do kuchni - Nasi ojcowie są teraz, co... najlepszymi przyjaciółmi? - usiadł przy stole z lekkim grymasem.
Zupełnie nie rozumiał, co się tutaj dzieje w tym momencie. Jakim cudem siedzi właśnie w kuchni swojej byłej rozmawiając o tym, co ich nadal łączy. Bo wygląda na to, że więcej niż do tej pory zakładali.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Cała ta sytuacja mocno ocierała się o komizm. Gdyby ktoś jeszcze wczoraj powiedział jej o okolicznościach ich dzisiejszego spotkania, popukałaby się w czoło. To, co wydarzyło się na urodzinach pana Bradforda, zupełnie nie pasowało do jej ojca. Obraz pana Howella, który tkwił w jej głowie, także nie miał nic wspólnego z imprezowym stylem życie. Sam fakt, że obaj panowie znaleźli nić porozumienia, był nieco niepokojący. Takie sytuacje mogą wskazywać na to, że nieuchronnie zbliżał się koniec świata.
- Niewątpliwie panowie dobrze się dziś zabawili. - zapewne nie klockami i samochodzikami, jednak ubaw mieli przy tym podobny. Lance powinien żałować, że nie załapał się na widowisko, o którym już za chwilę przyjdzie mu się dowiedzieć z ust osób trzecich. Mógłby wtedy wypominać ojcu tę żenującą sytuację przy najbliższej nadarzającej się okazji. Ella planowała właśnie tak uczynić.
Nie była rozczarowana gdy odmówił wspólnej herbaty. Zdążyła już poznać jego nową, zaborczą stronę. Mocno wziął sobie do serca jej prośbę, co pokazywał przy każdej możliwej okazji. Może jednak krótki pobyt w jej domu był spowodowany czym innym? Może to nie natrętność jej osoby powodowała jego niechęć do wspólnego czasu, a ktoś z kim ten czas chciałby spędzać. Ella szybko odgoniła od siebie jednak myśli od innej kobiecie, nie mając zamiaru zamartwiać się domysłami. Wiedziała, że priorytetem w aktualnej sytuacji było nakreślenie okoliczności, które ponownie skrzyżowały ich drogi. Tak więc gdy weszli do kuchni, a Lance zajął miejsce przy stole, ona wyjęła z szafki jeden kubek, do którego wrzuciła torebkę z owocową herbatą. Nie miała zamiaru rezygnować z tego rytuału tylko dlatego, że jej dzisiejszy gość nie przyjął propozycji. Nacisnęła przycisk elektronicznego czajnika wprawiając go w ruch, a sama w końcu odwróciła się przodem do gościa, opierając biodra o blat kuchennego segmentu. - Od jakichś kilku godzin są nawet bratnimi duszami, które połączyła nienawiść do jednego człowieka. - przewróciła teatralnie oczami, chcąc zrobić odpowiedni wstęp. Przecież nie mogła od razu podać mu wszystkiego na tacy, niech się delektuje abstrakcją dzisiejszych wydarzeń, tak jak ona. - Nasi ojcowie spotkali się na urodzinach pana Bradforda. Ten, mistrz eliksirów i nalewek, poczęstował ich kilkoma wyrobami. - ona także przedstawiała mu wersję, którą zasłyszała od osób trzecich. Miała więc nadzieję, że nie zboczy zbytnio z drogi i wszystko będzie zgodne z prawdą. - Panom przypomniało się, że pięć milionów lat temu, gdy obaj byli nastolatkami, podkochiwali się w pani Sawyer. Pech chciał, że ich trzeci kolega - Thomas Doherty - podebrał im obiekt westchnień. Ich zdaniem bezczelnie i z premedytacją. Więc postanowili wyrównać rachunki. - zatrzymała się na chwilę, chcąc upewnić się czy Lance nadąża. Starała się jak najlepiej oddać dramaturgię tej sytuacji i emocje, jakie towarzyszyły obu panom gdy próbowali usprawiedliwić swoje postępowanie. - Pojechali więc do pana Thomasa rowerem. Jednym. Obaj, razem. - w tym momencie jej opowieść przerwał pstryk, zwiastujący koniec gotowania wody. Stąd też musiała na chwilę zająć się zalaniem swojej wieczornej herbaty. - Tam podeptali mu rabatki, wyrwali dwa szczeble z płotu, nazwali kilkoma ładnymi określeniami i tym sposobem ściągnęli na siebie uwagę sąsiadów. - chwyciła za ucho od kubka, aby przenieść go na kuchenny stół, przy którym po chwili także zajęła miejsce. Miała świadomość tego, że jej słowa brzmiały jak nieśmieszny żart, jednak taka była prawda. Sama prosiła o kilkukrotne powtórzenie tej opowieści przez pana Bradforda i sąsiadkę pana Doherty.
Chuchnęła kilkukrotnie na rozgrzany płyn, aby go nieco ostudzić. Nie chciała narazić się na poparzenia przez zaangażowanie się w zdawanie relacji. Była ciekawa reakcji Lance'a, który prawdopodobnie nie znał tego oblicza swojego ojca. Cóż, ona po swoim także nie spodziewała się takich rewelacji. - A później, na tym rowerze pojechali do pani Sawyer ... - tu było o wiele gorzej, dlatego też musiała upić dwa łyki herbaty.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Co do tego akurat nie mam żadnych wątpliwości. - pokręcił głową z dezaprobatą jeszcze raz głośno wzdychając.
To nie miało żadnego sensu. Jak to się stało, że on, dorosły facet będący już bliżej czterdziestki niż trzydziestki musiał odbierać swojego pijanego tatę z domu swojej byłej? Przecież takie rzeczy działy się tylko w komediach i to zazwyczaj nie tych romantycznych. Albo dramatach, aczkolwiek chyba nie upadli jeszcze na tyle nisko by powiedzieć, że jego ojciec ma problemy z alkoholem. Pewnie dowiedziałby się o tym od lekarzy, a wątrobę akurat miał całkiem zdrową. Chociaż może to właśnie tłumaczy dlaczego teraz był w takim stanie, zamiast z gracją wrócić do domu taksówką. I dlaczego on nic nie wiedział o jakiejś imprezie, na którą wybrali się z panem Laidmanem. Ojciec miał mu mówić jeśli wybiera się gdzieś na dłuższy czas. Z jego chorobą jeszcze do końca się nie uporali, więc Lance powinien wiedzieć. Dlaczego starsi ludzie nie są coraz bardziej odpowiedzialni z wiekiem?
Kiedy wracał do Lorne nie tak wyobrażał sobie pierwszą wizytę w domu Elli. W jego wyobraźni było o dwóch gości mniej, a oni od progu mieli na sobie coraz mniej ubrań z każdym krokiem. Na pewno nie brał pod uwagę tego, że będzie siedział z nią razem przy stoliku w kuchni przy herbacie, kiedy opowiada mu historię o ekscesach jego ojca na mieście. Jak to w ogóle brzmi? Mój ojciec wyskoczył na miasto i muszę go od Ciebie zbierać? Idiotyczne.
- Czy tylko ja widzę jak ironiczne jest to, że nasi ojcowie uganiali się kiedyś za tą samą dziewczyną, ale kiedy chodziło o nas nie potrafili dojść do porozumienia? Zupełnie jakbyśmy byli w jakimś sitcomie. - przewrócił oczami rozsiadając się nieco wygodniej na swoim krześle.
Ta historia im dalej w las, tym bardziej stawała się niedorzeczna. Co oczywiście było widać po jego minie. Przecież nawet on nie wpadłby na pomysł żeby jechać do jakiegoś faceta, który umawiał się z dziewczyną w liceum żeby powyrywać mu sztachety z płotu. To by dopiero było, gdyby jeszcze wezwali policję i musiał odbierać swojego ojca z wytrzeźwiałki. Pieprzyć konsekwencje dla jego kariery, ta i tak już nigdy nie będzie tym, czym by mogła być, ale jakby to wyglądało dla niego? Tym bardziej jeśli wszyscy rozeszli się we względnej zgodzie. Dlaczego nie mogli być tak dorośli jak on i Ella? Rozeszli się całkiem cywilizowanie pomimo gorzkich słów z jej strony. Potrafili nawet teraz usiąść przy jednym stole jak para przyjaciół, którymi wcale nie chciała być. Potrafili mieć normalną konwersację.
- Chcesz mi powiedzieć, że jest tego więcej? - jęknął przecierając twarz dłonią i nieco rozciągając swoją skórę - Weź to gdzieś zapisz, może jak wyślesz do jakiegoś wydawnictwa to zrobią z tego odcinek jakiegoś serialu albo coś więcej. - pokręcił głową z niezadowoleniem czekając na, jak podejrzewał, tę lepszą część całej tej historii.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Ella już przeszła etap żenady, teraz mogła czerpać szczerą radość z zaistniałej sytuacji. Wydawało się jakby to Lance przejął od niej wszystkie negatywne emocje; mogła więc odreagować i napawać się komizmem tej sytuacji. Bo faktycznie, gdyby ktoś chciał zekranizować dzisiejszy dzień, wyszłaby z tego całkiem niezła fabuła. Być może nazajutrz i Lance przyjmie te rewelacje z większą wyrozumiałością i przemilczy urodzinowy wypad ojca. Przecież im, dwóm samotnym panom, także należało się coś od życia. Ella doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że po śmierci jej matki ojciec jakby zdziczał. Jedynymi jego zajęciami było notoryczne naprawianie usterek w jej domu, zaś wieczorami delektował się kolejnym odcinkiem serialu kryminalnego, popijając ulubione whiskey. Co innego mu pozostało w życiu jak nie jeden dzień szaleństwa? Przynajmniej on mógł mieć jeszcze jakąś radość ze swojego życia, bo córkę nauczył jedynie stagnacji. Tak więc trwała w swoim bezpiecznym zawieszeniu, bojąc się ryzyka jak ognia, zupełnie nie biorąc przykładu z ojca, który postanowił zawalczyć o swoją dawną miłość.
- Oni chyba nie wiedzieli wtedy, że podkochują się w tej samej dziewczynie. - wzruszyła ramionami, bo luk w tej opowieści było wiele. Natomiast jeśli chodziło o konflikt, którego tłem były ich dzieci, to Lance miał całkowitą rację. Do tej pory Ella nie wiedziała do końca o co chodziło obu panom kilkanaście lat temu. Być może każdy z nich chciał ochronić swoje dziecko, jednak robili to na tyle nieporadnie, że ciągle doprowadzali do sytuacji konfliktowych? - Ale masz rację, gdyby wtedy się dogadali to może ... - przerwała nagle. Nie było żadnego może Ella, wina nie leżała po ich stronie. To nie był czas i miejsce na ponowne zrzucanie winy na osoby niezwiązane ze źródłem konfliktu. Stąd też uśmiechnęła się jedynie, nie chcąc kontynuować swoich przemyśleń. Musiała dokończyć tę opowieść, póki nie zapomni najmniejszych szczegółów przekazanych jej przez osoby zgromadzone na miejscu.
- Gdy już dotarli pod dom pani Sawyer, okazało się, że ta nie mieszka tam od dziesięciu lat. Z kolei jej syn, któremu przepisała dom, nie był zadowolony z nieproszonych gości. Najpierw polubownie próbował ich się pozbyć, później przegonił ich z jakimś nożem w ręku. - przewróciła oczami, zażenowana pomysłami mężczyzny co do metod pozbywania się nieproszonych gości z posesji. - Więc nasi tatusiowie w odwecie ukradli mu królika. Jednak nie domknęli klatek i jak dotarłam na miejsce to okazało się, że posesja wygląda jak kraina Teletubisiów - z mnóstwem kicających królików. - to był koniec tej abstrakcyjnej opowieści. Na znak zaakcentowania protestu dwóch, nietrzeźwych panów, z jej salonu po raz kolejny dobiegło głośne chrapnięcie. Ella nawet gdyby chciała nie wymyśliłaby tej historii. Całe szczęście udało jej się dogadać nie tylko z panem Thomasem, ale także z synem pani Sawyer. Nazajutrz miała pojawić się u nich z nowymi sadzonkami i nasionami, które przyozdobią w odpowiednim momencie ich posesje. Na koniec mogła w końcu upić kolejne łyki herbaty, wlepiając swoje czekoladowe ślepia w twarz Howella. Mogła się domyślać, że nie tak wyobrażał sobie koniec dzisiejszego dnia, jednak z drugiej strony miała nadzieję, że go nie zawiodła. To nie była codzienna sytuacja, a oni mogli napawać się jej komizmem do woli. Odstawiła z powrotem naczynie na blat, po czym odchrząknęła cicho. Mieli już za sobą omówienie głównego tematu jego pojawienia się w jej domu, teraz postanowiła przejść do zupełnie innych kwestii.
- A Ty, jak się czujesz? - nie doszły do niej absolutnie żadne słuchy dotyczące stanu jego zdrowia. Anthony unikał tematu byłego przełożonego jak ognia, a sama Ella nie chciała zbyt często o niego podpytywać. Bała się, że ściągnie na siebie podejrzenia co do tego, że zbyt często o nim myśli. - Martwiłam się o Ciebie. - dodała po chwili, sama będąc zdziwiona szczerością, która poza kontrolą wyszła z jej ust.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Lance musiał dopiero przeżyć swój stan żenady, żeby później móc być w ogóle w stanie spojrzeć ojcu w oczy. To nie tak, że nie widział go już jako człowieka, ze swoimi potrzebami. Tym bardziej, że byli z jego mamą już rozwiedzeni, więc to naturalne, że miał swoje życie. W ogóle nie zdziwiłby się gdyby miał już kolejną żonę albo chociaż kochankę, bo w tym wieku trudno mówić o czymś takim, jak dziewczyna. Zupełnie nie miałby mu tego za złe. Tak naprawdę tej całej akcji też nie miał. Pan Howell był dorosłym facetem i mógł robić z życiem co mu się tylko żywnie podobało. Lance próbował go nakierować na dobrą drogę. Zadbanie o siebie, wyzdrowienie, a później? Jak będzie chciał odnawiać stare miłości droga wolna. Jak mógłby go za to w jakiś sposób winić, skoro pierwsze o czym pomyślał, kiedy się tutaj sprowadzał było odnowienie kontaktu z Ellą? Jakby nie patrzeć dzięki rodzicielowi ten cel poniekąd udało się osiągnąć, tylko zupełnie nie w ten sposób, który chciał. Nawet jeśli Ella nie chciała już mieć z nim nic wspólnego, w jakiś sposób nadal zależało mu na jej opinii. Nie chciała by myślała, że jaki ojciec, taki syn. Chociaż w tym przypadku byli akurat całkiem blisko. Tym razem jabłko nie spadło tak daleko od jabłoni. Może powinien być nawet ojcu wdzięczny, że dzięki niemu może spędzić z byłą jeszcze trochę czasu. Tylko... Jaki był w tym sens, skoro ona się już określiła? Był wdzięczny za to, że zajęła się jego ojcem, ale przecież nie zrobiła tego dla niego. Po prostu nie była w stanie przejść obok ludzkiego cierpienia obojętnie. Podobnie w szpitalu, jak i teraz z jego ojcem. Pomimo tego, że nic mu nie było i teraz smacznie sobie chrapał.
- To może jego syn nie byłby takim dupkiem? - dokończył za nią z zadziornym uśmiechem - Niestety Ella, to moja unikalna mutacja genetyczna. - mógł tylko wzruszyć ramionami.
Był w miarę pogodzony z tym kim jest, oraz kim był. Jego ojciec może też nie był święty, w końcu rozwód nie wziął się z powietrza, aczkolwiek raczej nigdy nie dawał mu żadnego negatywnego przykładu, który mógłby chłonąć od młodego. To, co zrobił było tylko i wyłącznie jego działaniem i przyjmował za to pełną odpowiedzialność. Nie miał zamiaru zwalać winy na wychowanie czy inne czynniki środowiskowe. Zachował się wtedy jak dupek i nie było co tego ukrywać. Trzeba patrzeć prawdzie w oczy. Teraz mógł tylko odpokutować i wcześniej próbował. Tutaj po prostu nie było co naprawiać.
- Kurwa ukradli królika..? - spojrzał na nią z niedowierzaniem, jakby nie mógł w ogóle połączyć tych kropek - Nie, ja jeszcze zapytam chyba kto hoduje króliki w mieście, przecież nie pojechali na farmy. - zmarszczył nos i zaczął go od razu rozmasowywać bo naprawdę nie był w stanie uwierzyć w to, co właśnie słyszy.
To było już tak abstrakcyjne, że nawet nie pasowało do sitcomu. A jednak wierzył, że to się naprawdę wydarzyło. Nie zamierzał podważać jej historii, na pewno usłyszała to z wiarygodnych źródeł. Chyba z czystej ciekawości podpyta chłopaków z policji czy dostali jakieś zgłoszenia. Tak żeby się upewnić, że nie zmajstrowali jeszcze czegoś. Bo brakowało jeszcze tego żeby po drodze okradli stację benzynową. W tym momencie już wszystko było dla niego możliwe.
- Hmm? - w pierwszej chwili nie zarejestrował jej pytania nadal analizując to jaką szaloną noc miał jego ojciec - Już lepiej. Nie było tak tragicznie. Buźka się goi, chodzę już normalnie. Nawet mogę zrobić przysiady. - wyszczerzył się do niej zawadiacko - Tylko żebra jeszcze bolą, ale to pewnie będą boleć przez najbliższy miesiąc. Wyjdę z tego, to nie pierwszy raz. - nie kłamał w tej kwestii.
- Martwiłaś się o mnie..? - spojrzał na nią nieco... podejrzliwie?
Nie posądzał jej o nic negatywnego. Po prostu trudno było mu uwierzyć, że nadal, po tych kilku dniach się o niego martwiła. Wiedział, że jest empatyczna, więc rozumiał to w szpitalu, ale teraz? Wysyłała mu dość sprzeczne sygnały i sam nie wiedział, co miał o tym myśleć. Więc jednak chciała nawiązać z nim jakąś relację?

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Chyba oboje powinni zaakceptować fakt, że role się o prostu odwracają. Ich ojcowie jeszcze niedawno sprawowali nad nimi opiekę między innymi po to, aby oni w przyszłości odwdzięczyli się tym samym. Widać już nastał czas odbierania ich z nakrapianych imprez i debat jak należy ukarać, aby zapamiętali na przyszłość. Ella uważała, że było w tym coś ... fajnego? To, że pomimo swoich samotności, dość nudnego życia i ciągłego narzekania, potrafili skrzyknąć się, aby uprzykrzyć życie dawnemu koledze, było po prostu oznaką ostatnich sił w ich organizmie. Kto wie, może ta magiczna nalewka pana Bradforda obudziła w nich dawno skrywane pragnienia? Wystarczył tylko jeden wieczór, aby z obu panów wyszły zupełnie inne oblicza.
- Nie o to mi chodziło, Lance. Mało tego - nie zawsze mi chodzi tylko o Ciebie. - pokręciła z politowaniem głową, a następnie upiła herbatę. To urocze, że pomimo upływu tylu lat, Howell nadal lubił być w centrum uwagi. Czy chociaż na chwilę usunął się w cień, ustępując miejsca komuś innemu? Samo pomyślenie o takim scenariuszu było abstrakcją.
Na szczęście żaden z królików nie ucierpiał. Mało tego - wszystkie szczęśliwie wróciły do domu, pomimo prób wyniesienia jednego egzemplarzu z posesji. Trochę trwało zanim wszystkie zwierzęta znalazły się z powrotem w swoich klatkach (co także wiązało się z ciekawym widowiskiem, ponieważ dwóch wstawionych panów nie było w najlepszej kondycji do tej roboty), jednak wszystko skończyło się szczęśliwie. - To jest jakaś historia z jego synem. Chciał jednego, więc kupili mu dwa ... później zrobiło się dwanaście. - wzruszyła ramionami, nie do końca znając genezę powstania małej farmy królików w mieście. Od czasu do czasu ktoś przychodził do jej kwiaciarni i opowiadał jej takie rewelacje z miasta. Sama z siebie nigdy nie stałaby się taką skarbnicą wiedzy - niezbyt interesowało ją pozyskiwanie plotek na własną rękę.
Z uwagą przysłuchiwała się recenzji stanu zdrowia byłego chłopaka. Nie miała powodów aby nie wierzyć mu, że faktycznie jest lepiej. Chociaż ta wzmianka o przysiadach wywołała na jej twarzy litościwy uśmiech, ponieważ nie do końca wierzyła w jego sprawność aż w takim stopniu. - Przeraża mnie to, z jakim spokojem mówisz o tym, że to nie Twój pierwszy raz. - drżała na samą myśl o tym, że żaden z jego dni w pracy nie mógł być w stu procentach bezpieczny. Tutaj zwykła podróż na plażę zakończyła się w szpitalu. Wprawdzie każdy był narażony na niebezpieczeństwa świata, jednak wzmożenie tego zagrożenia budziło w niej ogromny lęk. Dziękowała w duchu swoim kwiatom i bezpieczeństwu, które zapewniała praca z nimi.
Miała świadomość tego, że jej kolejne słowa mogły być nieco ... nie na miejscu? Jednak jak inaczej nazwać stan, podczas którego myślisz o tym jak się czuje druga osoba? Budzisz się, a Twoją pierwszą myślą jest, czy dała radę wstać z łóżka i wziąć prysznic? W jakim tempie goją się jej rany na twarzy? Czy może nie podrzucić jej jakiegoś obiadu do pracy? - Tak, martwiłam się o Ciebie. - powtórzyła po raz kolejny, tym razem bardziej świadomie. Nie spuszczała nawet przy tym wzroku z jego tęczówek, chcąc tym gestem potwierdzić świadomość swoich słów. - Myślałam o tym jak się czujesz każdego dnia: przy składaniu zamówień, gotowaniu zupy, składaniu kolejnego bukietu. I nie ma nic w tym złego. - jej ostatnie zdanie brzmiało jak protest, którym niestety lekko się speszyła. Wstała więc od stołu chwytając za swój na wpół pusty kubek, kierując się z nim w stronę zlewu, tylko po to aby chociaż na chwilę oderwać od niego wzrok i co najważniejsze - zwiększyć dystans. - Nigdy nie było nic w tym złego. - dodała po chwili niczym buntownicze dziecko, które ostatnim tchnieniem pyskowało rodzicowi.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zrobił bardzo urażoną i wręcz zszokowaną minę, kiedy powiedziała, że cały świat nie kręci się wokół niego. Nawet położył rękę na sercu starając się wyglądać jak najbardziej memicznie. Jak ona w ogóle mogła tak pomyśleć? Czy właśnie całkowicie zburzyła jego światopogląd oraz całą wiarę w siebie? Przecież tylko temu doszedł tu, gdzie jest! To ten plot armor chronił go przed wszystkimi złymi wydarzeniami w jego życiu. Pozwalał podnosić się raz za razem! Czy ona właśnie insynuowała, że ta cała historia to nie jest tak naprawdę o nim, a on gra rolę co najwyżej drugoplanową? Jak ona śmiała! Oczywiście cały komizm tej sytuacji sprostował jednym, rozbrajającym uśmiechem, który na pewno pamiętała. Tak, może tym razem nie chodził o niego, aczkolwiek nie wierzył, że to co powiedział nie było prawdą po stronie Elle. Musiała go uważać za kompletnego dupka. Inaczej przecież spróbowałaby jakoś odnowić z nim kontakt, skoro wrócił do miasta, prawda? Ich relacja nie opierała się tylko na świetnym seksie, właściwie w bardzo małej mierze w ogóle opierała się na cielesności. Znaczyli coś dla siebie. Skoro nie chciała go mieć nawet jako przyjaciela, musiała mieć już o nim wyrobione najgorsze zdanie. Spodziewałby się, że nawet mu przyklaśnie na to samo oczernianie.
Całą historię z królikami puszczał już naprawdę mimo uszu. Może rzucił gdzieś tam w eter coś o tym, że jest to cholernie abstrakcyjne, ale w tym momencie było to już zupełnie bez znaczenia. Chyba, że rzeczywiście zgłosi jakieś znęcanie się nad zwierzętami, kradzież czy wtargnięcie. Wtedy Lance będzie musiał przybrać swoją czapeczkę prokuratora i jakoś stłamsić całe dochodzenie. Zarówno dla swojego ojca, jak i Elli. Super, że obaj panowie w swoim podeszłym wieku znaleźli w sobie przyjaciela, aczkolwiek czy nie mogliby robić tego jak większość miłych staruszków? Pojechać na ryby? Może nawet Lance pożyczyłby im swój jacht, chociaż byłby cholernie sceptyczny, ale miałby okazję ich nadzorować. Samych by ich przecież nie puścił. Miał też pewne podejrzenia, że instygatorem tego całego przedsięwzięcia był jego ojciec, lecz to już zachowywał dla siebie. Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Nie daleko pada jabłko od jabłoni, a Ella nie należała do tych najbardziej szalonych osób, przynajmniej kiedyś. Tak wiele się zmieniło, więc dlaczego nie i to?
- Przychodzi z doświadczeniem. Za pierwszym razem też byłem przerażony. Prawie obsrałem zbroję i rzuciłem ten zawód. - prychnął na swoją postawę - Nikt przecież nie chce umierać, prawda? Zwłaszcza za jakąś szuję, którą chce się wrzucić za kratki. Ale wtedy mój mentor wytłumaczył mi, że to tak naprawdę powinno mi schlebiać. Jestem tak wielkim zagrożeniem dla kogoś, że to ktoś ryzykuje dożywocie żeby dobrać mi się do tyłka. A do tego wszystkiego, wsadzenie osoby, która to zleciła, jest ważna. Jeśli może to zrobić mnie, mógłby to zrobić komuś innemu. My chociaż jeździmy wzmocnionymi samochodami, mamy czasami broń i jak coś nam się stanie to nikt im tego nie odpuści. Podobno jest to tego warte. - wzruszył ramionami z dość beztroskim uśmiechem.
Rozumiał, jak to może być postrzegane z boku, aczkolwiek nie mógł się tak po prostu poddać. Robił to również dla niej, dla całego społeczeństwa. Jeśli rozbiją ten gang to oznacza mniej dragów w obrocie, tym samym mniej narkomanów, a to zmniejsza szansę, że Ella kiedyś straci życie w napadzie takowego na głodzie. Wszyscy tak naprawdę na tym zyskiwali. Uważał tę grę za wartą świeczki, przynajmniej na razie.
Obserwował jej reakcję i tak, to zdecydowanie były dla niego mieszane sygnały. Z jednej strony nie chce mieć z nim nic wspólnego, bo przecież jest taki okropny, a teraz martwi się i myśli o nim każdego dnia? To miałoby sens gdyby byli chociaż przyjaciółmi, ale nie byli, prawda? I to wcale nie z jego winy, a przynajmniej tak nie uważał.
- Nie ma w tym nic złego. Na pewno nie dla mnie. - potwierdził jej słowa lustrując ją ze swojego miejsca przy stole - Jednak dlaczego tak naprawdę się martwiłaś? Przecież nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, prawda? - był do bólu bezpośredni, ale musiał o to zapytać.
Inaczej to jemu by to nie dało spokoju, a on nie zamierzał się po prostu domyślać. Wolał zapytać. Najwyżej nie dostanie odpowiedzi, bądź będzie ona wymijająca, aczkolwiek obie wersje powiedzą mu coś więcej o całej sytuacji niż jego własne myśli. Do tego... Bardzo wątpliwe, że Ella będzie go w stanie okłamać. Tutaj miał pewną przewagę.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Może kiedyś zrozumie jego spokój; to, że można wyjść z domu i nie myśleć o czyhającym zagrożeniu. Słowa jego mentora brzmiały przekonująco, jednak nie na tyle, aby sama Ella zdecydowała się kiedykolwiek na podobny zawodowy kierunek. Nie schlebiało jej to, że ktoś sygnalizował strach wobec jej osoby, chcąc zrobić jej krzywdę. W jej głowie zagrożenie nadal było zagrożeniem, nie ważne jak barwnej definicji się użyło i jak bardzo piękne szło za tym przesłanie. Dlatego w ciszy skinęła jedynie na jego słowa. Jedyne co jej pozostało to uszanować jego poglądy; nie była w jego życiu nikim decyzyjnym, aby próbować wyperswadować mu swoje racje. Jedyną opcją było przyjęcie jego opinii i okazanie wobec niej szacunku, bo niewątpliwie trzeba mieć odwagę, aby pełnić taką służbę.
Zastanawiające było jednak to, że nie zdarzyło jej się analizować tego w ten sposób wobec aktualnego partnera. Może wynikało to z faktu, że Anthony nie prowadził tak skomplikowanych spraw, bądź po prostu o nich nie mówił. Bez głębszej refleksji żegnała go rankiem, sama udając się do swojej pracy. Za to jeśli chodziło o siedzącego aktualnie w jej kuchni mężczyznę, było zupełnie inaczej. Od kilku dni łapała się na tym, że zbyt często zastanawia się nad jego dniem. Z początku czuła z tego powodu nieokreślony wstyd, jednak z czasem jej to przeszło, gdyż przyjemność płynąca z tych myśli przyćmiewała wszystkie negatywne uczucia. Nie sądziła jednak, że skonfrontowanie ich z tym faktem będzie budziło w niej dziwne uczucie w żołądku i drżenie rąk. Zupełnie takie samo, jakie czuła podczas ich pierwszego spotkania na bankiecie.
Można stanowczo uznać, że ulżyło jej gdy potwierdził, że w jej wyznaniu nie było nic złego. Odetchnęła w związku z tym cicho przymykając na chwilę powieki. Taka reakcja była naprawdę kojąca, nawet biorąc pod uwagę to, że po chwili musiała ponownie wziąć odpowiedzialność za swoje słowa. Nie odpowiedziała jednak od razu; stojąc tyłem do mężczyzny, przez chwilę przyglądała się na wpół pełnemu kubkowi, który odstawiła do zlewu. Zawsze, ale to zawsze robiła coś połowicznie - nawet ta herbata nie mogła zostać dopita do końca, tylko dlatego, że musiała zwiększyć dystans między ich ciałami. Zupełnie niepotrzebnie, bo przecież odczuwała przyjemność, gdy był obok. W końcu jednak ponownie odwróciła się w stronę bruneta, opierając się lędźwiami o zlew. - Tak mi się wydawało, że nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. Że łatwiej będzie jak się odetnę, jak odepchnę od siebie wszystko co z Tobą związane. - odpowiadała zgodnie z prawdą, w geście obronnym krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - A później się okazało, że nie umiem. Budzilam się rano i myślałam, jak się czujesz. Jechałam do pracy i myślałam o tym, jak się czujesz. Jadąc dziś po naszych ojców, miałam nadzieję, że już tam będziesz. - jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała w co raz to szybszym tempie. Nie oczekiwała od niego nic, wyczerpała już swój limit wymagań wobec niego. Za pierwszym razem nie potrafiła zawalczyć, przy kolejnej szansie, wydawało się jej, że już nie ma o co walczyć. - Przepraszam, że Ci to wtedy powiedziałam, że się od Ciebie odsunęłam. Przepraszam, że nie powiedziałam moim rodzicom, że czy to im się podoba czy nie, jesteś dla mnie wszystkim. Że nie powiedziałam tej cizi co się wokół Ciebie zakręciła, że nie ma czego szukać! Naprawdę przepraszam. - spuściła wzrok na wzorzystą podłogę, czując ogromny wstyd. Zepsuła wszystko już u samych podstaw, te lata temu i te kilkanaście dni temu także. Za każdym razem zachowywała się jak tchórz. Nie chciała już nim być. - Nie chcę po prostu za trzydzieści lat wyrywać szczebli z Twojego ogrodzenia ...

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
W pewnym momencie człowiek się do takich sytuacji po prostu przyzwyczaja. Po prostu część wykonywanego zawodu i nic więcej. Oczywiście, nie był samobójcą, ani tym bardziej nie miał takich myśli. Więc tak, wolałby by w randmowych momentach jego życia nikt jednak nie ostrzeliwał jego służbowego samochodu, czy po prostu w niego nie wjeżdżał, ale przecież nie mógł kontrolować tego, jak reagują przestępcy. Dobra, może na tym w większości opierała się jego praca i często wiedział, że jak przyciśnie jednego gościa to mogą być tego jakieś konsekwencje, lecz nie mógł z tego powodu po prostu przestać. To by znaczyło, że oni wygrali, a nie mogli wygrać. Może nie był aż takim idealistą żeby wierzyć, że zmieni świat, ale coś trzeba było robić w życiu, prawda? I jeśli mógł zmienić losy jednego, małego miasteczka, to musiało mu całkowicie wystarczyć. Nie był zainteresowany dalszą karierą w polityce, co często się prokuratorom zdarzało. Albo szli na senatora albo na sędziego. On jeszcze nie wiedział. Na razie skupiał się na swoich zadaniach z dnia na dzień.
Nie chciał jej stawiać w niekomfortowej sytuacji, ale musieli sobie to w końcu wyjaśnić. Nie mógł w kółko dostawać od niej tych mieszanych sygnałów. Tak będzie lepiej dla nich obojga. Albo chce go w swoim życiu albo nie. Nie można mieć tego w obie strony. Chyba oboje potrzebowali w końcu pójść naprzód. Jemu się to już udało. Wybaczył sobie, wybaczył jej, z jego strony nie było już między nimi żadnych negatywnych emocji. Chciał tego samego dla niej. By i ona mogła w końcu o nim zapomnieć, jeśli tego oczywiście chciała, oraz zajęła się swoją nową relacją, o której dopiero niedawno się dowiedział.
Zupełnie nie spodziewał się, że usłyszy od niej coś takiego jak przeprosiny. Widział też, że w żaden sposób nie było to dla niej proste. To właściwie pierwszy raz, kiedy przyznała, że mogła zrobić więcej, że coś dla niej znaczył i chciała o to zawalczyć, tylko stchórzyła. Cóż, takiego obrotu spraw po tym wieczorze zdecydowanie się nie spodziewał. Nie dość, że jego ojciec sprawił mu niemałą niespodziankę, teraz te rewelacje na temat ich związku. Może powrót do Lorne, a tym bardziej do jej życia, nie był najlepszym pomysłem. Był pod tym względem samolubny, ale na jego usprawiedliwienie, nie spodziewał się, że spotkają się na tamtym przyjęciu. Nie miał pojęcia, że spotyka się z jego aplikantem. Skoro już o nim mowa... Znów mieszane sygnały. Z jednej strony mógł to odczytać jako informację, że chce go w swoim życiu, może nawet jako coś więcej niż przyjaciela. Więc w którą stronę idą? Naprawdę czuł się tym trochę skołowany.
- Z moim stylem życia może nie będzie mnie za trzydzieści lat, ale mogę Ci obiecać, że załatwię sobie metalowy płot, z którego nie dasz rady nic wyrwać. - uśmiechnął się wstając od stołu, bo przecież przy tych poważnych rozmowach najlepszym co można było zrobić to po prostu zażartować.
- Nie musisz mnie przepraszać za to, że chciałaś mnie raz, a dobrze usunąć ze swojego życia. Kompletnie to rozumiem, jestem twoim eks i nie zakończyłem naszej relacji najlepiej... - zrobił nieco kwaśną minę cicho wzdychając bo nie miał się czym chwalić - Za resztę też nie musisz przepraszać, ale nie powiem, chętnie bym zobaczył jak mówisz tej cizi żeby się przy mnie nie kręciła. - uśmiechnął się podchodząc bliżej - Czy w takim razie mam rozumieć, że zmieniłaś zdanie i chcesz mieć ze mną jakąś relację? Spróbować być przyjaciółmi? - oparł się po obu jej stronach o blat patrząc jej w oczy z dość bliskiej odległości.
Trzeba przyznać, to co powiedziała nie brzmiało do końca, jakby chciała być tylko przyjaciółmi. Nawet jeśli Anthony nadal był w tym obrazku, cóż... Jeśli to dla niej nie działało, nie zamierzał czuć się z tego powodu źle.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Musiała to w końcu powiedzieć, da takich jak ona szykowane jest przecież specjalne miejsce w piekle. Nikt nie lubił tchórzy, którzy przez lata nie potrafili przyznać się do swoich błędów. Udawanie w dalszym ciągu tego, że wszystko jest w porządku, nie było najlepszym rozwiązaniem. Była dorosła, musiała wziąć odpowiedzialność za to, co powiedziała i uczyniła w stosunku do Howella na przestrzeni nie tylko ostatnich dni, ale także lat. Nie była z tego dumna, więc wyjaśnienie niektórych kwestii było po prostu obowiązkiem.
Jej usta drgnęły w delikatnym uśmiechu, na dźwięk zapewnień o metalowym płocie. Biedny Lance, chyba do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego, że rozgoryczonej kobiety nie jest w stanie zatrzymać byle metal. W przypływie emocji i adrenaliny byłaby w stanie przenieść góry; nie robił więc na niej wrażenia taki mur. Biorąc za przykład jej ojca: jeszcze wczoraj nie posądzała go o podróż rowerem, dzisiaj jednak okazał się być wybitnym kolarzem, pokonującym sprawnie pół miasta, aby wypomnieć byłemu konkurentowi kilka spraw. Kto by pomyślał, że para starszych panów zmobilizuje ją do takiej refleksji i uzewnętrznienia swoich uczuć względem Howella.
- Zawsze mogę tej cizi ukraść jeszcze króliki, o ile ma. - zaznaczyła, przytaczając kolejny przykład niezwykłych przygód ich ojców. W zasadzie to chyba nie znała tej dziewczyny, albo wolała tak po prostu myśleć. W tamtym czasie funkcjonowała w jej głowie jak ktoś bez twarzy, człowiek-mgła i to ją nieco uspokajało. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że musiała być o wiele atrakcyjniejsza pod wieloma aspektami, jednak wyobrażanie jej jako bezkształtnej plamy było uspokajające. Teraz, gdyby miała miejsce podobna sytuacja, na pewno nie zakończyłaby się w ten sposób. Przez te lata Ella stała się bardzo terytorialna i broniła tego na czym jej zależało. Nie czuła wstydu stając w konfrontacji z kimś, kto chciał odebrać jej kogoś bliskiego. Nauczyła się, że na tym właśnie polega życie - na nieustannej walce i licytacji.
Spróbować być przyjaciółmi.
To zdanie brzmiało dla niej na tyle abstrakcyjnie, że nie potrafiła pozbierać myśli. Od czego mieliby zacząć? Może wspólna herbata i wpisanie się do pamiętnika? Weekend przy przesadzaniu kwiatków i grach planszowych? Jak budowało się przyjaźń z byłym partnerem? Czy teraz spotykając się na bankietach, będą machali do siebie radośnie przez pół sali, a następnie spędzali czas przy stole z przekąskami?
Wyprostowała się, gdy jego dłonie oparły się o blat tuż za nią, tworząc tym gestem wąską, intymną przestrzeń. Tak, jakby Lance zamknął ich w bańce, której granicami były ich ciała. Nabrała do płuc powietrza, a następnie głośno przełknęła ślinę. Była silna, dziarsko patrząc w jego jasne tęczówki, które bezwstydnie zagarniały jej uwagę. To był obłęd, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wszystko co teraz się działo, działo się zbyt .
Szybko, intensywnie, bardzo.
I odczuwała z tego powodu niemałą satysfakcję. - A Ty? Chcesz mieć ze mną jakąś relację? - stawiana za każdym razem w roli przesłuchiwanej, tym razem chciała usłyszeć to od niego. I nie było to formą dziecięcej zabawy w stylu ty powiedziałeś to pierwszy!. Chciała, albo raczej potrzebowała tego, aby druga strona zapewniła ją w tym, że deklaracja będzie obustronna.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ta Ella była inna od tej, którą spotkał za pierwszym razem na tamtej parszywej galii. Ta kobieta przed nim w końcu potrafiła przyznać się do tego, że upadek ich związku nie zależał jedynie od jednej osoby. Doprowadzili do tego oboje. Może brzmiała trochę jakby parafrazowała jego słowa z gabinetu, aczkolwiek całkowicie wierzył w ich szczerość. Wcześniej zachowywała się jak ta sama nastolatka, którą pamiętał. No... Może z trochę większym pazurem niż kiedyś, bo rzeczywiście przynajmniej próbowała sie z nim wtedy drażnić, nawet jeśli trochę jak mały kociak. Przy tym wszystkim świetnie też wyglądała, nawet w swoich przetartych ogrodniczkach i spiętych włosach, chociaż zdecydowanie wolał ją w rozpuszczonych. W każdym razie wykazywała się teraz dorosłością, której wcześniej mu nie okazywała i to sprawiało, że rzeczywiście wierzył w to, że mogłoby coś z tego wyjść. Relacja przyjacielska nie mogła być jednostronna, nie ich. Doceniał to, że się na to zdobyła. Pokazywała prawdziwą dojrzałość, której wcześniej jej trochę brakowało.
- Nie mam pojęcia co się z nią dalej działo. Będąc szczerym nie pamiętam już nawet jej imienia. - wzruszył ramionami lekko uśmiechając się niewinnie.
Nie zamierzał ukrywać tego, że tamten przelotny romans nie był nawet do końca relacją. Tak, spotykali się przez chwilę, ale nie było to nic poważnego. Był sfrustrowany tym, co działo się z Ellą, więc znalazł sobie pretekst by to zakończyć i trochę sobie odbić. Nie kochał tamtej dziewczyny, nawet się nie zakochał. Przespali się kilka do... kilkunastu razy i później musiał wyjechać z mamą do Melbourne. Nie było o czym tak naprawdę mówić, ani tym bardziej o co być zazdrosnym. Chociaż pewnie by się nie obraził gdyby usłyszał taką nutę w jej głosie. Uważał, że istnieje coś takiego jak dobra zazdrość. Czasami jest po prostu zdrowa.
Sam nie miał pojęcia, jak miałby wyglądać ten powrót do normalnej relacji, której tak naprawdę nigdy nie mieli. Zaczęli się spotykać krótko po tym jak się zobaczyli. Od razu wpadła mu w oko. Zaczęli od bycia parą, ale nie przyjaciół. Od początku poznawali się pod pewnym kątem i trudno byłoby teraz wrócić do czegoś, czego nigdy nie było. Dlatego oferowało im to nową możliwość rozwoju. Na początku na pewno byłoby trochę dziwnie. Nie da się po prostu zapomnieć swojej pierwszej miłości i wszystkiego, co działo się w tamtym czasie. Będą momenty, kiedy będzie niezręcznie, kiedy oboje sobie coś wypomną i zrobi się nieprzyjemnie, ale czy nie jest to warte tego by rzeczywiście utrzymać między sobą relację skoro tak im na sobie zależało. Kiedyś?
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale to ja zaproponowałem żebyśmy stworzyli relację przyjacielską? - spojrzał jej w oczy nie odsuwając się nawet o centymetr, ta bliskość w ogóle mu nie przeszkadzała - Tak, chciałbym mieć z tobą relację Ella. - powiedział całkowicie szczerze patrząc jej głęboko w oczy - Teraz twoja kolej. Chcesz być przyjaciółmi? - może wychodziło z niego trochę prokuratora, ale specjalnie ubrał to w słowa właśnie w taki sposób by musiała kombinować by się z tego wykaraskać z twarzą.

Ella Laidman
ODPOWIEDZ