Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
009.
To jak bardzo się cieszył, że znalazł tą robotę przy remontowaniu domu Judith, było nie do opisania. Właściwie to nawet jej nie znalazł. Został polecony i nawet przy pierwszym podejściu odmówił. W końcu mocno trzymał się tego, że wizyta w Lorne Bay jest tylko chwilowa. Nadal był nastawiony na to, że niedługo wrócą do Melbourne. Oczywiście mógł wrócić sam. Przecież to nie tak, że Philomena trzymała go tutaj na siłę czy zmusiła do tego, żeby przyjechał. Nie, nie. Chciał jej zrobić niespodziankę i zrobił. Taką trochę chyba niemiłą, ale zrobił. Do Melbourne nie chciał wracać sam, bo czuł, że byłoby to jednoznaczne z zakończeniem ich związku. Domyślał się, że Philly nie chciała wracać i w sumie nawet mu to dała do zrozumienia, ale on nadal próbował wmówić przede wszystkim sobie, że to nie jest moment, w którym jego związek się kończy.
Na farmę Philly jechał niesamowicie podekscytowany. Dawno nie był tak szczęśliwy. Co prawda czuł, że być może Salberg nie będzie podzielała jego entuzjazmu, ale dla niego był to poważny krok w stronę, w którą chciał iść. A tą stroną był oczywiście powrót do Melbourne, gdzie chciał kontynuować swoje życie. Był teraz w restauracji, gdzie odbierał zamówienie na kolację, którą mieli zjeść wspólnie. Widywali się w Lorne częściej niż kiedy przebywali w Melbourne. Ronan skupiał się na remontowaniu domu Judith, bo przecież nie usiedziałby spokojnie w jednym miejscu i to nie pracując. Jak nie remontował jej domu to jeździł do latarni, nad którą powolutku pracował. Już miał plan, żeby do generalnego remontu pod jego nieobecność zatrudnić Tyler’a Clarke’a. Latarnia dzięki temu nie będzie stała brzydka i strasząca wszystkich. Mimo tego, że miał tysiąc rzeczy do zrobienia to i tak znajdował czas na to, żeby spędzać chwile u boku Philly. Musiał jej udowodnić, że mają przed sobą piękną przyszłość. Jednocześnie nie chciał jej się narzucać swoją obecnością, bo wiedział, że ta farma nadal ją pochłaniała. A przynajmniej tak myślał, bo naprawdę nie wiedział już co mogłoby być tak pochłaniające na farmie, która właściwie jest gotowa do tego, żeby ją sprzedać.
Zaparkował auto tak, żeby nie blokować żadnych dojazdów i chwytając torbę z jedzeniem wysiadł i ruszył w stronę budynku mieszkalnego. Wytarł buty o wycieraczkę i nie pukając wszedł do środka. Spodziewała się go, więc nie było sensu w pukaniu i czekaniu aż mu otworzy.
- Mam zajebiste wiadomości. – Oznajmił na progu i poszedł do kuchni, gdzie ją odnalazł. Postawił torbę z jedzeniem na stole i podszedł do niej. – Znalazłem chętnych na kupno farmy. Chcieliby ją obejrzeć jutro. Dałem im twój numer, żebyście się umówili. – Nie mógł jej trzymać w niepewności, więc od razu wszystko wypaplał.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Nie spodziewała się, że Ronan tak szybko znajdzie sobie zajęcie w miasteczku, jednak całkowicie jej to odpowiadało. Skupiając się na własnych sprawach, widywali się na farmie przelotem, a jedynie późnym popołudniem zasiadali wspólnie przed telewizorem, spędzając w bliskości czas jak każda, statystyczna para. Wszystko było jak należy, a mimo to czuła ten cholerny niepokój, spowodowany tym co zaszło między nią, a Thomasem. Wyrzuty sumienia nie odpuszczały, zwłaszcza, że Ashford robił wszystko, by odciążyć ją od obowiązków na farmie i uszczęśliwić. Zgodził się nawet spędzić święta z dala od rodziny, byleby i ona była zadowolona, a mimo to .. wciąż nie była. Starała się uśmiechać i okazywać mu czułość na jaką zasługiwał. Jedynie we wspólnie grzanym łożu zapominała o wątpliwościach i spędzającym sen z powiek strachu, oddając się mu jak niegdyś. Rankiem jednak czuła, że zbliżali się do dnia, gdy będą musieli wrócić do Melbourne i stanąć przed ślubnym kobiercem. Na to wciąż nie była gotowa.
Dorzucili coś w gratisie? — zapytała z rozbawieniem, podnosząc się z kanapy. Wciągnęła na stopy klapki, które przywiozła ze sobą z domu i ruszyła do kuchni po sztućce, wymijając go w salonie. Wróciła jednak po chwili i spojrzała na niego, pozwalając mu dokończyć to, co zaczął. Gdy to zrobił stanęła jak wryta i ścisnęła mocniej trzymane w dłoni widelce. — Jak to? — zapytała,nie potrafiąc przyswoić informacji, które właśnie jej przekazał. Poczuła nagły przypływ złości i westchnęła głośno.
Wiedziała, że blondyn starał się jedynie pomóc, wierząc, że sprzedaż farmy nie przyjdzie jej łatwo, zważywszy na jej stan i lokalizację. Tutejsze farmy, zamieszkiwały głównie rodziny, które dziedziczyły te tereny po dziadkach. Młodzi woleli znaleźć coś bliżej centrum. — Nie sądzisz, że zanim ich tu zaprosiłeś, powinieneś najpierw ustalić to ze mną? — burknęła i odłożyła sztućce, sadzając ciężko cztery litery na kanapie.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ronan zaczął już dojrzewać do myśli, że może ten powrót do Lorne Bay nie był czymś super tragicznym. Zapewne jakby miał tutaj siedzieć i nie robić absolutnie nic, to byłaby szansa, że jednak by się wkurwiał i irytował na to, że traci czas i pieniądze, ale ostatecznie… ostatecznie niczego nie żałował. Znalazł sobie pracę, która pochłaniała sporą część jego dnia, w wolnych chwilach siedział w latarni, do remontu której też już się powoli szykował, a resztę czasu spędzał na pielęgnowaniu związku z Philomeną. A właściwie to bardziej po prostu upewniał się, że nadal są tymi samymi ludźmi, którymi byli kiedy się w sobie zakochali. Jedyne co go irytowało to to, że nadal musieli płacić za mieszkanie, które czekało na nich w Melbourne. Nie lubił wydawać pieniędzy na coś takiego. Zdecydowanie wolałby to inwestować w ich wspólną przyszłość, albo przelać na konto, które założyli, żeby odłożyć na wymarzony ślub. Starał się jednak tego tematu nie poruszać, bo w końcu miał momenty z Philly, kiedy czuł, że znowu są ze sobą szczęśliwi. A przynajmniej szczęśliwsi niż w tym okresie przed świętami. Nie chciał tego psuć naciskając za bardzo. Wychodziło na to, że był gotowy na więcej kompromisów niż początkowo zakładał. Sporym plusem było to, że właściwie nie miał nic przeciwko temu. Podobało mu się przekładanie swojego szczęścia nad jej. Chociaż to też nie tak, że siedział tutaj nieszczęśliwy!
- W sumie to nie. – zatrzymał się na chwil i spoważniał zastanawiając się czy zasługiwali na jakieś gratisy do zamówienia. Nie było jakieś spore, ale ostatnimi czasy mogliby zyskać tytuł stałych bywalców. Dobra, może nie bywalców, bo nie bywali tam osobiście, ale często brali na wynos. – Mogli chociaż dorzucić napoje. Albo tego pysznego sosu. – Rzucił jeszcze okiem na reklamówkę, bo może się mylił i coś dostali. Ale dobra, nieważne. Były lepsze wiadomości do podzielenia się niż gadanie o tym czy dostali jakieś gratisy.
- Nie zaprosiłem ich. – Westchnął i od razu opadł mu entuzjazm odnośnie całej sytuacji. To był ten moment kiedy znowu narzucił coś czego nie powinien. – Dałem im twój numer. Będą do ciebie dzwonić. Pasuje im jutro, ale zadzwonią, żeby się umówić. – Wyjaśnił i poszedł za nią, żeby ostatecznie kucnąć przy kanapie i złapać ją za dłoń. – Myślałem, że tego chcesz. Żeby znaleźć kupców, żeby sprzedać tą farmę i żebyśmy mogli wrócić do domu. – Miał to dziwne przeczucie, że prawdopodobnie było to raczej coś czego on chciał, ale nadal uparcie wierzył w to, że po prostu popada w paranoję.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Życie w Melbourne mocno różniło się od tego w Lorne. Philomena dopiero po przekroczeniu granic rodzinnego miasteczka, zrozumiała jak bardzo tęskniła za spokojem i wolniejszym tempem, które wiedli tutejsi mieszkańcy. Przez te kilka tygodni, pomimo ciągłych porządków, drobnych renowacji i życia na kartonach, Salberg zdążyła naładować baterie i odetchnąć po maratonach w klinice weterynaryjnej, które przejęły kontrole nad jej życiem. Musiała skupić się na obowiązkach, które spadły na nią po tym jak weszła w spółkę i zapomnieć o zdrowiu psychicznym, związku i odpoczynku — przynajmniej na jakiś czas. i choć marzyła o tej pracy przez całe życie, musiała przyznać, że była w stanie zepchnąć ją na boczny tor dla tych wyjątkowych chwil na farmie. W zasadzie, to samo tyczyło się jej relacji z Ronanem.
Ale powinieneś ustalić to ze mną, zanim zaczniesz rozmawiać z kimkolwiek ten temat — burknęła niesprawiedliwie, zapominając o tym, że Ashford pragnął jej jedynie pomóc. Myśl o rychłym pożegnaniu z farmą sprawiała, że czuła nieprzyjemny ścisk w żołądku i drżały jej policzki. Nie, nie była na to gotowa! Gdy chwycił jej dłoń, wyrwała ją i odwróciła wzrok, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy i przyznać, że wcale nie chciała wracać z nim do Melbourne i wcale nie chciała tego cholernego ślubu. Dlaczego musiał wszystko przyspieszać? — Nie wiem czy tego chce. Zwłaszcza teraz gdy.. — urwała, trzymając się myślami Thomasa, który spędzał jej sen z powiek, jednak było coś jeszcze, o czym nie zdążyła mu powiedzieć. — Przyjechała do miasteczka moja kuzynka, Laney. Ostatnio widziałam ją gdy byłyśmy małe — zaczesała luźno opadające kosmyki za ucho i spojrzała na niego — To moja jedyna rodzina i nie mogę teraz zniknąć — dodała i sięgnęła do torby by wyjąć z niej jedzenie. Prawdą było, że Philomena pragnęła odnowić kontakt z kuzynką i nadrobić zaległości, by podtrzymać rodzinne relacje, jednak Laney była tez kolejną wymówką by przedłużyć swój pobyt w Lorne i odwlec czekające na nią sprawy w Melbourne.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie dało się ukryć, że ton jej głosu nieco go zaskoczył. Oczywiście, że to nie tak, że zaczął już sprzedawać farmę tym ludziom. Po prostu podsłuchał ich rozmowę i uznał, że to idealna okazja do tego, żeby zareklamować, że akurat ktoś kogo zna ma coś do sprzedania. Coś czego ta para ewidentnie szukała. A z tego co się orientował, to ogłoszenie Philly było nadal aktualne. Przynajmniej tak zakładał. Może powinien to sprawdzić? Może był powód, dla którego nie opowiadała mu o ilości ludzi, którzy rzeczywiście przychodzili nieruchomość oglądać? Może był powód, dla którego para, którą poznał w restauracji, nie natrafiła na jej ogłoszenie.
- Philly, podałem im tylko twój numer i powiedziałem, że mogą do ciebie dzwonić, bo sprzedajesz farmę. – Powiedział spokojniej, żeby zrozumiała, że to nie tak, że już im urządził jakąś wirtualną wycieczkę, podał cenę i jeszcze termin od kiedy mogą tam zamieszkać. Wiedział, że to nie była jego farma i nie powinien robić takich rzeczy za jej plecami. Miał trochę rozumu i godności człowieka.
Sposób w jaki wyrwała tą dłoń… przez chwilę przestał słuchać i skupił się na tym jak bardzo było to obce zachowanie. Nie był to gest, którym powinno się obdarzyć kogoś kogo się rzekomo kocha. Wstał nadal myśląc o tym jak go odtrąciła. Stanie obok nie miało teraz najmniejszego sensu. – Nie wiesz czy czego chcesz? – Zapytał w końcu. Słysząc o kuzynce przewrócił oczami, chociaż starał się teraz nie dramatyzować i nie tworzyć jakiejś niepotrzebnej kłótni. W końcu jednak docierało do niego to, że on nie wie nic. Nie wie na czym stoi, nie wie co powinien robić, a jeszcze teraz pojawiała się jakaś kuzynka, która momentalnie decydowała o ich życiu. Mógł chodzić na kompromisy, ale nie mógł tego robić cały czas podczas kiedy ona nie dawała od siebie nic. A przynajmniej nie dawała mu jedynej rzeczy, na której naprawdę mu zależało. Prawdy.
- Czy ta kuzynka to jakiś żart, który wymyśliłaś teraz? – Zapytał wprost. – Odnoszę wrażenie, że szukasz byle jakiego powodu, żeby nie sprzedać tej farmy. – Oparł dłonie na biodrach. – Nie rozumiem tylko czemu nie mogłabyś być ze mną po prostu szczera. Czy gdybym tutaj nie przyjechał to w ogóle byłabyś zainteresowana powrotem do Melbourne? Czy ty w ogóle chcesz tam wracać? – Nie miał już ochoty zwlekać i dusić w sobie tych pytań. Chciał wiedzieć teraz. Potrzebował to wiedzieć. Jeżeli nie zamierzała z nim tam wracać, to on musiał tam wrócić chociażby po to, żeby zrezygnować z mieszkania, za które płacił. Powinien tam wrócić ze względu na sfinalizowanie kontraktów. A przynajmniej na robotę związaną z dokumentacją. Nie mógł sobie pozwolić na to, żeby miejsce, do którego nie wróci czekało na niego i ciągnęło od niego hajsy.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
S p a n i k o w a ł a.
Z każdym dniem zbliżała się do momentu w swym życiu, gdy przyjdzie jej się pożegnać z farmą na zawsze. Nie była na to gotowa i myśl, że miałaby tu wpuścić inną rodzinę, deptającą jej wspomnienia, sprawiała, że zachowywała się jak rozhisteryzowane dziecko. Ronan nie zasłużył na to by zrzucała na niego swe problemy i całą winę, gdyż chciał jedynie usprawnić cały proces sprzedaży domu i zabrać ją do ich wspólnego domu w Melbourne ale łatwiej było zrzucić to na jego barki aniżeli przyznać się do popełnionych błędów.
Próbowała się uspokoić, bo docierało do niej, że mężczyzna nie miał złych intencji i problemem była ona. Widziała rozczarowanie w jego oczach i smutek, gdy zabrala swą dłoń; było jej tak cholernie przykro, że zmuszony był znosić jej humory, dlatego wiedziała, że nie mogła dalej wodzić go za nos i wiecznie kłamać. Nie chciała mówić mu o tym co zaszło między nią a Thomasem, ale wiedziała, że wątpliwościami dotyczącymi ślubu musiała. Jego cierpienie wierciło jej dziurę w brzuchu.
Nie wymyśliłam sobie niczego, Ronnie. Nie jest to rodzina z którą utrzymywałam kontakt, dlatego wcześniej ci o niej nie wspominałam ale teraz, gdy nie ma ze mną rodziców, dziadków ani brata, potrzebuje nawiązać z nią jakiś kontakt. To dla mnie cholernie ważne — wyjaśniła szczerze, jednak nie zamierzała owijać w bawełnę. Pojawienie się kuzynki nie było wymówką, a jedynie kolejnym powodem dla którego pragnęła tu zostać. — Ale.. — urwała i westchnęła ciężko, szukając wzrokiem odwagi na popękanym suficie — Zaczęłam się zastanawiać czy ten ślub to coś, czego chce. Czuje, że to wszystko zbyt szybko się dzieje i im bliżej nam do zawarcia małżeństwa, tym bardziej wariuje. Przyjazd tutaj wiele mi uświadomił i tutaj mam wrażenie, że odżyłam — powiedziała podnosząc wzrok. Patrzyła prosto w jego oczy i czuła jak drżą jej dłonie. W Melbourne skupiała się głównie na pracy, a wieczory spędzała w pojedynkę. Tutaj była zupełnie sama, a mimo to czuła s p o k ó j. — Wiem, że nie to chciałeś usłyszeć i zdaje sobie sprawę z tego, że moje słowa są dla ciebie niezrozumiałe ale nie chce odkładać powrotu w nieskończoność, bo chciałabym zostać tutaj — przełknęła ciężko ślinę, a do jej oczu napłynęły łzy. Nie chciała go tracić, a mimo to nie wiedziała się w roli jego małżonki.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ronan naprawdę, z całych sił próbował być tutaj bardzo wyrozumiałym człowiekiem. Początkowo nawet nie musiał próbować. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak ważna jest rodzina. Rozumiał ile dla Philly znaczyła ta farma. A przynajmniej starał się zrozumieć, bo sam nigdy nie miał takiego przywiązania do żadnej nieruchomości. Jak jego rodzice zdecydowali się sprzedać dom, w którym się wychował i postanowili się przeprowadzić do Nowej Zelandii, to w ogóle nie miał do nich o to pretensji. Wręcz przeciwnie. Kibicował im i uważał, że powinni podążać za swoimi marzeniami. Tą samą taktykę zamierzał wykorzystywać przy Philly. Z tym, że ta jej decyzja nieco wpływała też na jego życie. No i przeciągała się do tego stopnia, że Ronan przyłapywał się na tym, że zaczyna powoli budować życie w Lorne Bay. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że opłacał przy tym mieszkanie w Melbourne.
Było mu trochę głupio w związku z tym, że oskarżył ją o wymyślanie sobie jakiejś kuzynki. To było naprawdę głupie posunięcie. – Przepraszam. Nie chciałem zasugerować niczego takiego. – Naprawdę nie chciał. Po prostu puściły mu nerwy. Skończyła się cierpliwość, którą obdarzał ją przez ostatnie miesiące. Przez długi czas był na granicy, ale teraz po prostu… coś w nim pękło. Miał dosyć. – Oczywiście, że to jest ważne. Wybacz. Mam nadzieję, że będę miał okazję ją poznać. – Dodał z nieco przepraszającym uśmiechem. Chciał jej pokazać, że naprawdę żałuje swojego wybuchu i że będzie ją dalej wspierał. Co prawda ranił tym sam siebie.
- Ale? – Zapytał unosząc brwi i powoli zaczynał czuć, że nie było to dobre „ale”. Serce zaczęło mu bić jak szalone. Powoli wstał, bo zaczął się czuć jak idiota kiedy tak przed nią klęczał. – Rozumiem. – Odpowiedział chociaż wcale tego nie rozumiał. Patrzył na nią przez cały czas. Patrzył jak obserwuje sufit i jak dopiero po jakimś czasie spogląda na niego. Zdawał sobie sprawę z tego, że było to dla niej trudne. Wyznanie czegoś takiego. Mimo wszystko Ronan miał tysiące pytań. Nie wiedział tylko od którego zacząć. – Zauważyłem jak odżywasz, Philly. – Powiedział w końcu nieco smutny. – Zauważyłem też, że najczęściej odżywasz jak nie wiesz, że na ciebie patrzę. – Dodał i teraz to on spuścił wzrok. – Chodzi tylko o ślub czy konkretnie o nas? – Zapytał w końcu. Ze ślubem nie było problemu. Mogli go odwołać, mogli go przesunąć, mogli być wiecznym narzeczeństwem. Obawiał się jednak, że nie o ślub chodziło. Obawiał się tego, ze Philomena po prostu już go nie kocha. Właśnie tak odczuwał ostatnie tygodnie. Nie to, że nie chciała brać z nim ślubu, ale to, że po prostu już go nie kochała.
- Masz rację. Nie to chciałem usłyszeć, ale jednocześnie… chciałem usłyszeć od ciebie cokolwiek. Odnoszę wrażenie, że unikasz rozmawiania ze mną. To mnie dobija, bo nie wiem co się dzieje. – To była najbardziej bolesna sprawa. Że jedyna osoba, której ufał bezgranicznie i od której oczekiwał tego samego, zamykała się przed nim. – Okej. – Tego, że chce tu zostać to na pewno nie chciał usłyszeć. – To teraz pytam… czy chcesz, żebym został tutaj z tobą? – Zapytał wprost. Jak już o tym rozmawiali, to potrzebował tej informacji. Musiał wiedzieć na czym stoi. Z odwołaniem ślubu nie będzie problemu. Nie odzyskają kaucji za to co już opłacili, ale przynajmniej… przynajmniej nie wpłacili całości.
Opiekunka koni i weterynarz — Stadnina w Carnelian Land
32 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Po śmierci brata wyjechała z miasteczka i zaczęła układać swoje życie na nowo w Melbourne. Poznała świetnego faceta, który wsunął jej pierścionek na palec i została współwłaścicielką kliniki weterynaryjnej, jednak przedślubne przygotowania sprawiły, że zaczęła mieć wątpliwości i zdecydowała się na mały urlop w rodzinnym Lorne, w którym pozostało jej odwiedzić już wyłącznie cmentarz.
Być może próbował za bardzo? Gdy ona potrzebowała przepracować swoje problemy i przydałaby jej się odrobina przestrzeni, on nadskakiwał jej na każdym kroku. Doceniała jego starania i uważała, że był fantastycznym i porządnym facetem ale dla niej, było to zwyczajnie za w i e l e. Być może, problem leżał po jej stronie, bo nie potrafiła cieszyć się tym co ofiarował jej przewrotny los ale zwyczajnie nie chciała żyć w niezgodzie z własnymi pragnieniami i czuła, że wkrótce udusi się pod ciężarem jego miłości.
Nie chciała wracać do wzmianki o zmyślonej kuzynce, która przy natłoku problemów i wątpliwości, wydawała się w ogóle jej nie dotknąć. Oczywiście nie była zadowolona, gdy bagatelizował jej sprawy rodzinne i zarzucał jej, że zwyczajnie je wymyślała ale puściła to mimo uszu. Gdy jednak wykazał chęć poznania Laney, ona wywróciła oczami.
Najpierw zarzucasz mi kłamstwo i robisz ze mnie wariatkę, a potem chcesz zaznajamiać się z nią? — prychnęła widocznie rozbawiona zwrotem akcji. Nawet teraz, gdy posiadał własne zdanie ne temat jej rodziny, potrafił je zmienić, tylko po to by ją zadowolić i ugłaskać. Ilość przeprosin, która na nią spłynęła, doprowadzała ją do szału!
I na litość boską, przestań wreszcie przepraszać! — podniosła ton, mając ochotę palnąć sobie w głowę. Im bardziej próbował ją przy sobie zatrzymać, tym silniej się wierzgała, chcąc wyrwać się z jego obezwładniającego uścisku.
Nie, wcale nie rozumiesz. Gdy ja potrzebuje przestrzeni po kłótni, ty próbujesz ugłaskać mnie na siłę i ślęczysz nade mną, jak gdybyś bał się, że po każdej kłótni jestem gotowa na to by wyjść i nie wrócić. Gdy przed wyjazdem zaczęło się między nami psuć, a ja zdecydowałam, że wycieczka do Lorne na grób brata dobrze mi zrobi, ty nie wytrzymałeś dwóch tygodni i kolejny raz próbujesz trzymać mnie przy sobie siłą — odparła, czując, że dopiero teraz daje upust wszystkiemu, co gromadziło się w niej przez ostatnie miesiące — Wszystko było dobrze gdy to ciebie nie było w domu, bo ciągle byłeś zajęty pracą ale gdy ja poczułam potrzebę wyjazdu, ty nie potrafisz popuścić przysłowiowej smyczy — dodała, czując jak drżą jej dłonie. Nie chciała w złości powiedzieć czegoś, czego mogłaby pożałować ani sprawiać mu przykrości ale musiał zrozumieć, że sam doprowadził do tego, że zaczęła szukać ucieczki od ich wspólnego życia w Melbourne. — Tak, zaczęłam i czuje, że powrót do Melbourne wszystko zepsuje. Potrzebowałam czasu dla siebie — przytaknęła, po raz pierwszy od momentu gdy zaczęli tę dyskusję. Nie chciała rezygnować z farmy ani życia w Lorne, co on po części zdawał się rozumieć.
Nie potrafiła od tak, wygarnąć mu wszystkie i po prostu odepchnąć. Nie był jej obojętny i wciąż żywiła względem blondyna uczucia, jednak potrzebowała zwolnić tempa i skupić się na sobie.
A jak miałam ci to wszystko powiedzieć? Poza tym, to nie tylko twoja wina, bo i ja zmagam się z wieloma demonami, które sprawiają, że nie potrafię oddać się temu związkowi w stu procentach. Chciałbyś poślubić kogoś takiego? — zapytała i westchnęła ciężko. Cała ta rozmowa była dla niej cholernie trudna. — Nie wiem.. potrzebuje poukładać sobie wszystko w głowie i nie wiem czy mogę to zrobić, gdy jesteś w pobliżu — odparła i zwilżyła językiem usta, czując jak łzy napływają jej do oczu. Widziała jego smutek i pękało jej serce.

ronan ashford
Remontuje i buduje + Latarnik — Latarnia morska
38 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jak tak to przedstawiła to rzeczywiście ta sytuacja wyglądała absurdalnie. Właśnie tego się obawiał, że starając się być dobrym człowiekiem, nawet nie zauważył jak wchodził na ścieżkę toksycznego człowieka. To było jednym z jego większych obaw kiedy decydował się na przyjazd tutaj. Że dla niej nie będzie to wyraz jego miłości czy coś. Dla niej, on będzie człowiekiem, który za wszelką cenę chciał ją stłamsić, zatrzymać przy sobie i jednocześnie oddzielić od wszystkiego co było jej najbliższe. W końcu przyjechał tutaj, żeby zabrać ją z powrotem do Melbourne. Oczywiście nie chciał tego robić dlatego, że chciał ją ograniczać. Po prostu tam mieli dom i życie, które próbowali budować. A przynajmniej uparcie w to wierzył.
- Nie robię z ciebie wariatki. – Zaprzeczył wzdychając chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak ona to widziała. – To twoja rodzina. – Wyjaśnił chęć poznania jej kuzynki. Nawet jeżeli wcześniej zasugerował, że ta w ogóle nie istnieje. Gdyby to on odnalazł jakąś zaginioną kuzynkę to naturalnie chciałby, żeby Philly ją poznała. W końcu ona też miała zostać jego rodziną. Oficjalnie, bo nieoficjalnie, dla niego, już dawno nią była.
- Okej. – Skinął tylko głową nie zdając sobie sprawy z tego, że przepraszał tak często, że mogło się to wydawać nieco irytujące.
Każde kolejne słowo było jak szpilka, którą wbijała mu prosto w serce. Sam nie wiedział co raniło go mocniej. To, że spełniały się jego obawy czy to, że przez taki czas Philomena czuła się przez niego tłamszona i o niczym mu nie mówiła? Fakt, że o tym nie mówiła dobijał go jeszcze bardziej. Dla niego to był znak, że gdzieś po drodze stracili zaufanie i to co budowali przez lata swojego związku. Nie był dla niej osobą, z którą mogła porozmawiać o wszystkim. Wolała to w sobie tłamsić, albo po prostu wolała zwierzać się komuś innemu. Nie oczekiwał, że będzie mówiła mu o wszystkim, ale jeżeli dotyczyło to bezpośrednio jego, jeżeli robił coś źle to jednak… powinien o tym wiedzieć. Powinien móc postarać się o lepsze zachowanie.
- Po prostu za tobą tęskniłem, Philly. Nie byłaś zbyt rozmowna przez telefon jak już odbierałaś. Postanowiłem zrobić ci niespodziankę. – Wyjaśnił skoro nie mógł przepraszać. Chociaż w tym przypadku nie czuł, że miałby za co przepraszać. Porzucił dla niej wiele, a jedyne co dostawał to pretensje, że ją tłamsił. Zbliżał się koniec jego kontraktów, dla niego to był znak, że w końcu będzie mógł bywać w domu częściej. Nie musiałaby być tą, która na niego czeka i która jest samotna. – Okej. – Dostał odpowiedź, którą chciał dostać już dawno. Nie była zainteresowana powrotem do Melbourne. Teraz już kwestią było tylko dowiedzenie się na czym stali, jeśli chodziło o ich związek.
- Normalnie. Myślałem, że to normalne, że jak wdajesz się z kimś w związek to możesz się dzielić każdymi obawami. – Nie potrzebował do tego jakiejś specjalnej otoczki. Był dorosłym człowiekiem, starał się być wyrozumiały i tą wyrozumiałość serwował jej przez ostatnie tygodnie. – Pewnie nie. – Odpowiedział wprost, bo jednak wolał dowiedzieć się teraz, że nie była w stanie dać stu procent temu związkowi. Lepiej teraz niż po ślubie. – Tylko, że jeżeli w grę wchodzisz ty i twoje demony to jestem gotowy to przeczekać, albo walczyć z tobą. Cokolwiek. – Wzruszył ramionami. Nie wiedział po co to mówił, bo ewidentnie ona nie chciała, żeby on walczył u jej boku czy pomagał jej z tymi jej demonami. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Przerażało go wszystko co miało teraz nastąpić. Przetarł twarz dłonią i opierając drugą dłoń na biodrze spojrzał gdzieś na bok. Nie mógł już patrzeć na Philly. Nie po jej kolejnych słowach.
- Jasne. Nie chciałbym nad tobą ślęczyć i ugłaskiwać cię na siłę. – Rzucił nieco zbyt ostro, ale był poirytowany całą tą sytuacją. Był zły na siebie. Może to nie była jej wina, że porzucił wiele, żeby przyjechać i być u jej boku. Może to on był kretynem, który nie potrafił czytać znaków. Przeniósł w końcu wzrok na nią i nie wiedział co więcej mógłby powiedzieć. – Po prostu… jak będziesz miała chwilę to daj mi znać na czym stoję. – Wzruszył ramionami. Chciał nawet do niej podejść i ją ucałować, ale odniósł wrażenie, że to również będzie odebrane w dosyć negatywny sposób. Zapewne tym również próbowałby ją stłamsić. Poza tym odnosił niemiłe wrażenie, że mają już za sobą ostatni pocałunek.
Postał tak jeszcze przez chwilę, ale w końcu obrócił się i wyszedł. Nie potrzebował zbierać od siebie jej rzeczy. Nie miał tutaj za wiele. Poza tym, po cichu liczył na to, że Philomena dosyć szybko się opamięta i wrócą do naprawiania tej relacji.

/ztx2
ODPOWIEDZ
cron