Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
013.
{outfit}
W szpitalu działo się coś podejrzanego. Coś czego Eric nigdy nie lubił, bo był przekonany, że to zły znak, a jak wiadomo, był białym biseksualnym mężczyzną więc kochał znaki. Cisza przed burzą. Ludzie snuli się powoli po korytarzach, nikt nie biegł na złamanie karku na izbę przyjęć, bo był jakiś dość okropny wypadek. Naprawdę było spokojnie. Takie dni jak dzisiaj nie zdarzały się zbyt często. Eric przeżył ich tylko kilka i zawsze później wybuchało jakieś szambo i nagle okazywało się, że nie ma czasu nawet na to, by złapać głębszy oddech. Starał się więc na to przygotować psychicznie i fizycznie. Wykorzystał tą chwilę na odpoczynek, którego w szpitalu bardzo często nie miał możliwości zaznać. Poszedł do kafertii gdzie kupił sobie kawę i coś dobrego do jedzenia. Wziął więcej, żeby się poczuć jak burżuj. Miał w planach się zrelaksowac, zjeść, wypić kawusię (pewnie czekoladowo pomarańczowe cappucino żeby wkurzyć Włochów) i być może obejrzeć coś w telewizji. Nie były to jakieś odkrywcze rzeczy, ale chyba wystarczyły żeby się nieco zrelaksować.
Z zakupionymi rzeczami wybrał się do socjalnego. Miał nadzieję, że nikogo tam nie spotka i będzie mógł pobyć chwilę w samotności. Ostrożnie otworzył drzwi mając w rękach kupione jedzenie i picie. W końcu udało mu się wejść do środka niczego nie upuszczając. Odstawił rzeczy na pobliski blat i zapalił światło. – Sadie... sorry, myślałem, że nikogo tu nie ma – powiedział patrząc na kobietę leżącą na dolnej pryczy. – Aczkolwiek pięknym towarzystwem nigdy nie wzgadzę – dodał puszczając do niej oczko i oparł się nonszalancko o blat, na którym wcześniej ułożył jedzenie. – Śniłaś o jakiś fajnych rzeczach? Przystojnym lekarzu na przykład? – Obstawiał, że nie, ale zawsze warto zapytać! Może się miło zaskoczy, bo oczywiście w tym szpitalu nie było innego przystijnego lekarza niż Eric McDreamy i pisze tak nie dlatego, że jest aż tak podobny do Dereka, tylko dlatego, że mam problem z zapamiętaniem jak Eric ma na nazwisko. Zdarza się najlepszym!

sadie mansley
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
003.
To był ten okropny moment, że Sadie do następnej operacji miała kilka godzin i na spokojnie mogła sobie pojechać do domu i tam się do operacji przygotować i jeszcze się wyspać. Niestety nie mogła tego zrobić. Właściwie to mogła, ale po prostu nie chciała. Nie wiedziała co zastanie w domu. Gdyby był tam Benny, który z pewnością byłby smutny i zamyślony, to Sadie zrobiłaby wszystko, żeby chociaż w minimalnym stopniu poprawić mu humor. Tylko, że Benedict chyba nie chciał jej pomocy. Chyba nie chciał mieć lepszego humoru. A jej już kończyły się pomysły odnośnie tego jak powinna się przy nim zachowywać.
Postanowiła więc zostać w pracy, ale nie po to, żeby mieć jakiś czynny dyżur. Oczywiście nadal była gotowa na to, żeby odpowiedzieć na pilne wezwania, ale postanowiła skupić się na robocie papierkowej, poczytaniu karty pacjenta, którym miała się zajmować. No i zaczęła najpierw od czytania o operacji, która ją czeka. Wykonywała ją już kilka razy, ale nadal uważała się za chirurga, który się uczy, więc robiła to przy każdej możliwej okazji. Powtarzała sobie na głos każdy ruch, który będzie musiała wykonać i obliczyła czas, który operacja powinna zająć jeżeli nie będzie żadnych powikłań. Kiedy była już pewna swojej operacji to zabrała się za uzupełnianie kart. Mogłaby to zostawić rezydentom, ale niespecjalnie im ufała. Wolała to robić sama. A szło jej tak zajebiście, że przy trzeciej karcie usnęła i nawet nie miała sobie tego za złe. Zasługiwała na drzemkę.
Przebudziła się słysząc szeleszczenie i odgłosy kogoś kto tutaj wszedł i z pewnością nie wyszedł. Zmarszczyła drzwi jak zapalił światło. – Jezu. – Mruknęła ochrypłym głosem i zrobiłaby daszek z dłoni, ale nie była Zimmermanem. – Tak ciężko w tym szpitalu znaleźć wolną dyżurkę? – Zapytała, ale nie jakoś chamsko. W końcu sama nie planowała tutaj spać tylko w spokoju poczytać i powypełniać karty. Zebrała tą całą dokumentację, nad którą pracowała zanim zasnęła i odłożyła ją na jedną kupkę. Nie była bałaganiarą. – Nawet nie próbuj. Wiem co robisz i twoje głupie teksty na mnie nie działają. – Zaśmiała się, ale wiadomo, że kłamała. Eric miał ten urok, że Sadie była pewna, że w tym szpitalu nie ma nikogo na kogo jego teksty i uśmiech by nie działały. Czasami aż żałowała, że miała narzeczonego, bo pewnie pozwoliłaby sobie na to, żeby zgrzeszyć takim Worthingtonem.
- Śniłam o tym, że ktoś przyniósł mi coś do jedzenia. – Kiwnęła głową w stronę tego wszystkiego co sobie tutaj przyniósł. Przesunęła się na łóżku zabierając swój fartuch i poklepała miejsce, które zwolniła dla niego. – Oczywiście nie odmówisz głodującej koleżance, nie? – Zrobiła podkówkę z ust, żeby nie mógł jej odmówić.
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
W tym momencie to Eric byłyby ostatnią osobą, która miałaby problem z tym, że dużurka jest zajęta. Chciałam napisać, że może gdyby miejsce Sadie zajął jakiś pan doktor to wtedy, by nie był zadowolony, ale to w końcu Eric. Dla niego każde towarzystwo było dobre. Lubił ludzi i nie miał z nimi prolemu, czasem co prawda chciał odpocząc, ale kto powiedział, że nie można tego zrobić spędzając czas w towarzystwie. – Yhym... a pewnie jakbym nie przyszedł to byś chodziła i mówiła, czy tak trudno w tym szpitalu znaleźć wolmego Erica, już ja Cię znam – odpowiedział jej żartobliwie puszczając do niej oczko. To był głupi tekst i co z tego? Jemu to nie przeszkadzało. Miał po prostu trochę rozluźnić atmosferę. Słysząc jej kolejne słowa to az się zaśmiał krótko i cicho. – Nie wiem o czym mówisz, niczego nie próbuje. – Odpowiedział wbijając w nią swoje spojrzenie i obserwował pilnie każdy jej ruch. – Poza tym i tak Ci nie do końca wierzę – dodał, bo był przekonany, że trochę jednak jego głupie teksty działają nawet na taką Sadie, która zarzekała się, że tak nie jest. Dla niego jej narzeczony nie był problemem, bo równie dobrze mogłoby go nie być. Sądził, że ma na pewno więcej wspólnego z nią niż ten jej chłop i biedna Mansley się tylko oszukuje, że związek z kimś kto nie jest lekarzem ma jakiś sens. Kto inny ją zrozumie jeżeli nie drugi lekarz? Kto nie będzie robił problemów z tym, że spędza całe noce w szpitalu jeżeli nie ktos, kto też te noce w szpitalu spędza. Eric wiedział, że może nie brzmiało to dobrze, ale niestety taka była prawda. Trzeba było kogos równie mocno zaangażowanego w swoją pracę, by nie zauwazył tego pracoholizmu, jaki każdy dobry lekarz miał w sobie. A Eric uważał Sadie za bardzo dobrą lekarkę.
- Czyli byłem blisko – posłał jej uśmiech i przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu. Zwrócił uwagę na pieprzyki na jej twarzy, które dodawały jej wielkego uroku. – Nie dam Ci głodować – odpowiedział zabierając to co kupił i wpakował się na prycze obok niej. – Wybierz sobie – taki był dobry i pokazał jej co tam ma do jedzenia. – Nad czym pracowałaś zanim zasnęłaś? – Zapytał zerkając na stos dokumentów. – Zaległa papierologia? – Zapytał odkładając na bok stetoskop, który trzymał na szyi, a który nie był mu w tym momencie do niczego potrzebny, chyba że miałby sprawdzić jak szybko bije jej serce, gdy siedziała obok... ale to mógł zrobić po prostu chwytając ją za dłoń i mierząc tętno przy nadgarstku. Tego jednak nie zrobił, bo nie był pojebany.

sadie mansley
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale jednocześnie ciężko tutaj się na Erica gniewać. Jego teksty czasami były głupie i banalne, ale Worthington miał w sobie taki urok, że mógł każdej kobiecie sprzedać to co chciał sprzedać. Oby tylko weneryków nie sprzedawał, bo wtedy to jednak tak zdeka słabo. Nie, żeby Sadie o tym myślała i nie żeby miała być kiedykolwiek zagrożona. Oczywiście, że ze dwa razy zdarzyło jej się pomyśleć o Ericu w takiej kategorii, ale nigdy z tymi myślami nie przesadzała. Miała już w końcu kogoś i na tej relacji miała zamiar się skupić.
- Słuchaj, nawet nie chcesz wiedzieć ile tutaj leże i czekam. Dosłownie uznałam, że jak nie pojawisz się w ciągu piętnastu minut to zrobię w tym szpitalu burdę krzycząc, że bardzo ciężko, wręcz za ciężko jest w tym szpitalu znaleźć wolnego Erica. – Pewnie nie było to nawet kłamstwem. Raz, że jak wszyscy lekarze tutaj, był zajęty pracą, a druga sprawa to była taka, że pewnie Eryczek był bardzo popularny w tym szpitalu. Pewnie z bycia McDreamy powinien przejść na bycie McSteamym.
No cóż… jedyne co mogła zrobić to tylko bezradnie rozłożyć ramiona. Miał rację, żeby jej tutaj do końca nie wierzyć. Pewnie jakby jakakolwiek laska w szpitalu zobaczyła go z kasztanem w ręku, to biegłyby do niego krzycząc, że to ich kasztan zanim Eric zdążyłby zadać to magiczne pytanie. Każda chciałaby być przez niego poderwana, albo chociaż obdarowana jakimś dziwnym tekstem. Sadie pewnie też, ale musiała sprawiać wrażenie, że wcale tego nie chciała i nie mogła chcieć.
Dla Sadie narzeczony nie był problemem. Nawet nie nazwałaby Benedicta problemem. Był to mężczyzna, którego wybrała i który wybrał ją i miała zamiar celebrować tą miłość, ten związek. Nawet jeżeli mieli teraz nie tyle problemy, co po prostu wyboje. Musieli przebrnąć przez nie razem. I tak, Eric nie był w błędzie. Z pewnością związek z drugim lekarzem byłby łatwiejszy niż relacja z kimś kto prawdopodobnie nigdy tego nie zrozumie. Dlatego Sadie trochę odpowiadało to, że Benny jest często na wyjazdach i wtedy mogła spędzać w pracy chore godziny. Jak Ben wracał to i ona luzowała z pracą i spędzała w szpitalu raczej normalne ilości godzin.
- Dziękuję. – Doceniła bardzo to jak łaskawy był. Zanotowała sobie w głowie, że kiedyś to ona będzie musiała się odwdzięczyć i zaserwować mu jakieś przekąski z automatu. Wzięła sobie opakowanie żelek i jakiegoś batona. Podziękowała mu i za tego drugiego od razu się zabrała. – Czytałam trochę o operacji, którą mam za… – Tutaj zerknęła na zegarek na nadgarstku. – … dwie i pół godziny. No i musiałam pouzupełniać karty. – Pokiwała głową, bo dobrze zgadł. – Czy my też byliśmy takimi beznadziejnymi stażystami i poprawne i czytelne wypełnienie karty było czymś niemożliwym? – Zapytała i ugryzła sobie tego batonika. Z pogardą spojrzała na te karty, bo przecież usnęła zanim przejrzała chociaż większość. Stażyści powinni to ogarniać, nie ona. W dzisiejszych czasach nie można jednak na nikogo leczyć. – A ty co? Przyszedłeś jeść w samotności czy szukałeś mnie? – Zażartowała sobie, bo ona też potrafiła. Rzucać żarty, flirtować to pewnie gorzej.
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Ależ ona mogłaby się na Erica gniewać, wtedy bardzo, by się przejął, bo on nie lubił jak ktoś się na niego gniewa. Na bank, by wtedy dołożył wszelkich starań żeby się na niego odbraziła. Pewnie, by jej przynosił jakies pyszne obiady do szpitala, kupował kwiaty w prezencie i wszystkim dookoła mówił jaka to Sadie jest wspaniała.
- O mój boże. Skoro tak leższy i czekasz to mogę Ci się jakoś za te stracone, samotne minuty odwidzięczyć i możemy poleżeć razem – ja bym się na miejscu Sadie zgodziła na taką rekompensate. Nawet w sumie po prostu bym się zgodziła, na cokolwiek. – Akurat Ty zawsze możesz znaleźć wolnego Erica. Zdradzę Ci sekret, że ja tu tak naprawdę nikomu nie pomagam tylko siedzę z nosem w telefonie i czekam kiedy mnie wezwiesz i do mnie zadzwonisz – tak naprawdę to nie. Chociaż gdyby miał chwile wolnego i akurat, by zadzwoniła to na bank, by szybko pobiegł żeby się z nią zobaczyć. Ale też, do kogo Eric, by nie pobiegł? On lubił spędzać czas z ludźmi, lubił sobie pogadać, szczególnie jak nie był jakoś ostro zmęczony.
Jak już wiemy dla Erica jej narzeczony też nie był problemem, w końcu o niczym nie musiał wiedzieć. Oczywiście to wszystko były żarty, bo mimo wszystko Eric nie był typem człowieka, który chciałby być czyimś kochankiem. Raczej. Chyba. Chciałby pewnie się zastanawiać co takiego Sadie widzi w typie, który tak czesto wyjeżdża, ale to byłoby straszą hipokryzją. On sam bardzo często wyjeżdżał i kochał mężczyznę, który też równie często był nieobecny. Mógł więc ją zrozumieć.
- Na zdrowie – niech je i niech jej pójdzie w cycki. Eric życzyłby tego każdej kobiecie. Cycki albo ewentualnie tyłek. Wiadomo. Jezu jaki on jest okropny. Nic dziwnego, że jest zainteresowany mężczyznami, skoro dla pań jest takim beznadziejnym typem. – Oj nie przesadzaj, uczą się jeszcze. Bądź wyrozumiała – on sam pamiętał te czasy, gdy był stażystą. Stresował wię wtedy większością rzeczy, które miał zrobić dla bardziej doświadcznych lekarzy. Od ich zdania przecież zalezała jego przyszła kariera. No, a później wyjechał i musiał już sobie radzić sam z wieloma przypadłościami, których jeszcze nigdy wcześniej nie leczył. – Musza się jeszcze nauczyć – powiedział i zmienił pozycję, bo zamiast siedzieć to położył się za jej plecami kładać sobie ręce pod głową. – Zawsze Cię szukam, najczęściej wieczorami jak mam nocny dyżur. Wtedy się czuję bardzo samotny, brakuje mi kobiecego ciepła. – Rzucił oczywiście tym durnym żartem i lekko ją szturchnął w bok. – A tak na serio to mam chwilę wolnego i musiałam się zmyć od pacjentów na chwilę – musiał odpocząć i chciał sobie trochę odsapnąć. – Wiesz jak jest ciężko jak badasz jakąś babcię, a ona Ci wciska randkę ze swoją wnuczką? Teraz jeszcze babcie się umieją posługiwać smartfonami więc to już nie tylko opowieści ale i pokaz zdjęć. – No tragedia, biedny Eryczek. Jakie jego życie musi być ciężkie i nieszczęśliwe. – Wyjedź ze mną – powiedział wpatrując się w jej twarz – przydasz się tym biednym ludziom gdzieś w Afryce – no, bo jeszcze nie wiedział, czy będzie wracał do Somalii, czy jednak wyślą go w jakieś inne miejsce.


sadie mansley
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
No to w takim razie przypał, że Sadie jednak się na niego nie obrażała. Głównie dlatego, że chciałaby dostawać te szpitalne obiady i kwiatki ze szpitalnego kiosku. Może nawet jakieś baloniki. Chętnie wspierałaby lokalny biznes jakim byłby ten sklepik. Może nawet ubiłaby jakiś deal z osobą pracująca w tym sklepiku. Skoro Eric nie cofnąłby się przed niczym, żeby pozbyć się jej gniewu, to warto to wykorzystać.
- Naprawdę myślałam, że już nigdy tego nie zaproponujesz! – Przewróciła oczami w bardzo teatralny sposób. Jasne, że nie mogła z nim leżeć, bo samo leżenie, w jej opinii byłoby jak zdrada narzeczonego. A jeszcze tego im brakowało w obecnej sytuacji, żeby dorzucić do problemów jej „zdradę”. – To wiele wyjaśnia. Za każdym razem jak cię szukałam to zerkałam na tablicę z operacjami i nigdy cię tam nie widziałam. Nic dziwnego skoro siedzisz i czekasz na mnie. – Pokręciła głową. – To może po prostu ustalmy sobie jakieś miejsce zbiórki. Za każdym razem jak będę chciała cię znaleźć to będziesz tam na mnie czekał? – Zaproponowała. Wiedziała, że daliby radę znaleźć jakieś pomieszczenie, które byłoby dla niego komfortowe, gdzie mógłby sobie siedzieć na tym telefonie i nikt by się go nie czepiał. No i gdzie ona mogłaby go bez trudności znaleźć. Chociaż też miała nadzieję, że Eric zdawał sobie sprawę z tego, że Sadie sobie żartowała. Nie miała zamiaru z nim chodzić na sekretne schadzki. Nawet jeżeli byłyby to przyjacielskie schadzki, gdzie tylko by ze sobą rozmawiali. W szpitalu szybciutko zaczęto by plotkować. Może nie było to Seattle Grace, ale na bank plotkowano wszędzie tak samo. Tylko, że z jednym ze szpitali, wiele wspólnego miała Shonda, która kręciła najlepsze dramy w okolicy.
- Ze zdrowiem pewnie niewiele ma to wspólnego. – Wzruszyła ramionami, ale nie powstrzymało jej to przed jedzeniem tego batonika. Sama nie wiedziała czy potrzebowała fałszywego, cukrowego kopa czy na tym etapie już po prostu zajadała stres spowodowany sytuacją w domu. – Jestem wyrozumiała. Nawet bardzo. Dlatego daję im czas na naukę podczas kiedy ja sama muszę wypełniać karty, które powinny być ich obowiązkiem. – No bo te karty to taka robota głupiego. Istotne w chuj, ale jednocześnie nie ona powinna sobie nimi zawracać głowę. To było zadanie dla bezmózgich stażystów. Eh.
- Jesteś naprawdę obrzydliwy, wiesz o tym? – Parsknęła śmiechem. Nadal była pod wrażeniem tego jak wypowiadanie takich tekstów przychodziło mu z taką łatwością. – Ile razy już dzisiaj sprzedałeś taki tekst? – Była pewna, że zagadywał tak każdą laskę pracującą w szpitalu. – Niestety nie wiem. Nikt mi jeszcze nie wciskał swojej wnuczki. – Miała tylko nadzieję, że to były pełnoletnie wnuczki. Bo kto wiedział te babcie, nie? Były wychowane w innych czasach. – I wykorzystujesz takie okazje, żeby poznawać wnuczki? – No bo skoro z niego taki lowelas to kto go wie? Wyzerowała batonika i schowała papierek do kieszeni bluzy, bo nie chciało jej się sięgać do śmietnika.
- Słucham? – Naturalnie jej pierwszą reakcją był śmiech. Nie myślała, że mówił poważnie. Bo przecież nie mówił, prawda? Chociaż jego mina była bardzo poważna. Nie brzmiało to jak tekst na podryw tylko realna propozycja. – Mówisz poważnie? – Musiała zapytać. Oczywiście od razu pomyślała o tym, że byłby to niesamowity wpis w CV. Dodatkowo, zrobiłaby coś naprawdę dobrego. Pomogłaby ludziom, którzy rzeczywiście tej pomocy potrzebowali.
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
- Czekałem na właściwy moment – odpowiedział i najwyraźniej to był według niego właściwy moment. Zaśmiał się i pokiwal głową. – Zdecydowanie powinniśmy coś takiego mieć. Sprawdze mapę szpitala i poszukam ustronnego miejsca, gdzie będe mógł na Ciebie czekać – już tak zupełnie na poważnie to bardzo chętnie by sobie takie miejsce rzeczywiście odnalazł. Głównie po to żeby podczas całodniowych dyżurów mieć jednak chwilę spokoju od ludzi, którzy coś od niego chcieli. A jeżeli przy okazji miałby schadzkę z Sadie to byłby to tylko dodatkowy plus, na który był jak najbardziej gotów. Nie rozumiał dlaczego Sadie się w ogóle opierała i nie chciała zdradzić swojego narzeczonego z nim. Bez sensu. Nikt, by się przecież nie dowiedział, a nawet jeśli to żyliby tą plotką przez tydzień, aż pojawiłoby się coś nowego. Szpital szybko zapomina.
- Pewnie nie, ale za to jak smakuje – az zjadłby McDonalda. Zrobila mu się ochota na okropnie niezdrowego burgera z frytkami. Może powinien zaprosić Sadie na randkę w świetle neonu z Maca? To byłoby romantyczne, bardziej niż wszystko co ostatnio dla niej zrobił Benedict. Ups. Eric zawsze znalazł jakiś sposób żeby być lepszym od innych. – Co tam masz w tych kartach? – Zapytał i sięgnął po jedną z nich żeby zobaczyć co za przypadki się tam kryły. – Ale mają beznadziejne pismo, nie można się odczytać – zmrużył nawet oczy w przeświadczeniu, że to może w czymś pomóc, ale nic to nie dało więc tylko zrezygnowany odłożył kartę na bok. Nie poszedł na studia medyczne żeby się bawić w czytanie hieroglifów.
- Nie ważne, póki działa. Zobacz jaka jesteś roześmiana. To piękny widok i warto czasem być obrzydliwym żeby coś takiego zobaczyć – on się nawet nie starał, samo mu to wychodziło. Potrafiłby pewnie każdemu wymyślić jakiś komplement na poczekaniu i to wcale nie taki banalny. Gaia dostała piękny komplement o delikatnych dłoniach, to co za wspaniałe palce musiała mieć Sadie. Ona pewnie dbała o te ręce jeszcze bardziej, bo w końcu dosłownie były to ręce, które leczą. – Sadie, moja droga... – trochę się aż oburzył – myślisz, że zaserowowałbym Ci tekst, który już ktoś wcześniej usłyszał? Za kogo Ty mnie masz? – Nawet jeżeli już coś takiego komuś powiedział to nie pamiętał więć się liczyło tak jakby dzisiaj, w tej chwili po raz pierwszy wyszło to z jego ust. – Trafiasz na złe babcie w takim razie – te jej nie dbały o to, czy wnuczka będzie mieć miłego kawalera lub kawalerkę. Te, które on badał najwyraźniej bardzo kochały swoje wnusie. – Tylko jak są ładne, wiadomo... – puścił do niej oczko, ale prawda była taka, że nigdy nie skorzystał z czegoś takiego. Jeszcze, bo to brzmi jak coś co można zagrać.
- W y j e d ź ze m n ą – powiedział bardziej wyraźnie, bo może nie dosłyszała za pierwszy razem. Eric jeżeli chodziło o jego wyjazdy to był zawsze bardzo poważny, bo to jednak było istotne. Tam na miejscu, każdego dnia, można było pomóc ludziom, którzy normalnie na tą pomoc liczyć nie mogli. McDreamy nigdy nie zapomniał swojego pierwszego dnia tam, gdy uzmysłowił sobie, że jego obecność, dla tych ludzi tam, ma naprawdę wielkie znaczenie. – Oczywiście, że tak. Naprawdę uważam, że mogłabyś tam pomóc wielu potrzebującym – każdy lekarz był tam na wagę złota, poza tym Sadie na bank, by się tam spodobało. – Zawsze jest za mało lekarzy, często byłem jedynym doktorem w obrębie kilkudziesięciu kilometrów. Razem moglibyśmy tam wiele dokonać. – Tego był nawet bardziej niż pewien. – Poza tym, przydałyby mi sie Twoje sprawne dłonie – dodał tym razem już wracając do typowego nabijania się, jak to miał w zwyczaju. – Przemyśl to, taka okazja może się zdarzyć jeden raz w życiu – mówił tu już o wyjeździe, a nie o tym, żeby się wspólnie pomacali, bo tu był pewien, że okazja się jeszcze nawinie nie raz.

sadie mansley
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Ella - Cece - Bruno - Cait - Judith - Benedict - Owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
Przewróciła tylko oczami, ale nie była przy tym jakoś super zirytowana. W sumie to nie była zirytowana wcale. Raczej wyrażała tym rozbawieniem. Eric był zabawnym człowiekiem, ale jednocześnie Sadie nawet na sekundę nie wątpiła w to, że miał mapę szpitala. Nie zdziwiłaby się gdyby była to mapa, którą sam stworzył. Eric sprawiał wrażenie człowieka, który poznał ten szpital bardziej niż jakikolwiek dozorca. Pewnie na tej swojej mapce miał pozaznaczane różne miejscówki. Do mapy nawet była dołączona lista z nazwiskami kobiet, które były przypisane do konkretnych miejscówek. Bo przecież nie spotka się z pielęgniarką X w miejscówce, która była wyjątkowa i magiczna dla pielęgniarki Y. Tak, właśnie tak Sadie widziała Erica. Jako człowieka z klasą i z planem, który nie pozwoli sobie na to, żeby zostać przyłapanym.
- To prawda. – Batonik był przepyszny. I nawet Sadie, jakby tylko wiedziała, że Eric ma myśli o McDonald’sie to podzieliłaby z nim chęć zjedzenia czegoś takiego. Pracując w szpitalu nie zawsze człowiek miał czas na to, żeby zjeść coś zdrowego i pożywnego. Dla takiej Sadie to nawet nie opłacało się robić obiadów w domu, bo mogła sobie zrobić obiadu na dwa dni, a ostatecznie okazywało się, że będzie w tym szpitalu mieszkać przez tydzień. Dobrze, że nie była kobietą, która miała jakąś obsesję na punkcie noszenia makijażu, bo jeszcze musiałaby targać ze sobą kosmetyki. Miała ładną cerę i stawiała przy tym na naturalny look. Poza tym to szpital, a nie wybieg mody. – Schorowanych, malutkich pacjentów. – Zaśmiała się, bo co innego miałby tam mieć. Pozwoliła, żeby Eric sobie wziął którąś z kart. Tajemnica lekarska raczej nie obejmowała innych lekarzy i mógł sobie w te karty zaglądać. – No właśnie o tym mówię. No spójrz na tego człowieka. – Powiedziała i sięgnęła do sterty kart, które już ogarnęła i pokazała mu jedną. – On ma charakter pisma jakby ze szkoły nigdy nie wyszedł. – Trochę jak mój brat, któremu od dwudziestu lat nie zmienił się charakter pisma. Tutaj jednak szło co nieco rozczytać chociaż nadal była to istna masakra.
Była naprawdę zaskoczona tą propozycją. Słyszała ją za pierwszym razem, ale była przekonana, że Worthington robi sobie z niej jaja. No bo jak to tak? Miała wyjechać? Zostawić Bena samego sobie? Porzucić to co zaczęła budować w szpitalu? Swoją reputację? Ale z drugiej strony… to byłby naprawdę fantastyczny wpis do jej CV. – No nie wiem, Eric… to brzmi jak poważna decyzja. – To nie tak, że miała jakieś dzieci, które ją tutaj potrzebowały. Czasami odnosiła wrażenie, że na tym etapie nawet Benedict jej obecnie nie potrzebuje. – Musiałabym o tym pomyśleć, bo jednak… – No i nie zdążyła odpowiedzieć, bo odezwał się pager Erica, a chwilę później odezwał się jej. Wymienili spojrzenia, zerknęli na wezwania i porzucili wszystko, żeby biec i ratować życia jak prawdziwi, serialowi lekarze. /ztx2
ODPOWIEDZ