Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
stylówka

Odwiedzanie jednego przez drugiego stało się chyba tradycją. Jeśli Arthur nie przychodził do Valentine'a, to Val przychodził do Fella - jak dzisiaj. Po skończonej pracy, nieco zmęczony Sandoval wsiadł w swojego bentelya i niedługo później zaparkował pod domem księgarza mając nadzieję, że go zastanie. Raczej się nie zdarzało, że mężczyzny nie było w domu pod wieczór, ale przecież zawsze mogło się to zdarzyć, tym bardziej, że nie umawiali się konkretnie, że dziś się zobaczą i o której. Mimo wszystko zwykle jednak jakoś na siebie trafiali, co było właściwie zaskakujące - jakby jeden czekał w domu na drugiego, bo przecież to już stało się niemal oczywistością, że spędzali wieczory razem w jednym lub drugim domu.
No, dobrze, Valentine zaczął dosłownie czekać na Arthura, jeśli sam nie postanawiał go nawiedzić po pracy., a Arthur po jakimś czasie faktycznie się pojawiał, być może wiedziony przeczuciem albo po prostu zniecierpliwieniem, że Sandoval wciąż jeszcze nie pojawił się u jego progu.
Dziś się pojawił. Stanął pod drzwiami w lekkim rozkroku, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie, patrząc gdzieś w dal. Wciąż miał na sobie okulary, które nosił nieraz do pracy i czasami nie zdejmował ich, póki nie kładł się spać (albo - póki nie dostawał czegoś do jedzenia, bo z jakiegoś powodu nie potrafił jeść w okularach: denerwowały go wtedy tym, że zjeżdżają, że w ogóle je tak mocno czuje, rozpraszało go to uczucie i nie mógł się należycie skupić na przeżuwaniu).
Czekał. Czekał, aż Arthur mu otworzy, a kiedy nie działo się to przez dłuższy czas, w policjancie rósł niepokój. A co, jeśli dziś go nie było? Jeśli tym razem nie miał ochoty spędzać z nim wieczoru (i nocy)? Jeśli zaczynał mieć go dość? Jeśli Valentine za bardzo go obłaził i zajmował sobą zbyt wiele przestrzeni...?

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.
stylówka

Arthurowi podobała się ta ich mała rutyna - codzienne spotkania to u jednego, to u drugiego coraz bardziej podnosiły go na duchu i dzięki towarzystwu Valentine'a jeszcze częściej i jeszcze chętniej się uśmiechał. Uwielbiał spędzać z nim wieczory i nawet nie wiedział do końca kiedy stało się to niemalże codziennością, że spędzali noce u siebie nawzajem. Dużo rozmawiali, oglądali filmy, czasem Arthurowi zdarzało się czytać Sandovalowi fragmenty swojej książki (albo podsuwać laptopa Valowi, żeby sobie przeczytał) żeby skonsultować z nim prawdziwość tego, co napisał i czy Sandoval na pewno chciał, żeby książka zawierała te konkretne szczegóły. Uwielbiał też zostawać u niego, zakładać jego koszulkę z misiem (okazało się, że w szafie policjanta znajduje się całkiem sporo koszulek z różnymi misiami i innymi słodkościami), rano pić z nim kawę i rozmawiać o jakichś nieistotnych bzdurach, a potem iść do pracy, całując go uprzednio w policzek (albo niekoniecznie). Dni mijały znacznie lepiej, odkąd miał Valentine'a. O, uwielbiał też, gdy Val zostawał u niego - wtedy to on chodził w ciuchach Arthura, które były na niego za duże i wyglądał w nich jeszcze bardziej słodko i uroczo, tak do kochania i tulenia. No dobra, prawda była taka, że w ogóle uwielbiał Sandovala i każdą spędzaną z nim chwilę, co tu dużo wymieniać.

Dzisiejszy dzień był jednak nieco inny - Saul zadzwonił do niego i zapytał czy Arthur nie chciałby się przypadkiem zająć małą, bo Leo wyciągał go na jakiś wyjazd za miasto; góra dwudniowy, więc Isla miałaby zostać u niego do niedzieli po południu. Oczywiście dodał, że jeśli Arthur nie ma ochoty, to przecież żaden problem, on poszuka jakiejś opiekunki czy coś, ale Fell mu przerwał i powiedział, że bardzo chętnie zajmie się swoją chrześnicą, bo w sumie tak ją traktował, nawet jeśli dziewczynka nie miała chrztu. Lubił się nią zajmować, a że wcześniej nie miał okazji zostawać z nią na tak długo sam, to też przecież nic nie szkodziło - wierzył, że sobie poradzi. Wrócił więc do domu po pracy, umawiając się z Saulem na to o której ma mu podrzucić małą; od tamtego momentu nie minęło zbyt wiele czasu, może jakaś godzina, a Fell usłyszał kolejny dzwonek do drzwi.

- Idziemy zobaczyć kto to? - rzucił wesoło do małej, biorąc ją na ręce i podnosząc z kocyka, na którym się bawiła. Na dywanie był rozłożony kocyk z zabawkami dziewczynki, gdzieś na stoliku stała butelka z mlekiem, leżały pieluszki i inne akcesoria dla niemowląt, a Artek był tak zaaferowany tym, że ma Islę pod opieką, że nawet nie przebrał się po pracy i po prostu się nią zajmował, wpatrując się w nią jak w obrazek. Z dziewczynką na rękach poszedł do drzwi i otworzył je, witając w progu Valentine'a, na którego widok uśmiechnął się szeroko.

- Dzień dobry - rzucił wesoło, cofając się lekko, żeby wpuścić go do środka. Stanął trochę bokiem do niego, wspinając się na palce, żeby złożyć w kąciku jego ust delikatny, czuły pocałunek. - Przepraszam, że tyle to trwało, ale mała nie chciała się za bardzo podnieść - wyjaśnił szybko, mając nadzieję, że Val nie pogniewa się za to, że musiał chwilę poczekać pod drzwiami. - Valentine, poznaj Islę. Isla, to Valentine, mój chłopak, o którym ci tyle opowiadałem - zaśmiał się, podrzucając lekko dziewczynkę, która wlepiała teraz swoje wielkie, niebieskie oczy w mężczyznę i wyciągała do niego rączki.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Trochę go zmroziło. Nie spodziewał się, że u Arthura zastanie kogoś jeszcze, a tym bardziej - że będzie to małe dziecko. Jego brwi powędrowały w górę, a oczy rozszerzyły się znacznie na ten widok. Popatrzył na mężczyznę znad okularów, a po chwili przeniósł zdębiałe spojrzenie na dziewczynkę.
- Isla? - powtórzył za mężczyzną, przeszukując w pamięci informacji o jakichś dzieciach w rodzinie Fella. Nie znalazł nic na temat tego, żeby Arthur był ojcem (zresztą czterdzieści kilka lat to trochę późno na niemowlę), żeby miał jakieś rodzeństwo... Ale był ten cały Saul i chyba o nim księgarz kiedyś wspominał, że został sam z dzieckiem, które nie spodobało się facetowi tamtego.
- Kim jest ta młoda dama? - zapytał po chwili, nie chcąc się jednak wychylać z tym, co znalazł w swojej pamięci. Tak, była pełna szufladek z wiedzą bezużyteczną, ale ta użyteczna wiedza potrafiła się doskonale ukryć i zatrzasnąć. Po chwili wahania wyciągnął palec w stronę dziewczynki i pozwolił jej go chwycić, co spotkało się z pełnym radości śmiechem - Może przeszkadzam? Jeśli tak, to powiedz, pójdę sobie...
Tyknął małą w nosek z uśmiechem. Jeszcze nie wiedział, czy ją lubi, bo nie do końca umiał się zajmować tak małymi dziećmi - istoty tak małe były dla niego zagadką i nie był pewien, jak się do nich mówi, jak się z nimi bawi i przede wszystkim: czy się ich nie skrzywdzi. To były stworzenia tak kruche, że w odczuciu Sandovala wystarczył czasem podmuch wiatru, żeby się połamały. Pamiętał, że miał spore problemy z tym, żeby zajmować się swoim synem, kiedy był w tym wieku, bo wiecznie się stresował, że coś zrobi nie tak.
Wszedł wreszcie do domu i rozejrzał się zaciekawiony. Tym razem wnętrze wyglądało inaczej, niż Valentine je zapamiętał: teraz było pełne oznak obecności niemowlęcia.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Arthurowi zrobiło się jakoś cieplej na sercu, gdy zobaczył jak Valentine wyciąga palec w stronę Isli, która radośnie go chwyta w swoją pulchną rączkę. Ten widok był taki... no, piękny, naprawdę. Poczuł jeszcze większy przypływ miłości w stronę Sandovala i choć miłości mu jeszcze nie wyznawał, to coraz bardziej był pewien, że to jest właśnie to, co do niego czuł. A teraz wręcz ta miłość emanowała z jego uśmiechu i spojrzenia, które wwiercało się w twarz Valentine'a, no i oczywiście w tych ciepłych iskierkach, z którymi zawsze na niego patrzył.

- Córeczka Saula, chyba ci wspominałem, że parę miesięcy temu okazało się, że jest ojcem i... pojawiła się Isla - podrzucił małą lekko, żeby lepiej ułożyła się na jego rękach, uśmiechając się do niej wesoło. Dziewczynka zaśmiała się, wciąż wyciągając ręce w stronę Valentine'a, a gdy dostała "pyk" w nosek zamachała rączkami radośnie, podskakując w ramionach Arthura.

- No już, już, mała, bo mi zaraz wypadniesz - pokręcił głową, wciąż uśmiechnięty i wszedł wgłąb mieszkania, odkładając dziewczynkę po chwili na jej kocyk. Usiadła na nim, machając teraz zarówno rączkami jak i nóżkami, po czym chwyciła jedną ze swoich zabawek, jakiegoś kucyka i wyciągnęła rączkę w stronę Vala, najwidoczniej albo chwaląc się zabawką, albo wręcz prosząc, żeby ją od niej wziął. Może chciała się pobawić? Też jest taka opcja. Isla była bardzo kontaktową dziewczynką, a przy Arthurze zawsze czuła się dobrze, co Fell z satysfakcją obserwował. Może miał rękę do dzieci...? Ostatecznie swoich nie miał, to fakt, ale Monroe'ami się zajmował; Saulem niekoniecznie, bo gdy go poznał to ten już był nastolatkiem, ale za to bliźniakami, Isaakiem i Fabianem, swoim chrześniakiem już jak najbardziej.

Zawsze lubił dzieci, szybko łapał z nimi fajny kontakt i ostatnio coraz częściej nachodziły go smutne myśli, że szkoda, że nie doczekał się własnych. No ale cóż poradzić... Z pierwszą żoną, Sophie, był dość krótko, bo ta szybko rzuciła mu papierami rozwodowymi, powołując się na to, że za dużo czasu spędzał z Samuelem i że przyjaźń była dla niego ważniejsza niż małżeństwo. Jakiś czas później w jego życiu pojawiła się druga żona, którą bardzo kochał i z którą chciał założyć rodzinę, mieć dzieci i domek z białym płotkiem, ale mieli trudności z zajściem w ciążę, a później okazało się, że jego ukochana ma nowotwór, którego leczenie nie przynosiło żadnych efektów. Po jej śmierci załamał się, nie wychodził z domu i właściwie tylko dzięki wsparciu Samuela stanął jakoś na nogi. Z teraz... teraz raczej nie miał perspektywy na posiadanie dzieciaczka, więc trochę "odbijał to sobie" właśnie dzięki Isli i zajmowaniu się nią.

- Nie wygłupiaj się, zostań. - gdy odłożył małą na kocyk i nie musiał już trzymać jej na rękach podszedł do Sandovala i objął go za szyję jedną ręką, drugą dłoń opierając o jego pierś. Popatrzył mu w oczy z szerokim uśmiechem na ustach i tym razem sięgnął do jego warg, całując go delikatnie i nieco niepewnie. Lubił uskuteczniać z nim takie delikatne czułości, uwielbiał iskierki które wyczuwało się w powietrzu pomiędzy nimi i podobało mu się też to, że mimo że oficjalnie byli parą (jakkolwiek podstawówkowo by to nie brzmiało), to jeszcze nie poszli "na całość". Leciał na niego cholernie mocno, śnił o nim już wiele razy i wielokrotnie miał ochotę po prostu go rozebrać i przelecieć, ale mimo wszystko im dłużej to powstrzymywał, to miał wrażenie, że to wszystko w nim rosło i dzięki temu gdy już do czegoś pomiędzy nimi dojdzie, to będzie to jeszcze bardziej niesamowite, niż gdyby to zrobili "już, teraz, natychmiast".

- Nie przeszkadza ci jej obecność, prawda? - zapytał po chwili, trochę się obawiając, że może Val uzna, że niekoniecznie chce spędzać czas z Arthurem i Islą i będzie wolał przyjść innym razem. - Dopiero niedawno Saul mi ją podrzucił, ma zostać do niedzieli po południu, bo wyjechał gdzieś ze swoim nowym... - dodał jeszcze po chwili, wciąż z uśmiechem, muskając nosem jego policzek. - Ale mam podzielną uwagę i mogę się zająć i nią, i tobą - zaśmiał się cicho.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Córka Saula... - powtórzył z namysłem, przyglądając się Isli jak jakiemuś ciekawemu okazowi. Jeszcze nie był pewien, co o niej myśli, ale bądźmy szczerzy: nie był tym typem człowieka, który dzieci uważał za największe zło tego świata i ich nie znosił. Nie cierpiał jedynie towarzystwa tych dzieci, których matki uważały, że bezstresowe wychowanie oznacza pozwalanie dziecku na wszystko i włażenie każdemu dookoła na głowę. Do dzieci nie miał pretensji, bo to tylko dzieci - ktoś powinien je wychowywać i pokazywać świat, uczyć zasad współżycia społecznego, a któż miał to zrobić, jeśli nie ich rodzice? Jeśli zaś rodzice mieli pretensje o każde zwrócenie ich bąbelkowi uwagi i obszczekiwali ludzi słowami "to przecież tylko dziecko!", to trudno oczekiwać, że dzieci będą się zachowywać tak, żeby dało się z nimi wytrzymać.
Isla jednak nie wyglądała na taką, nie krzyczała (przynajmniej na razie) i nie wydawała się żądać różnych rzeczy. Raczej wyglądała na stosunkowo wesołe dziecko, choć Valentine dostrzegł w jej oczach jakiś cień smutku - możliwe, że spowodowany rozłąką z matką i faktem, że jej ojciec przechodził niedawno załamanie emocjonalne, jak Arthur mówił.
Ukucnął przy dziewczynce, gdy ta wylądowała już na kocyku i wyciągnęła do niego swojego kucyka. Sandoval wziął zabawkę z uśmiechem, obrócił ją w palcach parę razy, po czym przegalopował zwierzakiem kilka razy w tę i z powrotem przed dziewczynką, na co ta zareagowała radosnym piskiem i machaniem łapkami.
On też nie miał dzieci, ale - w przeciwieństwie do Arthura - obecnie już tego nie żałował. Kiedyś bardzo chciał być ojcem, ale się nie złożyło, a kilka lat temu doszedł do wniosku, że to jednak lepiej, że nie został ojcem, bo chyba nie umiałby się zająć szkrabem. Nie umiał się dogadywać z maluchami. A może przy Isli się nauczy, jeśli ta będzie z nimi częściej przebywać...?
- Ze swoim nowym...? - znów powtórzył za Arthurem, prostując się chwilę przed tym, gdy ten nadciągnął i objął go za szyję. Oddał mu pocałunek równie delikatnie i niepewnie, obejmując go czule w pasie - on też lubił te trochę niepewne pocałunki, z których każdy wydawał mu się pierwszym, jakby magicznym, niespotykanym; takim, wokół którego unosiły się drobne światełka i który sprawiał, że w jego brzuchu coś się przyjemnie obracało. To chyba się nazywało motylkami...? - Ma już nowego faceta? Już przebolał poprzednie rozstanie?
Nie oceniał, choć mogło to tak zabrzmieć. To było w jego wykonaniu zwykłe pytanie, nie mające żadnego dodatkowego dna: w jego słowach zwykle nie należało szukać niczego więcej, niż mówił, choć nieraz mówił takie rzeczy które brzmiały, jakby tych den było i dziesięć.
- Nie przeszkadza mi jej obecność. A Saul ma w zwyczaju tak znienacka ci ją podrzucać?

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Zachowanie dzieci w dużej mierze - jeśli nie w największej - zależało od zachowania ich rodziców i od tego jak ci rodzice swoje dzieci traktują. Arthur również niejednokrotnie spotkał się z matkami, które uważały, że ich słodki bąbelek jest przecież "tylko dzieckiem", więc wolno mu dosłownie wszystko, włączając w to wchodzenie niemalże na głowę ludziom - choćby w kawiarni czy restauracji. Fell nie miał jednak poczucia, że Isla jest takim niewychowanym dzieckiem, które uważało, że wszystko mu wolno i większość swoich żądań wyrażało krzykiem i przerysowanym, wymuszonym płaczem. Dziewczynka sprawiała często wrażenie starszej i dojrzalszej niż była w rzeczywistości; mimo że miała około dziewięciu-dziesięciu miesięcy, to jednak czasem Arthur odnosił wrażenie, że zachowywała się dojrzalej niż niejedno starsze od niej dziecko. Nie miał jednak aż takiego porównania, więc może było to tylko wrażenie, ale mimo wszystko... no, kochał tą dziewczynkę i zrobiłby dla niej wszystko. Nie uważał się za jej ojca, co to to nie, była to córeczka Saula i nie rościł sobie żadnych praw do jej wychowania, ale bardzo chętnie pomagał w opiece nad nią i cieszył się każdą chwilą, którą mógł spędzić z tym przeuroczym dzieciakiem.

Przyglądał się z uśmiechem temu jak Valentine zabawiał małą przy pomocy kucyka, którego mu wręczyła. Miło było patrzeć na taki widok, a Valentine niesamowicie pasował do tego kolorowego, pełnego gwiazdek i motylków obrazka, który na moment pojawił się w głowie Arthura. To jest ten moment, w którym patrzysz na faceta i myślisz sobie, że fajnie siedziałoby się u jego boku na ganku domku otoczonego białym płotkiem, w dłoni trzymając kubek parującej kawy albo kakao i obserwując bawiące się w ogrodzie dzieci. Obrazek, którego do tej pory Arthur nie doświadczył zbyt często w swojej głowie, a który był naprawdę... przyjemny i napełniający serce i duszę księgarza ciepełkiem i miłością.

Przymknął oczy, gdy Valentine odwzajemnił jego pocałunek; on również za każdym razem miał wrażenie, że ten pocałunek jest tym pierwszym, również czuł motylki w brzuchu, a pod zamkniętymi powiekami widział błyski iskierek. Palcami sięgnął do kołnierzyka w jego koszuli i poprawił go, nieco odruchowo, otwierając oczy chwilę po tym, gdy już się od siebie oderwali. Mogliby tego nie robić w ogóle, ich usta mogłyby pozostawać złączone już na zawsze, przynajmniej tak uważał Fell za każdym razem, gdy ten pocałunek dobiegał końca.

Arthur nauczył się już Valentine'a na tyle, żeby wiedzieć, że w większości momentów mężczyzna nie miał nic złego na myśli, nie chciał nikogo zranić czy skrzywdzić, a jedynie wyrażał się w pewien specyficzny sposób; naprawdę dość szybko zaakceptował go takim jaki był i chyba był coraz pewien tego, że go kocha, razem z tymi wszystkimi jego specyfikami.

- Nie wiem czy przebolał, chyba jeszcze nie do końca, ale ewidentnie stara się ułożyć sobie życie na nowo - uśmiechnął się lekko pod nosem, ciesząc się, że Saul próbuje dać szansę nowemu związkowi, nowej miłości i mając jednocześnie nadzieję, że uda mu się zbudować coś, co będzie trwałe i szczęśliwe. Życzył mu tego z całego serca. - Szczerze mówiąc mam nadzieję, że tym razem mu się uda. Chłopak nie ma szczęścia do facetów, ale ja nadal liczę na to, że w końcu spotka kogoś, kto będzie go traktował poważnie i przede wszystkim szanował. I siebie, i jego. - westchnął cicho na wspomnienie Klausa, ale nie chciał o nim teraz rozmyślać. Niechętnie odsunął się lekko od Valentine'a, na pożegnanie jeszcze muskając kciukiem skórę na boku jego szyi. - Nie, nieczęsto mi go podrzuca, ale nakłaniam go, żeby robił to częściej - zaśmiał się, spoglądając na Islę, która wróciła grzecznie do zabawy kucykami, leżąc teraz na pleckach i latając kucykami nad swoją głową. - Lubię się nią zajmować, serio, jest przeurocza - dodał jeszcze, z rozczuleniem obserwując dziewczynkę przez chwilę, po czym przeniósł jasne oczy na twarz policjanta. - Napijesz się czegoś? A może jesteś głodny? Zrobiłem wczoraj naleśniki bolognese, jeśli masz ochotę, mogę ci odgrzać. - cmoknął go jeszcze w policzek, nie mogąc się powstrzymać.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
On też nie lubił odrywać się od Arthura i kończyć pocałunków, które wciąż jeszcze ograniczały się do poziomu okazywania czułości i nie szły dalej - w stronę pożądania i kolejnych kroków tej relacji. Valentine właściwie sam nie wiedział, dlaczego jeszcze nie przeszli dalej, ale chyba żaden z nich jeszcze nie czuł takiej potrzeby... a może Arthur ją odczuwał...? Możliwe. To nie tak, że Sandoval nie miał ochoty pójść z nim do łóżka, ale chyba nie czuł się na to jeszcze gotowy: po pierwsze ich relacja była wciąż młoda, a oni nie byli jednak smarkaczami, tylko dorosłymi, poważnymi facetami. Po drugie: Arthur byłby drugim mężczyzną, z którym Valentine poszedłby do łóżka, do niedawna właściwie nie rozmyślał nad swoją orientacją i nie rozważał możliwości wchodzenia w związki z mężczyznami, więc chyba potrzebował trochę czasu, żeby się z tym oswoić. Tym niemniej Fell mu się podobał, z każdym dniem coraz bardziej i policjant czuł do niego coraz większe przywiązanie (nie śmiał jeszcze nazywać tego miłością). Teraz, gdy zobaczył go z dzieckiem na rękach i iskierki w jego oczach, gdy patrzył na Islę, jak się wyraźnie cieszył z tego, że może się nią zajmować; Val po raz kolejny uznał, że to jest naprawdę ciepły, kochany i godny zaufania człowiek, który w dodatku pięknie wygląda z dziećmi i pasuje do obrazka słodkiej rodzinki w domku z białym płotkiem.
- To dobrze, że stara się ułożyć sobie życie. A kim jest ten jego nowy facet? Wiesz coś o nim?
Nie znał Saula, ale nasłuchał się o nim tyle, że zaczynał powoli czuć się jak ktoś na kształt jego starszego brata, opiekuna czy kogoś takiego - kogoś, kto dba o tego chłopaka i chciałby dla niego jak najlepiej, więc powinien pilnować, co się u niego dzieje, bo ten Monroe sobie sam średnio radzi i podejmuje złe decyzje, przez które potem cierpi. Teraz uruchomiła mu się kontrola nowego faceta Saula: czy ten okaże się dla niego odpowiedni i nie będzie podobny do tego całego Klausa.
- Naleśniki brzmią dobrze - odpowiedział na propozycję obiadu i rozejrzał się odruchowo wokół siebie. Jego wzrok padł na Koszmarną Krwiożerczą Bestię, Zagrożenie Australii, Pomiot Zębatych Potworów - Arthur...? Dlaczego Puff ma kokardkę na uchu...?

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Czy Arthur odczuwał potrzebę pójścia z Valem do łóżka...? W pewnym sensie tak, bo mężczyzna mu się podobał, przywiązywał się do niego coraz bardziej i coraz mocniej zdawał sobie sprawę z tego, że po prostu przepadł, zauroczony niczym szczeniak w gimnazjum. Z drugiej jednak strony nie czuł na to aż takiego parcia; wyobrażał sobie to czasami, parę razy też śniło mu się, że poszli już na całość, ale nie czuł, że jest mu to konieczne do szczęścia tu i teraz. Miał też wrażenie, że gdyby faktycznie niemal od razu zdecydowali się na ten krok, to mogłoby to coś między nimi popsuć. Nie musiało tak być, jasne, niekoniecznie seks musiał mieć jakieś natychmiastowe, tragiczne efekty, ale póki co Fellowi było dobrze tak, jak było. Przytulanie się do Valentine'a, pocałunki i niewinny dotyk w zupełności go zadowalały. Poza tym - do tej pory był w łóżku z jednym facetem, z Samuelem, nigdy wcześniej nie miał "takich" doświadczeń, a po rozstaniu... cóż, raczej nie był skłonny do romansowania czy nawet przygodnego seksu. Zbyt wiele go to wszystko kosztowało, zwłaszcza psychicznie, żeby plątać się w jakiekolwiek relacje od razu po rozstaniu. A Valentine...? Z nim łączyło go coś więcej niż tylko to, że podobał mu się pod względem fizycznym. Miał poczucie, że łączy ich coś na płaszczyźnie... hm, duchowej? Jeśli wierzyć w takie rzeczy oczywiście. Coś mu podpowiadało, że byli po prostu dwiema połówkami jednego jabłka, które dopiero teraz się spotkały i dopiero w tym momencie mogły próbować się połączyć. Poetycko, cholera, ale czego się spodziewać po pisarzu...?

Zawahał się chwilę słysząc pytanie mężczyzny; to nie to, że nie chciał mu odpowiedzieć, ale nie był pewien czy Saul życzył sobie, żeby rozpowszechniać takie informacje. Chociaż... ostatecznie - ten jego facet był od niedawna miejscowym księdzem, a z tego co Arthur zauważył, to niespecjalnie krył się z tym, że widuje się z Monroe'em. Poza tym nie było to raczej zakazane z punktu widzenia prawa, więc chyba mógł zdradzić ten szczegół gliniarzowi, prawda...? Odpowiedział więc po chwili wahania:

- Z tego co wiem, to facet jest księdzem. - zerknął kontrolnie na Vala, żeby dostrzec ewentualne oznaki nadchodzącej burzy na jego twarzy. - Poznali się dość niedawno, chyba mniej więcej wtedy, kiedy my, bo jak mu o tobie opowiadałem, trochę po Walentynkach, to wspomniał o nim po raz pierwszy. - uśmiechnął się lekko, mimowolnie powracając wspomnieniami do baru, rozrzuconych wszędzie serduszek i wszechobecnego różu. Wtedy uważał, że to tandeta i wkurzały go te zakochane pary dookoła, ale teraz, z perspektywy wydarzeń, które od tamtego momentu nastąpiły, bardzo miło wspominał tamten walentynkowy wieczór. - Wiem, że pomaga mu stanąć na nogi, Saul jest przy nim jakiś taki... spokojniejszy. Może nie weselszy, to jeszcze chyba nie ten etap, ale wydaje mi się, że ostatnio postanowił dać szansę temu Leo; w każdym razie skoro gdzieś razem wyjechali, to wnioskuję, że coś tam się między nimi kroi większego, niż tylko rozmowy przy piwie.

Obrócił się już i odpłynął w stronę kuchni, skoro Valentine wyraził chęć zjedzenia naleśników, gdy usłyszał pytanie o królika. Zatrzymał się, spojrzał przez ramię na mężczyznę i uśmiechnął się do niego przesłodko, a w jego oczach rozbłysły diabelskie iskierki.

- Nie wiem... to pewnie Isla się z nim bawiła - zaśmiał się i zniknął w kuchni, wyjmując z lodówki naleśniki i zajmując się ich podgrzewaniem.

W tym czasie Valentine został w salonie sam na sam z Futrzastym Białym Potworem, który kicał sobie radośnie po pomieszczeniu (Arthur nie trzymał go raczej w klatce, chociaż była otwarta i jeśli Potwór chciał, to mógł się w niej zaszyć, natomiast drzwiczki głównie pozostawały otwarte - chyba że wychodził z domu, wtedy dla bezpieczeństwa go zamykał, żeby zwierzę nigdzie nie uciekło, nie utknęło i nie zrobiło sobie krzywdy). No i oczywiście była też Isla, która teraz machała rączkami, próbując zwrócić na siebie uwagę i robiąc coś w stylu "brrrrr", a w każdym razie wydając buzią jakiś bliżej nieokreślony dźwięk. Biedny Valentine, otoczony tyloma czynnikami, które mogły mu zrobić coś złego...

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
trigger warning
treści nieprzychylne wobec księży, wspomnienie o pedofilii i homofobii
Spoiler
- Księdzem? - uniósł brwi, patrząc na Arthura okrągłymi oczami - Znaczy - takim protestanckim, tak? Takim, że może sobie mieć rodzinę? Czy z rodzaju tych katolickich, którym nic nie wolno, a bycie nieheteroseksualnym jest złe?
Jeśli to byłby ksiądz protestancki, to właściwie nie byłoby w tym związku nic dziwnego, ale jeśli rzeczywiście chodziło o księdza katolickiego, to Val musiałby przyznać, że byłby zaskoczony i nieco zmieszany. Nie był wierzący, co to, to nie, ale wiedział, jakie zasady obowiązują duchownych tego wyznania i jaki większość z nich ma stosunek do osób nie wpisujących się w cisheteronormę. Oczywiście wielu z tych najbardziej grzmiących nie przeszkadzało to jednocześnie łamać celibatu, nieraz z osobami płci męskiej. I wtedy pół biedy, jeśli te osoby były pełnoletnie i mogły same decydować o tym, co chcą robić. Jednak byli i tacy księża, którzy nie byli nastawieni negatywnie do żadnej inności, tylko rzeczywiście przychylni ludziom, byli duchownymi z powołania. Może Saul trafił na takiego...? Jakoś z tego, co Valentine o nim słyszał, ciężko byłoby mu sobie wyobrazić, że chłopak wpakowałby się w romans z kimś, kto grzmiał na osoby tęczowe i był hipokrytą.
Chociaż z drugiej strony - był z Klausem, okej. Ale tamten chłopak nie był homofobem, a jego hipokryzja nie była chyba tak jawna.
- Hm - skomentował tylko informację o bawieniu się z królikiem przez Islę. Wsunął dłonie do kieszeni i patrzył przez jakiś czas na przyozdobioną Bestię, kicającą wokół niego i obwąchującą jego stopy. Śmiesznie łaskotała go noskiem w palce - Czy to ty jesteś odpowiedzialna za tę kokardę? - Val zwrócił się do Isli, która zaprzestała wydawania dźwięków i popatrzyła na niego swoimi wielkimi, błyszczącymi, niebieskimi oczami, wyraźnie starając się zrozumieć, co facet do niej mówi.
- Da? - zapytała po chwili, zaraz jednak straciła zainteresowanie Sandovalem, bo Puf podszedł do niej ostrożnie i zaczął poruszać noskiem z bezpiecznej odległości, tuż poza zasięgiem jej rączek, które dziewczynka zaraz do niego wyciągnęła i zaczęła go nawoływać po swojemu. Kiedy przeturlała się tak, by ostatecznie wylądować na czworakach i podejść do zwierzaka, królik ewakuował się za zasłonę zwisającą z okna.
- Byłeś z królikiem u weterynarza, którego ci poleciłem? Jest wykastrowany i zdrowy? - Val zapytał, wciąż obserwując poczynania dziewczynki, która pełzła teraz w stronę, gdzie uciekł królik, ale ten zdążył już przemieścić się do innego pokoju, gdzie był bezpieczny.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.
trigger warning
również podobne tematy jak wyżej

Uśmiechnął się lekko pod nosem i wzruszył ramionami, słysząc jego pytanie.

- Nie wiem tak dokładnie. Zrozumiałem, że raczej takim normalnym, w sensie katolickim... - zerknął na mężczyznę nieco niepewnie. Chyba domyślał się o czym ten teraz myślał. - Ale wydaje się całkiem w porządku. I widzę, że zależy mu na Saulu i na Isli, a to chyba najważniejsze.

Jeśli chodziło o Arthura to on raczej nie był z tych, którzy oceniali ludzi po samym zawodzie (a umówmy się - bycie księdzem to też zawód, nawet jeśli wielu by się oburzyło, bo "to przecież nie zawód, a powołanie!"); wiedział, że wśród księży bywają różne indywidua, ale przecież wiedział, że każdy ksiądz był inny, każdy gliniarz, każdy pisarz, każdy człowiek w ogóle, więc w każdym zawodzie mogli trafić się ci źli i zepsuci oraz ci, którzy swoją pracę wykonywali sumiennie i starali się nie krzywdzić przy tym innych. Może i nie znał Leonardo jakoś bardzo, widział go przelotnie parę razy, ale wydawał się chyba całkiem ok, no i przede wszystkim Fell nie miał wrażenia, że to ksiądz z rodzaju tych, którzy grzmią na ambonie o tym jacy nieheteroseksualni ludzie są źli i jak to chcą adopcji dzieci, żeby je krzywdzić.

Arthur dość szybko uporał się z podgrzaniem naleśników, więc chwilę później wrócił z dwoma talerzami i sztućcami. Naleśniki pachniały chyba całkiem nieźle, bo Fell dość dobrze gotował, nawet jeśli często nie miał na to ani siły, ani ochoty. Ostatnio jednak było z nim coraz lepiej, w dużej mierze dzięki Valentine'owi właśnie, więc i chęci do gotowania powoli wracały. Postawił oba talerze na stoliku przy kanapie i popatrzył z uśmiechem na Islę raczkującą po podłodze w kierunku uciekającego od niej króliczka. Zachichotał pod nosem.

- Jezu, jak te dzieci szybko rosną - mruknął do siebie, kręcąc głową, po czym skupił spojrzenie na policjancie, gdy usłyszał pytanie. Najpierw usłyszał jego głos, potem dotarło do niego to, że było to pytanie skierowane do niego, a dopiero na końcu zrozumiał sens tych słów. Czasem tak miał, zwłaszcza gdy się zamyślił i ktoś go z tego zamyślenia wyrwał. Powoli kiwnął więc głową, uśmiechając się do mężczyzny.

- Tak, byliśmy z Puffem u weterynarza. Wykastrowany. I wszystko z nim w porządku. - zniknął jeszcze na chwilę w końcu, wracając zaraz potem z dwiema butelkami piwa, które ustawił obok talerzy. Usiadł na kanapie i przez chwilę obserwował jeszcze Islę, po czym nie odrywając wzroku od małej, rzucił:

- Czytałem wczoraj, że Tom domaga się apelacji, nie wiem czy słyszałeś - odchrząknął krótko, sięgając po piwo i popatrzył na twarz policjanta. - Szukałem czegoś do nowego rozdziału i jakoś rzuciło mi się w oczy. - dodał po chwili. - Będziesz musiał zeznawać ponownie...?

Wiedział, że temat byłego partnera nie jest dla Vala łatwy i przyjemny, ale Arthur miał wrażenie, że im dłużej i częściej o nim rozmawiali, tym Valentine lepiej się czuł. Potrzebował z siebie wyrzucić niektóre rzeczy, podobnie jak Fell miał z rozmowami o Samuelu, do którego również czasem wracał w myślach lub rozmowach.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- No, jeśli jest dobry dla Saula według ciebie, to może i jest... - mruknął, ale w jego głosie było słychać wyraźne powątpiewanie. On również starał się nie oceniać ludzi po wyglądzie, pochodzeniu, zawodzie czy czymkolwiek innym, co nie było związane z ich zachowaniem; ale niestety do księży jako ogółu grupy społecznej miał uraz. Owszem, spotkał na swojej drodze kilku fajnych księży, więc miał świadomość, że tacy istnieją, jednak do każdego z nich odnosił się na początku z nieufnością. Ci ludzie nie zaczynali u niego "od zera", tylko od razu na niewielkim minusie i mogli go najwyżej podnieść na plus. Żaden z księży nie był u niego na zerze. Valentine zdawał sobie sprawę z tego, że kieruje się w tej materii stereotypami i uprzedzeniami, ale nie zamierzał z tym nic zrobić: nie krzywdził księży, nie wyzywał ich wszystkich jako grupy społecznej, nie okazywał swoich uprzedzeń przy zetknięciu z konkretnym osobnikiem, więc de facto nikogo nie krzywdził i był otwarty na dostrzeganie pozytywnych cech napotykanych ludzi.
Kiwnął głową na znak, że Arthur dobrze zrobił, wykonując polecenie zabrania królika do weterynarza. Gdzieś w powietrzu wisiało stwierdzenie "good boy". Usiadł i wciągnął w nozdrza zapach potrawy, uznając, że pachnie naprawdę zacnie i smakowicie - nie mógł się doczekać, aż zacznie jeść, jednak nie złapał widelca od razu: nie lubił gorącego jedzenia. Często parzył się w usta i wolał tego unikać. Wielu ludzi z jego otoczenia często strofowało go, że ma zacząć jeść, bo wystygnie - nie brali pod uwagę, że właśnie o to chodziło. Mógł im to tłumaczyć do upadłego, a i tak za każdym razem, gdy siadał przy stole z tymi samymi osobami, zawsze słyszał to samo: "jedz, bo wystygnie".
Spiął się zaraz, słysząc o Tomie i jego apelacji.
- Tak - powiedział po chwili, patrząc gdzieś w bok, wyraźnie spięty - Dostałem powiadomienie i wezwanie na rozprawę w charakterze świadka.
Nie można powiedzieć, że lubił ten temat, bo prawdę mówiąc go nie znosił. Faktem jednak było to, że kiedy o tym rozmawiał, kiedy mógł wyrzucić coś z siebie, gdy mógł powiedzieć, co mu leży na sercu, to czuł się ostatecznie lepiej, lżej. Arthurowi początkowo nie chciał opowiadać zbyt dużo, jednak powoli się otwierał i dodawał coraz więcej szczegółów, coraz bardziej swobodnie mu się o tym rozmawiało z pisarzem - coraz bardziej mu ufał i teraz już wiedział, że Arthur nie zrobi z tymi informacjami niczego, na co Valentine by się nie zgodził.
- Pierwsza rozprawa będzie jakoś w połowie kwietnia - podjął po chwili, unosząc wzrok i kierując go na twarz partnera - Będę musiał pojechać do Canberry, podejrzewam, że na jednym przesłuchaniu może się nie skończyć, a poza tym... Chyba tym razem chciałbym być przy tym. Przy całości, nie tylko gdy sam będę zeznawał. To będzie kolejna apelacja, poprzednia została odrzucona; teraz się trochę boję, że faktycznie mogą mu złagodzić wyrok albo wręcz go uniewinnić... Chociaż w to drugie wątpię, bo są zbyt mocne dowody; ale obawiam się złagodzenia kary, a tego bym jednak nie chciał.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Arthur też miał różne doświadczenia z księżmi, natomiast u niego każdy człowiek zaczynał nie od zera, tylko od minimalnego plusa, a co potem z tym zrobił w trakcie, to już wychodziło różnie. Weźmy przykład Klausa - zaczął na plusie, potem plusował coraz bardziej, zwłaszcza swoją błyskotliwością i znajomością literatury, a chwilę później wszystko poszło na łeb na szyję, gdy nie docierało do niego zwykłe i proste słowo "nie", gdy sięgał rękami tam, gdzie nie powinien, gdy wreszcie pocałował Arthura przy wszystkich ludziach w bibliotece... Fell rzadko się denerwował i rzadko krzyczał, ale to był chyba jego limit, który zdecydowanie został przekroczony w tamtym momencie. Takich osób też mógłby wymienić dość sporo (o Samuelu wolał nie myśleć, ale on też by tu pasował), ale tak naprawdę nie o tym była mowa. Księża zaczynali u niego zwykle na minimalnym plusie, część z nich potem wędrowała znacznie wyżej i bardziej plusowała, a część... no, część wręcz przeciwnie.

Ich spojrzenie na świat nieco się różniło, podejście do pewnych kwestii też, ale Arthur nie czuł, że w jakimkolwiek stopniu im to przeszkadza. Lubił rozmawiać z Valentinem, dowiadywał się od niego wielu ciekawych rzeczy, miał wrażenie, że Val uczył się też od niego pewnych kwestii - obaj uczyli się od siebie życia, trochę metaforycznie, trochę dosłownie. Przez to, że wiele ich łączyło, ale i że mieli między sobą sporo różnic, nigdy się przy nim nie nudził. Mógł z nim rozmawiać dosłownie godzinami, niejedną noc już przegadali, oglądając teoretycznie film, ale w trakcie wywiązywała się pomiędzy nimi dyskusja, która pochłaniała ich do reszty; film odchodził wtedy na dalszy plan, zostawała głównie rozmowa, patrzenie sobie w oczy, ożywiona dyskusja... To była jedna z rzeczy, która sprawiała, że Arthur zakochiwał się w Sandovalu coraz bardziej; nawet jeśli sam nie przyznał jeszcze przed sobą, że faktycznie go kocha, nie mówiąc już o tym, żeby powiedzieć to na głos.

Proces zakochiwania się wydawał mu się jednak fascynujący; to, że z każdym dniem i z każdym spotkaniem widział w nim więcej rzeczy, które wprost uwielbiał. Poddawał się temu, niczego nie negował, brał po prostu od życia to, co los mu podsyłał - a że w Walentynki podesłał mu Valentine'a, mężczyznę o pięknym umyśle, pięknym uśmiechu i pięknych oczach, to Arthur korzystał z tego jak tylko mógł, spędzając z nim chętnie każdą wolną chwilę.

Przyjrzał mu się z troską, widząc że mężczyzna spiął się słysząc o Tomie. Nie dziwił się temu, absolutnie, spodziewał się tego, ale czuł, że musi ten temat poruszyć. Rozumiał też w pełni to, że Valentine potrzebował na chwilę odwrócić wzrok i bardzo doceniał moment, w którym jego oczy ponownie skrzyżowały się ze spojrzeniem Arthura. Zauważył, że Sandoval uczył się coraz częstszego patrzenia mu w oczy i miał wrażenie, że nie sprawiało mu to już aż takiego problemu jak na samym początku. Czuł, że była to jego zasługa, przynajmniej w jakimś sensie i czuł się z tym cholernie dobrze.

- Chcesz, żebym pojechał tam z tobą...? - zapytał po chwili, kładąc dłoń na jego przedramieniu, by po chwili przesunąć ją nieco wyżej i objąć palcami jego nadgarstek. Chciał mu tym samym dodać otuchy, pokazać, że go rozumie, że przy nim jest i że gdyby Valentine czegokolwiek potrzebował, to może się do niego zwrócić. - Nie przypuszczam, żeby zamknęli rozprawę dla "widowni", więc mógłbym wejść, przy okazji przydałoby mi się to do książki... jeśli chcemy, żeby była jak najbliższa faktycznym wydarzeniom. - uśmiechnął się łagodnie. Ale nie, nie chodziło mu wyłącznie o napisanie książki; gdyby tak było i gdyby był poszukiwaczem sensacji, chcącym jak najwięcej zarobić, to nie mówiłby Valentinowi, że może zrezygnować z tej historii, jeśli opisywanie jej mu nie odpowiada. Fellowi nie zależało na zysku; zarabiał na księgarni, wiodło mu się właściwie nie najgorzej, po sprzedaży domu po rodzicach zamieszkał w niewielkim, ale przytulnym mieszkaniu i naprawdę był ostatnią osobą, która liczyła na tanią sensację i dużo zarobek.

- Jeśli nie chcesz mojego towarzystwa to po prostu powiedz, to tylko propozycja - czule pogłaskał kciukiem wewnętrzną stronę jego dłoni, przysuwając się do niego odrobinę i opierając mu głowę o ramię. Obserwował przy okazję Islę, która na razie straciła zainteresowanie królikiem (który pobiegł do sypialni Arthura i póki co nie wystawiał stamtąd noska) i teraz podchodziła do kanapy, wspinając się zaraz później - a raczej próbując się wspiąć - na kanapę. Fell widząc jej zmagania pochylił się do dziewczynki i wziął ją na ręce, sadzając ją sobie na kolanach. Dziewczynka ewidentnie się ucieszyła, siedziała teraz uśmiechnięta na kolanach Fella, machając nóżkami i wyciągając rączki do Valentine'a. Wlepiała też w niego swoje wielkie, niebieskie ślepka.

- Mam nadzieję, że wiesz, że nie proponuję ci tego tylko ze względu na książkę, prawda? - zapytał po chwili, patrząc na niego i gładząc delikatnie plecki dziewczynki, jakoś odruchowo. Lubił głaskać ludzi. - Chciałbym cię po prostu jakoś wesprzeć, być przy tobie w momentach, które będą dla ciebie na pewno trudne. - westchnął cicho, wolną dłoń znów kładąc na dłoni Valentine'a. - Zależy mi na tobie, wiesz? Chcę cię wspierać, tylko tylko mogę. Jeśli mi pozwolisz. - dodał nieco ciszej. Isla zamachała rączkami i wydała jakiś radosny odgłos, chyba potwierdzając słowa Fella.

Valentine Sandoval

ODPOWIEDZ