lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
- O kurwa – powiedział po prostu, reagując pewnie jak absolutnie każdy człowiek, który słyszał taką historię. Oczywiście, że najchętniej poznałby od razu wszystkie szczegóły, ale trochę jednak (chyba) Leandra znał i nic w jego tonie czy reakcjach nie sugerowało mu, że chciałby ciągnąć temat. - Nie dziwię się, że nie chcesz o tym rozmawiać – przyznał, a jego myśli mimowolnie popędziły na chwilę do Warrena. Była spora szansa, że też gdzieś siedział, chociaż nie wiedzieli nawet, czy jeszcze żył. Ciekawe, czy mógłby kogoś zabić?
- I bardzo pasują – zapewnił go. Pewnie dwunastoletni Bear chciałby mieć w domu cokolwiek ładnego, ale istniała duża szansa, że nawet lampki na oknie Angie udałoby się opchnąć za towar. Wyciągał już z entuzjazmem papierosa, bo przecież on palił i w domu, i w samochodzie, więc pewnie śmierdział gdziekolwiek się nie ruszył, ale kiedy okazało się, że jednak nie, po prostu zmarszczył brwi, ale zapalniczkę schował z powrotem do kieszeni, a pudełko zamknął, żeby nadal móc się nim chociaż bawić.
- Myślę, że byłoby lepiej, gdybym sam nauczył się czegokolwiek o remontach – zauważył z rozbawieniem. Z kolegami z przyczep niekoniecznie miał ochotę sypiać za kładzenie gładzi, a innych znajomych jednak nie miał w mieście zbyt wielu. A może powinien sobie kogoś znaleźć, bo po kolejnych słowach Leandra pozostało mu chyba tylko unieść nieco brwi. Więc jednak można było mieć trzydzieści pięć lat i nadal dostać kosza, bo jak ostatni debil po pięciu minutach kontaktu z byłym, który kopnął cię w dupę, proponowało mu się jakieś przyjaźnie? Był przekonany, że tego typu przygody ostatni raz zdarzyły mu się na studiach, ale cóż, życie go ostatnio ciągle zaskakiwało. - Aha – odparł tylko i pokiwał głową. - W takim razie możesz pewnie nie udawać, że nie wiesz, kim jestem i się ze mną nie kolegować. Nie wiem, może mnie możesz… kojarzyć z widzenia – zaproponował, absolutnie pod wrażeniem tego, jak uprzejmie pomagał mu właśnie kopać się w sam brzuch. - Ale to chyba sygnał dla mnie, żebym jednak już szedł – uśmiechnął się lekko i wstał. Skoro nie był nawet kolegą, był już tylko pierdolniętym byłym z jednego z wielu odwyków, który nachodził Leandra wieczorem, bo chciał rozwiązać zagadkę sprzed czterech lat. No to rozwiązał. Miał swoją odpowiedź: zostawił go, bo pił. Przecież nie było w tym niczego, czego się nie spodziewał. To co, teraz wreszcie będzie mógł zakochać się w kimkolwiek innym? Oby chociaż znał się na kładzeniu kafelków.

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
- Przecież właśnie o tym rozmawiam - zwrócił mu uwagę, coraz gorzej ukrywając swoje zirytowanie. Nie złościł się teraz na Beara, chyba bardziej na Michaela (i na siebie, i na Terry’ego, i na swoich rodziców), ale trochę też… na nikogo konkretnego. Nie umiał radzić sobie z tym, że zupełnie stracił kontakt z młodszym bratem, który siedział w więzieniu za kilka morderstw, a Terence zachowywał się, jakby chciał w ogóle wymazać istnienie Michaela, z całą tą zmianą nazwiska i miejsca zamieszkania. Może mógłby być z tego powodu, na przykład, smutny. Spróbować sobie jakoś poradzić z tym, że wszystko wskazywało na to, że stracił jednego z braci już na zawsze i choć była to nieporównywalnie mniej dotkliwa strata niż gdyby chodziło o jego bliźniaka, to wciąż przecież jakiś rodzaj straty. Może miałby wyrzuty sumienia przez to, że zawsze przeczuwali przecież, że Mike jest dziwakiem, a nikt nie zareagował odpowiednio mocno. Może czułby się rozgoryczony albo rozczarowany. Może zastanawiałby się, co gdyby sąd jakimś cudem się pomylił, a Michael był niewinny. Ale to wszystko było stanowczo zbyt skomplikowane dla Leandra i łatwiej było skupić się po prostu na złości. Niemal odruchowo reagował więc irytacją, gdy temat rozmowy schodził na Michaela.
Nie wiedział, jak miałby kojarzyć z widzenia kogoś, z kim był na odwyku, a potem próbowali być swoją rodziną, dlatego przez chwilę gapił się na niego po prostu, marszcząc trochę czoło. A gdy Bear wstał, wstał też Leander, nagle absurdalnie wysoki jak na tę przyczepę. - Posłuchaj, ja… - zaczął i zaciął się na moment. Wbił wzrok w sufit, żeby zebrać myśli. - Ja pewnie za jakiś czas wrócę do picia - wyrzucił, może nawet niespodziewanie dla samego siebie i uśmiechnął się lekko, choć niezbyt wesoło. Spojrzał na Beara i wzruszył ramionami, jakby chciał się usprawiedliwić. - No wiesz, może za dwa tygodnie, a może za rok, ale… zawsze przecież wracam. A tu jest mój syn. I ja… ja chciałbym wytrzymać tak długo, jak się da - żeby dzieciak miał chociaż okazję go zapamiętać, zanim tata znów ruszy w długą i za kilka lat okaże się, że znaleźli go gdzieś martwego i nie uda się ustalić, czy to na pewno był wypadek. - Tylko że to nie jest… nie jest dla mnie łatwe. Dlatego głównie siedzę tutaj i rzadko widuję kogoś innego niż mój brat. I ja po prostu, zupełnie szczerze, nie wiem, jak miałbym tu jeszcze zmieścić, nie wiem, przyjaźnienie się z tobą po rozstaniu. Albo nawet kolegowanie się.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
Mimo tego bardzo wiarygodnego zapewnienia, nie kontynuował jednak tematu Michaela. Skoro nie dostał zakazu, sprawdzi sobie sam, ale teraz nie czuł żadnej potrzeby irytowania Leandra jeszcze bardziej. A przynajmniej nie w ten sposób – wiercenie mu dziury w brzuchu o przewinienia rodzinne wydawało się Bearowi chwytem wyjątkowo poniżej pasa.
Wcisnął dłonie w kieszenie bluzy i uchylił kciukiem paczkę papierosów, jakby samo dotknięcie jej zawartości mogło mu teraz jakoś pomóc. Patrzył na Lenny’ego długo, może nawet za długo, ale wyraz jego twarzy trudno byłoby jednoznacznie określić. Było w nim coś z zaskoczenia, ale i jakiejś zaciętości. - Nie zamierzam ci mówić, jak masz żyć – powiedział wreszcie, prawie pewny, że roztarł jednego z papierosów za bardzo i tytoń zaczął się mu się rozsypywać na palcu i po kieszeni. - Ale siedzenie tutaj samotnie brzmi jak najgorszy, kurwa, pomysł na niepicie na świecie. I nie mówię, że masz siedzieć ze mną, nie wiem, co mi odbiło, masz rację, że jakakolwiek znajomość to strasznie głupi pomysł – mógł trochę podkręcić jego słowa o własną ocenę. - Mówię o byciu z kimkolwiek. Znajomymi, dalszą rodziną, ludźmi z pracy, wiesz, ile pieprzą o tym na odwykach. I mnie to trzyma na powierzchni. Przynajmniej do tej pory trzymało, ale skoro już tu jestem, teraz też będę szukał jakichś ludzi, bo przynajmniej możesz do kogoś zadzwonić i pomyśleć przez chwilę o czymś innym, kiedy chcesz się napić – można też było jeździć przez pół miasta do byłych, żeby uzyskać odpowiedź na pytanie sprzed czterech lat, ale każdy sposób wydawał mu się dużo lepszy niż wracania do któregokolwiek nałogu. Przez chwilę wahał się, czy powinien mówić kolejną rzecz, która chodziła mu po głowie, ale zaraz uznał, że gorzej i tak już nie wypadnie. - A gdybyś jednak nie chciał wracać do tego tak szybko, ale czuł, że musisz zapić to… zawsze możesz się odezwać. Nie musimy się do tego kolegować, mogę być po prostu innym losowym gościem po odwyku, który chociaż trochę będzie rozumiał, przez co przechodzisz. Może to w czymś pomoże – wzruszył ramionami. Doskonale wiedział, że jeśli Lenny zacznie pić, będzie jedyną odpowiedzialną za to osobą. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele roboty robiło dobre wsparcie wokół. I nawet gdyby miałby być kiedyś jednorazowym wsparciem, wydawało mu się to jednak warte całego zachodu.

leander burkhart
ambitny krab
nick autora
brak multikont
kardiochirurg dziecięcy — cairns hospital
38 yo — 999 cm
Awatar użytkownika
about
Send somebody to me tonight
send somebody bolder
send someone not likely to break
send someone who’s older
send a soldier.
Wziął głęboki oddech. A potem jeszcze jeden. Nie chciał się teraz na niego wściekać - podnosić głosu, unosić się gniewem ani pozwalać, by zalała go fala złości. W ten sposób mógł się zachowywać Michael. On, Leander, musiał teraz na każdym kroku udowadniać, że nie jest taki sam jak swój brat (chyba głównie samemu sobie), dlatego teraz nie mógł pozwolić sobie na to, żeby się wkurwić. Jeszcze jeden głęboki oddech, który okazał się równie nieskuteczny co dwa wcześniejsze. Próbował rozluźnić szczękę, ale zamiast tego jeszcze bardziej zacisnął zęby. - Wyjaśnijmy sobie coś, Bear. Nie pytałem cię o rady, jak najskuteczniej unikać picia. Nie prosiłem cię też, co sądzisz o moim sposobie - wytłumaczył, cedząc trochę słowa przez zaciśnięte zęby. Leander próbował mu jedynie wytłumaczyć, dlaczego nie zamierzał teraz ponownie wpuszczać Beara do swojego życia. Choć trochę opowiedzieć mu, że to było zwyczajnie za trudne. Ale nie pytał go przecież o rady. Nie chciał ich, bo nie był też chyba gotowy na wprowadzanie w swoim życiu jakichś zmian. Był… zmęczony. Nie miał siły na zawieranie nowych przyjaźni, na odsłanianie się, na mówienie zupełnie obcym ludziom, że jest uzależniony. Na opowieści o swojej rodzinie i na odpowiadanie na pytanie o to, dlaczego nie mieszka ze swoim synem. Wolał siedzieć sam w tej głupiej przyczepie ze światełkami. A teraz, gdy stał tutaj z Bearem, zaczynał niemal żałować, że w ogóle próbował. Że go tutaj wpuścił i musiał teraz prowadzić z nim tę rozmowę. Wiedział doskonale, że będzie tego żałował, jeszcze zanim otworzył usta, ale to nie zdołało go powstrzymać. Uśmiechnął się gorzko i, wbrew wszystkiemu, spytał: - Mhm, mam do ciebie zadzwonić i co? Znów mi powiesz, że albo odwyk, albo mam spierdalać? Dzięki, Bear, może sam zdołam na to wpaść bez żadnych szantaży.

bear hendricks
you had me at ho ho ho
sekunda
tove, carson
lorne bay — lorne bay
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
My life was a storm, since I was born
How could I fear any hurricane?
Naprawdę nie planował być niemiły. Właściwie było zupełnie na odwrót – nawet jeśli jechał tu nabuzowany, zmiękł bardzo szybko, gdy tylko zaczął słuchać smutnych odpowiedzi Leandra na jego równie smutne pytania. Gdyby był jeszcze głupszy albo bardziej impulsywny, pewnie próbowałby go nawet pogłaskać po plecach czy ramieniu na pocieszenie, usiąść obok czy w jakikolwiek inny sposób dać upust tej całej gamie uczuć, które nagle się w nim pojawiły. Zupełnie jakby widział jakieś połączenie między tym zmęczonym życiem, smutnym i samotnym mieszkańcem przyczepy a jego Lennym. A jego Lenny’ego przecież nie było już nigdzie od bardzo, bardzo dawna. Stał za to przed nim facet, z którym nic go nie łączyło, który nie potrzebował jego rad ani wsparcia i który irytował go tak samo, jakby każdy alkoholik topiący się w swojej bezradności. Uniósł brodę nieco wyżej, wpatrując się prosto w niego. On też żałował, że przyszedł.
- Nie, nie przypominam sobie, żeby tym razem też chodziło o to, czy będziemy w stanie dalej żyć razem bez pójścia na dno, czy spierdolisz nam wszystko swoim piciem – powiedział znacznie szybciej niż zdążył pomyśleć. Spod troski i zaniepokojenia wyjrzała z powrotem złość i cała reszta emocji, które towarzyszyły zazwyczaj komuś bezgranicznie zakochanemu, komu nagle i bez zapowiedzi złamano serce. Śmieszne – jeszcze chwilę temu zapewniał go, że nie mógł zrobić nic inaczej, a teraz wyrzucał mu tamte nieudolne próby ratowania ich obu, kiedy przynajmniej jeden z nich nie chciał być ratowany. - Nie zrzucaj tego na mnie. To, że wolałeś, żebym dowiedział się wtedy w taki sposób i postawiłeś mnie pod ścianą, to tylko twoja decyzja. Mogłeś przyjść do mnie w każdej. Kurwa. Chwili – wycedził. - I wymyślilibyśmy cokolwiek. Jeździłbym po całym pierdolonym kraju, żeby cię znaleźć, gdybyś miał jakąkolwiek motywację, żeby się zmienić. Gdybyś odezwał się nawet miesiąc temu i powiedział, że chcesz coś z tym zrobić i potrzebujesz pomocy, to rzuciłbym dla ciebie, kurwa, wszystko, Lenny. A teraz to, że siedzisz tu sam, babrając się w tym, jak ci źle i smutno, to też tylko i wyłącznie twoja decyzja. Tak jak powrót do picia. To nie wydarzy się magicznie, poza twoją kontrolą. To będzie twój wybór, bo na to pozwolisz – może przesadził – pewnie zauważy to za jakieś pół godziny, kiedy znajdzie się już pod domem. Ale teraz po prostu wyszedł z tej przyczepy, zamykając drzwi może trochę za mocno jak na jej niepewną konstrukcję i poszedł prosto do samochodu.
Jeszcze raz: po co on zostawał w tym mieście?

/zt leander burkhart </3
ambitny krab
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ