obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Dwadzieścia cztery.
Kiedy wczorajszego popołudnia zadzwonił Jasper (miał przylecieć do Sydney dopiero za dwa tygodnie; praca, rodzice, dziewczyna żalił się, choć Dante nie oczekiwał z jego strony poświęceń), nazwał go dzieckiem. Ale na jego biurku leżała podpisana umowa w sprawie zakończenia stażu i rozpoczęcia poważnej współpracy w kancelarii Clyde & Co; przecież jego nazwisko zostało wymienione już w czterech różnych artykułach, a on posiadał swoje własne mieszkanie w jednej z najlepszych dzielnic miasta. Nie czuł się d z i e c k i e m, choć być może przypisywane mu teraz dwadzieścia cztery (co brzmiało i tak lepiej, niż dwadzieścia trzy) lata nie czyniły z niego ani człowieka dorosłego, ani poważnego.
Tym bardziej kiedy musiał odwołać urodzinowe przyjęcie; część znajomych upierała się, by spotkać się choćby w barze, ale Dante nie mógł opuścić wieczorem mieszkania — Penny spała w jego łóżku, Penny snuła się po mieszkaniu, Penny płakała, zapadała w letarg i nigdy nie wybaczyłaby mu, gdyby po prostu wyszedł. Nie pamiętała nawet o tym, by złożyć mu życzenia, o co nie mógł się gniewać.
Zaplanowali to cztery miesiące wcześniej. Dom rodzinny Penny, cała jej rodzina, garstka przyjaciół i znajomych. Skłonienie jej do tego, by u w i e r z y ł a, że to jej pomysł, zajęło mu niespełna dwa tygodnie; żalił się na ciasne wnętrza barów, uskarżał na skromność wszystkich urodzinowych przyjęć. Nie znam twojej rodziny, poskarżył się, choć ich związek był chwiejny i niejasny, a on wciąż odmawiał przedstawienia jej Jasperowi. Penny się jednak ucieszyła, wierząc w to, że do sierpnia Celeste wyzdrowieje; mieli wyprawić jej święta, przypadające po raz drugi pod koniec lipca; jeśli byłaby w szpitalu, Dante obiecał zmierzyć się z lekarzami i wiążącym ich regulaminem, dzięki czemu mogliby wnieść do jej sali sztuczne drzewko i kilka prezentów. Grill — jeszcze świąteczny — miał być wyprawiony dopiero osiemnastego sierpnia, na jego urodzinowym przyjęciu. A wiesz, że on też ma wtedy urodziny? Trochę szybciej, ale moglibyśmy połączyć ze sobą te imprezy.
Oczywiście, że wiedział.
Ile ma lat, którego dnia wypadają jego urodziny; gdzie i od jak dawna pracuje. Z jego internetowego profilu poznał imiona jego najbliższych przyjaciół, prześledził imponującą historię edukacji i dowiedział się wreszcie, że tak jak i on, pochodzi z Lorne Bay.
Achilles Cosgrove stał się jego niewielką obsesją.
Achilles Cosgrove go nie lubił.
A on udawał, że czuje to samo. Dotychczas nie posiadali zbyt wiele sposobności ku temu, żeby porozmawiać; Penny twierdziła, że gdyby okoliczności były inne, mieliby szansę się zaprzyjaźnić; powtarzała mu w dodatku, by się tym wszystkim nie przejmował, a on kiwał z obojętnością głową. Nie zależało mu.
Chociaż, oczywiście, zależało. Wyłącznie z jego powodu zasugerował tę imprezę; wiedział, że dzięki niej mogliby w końcu porozmawiać. Mógłby mu uświadomić, że nie jest nieinteresujący, nudny, infantylny. Nigdy wcześniej nie zależało mu na poznaniu żadnego mężczyzny, który nie wiązałby się jakoś z jego pracą — winę zrzucał na sukcesy, mieszczące się na achillesowym koncie, łączące ich Lorne Bay i magię zapisaną w jego imieniu.
Celest jednak nie wyzdrowiała. Nie dotrwała nawet do świąt; jasnym było, że niedługo umrze, chociaż Penny wierzyła, że za kilka dni jej siostra miała otworzyć ze zdumieniem oczy i wyznać, że czuje się już całkowicie zdrowa.

Udało się mu wydostać nad ranem z mieszkania wyłącznie dlatego, że miał zaplanowanych kilka spotkań; odszedł bezszelestnie. Bez pożegnania. Penny odezwała się dopiero przed pięcioma minutami, kiedy wychodził z mieszkania Beth, której podrzucił urzędowe papiery.
Zostanę u ciebie jeszcze dzisiaj.
Nie odpisał. Nie odebrał, kiedy dzwoniła.
Pokonując schody, przeskakiwał po kilka stopni; być może udawanie, że żadnej Penny i żadnej Celeste nie ma, że mieszka wciąż w tanim mieszkaniu nad rzeką, że odbywa wciąż staż i pracuje wieczorami w restauracji jako kelner, że odmawia sobie różnych wygód, takich jak winda, by dbać o formę, było, na ten moment, przyjemniejsze. A może jednak po prostu Jasper miał rację, kiedy powiedział, że powinien nacieszyć się młodością; masz na wszystko jeszcze czas, Dante.
Minął dwa piętra, kiedy zaciskając mocniej dłoń na poręczy zatrzymał się i wstrzymał na moment oddech. — Achilles? — chociaż bez wątpienia był to on, nawet jeśli leżąc u progu schodów mógł być kimkolwiek. — Och, boże, tylko się nie ruszaj — zbiegł, wyobrażając sobie, że Cosgrove połamał sobie nogi bądź kręgosłup; że uszkodził głowę, że najlepiej byłoby od razu wezwać pogotowie, ale Dante był już przy nim i nie wiedział, czy może, nawet w takich okolicznościach, go d o t k n ą ć.
Był pewien w dodatku, że Achilles nie wie. Że nie ma pojęcia, kim jest Dante.
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Stromość kamiennej, niezdrowo chłodnej krawędzi schodów, odciskała się na jego leżącym ciele w trzech miejscach: na spodzie lewego uda (prawa noga chwiała się nad sylwetką w kącie ostrym zgiętego kolana), między wypustkami obolałego kręgosłupa, a także w potylicy opuszczonej obojętnie głowy. Achilles przymknął poczerwieniałe, zapuchnięte zmęczeniem powieki i zdążył jeszcze pomyśleć, że chwila podobnego spokoju i ciszy nie towarzyszyła mu od dawna — a wtedy nieznajomy głos wypowiedział jego imię.
Zdążył się do tego przyzwyczaić; do osób słyszących o nim od przyjaciela, zawiadomionych o jego dokonaniach od kogoś z wysoką rangą, albo skierowanych do niego przez współpracownika, szefa, a może nawet podwładnego. Znających go, choć on nie słyszał wcześniej ani jednego słowa o nich. Nie przywykł jednak do poleceń typu “nie ruszaj się”, ani do męskiej, pochylającej się nad nim w niezrozumiałym celu sylwetki. — Dlaczego nie mam się ruszać? Idzie po mnie tarantula? — spytał beznamiętnie, z tylko delikatnie rozwartymi powiekami; po chwili przymknął je jednak na nowo — to jest; kiedy spostrzegł już, że rzeczywiście nie zna klęczącego przy nim chłopaka, a także że ów nieznajomy raczej niczym mu nie zagraża. — Nie zamierzasz chyba położyć się obok mnie, hm? Obawiam się, że niekoniecznie jest na to miejsce — nieustająca obecność młodego mężczyzny nakazała mu znów poruszyć ustami w rytm słów. Pragnął dołączyć do treści wypowiedzianych dzisiaj zdań jakąś mało uprzejmą prośbę o zostawienie go w spokoju, a jednak niewiedza dotycząca tego, że chłopak ten musiał skądś go znać, lub choćby kojarzyć, nakazała mu na uprzednie poruszenie właśnie tego tematu. — Skąd wiesz, jak mam na imię? — pytanie to uleciało spomiędzy jego ust wraz z ziewnięciem; Achilles skrył wargi w debrze jednej ze swoich dłoni, a potem podłożył ją pod obolały spód wbijającej się w stopień schodów głowy. Otworzył oczy, wbił ich bursztyn w oblicze ciemnowłosego chłopaka, mrugnął kilkakrotnie, a potem uśmiechnął się szelmowsko. — Och, czekaj. Czy to nie ty jesteś tym chłopakiem siostry Celeste, który jest chrześcijaninem i broni pokurwiałych morderców? — roześmiał się pod nosem. Celly opowiadała mu o nim jeszcze tydzień przed własną śmiercią; mówiła “zajmij się Penny, Achilles; obiecaj, że się nią zaopiekujesz”, a on tłumaczył jej, że ta przecież ma już kogoś od opieki. On nie będzie przy niej przecież zawsze. Wiesz, czym się zajmuje, Penny w końcu zacznie to przeszkadzać. Poza tym widziałeś go ostatnio, tłumaczyła, a gdy Achilles zapytał kiedy, przypomniał sobie, że rzeczywiście nie tak dawno temu ich sobie przedstawiono; kojarzył jego kędzierzawe, czarne włosy i przystojne rysy twarzy, przez które zrozumiał wówczas, dlaczego Penny zwróciła na niego uwagę (myśli te w tamtym momencie nie wydały mu się w żaden sposób osobliwe, nieprzyzwoite czy niecodzienne).
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Nie spodziewał się dostrzec w achillesowych oczach tych samych refleksów, którymi mieniło się spojrzenie Penny od kilku tygodni — nie sądził, by ktokolwiek zdołał powielić cierpienie jej kruchego, naiwnego świata, w którym przyszło się jej wychować. Nie wiedział w dodatku, jak bardzo zły jest stan jej siostry, jako że dziewczyna karmiła go fikcją własnych pragnień; śmierć czaiła się jednak w zakamarkach ich życia zbyt głośno, by mógł w podobny do niej sposób uznać, że Celeste ma szansę na przeżycie kolejnych miesięcy. Mimo wszystko spodziewał się jednak ponurości i może chłodu w tym achillesowym spojrzeniu i głosie; gniewu, bo sam wybrałby ten sposób na walkę z czymś, nad czym żadne z nich nie miało kontroli. — Nie powinno się ruszać z powodu tarantuli? — jeszcze nie wiedział, czy aby na pewno skrył się w tym wszystkim żart i czy mógłby, zamiast współczuciem i troską, zareagować śmiechem. Ale uśmiechnął się, lekko i z wyczuciem, klęcząc obok mężczyzny i tylko się mu, jeszcze, przyglądając. — Nie — tym razem śmiech przedarł się przez jego usta, choć Dante uważał to za nieodpowiednie; przy Achillesie jednak prędko dało zapomnieć się o umierającej w szpitalu kobiecie, o wszelkich problemach i zbliżającej się żałobie. Wiedział, że Penny byłaby wściekła, że uznałaby jego zachowanie za znieważające. — Chciałbym się dowiedzieć, czy powinienem wezwać ambulans. Możesz poruszyć nogą? Powoli — wciąż, choć graniczyło to z absurdem, nie śmiał zbliżyć dłoni do jego ciała. Tym bardziej z powodu żalu, który wykwitł po chwili w jego sercu; spodziewał się tego, ale i tak ugodziła go niewiedza Achillesa. Obojętność. — Mam na imię Dante — potwierdził skinąwszy głową; być może powinien pójść, zostawiając go na zimnych schodach samego — mężczyzna nie wyglądał, jakby przeszkadzało mu miejsce, w którym się znalazł, ani swoje obecne ułożenie. Należało zakładać, że do większych uszczerbków nie doszło, poza tym Dante mógłby po prostu kogoś wezwać i zrzucić na niego odpowiedzialność. Ale nie chciał go zostawiać. Nie potrafił. — Nie są pokurwieni. I nie są mordercami, tylko ofiarami systemu. Słuchaj, spotykałem się przed Penny ze studentką medycyny i musiałem jej pomagać w nauce; nie twierdzę, że się na tym wszystkim znam, ale lepiej byłoby sprawdzić, czy niczego sobie nie uszkodziłeś — lekko się zawstydził, co było tak specyficzne i niespotykane w jego przypadku, że niemal pożałował tych słów. Poza tym czekał, idiotyczne i prawie dziecinnie na zgodę, choć po prostu mógł pochwycić jego ramię, jak i zmusić do zmiany pozycji w której zdołaliby ustalić, czy jego upadek wymaga interwencji.
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Ostentacyjnym, rzekomo udręczonym i zniecierpliwionym westchnieniem, w rzeczywistości podarował sobie po prostu kilka sekund głębokiego namysłu. — Przyzwoitość nakazuje ściągnąć z kogoś takowego pająka, zanim ten zatopi w tym kimś swój jad — oznajmił rzeczowo, poważnie i przekonująco; nie spodziewał się prowadzić z kimkolwiek podobnej dyskusji, ale nagły ton znawcy sprawiał wrażenie, jakby myślał i mówił o tym niejednokrotnie. — A ty co byś pomyślał, gdyby jakiś nieznajomy człowiek zakazał ci się ruszać? — zapytał ze szczerym, choć i tak niekoniecznie silnym, zaciekawieniem. Może nic teraz nie było w stanie zaabsorbować go wystarczająco, by tylko tej jednej sprawie poświęcić swoje myśli. — To pierwsze, co przyszło mi na myśl. Nie mam pojęcia, co robi się, kiedy wejdzie na ciebie tarantula; trochę mnie zaskoczyłeś — wytłumaczył z cieniem przemykającego po ustach rozbawienia.
Nie wiedział, dlaczego aparat mowy (jakby bez pośredniego udziału umysłu) postanowił swobodnie dobierać do siebie coraz liczniejsze litery, słowa i zdania; ich rozmowa była niedorzeczna, dla niektórych (dla niego samego, jeszcze kilka dni wcześniej) zapewne irytująca, i zupełnie nic nie wnosiła do jego życia — a jednak zdawała się lepszą od jakiejkolwiek innej, którą mógłby teraz sobie wyobrazić. Bo chłopak nie pytał o Celeste, bo nie mówił, że tak przemożnie mu współczuje i że ubolewa nad wszystkim, co się stało. Nie przekonywał go, że Achilles da sobie radę i że jest silny, nie pytał o ich jej dziecko i o jego imię.
Nikogo nie wzywaj. Po jaką cholerę? — pytanie rozbrzmiało prawdziwym niezrozumieniem; czy mężczyzna naprawdę uważał, że Achilles zrzucił się z klatki schodowej? Że może na czymś się poślizgnął, że pozbawiony koordynacji ruchowej, nie potrafił ani czegoś się złapać, ani zapanować nad równowagą, i tak po prostu stoczył się z kilku stopni? Cóż; to ostatnie w pewnym sensie było prawdą — ale przecież nic poważnego, nic f i z y c z n e g o (z psychiką bowiem było nad czym się zastanawiać) mu nie dolegało. — Wiesz, te zabawy w pacjenta i lekarza są szalenie pociągające, ale nie lubię, kiedy dotykają mnie mężczyźni — uprzytomnił mu, jednocześnie dźwigając się łokciami z ziemi — sądził przy tym, że chłopak nieco się od niego odsunie, robiąc mu większą przestrzeń; zamiast tego niemal zderzyli się podbródkiem i czubkiem głowy, a twarz Dantego znajdowała się zdecydowanie zbyt blisko tej achillesowej. — Nic mi nie jest, okej? Wracam właśnie ze szpitala, upuściłem komórkę i nie chciało mi się już wstawać — wyjaśnił w skrócie, choć po drodze zgubił kilka istotnych szczegółów.
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Nigdy nie był zawieszony przy niczyjej śmierci, surowym szpitalnym łóżku, aparaturze odmierzającej czas bezlitośnie rozciągany pomiędzy resztką życia i nadziei. Kiedy umierała babcia, chował się w domu Cassie; nie z powodu strachu, lecz niechęci, bo kobieta często przeklinała po włosku, śmierdziała tanim tytoniem i nigdy nie obdarzyła go sympatią. Potem zachorował wujek Albert, ale wyjechał bóg wie dokąd — rodzice otrzymali śnieżnobiałe zawiadomienie o pogrzebie odbywającym się z nieznanych nikomu przyczyn w Rzymie, do którego żadne z rodziny Ainsworth nie pojechało. Jedyne ukłucie żalu odczuł wraz z odejściem swego byłego nauczyciela, ale na jego pogrzeb nie pozwolono mu pójść, choć to właśnie dzięki niemu mężczyzna nie skończył w więziennej celi.
Nie wiedział więc co wypada, ani nawet jak wypada rozmawiać z kimś, kto odprowadza jakąś część własnej duszy na drugi, nieznany nikomu świat. Uważał za niesprawiedliwe nie to, co powinien — mierziła go potrzeba składania poważnych i patetycznych słów, a także nakaz dotkliwego smutku i przejęcia. Nie żałował umierającej Celeste, a wyłącznie siebie — natrafiając na jedyną dotąd sposobność poznania Achillesa czuł, że nie może tak po prostu tkwić w wesołości, mówiąc o wszystkim tym, co rzekomo nie było teraz ważne. I chociaż zaczęli w sposób przeczącym tym powinnościom, Dante wiedział, że za kilka minut będzie musiał skłamać, mówiąc, że jest mu przykro i zanurzyć się w tej nieszczęśliwej, bolesnej historii straty.
Zapamiętam — obiecał z uśmiechem, nie wiedząc, co innego mógłby mu powiedzieć; wyimaginowane pająki były równie nieprzyjemne, jak i te prawdziwe. — Patrząc na sprawy, którymi się zajmuję, myślałbym o przesadnie makabrycznych powodach — oznajmił radośnie, raczej w formie żartu; wątpił, by kiedykolwiek znalazł się w sytuacji podobnej do tych, które przeżywali jego klienci, w przedziwny sposób wciągnięci w świat krwawego bezprawia. — W Sydney raczej się ich nie spotyka, prawda? Wolałbym nie zmieniać miasta z powodu nowej fobii — rozbawienie utkane na ustach mężczyzny było zniewalające; ta krótka, nieistotna rozmowa stała się dla Dante zapewnieniem, że uda się im z a p r z y j a ź n i ć.
Słuchaj, naprawdę wiele osób przypadkiem potrafi przewrócić się na zupełnie prostym chodniku i skończyć z poważnymi złamaniami; Penny zamorduje mnie, jeśli okaże się, że coś ci się stało, a ja po prostu sobie poszedłem — skłamał, uśmiechając się jednak w tak ciepły sposób, że dostrzeżenie ów fałszu było niemożliwe. Penelope by się tym nie przejęła; powiedziałaby zapewne coś o prawie karmy i zamiast sensu jego wypowiedzi, uczepiłaby się raczej tego, dlaczego Dante w ogóle tam był. Przy nim, nawet jeśli przez chwilę. — To dobrze — odrzekł z grymasem na twarzy, ugodzony jego zarzutem. — Wolałbym się nie zadawać z grzesznikami — chociaż przecież nie praktykował tej swojej wiary, w którą z powodu przymusu zawędrował wyłącznie z powodu rodziców; słowo grzesznicy, abstrakcyjne i niewinne, było jednak lepszym wyborem niż cisnące się na usta inwektywy. — Wiesz, że zabawa w lekarza i nauka medycyny to dwie różne sprawy? Też mnie to początkowo zdziwiło, ale ona naprawdę zmuszała mnie do oglądania zdjęć złamanych kończyn i krwotoków wewnętrznych — powiedział to w chwilę po tym, gdy ich twarze znalazły się tak b l i s k o, choć Dante, posiadając większy komfort przestrzeni, odsunął się dopiero po dłuższej chwili. Skinąwszy głową nie ściągał z niego spojrzenia, wiedząc, że powinno to zakończyć ich spotkanie; nie chciał jednak wracać do rzeczywistości. Do Penny. — Czyli mieszkasz w tym budynku? Znasz Elspeth Duquette? — improwizował. Poszukiwał tematu, który pozwoliłby im dalej tkwić w rozmowie, bez względu na to, jaki miałaby wydźwięk; odmawiał jednak wciąż zapytania o szpital, Celeste i wszystko to, co naznaczone było cierpieniem. Jeszcze nie teraz; nie chciał być natrętny, bezlitosny w swoich pytaniach. — Chcesz zajarać? Zioło pomaga na ból — pytając wstał, i chociaż był niepewny czy może ufać, że Achillesowi w istocie nic poważnego nie dolega, wyciągnął ku niemu dłoń, by pomóc mu w podniesieniu się z ziemi.
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Zwykle, kiedy ścięgna nie współgrały z elastycznością mięśni, a mięśnie z twardą stabilnością kości, powlekając się gęstą i lepką smołą utworzoną ze zmęczenia i irytacji, decydował się na leniwy komfort windy; odkąd jednak rodzina Kelly — zgodna jak nigdy dotąd — postanowiła nadać mu tytuł zdrajcy i mordercy ich biednej, bezbronnej Celeste, Achilles starał się unikać niemal każdej możliwości otarcia się swoją obecnością o ich nienawistny wzrok. Nie korzystał na przykład ze szpitalnego bufetu i automatu z jedzeniem na trzecim piętrze; unikał odwiedzania Celly w południe, celując raczej we wczesne poranki i późne noce, nie wybierał się już do okolicznego sklepu ze zdrową żywnością, w którym zwykła zaopatrywać się co najmniej raz w tygodniu Pani K. (nigdy nie otrzymał zgody na posługiwanie się jej imieniem, ani tym bardziej, o zgrozo, słowem “mama”), ani nie korzystał z windy w budynku, w którym często bywała zawsze rozhisteryzowana Penny. Teraz naruszał względny spokój własnych myśli rozważaniem, czy i Dantego nie powinien unikać — tylko że mężczyzna był albo wyśmienitym aktorem, albo obecność Cosgrove’a wywoływała szczery uśmiech na jego młodej twarzy. — Penny raczej wolałaby zamordować mnie, nie ciebie — zauważył celnie, wpatrując się ze zdumieniem w cynamonowy pomarańcz jego tęczówek — nie potrafił odczytać skrywanych tam umiejętnie zamiarów.
Wolisz zadawać się z mordercami, zamiast pedałami? — spostrzegł, nieznacznie marszcząc czoło — jakby i to wymagało za dużego wysiłku. — Zastanów się dobrze nad odpowiedzią, mój najlepszy przyjaciel preferuje penisy bardziej od kobiecych cycków — zwykle posługiwał się bardziej wyszukanym językiem; pozbawionym pedałów, penisów i cycków, a przynajmniej w improwizowanych rozmowach z improwizowanymi znajomymi. Teraz jednak coś się zmieniło, z niejasnego Achillesowi powodu; i nie wiedział, czy przy Dante jest bardziej sobą, czy jednak swoim całkowitym przeciwieństwem.
Fascynujące. Przyciągasz do siebie samych popaprańców? Ciekawe, dlaczego wam ostatecznie nie wyszło — mruknął przekornie, w sarkazmie ukrywając swoje chwilowe zmieszanie — to wplątane w ainsworthowe oddechy, które przez jakiś czas muskały achillesową skórę twarzy. Zdecydowanie wolał, kiedy nieznajomi (w szczególności: mężczyźni) znajdowali się o kilka skrawków powietrza d a l e j od niego.
To ta, która chodzi w różowych wałkach i z małym pieskiem? Co z nią, to też twoja była? — zaczepność wpisała się już w jego naturę, z czasem przeistaczając się w cień złośliwości — tylko nielicznym udawało się wydestylować ją z zabrudzeń pejoratywnych wydźwięków. Czasem nawet nie miał nic złego na myśli; choć inni nie potrafili mu w to nieraz uwierzyć. — Z a j a r a ć? Ile ty właściwie masz lat, hm? Na pewno jesteś prawnikiem? — zlustrował go wzrokiem po sam czubek udekorowanej w małe, brązowe loki głowy, a potem wsunął w jego zdumiewająco silną dłoń własne palce. Podniósł się z ziemi, a ainsworthowa sylwetka zachwiała się przy tym tylko raz, nieznacznie. — Nie możemy palić na klatce schodowej. Przed budynkiem raczej też nie — uprzytomnił mu, pocierając obolały długim, niewygodnym leżeniem kark. — Tak swoją drogą, wiesz, że jeszcze niedawno pracowałem dla AFP? I wysyłałem do więzienia ludzi, którym ty potem pomagałeś się z niego wydostać. Powinienem co najmniej przetrącić ci nos — odrzekł, wykonując sugestywny ruch głową ku górze schodów; mówiąc bez użycia słów chodź ze mną, albo chodź do m n i e.
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Nie wiedział, jak wiele słów wypowiedzianych przez Penelope, przepadło.
Czasem kiwał głową, niekiedy mamrotał przeciągłe spółgłoski; udawał, że słucha: wtedy gdy płakała, gdy krzyczała, gdy żaliła się na niesprawiedliwość świata, w którym przyszło się jej narodzić. Penny, w przeciwieństwie do niego, była marzycielką; wypatrywała tłumaczeń dla przeżytych snów, poszukiwała odpowiedzi w otchłani gwiazd, wierzyła w dobro nagradzane karmicznym, ciepłym spokojem. Kiedy stan zdrowia Celest się pogarszał, towarzystwo Penny stawało się uciążliwe; nie potrafiła zrozumieć powodów, dla których jej siostra umierała, wobec czego swoją niepewność przekłuwała w złość, pogardę i pesymizm zbyt głęboki, by dało się go utrzymać w dłoniach.
Dante nie wiedział w jak złym stanie znajduje się obecnie Celeste; w i e d z i a ł b y, gdyby tylko zechciał wsłuchać się w wypowiadane co dzień z bólem słowa.
Wiedział, za to, że Penelope nie jest i nigdy nie była jego przyszłością; wiedział, bo nie było nic niewinnego, ani też przede wszystkim żartobliwego w wyroku możliwej śmierci — Penny nie zawahałby się życzyć klęski zarówno Achillesowi, jak i Dantemu. — Obecnie zamordowałaby każdego; usiłuje przehandlować cudze życie za to siostrzane — odparł (choć być może lepiej byłoby pozostawić to bez odpowiedzi) markotnie, bardziej jednak zmęczony niż ugodzony siłą kobiecego tragizmu. Żałował jej przywiązania, żałował gasnącego w niej samej życia; nawet jeśli nie potrafił jej pomóc, jeśli drażniła go swoim niezrozumieniem, współczuł jej żaru rozpaczy. — Nie jestem p o t w o r e m — zaśmiał się zaraz potem, tak dobrodusznie i serdecznie, jakby nie doświadczali wędrówki po tematach skrajnych i ważnych. — Mam kilku kumpli, którzy, jak twój serdeczny przyjaciel, wolą penisy. Po prostu cieszę się, że ty jesteś normalny — potem, kilka lat później, w noc następującą po utracie Achillesa, miał przypomnieć sobie te słowa z żalem i bólem; powinien był wiedzieć, powinien był zrozumieć to już wtedy, gdy serce wzburzone ekscytacją wmusiło w niego uśmiech wtedy, gdy dopiero Achillesa poznał — że się mu podobał, że nie było nic platonicznego w chęci stania się jego p r z y j a c i e l e m. Póki co pozostawał mu śmiech, naiwność wpisana w beztroskę; chyba faktycznie przyciągam popaprańców, odpowiedział, nie wiedząc że na jego drodze pojawi się Michael, że stanie się najjaśniejszym elementem potwierdzającym rzuconą w żarcie regułę. — To moja szefowa; czasem niejednoznacznie sugeruje mi szybki awans — nie powinien: mówić źle o Beth, mówić o niej wcale; nie tutaj, w miejscu odartym z prywatności, a narażonym na jej przypadkowe spotkanie. Nie powinien, w dodatku, spoufalać się z Achillesem, nie tylko ze względu na niesprzyjające warunki, ale słowa płynęły same, a nagromadzone w jego oczach zrozumienie zachęcało go do kontynuowania przypadkowego, a jednak upragnionego przez Dante spotkania. — Dwadzieścia cztery — powiedział z dumą, jakby był to powód do przechwałek, jakby osiągnął cel spisany na kartce już w dzieciństwie; nagle nie żałował ani upływającej młodości, ani pewnych ram starości. — Miałem wczoraj urodziny. Jeszcze nie jestem prawnikiem, więc nie obowiązują mnie żadne sztywne i nudne zasady — wiedział, że wypowiedziane słowa są ironią, że Achilles prawdopodobnie nie oczekiwał odpowiedzi, a mimo to tak bardzo pragnął z nim rozmawiać, tak wiele radości wynosił z każdej sposobności odezwania się do niego, że nie potrafił zbyć go milczeniem bądź kończącą ich pogawędkę złośliwością. Po raz pierwszy od wielu miesięcy czuł radość, szczęście, które było mu z wiadomych przyczyn odmawiane.
Jestem pewien, że to nie byli ci sami ludzie — słodycz rozlała się w jego głosie, gdy urzeczony wspinał się za Achillesem po schodach (zdawało się mu wtedy, że wpatrując się w jego plecy monitoruje stan jego zdrowia, że dba o to, by mężczyzna się nie przewrócił, ale potem, znów potem!, kiedy sen nie mógł nadejść, a zamiast dwudziestu czterech, miał już pełne trzydzieści lat, zastanawiał się, czy jednak podziwiał wtedy jego muskularne ciało, na którym opinał się czasem materiał ubrań i czy — choć przepełniło go to wstydem — wpatrywał się w pośladki mężczyzny, któremu gdzieś dalej, w szpitalu, umierała właśnie żona) i cieszył się zarówno z tego, że nie musi wracać do Penny, jak i tego, że Achilles nie traktuje go w sposób chłodny czy obojętny. — Poza tym angażuję się tylko w sprawy tych osób, które z całą pewnością są niewinne — dodał, kiedy wkraczali już do achillesowego świata, pełnego sekretów i tajemnych barw, które zapragnął poznać jeszcze tego samego dnia.
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Nieprzejrzysty, mętny tuman wznosił się dopiero za szpitalem rosnącym w centrum Sydney — parował swoimi mlecznymi dymami na antracytowe niebo i uskuteczniał rozwarcie powiek; chryste, jak Achilles wyczekiwał tych krótkich i mglistych momentów, tego ciężaru zsuwającego się z jego oczu. Wybiegał z medycznej placówki niemal z uśmiechem rozpościerającym szeroko usta, może jak niepochwycony zbieg ze skrzydła psychiatrycznego, bo w końcu kto folgowałby swojemu wytchnieniu i mimicznej radości, kiedy leżąca w małej, jakże s m u t n e j sali świeżo poślubiona kobieta zamiast tchawicy miała — co? nędzne szprosy rurek pompujących w zaschnięte płuca powietrze, a zamiast przyszłości: ledwie kilkutygodniowy wyrok powolnej śmierci. Celeste była s ł o ń c e m, ciepłym jak wrząca woda i cierpkim jak plasterek cytryny; była słońcem, wokół którego krążyło całe achillesowe życie i każdy pojedynczy członek jej rodziny. Była przeklętym słońcem, które utrudniało widoczność i wpełzało między powieki gorzej od paprochów wylatujących z nich wraz z łzami — trzydziestolatek nigdy nie spodziewał się chwil, w których jej ostry płomień wyłaniał się zza szarzejących chmur i nigdy nie potrafił osłonić oczu tak skutecznie, by za każdym razem nie czuć się, jakby właśnie utracił wzrok. Tak skutecznie, by potem blade jak poranek mozaiki plam nie tańczyły pod czernią powiek i nie przypominały o momentach, w których, cholera, zapomniał o tym pierdolonym słońcu. — Może najpierw powinna zapytać o zdanie Celly — mruknąwszy swój cyniczny żal, zmarszczył oczy do owalnych, małych szczelinek — w końcu spośród obłoków dymu wdarła się w nie na moment pąsowa jasność promieni słonecznych.
Ironiczny uśmiech pochwycił się słowa „normalny”. Achilles nie tylko nie uważał się za normalnego, w tym czy innym odniesieniu tego słowa, ale też nie postrzegał mężczyzn pokroju Leonidasa za nienormalnych; a przynajmniej nie przez same cielesne preferencje. Wymienili niegdyś kilka głębokich, nieco nietrzeźwych pocałunków — on i Fitzgerald. Dłonie Achillesa zsuwały się po męskiej sylwetce w wymowność wszystkiego, co ukrywał pod swoimi spodniami, i robiły to w taki sposób, jakby wcześniej zostały szczegółowo przeszkolone właśnie do tej jednej czynności — a potem targnął nim spazm tak silny i odtrącający, że unikali się przez kilka następnych tygodni. To znaczy — Achilles unikał jego, później wytłuszczając litery swojej odmowy tak zapamiętale, jakby wyliczał alfabet albo tabliczkę mnożenia, było mi cię żal, mówił, a potem stwierdził nieco ciszej: to przecież jest trochę nienormalne, Leo, choć wcale tak nie uważał — po prostu wszyscy zgodnie stwierdzali, tak jak stwierdził to Dante, że w całowaniu ciała podobnego do własnego, skrywa się naprawdę chora aberracja.
Zawsze możesz zamknąć oczy — zasugerował prowokacyjnie, teatralnie przeistaczając słowa w poważną propozycję: naturalnie, tyczącą się już awansu przez łóżko należące do k o b i e t y, wcześniejszy temat homoseksualizmu pozostawiając już bez komentarza. — Dwadzieścia cztery? — niemal w y k r z y c z a ł mu swoje zdumienie prosto w wejrzenie jego czekoladowych oczu. — Nie, naprawdę? Przedwczoraj miałeś dwadzieścia trzy, masz pewnie jeszcze ślad po mleku nad ustami. To właściwie tłumaczy, dlaczego traktujesz mnie jak obłożnie chorego dziadygę, który połamał się po jednym potknięciu — śmiech oblekł tę jego pomocną dłoń ciągnącą Achillesa z półsiadu do wyprostowanej sylwetki, a także wcześniejsze emocjonalne sugestie wezwania karetki. Może i rzeczywiście atrybutami sędziwego wieku był jego nowo nabyty stan cywilny, obrączka na palcu i czekająca w pokoju dziecięca kołyska, ale Cosgrove uważał, że przynajmniej tej części majątku dorobił się stanowczo za szybko. — Tak, cóż, płacą ci za kłamanie, więc pozwolisz, że podejdę do twoich obietnic trochę sceptycznie — odrzekł, kiedy przerwany na krótką podłogową drzemkę rytm kroków znów rozbrzmiał na schodach. Szperając po kieszeniach jasnych, (jakże pożądanych w tamtych czasach!) jeansów, za pomocą klucza odnalezionego z trudem dźwięczącym gładkim ocieraniem się dłoni o polać materiału, odsłonił przed nimi mało ekscytujący i zachęcający do wkroczenia widok zszarzałego loftu, w którym każda z czynności (czy to grzania na kuchence wody, czy pociągnięcia zasłon albo porzucania niektórych skrawków garderoby) była wykonywana w ostentacyjnym pośpiechu. Pośpiechu mężczyzny spędzającego większość czasu przy umierającej żonie i wcale nie lepiej radzącym sobie z życiem d z i e c k u. — Wystarczy dziesięć minut i już śmierdzi się jak pierdolony preparat odkażający — dołączył w formie komentarza do swobodnie przeciąganej przez smukłość szyi i wypukłość głowy koszulki; niegdyś pedantycznie składane i oddawane do dbałych pralni ubrania, teraz składowały się w pojemnym koszu pachnącym płynem do płukania i tam miały pozostać zapewne do czasu, kiedy kończący się zasób odzieży zmusiłby go do ponownego uruchomienia czyszczącego urządzenia. Zrzucając koszulkę na podłogę, sięgnął po podobny materiał leżący na samym czubku chaotycznej piramidy i westchnął powolnie. — Właściwie powinienem pójść pod prysznic, niedługo znowu muszę wyjść — mruknął bez braku przekonania, ważąc ów plan na niewidocznej szali priorytetów. — To co tam masz? — zagadnął z szelmowskim uśmiechem, zwracając sylwetkę w kierunku błądzącego gdzieś za nią mężczyzny.
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Czasem pytano go o jej poglądy, wyrażane zdanie, przyjmowane stanowisko; pytano i traktowano tak, jakby mógł za nią odpowiadać, jakby jej słowa były jego własnymi, a gdy nie znał odpowiedzi spowijano go pogardą, przecież jesteście parą, mówiono, jakby było to wystarczającym w toczonej rozmowie argumentem. Dante i Penelope nie zgadzali się w wielu kwestiach. Czasem kłamali, by dano im spokój, bądź by wydobyć z siebie jakiś blask idealności, ale przydarzyło się im to raczej wyłącznie w początkowej fazie umawiania się, kiedy płynęła z tego jeszcze hipnotyzująca ekscytacja. — Penelope jest przesadną egocentryczką; czasem mam wrażenie, że skupia się wyłącznie na sobie, że wypatruje w tym wszystkim własnych potrzeb — czuł przymus podkreślenia swojej odrębności, nawet jeśli powinien był raczej stanąć po stronie swojej dziewczyny; nie zgadzał się jednak z Penny, nie spoglądał na życie w zbliżony do niej sposób — mylił się często, i jeszcze częściej wiedział, że to ona ma rację, ale nie w tej jednej sprawie. Najbardziej rozdzieliła ich kłótnia, nakreślona przez odmienność charakterów wtedy, kiedy Penelope dowiedziała się, że Celeste nie chce się leczyć; ona pragnęła ją zmusić, on jej tego zakazał — ostatecznie dowiedział się, że katolicka praktyka zakazuje pchania kogokolwiek ku śmierci, więc następnego dnia Dante, w sekrecie, wypisał się z kościoła.
Obrzydliwe. Jakim cudem niewidomi uprawiają seks? Przecież to musi być niekomfortowe i wybrakowane— być może żartował, być może naprawdę wzdrygała o myśl o seksie z ograniczeniami; omawianie tej strefy życia zdawało się mu jednak, nagle, na tyle niekomfortowe, by nie ciągnąć żartu, by oddalić się od możliwości awansowania i wyobrażeń na temat możliwych łóżkowych układów. — Powinieneś złożyć mi życzenia, nie obrażać — upomniał go z udawaną pogardą, choć uśmiechał się przy tym, wywracał oczyma i czynił to wszystko tak, jakby nie było między nimi żadnej z przepaści: ani tej związanej z oddzielającym ich o siebie wiekiem, ani tym bardziej odrębności ich światów.
Błądził po jego mieszkaniu z widoczną gamą czci i podziwu; uniósł jakiś przedmiot, zbadał jego strukturę, zahipnotyzował się otrzymanym zaproszeniem; nie przeszkadzał mu chaos jego życia, szpitalne obłoki osiadające na ścianach. Cieszył się i współczuł mu jednocześnie niemijającego koszmaru.
Posłał mu przelotny uśmiech, może bardziej grymas, bo rzucone słowa wyrwały go zbyt gwałtownie spośród setek myśli; przemierzył długość pokoju i bez skrępowania otworzył wszystkie okna, wpuszczając do mieszkania czystość zimowego, ciepłego powietrza. Potem wrócił — tam, gdzie Achilles akurat przystanął — po to tylko, by przyciągnąć go do jednego z tych szklanych portali. — Lepiej żeby mieszkanie nie zatonęło w t y m zapachu — wyjaśnił, wydobywając z kieszeni spodni strunowy, foliowy woreczek, w którym skrywał się obiecany skręt. Wystarczył jeszcze szybki manewr zapalniczką i pierwszy wdech narkotyku, po którym Dante lekko zakasłał, a potem przekazał go ostrożnie w dłonie Achillesa. — Jak to wygląda? — zapytał wreszcie z powagą, na myśli mając sprawy Celeste.
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Dłoń ustąpiła, kiedy wewnątrz mieszkania uformował się korytarz spleciony z gorących przepływów świeżego powietrza, a on, przyciągnięty ku jednemu z rozpostartych okien, wypuścił spomiędzy szczelnego uchwytu skrawek pachnącej płynem do płukania koszulki, upadający bezszelestnie na zakurzonym blacie stołu. Roześmiał się, a zaraz potem rozbawienie zdarło mu z twarzy zakłopotanie — w momencie, w którym nagość jego skóry połaskotał zimowy, rozgrzany podmuch lekkiego wiatru, a dłoń Dantego (stojącego nagle tak blisko!) niewinnie musnęła achillesowe podbrzusze przy szmerach rozkładanego, strunowego woreczka; pewnie nawet tego nie poczuł, pewnie ruch ten był zwykłym i nieszkodliwym przypadkiem. Oddech Achillesa jednak zamarł; zatrzymał się na dwa, a może i trzy prędkie uderzenia serca, a on nie potrafił odnaleźć w odmętach umysłu powodu, dla którego czuł się teraz tak nieznośnie nieswojo. I dlaczego żałował, że jednak nie nałożył na siebie koszulki — jej brak wydał mu się nieoczekiwanie nadzwyczaj nietaktowny.
Jak to wygląda, otrzeźwiło go ainsworthowe pytanie, udekorowane zwinnym ruchem dłoni przekazującej mu specyficznie dymiące mecyję. Musiał zamilknąć, a dopiero po chwili wpadł na możliwy kontekst wyrażonego zaciekawienia. — Z Celeste? — upewnił się, a potem wypełnioną ziołami bibułkę wsunął między usta, starając się powstrzymać wzbierające w płucach kasłania. — Chciała, żebym to ja decydował. Uściśliła nawet ten konkretny przypadek, chociaż nie wiedziała, że, och, że znajdzie się w tym konkretnym stanie przez wypadek samochodowy, a nie przez chorobę. Naturalnie, żaden z lekarzy nie daje jej szans; jeśli jakimś cudem by się przebudziła, i tak pokonałaby ją białaczka i tworząca się niewydolność narządów. Ale oni chcą mnie pozwać. Podważyć nasze małżeństwo, jakoby nie była w pełni władz umysłowych; idiotyzm. Tylko Willow próbuje ich przekonać, ale… W każdym razie, wspomniałem, że niedługo wychodzę, bo chcę się spotkać z prawnikiem — wyznał rozwlekle i niespiesznie, obracając jointa między opuszkami obu palców (kciuka i wskazującego), aż w końcu wsunął go w pochwyconą dłoń dwudziestoczterolatka. — To trochę nietaktowne, opowiadać o czymś takim, ale kiedy tracisz jeden zmysł, wyostrzają ci się inne, rozumiesz? Spotykałem się kiedyś z kimś niewidomym, to znaczy, ma się rozumieć k o b i e t ą, i nigdy nie zazdrościłem nikomu bardziej; była znaczniej zadowolona, niż ja k i e d y k o l w i e k, z kimkolwiek. Więc nie wiem, czy to obrzydliwe i wybrakowane. Dla nich nie do końca — powracając do wcześniej zagrzebanego w codziennych sprawach tematu, zabrzmiał nieco ekscentrycznie; tym bardziej teraz, w wąskiej odległości dzielącego ich powietrza i widmem bladnącej, umierającej kobiety, o której dopiero co mieli okazję rozprawiać.
obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Na dworze pachniało frezjami; ciepłe powiewy podrywały ku górze mdławo-słodkie zapachy, a kiedy Dante wychylił się ponad parapet, by sprawdzić, czy wokół budynku zasadzono klomby, czy może to któreś z sąsiadów udekorowało swój balkon znienawidzoną przez niego rośliną, stracił na moment równowagę i przez tę krótką chwilę naprawdę sądził, że wypadnie.
Nie mógł się jednak ani zaśmiać, ani naznaczyć tej chwilowej niesubordynacji ciała strachem; Achilles kontynuował rozmowę, której należało przysłuchiwać się z uwagą — nawet jeżeli skręt, którym się wymieniali, okazywał się przesadnie mocny. — Jeżeli podpisaliście odpowiednie papiery, a zakładam, że tak, to nie masz się czym przejmować — odpowiadając zmienił swoją pozycję na bezpieczniejszą; stykali się teraz w taki sposób kolanami, że mogliby splątać ze sobą swoje nogi. — Do jakiego prawnika idziesz? — odebrał od niego narkotyk i zaciągnął się jego neutralizującym działaniem; jakże łatwo było w tym momencie zapomnieć, że dopiero się poznali, że jest środek tygodnia i gdzieś tam, poza tym mieszkaniem, czekają na nich obowiązki. — Podejmujesz jedyną słuszną decyzję; to trochę śmieszne, że w imię miłości próbują zachować ją przy życiu, ale jednocześnie z tą samą miłością nazywają ją wariatką — zaśmiał się, nie potrafiąc zdusić wzbierającego w nim rozbawienia; mógł obwiniać za to tylko jointa, którego z niezachwianą śmiałością wsunął po chwili między achillesowe usta. — Może chodzi o fałszywe zadowolenie; przecież nie do końca mają wybór. Nie wiem o co chodzi; zawsze czuję się strasznie niekomfortowo przy kimś, kto nie jest normalny, wiesz? — ponownie zaśmiał się, zdając sobie sprawę z podłości własnych przekonań. Nie były to słowa, którymi dzielił się z kimkolwiek; Dante mimo tych wszelkich, skrajnie perfidnych przekonań wiedział, kiedy powinien milczeć albo zasłonić swą prawdziwość utkanymi kłamstwami. Przy Achillesie nie odczuwał tej potrzeby.
Mam pomysł — powiedział niemal od razu, nakładając na siebie kilkanaście innych słów; jakby dopiero myśl ta urodziła się w jego głowie, jakby wcześniej nie lawirował wokół tego rozwiązania. — Pójdziesz jutro ze mną do kancelarii; powiemy im, że będę cię reprezentować. I zanim uznasz, że jestem za młody, mogę ci pokazać wszystkie sprawy, w których wziąłem udział. Ale jeżeli ci się to nie spodoba, dodadzą do tego jakiegoś prawnika z większym doświadczeniem. Chociaż gwarantuję ci, że mój szef nie uzna tego za konieczne — zaręczył z uśmiechem; obaj mieli skorzystać na tym układzie. — A dzisiaj możesz po prostu odpocząć. Mam też inne rzeczy, jeśli chcesz — i naturalnie chodziło mu o narkotyki, kryjące się w woreczku, którego nawet przed Achillesem nie ukrywał.
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Przejmowanie się nie kończyło się wraz z wyraźnie odciśniętymi zapiskami na urzędowym papierze.
Zamiast tego barwiło się w tembrach doskonale znanej im rodziny, pęczniało w ich zapuchniętych od płaczu powiekach i pięło się przez płuca, które nie potrafiły dłużej zakwitać w spokojne oddechy — Achilles nawet mimo wygranej w nadciągającej rozprawie sądowej miał wyrzucać sobie wszystkie żale, jakimi udekorował siostry Celeste i jej rodziców. Dlatego naprawdę nie uważał, by — wedle zapewnień Dantego — nie było się czym przejmować.
Był jednakże zbyt znużony powagą, by to podkreślić. Zbyt zmęczony dorosłością, by nie zaśmiać się na widok kołyszącego się jak listki wysokiego drzewa męskiego ciała. Zbyt otumaniony żarzącym się skrętem, by spostrzec ich złączone kolana.
Cholera, nie jestem pewien. Jestem niemal przekonany, że miał w nazwisku kolor zielony — wyznał poprzez zmarszczone czoło i zamyślony, wyraźnie odległy wzrok; być może przez jego życie przewinęło się zbyt dużo nazwisk, by po skrajnym wycieńczeniu organizmu potraktowanym jointem udało się przypomnieć to właściwe. Zamiast więc łączyć litery w ciemno, naiwnie wierząc w szczęśliwe doszukanie się właściwej odpowiedzi, pozwolił mężczyźnie mówić dalej, przysłuchiwał się jednocześnie ckliwym i cynicznym stwierdzeniom, kiwał delikatnie głową i w końcu zamarł, kiedy między wargi wślizgnęła się zrolowana bibułka pełna ziół.
Istniała pewna niewypowiedziana zasada, wedle której nie można było: ani sięgać do ust innego mężczyzny, ani tych ust otwierać.
Achilles przeklął w duchu fakt, że uczynił to tak bezwiednie.
A wtedy Ainsworth wyznał, że nie czuje się komfortowo przy osobach, które nie są n o r m a l n e.
I że z nieznanego mu powodu, weźmie na siebie achillesową sprawę.
Ale… Dante. Będziesz występował przeciwko Penny. Nie wydaje mi się, żeby miała to zaakceptować — spostrzegł, z nadzwyczajnym wysiłkiem na ten jeden moment usiłując zachować trzeźwość umysłu. Złożona propozycja, wcześniejszy gest rozwarcia jego warg, które przy okazji delikatnie musnął koniuszkiem swoich palców, pozostawiając na ustach jedynie długo nieprzechodzące mrowienie, a także sugestia spędzenia reszty dnia wspólnie — wszystko to zakłopotało Achillesa; przez moment nie wiedział, na co wyraża zgodę. I co takiego oddaje w zamian.
W porządku, ale już z dala od okna. Teraz widzę już tylko, jak z niego wypadasz — zadecydował z długo przywoływanym uśmiechem; uznał, że to normalne. Mieć rozmaite, zakrawające na nieprzyzwoitość wątpliwości, kiedy wypalało się tak mocnego skręta. I wobec tego, przetrzymując zwitek bibułki między wargami, pochwycił bruneta za dłonie, zuchwale odciągnął od parapetu, który od dłuższego czasu wzbudzał jego niepokój. — Ale dokądś akurat wychodziłeś. Kiedy na mnie wpadłeś.
ODPOWIEDZ