Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dobrze, że i w tym się zgadzali! Gabi na całe szczęście ma duży dystans do samej siebie i potrafi z siebie żartować, jednakże jeśli robi to już ktoś inny to nasza księżniczka potrafi się naburmuszyć i na chwilkę obrazić. Teoretycznie: nie rób drugiemu co tobie niemiłe, powinno obowiązywać, ale jakoś jej to nie przeszkadzało żartować sobie z innych. Jak to się nazywa? A no trochę hipokryzja! Jak widać nikt nie jest idealny, nawet ona taka czysta, dobra, świeżutka, śliczna i pachnąca. Każdy ma wady, tylko na początku większości relacji są one przesłaniane przez zapieprzające po brzuchu motylki.
Dobre sobie... Na początku!
Gabi nadal ma klapki na oczach, niby widzi wady Angelo, niby ich doświadcza a za każdym razem zawsze znajduje idealne wytłumaczenie tego, dlaczego zachował się tak, a nie inaczej. No i czasami śmierdzą mu stopy, kiedy cały dzień chodzi w butach, ale to jej w ogóle nie przeszkadza, przecież to takie normalne, ludzkie — czasem sobie śmierdzieć, chociaż jej to się nie zdarza, chyba że akurat puści bąka, ale co zaskakujące — nie robi tego często, bo jej układ pokarmowy działa wyśmienicie.
Gabi nie narzekała na brak zajęć, mimo nic nierobienia! Ona się bawiła świetnie, Angelo dużo pracował, nadrabiał wszystko po ich rozstaniu i wyjeździe do Nowego Jorku, a to musiało zabrać trochę czasu, w związku z czym nie miał go zbyt wiele dla niej. Spotkania z przyjaciółmi, imprezy, alkohol, taniec, wyjścia do kina, na zakupy — tego nie można nazwać nudą, jej emocji nie brakowało, choć brakowało jej ich z nim. Oczywiście, że widziała, że on ma dużo pracy, że skupia się na obowiązkach, którymi jest zasypany po czubek głowy i nie chciała mu dokładać, choć mimo wszystko wieczorami bardzo mocno domagała się atencji, przytulania i rozmów o jakichś głupich rzeczach, męcząc jego udręczony umysł, ale... Dbała o jego komfort! Nadzorowała sprzątanie domu, gotowała, codziennie prasowała mu koszule tak jak lubił najbardziej, ale to też był proces, którego musiała się nauczyć. Lubiła o niego dbać, sprawiało jej to niewyobrażalną przyjemność, to samo jeśli chodziło o Valentine — ona zawsze miała zrobione do szkoły drugie śniadanie, w pięknym pudełku. Gabi to sowa, woli siedzieć w nocy a spać w dzień, więc wszystko to robiła tuż przed pójściem spać, nawet jeśli wracała najebana z jakiejś grubej imprezy, nawet jeśli przyprowadzała ze sobą równie upite koleżanki, które zwykle sypiały na kanapie w salonie, bo nigdzie dalej nie były w stanie dojść.
- Ludzie są cudowni, trzeba tylko dać im szansę. Zobacz, mi dałeś i co z tego wyszło? Najpiękniejsze gówno na świecie.- wyszczerzyła zęby w równiutkim, białym uśmiechu. W sumie... ciekawa była, czy Angelo zauważył, że poprawiła sobie uśmiech. Nie zrobiła niczego szalonego, ale wyglądała inaczej, lepiej, bardziej nieskazitelnie i uroczo niż zwykle. Nic nie mówiła, czekała i czekała, ale póki co się nie doczekała, więc była cierpliwa.
Oni faktycznie byli jak dwa kompletnie inne żywioły, ale zarówno ogień daje energię jak i woda, więc poniekąd na tym poziomie się uzupełniali. Angelo rozniecał płomień Gabrielle a ona Gasiła jego, kiedy było trzeba, a czasem walczyli ze sobą, co przynosiło dużo dymu i pary wodnej.
- No tak, tak, ale na pewne rzeczy nie masz wpływu. Możesz obrać jakiś plan, a zaistnieje jakiś czynnik, który uniemożliwi ci jego realizację i co? Złość, frustracja, niespełnione oczekiwania, bez sensu. O przyjdzie sobie taka ja i ci całe życie zmieni o 180 stopni, i co ty na to? Planowałeś to? Nie. Wyszło dobrze? No zajebiście! Dlatego wolę działać bez planu, spontanicznie, jest wtedy lepsza zabawa.- rozłożyła ręce lekko bezradnie i trochę jakby prezentowała samą siebie, jakby była idealnym przykładem na to, że działania nie zaplanowane przynoszą najlepsze skutki. Gabi wyznaje zasadę, że złe decyzje dają najlepsze wspomnienia! Ich związek jest tego najlepszym przykładem. Rozsądek mówił jedno: spieprzaj od niego, ale serduszko i emocje zupełnie coś innego, kierując ją właśnie ku złym decyzjom.
Blondynka kompletnie nie rozumiała faktu odmawiania jedzenia lodów, tak jak i nie rozumiała nie lubienia jedzenia słodyczy. Czekolada to sens jej życia (tak jak i autorki, a każda postać musi mieć coś z nas samych) i kompletnie nie ufa ludziom, który jej nie jedzą. Na całe szczęście Angelo nie jest socjopatą i psychopatą (yhym) i od czasu do czasu skubnie kawałeczek czekolady i nie upiera się, że jej nie lubi, bo gdyby tak było to byłby rozwód instant jeszcze nim doszło do ślubu.
- Może i się zgadza, ale coś mi podpowiada, że rozbieżności jest więcej niż może mi się wydawać.- mruknęła już kiedy nurkowała w lodówce po truskawki i inne dodatki. Jakże ona kochała tą samo napełniającą się ulubionym jedzonkiem lodówkę! W sumie dziwne, że jedzenie zawsze w niej było, skoro oni praktycznie w ogóle nie chodzili na zakupy. Teraz ją tak naszło i trochę skamieniała z tą myślą. Boże... muszą to zmienić, muszą żyć normalnie i zachowywać się jak normalni ludzie!
BUM! Klaps w tyłek ją zaskoczył na tyle mocno, że aż podskoczyła, co było błędem i walnęła się głową o półkę w lodówce i syknęła z bólu, bo chyba nabiła sobie guza. Kolejny flashback z Wietnamu... Podobnie zrobiła Frankowi zaskakując go w kuchni, tamtej nocy kiedy później we trochę... STOP. Zobaczyła gwiazdy przed oczami, jak w kreskówce, kręciły się jej dookoła głowy i wysunęła się z lodówki rozmasowując czubek głowy.
- Auć...podwójne. Auć....- drugą ręką rozmasowała pośladek. Przemoc domowa ot co! I z tym właśnie chciała walczyć, mówić pół żartem, pół serio. Mimo to zaśmiała się i pokręciła głową, wyciągnęła z szuflady nożyk i zaczęła kroić do podanej jej miski truskawki na małe kawałki. Miała dobry humor, uśmiechała się i zaczęła coś nucić pod noskiem aż nagle przestała, przeniosła przerażony wzrok na twarz Angelo i gapiła się na niego oniemiała. To ją uderzyło bardzo mocno, oblał ją nieprzyjemny chłód, żołądek skręcił się w supeł, nagle odeszła jej ochota na jedzenie, bo zrobiło jej się niedobrze. Nie była w stanie nic powiedzieć, myśli galopowały niczym dane przesyłane światłowodem. Zbladła... Ona miała krew na rękach, przez nią zginął człowiek — pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz, znając Denaro. Akurat kroiła truskawkę i przesunęła sobie ostrzem noża po palcu, raniąc się płytko więc mieć krew na rękach nabrało dosłownego znaczenia. Zrobiła to akurat w momencie, w którym Angelo ruszył do łazienki, więc tego nie widział. Stała tam gapiąc się na swoją dłoń, po której spływała stróżka krwi. Miała znów w głowie bałagan... Niby postanowiła, że już nigdy nie powie mu nic, co mogłoby spowodować czyjąś śmierć, a z drugiej strony wiedziała, że nie mówiąc mu o ważnych rzeczach sama dopuści się jakby nie było zdrady. Nie dosłownie, ale tak to właśnie by wyglądało. Bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze!
Nie w głowie jej teraz były już lody, ani ciepłe, ani zimne, żadne. Znowu zaczęła się obwiniać, znów wzięła wszystko na siebie, znów zaczęła się gryźć i mieć gigantyczne wyrzuty sumienia, przecież gdyby nie ona to nikt by nadal nie wiedział o błędach w finansach i ten człowiek dalej by żył. A co jeśli miał żonę, dzieci... Na bank był czyimś synem, wnukiem, wujkiem — znaczył coś dla kogoś! Z tego zadręczania się wyrwał ją kobiecy, bardzo znajomy głos dobiegający z łazienki. Ściągnęła brwi przysłuchując się rozmowie i... poczuła się jeszcze gorze i o ile to możliwe zrobiło jej się jeszcze bardziej niedobrze! Słuchała uważnie każdego słowa i rosła w niej złość. Zaczęła szybciej oddychać, policzki się zarumieniły, jakby dosłownie zaczęła płonąć.
Jakie czekałam na ciebie cały wieczór? Jakie znowu wspólne wracanie do domu? I co ona do cholery robi w z Angelo?! Co jest do cholery!
Cisnęła nożem na blat kuchenny, o nie... Nie zamierzała czekać na niego na kolanach, wkurwiła się i to naprawdę poważnie.
- Ty chyba sobie żartujesz?!- podniosła głos, ale nie krzyczała. Jeszcze. Wypuściła z płuc powietrze, odgarnęła włosy do tyłu i zacisnęła palce na nich, na czubku głowy, z oczu ciskały jej gromy. Była pewna, że jej nie zdradza, inaczej kryłby się z takimi telefonami, nie odbierałby na głośnomówiącym, dla niej w tej chwili co innego było istotne.
- Dlaczego ta... ta su... Ta wywłoka do ciebie dzwoni i to o tej porze i czegoś od ciebie chce?! Myślałam, że po tym co się stało ona już tam nie pracuje! Powinieneś ją zwolnić, pozbyć się jej! - zaczęła się przechadzać po kuchni w nerwach i mamrotać coś pod nosem.
- Nie chcę jej tam, nie chcę jej obok ciebie, nie ufam jej. Na sto procent nieustannie cię podrywa! No przecież ja oszaleję, zwariuje! Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ona wciąż pracuje w hotelu? Przecież już dawno kazałabym ci ją wywalić! Nie ważne, że jest dobra w tym co robi i nawet nie próbuj się na mnie wkurzać za to, że mówię co myślę! To tak jakbyś ją przede mną ukrywał a to oznacza zatajanie prawdy, czyli kłamstwo! Pozbądź się jej, ja nie żartuję, jak ty tego nie zrobisz to ja to zrobię... Jeszcze nie umiem strzelać, a to dla niej może oznaczać tylko dwie rzeczy: albo nie trafię, albo trafię przypadkiem aż za dobrze.- bardzo mocno gestykulowała, z oczu jej ciskały błyskawice i... nie mogła tego powstrzymać. Sięgnęła po pierwsze lepsze co jej wpadło do ręki, a była to truskawka i cisnęła nią w złości przez kuchnię, a ta przypadkiem trafiła Angelo prosto w czoło i się tam rozkwasiła. Nie celowała w niego, rzuciła na oślep i pech chciał, że narzeczony dostał z truskawki w czoło. Strach pomyśleć co by było, gdyby chwyciła za nóż! Niestety, ale Gabi nie czuje się pewna siebie, cały czas czuje się zagrożona, niewystarczająca itp. dlatego reaguje tak jak reaguje w pewnych sytuacjach, a teraz to, co powie będzie paskudne, ale to są emocje i sama siebie nie do końca kontroluje, wybuchła bomba.
- Albo ona, albo ja Angelo, wybieraj, bo ja nie zniosę jej w twoim otoczeniu i naprawdę zrobię jej krzywdę, a nie chcę jej nikomu robić.- patrzyła na niego zła, wściekła ale i wyczekiwała konkretnej odpowiedzi. Była w zasadzie pewna, że się tej baby pozbędzie, przecież on zawsze musi wybierać ją, co by się nie działo, ale nie powiedziała tego po namyśle, tylko w skrajnych emocjach. Najpierw bomba ze wspólnikiem, teraz to... Rozpadała się na milion kawałków.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Dzisiaj wrócił wcześniej. Był to początek jego końca czasu, tak sobie postanowił. Na obowiązki, które może wykonać zdalnie poświęci czas w swoim nowym, prawie wciąż nieużywanym gabinecie. Większość rzeczy już poukładał, mógł trochę odpuścić nadzór i zająć się ponownie swoim życiem. Ciężko było odpuścić, gdy było się perfekcjonistą i nie ufało nikomu, tylko sobie. Tak właśnie było z Angelo, musiał mieć nad wszystkim kontrole, bo już nie raz i nie dwa przekonał się, że jeśli sam czegoś osobiście nie dopilnował, nie było to zrobione, albo było zrobione źle. Wiedział jednak, że w domu też jest potrzebny, w końcu dopiero co zaręczyli się z Gabrielle, a Valentine nadal nie była dobrze zaadaptowana do nowego środowiska. Musiał przy nich być, jeśli to wszystko ma się zaraz nie spierdolić, zarówno jedna jak i druga relacja. Poza tym... chciał. Czul potrzebę lekkiego wyluzowania, jak dawno nie był na jakieś imprezie, bądź też jakieś nie organizował? Kurwa, zestarzał się, czy co? Związek tak go zmienił? Poczucie odpowiedzialności? Na pewno w pewnym stopniu tak, ale do takiego poziomu, że nawet nie czuł większej potrzeby rozrywki w stylu starego Denaro. Starego? Czyli co? Teraz powstała wersja 2.0? Poniekąd tak, dostosował się do nowej sytuacji, wiedząc, że musi do pewnych spraw podejść inaczej. Nawet już tyle nie ćpał, prawie w ogóle... Czasami wachnął trochę śniegu, kiedy już nie wyrabiał, a doba była zbyt krótka, ale działka, która zazwyczaj starczała mu na dzień, teraz była na tydzień, albo dwa. Dodatkowo zmniejszył ilość przyjmowanego testosteronu, choć to też ze względu na przyszłe plany. Musiał poprawić jakość swoich plemników, jeśli faktycznie mieli z Gabrielle mieć w niedalekiej przyszłości dzieci. Na razie tylko zmniejszył dawkę, ale niedługo odstawi całkowicie, choć nie do końca tego chciał. Nauczył się już jednak, że czasami trzeba coś zrobić, nie dla samego siebie, ale partnera, którego się wybrało i coś obiecało.
Faktycznie dziwnie było być tak odpowiedzialnym... Ale czy to mu przeszkadzało? Trochę może tak. Dni mu się zlewały, przestawał wiele rzeczy zauważać. Na przykład postępy Gabrielle. Miał ugotowane, posprzątane i uprasowane, ale przecież było tak i bez niej. Był do tego przyzwyczajony i może przez to nie doceniał tego, jak nastolatka coraz więcej robiła? Na pewno nie spadła mu ta spostrzegawczość tak do końca, bo widział zrobione zęby narzeczonej, już za pierwszym jej uśmiechem. Czemu więc nic nie powiedział? Chyba też już przyzwyczaił się, że coś zaczynała poprawiać, czy że o siebie dbała. Dla niego to było oczywiste - miała mnóstwo czasu dla siebie, więc go wykorzystywała. Spotkania z przyjaciółmi to jedno, imprezy drugie, a wypieprzanie góry szmalu na swój wygląd trzecie. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. Dziwnie pociągał go fakt, że małolata wypierdala jego hajs na siebie i swoje zachcianki. Czuł dzięki temu może jeszcze więcej władzy i pewnego rodzaju dominacji, bycia mężczyzną. Spełniał się w tym.
- Wtedy obierasz nowy plan. - Skomentował jakże mądrze. Angelo kompletnie nie zgadzał się z Gabi. Bez planu był chaos, nad chaosem nie da się panować. On zawsze miał plan, a nawet wiele, w różnych kwestiach i skrupulatnie je realizował, punkt po punkcie, a kiedy trzeba było nanosił korekty. Mimo swojego narwania, gangster miał bardzo poukładane pewne sprawy. Nauczono go działać w pewien określony sposób i wykorzystywał te zasady nawet w nowych kwestiach, nawet w ich związku i jakoś działało. Nawet coraz lepiej, kiedy w końcu na chłodno spojrzał na pewne sprawy.
Na przykład dzisiaj. W końcu byli w stanie spokojne porozmawiać o rzeczach trudnych. Takie rozmowy zawsze kończyły się kłótnią. A dzisiaj? Sielanka.
Szczególnie ten wbity nóż w deskę na blacie. Doskonale znał dźwięk wbijanego w drewno ostrza. Sielanka, że hej! I do tego ten znany mu wspaniale krzyk... oj krzyk, znów ten przyjemny dreszcz wkurwienia.
Co jej kurwa znowu nie pasuje... Nim zdążył dokończyć (póki o w głowie) swoje zdanie, nastolatka dalej mówiła. A on zbliżał się do niej z coraz to wyżej podniesionymi brwiami. Nienawidził, kiedy krzyczała, ależ on kurwa nienawidził gdy podnosiło się na niego głos... To dlaczego było mu tak przyjemnie? Podniesione tętno, pulsująca na szyi żyłka, zaciśnięte pięści i szum krwi w uszach. Stanął nagle, w ciszy słuchając jak się na niego unosi z ciemniejącymi z każdą sekundą oczami. Jego spokój mógł oznaczać jedno - zbierała się w nim furia. Padło zbyt dużo słów, znowu robiła coś, co prawie za każdym razem było powodem ich kłótni. Paplała bez namysłu, nie licząc się z konsekwencjami wypowiadanych słów. Pięści niemal skrzeczały w tym uścisku i wtedy dostał truskawką w łeb. Zamknął oczy i sięgnął wierzchem dłoni do czoła, ścierając z niego owoc. Jego ruchy były niebezpiecznie powolne. Wiedział, że wystarczy o jedno słowo za dużo, albo zbyt gwałtowny ruch i wybuchnie.
Tak też się stało.
Zarzuciła mu kłamstwo, śmiała mówić, że może mu czegoś zabronić, a teraz stawiała ultimatum? Prychnął i ruszył w jej stronę, hardo patrząc w jej oczy swoim ciemnym, przezywającym spojrzeniem. Nie szedł szybko, wręcz zadziwiająco powoli. Zwolnił i znowu, będąc coraz bliżej i zbliżał się, wyciągając ramiona, aby dłonie w końcu oprzeć na kuchennym blacie, tym samym zamykając Gabrielle w potrzasku. Przysuwał się do niej, patrząc na nią z góry, jakby planował morderstwo.
- Śmiało. Mów dalej. Może jeszcze zarzucisz mi, że ją bzykam, hm? - Zniżył i ściszył glos, czując jak wzbiera się w nim gniew. - Nic nie muszę, a ty nie będziesz mi rozkazywać. To byłoby tyle z PIERDOLONYCH KOMPROMISÓW! - Wrzasnął nagle, aż zadrżało szkło. Uderzył przy tym prawą dłonią w blat z charakterystycznym dźwiękiem. Wziął kilka wdechów, próbując się uspokoić. Przymknął oczy, wisząc nad Gabrielle nieustępliwie. Jego oddech zwolnił.
- To ty chyba sobie żartujesz, rozliczając mnie z tego kto u mnie pracuje, a kto nie. Nie masz żadnego prawa o tym decydować... - Otworzył oczy, a jego spojrzenie znów padło na błękitne tęczówki nastolatki. - … a tym bardziej stawiać MI! JEBANEGO ULTIMATUM! - Znów wrzasnął, tym razem się nie powstrzymując. Prawa dłoń ty razem nie uderzyła w blat, a powędrowała wprost na twarz Gabrielle, ściskając mocno szorstkimi palcami jej kruche poliki. Bez wyczucia, nakierowując ją w górę krótkim pociągnięciem.
Z bliska patrzył jej w oczy, a w jego spojrzeniu nie było już grama ciepła. Furia i gniew, wzbierała się w nim niebezpiecznie.
- Nie będę odpowiadać za twoją zazdrość i emocje, ani ja ani nikt inny. Chuj mnie obchodzi, że sobie z tym nie radzisz, weź się kurwa w garść! To są interesy, ona jest dobra i nie nie tylko w ciągnięciu pały. Nie zwolnię jej, bo tak chcesz... Nie chciałaś tego stanowiska? Więc ona je przejęła, pogódź się z tym. - Mówił dość szybko, ale cicho, jakby zaciskał szczękę, jakby próbował nie wybuchnąć. Puścił jej twarz, lekko ją popychając i odsunął się od niej, bo gdzieś tam resztka rozsądku mówiła - odejść od niej nim ją skrzywdzisz.
Chwycił za nóż, który został niedawno wbity w deskę i wyciągnął go silnym pociągnięciem. Wrzasnął, wziąwszy zamach, a ostrze przeleciało niedaleko głowy nastolatki, lądując z łupnięciem w szafce. Wbił się w nią solidnie i wtedy rozległ się za plecami Angelo dziewczęcy głos:
- Tato? Co... co się dzieje? - Spytała mała Włoszka w swoim ojczystym języku, z przerażeniem patrząc na wbity niedaleko głowy Gabrielle nóż. Angelo oddychał szybko, odwracając się w jej stronę i wtedy dostrzegł zaszklone spojrzenie córki. To go uderzyło... ile tu stała? Ile widziała? Angelo nie wiedział, że dłużej i więcej niż powinna. Została odstawiona kilka minut wcześniej przez ochroniarza pod dom. Nie odprowadzał jej pod drzwi, sama przyszła. Weszła i zastała widok krzyczącego i pastwiącego się nad Gabrielle ojca. Słyszała jego krzyk, widziała jak rzucał nożem, ale nie była w stanie nic z siebie wcześniej wydusić. Nigdy go takim jeszcze nie widziała. Angelo nie pokazywał przy niej złości, starał się ją przed sobą chronić... Aż do teraz.
Zamrugał i zaczęła docierać do niego rzeczywistość.
- Nic. Idź do pokoju. Zaraz do ciebie przyjdę... - Wydusił nadal dość chłodno, na co Valentine zareagowała jak na rozkaz. Nic już nie powiedziała. Wystraszona wtuliła w siebie mocniej torbę z treningu i ze spuszczoną głową poszła do swojego pokoju. Angelo z tych kilku metrów wyczuwał jej strach.
- Kurwa... - Rzucił pod nosem, kiedy zamknęły się za dziewczynką drzwi. - Ja pierodolę... to twoja wina. Musiałaś? Musiałaś znowu mnie wkurwić?! - Odwrócił się w stronę Gabrielle, znowu unosząc, ale już bez tej bezlitosnej furii. Był zły, na nią, na siebie... Chwycił się za łeb i zaczął chodzić w jedna, w drugą stronę, myśląc co powie córce.


Gabrielle Glass
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Sielanka się skończyła, wystarczył jeden, krótki telefon od rudej małpy, której Gabrielle nie trawiła z wzajemnością wspomnianej kobiety. Naomi uważała, że Gabrielle kompletnie nie pasuje do jej ulubionego, przystojnego, władczego, ogarniętego szefa. To samo uważała o lasce, z którą był jakiś czas kiedy gówniara gdzieś nagle zniknęła. Nic dziwnego, w końcu naprawdę ogrom lasek leci na takiego faceta, jakim jest Ares Kennedy. Każda uważa, że jest dla niego najlepszą partią i może mu dać to czego nie daje mu obecna partnerka. Nie wiedzą jednego: Gabrielle daje Angelo wszystko, o czym mógł zamarzyć, a nawet więcej. Praktycznie o nic nie prosił, a dostał pełen pakiet, więc jak ma nie mieć ego wywalonego w kosmos? Cóż, ma je wywalone i bez Gabrielle, ale ona mu dokłada do tego parę ziarenek, przecież przy nim błyszczy, jest jego ozdobą, dumą... I wrzodem na dupie. Taką uprzykrzoną muchą, która lata dookoła głowy, bzyczy, przysiada gdzieś na chwilę tylko po to, żeby znów zacząć irytować i doprowadzać do szewskiej pasji. Problem w tym, że Angelo wiedział już jak to jest kiedy jej nie było i strasznie mu tego brakowało, dlatego nie rozgniata muszki packą tylko pozwala jej fruwać i bzyczeć, do czasu aż cierpliwość mu się nie skończy, a umówmy się — nie ma jej zbyt wiele.
Gabrielle na sam dźwięk głosu Naomi dostała dreszczy obrzydzenia, przed oczami pojawił jej się obraz, który ciężko jest wyprzeć z pamięci. Myśl o tym, że ta kobieta spędza z Angelo czas, wdzięczy się do niego i próbuje ze wszystkich sił go uwieść, sprawiała, że wszystko w niej się gotowało, wrzało, parowało, ciskało gromami, iskrami i destrukcyjną energią nuklearną niczym z Czarnobyla, która pochłania na swojej drodze wszystko, co napotka.
Oddychała szybko, krew w żyłach była gorąca jak lawa, czuła tak niewyobrażalną wściekłość, że nie zastanawiała się nad tym co mówi, jak mówi i jakim tonem wypowiada słowa, a i tak w swoim odczuciu ważyła każde zdanie i potraktowała mężczyznę bardzo łagodnie.
Patrzyła na to, w jaki sposób zmierza ku niej, jego ruchy były wolne, bardzo spokojne, a to nie wróżyło niczego dobrego, ale nie ruszyła się z miejsca, patrzyła na niego nieustępliwie, nie mogła dać mu odczuć, że się boi, a przestraszyła się bardzo. Oczywiście, że powiedziała coś, co mu się nie spodobało, a jeszcze chwilę temu, mówił, że może mu powiedzieć wszystko, pytać o wszystko i się tego nie bać. Jak miała się nie bać, kiedy to jego wielkie, zbliżające się do niej, niebezpiecznie wolno, cielsko mówiło jej zupełnie coś innego? Momentalnie pożałowała każdego wypowiedzianego słowa i w środku zaczęła się kulić i zakrywać sobie głowę rękami, ale nie na zewnątrz. Stała dumnie wyprostowana, patrząc na niego stanowczo, choć jej ciało lekko zesztywniało, co zapewne nie umknęło jego wprawnym oczom.
- Gdybyś to robił, nie byłbyś taki głupi i nie odbierałbyś telefonów od kochanki na głośnomówiącym.- prychnęła oburzona, bo w tym momencie to on podważył jej inteligencję, którą jeszcze kilka minut temu tak zachwalał. Jeśli faktycznie by ją zdradzał, to raczej robiłby wszystko, żeby się o tym nie dowiedziała, bo raczej tak bezczelny i bezwstydny nie jest, żeby robić to ot tak na widoku. No i co najważniejsze: prawdopodobnie zdaje sobie sprawę z tego, że dla Gabi zdrada to jedna z niewielu kwestii, która sprawiłaby, że bez mrugnięcia okiem by od niego odeszła, zostawiając jego i wygodne życie u boku mężczyzny w tyle. Nawet by się za siebie nie obejrzała, nie słuchałaby tłumaczenia, przeprosin, proszenia by została.
Spięła się jeszcze mocniej kiedy podniósł głos i uderzył ręką w kuchenny blat, o który się opierała już plecami, bo kompletnie instynktownie chciała zwiększyć odległość między nimi. Nie odrywała rozzłoszczonego spojrzenia od jego ciemnych tęczówek, w których widziała dosłownie chęć mordu. To, co powiedział sprawiło, że zezłościła się jeszcze bardziej.
- Mam prawo do cholery! Postaw się na moim miejscu! Jakbyś się czuł, gdybym nagle zaczęła pracować z Joe albo jakimś innym moim byłym, co?! No jak byś się czuł?!- krzyknęła jeszcze nim złapał ją tak boleśnie za policzki, przez co lekko się skrzywiła, ale tym razem postanowiła o siebie zawalczyć, nie dać się tak traktować, nie być ofiarą, z którą może zrobić co tylko zechce, więc z wielkim trudem odtrąciła jego rękę od swojej twarzy, piorunując go ostrym, stanowczym spojrzeniem.
- Nie...- chciała kontynuować, powiedzieć coś, co zapewne wywołałoby kolejną falę jego gniewu, ale wszedł jej w słowo, a to, co usłyszała zakuło ją w serduszko. Dotknęło ją mocno, więc wlepiała w niego błękitne oczy, miała lekko rozwarte usta. Czysty szok i niedowierzanie.
Jak można powiedzieć osobie, którą się kocha, że nie odpowiada się za jej emocje, że nie obchodzi go, że sobie z nimi nie radzi? To poniekąd czysta hipokryzja, bo i on sobie z nimi nie radzi, ale Gabi nigdy w życiu by mu czegoś takiego nie powiedziała, bo dla niej jego emocje, jakie by nie były, są ważne, nawet ważniejsze od jej własnych i jak ostatnia kretynka stawia zawsze cudze dobro nad swoim własnym. Już nawet to, że wspomniał o umiejętnościach Naomi w robieniu loda nie bolało tak bardzo jak to, co powiedział wcześniej. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Jeden krok do przodu i dziesięć do tyłu, dziś się przed sobą otworzyli, pięknie rozmawiali, ale w tym momencie Gabrielle znów się wycofała, bo w złości ludzie przeważnie mówią prawdę i dokładnie to, co myślą.
Rozczarowała się, zawiodła znów na osobie, której powinno na niej zależeć w każdym aspekcie życia włącznie z emocjami, a trzeba nadmienić, iż jest młodą osobą, która dopiero się uczy jak sobie z nimi radzić i idzie jej sto razy lepiej niż dorosłemu, doświadczonemu facetowi. Akurat otwierała oczy gdy nóż świsnął jej dosłownie dwa, może trzy centymetry od głowy. Kątem oka widziała błysk ostrza, usłyszała jak ten wbija się w szafkę za nią, a zaraz po tym w kuchni rozległ się głos Valentine. Gabi jej nie widziała, bo Angelo jest tak wielki, że zasłaniał jej całe pole widzenia i nie miała nawet jak zareagować wcześniej. Ile ona widziała? Ile słyszała?
Nagle to, co się przed chwilą wydarzyło przestało mieć znaczenie, nie liczyło się to, że czuła strach, złość, zazdrość. Liczyła się tylko Valentine i jej emocje. Żadne dziecko nie powinno być nigdy świadkiem kłótni swoich rodziców, w tym wypadku ojca i jego laski, bo Gabrielle raczej nigdy nie będzie mieć śmiałości nazywać się matką dziewczynki, mimo iż starała się nią opiekować jak tylko umiała najlepiej, ale bardziej na zasadzie starszej siostry.
- Valentine...- szepnęła i przyłożyła rękę do ust, dopiero teraz oczy jej się zaszkliły od łez, ale żadna nie wyleciała spod powiek. Odprowadziła dziewczynkę przerażonym spojrzeniem, nie mogąc znieść widoku jej twarzy, który dosłownie łamał serce. Angelo milczał i odezwał się, dopiero jak dziewczynka zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
"To twoja wina" - uderzyło w nią chyba najmocniej. On tak dobrze zdaje sobie sprawę, że ona zawsze się o wszystko obwinia, nawet za rzeczy, na które nie ma najmniejszego wpływu, a użył takich a nie innych słów... Słabe zagranie, bardzo słabe panie Denaro.
- Możliwe.- przyznała mu rację a ton jej głosu był bardzo spokojny i chłodny. Odepchnęła się biodrami od szafki, o którą się opierała i przeszła obok mężczyzny, nawet na niego nie patrząc. Podeszła do szafki, gdzie leżały kluczyki od samochodu i jej telefon.
- Powinnam powiedzieć, że nie będę brać odpowiedzialności za twoje emocje i że chuj mnie obchodzi, że sobie z nimi nie radzisz, ale tego nie powiem. - jej głos nadal był bardzo chłodny. Naciągała właśnie na nogi buty, nie spiesząc się, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów.
-Prawda jest taka, że czy tego chcemy, czy nie to odpowiadamy za nie wzajemnie, bo twoje emocje wpływają na moje i odwrotnie. Przykro mi, że to, iż poczułam się oszukana tak cię zdenerwowało, powinnam była powiedzieć to inaczej i innym tonem, przepraszam. Teraz wyjdę, wsiądę w samochód, nie wiem, gdzie pojadę, ale muszę stąd wyjść, bo w tej chwili nie chcę nawet na ciebie patrzeć. Pojadę gdzieś, gdzie spróbuję sobie poradzić z własnymi emocjami i wezmę się w garść. W samotności. A ty... Ty masz teraz większy problem do ogarnięcia, zajmij się swoim dzieckiem, teraz ona jest najważniejsza. - teraz brzmiała bardzo spokojnie, neutralnie wręcz, ale na niego nie patrzyła. Wpakowała telefon do torebki i wyszła do garażu, gdzie wsiadła do swojego niebieskiego autka, położyła ręce na kierownicy i wpatrzyła się pustym wzrokiem w przestrzeń, zastanawiając się, czy wyjeżdżanie gdziekolwiek na tak silnych emocjach to dobry pomysł, bo co jeśli znów na jej drodze stanie jakiś wombat, a ona będzie płakać i zauważy go w ostatniej chwili i nie chcąc zrobić mu krzywdy znowu wjedzie w drzewo? Przetarła twarz dłonią i nacisnęła przycisk otwierający garaż.
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Czuł jej strach, ale go z początku nie widział. Stała odważnie, dumnie, nie kuliła się jak zawsze i dziwnie mu tego brakowało, poczuł lekki zawód, może nawet rozwścieczył się mocniej. Angelo wpadając w swoją mroczną furię przestaje być facetem, którego nastolatka pokochała. Nie ma go, znika, jakby zamykał się w ciemnym pomieszczeniu bez wyjścia. Drzwi pojawiały się dopiero, gdy złość opadła, lub stało się coś, co ją odgoniło. Trochę tak, jakby żyły w nim dwie osoby, może to rozdwojenie jaźni, może dwubiegunowość, albo osobowość mnoga, ciężko stwierdzić. Zaburzeń Denaro miał pewnie wiele, ale nigdy nie pozwoli sobie żadnego zdiagnozować. Po co? Jemu było tak dobrze, choć kiedy emocje opadały często żałował swoich czynów, szczególnie gdy pojawiała się przemoc wobec Gabrielle. Nie chciał jej krzywdzić, miłość do niej była silna. Choć nie na tyle, by powstrzymać jego furię i nie pozwolić bestii przejąć kontroli. Niestety to ona wypuszczała ją z klatki. Angelo wiedział, jak ryzykowna była ich relacja. Ona nie zdawała sobie nawet sprawy, jak bardzo. Zapewne nie wiedziała, że za każdym razem, gdy Angelo zawładnie furia, jej życie jest zagrożone, że ociera się o śmierć przy każdym jego wybuchu. Tylko to, że ją kochał podświadomie hamowało jego zabójcze zapędy. Kilka razy już ją skrzywdził i choć obiecał sobie, że już nigdy tego nie zrobi, nie mógł być tego taki pewien.
A jak widać wciąż niewiele potrzeba, by się odpalił.
Miała rację. Gdyby faktycznie kogoś posuwał, ukrywałby to tak szczelnie, by się nigdy nie dowiedziała. Prędzej prawdopodobne byłoby to, że w końcu zjadłby go honor i przyznałby się w końcu do posiadania ów kochanki, ale w chowaniu dowodów był tak dobry, że Gabrielle sama by tego nie odkryła. Przecież ten człowiek 36 lat ukrywał kim był. Chociaż mówią, ze zazdrosna kobieta jest gorsza od FBI. Nie zamierzał tego jednak sprawdzać. Jedno było pewne, nie szukał wrażeń. Przeżył ich wystarczająco. Poza tym gówniara rozkładała nogi zawsze kiedy chciał i sama się od tego uzależniła. Stworzył sobie małą nimfomankę... pod tym kątem nie miał jej zupełni nic do zarzucenia.
Szkoda, że w innych kwestiach nie było już tak kolorowo. Jakże go wkurwiała jej wybuchowość! Wiedział, że jej wiek rządzi się swoimi prawami, ale miał już tego trochę dość. To było jak domino, ale takie niebezpieczne, układające swoją ścieżkę wprost w objęcia kostuchy.
Strasznie się tego bał. Że kiedyś nie zdoła nad sobą zapanować...
- Nie wyjeżdżaj mi kurwa z takimi żałosnymi porównaniami, to zupełnie inna sytuacja! - Szkopuł w tym, ze Angelo Denaro nie miał w sobie żadnych ludzkich odruchów, a tym bardziej empatii. Nie potrafił stawiać się w czyjeś sytuacji, po co miałby to robić? Poza tym sprawa miała się inaczej. Gabrielle porzuciła to stanowisko, a Naomi była jedyną kompetentną osobą, by je przejąć. Angelo poświęcił dużo czasu, by kobieta umiała wszystko to, czym mogła się dzisiaj wykazać. Dzięki temu nie będzie musiał tam prawie w ogóle jeździć. Podniósł jej stawkę i dodał obowiązków, po to, by ona była od czarnej roboty, a on musiał pojawiać się w hotelu raz w tygodniu. Robił to z myślą o swojej rodzinie, by spędzać z nią więcej czasu. Nie obchodziło go, że ruda była jego kochanką, że nadal miała jakieś tam nadzieje. Dzięki temu była efektywniejsza, tak twierdził. On ten romans dawno zakończył i żadna siła nie sprawi, że kiedykolwiek ją jeszcze dotknie. Dla niego sprawa była jasna, umiał to rozdzielić. Dla niego Naomi była tylko kolejnym pionkiem, który ustawił w swojej grze, mającej na celu jego zyski. Bez niej jeszcze długo nie mógłby sobie pozwolić na olanie hotelu.
A Gabrielle nie potrafiła tego zrozumieć. Frustrowało go to coraz bardziej. Nie? Ona powiedziała nie? Nie potrafił się już zatrzymać, mówił wszystko co mu ślina na język przyniosła. Jak najbardziej przykre słowa, żeby jej tylko dojebać i dosrać jeszcze bardziej. Taki już był... bezwzględny Angelo.
Socjopata bez empatii.
Widział, że ją to bolało, ale nie przerwał. Nożem też rzucił tak blisko jak tylko potrafił bez robienia jej krzywdy, chociaż oczami wyobraźni widział jak ostrze przecina jej chociaż policzek, tak dla nauczki. Czemu więc nóż świsnął jedynie obok jej ucha, podrywając w górę kilka kosmyków? Bo mimo wszystko nie chciał jej skrzywdzić, choć bardzo chciał.
To skomplikowane.
Czy zrobił to specjalnie? I tak i nie. Wiedział, że Gabrielle i tak się obwini, z drugiej strony nie potrafił powstrzymać się przed manipulacją, a z trzeciej zaś, to zawsze była czyjaś wina. Nie jego. Angelo rzadko przyznawał się do błędów, a jeszcze rzadziej je po prostu widział. Czy teraz też był ślepy? Ten wybuch, ta erupcja emocji, gdyby ona nie nastąpiła, jego córka nie byłaby świadkiem scen, przed którymi próbował ją ustrzec. Jednak było to spowodowane wybuchem Gabrielle, który był pierwszy. Ona była pierwszym klockiem dzisiejszego domino. Tak właśnie twierdził. Teraz, gdy ją obserwował, zastanawiał się, czy dziewczyna kiedykolwiek nauczy się z nim rozmawiać, nauczy się wyrażać swoje zdanie i emocje w sposób, który obudzi w nim spokój, nie furię. Dzisiaj im się to udało, potrafili porozmawiać, otworzyć się przed sobą. Ale weszło kilka niewygodnych dla Gabrielle emocji, a nimi odpaliła słabe punkty Angelo.
Czy to się kiedyś skończy?
Słuchał jak mówi do niego jego słowami i westchnął ciężko, stając w końcu w miejscu. Ciemne spojrzenie gangstera wiodło za dłońmi nastolatki. Ubierała się, wychodziła? Zostawi go z tym samego? Muszę stąd wyjść, bo w tej chwili nie chcę nawet na ciebie patrzeć Rozbrzmiało mu w głowie. Zapaliła się czerwona lampka. Jej ton, jej słowa. Gabrielle... znosiła jego wybuch zupełnie inaczej niż kiedyś. Poczuł się jakby dostał zimną szmatą w pysk. Zmarszczył brwi i obserwował uważnie każdy ruch dziewczyny. Nie był w stanie już nic powiedzieć, po prostu patrzył jak idzie do garażu i znika za jego drzwiami. Tak wiele chciał powiedzieć. Nieprzyjemnych jak i miłych słów, może żeby na siebie uważała i nie odjeżdżała za daleko. Z jednej strony postąpiła rozsądnie, że wyszła, z drugiej, czy powinna teraz prowadzić? Zaczął opadać z emocji, myśleć nad tym co mówił i robił. Zerknął na sterczący w szafce nóż i podszedł do niego, wyciągając go jednym, pewnym ruchem. Spojrzał na odbicie swoich oczu w jego stali. Co ty jeszcze widzisz w tym skurwielu? Nie potrafił tego zrozumieć. Widział swoje spojrzenie, było niebezpieczne i nieobliczalne, jak ktoś mógł je kochać? Zaczynał obawiać się, że i ona spojrzy na niego tak, jak on siebie widział. Że w końcu różowe okulary na jej nosie pękną i ujrzy go dokładnie takim, jakim był. Dokładnie jak jego córka.
Odłożył nóż na miejsce i wziął głęboki wdech, musiał zajarać nim odwiedzi córkę. Emocje musiały opaść, dlatego sięgnął po blanta, którego odpalił na tarasie, by salon nie przeszedł zapachem trawki. To okazało się świetnym wyborem, bo jego ciało rozluźniło się, umysł odtaił, uspokoił się, nerwy ukoiły, pewne rzeczy ułożyły w głowie. Miał dla siebie chwilę, by to wszystko przemyśleć, zwalniając swój organizm naturalnym narkotykiem.
Idąc do pokoju Valentine nie czuł już złości. Nie czuł stresu, nie czul żadnych negatywnych emocji. Dzięki temu mógł porozmawiać z nią na spokojnie, zapewniając tym samym poczucie bezpieczeństwa. Choć dziewczynka na początku się go bała. Płakała, prosząc by nigdy jej tak nie zrobił, kiedy będzie na nią zły, bo wytłumaczył jej, że Gabi go rozwścieczyła, a on za bardzo się zdenerwował.
Widok bojącej się go córki łamał mu serce. Nigdy by jej nie skrzywdził... ale czy na pewno? Może Valentine miała rację i na nią też kiedyś się tak niepohamowanie wkurwi? Miał nadzieję, że nie. Tą rozmową uspokajał zarówno siebie jak i ją. Przyznał jej, że ma problem jak się zezłości i że ma to dużo wspólnego z tym, kim jest. Ale zapewniał, że bardzo ją kocha i nigdy nie skrzywdziłby jej, ani Gabrielle, o którą dziewczynka dziwnie się zmartwiła. Zapytała, gdzie jest i czy wróci, nawet zadała pytanie, czy się rozstali. Angelo próbował jej wszystko wytłumaczyć na tyle ile mógł, bo też chciał być z nią szczery. Przytulił ją w końcu, bo sama tego chciała, całując ją po głowie i po raz kolejny zapewniając, że jest przy nim bezpieczna.
Zmartwił go fakt, że się go bała. Miała go szanować, ale nie bać. Nie chciał jej tego robić. Była jego oczkiem w głowie, przecież miał ją inaczej wychować, być lepszym rodzicem...
Zaproponował jej kolację i grę w statki, bardzo ją lubiła. I inne planszówki, które weszły w końcu w ruch. Angelo próbował odwieść jej głowę od tego co się stało, ale i swoją przy okazji. Cały wieczór zerkał na telefon i lokalizację samochodu Gabrielle, jakby się upewniając, czy wszystko było w porządku. Tak, śledził ją, bo pomimo tego, że się pokłócili, bardzo się o nią martwił. Wyszła z domu po takich słowach, w takich emocjach, ostatnio spowodowała w tym stanie wypadek. Nie dzwonił do niej, dał jej czas. Napisał jej tylko jednego smsa chwilę po północy, kiedy Valentine w końcu padła, a on poszedł pod prysznic.
Ubrany w czarną piżamę z versace leżał rozjebany na kanapie w salonie z whisky, koksem żeby nie zasnąć (taki właśnie był czysty) i rozmyślał przy nikłym świetle i cicho lecącej Włoskiej muzyczce w tle o wszystkim tym co się stało. Co chwila zerkał tylko na lokalizację samochodu Gabrielle i jej telefonu, kiedy samochód zbyt długo stał w miejscu, żeby mieć tylko pewność, że jest bezpieczna.
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
To straszne, ale jego wybuchy złości i agresji przestały ją zaskakiwać, tak jakby naturalnie wpisały się w ich życie i mimo ostatnich tygodni względnego spokoju, bo przecież bywały między nimi drobne sprzeczki, ale nic na taką skalę jak tego wieczoru, uznała to za kompletnie nromalne. Sama złość i agresja to standard dołączony do oprogramowania Angelo Denaro i żadna łatka, żaden kod, żaden program antywirusowy tego nie naprawi, nie ważne jak bardzo dziewczyna będzie się starać, zostanie tak już do końca życia, to ją w ogóle już nie ruszało, jednakże co innego ją zaskakiwało. Angelo jest nieprzewidywalny jak pogoda, zależy, z której strony powieje wiatr tak on się zachowuje. Nigdy nie mogła mieć pewności, że któreś z jej zwyczajnych zachowań, nieprzemyślanych słów czy czynności, jakie wykonywała go zwyczajnie nie odpali, to się działo w randomowych momentach. Straszne jest musieć chodzić na palcach, zastanawiać się dziesięć razy nad wszystkim nim nastąpi, to poniekąd odbiera jej możliwość bycia sobą, ale sama zamknęła się w tej złotej klatce, sama osiadła na laurach i zrobiło jej się zbyt wygodnie. Miłość jest gorsza niż sraczka, nastręcza zdecydowanie więcej problemów, bo na biegunkę weźmiesz leki, a na to uczucie lekarstwa nie ma, chyba że.... samo się wypali, a prędzej czy później, jeśli ogień nie jest odpowiednio podsycany, do tego dochodzi.
U nich ognia nie brakowało, choć Gabrielle czasami wolałaby przykryć płomień szklaneczką i go zgasić, choć na chwilkę. Ona kocha emocje, uwielbia je. Adrenalina, niewiadoma — to coś, co ją napędza, dlatego tak bardzo kocha bycie spontaniczną i kompletnie zdezorganizowaną. Nuda ją wykańcza, na całe szczęście przy Angelo nie może na nią narzekać, tyle że każdemu czasem potrzebny jest oddech. Mieli go, a teraz znów musiało coś pierdolnąć, szkoda tylko, że w negatywny sposób, z którym ciężko było ot tak sobie poradzić. Dla niej sytuacja była jasna i klarowna, jeśli ona pracowałaby z Joe to Angelo czułby się dokładnie tak samo jak ona teraz i to porównanie wcale nie było żałosne tylko idealne w punkt, z tą różnicą, że mężczyzna nie zrobiłby jej afery, tylko pozbył się problemu po swojemu, czyli w podobny sposób jak uczynił to ze swoim wspólnikiem. Nie można tego nazwać inaczej jak bycie hipokrytą. Wytykanie błędów Angelo to poroniony pomysł, on tego nie znosi i nie potrafi radzić sobie z krytyką przekonany o swojej nieomylności, już zdążyła do tego przywyknąć i w wielu kwestiach nawet się nie odzywała, bo było to działanie bezsensowne i szkoda było na to energii, którą mogła spożytkować na coś innego. Nie było sensu już dłużej dyskutować, wszystkie słowa, jakie mogły dziś paść, padły. Było ich o kilka za dużo i znów pojawiło się cierpienie, choć tym razem nie fizyczne, smutek i żal. To się nigdy nie skończy, relacje między dwojgiem ludzi takie są i potrzeba wielu lat ciężkiej pracy nad odpowiednimi mechanizmami, żeby wszystko działało poprawnie.
Ucieczka z tej sytuacji wydała się Gabrielle najłatwiejszym rozwiązaniem tak samo jak wcześniej brak rozmów na niewygodne tematy, co też w pewnym stopniu było uciekaniem od prawdy, której słyszeć nie chciała, której się bała. Czy teraz już zawsze tak będzie? Jeśli jakiś schemat działa to ludzie się go trzymają, bo pozwala im przetrwać.
Wyjechała z garażu i z piskiem opon ruszyła przed siebie, nie do końca wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Najpierw pojechała do całodobowego marketu i kupiła sobie siatkę słodyczy i innych przekąsek i obrzydliwie słodkich napoi, po których bardziej chce się pić niż przed ich wlaniem w siebie. Gabi niestety ma tendencję do zajadania problemów i sytuacji stresowych, ale w skrajnych momentach apetyt jej odcina i nie jest w stanie przełknąć nic. To są dwa tryby przetrwania, gdy nie je, wiedz, że naprawdę jest potwornie źle. Z zapasami obrała kierunek na hotel z zamiarem wytargania z niego rudej małpy za kudły i powiedzeniem jej, że ma się tu więcej nie pokazywać, nawet już tam dojechała, tylko nie weszła do środka i jedynie wyobrażała sobie, że to robi. Nawet widziała jak ta bździągwa odjeżdża spod budynku swoim nowiutkim Lamborghini i przez myśl jej przeszło, że to pewnie samochód służbowy i miała ochotę jej go rozwalić. Mimo wszystko powstrzymała swoje mroczne zapędy, mówiąc sobie, że gówno dotknie a za człowieka pójdzie siedzieć. Pojechała więc na plażę, gdzie spędziła z dwie godziny na rozmyślaniach, płaczu, złości, rozpamiętywaniu wszystkiego, rozdrabnianiu na czynniki pierwsze. Zadręczała się jego słowami, oczywiście, że uznała, że ma rację, że to wszystko jej wina, że to przez nią Valentine musiała być tego świadkiem. Jej rodzice, będąc już po rozwodzie od kilku lat, i tak nie mieli skrupułów i się przy niej kłócili. Ostro, bez zahamowań, z tą różnicą, że Bruce nigdy w życiu na żadną kobietę ręki nie podniósł w żadnej sytuacji, ale tak... Gabrielle dokładnie pamięta, jakie to uczucie być świadkiem czegoś takiego, niestety odpaliły się jej przykre wspomnienia i obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli na to, żeby Valentine musiała oglądać ich w takich, a nie innych sytuacjach. Obrała sobie to za punkt honoru. Czuła się zmęczona, kompletnie wypompowana z energii do czegokolwiek, nawet z chęci do rozmowy. Odczytała SMS, ale nie odpisała, musiała sobie sama poradzić ze swoim bólem, jaki teraz czuła. Duma podpowiadała jej, że Angelo teraz nie uświadczy jej emocji, że nigdy już mu nie pokaże, że sobie z czymś nie radzi, zamknęła się na niego, wydawać by się mogło, że bezpowrotnie, ale wiemy jak jest — że ten stan rzeczy nie potrwa długo. Zjadła i wypiła wszystko, co kupiła, pojechała jeszcze powłóczyć się bez celu. Długo jeździła, to przynosiło jej spokój i pozwoliło się wyciszyć. Do domu dotarła jakoś chwilę przed piątą nad ranem, słońce już wstawało, ptaszki śpiewały. Wjechała do garażu, zaparkowała uważając, żeby lusterkiem nie zahaczyć o Astona, bo jeszcze tego by brakowało jakby dwa auta uszkodziła. Była praktycznie pewna, że Angelo smacznie śpi, prawdopodobnie tuląc Valentine, która pewnie by się bardzo cieszyła jakby Gabi nie wróciła... Tak jej dziwnie przeszło przez myśl, nie mając świadomości, że dziewczynka o nią pytała. Bardzo cicho weszła do domu, odłożyła kluczyki do koszyczka i zdjęła buty i dopiero kiedy na paluszkach zmierzała ku schodom zobaczyła rozwalonego na kanapie narzeczonego. Zerknęła na niego przelotnie i westchnęła.
Ale śmieszna piżamka...
- Z Valentine w porządku?- zapytała zmęczonym głosem i przetarła oczy, w których dosłownie czuła piasek.
- Jestem zmęczona, idę pod prysznic i spać, dobranoc.- mówiła bardzo spokojnie, choć z jakimś takim smutkiem, ale można to było zwalić na kark senności. Wspięła się po schodach i weszła do sypialni. Zwykle rozwalała ubrania gdzie popadło, ale teraz, żeby nie wkurzać Angelo, ułożyła je ładnie i położyła na pufie przy łóżku. Weszła pod prysznic, który trwał może ze dwie minuty tyle, co by się opłukać i wróciła do sypialni, gdzie naciągnęła na siebie koszulkę do spania i wsunęła się w miękką pościel, ale jej oczy jakoś nie chciały się zamknąć, gapiła się pusto w przestrzeń, czegoś jej brakowało, albo raczej kogoś, bo nie od dziś wiadomo, że bez Angelo nie umiała już zasnąć, a jeśli już to przychodziło jej to z ogromnym trudem. Nawet teraz kiedy było jej tak przykro i była na niego zła, to jej go brakowało jako przytulanki do spania. Skomplikowane!
Zrobiła sobie takie: humpfff.... Niezadowolona i poniekąd zła na siebie, że doprowadziła do aż tak silnego uzależnienia. Będzie musiała nad tym popracować, tylko że wcale nie chciała!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Przyglądał się jej ruchom i zaniepokoił się, gdy podjechała pod hotel. Domyślał się po co i już nawet był w gotowości, trzymając kluczyki w dłoni, ale nie wysiadła z auta. Może zmądrzała? Ulżyło mu, gdy ruszyła w drugą stronę, może opadły jej już emocje? Taką miał nadzieję, że choć raz postąpi rozsądnie. On był już spokojniejszy, sprawa z córką szybko sprowadziła go na ziemie. Jednak kiedy został sam, znowu zaczął myśleć. Jego myśli nie były aż tak analityczne w stosunku do tego kto zawinił jak u Gabi. On rozważał inne kwestie - czy oni na pewno byli dla siebie? Po raz kolejny zaczynał mieć wątpliwości, że to dla dziewczyny bezpieczne, wręcz był pewien, że któregoś dnia stanie się coś, czego srogo Angelo pożałuje. Nie chciał się tak wkurwiać.
Odpalił papierosa, co robił niezwykle rzadko.
Wpatrzony w naciągany w kolorze czarnym sufit widział swoją twarz przysłoniętą dymem papierosowym. Kogo tam widział? Gangstera, którego życie kręci się wokół śmierci. Jego cele były jasne i zawsze wydawało mu się, że nie ma w nich miejsca na uczucia i sprawy tak błahe jak związki. Związki generowały problemy i teraz tylko utwierdzał się w tym fakcie.
A problemów to on już miał wystarczająco...
Gabrielle. Nikt go tak nie wyprowadzał z równowagi jak nastolatka. Poniekąd tęsknił za tymi emocjami i poczuł gdzieś wewnętrznie ulgę, że dał im upust, ale jakim kosztem? Dziury nie tylko w nowiutkiej szafce kuchennej, ale też kolejnym uszczerbku na sercu nastolatki. Zdawał sobie sprawę, że znów ją dzisiaj skrzywdził. Swoim zachowaniem, słowami. Nadal jednak uważał, że nie powinna była się ta na niego unosić. Nie zrobił nic złego i w cale nie ukrywał awansu Naomi. Co ona myślała, ze kto dostał po niej to stanowisko? Od razu było głośno mówione, że ruda zacierała na nie rączki i była jedyną kandydatką, którą Ares uznał za kompetentną. I nie pomylił się, bo kobieta sprawdzała się perfekcyjnie. Ufał jej, bo była podobna do niego. Wiedział, że go nie zawiedzie i że jej motywacja to hajs, a dał go jej sporo, żeby jak najmniej obowiązków zostawić samemu sobie. Będzie ją doglądał i sprawdzał i nawet na myśli nie miał jej zwalniać. Ona, albo ja, przypomniały mu się słowa Gabrielle. Prychnął i zgasił papierosa. Usiadł, uraczył się kolejną kreską i kolejnym łykiem trunku.
- Nikt mi nie będzie stawiał warunków... - Rzucił sam do siebie, sięgając po raz kolejny po telefon. Na tapecie miał zdjęcie Gabrielle, na które spojrzał chwilę dłużej. Uśmiechała się na nim radośnie, nago zawinięta w czarną pościel, lekko rozczochrana, bez makijażu. Zrobił jej to zdjęcie któregoś poranka. Tak ładnie się na nim przeciągała, otulona pomarańczowym światłem... - Nawet ty Kwiatuszku. - Dodał już ciszej. Kompromisy, tak? Jak to było? Jednak były kwestie, szczególnie te zawodowe, w których nigdy ich z nią nie znajdzie. W życiu prywatnym próbował się tego nauczyć, ale Angelo miał jasne podejście do Nostry i swoich biznesów - on to tworzył i on będzie decydował. Koniec.
Zadzwonił do brata. Nie dzwonili do siebie zbyt często, ze względu na bezpieczeństwo, ale ich informatyk i jego aplikacja sprawdzała się od ostatniego pół roku wyśmienicie. Tak, czy inaczej nie ryzykowali i połączenia na Sycylie wykonywane były tylko w ważnych sprawach, z pewnym limitem czasowym i ilościowym. To nie była sprawa nagląca, jednak Angelo poczuł potrzebę wysłuchania mądrości Marcello. On zawsze wiedział, co powiedzieć. Zdziwił się, że jego młodszy brat dzwoni tak nagle w środku dnia, bez konkretnej przyczyny i chyba pierwszy raz od wielu wielu lat porozmawiali tak... normalnie. Nie o biznesach, nie o Nostrze, nie o problemach do rozwiązania, a jak brat z bratem. Ta rozmowa bardzo mu pomogła, nawet nie wiedział jak bardzo jej potrzebował. Nigdy nie było przy nim ojca, nie wiedział jak to jest zwracać się do kogokolwiek ze swoimi problemami, w końcu należało je po prostu rozwiązywać. Chyba Gabrielle nauczyła go więcej, niż zauważał. Wiele zmieniła w jego życiu i spojrzeniu, w uczuciach, jego samego. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
Zrobiło mu się tak jakoś... lżej.
Nawet nie zauważył kiedy zaczęło robić się jasno. Nie usłyszał drzwi garażowych, wjeżdżającego samochodu i otwieranych do dom drzwi. Pogrążony w rozmyślaniach słuchał muzyki, przestając nawet zerkać na GPS. Dopiero dobrze znany mu głos wyrwał go z tego dziwnego stanu, a wielkie cielsko Angelo dźwignęło się do siadu. Jego ciemne, szerokie źrenice wbiły się w zmęczoną twarz narzeczonej.
- Tak.- Odparł krótko, zastanawiając się co więcej ma powiedzieć. Chyba próbował ją wyczuć. Nie wyglądała na złą. Bardziej właśnie na zmęczoną, może lekko zrezygnowaną, smutną i na pewno spokojną.
Nie chciała z nim teraz rozmawiać. Nawet jej nie odpowiedział. Westchnął cicho, gdy wchodziła po schodach i zaczął zbierać ze stolika koks. Schował go, żeby córka rano go nie znalazła i schował też alkohol, dopijając ze szklanki trunek. Myślał. Wydawało mu się, że chciała być sama, dlatego po chwili zastanowienia ruszył do jednej z sypialni gościnnych, patrząc chwilę na idealnie zaścielone łóżko.
- Nie no kurwa bez sensu. - Stwierdził po chwili wgapiania się w pościel i ruszył do głównej sypialni, wchodząc do niej dość cicho. Myślał, że zasnęła, leżała do niego tyłem. Podszedł do przeszklonej ściany i na panelu wcisnął odpowiednią funkcję, by zasłony zjechały się do środka. Towarzyszył temu cichy dźwięk, ale pewien był, że nie obudzi to Gabrielle. Ona jak spała, to mógłby kończyć się świat, a ona przekręciłaby się na drugi bok.
W pomieszczeniu zapanował półmrok. Angelo odwrócił się i wtedy ich spojrzenia się spotkały. Nie spała. Kątem oka dostrzegł jaką miała na sobie koszulkę i wiedział co to za koszulka... Poczuł przyjemny dreszcz. Nie ma na sobie majtek... stwierdził optymistycznie, zsuwając sobie z ramion koszulę. Opadła na podłogę z cichym szelestem, a on nie odrywał spojrzenia od błękitnych tęczówek narzeczonej. Sięgnął do wiązania spodni, które od razu poszły w ślady koszuli, sunąć się z bioder mężczyzny na miękki, puchaty dywan...
18+
Spoiler
Milczał, a jego męskość wisiała luźno między lekko rozstawionymi nogami. W pomieszczeniu zrobiło się jakby duszniej, a ciszę przedzierała szumiąca w uszach krew gangstera. Poczuł wypełniające go podniecenie, które owocowało w twardniejącym kutasie. Zrobił krok i kolejny, powoli, jakby Gabrielle była jego ofiarą, a on groźnym drapieżnikiem, który próbuje jej nie spłoszyć.
Chwycił za pościel, którą niespiesznie zsuwał po jej drobnym ciele. Odsłonił napis na koszulce i jej nagie, długie nogi. Przesunął po nich spojrzeniem, układając prawe kolano na materacu. I lewe, po obu stronach Gabrielle. Dłonie oparł po obu stronach jej głowy i patrzył jej intensywnie w oczy, świdrując ją ciemnym spojrzeniem. Nisko, czuł jej oddech na swoich ustach. Jego prawa dłoń wylądowała na gorącym udzie dziewczyny, sunąc się po nim pod miękki materiał koszulki.
- Tak właśnie myślałem. - Jego zachrypnięty, ściszony głos przerwał ciszę, w momencie, w którym jego szorstkie palce napotkały obnażoną kobiecość nastolatki. Delikatnie przesunął palcem po jej łechtaczce, bardzo niespiesznie wsuwając dwa kolejne w jej ciepłe wnętrze.
- Ciii... Bądź już grzeczną dziewczynką. - Przestał się w nią wsuwać tak szybko jak wydała z siebie pierwszy dźwięk. Cofnął dłoń, która wylądowała prosto na ustach dziewczyny, uniemożliwiając jej mówienie. W tym samym momencie wchodząc w nią mocnym, pewnym ruchem do samego końca. Wypełnił ją sobą przyjemnie, wypuszczając z płuc całe powietrze. Przymknął z przyjemności powieki i biorąc wdech, zaczął ją pieprzyć. Jego palce wciskały się dość silnie w jej policzek, podczas gdy biodra bezlitośnie nacierały na jej drobne ciało. Spojrzenie Angelo płonęło pożądaniem i dzikością, w końcu kurwa... poczuł spełnienie, na które czekał cały dzień... i noc.
Pieprzył ją tak, jak lubił najbardziej. Mocno i dziko, powarkując cicho, sapiąc i dysząc wprost w swoją dłoń. Był blisko oczu Gabrielle, nie pozwalając jej oderwać od siebie wzroku. Oparł się czołem o jej czoło, wpadając w namiętną furię. Było mu cudownie przyjemnie, czując gorąc jej wspaniałej cipki na swojej pulsującej męskości. Puchł jak gąbka w jej sokach, tracąc zdolność słyszenia. Krew tak mocno szumiała mu w uszach, odpłynął gdzieś daleko, choć przecież widział jej oczy. Oderwał się od rzeczywistości, dryfując gdzieś w krainie dzikiej rządzy i rozkoszy, zapominając o wszystkim co złe. Emocje wirowały w jego głowie, dając swój upust w ruchach bioder, tak silnych, że czuł jak wbijają się w niego wystające kości kochanki. Niemal łzy napływały mu do oczu z tej przyjemności, kiedy czuł jak powoli zaczyna dochodzić. Zalał ją swoją spermą obficie, dochodząc dziko i intensywnie, inicjując krzyk, który stłumił wgryzająca się w swoją dłoń. Jego ciało drżało, raz i po raz kolejny, z intensywności tych doznań. W końcu przestał się poruszać, ale nie wyszedł z niej. Wyciągnął zęby z dłoni, która lekko krwawiła i ponownie oparł się czołem o jej, próbując wyrównać oddech. Usta Gabrielle zostały niespiesznie uwolnione, mogła poczuć na nich oddech partnera, jak i jego lekko poruszające się wargi.
- Teraz... możesz iść spać. - Wysapał cicho, wychodząc z jej niemożliwie mokrej cipki. Posłał jej długie, ciemne spojrzenie, opadając na materac obok. Przekręcił ją do siebie tyłem i przysunął jak najbliżej siebie jak tylko mógł, wlepiając jej drobne ciało w swoje cielsko. Zarzucił na nich kołdrę, wsuwając usta i nos za zagłębienie ucha Gabrielle. Pocałował jej skórę, wdychając jej zapach. Był w tym miejscu tak cholernie intensywny...
- Kocham cię Kwiatuszku. - Szepnął, zamykając oczy. Była to jedna z jego form mówienie cichego "przepraszam".
rozbrykany dingo
Twój koszmar
brak multikont
Królowa życia — śpiąca na pieniądzach
19 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Każde z nich miało swoje przemyślenia, które mocno kręciły się dookoła wątpliwości. Ona też zastanawiała się przecież czy to wszystko ma sens, ile jeszcze wytrzyma, kiedy zupełnie pęknie i mimo miłości powie dość. Problem polega na tym, że Gabrielle nie była w stanie nawet sobie wyobrazić tego, jak jej życie mogłoby wyglądać u boku kogoś innego, bo mimo tych wszystkich okropności to między nimi było więcej dobrych rzeczy niż złych. Każdy jego pocałunek, każde spojrzenie, każdy automatyczny gest, który wyrażał troskę skierowaną w jej stronę przesłaniał po tysiąckroć jego wybuchy złości, agresji, przykre słowa, nie mówiąc już o tych wszystkich EPICKICH i romantycznych aspektach jego osobowości. Kiedyś to wszystko było w jego wykonaniu wyuczone, było grą pozorów, by osiągnąć cel, a teraz robił to, bo chciał, by ona była szczęśliwa, bo wiedział jak bardzo romantyczną i delikatną ma duszę i jej uśmiech sprawiał, że i on w ten swój pokręcony sposób jest szczęśliwy.
Oczywiście, że nie raz i nie dwa miała ochotę spakować walizki i nie wrócić, albo nawet niczego ze sobą nie zabierać i zwyczajnie zniknąć, ale ilekroć o tym myślała przed oczami stawała jej jego twarz, jego spojrzenie i przepadała bez pamięci. Nikt nigdy nie patrzył na nią tak jak on, widziała tę miłość w jego oczach, odczuwała ją na własnej skórze każdego dnia w najdrobniejszych detalach, które pozornie w ogóle nie mają znaczenia, a tak naprawdę są kwintesencją bycia dla kogoś najważniejszą osobą na świecie.
Miłość jest ślepa, niestety klapki na oczach przesłaniają wszystko. Czy one kiedyś opadną? Czy przestanie tolerować jego wybuchy? A może wreszcie opanuje swój temperament i nauczy się większego spokoju, tym samym odbierając ich związkowi dużą część ognia, jaką zawdzięczają temu, jacy oboje są?
Ciężko jest znaleźć balans, kiedy wiecznie jest się na naprawdę wysokich emocjach, które podlewane są nieustannie oliwą, żeby ognisko płonęło i świeciło wszystkimi możliwymi kolorami od lekkiego odcienia żółci, przez pomarańcz, czerwień, aż po oślepiającą, jasną biel.
To nie jest tak, że są dla siebie tylko i wyłącznie destrukcyjni, bo gdzie jest destrukcja jest też odbudowa, transformacja, zmiana, a przez ostatni rok oboje naprawdę przeszli od fazy gąsienicy do motyla. Rozkwitli przy sobie, stali się silniejsi, bardziej dojrzali, ale praca jeszcze się nie skończyła i długo nie skończy. Oby, bo jeśli nadejdzie taki dzień, w którym któreś czegoś nie odwali to umrą przy sobie z nudów i dopiero wtedy się rozstaną, a nie po to Gabi odczarowywała pierścionek, żeby nie być z tym okropnym wrzodem na dupie. Z nim źle, bez niego jeszcze gorzej, już miała tego próbkę i to nawet nie jeden raz.
Dziwnie jest tak bardzo potrzebować kogoś, kto kilka godzin temu bardzo mocno cię zranił... Gabi była pewna, że Angelo do niej nie przyjdzie, że nadal jest wściekły, że wciąż obwinia ją za to co się stało. Poniekąd miał rację, bo niepotrzebnie tak wybuchła, ale ta ruda wzbudzała w niej tak skrajne emocje, że nie była w stanie ich powstrzymać. Ona sama się obwiniała więc on nie musiał, ta dziewczyna jak nikt inny umie uprawiać samobiczowanie.
Poruszyła się lekko, słysząc jak niemal bezszelestnie wchodzi do sypialni i dla komfortu obojga przyciemnia im sypialnię, o czym Gabrielle nawet nie pomyślała. Spałaby w takiej zalanej porannym słońcu i w ogóle by jej to nie ruszało. No i o tym właśnie mówię — drobne gesty składające się na perfekcyjnie nieperfekcyjną całość.
Obserwowała go jakby z ukrycia, jakby była przyczajoną w krzakach sarenką, mającą nadzieję, że zły wilk jej nie wypatrzy i nie pożre, tylko że ta sarenka chciała być zjedzona i to wilk nauczył ją tego pragnienia...
Spoiler
Nie poruszyła się nawet o milimetr, choć miała ochotę unieść się na rękach, żeby mieć lepszy widok, bo wedle jej uznania nie było piękniejszego człowieka na tej popapranej planecie. Dbał o siebie, ćwiczył, rzeźbił się, co wymagało wielu wyrzeczeń i poświęceń i ona go za to podziwiała, bo jej kariera na siłowni kończyła się jedynie na dobrych chęciach i szybko olewała temat. Słomiany zapał ot co, przy pierwszych trudnościach zawija manatki i tyle ją widać. Wstrzymała oddech obserwując jak koszula opada na ziemię, a później w ślad za nią poszły spodnie od piżamy. Badała jego ciało uważnym spojrzeniem i bardzo ostrożnie, cicho zaczęła wypuszczać powietrze z płuc, tak jakby chciała sprawić, że drapieżca jej nie zauważy i pozostanie bezpieczna w swoich zaroślach. Zrobiło jej się gorąco, poczuła jak policzki robią się cieplejsze, jak tętno przyspiesza. Puls dudnił w uszach, oddech się spłycił, napięcie rosło z każdą sekundą, zupełnie jak pokaźny kutas narzeczonego. Mechanizm stawania penisa i powiększania jego rozmiarów zawsze dla Gabi będzie czymś fascynującym i ekscytującym za jednym zamachem. Nie mrugała, żeby nie przeoczyć żadnego jego ruchu, Angelo, nie kutasa, rzecz jasna.
Przełknęła ślinę, bo zaschło jej w ustach, czuła tę podniecającą nutkę niebezpieczeństwa i jej wewnętrzne "ja" klaskało w dłonie i podskakiwało z radości. Rozpoczęło się igranie ze zmysłami blondynki, jedwabna pościel przyjemnie łaskotała skórę, drażniąc ją, sprawiając, że pojawiły się na niej drobne wypustki.
Poczuła, jak materac ugiął się pod jego ciężarem i dopiero wtedy niespiesznie przekręciła się na plecy, nie odrywając od niego spojrzenia, pełnego lekkiego strachu, podniecenia i wesołych kurwików, krzyczących: DO IT NOW! Nie musiała nawet wypowiedzieć pół słowa, życzenie samo się spełniło, wpiła palce w prześcieradło i lekko zesztywniała w oczekiwaniu. Wędrówka jego dłoni po udzie wydawała się trwać w nieskończoność, a w głowie pojawiła się myśl....
Taki chuj... Nie dostaniesz mnie tak łatwo, musisz się postarać. A.... wcale nie.- nawet zacisnęła uda, żeby jego ręka miała utrudniony dostęp, ale z ostatnimi słowami swoich myśli lekko rozchyliła uda i wtedy przeszył ją dreszcz, potrzebowała tego, potrzebowała jego, bardzo. Odchyliła głowę do tyłu i jęknęła cicho, niecierpliwie wręcz. On był tak blisko, a zarazem tak daleko! Jedna z dłoni blondynki wylądowała na jego biodrze, wpijając w jego skórę paznokcie bardzo boleśnie.
Nim się obejrzała, nim była w stanie coś powiedzieć on już zatykał jej usta dłonią, już się w nią wbił, co zaowocowało zduszonym krzykiem, źrenice się rozszerzyły, tętno wywaliło w kosmos, słodki ból rozdzierał wnętrze, nie była na to gotowa, to znaczy była, ale nie była, bo poślizg miał idealny. Nie dał jej szansy się przyzwyczaić tylko rozpoczął dziki rajd, a ona nie protestowała, dołączyła do niego, szeroko rozsuwając nogi unosząc jego biodra, a jej ręce błądziły po jego ciele zachłannie i nie szczędziła mu tym razem swoich paznokci, które wpijała wszędzie gdzie dosięgała, pozostawiając na skórze mężczyzny wyraźne ślady, choć nie takie, jakie by chciał, bo krwi nie uświadczył. Nie mogła opanować "krzyków", które zagłuszała jego ręka. Raz na jakiś czas przy mocniejszych pchnięciach zamykała na chwilę oczy, to było tak intensywne i obezwładniające doznanie, że powoli zaczynała zapominać jak się nazywa, oboje lubili taki dziki pęd, tę adrenalinę, jej smak i zapach, który teraz wypełniał całe pomieszczenie. Oplotła go mocno udami w momencie, w którym tak mocno dochodził, widziała jak wgryza się we własną dłoń, kochała jego pomruki i warknięcia, krople potu sunące po ciele, tak majestatycznie spływające po tych skalistych mięśniach. Ona nie doszła, to było dla niej trochę za krótko i było za mało gry wstępnej, ale było jej dobrze! Udany stosunek nie zawsze musi zakończyć się orgazmem, nie to jest najważniejsze. Krew krążyła szybciej, ciało się dotleniało, emocje opadały i to wystarczy.
Chciała skraść mu pocałunek, gdy wszystko ustało i poczuła, że oboje się uspokajają, ale on powiedział coś, co lekko ją skonsternowało i rozluźniła uścisk ud na jego biodrach, jakoby go wypuszczając. Nie lubiła być traktowana jak obiekt do spuszczenia pary. Spodziewała się, że kapnie obok, odwróci się dupą i pójdzie spać, nie była przez to w stanie wypowiedzieć nawet pół słowa, ale stało się coś zupełnie innego, poczuła jak wciska ją w swoje ciało, jak silnie ją obejmuje, jak wtula twarz w jej lekko wilgotne od potu włosy i te jego słowa... No jak miała być na niego zła? Jej mięciutkie serduszko momentalnie złagodniało i już się nie wkurwiała, tylko wcisnęła tyłeczek w jego cielsko, pokręciła nim chwilkę nim znalazła odpowiednią pozycję, wzięła jego dłoń i ułożyła na swojej piersi, głowę przekręciła lekko w bok i uśmiechała się sama do siebie jak ostatnia kretynka.
- Utknąłeś ze mną na zawsze...- mruknęła już mało wyraźnie.
Boże jak ona kochała czuć go przy sobie! W sobie, przy sobie, na sobie, wszędzie byle jak najbliżej. Zamknęła oczy i bardzo szybko odpłynęła w krainę snów, kompletnie wykończona, głównie emocjonalnie.


Ares Kennedy

zt x 2
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ