Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Moja teoria jest jeszcze bardziej szalona – przyznała wciąż rozglądając się na boki. Nie była pewna, czy należało dzielić się myślami z bratem, który mógł mieć rację. Dziewczynka mogła zostać porwana wczoraj i była przetrzymywana w kamperze, który dopiero dzisiaj opuścił miejsce w specjalnej strefie. To świadczyłoby o pewności siebie porywacza, jak to że stał w miejscu, w którym były prowadzone rejestry obozowiczów. A może to jednak była głupota? – Pies wyczuwa zakopane w worku zwłoki. Dziewczynka w kamperze to pikuś dla ich nosów. – Stąd jej wielki szacunek do psiaków, bo miały zmysł jak mało kto. – Rzecz w tym.. nie.. to na pewno głupie.. – Pokiwała głową na boki, ale szybko złapała wzrok brata, którym wyraźnie prosił aby podzieliła się swymi spostrzeżeniami. – Nie jestem już taka pewna, czy została porwana wczoraj. – Co brzmiało dwojako, jakby ktoś przetrzymywał dziewczynkę blisko domu, a potem dopiero ją przeniósł albo.. w ogóle nie doszło do porwania. Tylko w takim razie skąd się wzięła linia zapachowa i gdzie była Mary Beth?
Nie. Eve wątpiła w tę teorie. To szaleństwo.
Kucnęła i słuchając szeryfa pogłaskała Jello, która trzymała w pysku ulubioną zabawkę będącą również nagrodą za dobrą robotę. Wprawdzie nie znalazła celu, ale wskazała jeden z punktów, w którym mogła się znajdować dziewczynka, dlatego zasłużyła na zapłatę.
- Jadąc tu nie zauważyłam żadnych plakatów na słupach.
- Bo nie ma takiej potrzeby. To mała miejscowość. Wszyscy wiedzą co się stało.
- A co z przejezdnymi? Oni też mogli coś widzieć. – Ale nie dowiedzą się o zaginięciu, bo nie było żadnych plakatów obwieszających ów zdarzenie.
- Zapewniam panią, że panujemy nad sytuacją. Zresztą, rodzice dziewczynki nie mieli do tego głowy.
Jakim cudem rodzic nie miał głowy do zrobienia wszystkiego, żeby odnaleźć swoje dziecko? Eve wstała na równe nogi i znów wymieniła spojrzenia z bratem. Dobrze pamiętała każdy dzień od chwili zaginięcia Isabelli aż do odnalezienia jej ciała. Żadne z nich nie siedziało na dupach tylko robili wszystko co mogli. Eve razem z bratem chodzili po miasteczku i roznosili plakaty ze zdjęciem siostry, pytali każdego w kawiarni lub barze czy ją widzieli i chodzili po placach zabaw nękając dzieci (bo te też mogły być źródłem informacji). Robili wszystko aby odnaleźć Isabelle. Czy to możliwe, że ktoś naprawdę mógłby „nie mieć do tego głowy”?
- Szeryfie! – Młody policjant, cały podekscytowany, biegł w ich kierunku. – To Jimmy! Jimmy Paterson tu stał.
- Kurwa! Racja! – Szeryf podrapał się z tyłu głowy, jakby dopiero teraz zaczął analizować miejsce, które było stałym punktem pobytu niejakiego Patersona. – Gdzie on mógł się podziać?
- Właściciel terenu mówi, że pewnie pojechał umyć kamper. Jak co miesiąc.
Paxton raz jeszcze popatrzyła na Jeremy’ego. Czy oni naprawdę mówili o facecie, który najwyraźniej regularnie zatrzymywał się w tym samym miejscu i co miesiąc mył kampera? Serio mówili o kimś, kogo znali? I niby ten ktoś – znany przez wszystkich w małej miejscowości – zaryzykował porywając dziewczynkę?
- Ten kutafon od zawsze był podejrzany, ale nigdy nic na niego nie mieliśmy. Parszywiec oglądał się za kobietami i ślinił się jak Reksio na szynkę. Bywał w areszcie za małe przewinienia, ale żeby porwanie.. co temu draniowi skoczyło do głowy? – Szeryf z niedowierzaniem aż splunął na trawnik. W tym samym momencie Eve miała nadzieję, że Jeremy nie był jednym z tych typów, co plują pod siebie. – Mike, ściągnij chłopaków i go znajdźcie! – Rozkazał policjantowi na co ten jedynie kiwnął głową i pognał z powrotem do biura posesji. Radiowozy mieli daleko, więc szybciej będzie stąd zadzwonić na komisariat stawiając wszystkich na nogi.
- Czy ten cały Jimmy dużo podróżował? – dopytywała.
- Często znikał. Czasami z kamperem a czasami go zostawiał i sam wyjeżdżał.
- Pochodzi stąd?
- Prawdopodobnie. Ciężko powiedzieć. To jeden z tych typów, których jak widzisz to wiesz, że od zawsze tu byli. Rozumie pani?
Chyba tak. Albo nie. Nie, nie rozumiała. Jak szeryf mógł nie wiedzieć, czy jeden z jego mieszkańców urodził się właśnie tu?
- Lepiej wracajmy do aut. Pańscy ludzie dadzą znak, jeśli go znajdą?
- Oczywiście. – Kiwnął głową i ręką wskazał im kierunek. Nieco przyjemniejszą drogą od tej, którą przyszli.
Paxton nie wiedziała, jak miała się czuć. Powinna być podekscytowana, ale zachowała dystans z obawy, że to jednak nie to. Że to byłoby za łatwe tak po prostu złapać gościa, który był stałym bywalcem tych stron.
Czy ich[ porywacz naprawdę byłby aż tak głupi, żeby zabierać dziecko na swoim podwórku? Może nie wytrzymał? Może rządza okazała się silniejsza?
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy musiał przyznać, że teoria Eve w pierwszej chwili faktycznie brzmiała jak szaleństwo. W drugiej i trzeciej też. Nie sklejała się ona ani z ustaleniami poczynionymi do tej pory przez policję, ani ze zdrowym rozsądkiem. Ale mimo to Jer zadokował ją, nie starając się też wybić jej Eve z głowy. W sprawie było zbyt wiele luk i niewiadomych, aby absolutnie wykluczyć jakąkolwiek wersję wydarzeń.
Podobnie jak Eve nie wierzył w to, że rodzice aż tak bardzo ufali miejscowej policji, że migiem odnajdą Mary Beth, że sami postanowili czekać z założonymi rękami, nie podejmując żadnych prób odszukania córki. Było to dla niego kompletnie nieracjonalne, ale nie był odpowiednią osobą do wypytywania o takie rzeczy Oswaldów.
Jeremy pokręcił przecząco głową, kiedy Eve zerknęła na niego po tym, jak gliniarze wspomnieli o myciu kampera. Nie wierzył, że ktokolwiek o ilorazie inteligencji większym niż 10 srałby w ten sposób do własnego gniazda. Skoro Paterson był już dobrze znany policji, tym bardziej postarałby się w jakikolwiek sposób zatrzeć za sobą ślady czy zmylić policyjny pościg. Mieli jego odciski palców, nazwisko, numery rejestracyjne auta.
– I co myślisz? – spytał Eve, kiedy ponownie na chwilę udało im się zostać we dwójkę. Szli kilkanaście kroków za szeryfem, który aż palił się z podekscytowania, że znaleźli sprawcę. Jeremy aż pokiwał z niedowierzaniem głową. – Facet już go zakuł w kajdanki i wydał wyrok, a nawet go jeszcze nie dorwał – prychnął z lekką pogardą. Aczkolwiek był stanie minimalnie postawić się w jego sytuacji. W takich miasteczkach jak Karumba takie rzeczy nie działy się często. Nie mieli odpowiednio wyszkolonych ludzi, nie mieli doświadczenia w sprawach porwań. Nic więc dziwnego, ze poszli za pierwszym tropem, który wskazywał na potencjalne powiązanie pomiędzy Patersonem a zaginięciem małej Oswald. – Ale to nie on – dodał pewnie po chwili. – Skoro facet jest mobilny i naprawdę przyszłaby mu do głowy żądza porwania kilkuletniej dziewczynki, nie urządziłby sobie polowania dosłownie za płotem. Nie kupuję tego – oznajmił. – Poza tym co ma ślinienie się na widok kobiet do porwania kilkulatki? Może jest starym zbereźnikiem, ale to nie czyni z niego automatycznie przestępcy – dodał, prawdopodobnie ubierając w słowa również to, co myślała teraz Eve. Po raz pierwszy współpracowali ze sobą w taki sposób, a mimo to Jeremy czuł, że mieli pewnego rodzaju mind connection. Widział to w spojrzeniach, które sobie wzajemnie rzucali. - Wątpię też, że to nasz skurwiel. Nie sądzę, żeby jeździł po świecie i zabijał dziewczynki, a potem wracał sobie na pole kempingowe i żył jako Jimmy Paterson. Nie zachowałby się tak. To nie on – dodał pewniej, bo mimo, że nigdy nie spotkał ich skurwiela, to czuł się tak, jakby dobrze go już znał. Znał jego przyzwyczajenia, sposób działania, myślenia. Był przekonany, że gdyby to był ten człowiek, od razu niemal wyczułby go jak pies myśliwski swoja zwierzynę.
– Szeryfie, czy moglibyśmy jeszcze przez chwilę pokręcić się po podwórku? – rzucił, kiedy znaleźli się ponownie przed domem Oswaldów. Wiedział, że wszyscy – łącznie z psami – byli już wykończeniu dzisiejszym dniem, ale mimo to chciał jeszcze raz rzucić okiem na puste już podwórko.
Szeryf westchnął przeciągle. Dla niego sprawa była już niemal rozwiązana i zakończona. Wystarczyło tylko czekać na sygnał od jego chłopaków. – Dobra, ale już niczego nie dotykajcie ani nie przestawiajcie. Techniczni jeszcze tu wrócą, będziemy musieli zebrać więcej odcisków, żeby mieć więcej dowodów w sądzie. Z tego ten skurwiel się już nie wywinie – rzucił w odpowiedzi, po czym oparł się o swój radiowóz i zapalił papierosa, rozkoszując się każdym dymkiem.
– Opowiesz mi coś więcej o swojej szalonej teorii? – spytał siostry, kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od szeryfa i innych ciekawskich uszu.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Coś ją kuło między żebrami. Niewidzialna drzazga wbiła się tam i nie dawała spokoju jednocześnie mącąc w głowie Paxton, która jeszcze nie potrafiła połączyć pewnych kropek. Czuła, że odpowiedź była bardzo blisko, mieli ją przed oczami i zarazem – do cholery – nie wiedzieli co to. Przynajmniej ona nie wiedziała, chociaż czuła, że wie.. tak, miała poczucie, że zna prawdę, a jednak nie potrafiła jej wyrazić. Sięgnąć do głębi tego irracjonalnego przekonania i wyciągnąć na wierzch. Nie umiała tego nazwać albo umysł nie chciał uznać tego za prawdę, jakby obawiał się, że to mocno zaboli. Eve czuła się podobnie, kiedy wracała pamięcią do wybuchu w Uruzgan. Kiedyś te myśli nękały ją w snach i na jawie, ale teraz umysł blokował się i nie pozwalał jej sobie przypomnieć wiedząc z jak wielkim bólem to się wiązało.
Tak, to było to samo uczucie.
Z tym dziwnym uczuciem słuchała brata rzucając mu krótkie spojrzenia na znak, że zgadzała się z jego słowami.
- To nie on – powtórzyła nawet nie starając się ukryć rozczarowania. Przyjechali tu w konkretnym celu i choć znalezienie Mary Beth było priorytetem to miło byłoby wreszcie trafić na coś, co sprawiłoby, że będą o krok bliżej zamknięcia ich osobistego koszmaru.
W milczeniu i zamyśleniu obserwowała szeryfa oraz brata proszącego o parę dodatkowych chwil. Odwróciła się w stronę frontu domu i dostrzegła w oknie kobietę, która jak sądziła była matką Mary Beth. Kiedy natrafiła na jej spojrzenie tamta szybko umknęła, choć wydawało się, że raczej ktoś ją zawołał. Zapewne mąż.
- Zgadzam się ze wszystkim co powiedziałeś – odezwała się nazbyt metodycznie, jakby nagle przeszła w tryb wojskowego, którym dawno nie była. Gdy to wyczuła od razu potrząsnęła głową pozbywając się tej niedorzecznej maniery. – Gość musiałby mieć porządne upośledzenie umysłowe, żeby postąpić tak głupio. – To jedyne wyjaśnienie, które by przyjęła zwłaszcza jeśli okaże się, że Paterson naprawdę teraz sobie spokojnie czyścił kampera na myjni.
Znów spojrzała w stronę domu, a potem na brata w sposób, jakby prosiła go aby powiedział, że jednak oszalała. Że jej teoria nie miała sensu.
- Sądzę – Bo to były tylko przypuszczenia. – że doszło do nieszczęśliwego wypadku. W jakiś okolicznościach umarła w domu albo na podwórku i.. kiedy rodzice – Albo jeden z nich. – dowiedzieli się o naszym przyjeździe to wzięli rzeczy dziewczynki, wyznaczyli ścieżkę i podrzucili do kampera Patersona. – Zamilkła wciąż patrząc na Jeremy’ego, który skrupulatnie analizował jej słowa. – Mówiłam, że to szaleństwo. – Prychnęła z nutką rozbawienia, chociaż wcale nie było jej do śmiechu. To był nieprzyjemny scenariusz ukazujący strach jako emocję, która robiła z rodziców najgorszych ludzi na świecie. Nie żeby Eve wierzyła w świętość wszystkich rodzicieli. Wystarczyło spojrzeć na starszych Paxtonów, którzy odwalili niezłą maniane, chociaż latami byli wspaniałymi ludźmi. Czasami wystarczyła drobna iskra aby ktoś, kogo przez lata nie podejrzewało się o choćby zabicie muchy stał się kłamcą albo nawet potworem.
- Potrzymasz? – Przekazała bratu smycz Jello i zdjęła plecak, z którego wyciągnęła dwie miski. Nalała do nich wody pozwalając psom zaspokoić pragnienie, które latem w Australii było wręcz nie do zniesienia. – Wiesz, to okropne jak bardzo opadł ze mnie entuzjazm na myśl o tym, że to jednak nie nasz facet. – Prychnęła tym razem z pogardą do samej siebie i wciąż kucając pogłaskała Jello po grzbiecie. – Powinnaś odpocząć mała. – W drodze powrotnej zauważyła, że psina zaczęła kuleć przez łapę, która ledwo co niedawno została wyleczona. Przepracowała się, a raczej to Eve pozwoliła aby biedna zrobiła aż taki dystans. Nie mogła jej dłużej przemęczać, nawet jeśli Jello była bardzo uparta i pracowałaby choćby miało to oznaczać, że po drodze padnie.
- Jer – Wstała na równe nogi zamierzając zaproponować krótki odpoczynek do czasu aż policja znajdzie kampera, ale zamiast tego z jej ust padło: - gdyby to co powiedziałam było prawdą, to co byś zrobił na miejscu takiego rodzica? Co byś zrobił z ciałem? – Sprecyzowała pytanie, bo nie chodziło jej o zachowanie tuż po ewentualnym śmiertelnym wypadku a o podjęcie pewnych decyzji prowadzących do tego, że należało coś zrobić z ciałem dziecka.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Choć był przekonany o tym, że ma rację co faktu, że to nie tego faceta ścigali od lat, słysząc potwierdzenie ze strony Eve sam poczuł, jakby te słowa wywróciły mu do góry nogami wszystkie wnętrzności. Nie był to pierwszy raz, kiedy podążył za jakimś tropem, który okazał się być ślepą uliczką. I choć z reguły taki rozwój wydarzeń tylko zwiększał jego motywację, tym razem – po raz pierwszy od tylu lat – poczuł kompletną bezradność. Jakby zorientował się, że to co trzyma w swoim pysku, to naprawdę jego własny ogon.
Mimo wszystko nie przyszło mu do głowy, aby rzucić to w cholerę i wrócić sobie do Lorne. I nie chodziło nawet o to, że Eve zobowiązała się do pomocy, więc byłoby to wysoce nieprofesjonalne gdyby wyjechała zanim zostanie odesłana przez tutejszą policję. Ale chyba podobnie jak przy sprawie małego Stranda, niemoc w sprawie Paxtonów sprawiała, że szukał innych sposobów na przyznanie sobie odrobiny sprawczości.
– To kompletnie szaleństwo, Eve – potwierdził jej słowa zgodnie z prawdą. – Co nie oznacza, że to, o czym mówisz, nie mogło się wydarzyć – dodał po chwili. Tak, koncepcja Eve brzmiała jak kompletne wariactwo, ale nie dlatego, że brzmiała jak scenariusz do netflixowego thrillera, a dlatego że niepojętym było dla niego jakim potworem można się stać w obliczu tragedii. Choć tak, w obliczu ich rodzinnej historii może wcale nie powinno go to dziwić. – To by tłumaczyło linię zapachową, brak śladów przeciągania ciała pod ogrodzeniem i… Oswald jest niższy ode mnie – zauważył. Skoro Jeremy bez problemu przeszedł pod ogrodzeniem, również ojciec dziewczynki mógł to bez problemu zrobić.
Bez słowa pomógł Eve z psiakami, zastanawiając się przez chwilę, czy psy zdawały sobie sprawę z tego, jaki kawał dobrej roboty odwalały. Czy potrafiły odróżnić słowa otuchy kiedy dobrze wykonają sztuczkę, a kiedy pomogą policji w rozwikłaniu zagadek kryminalnych. Z zamyślenia wyrwało go zerwanie się Eve do góry i zadane przez nią pytanie.
– W mojej obecnej sytuacji życiowej pewnie zakopałbym je w ziemi, na terenie budowy, a potem zalał fundamentami – odparł nie poświęcając zbyt wiele czasu na wymyślenie odpowiedzi. Sama nasunęła się mu na myśl jako najbardziej oczywista. – Ale tutaj? Nie ma śladu po żadnych przebudowach czy remontach. Mogliby to zrobić w szopie, ale nie widziałem tam żadnego świeżo wylanego betonu – dodał, po czym ruszył powoli w kierunku wspomnianego budynku. Czy możliwe, że to tam coś przeoczyli? – Na pewno nie mogli go nigdzie wywieźć, bo psy pewnie trochę by wariowały mając więcej ścieżek zapachowych. Jello była pewna tamtego tropu – przypomniał. Wszedł do szopy i stanął po środku niej, rozglądając się po niej. Narzędzia, cała masa słoików, zamrażarka na zapasy żarcia. Nic nadzwyczajnego zdawałoby się. – Jeżeli to, o czym mówisz, naprawdę się wydarzyło… Ciało wciąż musi gdzieś tu być – stwierdził patrząc na Eve. – A ty? Co ty byś zrobiła z ciałem? – spytał. Eve uczestniczyła już w wielu tego typu sprawach, więc może miała szerszy wachlarz kryjówek na ciało, niż Jer, który mógł wybierać głównie z zakopania ciała albo wyrzuceniu go do wody na środku morza. Oczywiście z rybackiego kutra.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ruszyła za bratem czując na sobie czyjeś spojrzenie. Kiedy zatrzymali się przed szopą ledwie na chwilę odwróciła się przez ramię znów dostrzegając w oknie matkę zaginionej dziewczynki. Przez cały czas Eve słuchała towarzysza chcąc poznać perspektywę kogoś, kto nie miał do czynienia z psami tropiącymi. Gdyby jednak wziąć pod uwagę, że rodzice wiedzieli o ich przyjeździe i teoretycznie przygotowali ścieżkę w formie linii zapachowej aż do postoju kamperów, to co jeszcze mogliby wyczytać. Czy mieli na to wystarczająco dużo czasu?
- Najlepiej jest je utopić w kwasie. – Drastyczna metoda, ale jedyna skuteczna, o ile miało się to odpowiednie środki oraz czas. Wbrew pozorom ciało pod wpływem kwasu nie rozkładało się tak szybko i nie wszystkie jego elementy poddawały się tego rodzaju degradacji. Podobnie było ze spaleniem, do którego potrzeba była odpowiednio wysoka temperatura. W surowych warunkach, bez odpowiedniego do tego pieca, zawsze zostawały elementy ciała, które dało się wykryć.
- To musi być coś prostszego – stwierdziła nagle słysząc wołanie od strony domu.
- Przepraszam bardzo, ale czy państwo nie powinniście szukać tego śmiecia Patersona?! – Ojciec dziewczynki pojawił się w zasięgu ich wzroku. – Łazicie tu i węszycie a moja żona cierpi, bo nie wie co stało się z jej córką! Do cholery uszanujcie naszą prywatność i uczucia!
- Panie Oswald, co się dzieje?! – Szeryf szybkim krokiem dołączył do nich zaskoczony nagłym wybuchem mężczyzny, który wyjaśnił mu, że skoro już zrobili swoje to niech przestaną się plątać po jego podwórku. – Ma pan rację. Już sobie idziemy. – Funkcjonariusz machnął ręką na znak aby Eve i Jeremy opuścili posesję pogrążonej w cierpieniu rodziny.
- Wszyscy się nakręcili na tego Patersona jak prawiczek na dziwkę – szepnęła do brata, kiedy byli wystarczająco daleko. – Z drugiej strony, może to faktycznie on? Może wcale nie myje kampera tylko ucieka ekspresówką w stronę najbliższego miasta portowego? – Bo jak wcześniej rozmawiali ich wnioski to tylko teoria niepodparta żadnymi dowodami.
Paxton zatrzymała się przy aucie i przelotnie spojrzała na samochód, który zatrzymał się przed domem Oswaldów. Wylała się z niego grupka ludzi z torbami i blaszką, z jak Eve sądziła jakimś jedzeniem. To musiała być rodzina zaginionej, która przyjechała wesprzeć najbliższych.
- Szeryfie, tu centrala – Przez otwarte okno w radiowozie usłyszeli głos starszej kobiety. – Młodzi znaleźli kampera i Jimmy’ego. Mówią, że koniecznie musi pan to zobaczyć. Podobno znaleźli – cytuję – „coś ostrego”. Ah ta młodzież.
Eve spojrzała porozumiewawczo na brata i uznała, że zacznie pakować psy do samochodu. Jeżeli chcieli wiedzieć, co ciekawego odkryli policjanci to powinni być gotowi do drogi w chwili, gdy szeryf stanie przy swoim wozie.
Przekonajmy się, co takiego odkryli; to zasugerowała bratu uznając, że teraz i tak niewiele zdziałają przy domu Oswaldów. Jeżeli rodzice faktycznie mieli coś za uszami, to w obecności rodziny niczego nie zdziałają.

Kamper wcale nie był myty. Stał porzucony na wylocie z miasta. Miał przebitą oponę, więc nie nadawał się do dalszej drogi. Petersona nie było w środku, ale podnieceni młodzi funkcjonariusze znaleźli coś, czym bardzo mocno chcieli pochwalić się szeryfowi. Paxton spodziewała się, że pierwszy raz mieli do czynienia z tak poważną sprawą i pracowali przy niej jak podniecone nastolatki przed spotkaniem z dziwkami, o czym Eve wprost powiedziała bratu. Pośmiali się patrząc przez szybę auta na zachowanie mężczyzn aż wysiedli na zewnątrz postanawiając na razie zostawić psy.
- Jesteśmy potrzebni?! – zagadnęła głośniej do szeryfa, który z zastanowieniem wpatrywał się w trzymaną przez młodego torbę. Nie znaleźli dziewczynki, ale mieli jakieś rzeczy.
- Jeżeli jesteś w stanie potwierdzić, że te rzeczy należały do Mary Beth, to tak. - Nie musiałby teraz jechać do rodziny dziewczynki aby to weryfikować. Wolałby ich nie zaczepiać nie mając pewności, że naprawdę coś znalazł. Jeżeli psy stwierdzą, że jasno z czym mieli do czynienia, to wtedy zdecyduje się porozmawiać z Oswoldami.
- W środku jest więcej szajsu. Szeryf nie uwierzy. Wiedzieliśmy, że ten drań to chory psychol.
Eve zmarszczyła brwi po raz kolejny tego dnia wymieniając spojrzenie z bratem. Nie wycofała się do auta po psy tylko ciekawskim krokiem zbliżyła się do kampera obserwując jak głównodowodzący znika w środku.
- Ja pierdole. Co za syf.
Usłyszała z wnętrza. Ciekawość była silniejsza. Poza tym widziała, że brat również chciał przekonać się co takiego znalazła policja. Wiedzieli, że nie powinni wchodzić do środka i że lada moment dosłownie ich stamtąd wyrzucą, ale kupiliby sobie parę sekund na przekonanie się, czy serio znaleźli coś mocnego. Coś, czego Paxton szczerze się nie spodziewała, bo kiedy cicho weszła do środka i stanęła obok szeryfa pochylającego się nad albumem leżącym na prowizorycznym stoliku, to aż zamarła. Czuła za sobą brata, znacznie wyższego, który spoglądał na to samo. Miała wrażenie, że i jego ciało całe się napina, bo.. album był pełen fotografii dzieci; portretówek przerażonych dzieci robionych na tle jakichś drewnianych drzwi. Możliwe, że były to drzwiczki do małej szafy na tyłach kampera.
- Szeryfie? – Młody policjant nie wiedział jak zagaić do zaskoczonego szefa.
- Trzeba wezwać federalnych. – Podjął słuszną decyzję zwłaszcza, że sam pierwszy raz w swojej karierze widział coś takiego. – Co wy tu robicie! – Warknął na Paxtonów, którzy od razu zrobili krok w tył.
- Potrzebuje rzeczy Jimmy’ego.
- Po co?
- Trzeba go znaleźć, tak? Psy go wywęszą. – O ile nie wsiadł na stopa do jakiegoś auta.
Mówiąc to improwizowała, bo tak naprawdę przede wszystkim teraz miała w głowie zdjęcia z albumu i kotłujące się w głowie pytanie, co Paterson robił z tymi dziećmi.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Nagły wybuch Oswalda zaskoczył Jera. Do tej pory mężczyzna wydawał mu się ucieleśnieniem spokoju, co zresztą nie wzbudzało niepokoju Paxtona, bo każdy reagował na takie tragedie w inny sposób. Być może chciał być ostoją dla swojej małżonki, być może być typem faceta kiszącego wszystkie emocje w sobie. Biorąc pod uwagę fakt, że po podwórku kręciło się wcześniej mnóstwo miejscowej policji – która bądź co bądź miała przecież dobre intencje – dziwnym było to, ze mężczyzna nagle stracił panowanie nad sobą. Nikt tutaj przecież nie działał w zlej intencji. Nie byli z prasy, nie szukali sensacji. A na poszukiwania Patersona ruszyło mnóstwo miejscowej policji i gdyby Jeremy i Eve byli akurat tam potrzebni, na pewno dostaliby odpowiednie wezwanie. Domyślał się, że Eve wyciągnęła podobne wnioski, dlatego postanowił na ten moment nie wypowiadać ich na głos, a jedynie rzucił siostrze porozumiewawcze spojrzenie. Zresztą, za chwilę otrzymali kolejny trop, wskazówkę, więc dalszą rozmowę o (szalonej) teorii Eve musieli na jakiś czas odłożyć na bok.

– Kurwa – było to jedyne słowo, jakie przychodziło mu do głowy, kiedy przyglądał się zdjęciom odnalezionym w kamperze. Był to przerażający i szokujący widok, który go obrzydzał, a jednocześnie sprawiał, że nie mógł oderwać od niego wzroku myśląc tylko o tym, że ten skurwysyn Paterson zasługuje na najgorsze. Dopiero krzyk federalnego nieco go ocucił i sprawił, że oboje z Eve wyrwali się z tego stanu zawieszenia.
– Dobra, lećcie z psami. Ja spróbuję ściągnąć tutaj dodatkowych chłopaków z Howitt i Normanton, spróbujemy przyblokować ulice – odparł szeryf, po czym nakazał dzieciakom ze swojej jednostki poszukać najbardziej aktualnego zdjęcia Patersona i rozesłać po posterunkach umiejscowionych w sąsiednich miejscowościach.
– Co za skurwysyn – powtarzał to niczym mantrę, kiedy ruszyli z Jello i Apollo, przy tym ten drugi psiak wiódł teraz prym jako że Jello na dziś wykonała już kawał dobrej roboty. O dziwo (bo przecież Paterson mógł zwiewać gdzieś drogą i wszystko pozostawało w rękach policjantów organizujących blokady) psy złapały trop i zaczęły prowadzić Paxtonów najpierw wzdłuż ścierniska, a następnie w stronę podmokłego terenu, co Paxtonowi mogli stwierdzić po rosnącej liczbie robactwa, jakie musieli od siebie odganiać.
– Jeżeli uda nam się go złapać, nie wiem czy będę w stanie siebie kontrolować – oznajmił siostrze czując, że ziemia powoli zaczyna się zapadać pod ich ciężarem, a ich buty zaczynają robić się wilgotne od nadmiaru wody w tym miejscu. Jeremy zawahał się na moment, ale psy dalej parły na przód. Stracił rachubę co do tego, jaki odcinek pokonali do tej pory i ile czasu im to zajęło, aż wreszcie oba psy parokrotnie zaszczekały.
– Też to słyszałaś? – zatrzymał się na moment i instynktownie dotknął lekkiego wybrzuszenia za paskiem – niewidocznego na pierwszy rzut oka, ale sprawiającego że sam czuł się pewniej, zwłaszcza że najwyraźniej szukali chorego, niebezpiecznego człowieka. Dźwięk przypominający jęk powtórzył się po krótkiej chwili, więc psy ruszyły w tamtym kierunku – a za nimi Paxtonowie. Po pokonaniu paru zarośli ich oczom ukazał się widok leżącego w jednej z większych kałuż mężczyzny. Jeremy nie widział dokładnie, jakie obrażenia miał facet, ale najwyraźniej były one na tyle rozległe, że nie mógł się podnieść i biec dalej. W każdym razie Jer nie miał wątpliwości, że mieli przed sobą Patersona – nawet zanim się odezwał.
– To nie ja! To nie ja skrzywdziłem tę małą! – zaczął krzyczeć unosząc jedną z rąk, jakby czynił obronny gest. Wyglądał przy tym żałośnie, jak łania złapana w myśliwskie sidła. Jeremy i Eve nie mogli jednak zapominać o tym, że mieli przed sobą niebezpiecznego drapieżnika.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Idąc w ślad za Apollo miała w głowie tylko i wyłącznie zdjęcia dzieci. W jej głowie pojawiło się wiele myśli i jeszcze więcej pytań odnośnie tego, po co Petersonowi były te wszystkie bezbronne istoty. Opcji było wiele a jedna z nich zakładała coś, co brała pod uwagę mówiąc o ich skurwielu. Coś, co być może robił także Jimmy, na którego patrzyła z dystansem. Odciągnęła psy do tyłu i kazała im zostać na miejscu. Wolała aby nie podchodziły do nieznajomego, który potencjalnie stanowił zagrożenie. Ranny czy nie, mógł mieć przy sobie nóż albo broń.
- Nie jesteście z policji. – Dopiero po dłużej chwili dotarło do Petersona, że nie patrzył na funkcjonariuszy. Bardzo go bolało i jak przez mgłę dostrzegł psy, w tym jednego w dziwnej kamizelce. – Kurwa – warknął opuszczając rękę na co Eve zareagowała od razu.
- Nie ruszaj się! – Krzyknęła uprzedzając go przed dalszymi ruchami. Miała broń w plecaku, ale wolałaby jej nie wyciągać. – Trzymaj rękę w górze albo tak ci przywalę, że do końca życia będziesz jeść przez słomkę.
Petereson się zawahał i z powrotem uniósł dłoń.
- Nie mam nic wspólnego z zaginięciem tej małej! Jej rzeczy.. – Sapnął i skrzywił się, bo znów go zabolało. – Rano wyszedłem na zakupy. Kiedy wróciłem jej rzeczy leżały na moim łóżku!
- Przestań pierdolić. Widzieliśmy zdjęcia. – Wciąż trzymała dystans. Wiedziała, że mężczyzna nie ucieknie a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Nawet nie dał rady przesunąć się i usiąść. Leżał tam, jakby pierwszy raz się skaleczył, co być może było prawdą. Być może nigdy niczego sobie nie złamał i nie zwichną, bo zawsze dobierał sobie słabsze ofiary. – Co robiłeś z tymi dzieci?!
- To nie ja! Nikogo nie skrzywdziłem!
Upierał się przy swoim, co mocno wkurwiło Paxton. Zdjęcia tamtych dzieci, które widziała przelotnie mieszały się z fotografiami Isabelli. Z jej ciałem, wspomnieniem tego jak wychodziła z auta i jej śmiechem, który nie powinien być kojarzy z tak okrutnymi obrazami.
- Przestań łgać, ty skurwysynie! – Mówiąc to gwałtownie wyrwała się do przodu. Nie zważając na swoje bezpieczeństwo bardzo szybko stanęła nad nim, pochyliła się łapiąc za koszulkę i wymierzyła mu silny cios z pięści prosto w twarz. Niech się facet cieszy, że to nie Jeremy go bił. – Co robiłeś z tymi dziećmi?! – Zero odpowiedzi, więc ponowiła cios. – Co robiłeś z tymi dziećmi?! – Zamierzała powtarzać w nieskończoność aż nagle poczuła, jak silna dłoń łapie ją za przedramię. Gniewnie spojrzała na brata, zmierzyła się z jego wzrokiem i gwałtownie odrzuciła trzymanego za koszulkę wciąż w połowie leżącego Petersona, który głową wpadł w gęste błoto.
- Lepiej mów co robiłeś.. – Przerwała widząc jak nagle w dłoni Jeremy’ego pojawia się broń wycelowana prosto w Petersona. Zaskoczona spojrzała na brata, ale niczego nie powiedziała.
- Proszę, nie. Niczego im nie zrobiłem.. ja tylko..
Eve powróciła wzrokiem na mężczyznę, który przy dwóch dorosłych osobach kajał się jak przestraszone ciele. Profil by się zgadzał. Ktoś kto w zły sposób interesował się dziećmi robił to, bo były one słabe i bezbronne. Z dorosłymi nie miałby szans, ale z dziećmi..
- To był łatwy zarobek. Porywałem je i sprzedawałem, ale.. ale tej młodej nie tknąłem! To nie ja!
Eve spojrzała na brata czując, że natrafiła się im okazja. Odwróciła się za siebie nasłuchując ewentualnych policjantów, którzy mieli być za nimi. Czysto teoretycznie, bo ci niespecjalnie uśmiechali się na myśl o bieganiu po zabłoconych obszarach. To dobrze. Mieli czas.
- Komu je sprzedawałeś?
- Słucham?
- Komu sprzedawałeś te dzieci?
- Nie chodzi wam o tę małą? – Słusznie. Przyjechali tu odnaleźć Mary Beth a zamiast tego pytali o nieletnich ze zdjęć.
- KOMU sprzedawałeś dzieci?! – Szła w zaparte.
- Nie mogę.. – Postarał się przesunąć ciągnąc na przedramieniu tak, jakby próbował im uciec.
- Gadaj, komu!
- Nie. Ja.. – Zacisnął szczękę znów przesuwając się jak żałosny robak po śliskim podłożu. – Pomocy!
Eve z zaskoczeniem szeroko otworzyła oczy. Facet tak bardzo nie chciał podać konkretów, że udawał poszkodowanego i wzywał pomocy zapewne wiedząc, że niedaleko powinna być policja. Wiedział, że gdy funkcjonariusze przyjdą, to wariaci z psami nie będą mogli kontynuować „przesłuchania”.
- Policja! – Usłyszeli w oddali.
- Schowaj broń – zasugerowała bratu, bo ostatnie czego chciała to tłumaczyć się policjantom, czemu jej współpracownik nosił ze sobą nielegalny pistolet. Niestety ten cały czas był zaciskany w silnej dłoni. – Jer – Rozumiała go. Był wściekły i chciał wszystko wiedzieć, ale niczego nie zrobi jeśli sam trafi do aresztu. – Proszę – Podeszła do niego i łagodnie położyła dłoń na jego przedramieniu. – Schowaj to. – Wbiła w niego spojrzenie i nim uzyskała potwierdzenie stało się coś, czego się nie spodziewała.
Usłyszała wystrzał. Był głośny i drażniący, bo przypominał jej o Afganistanie. Wciąż patrząc na brata próbowała wyczytać z jego twarzy to co się stało. Bała się, że to Jeremy wystrzelił, lecz dopiero po chwili dotarło do niej, że jego dłoń była opuszczona wzdłuż ciała. Odwróciła się więc przez ramię dostrzegając dwóch funkcjonariuszy. Jeden z nich sztywno stał na nogach i w wyciągniętych przed siebie dłoniach trzymał pistolet. Jak otumaniona powiodła wzrokiem na Petersona, którego klatka piersiowa skąpała się we krwi.
Zaczęło dzwonić jej w uszach, a na końcu języka miała pytanie, co się do cholery stało. Nie myślała już o broni Jeremy’ego, chociaż to dobrze, że stała obok niego i ciałem zakrywała nielegalny pistolet. Mógł go schować, bo już niczego nie wyciągnąć z Jimmy’ego chyba, że..
Nie. Nie mogła pozwolić mu umrzeć.
Doskoczyła do mężczyzny, padła na kolana i zdjęła plecak, z którego wyciągnęła apteczkę. Miała w niej bandaże i gazę. Użyła wszystkiego do ucisku rany. Gdzieś w tle słyszała jak policjant mówił, że Peterson sięgał po coś i dlatego do niego strzelono. Bzdurna wymówka, która sprawiła, że pod jej rękoma zginął mężczyzna. Zły człowiek, lecz być może posiadający cenne informacje, które mogłyby uratować wiele młodych istnień.

Była zła i zmęczona. Wracając w stronę swego auta i kampera czuła się tak, jakby szła na ścięcie. Z pomocą butelki wody i paru chusteczek nie udało jej się domyć całej krwi z rąk. Była brudna, przepocona i czuła ogromny niedosyt.. była sfrustrowana, bo mieli w garści coś cennego. Kogoś, kto okazał się być jedną z osób, którą być może był także ich rodzinny skurwiel.
- On coś wiedział. - Nie musiała tego mówić na głos, ale czuła, że jak tego z siebie nie wyrzuci to w coś pierdolnie. Najlepiej w pysk policjanta, który zabił Petereson. - Jeżeli w tym kamperze policja nie znajdzie niczego poza zdjęciami, to.. kurwa! - Krzyknęła i zatrzymała się przy swoim aucie na moment zapominając, że ich celem nie były dzieci ze zdjęć a Mary Beth, której nadal nie odnaleziono.
- Spadajcie do domu - Szeryf był równie zmęczony co oni, lecz to nie usprawiedliwiało jego decyzji.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
- Jak nie? Rzeczy dziewczynki były w jego wozie. Facet miał zdjęcia dzieci. Mamy wystarczająco aby wskazać skurwiela - Trupa. - jako winnego. Nic więcej nie możemy zrobić.
- Przecież..
- Powiedziałem - podkreślił stanowczo. - spadajcie do domu.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy przez dłuższą chwilę miał wrażenie, jakby oglądał całą akcję z boku. Dosłownie – jakby opuścił swoje ciało, stanął obok i oglądał to, jak Jeremy stoi wpatrując się bez słowa w faceta, który tak rzewnie tłumaczył się przed Eve, a następnie jak siostra zaczyna go okładać. Początkowo nie był w stanie się poruszyć, delektując się każdym zadanym przez nią ciosem. Jakby wiedział, że była to dopiero przystawka. Czuł tak ogromny przypływ nienawiści, że zupełnie bez świadomości tego, co właśnie robił, wyjmował właśnie zza paska broń, od razu odbezpieczając magazynek. Był gotów to zrobić. Miał świadomość, że Peterson nie był ich człowiekiem, ale wiedział że załatwienie go sprawiłoby mu satysfakcję. Ale nie chciał, żeby to brzemię nosiła Eve – a wiedział, że byłaby w stanie zatłuc go gołymi rękami. Poświęcił całe życie na poszukiwanie podobnego jemu jegomościa i był gotów zabić. I jego, i każdego następnego skurwiela, o którym miałby wiedzę, że dopuścił się podobnych okrucieństw.
– Przepraszam, Eve – wydusił tylko w odpowiedzi na jej słowa, gotów pociągnąć za spust. I wtedy rozległ się strzał. Huk broni sprawił, że Jeremy, jego świadomość wróciła „do siebie”. I tak samo jak Eve, wcale nie był przekonany, czy to nie on pociągnął za spust. Ale w przeciwieństwie do siostry nie rzucił się, by reanimować faceta bądź wyciągać z niego jeszcze jakiekolwiek informacje. – Eve – zwrócił się do siostry. – To na nic – rzucił, mając na myśli zarówno próby utrzymania faceta przy życiu, jak i to, że w ich sprawie wciąż nie poruszyli się do przodu.

Siedział na schodkach kampera, w którym wciąż kręcili się technicy, nie zważając na to że nie powinno go już tutaj być. Teoretycznie zrobili swoje, teoretycznie to już tylko w rękach policji pozostawało posprzątanie tego bałaganu. Facet nie żył i prawdopodobnie było to im wszystkim na rękę – nie miał jak się bronić, prokurator nie musiał przeprowadzać postępowania dowodowego, sądy wciąż mogły zajmować się sprawami niezapłaconych mandatów przez miejscowych. Jeremy był wkurwiony, że żaden z policjantów nawet nie zapisał sobie tego, co powtórzyli im Paxtonowie zaraz po śmiertelnym postrzeleniu Petersona. Oczywiście z pominięciem tego, że Jeremy chwilę wcześniej mierzył do niego z niezarejestrowanej broni.
– Zrobiłbym to, Eve – odezwał się nagle, dając jej najpierw swobodę w zrzucaniu z wątroby wszystkiego, co na niej leżało. – Gdyby ten policjant mnie nie uprzedził, zrobiłbym to – powtórzył, po czym spojrzał gniewnie na szeryfa.
– Nic więcej nie możecie zrobić? A co żeście kurwa zrobili do tej pory oprócz zdjęcia faceta, który od dawna wam zawadzał? – syknął w stronę mężczyzny, po czym wstał i zrobił w jego stronę parę kroków.
– Stój tam, gdzie stoisz, chłoptasiu – rzucił szeryf i skinął na swoich chłopców dając im do zrozumienia, żeby byli w pogotowiu.
– Dalej gówno wiecie. Nie wiecie, czy Mary Beth żyje, czy nie. Czy została sprzedana, czy zamordowana. Ale tak, brawo, odnotujcie sobie to jako sukces lokalnej policji – zironizował podchodząc do szeryfa i stając z nim oko w oko. Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem, wyglądając jak dwa koguty tuż przed walką.
– Powiedziałem, że wasza robota się tutaj już skończyła – powtórzył szeryf, sycząc przez zęby.
A Jeremy… cóż. Pomimo tego, że przez lata pracował w otoczeniu ludzi, przy których nauczył się utrzymywać kamienny wyraz twarzy niezależnie od okoliczności, to wciąż był porywczym facetem. Zwłaszcza w kwestiach, co do których miał emocjonalny stosunek. Jak tu. Dlatego zanim w ogóle zdążył się zorientować, co robi jego ciało, jego pięść już lądowała na szczęce szeryfa. Jego chłopcy niemal jak muchy natychmiast obsiadli Paxtona, który zdążył jedynie porozumiewawczo spojrzeć na Eve, zanim nie wykopali go za taśmy oddzielające gliniarzy od miejscowych gapiów.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie tego chciała. Nie w taki sposób. Jeżeli Peterson posiadał jakieś informacje to należało je z niego wycisnąć. Jego śmierć niewiele zmieniła. Nie dowiedzą się komu sprzedawał dzieci, bo bez tego nie znajdą żadnego z nich. Ani jednego. Stracili swoją szansę nie tylko na odnalezienie poszkodowanych (lub ofiar działań mężczyzny), ale też na złapanie reszty zwyrolii. Tych co porywali i tych co kupowali i przekazywali te dzieci dalej. Tak, Eve nazwałaby Peteresonem zaledwie pionkiem. Maluczkim dilerem, którego zabicie nic nie dało. Ani w przypadku Mary Beth ani innych dzieci.
Co za bałagan..
Przejechała językiem po górnych zębach nie kryjąc złości całym zajściem, lecz bratu posłała nieco spokojniejsze i o dziwo pełne zrozumienia spojrzenie.
- A ja bym cię nie powstrzymywała. – Takie było jej stanowisko. Sama wielokrotnie myślała o tym, co zrobiłaby skurwielowi odpowiedzialnemu za śmierć Isabelle. Brała pod uwagę zabójstwo i to okrutne, bo pozwoliłaby bratu strzelić do Petersona, ale dopiero po tym, gdy wycisnęliby z niego całą prawdę. Wcześniej to byłaby jedynie strata wielkiej szansy i zarazem wzięcie na siebie odpowiedzialności za życie kogoś, kto choć był skurwielem to mógł przyczynić się do przełomu w wielu sprawach zaginięć dzieci. – Później o tym pogadamy. – Nie zamierzała zostawić tego tematu w taki sposób. Powinny o tym porozmawiać i przede wszystkim Eve chciałaby usłyszeć, od kiedy brat posiadał broń i czy kiedykolwiek już zabił człowieka. Czy wiedział, z czym wiązał się ów czyn (nie tylko prawnie, ale także emocjonalnie)?
Zamierzała przygadać szeryfowi, ale jej brat był szybszy. Była zmęczona i jedyne na co miała ochotę to znaleźć jakiś motel i się przespać. Musiała jednak zareagować i to nie z powodu brata a samego policjanta, który uważał wszystko za zbyt proste. Był facet i nie ma faceta; sprawa rozwiązana.
Logia magika.
- Jer – Tylko tyle zdążyła z siebie wyrzucić zanim zbliżyła się na tyle aby powstrzymać młodszego przed zrobieniem czegoś głupiego. Usłyszała trzask i ostatni jej krok to był długim susem, który zrobiła aby nieco załagodzić zachowanie reszty funkcjonariuszy. Nie chciała aby ci rzucili brata na glebę i żeby go przeszukali. Jeszcze by tego brakowało aby znaleźli przy nim broń (jak sama sądziła – nielegalną).
- Hej, już dobrze! To ze zmęczenia. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. – Starała się załagodzić sytuację. – On nie chciał tego zrobić. – Wskazała na Jeremy’ego, którego do tej pory nie przedstawiła jako brata i na razie nie zamierzała. – Jest zły z powodu tego co robił Paterson i niepotrzebnie wyżył się na szeryfie. Przepraszam za niego. – Mówiła szybko i tylko z przerwami na oddech. Musiała działać, żeby brat nie trafił do aresztu za atak na funkcjonariusza i za posiadanie broni.
- Wypieprzajcie stąd! – Warknął szeryf trzymający się za obolałą szczękę. Całe szczęście nie poleciała mu krew. Znając brata Eve uznała, że w ostatniej chwili nieco pohamował się z siłą uderzenia. Nieco.
Nie zważając na to, że wciąż miała brudne od krwi ręce i że pobrudzi ubranie Jeremy’ego, złapała go i pociągnęła w stronę auta. Zatrzymała się na jego tyłach aby być jak najdalej policjantów i poprosiła brata, żeby ten polał jej ręce wodą. Musiała się pozbyć czerwieni zwyrola, którego zabito.
- Nie wracamy – oznajmiła w razie gdyby młodszy myślał, że to już koniec. – Wierzę, że Peterson jej nie porwał. – Jego słowa, choć mogły być kłamstwem, pokrywały się z tym o czym oboje rozmawiali podczas kroczenia tropem dziewczynki. Coś było nie tak. Oboje o tym wiedzieli i teraz mieli potwierdzenie w słowach nieżyjącego mężczyzny. – Coraz bardziej jestem przekonana o tym, że to rodzice. – Nieumyślnie czy nie, ale mieszali palce w zaginięciu Mary Beth. – Może się mylę i jeżeli chcesz to zawiozę cię do motelu, ale ja jadę pod ich dom i będę obserwować aż zrobią coś głupiego. – Bo poza swoją intuicją nie miała już żadnego innego tropu. Mogłaby spróbować coś znaleźć, ale na dzisiaj wymęczyła psy na tyle, że te mogłyby jej wskazać cokolwiek byleby móc odpocząć. Czworonogi choć zaangażowane również mogły ze zmęczenia zrobić coś na "odwal się" byleby móc odsapnąć. Ani człowiek ani psy nie były robotami.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Kurwa.
Dopiero po chwili dotarło do niego, co tak naprawdę zrobił. Jaką głupotę, mogącą przekreślić sens tego wyjazdu. Sprawa wciąż nie była rozwiązana - wbrew głębokiemu przekonaniu policjantów - i nie mogli tracić czasu na zwiedzanie tutejszego aresztu. Niestety, z minuty na minutę Jeremy utwierdzał się w przekonaniu, że ta historia nie znajdzie szczęśliwego zakończenia. Co prawda dopóki ciało Mary Beth nie zostanie odnalezione, nie można było przesadzać o jej śmierci. Ale Paxton gdzieś podskórnie czuł, że nie jest to jedna z tych historii, kiedy dziewczynka zostaje odnaleziona cała i zdrowa. Czy została wywieziona daleko, poza granice stanu, aby następnie stać się przedmiotem handlu? Było to możliwe. Ale jednocześnie Jer wciąż miał w głowie szaloną teorię Eve. Nie był zdzwiony decyzją siostry – prędzej przypuszczałby, że sam jako pierwszy by odpuścił, ale nie Eve. To ona zawsze była w tej dwójce motorem napędowym do działania. Zawsze – czyt. od kiedy byli nastolatkami i kiedy po raz pierwszy zderzyli się ze śmiercią.
– Obstawiam, że gdyby wiedział gdzie jest, maczał w tym palce, to powiedziałby to w pierwszej kolejności. Mierzyłem do niego z broni, trudno o lepszą kartę przetargową – stwierdził dość oczywistą rzecz, ale mimo to chciał, żeby wybrzmiała. – Policja w życiu nie podejmie tego kroku. Już nawet nie chodzi o to, że według nich rozwiązali już sprawę. To mała mieścina, wszyscy się znają. Zostaliby wywiezieni na taczkach przez mieszkańców, gdyby zaczęli prześwietlać tę „biedną rodzinę, która straciła córkę” – westchnął. Sami dobrze wiedzieli, jak to działało – choć członkowie rodziny często są pierwszymi podejrzanymi w sprawach o zaginięcie (choć głównie dotyczy to mężów i żon), to jednak lokalsi przede wszystkim współczuli takim rodzinom. Nie dopuszczali do siebie myśli, że ci biedni ludzie mogą być oprawcami. – Nie miałabyś nic przeciwko, gdybym faktycznie zatrzymał się na chwilę w motelu? Chwilę odsapnę, przebiorę się i do ciebie wrócę. Może uda mi się złapać jakiegoś stopa. A potem możemy się zamienić, mogę ich poobserwować kiedy ty będziesz odpoczywała – zaoferował. Potrzebował zimnego prysznica – zarówno żeby dojść do siebie fizycznie (bo aż sam siebie już czuł), jak i mentalnie, żeby zebrać myśli. Miał nadzieję, że Eve nie odbierze tego w ten sposób, że odpuszcza. Ale w tym momencie brakowało mu potrzebnego dystansu, czemu zresztą dał wyraz dając szeryfowi po mordzie.
Eve uszanowała jego prośbę i podrzuciła do motelu. Na miejscu wynajął dwuosobowy pokój na całą dobę, chwilę odsapnął i odświeżył się. Wykonał też telefon do Makayli – był to prawdopodobnie jedyny moment w ciągu tych ostatnich i kolejnych godzin, kiedy mógł poświęcić chwilę na rozmowę. Nie powiedział nawet gdzie dokładnie się znajdowali razem z Eve – po prostu chciał dać Wyatt znać, że żyje. I że wróci.
Rzeczywiście udało mu się złapać na stopa auto, które jechało w stronę miasteczka. Jeremy porozmawiał chwilę z kierowcą, który opowiedział mu co niego o rodzicach Mary Beth – oczywiście głównie o tym, jakimi biednymi ludźmi byli w tym momencie. Nie wysiadł jednak pod domem Oswaldów, żeby w żaden sposób nie ściągać ich uwagi na ulicę. Znalazł auto siostry i już po chwili siedział już na miejscu pasażera.
– I jak? – spytał od razu, cicho przymykając drzwi jej auta. – Jechałem teraz z jednym z tutejszych ludzi. Opowiedział mi co nieco o Oswaldach – stwierdził rozsiadając się wygodnie. – Podobno bardzo długo starali się o dziecko. Kilkakrotnie byli bliscy zostania rodzicami, ale Oswald co najmniej dwukrotnie poroniła w zaawansowanej ciąży. Coś takiego pewnie zostawia ślad na psychice – rzucił, choć psycholog był z niego żaden. Ale skoro Mary Beth była dla nich tak mocno wyczekanym dzieckiem, to jej śmierć – zwłaszcza przypadkowa i taka niepotrzebna – musiała być dla nich ogromnym wstrząsem. A w szoku… ludzie zdolni są do rzeczy, o których nigdy nikt by ich nie podejrzewał. Łącznie z nimi samymi.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie mogła spać. Nie tylko przez energetyki, które po drodze kupiła w sklepie, ale przez konieczność zamknięcia sprawy. Na pewno powinna odpocząć, bo podobno po przespaniu się człowiek miał nowe pomysły i świeże spojrzenie na sprawę, ale przeczucie Eve podpowiadało jej, że nie powinna ustępować. Że jeśli choć na chwilę odwróci wzrok to wszystko przepadnie. Jeszcze nie wiedziała co dokładnie miałoby przepaść i czy jej przeczucie nie było zwykłym „uparciem się”, ale trwała dalej w ów przekonaniu obserwując dom Oswaldów.
Chciałaby z kimś o tym porozmawiać. Podzielić natłokiem myśli i być może w trakcie tego wyłapać coś, co mogła przegapić. Nie była policjantką ani detektywem, ale wynajęto ją aby pomogła w sprawie Mary Beth i to też zamierzała zrobić. Niestety po utracie Ever coraz mocniej odczuwała samotność. Policjantka nie była tylko i wyłącznie jej kochanką, ale najpierw również przyjaciółką, do której teraz nawet nie mogła zadzwonić i się wygadać. To było okrutne, tragiczne i przytłaczające. Lada moment przestanie ukrywać się z tym, że lubiła gadać do psów. Te przynajmniej słuchały i nie oceniały.
Tak bardzo skupiła się na obserwacji domu, że aż drgnęła słysząc otwierające się drzwi od strony pasażera. Psy siedzące z tyłu również postawiły uszy do pionu obserwując, kto taki wchodził do środka. Szybko rozpoznały zapach i wróciły do spania.
- Nadal mają gości. – W domu paliły się w światła a w ich tle wciąż przewijały się różne sylwetki. – Pamiętasz, jak po zaginięciu Isabelle ciągle ktoś przychodził i zawracał nam dupę? – Wtedy tak to odczuwała. Jedynie obecność Sue Ann była tolerowana, bo kobieta nie traktowała zaginięcia dziewczynki jako pretekstu do odwiedzin lub zasięgnięcia kolejnych plotek. Zawsze przy nich była, jako prawdziwa przyjaciółka rodziny.
- Mam jedzenie, jeśli chcesz. – Nie odwracając wzroku od przedniej szyby, z której to obserwowała dom Oswaldów, podniosła papierową torebkę, w której znajdowały się dwa pączki, rogaliki i parówki w cieśnie i coś na wzór mini pizz. Wszystko to kupione w markecie.
- Współczuje im – stwierdziła w kontekście utraty ciąży, ale na pewno nie będzie im współczuć jeśli okaże się, że maczali palce w śmierć dziecka. – Co jednak nie usprawiedliwia ich, jeśli coś zrobili. – Wreszcie spojrzała na brata i dokładnie przyjrzała się jego twarzy. – Zadzwoniłeś do Makayli? – Nie była głupia. Może i brat potrzebował odpoczynku, ale na pewno nie zostawiłby jej samej z byle powodu. Musiało się rozchodzić o coś jeszcze, jak chociażby o rozmowę z kobietą, którą traktował poważnie i tak też chciał przeprowadzić z nią rozmowę; na spokojnie, prywatnie i w pełni odświeżony, jakby z odległości setek kilometrów dało się to wyczuć. Oh, czego to człowiek nie robił z miło.. khe khe.
- Wiesz, że nie ratowałam Peteresona, bo było mi go szkoda? – Czuła, że musiała to sprostować. Brat celował do gościa z broni a ona po postrzale skoczyła mu na pomoc.. – Żal mi było straconych informacji, które mógł posiadać. – Po ich wydobyciu życzyła facetowi śmierci. Niewiele by ją obchodził i nawet byłaby w stanie rzucić go rekinom na pożarcie. – Być może nawet na temat tego dzieciaka Strandów. – Świadomie zahaczyła o tę strunę, ale nie rozchodziło się tylko i wyłącznie o ich złość albo prywatne porachunki. Gość zaczął gadać i być może dałoby się z niego wycisnąć coś więcej, co zbliżyłoby ich do czegoś większego, poważniejszego i przede wszystkim.. cholera, mogliby komuś pomóc. Isabelle nie odzyskają, ale być może pomogliby innym rodzinom odnaleźć zaginione pociechy. – Wszystko przepadło. – I nadal nie rozumiała czemu. Z jakiego powodu policjant strzelił? Czy naprawdę Peterson w tamtym momencie stanowił poważne zagrożenie życia? Czy zabicie go było jedynym sposobem?
- Skąd masz broń, Jer? I proszę, nie mydl mi oczu nowatorską metodą łowienia ryb. – Że niby miałby do nich strzelać. - Dość tych bajek. - Posłała bratu surowe spojrzenie wszem i wobec oznajmiając, że jeśli teraz nie powie prawdy, to Eve będzie na niego cholernie zła.
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– Ta. Każdy chciał pomóc, ale to nie było miłe. To było wkurwiające – stwierdził. Nie potrafił docenić tej troski zarówno wtedy, jak i dziś. Ba, pół biedy jeśli za tym wszystkim rzeczywiście kryła się troska. Niektórzy szukali taniej sensacji, a gdzie indziej ją odnaleźć, jeśli nie w samym epicentrum wydarzeń?
Włożył dłoń do papierowej torby i chwycił pierwszą rzecz, na jaką trafił, od razu wkładając ją sobie do ust. Nie zwrócił uwagi co to, ważne było dla niego by po prostu wypełnił sobie czymś żołądek. – Czy w ogóle cokolwiek może usprawiedliwić zrobienie krzywdy własnemu dziecku? – spytał retorycznie, po czym zerknął na Eve kiedy zadała kolejne pytanie. – Tak – odparł krótko, przeżywając w ustach wylosowanego rogala. – Chciałem, żeby wiedziała że u mnie wszystko gra. I że nie olałem jej wiadomości. Wytłumaczyłem jej po krótce co tutaj robimy. – dodał po chwili. Nie wdawał się w żadne szczegóły, uznając że na to przyjdzie jeszcze pora kiedy spotkają się twarzą w twarz. Poza tym sam chyba musiał przygotować się do tej rozmowy mentalnie. O Isabelle rozmawiał obecnie jedynie z Eve i opowiedzenie o niej Makayli było dla niego pewnym wyzwaniem. Inaczej – otwarcie się przed drugim człowiekiem brzmiało dla Jera jak wspinaczka na Mount Everest. Trudne, ale wykonalne jeśli ma się w sobie na tyle dużo siły.
– Zabrzmi to chujowo, ale nie podejrzewałem cię o to – odparł unosząc lekko kącik ust, po chwili jednak poważniejąc. – Wiem, Eve. Straciliśmy skarbnicę wiedzy, a ci idioci dalej uznają sprzątnięcie go za sukces – westchnął zrezygnowany, zerkając na nią kiedy wspomniała o małym Strandzie. Peterson brał czynny udział w porwaniach, sprzedaży… Jasna cholera, aż zrobiło mu się niedobrze, kiedy pomyślał że dla takich jak on dzieci były towarem, którym można było kupczyć na lewo i prawo.
Nie wierzył też jak policjanci mogli teraz patrzeć rodzicom Mary Beth w oczy i mówić o jakimkolwiek sukcesie. Czy rodzice odzyskali córkę? Nie. Czy kiedykolwiek odzyskają choćby jej ciało, by mogli ją pochować? Tez nie.
Zakładając, że to faktycznie Peterson za tym stał, w co oboje zdawali się wątpić. Na tapecie wciąż była szalona teoria Eve.
Przez chwilę milczał, kiedy poruszyła sprawę jego pracy. Wiedział, że w pewnym sensie dotarł do muru. Że był to czas, by wyłożył karty na stół. – Akurat tę broń kupiłem dawno, dawno temu. Po jakichś dwóch latach od mojego pierwszego wyjazdu z Lorne Bay – oznajmił po chwili namysłu, nie patrząc jednak na siostrę, a skupiając wzrok na domu Oswaldów. – Chwytałem się wtedy różnego rodzaju pracy, głównie jako goryl w szemranych miejscówkach. Z czasem zacząłem nawiązywać bardziej intratne współprace. Na przykład w branży przemytniczej – co brzmiało tak, jakby mówił że pracuje w branży gastro albo w branży prawniczej. – Ale to nie jedyna broń, jaką posiadam. Wszystkie pochodzą z nielegalnego źródła. Powiedzmy, że to taka… forma bonusu świątecznego od mojego obecnego szefa – dopiero teraz zwrócił wzrok na Eve. – Pracuję dla handlarza nielegalną bronią – uściślił, czekając na jej reakcję – a spodziewał się w zasadzie wszystkiego.
Eve Paxton
ODPOWIEDZ