ghostwriterka książek — internetowych celebrytów
27 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
I'm twenty-seven, but I feel like I live in chapter one
outfit

- Można?
W gabinecie profesora Chenneviere rozbrzmiały dwa krótkie stuknięcia w lekko uchylone drzwi, a zaraz po nich w drzwiach ukazała się blondwłosa czupryna. Oakley uśmiechnęła się przyjaźnie - choć niepewnie - w stronę dawnego znajomego, czekając na znak, że może wejść. Minęło tak dużo czasu od chwili, kiedy rozeszli się w swoje strony; od jego decyzji, której nie potrafiła wtedy zrozumieć ani tym bardziej zaakceptować; że właściwie nie była pewna, jak ją dzisiaj przyjmie. Mało powiedzieć, że sama nie była pewna, jak do tej rozmowy podejść. Gdyby Terry o nim nie wspomniał, może nawet by się nie zainteresowała, jak to życie się dla Vince'a przez te ostatnie lata układało. Może wtedy by go nawet nie szukała. Może nie znalazłaby zamiast niego Yvette. I może mniejszym lub większym przypadkiem nie dowiedziałaby się, że... nie było dobrze. Łagodnie mówiąc.
- Tak sobie pomyślałam, że prędzej cię złapię tutaj niż w domu - zaczęła, kiedy już pozwolił jej wejść. Luźny ton, z jakim wypowiedziała te słowa, podszyty był emocjami dalekimi od lekkości. Nie chciała, żeby to wyczuł - nie tak od razu przynajmniej - ale wciąż miała do niego żal o to, jak skrzywdził jej brata. Poza tym martwiła się o niego - o Vince’a właśnie. Okazanie jednego czy drugiego mogłoby mężczyznę przedwcześnie wystraszyć i poskutkować przerwaniem już i tak trudnej rozmowy. Łagodne rozpoczęcie - czy nie o tym między innymi wykładali na przerwanych przez nią studiach dziennikarskich? Nikt nie będzie chciał kontynuować wywiadu, kiedy już na starcie zasypiesz go ciężkimi, podchwytliwymi, a tym bardziej oskarżającymi pytaniami. Oczywiście nie był to żaden wywiad, a ona z pewnością nie zamierzała z przebiegu tej rozmowy czegokolwiek spisywać, ale skojarzenie nasunęło się jej samo. Może to przez to miejsce. Nie myślała o studiach i James Cook University, od kiedy ostatni raz opuściła te mury, przekonana, że to wszystko nie jest dla niej. Może się myliła?
Wcześniej uchylone drzwi, zapraszające pewnie do środka studentów szukających odpowiedzi na nurtujące ich pytania, Oakley za sobą zamknęła. W końcu nie potrzebne im były nadprogramowe pary uszu, które mogłyby się prędzej czy później ich rozmowie przysłuchiwać.
kompozytor, pianista, wykładowca — james cook university
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zro­zum, to nie ma więk­sze­go zna­cze­nia. Po pro­stu się umie­ra.
To tylko na za­wsze.
Poproszono, żeby został. Najpierw miesiąc, potem drugi; ważna myśl zdążyła ulecieć, a on obojętnie przekazywał Julienowi dalej to, co sam wcześniej usłyszał: nie mają nikogo na jego miejsce, są z niego zadowoleni. Z tą samą biernością odmawiał, kiedy proponowano mu podwyżkę bądź lepsze rozwiązania względem prowadzonych zajęć; Peter, z którym było mu najbliżej, zapytał czy otrzymał lepszą propozycję, ale Vincent nie zdążył nawet przejrzeć innych ofert. Nie wiedział, czym miał zajmować się potem.
Jedyny odczuwany lęk wiązał się z Yvette; kiedy zakomunikował jej, że separacja go nie zadowoli, że powinni wreszcie z pomocą ugody zająć się rozwodem, zdawała się spokojna. Dopiero kiedy dodał, że wynajął mieszkanie w Cairns, i że w dodatku złożył wymówienie w pracy, zaczęła się ta ich niekończąca się, nieprzyjemna scysja. Yvie dała mu trzy numery, mające doprowadzić go do lekarzy; martwię się, mówiła wściekle, kiedy reagował złością. Z powodu rozwodu nie zamierzał mówić jej, że po prostu się zakochał — miał w dodatku nadzieję, że po prostu się domyśli; nie uważał tego za wybitnie skrywaną tajemnicę.
Ale Yvette uważała, że Vincent wpadł w manię. Znowu.
Bała się, że jej koniec miał być jednocześnie końcem jego samego.
Drażniło go to.
Bo po prostu był szczęśliwy.
Zapraszam, odparł bezwiednie, nie ściągając wzroku znad sprawdzanych prac studentów; nie poznał jej głosu, nie odnalazł wspomnień w nucie perfum, które wraz z nią wkroczyły do pomieszczenia. Dopiero kiedy uniósł ku niej twarz, kiedy zmuszony był się jej przyjrzeć, dotarł do niego tragizm tego spotkania. Vincent po rozstaniu z Terrym cierpiał także z powodu tej sztywnej, okrutnej zasady, wobec której musiał pożegnać także jego bliskich. — Oakley — uśmiechnął się lekko, skrywając niepokój, jaki wywołało jej przybycie. Wstał niepewnie zza biurka, a kiedy się przy niej znalazł, złożył powitalny, krótki pocałunek na dziewczęcym policzku. — Przysłał cię Terence? — nie zamierzał udawać, że po tak długim czasie mogliby posiadać inny powód do spotkania; co prawda odkąd wpadli na siebie z Burkhartem w aptece minęło dużo czasu, a precyzyjność podejmowanych przez Vincenta działań uchroniła ich przed ponowną koniecznością wymienienia jakichkolwiek kwestii, ale Chenneviere nie zamierzał wykluczać właśnie tego jednego powodu. Być może czegoś mu do dzisiaj nie oddał. Być może miał mu coś do przekazania. Vincent mógł jedynie wskazać Oakley miejsce, na którym mogła spokojnie usiąść; nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Co zaproponować.
ghostwriterka książek — internetowych celebrytów
27 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
I'm twenty-seven, but I feel like I live in chapter one
- Terry nie wie, że tu jestem - odparła szczerze. Nie oznaczało to co prawda, że zamierzała tę ich rozmowę przed bratem ukrywać, ale na ten moment Terry rzeczywiście pozostawał w niewiedzy. - Ale słyszałam, że się widzieliście. Pomyślałam więc, że zajrzę, zapytam co u ciebie. Minęło dużo czasu - ostatnie zdanie nieco przeciągnęła, jakby cały ten wspomniany czas nie tylko minął, ale też mógłby coś naprawić. Jakby mogli dzięki niemu odnowić jakoś kontakt. Nawet, jeśli wciąż miała do niego żal. Nawet, jeśli obecnie znajdowali się w jeszcze większym życiowym rozkroku, niż kiedyś. - I dużo się zmieniło - dodała, poklepując się ze śmiechem po brzuchu i nieco ostentacyjnie stęknęła, sadowiąc się we wskazanym jej miejscu. Już teraz coraz mocniej odczuwała skutki ciąży, ale wiedziała, że najgorsze miało dopiero nastąpić. I to nie tylko w formie jeszcze większego zmęczenia, obolałych stóp i innych mniej lub bardziej uciążliwych dolegliwości, ale w obrazie przekazania swojego dziecka komuś innemu. Może dlatego z takim śmiechem jak do tej pory do tego wszystkiego podchodziła. Jakby nie był to żaden problem. Jakby wszystko było okej. Bo do czegoś takiego chyba nie byłaby w stanie się jakkolwiek przygotować. - No więc... co u ciebie? - ponowiła niejako pytanie, wlepiając w niego zainteresowane spojrzenie. Najpierw niech odpowie sam... Dopiero potem będzie go mogła ewentualnie skonfrontować z tym, co sama słyszała.
ODPOWIEDZ