policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)

Zawsze brakowało mu kogoś, kto postrzegałby świat podobnie. Miał rodzinę, znajomych i przyjaciół i wielu z nich odbierało na podobnych falach, chociaż czasami Agustus czuł się nie do końca rozumiany. Kiedy on zatrzymywał się, żeby przyjrzeć się motylom uczepionym kolorowych kwiatów, aby obserwować jak otwierają i składają barwne skrzydła, reszta pędziła gdzieś dalej, skoncentrowana głównie na sobie i na rzeczach, które mieli do zrobienia. On mógłby stać w miejscu nawet godzinami, nadając tym motylom imiona i obserwując jak zamieniają się z innymi, bo kiedy jedne odlatywały, na ich miejscu pojawiały się inne, którym także pragnął poświęcić odrobinę swojego czasu.

Klaus zaskakiwał go nie raz, a jego melancholia była jak motyle skrzydła - delikatna i zwiewna. Gus czasami miał wrażenie, że Werner zatrzymywał się w czasie i w zwolnionym tempie obserwował świat, błądząc w tylko jemu znanych myślach. Był jak motyl, którego barwy nie były jeszcze do końca widoczne, ale z każdym kolejnym spotkaniem pokazywał mu ich cząstkę. Były takie momenty, jak ten z kamieniem, które urzekały Langforda i zapierały mu dech w piersiach. To było tak unikatowe w swojej zwyczajności, w prostocie niezwykle pięknej, wręcz poetyckiej. Drobne palce zaciśnięte na twardym, kolorowym kamieniu, poruszające się pod skórą kostki, delikatny smutny uśmiech, tajemniczy błysk w oku i głos tak melodyjny, wypowiadający charakterystycznym akcentem słowa dotykające duszy. Nie znał nikogo innego, kto by tak mówił.

Gus był jak romantyczny list w butelce, pisany dłonią Klausa. Był jak piękne słowa, które uchodziły spomiędzy rozchylonych warg Niemca, jak urywany oddech, którym owiewał jego twarz. Chciał to chłonąć całym sobą, chciał by to przez niego przechodziło, chciał tym żyć, tym oddychać. Pragnął by jego serce biło w tym samym rytmie, co chłopaka, który bez dwóch zdań zawrócił mu w głowie, a nawet się specjalnie nie starał. Po prostu był. Istniał ku uciesze Augustusa Langforda - prostego chłopaka z niewielkiego miasta, leżącego u wybrzeży morza koralowego. Gus nie widział w sobie nic tak wyjątkowego, aby ktoś taki jak Klaus mógł się nim zainteresować. W tym momencie czuł się szczęściarzem i czerpał z tego szczęścia ile się dało.

Wiedział, że na świecie było wiele dróg i każda gdzieś prowadziła. Czasami zastanawiał się gdzie zaprowadzi ich droga, którą szli od lat, nawet jeżeli robiąc tylko jeden nieśmiały krok, gdy spotykali się od czasu do czasu, głównie zupełnie przypadkiem. Żaden z nich nie odważył się jednak, aby poszerzyć ich znajomość o jakąkolwiek inną od tych krótkich spotkań formę. Tak jakby czuli, że wystarczy im ta odrobina magii, niewypowiedziane słowa, które jednak czuli. Gus miał wrażenie, że więcej dowiedzieli się o sobie ze spojrzeń i gestów, niż ze słów, które między sobą wymienili. Może nie chcieli, może nie potrafili tego zmieniać, ale niezależnie od powodu Langford cieszył się z każdej ich wspólnej chwili, nawet ze spojrzeń rzucanych sobie z oddali.

Nigdy wcześniej nie byli tak blisko, jak dziś i nigdy nie sądził, że będą, ale nie odrzucał tego, nie negował, przyjmując te chwile z wdzięcznością i ekscytacją, jakiej nie czuł nigdy wcześniej. Był pewien, że skąpana w księżycowej poświacie twarz Klausa, że smak jego ust i dotyk dłoni, zostaną w jego pamięci już na zawsze. Serce rozrywało się na kawałki, gdy pomyślał przez sekundę o rozłące. Ukłucie tego żalu chciało go sparaliżować, ale nie poddał się temu, odganiając uczucie straty, która nawet się jeszcze nie wydarzyła, chociaż nieuchronnie zbliżała. Nie teraz, nie teraz okrutny losie.

Zadrżał lekko, wracając do tu i teraz, do chwili tak pięknej, wymarzonej, chociaż nie śmiał o niej wcześniej marzyć. W odróżnieniu od Klausa nie myślał o tym, jak o czymś co nie powinno się było wydarzyć, wręcz przeciwnie - przyjmował to jak coś, co m u s i a ł o się stać, skoro właśnie to przeżywali. Jak coś, co było im przeznaczone i co należało pielęgnować i poddawać się temu, dopóki się nie skończy.

Niech się nie kończy, błagam.

Uniósł lekko kąciki ust, słysząc jego odpowiedź. A czego ty chcesz, Klausie? Czego pragniesz? Wpatrywał się w jego twarz szeroko otwartymi oczami, lekko zamglonymi, rozmarzonymi i ufnymi jak nigdy wcześniej. Przesunął nosem po jego gładkim policzku, wargami po rozpalonej skroni, zbierając kilka słonych kropki, które wbrew wszystkiego smakowały jak słodycz. Czasami chciałby usłyszeć jego myśli, chociaż nie powinien. W końcu myśli to intymność, do której nikomu nie wolno było zaglądać. Intymność, której nie powinno się dotykać, nie powinno pragnąć. W takim razie czemu złapał się na tym zakazanym pragnieniu? Umysł Wernera był dla niego zagadką tak kuszącą i pociągającą, chociaż podejrzewał że znalazłby w nim cierpienie, które napędzało te smutne uśmiechy i nieśmiałe gesty.

Odchylił głowę, aby spojrzeć na niego z pewnego dystansu. Zmarszczył lekko brwi, chociaż zaraz złagodniał i uśmiechnął się, jakby chciał tym uśmiechem dotrzeć prosto do drgającego w kruchej piersi serca rozmówcy.

To niemożliwe 一 odszepnął z całą pewnością, szeptem podtrzymując intymność tego wyznania. 一 Twoja twarz już jest o wiele piękniejsza, niż w moich marzeniach. 一 Opuścił na moment powieki, czując ciepłe dłonie wsuwające się pod jego koszulkę. Odetchnął nierówno i przysunął swoje oblicze do jego, aby znowu złączyć ich usta w pocałunku, tym razem bardziej namiętnym, dużo pewniejszym.

Jeżeli naprawdę możemy zostać tutaj tak długo, jak zechcę, to ten sen nigdy się nie skończy. 一 kolejny szept, odpowiedź na niepewne pytanie, wyślizgnęła się spomiędzy jego warg, gdy odsunął je na moment, aby zaczerpnąć tchu. Opuścił dłonie, podciągając nimi koszulę Klausa, by opuszkami palców przesunąć po gorącej skórze oplatającej jego boki, by dotknąć nimi odznaczających się żeber. Ucałował go ponownie, krócej, a potem przechylił głowę, by musnąć ustami zagłębienie za jego uchem, a potem szyję. Zamknął oczy, rozkoszując się smakiem jego skóry, zbierając końcówką języka morskie krople, pachnące jak najpiękniejszy afrodyzjak.

Niech się nie kończy.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Klaus, odkąd pamiętał, pragnął być kartką z dziennika romantycznego poety. Chciał, żeby ktoś złowił go, tak jak łowiło się słowa w literackim natchnieniu, a potem przelał ostrożnie na papier, z namaszczeniem, delikatnością i uważnością, tak aby na pewno niczego nie pominąć. Marzył, żeby jego kształt dało zamknąć się w kilku roztropnie dobranych wyrazach, okrasić odpowiednim interpunkcyjnym znakiem, zamknąć w cytacie, a potem pozwolić mu żyć dalej, gdzieś poza czasem, w otoczeniu symboli, alegorii i metafor - tak pięknym i przerażającym, żeby chciało się jak najszybciej stamtąd uciec i równocześnie zostać tam już na wieki. Zawsze uważał, że lepiej poradziłby sobie w świecie idei niż ludzi, bo idee żyły wiecznie niezmącone, dzieląc się swoim tchnieniem z kolejnymi adeptami, nieczułe zupełnie na bolączki doczesności, którym potrafiły wdzięcznie umykać. Klaus czasem wyobrażał sobie, że jest jedną z nich - równie nieuchwytną i niemożliwą do złamania, czerpiącą energię z własnej wrażliwości oraz napędzającą się samoistnie, gdzieś poza rzeczywistością, wypełnioną niezmienne bólem i rozczarowaniami.
Czasem jednak - rzadko; im bliżej nocy, tym z większą niepewnością - potrafił docenić te jasności i mroki człowieczeństwa, które umykały mu tak często, skazane na wieczne wyparcie. Czasem: w te dni, kiedy słońce wspinało się po niebie od najwcześniejszych godzin, a jemu przydarzało się akurat śledzić jego pobudkę albo kiedy serce drżało mu niespokojnie z ekscytacji, gdy badał nowe miejsca, ludzi i przestrzenie, albo kiedy stawiany był w bezpośrednim sąsiedztwie sztuki tak szczerej i pełnej, że blokowała oddech między płucami a przełykiem, albo kiedy myśli rozmywały się lekko i przyjemnie, z każdym kolejnym uniesieniem klatki piersiowej, a powietrze uciekające spomiędzy warg osadzało się ciepłym rumieńcem na policzkach. Albo w momentach takich jak ten: ze srebrnym blaskiem księżyca, spuszczonego litościwie na nieboskłon, nieśmiałym odbiciem gwiazd w morskiej toni, słonym posmakiem wody na czubku języka, kroplami uczepiającymi się delikatnie skóry, cudzym westchnieniem odbijającym się o brzeg ucha i wewnętrznym ciepłem, które rozchodziło się od klatki piersiowej po całym ciele, niezależnie od iskierek chłodu, które próbowały przebić się z zewnątrz, gdy delikatne podrygi morskiej bryzy zderzały się z wilgotnym materiałem ubrań.
Nie sądził wcześniej, że ktokolwiek mógłby tak na niego patrzeć - jakby był sztuką. Spoglądał w oczy Gusa i widział w nich ten sam błysk, który musiał pojawiać się w jego własnych, kiedy przesuwał spojrzeniem po śladach pędzla na którymś z bogato zdobionych płócien. Nie był pewien, jak powinien się z tym czuć, ale wiedział doskonale, jak c z u j e się w istocie: jakby czekał na pierwsze promienie słońca po przedłużającej się, ciemnej nocy. I coraz mniej myślał już o tym, że to było złe, że niebezpieczne, że potencjalnie raniące; coraz mniej miał ochotę sięgać pamięcią znowu do wszystkich swoich ran i pozwalać im otwierać się powtórnie, bo nawet jeśli dostawał właśnie coś, na co nie zasłużył sobie nigdy w żadnym calu, to pokusa skorzystania z tej łaskawości losu okazywała się dużo silniejsza niż jakikolwiek zdrowy rozsądek.
Dlatego nie mógł w żaden sposób zmusić się do tego, żeby to przerwać. Będzie żałował - och, zdawał sobie z tego doskonale sprawę: będzie żałował tak gorzko, jak nie żałował jeszcze nigdy wcześniej, bo przecież każdy kolejny zawód kończył się dla niego jeszcze dotkliwszym upadkiem, niż poprzedni - ale ten żal na razie pozostawał przecież jedynie hipotetyczny i zdawał mu się w tym momencie tak odległy, że nie potrafił dopuścić go do siebie jako coś realnego i pewnego. Nie, kiedy Gus był tak blisko, kiedy czuł jego ciepło tuż przy swoim ciele, kiedy jego pocałunki smakowały tak dobrze, że Klaus miał poczucie, że do końca życia mógłby żywić się już tylko nimi, kiedy jego słowa spływały mu po policzkach różowym rumieńcem i sprawiały, że serce podskakiwało lekko, jak na trampolinie. Werner wiedział dobrze, że powinien skupić się teraz na tym, żeby nie wyskoczyło za daleko, poza jej krawędź, tłukąc się boleśnie, ale te momenty krótkich oderwań od podłoża napełniały go poczuciem tak pięknym i podbudowującym, że miał ochotę skakać tylko coraz wyżej, nie myśląc zupełnie o żadnych konsekwencjach.
Pozwolił ich wargom przywrzeć do siebie ponownie, a własnemu językowi wsunąć się ostrożnie między te pełne usta, których teraz tak bardzo pożądał. Hacząc opuszkami palców o ciepło jego skóry, badając nimi jej fakturę i starając się przy tym zapamiętać jak najwięcej (na wszelki wypadek; na taką ewentualność, gdyby to wszystko miało skończyć się z gwałtownym hukiem, pozostawiając po sobie tylko to pojedyncze wspomnienie, pełne piasku klejącego się do skóry, szumu morza dudniącego w uszach i ciepła owiewających się wzajemnie oddechów), starał się oddać temu momentowi władzę nad całą swoją osobą, nagiąć się śmiało, dopasować, podziałać w taki sposób, żeby czar tej chwili pozostał niezmącony, pomimo całej tej czarnej, ciężkiej i lepkiej jak smoła pustki, która czaiła się w zakamarkach jego umysłu, gotowa obrócić każdą wartościową rzecz w ruinę.
Słysząc jego kolejne słowa, nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu przed wypłynięciem na usta. Sen, który nigdy się nie kończy. O niczym nie marzył w tym momencie tak mocno, jak o zawierzenie w całkowitą szczerość tych słów. Kiedy jednak próbował skierować na tę kwestię swoje myśli, odkrywał, że pokłady podskórnego lęku postrzegały to jako okazję do wypełznięcia na wierzch. Nie, nie, nie. Nie mógł im na to pozwolić. Najwyraźniej trzeba było skupić się tylko na tym, że mogli teraz b y ć i trwać razem, i częstować się tymi pocałunkami i tym dotykiem, i zaklinać kolejne sekundy w odwzajemnianych spojrzeniach i uśmiechach, i pozwolić tej iluzji na przejęcie nad nimi całkowitej kontroli.
Na krótki moment wysunął dłonie spod jego koszulki, ale tylko po to, żeby przenieść je lekko ponad jego biodra, gdzie znowu wślizgnęły się pod jej materiał, tym razem mając swobodniejszy dostęp do większej powierzchni jego pleców. W tym samym czasie dłonie Gusa docierały właśnie do jego skóry, wyciskając mu spomiędzy warg ciche westchnienie, które musiało odbić się lekko od ucha Langforda, który spływał pocałunkami na jego szyję. Pochwycił w delikatny uścisk palców krawędź jego koszulki, podsuwając ją ku górze do połowy wysokości, po czym zatrzymał się na chwilę, jakby w przypływie zawahania.
- Mogę? - spytał więc drżącym szeptem, złakniony nagle tego widoku, który kreślił mu się już przed oczami miękką, pociągniętą z artystycznym wyczuciem, kreską.

Augustus Langford
policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
trigger warning
treści erotyczne (trochę)
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Augustus Langford
policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
trigger warning
treści erotyczne
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Augustus Langford
policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
trigger warning
treści erotyczne
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Augustus Langford
policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
trigger warning
treści erotyczne
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Augustus Langford
ODPOWIEDZ