rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Dom jest z tektury, śmiał się jeszcze wczorajszej nocy, nieskrępowanie i tylko trochę nieobecnie. Z norweskiej, dopowiedziała Nisida emfatycznie i z podziwem dla własnego żartu, a później spięła palce na jego torsie i zrzuciła z łóżka. Nie będzie można ani się kłócić, ani pieprzyć, zauważyła, a Tillius prychnął z goryczą, układając głowę na podłodze. Jakby to drugie nam groziło.
Ostatnie zapasy mącących umysł składników obrosły w ciemny i specyficznie pachnący dym przed pierwszą; o szóstej koła taksówki miały odstawić pod rodzinny dom znużoną podróżą Lenore, wspierającą się zapewne o ramię swojego towarzysza. Naturalnie, jak zapisało się to w ramach ich prywatnej tradycji, tilliusowy atrybut pracy musieli wypalić wspólnie, tuż przed pojawieniem się córki; już na tyle dorosłej, by zdawać sobie sprawę z narzędzi wyzwalających ojcowską wenę, ale wystarczająco młodej, by ukrywać przed nią upodobanie do nawyków uznawanych powszechnie (nade wszystko przez prawo) za gorszące. Cienkość domowych ścian zaczęła przeszkadzać im dopiero, kiedy poznali komfort spędzania czasu we dwójkę; czyli kiedy Lainie zapragnęła wyjechać na studia. Obiecali sobie, że podczas jej powracającej obecności, zrezygnują z kłótni. Przynajmniej w jej towarzystwie.

Materac, na którym wykładał smukłe, prawie niedowierzająco długie ciało, zafalował kilka minut po wstaniu słońca. Lenore wsunęła się do jego sypialni (czy raczej: jednego z gościnnych pokoi) i zaplatając ramiona za jego karkiem, ucałowała go czule w policzek. Nie miałam pojęcia, że wróciłeś! krzyknęła donośnie, a on przez moment zapragnął zatkać dłońmi uszy; zamiast tego dźwignął się do półsiadu i posłał jej zaspany uśmiech. Powinnaś przywitać się najpierw z matką, wskazał ostrożnie, a potem roześmiali się perliście, bo Nisida ani nie słynęła z czułych powitań, ani Lenore nie spieszyła nigdy do jej towarzystwa. W jednej z burzliwych kłótni wykrzyczała matce w twarz, że gdyby od niej to zależało, mogłaby mieć tylko jedno z rodziców. Każde z nich doskonale wiedziało, które miała na myśli.

O ósmej zaszumiała woda; ciągły, przyjemny dla ucha i sprzyjający w zapadnięciu się w dalszy sen strumień ulatujący spod prysznica, który nakazał Tilliusowi zsunąć się z łóżka, przeciągnąć coraz częściej, coraz boleśniej sztywniejące ciało, a potem złamać zasadę jego i Nisidy, zapisaną ledwie poprzedniej nocy. Pragnął dołączyć do jej kąpieli. Naprawdę próbował ratować swoje małżeństwo — i to nie tylko na pożądliwe, obleczone w ich nagie ciała sposoby; choć te rzeczywiście, zdarzały się najczęściej. Zrobisz dla mnie miejsce? wyszeptał w ten swój nęcący, najbardziej uwodzicielski sposób, na jaki tylko było go stać. Rozsuwając zaparowane drzwi, napotkał na obce męskie ciało i niemal poślizgnął się na wodnistej kałuży pełnej mydlin. Podobno tylko łazienka należąca do Nisidy posiadała dostęp do przyjemnej dla skóry pary; w reszcie domu jej poskąpiono, o czym dowiedziawszy się (choć wolałby nie w tych okolicznościach), zaopatrzył się we właściwe narzędzia i pospieszył do labiryntu najrozmaitszych rur. Żałował, że towarzysza swojej córki musiał przywitać w tak mało wyszukany, zgrabny i właściwy sposób. Może gdyby ktoś go uprzedził.

W kuchni owinął nisidową talię swoim ciepłym ramieniem, a ona prychnęła z goryczą. Już miała go upomnieć, ale wtedy w drzwiach pojawiła się obejrzana już dzisiaj (i to nazbyt wnikliwie) sylwetka młodego mężczyzny, przynajmniej teraz odziana w cały zestaw ubrań. Za Romulusem skocznie wsunęła się Lenore, uśmiechając się na złączone w bliskości ręce rodziców. Tato, to jest Rome, przedstawiła chłopaka, a Tillius pokiwał głową i zaśmiał się enigmatycznie, trochę wstydliwie. Tak, już mi to powiedział, a dziewczyna naciskała na wyjaśnienia — oczywiście ich nie otrzymała, jeszcze nie teraz: wszyscy wiedzieli, że Tillius ostatecznie zawsze jej ulegał. Pospieszyła później do salonu, a pytający o szafkę z kubkami szatyn narażał się na chłodny wzrok Nisidy. Na miłość boską, kochanie, ledwo poznałaś chłopaka, a już go straszysz! zagrzmiał z jednakowym upomnieniem, co rozbawieniem, przejmując od kobiety prasowanie świeżo wypranych i wysuszonych ubrań. Jakie ledwo? Znam go od dawna, ty też, Tilly. On tu często bywał, taki małomówny, nieśmiały, rodzice chyba wcale o niego nie dbali. Rozmawiałeś z nimi, Rome? My u nich byliśmy z wizytą, Tillius, te kilka lat temu, pamiętasz już? O mało nie pobiłeś tego… urwała w końcu z zakłopotaniem, a mężczyzna zmrużył oczy. Rzeczywiście, coś pamiętał. Choć tamte wydarzenia kojarzył z inną twarzą.
Mój boże, to faktycznie ty! Nie poznałbym cię, cholera, jaki jesteś już dorosły. Dopiero w takich chwilach dociera do mnie, że Lainie też nie jest już dzieckiem, choć chyba i tak wygląda młodziej od ciebie — mówił z ekscytacją i ożywieniem, mówił i na moment wstrzymał się od prasowania śnieżnobiałych skrawków materiału.
Cieszę się, że Lenore wybrała ciebie, naprawdę ci kibicowałem; zawsze chciałem mieć cię w rodzinie — dodał z jaśniejącym uśmiechem, wpatrując się w jego blade, głębokie oczy. Nisida parsknęła i pokręciła głową. Powiedziałbyś tak każdemu. Przed chwilą sam przyznałeś, że go nie pamiętasz, a on bał się entuzjazmu i szczęścia, które właśnie zapragnęła zdusić. Samego Romulusa rzeczywiście nie do końca pamiętał: raczej fruwające wokół niego wydarzenia, horror jaki zastali w jego rodzinnym domu; nie jego rzekomą małomówność i pyzate, dziecięce policzki, nie moment, w którym zdradził mu: jesteś moim ulubionym z kandydatów, będąc pewien, że już wtedy wyobrażał sobie wspólne życie z Lainie, że oczekiwał jej miłości i że ta krótka tajemnica mogła dodać mu sił na to, by walczył o Tilliusa córkę. Z jej urodą każdy z nich przecież wiedział, że nie będzie łatwo, że chętni będą ustawiać się w długich, niemożliwych do zliczenia kolejkach.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Zmęczenie po nocnym locie odcisnęło się przede wszystkim na jego plecach; chociaż podróżowali samolotem średniej klasy, śpiąca na jego ramieniu Lainie utrudniała mu swobodę ruchów. Żałował, że nie zgodził się na miejsca w przedziale biznesowym, albo utratę przesadnej ilości pieniędzy na rzecz lotu jednym z tych samolotów, których zdjęcia oglądał wcześniej wyłącznie w internecie: każde z nich otrzymałoby na pięć godzin własne rozkładane siedzenie, pakiet filmów, jedzenie i brak konieczności wymienienia ze sobą chociaż jednego zdania. Rome kochał Lainie, ale im dłużej trwała ich przyjaźń, tym bardziej nabierał pewności, że kocha ją jak siostrę; to dlatego tak często się na nią złościł, to dlatego czasem go irytowała. Żadne z nich nie wiedziało jednak, czym mógłby być ten rodzaj miłości — może dlatego w ich relacje wkradały się te wszystkie nieznośne szczegóły. Drobiazgi. Cienie układające się na ich twarzach tak, by mylić innych, by zmuszać do zadawania tego jednego, nużącego pytania.
Od jak dawna jesteście razem?
Lainie rozmawiała z matką przez telefon — wtedy, kiedy dopiero zastanawiali się nad przyjazdem do Lorne Bay — głośno zawodząc nad jakością i ceną mieszkań; jakim cudem są takie drogie? Przeszukiwała listę ogłoszeń na laptopie, a Rome wiedział, że obmyśliła ten plan wcześniej. I zgodnie z przewidywaniami, jej matka niemal od razu powiedziała, że to niedorzeczne; po co jej mieszkanie, skoro może, chociaż na początku, zatrzymać się we własnym domu. Lainie wówczas wykonała serię dramatycznych sekwencji: teatralna radość, wzruszenie, nagłe zaskoczenie, a potem wyjaśnienia: nie, nie, obiecałam Romulusowi, że zamieszkamy razem! Nie mogę zostawić teraz biedaka bez wsparcia, co, wymuszone bądź szczodre, doczekało się odpowiedzi, na jaką liczyli: Rome dostał pozwolenie, by zamieszkać z nimi.
Wydawało się to mu dobrym pomysłem, bo Lainie twierdziła, że jej ojca tam nie będzie.
Kiedy więc kilka miesięcy później wnosił do dostojnego domu walizki (dwie należące do niego, trzy do Lainie), uboższy o trzysta pięćdziesiąt dolarów, za to wzbogacony o konflikt kości tylnych części ciała, nie spodziewał się go zobaczyć. Wiedział, że pewnego dnia się spotkają, ale sądził, że do tego czasu uda się wynająć mu gdzieś pokój, że nie będzie wówczas w żaden sposób częścią jego świata.
Od dawna wiedział, że los kpił z jego naiwności; nie chodziło już nawet o rodziców, których zdążył wykreślić ze swojego życia, a raczej o te inne, gorzkie smaki wstydu, jakim często oblewało się jego ciało. Popełniał tak wiele błędów! Na uczelni, wśród profesorów, podczas poszukiwania pracy. A nawet wtedy, kiedy czasem (kiedy Lenore nie było w mieście) udawał się do klubów przeznaczonych tylko dla homoseksualnych mężczyzn i usiłował kogoś p o z n a ć. Nigdy jednak nie poczuł tak wielkiego, oszałamiającego zakłopotania, jak w tej jednej, niespodziewanej chwili, w której drzwi kabiny się uchyliły, a w ich progu stanął właśnie on.
Tillius.
Przepraszał go gorączkowo, śmiał z wymuszeniem, tłumaczył: tu mnie skierowano, potem bezmyślnie dodał: nie miało być pana w domu, bo przecież gdyby wiedział, że będzie, on sam nie wybrałby się ani pod prysznic, ani w ogóle do reprezentatywnej rezydencji Lainie. Przeszkadzał mu smak słowa pan, przeszkadzał mu dystans ich znajomości, nieważność tej chwili w oczach mężczyzny. Kiedy zniknął za drzwiami, Rome skulił się na ziemi. Przypomniał sobie wszystkie księgi, doktryny o Bogu, te wszystkie podniosłe, ważne słowa, i znowu czuł, że może tylko pośród nich wszystkich mógł odnaleźć ukojenie. Od jakieś czasu uważał, że jest coś z nim nie tak, że jest niezdrowy. Chory. A kiedy odnaleźli go ci wszyscy ludzie, przepełnieni spokojem i miłością niewymagającą cielesnych uniesień, poczuł się bezpieczny. Czasem chciał, by go naprawili. Chciał tego w tamtej chwili, wstrząśnięty wciąż spotkaniem z Tilliusem.

Pozostawało mu życie w kłamstwie. Być może tylko to jedno zawdzięczał rodzicom — swobodne przejście w świat fikcji.
Gdzie się podział twój pies, Rome? zapytała pewnego dnia matka Lainie, a on skłamał, że dziewczyna o imieniu Imogen odebrała go od nich przed dwoma dniami i dała mu studolarowy banknot w ramach wdzięczności za opiekę nad pupilem.
Nikomu nie powiedział, że Bluey nie żyje.
Dlaczego tak rzadko u nas bywasz? Nisida zatrzymała go w sklepie, cztery miesiące wcześniej przekroczył próg osiemnastu lat, szykował się do wyjazdu. Powiedział, że to studia, przeprowadzka, zrzucił winę na zbyt prędko upływające dni; nie mógł przecież wyznać, że się zakochał. W ciszy. W cierpieniu. W jej mężu.

Ubrał serdeczny uśmiech. Porzucił zawstydzenie. Zszedł razem z Lainie do kuchni.
Był wcześniej wstydliwy — przesadnie, litościwie. Niewiele mówił, bojąc się, że gdy tylko wypowie jakieś słowo za głośno, zostanie uderzony. Przez te wszystkie lata spędzone w Perth uczył się walki nad własnymi mankamentami, stał się odważniejszy i rozmowny. Wierzył, że zagrzebał w przeszłości chłopięcą nieśmiałość, ale może tylko Perth mu na to pozwalało, może tylko tam potrafił być człowiekiem, którego darzy się szacunkiem.
Zabrał kubek; udawał, że nie słyszy tych wszystkich słów. Rozmawiali o nim. Nie: z nim. O nim. Kiedy przechodził obok, kiedy nalewał wody do naczynia, chociaż miał ochotę na coś cieplejszego. Pragnął uciec. — Nie, jeszcze nie; chyba nie ma ich teraz w Lorne Bay — skłamał, mając nadzieję, że Lainie go nie zdradzi. Prawda była taka, że Rome nie tylko nie kontaktował się z rodzicami, ani nie chciał już nigdy więcej ich spotkać. Tillius i Nisida pewnie byliby w stanie to zrozumieć, ale Romulus nie zniósłby współczucia migoczącego w ich oczach; już i tak padły słowa, których nie mógł znieść. Rome posłał im tylko szybki uśmiech; nie wiedział, co odpowiedzieć. — Lainie ma kiepski gust — mruknął tylko, wymuszając dziewczęcy śmiech i protesty; nie wiedział, co na myśli miał jej ojciec, ale uznał, że protestowanie wyda się im wszystkim nieodpowiednie. Poza tym, mieli wyrzucić go z tej rodziny za kilka miesięcy. Rome upił łyk wody, a następnie wcisnął kubek w dłonie krążącej między pokojami dziewczyny; w niemy sposób zapytał: gdzie, a ona wskazała mu dłonią wyjście na taras.
Kiedy wychodził, usłyszał jeszcze jej tłumaczenia: Rome pali, to nieznośne; tym razem mu wybaczam, nie spał całą noc, chyba bolą go plecy, siedzenia w samolocie były koszmarne.
A potem opatuliła go cisza. Skwar budzącego się dnia. I faktycznie — zapalił, chociaż nikotyna nie miała mu pomóc z bólem fizycznym.
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Bywał prawie p r z e s a d n i e miły. W chwilach tej odległej młodości Lainie, kiedy sprowadzała do ich śnieżnobiałego, ale nigdy nie pedantycznie sterylnego i chłodnego w uczucia domu swoich przyjaciół. Korzystając z nieregularnej, zawsze dostosowującej się do jego kaprysów pracy, gotów był odpowiadać na większość jej potrzeb; pomagał w przygotowywaniu wysokowęglowodanowych, niezdrowych ale sytych śniadań, kiedy garstka dziewczyn w jednakowych kitkach zostawała na noc; kupował z okolicznego sklepu garście słodyczy i zaopatrywał się w wypożyczone kasety familijnych, niepoważnych i absurdalnie romantycznych filmów, które wręczał im wedle aktualnych upodobań, a później, już po naciągnięciu zmroku, każdą z nich odstawiał pod wskazany przez ich pulchne, dziecięce palce adres, witał się z ich rodzicami i kłamał, że skądże, dzieci nie sprawiły żadnego kłopotu, choć nieraz ich cienkie piski pulsowały w jego skroniach tępym bólem, a on nie mógł skupić się na rzeźbieniu. Czasem odbierał jej przyjaciół ze szkoły, zapomnianych lub wzgardzonych przez matkę czy ojca; pozwalał zostać tak długo, jak tylko potrzebowali i kiedy momentami zalewali się w jego samochodzie płaczem, nie potrafiąc pogodzić się z wcześniejszym porzuceniem, wręczał do dłoni Lainie brzęczące monety i kilka zwitków banknotów, zatrzymywał się pod działającym w tamtych czasach salonem gier czy sklepie z zabawkami, i pozwalał osuszyć im łzy dziecięcymi zachciankami, które później lekko odciskały się na ich budżecie. Nawet jeżdżąc na prywatny, a więc bardziej sterylny basen, korty tenisowe czy na okoliczną stadninę koni, czasem na loty kolorowym i ogromnym balonem, na spływy kajakowe czy wspinaczkę górską, pozwalał córce wybierać komplet ważnych dla niej osób i bezwiednie traktował ich tak, jakby oni także należeli do ich poszerzającej się, już licznej według tilliusowej uprzejmości rodziny, jakby zawsze było tu dla nich miejsce, jakby zawsze byli mile widziani. Nie pamiętał jednak ich twarzy, nie zapamiętywał na długo ich imion; czasem słyszał: boże, Lainie, a wymienisz się ze mną na ojców? i wówczas jaśniał dumnym uśmiechem, bo sam nigdy nie mógł poszczycić się tym, co Lenore, sam nigdy nie mógł pochwalić się rodzicami, a jedynie także próbować oddać ich któremuś ze swoich kolegów. I tylko czasem dostrzegał tego wady: kiedy już wysokie, już niemal dorosłe przyjaciółki Lainie lubiły zostawać z nim w pustym pomieszczeniu trochę dłużej, kiedy zawsze w jego obecności poprawiały swoje długie włosy i trzepotały równie długimi, gęstymi i pomalowanymi rzęsami, kiedy zaczynały traktować Lenore protekcjonalnie i jej matkować; oboje wówczas decydowali, że więcej ich nie zaproszą, że to tak niewłaściwe, że aż niesmaczne, i kiedy Tillius tłumaczył, że to ten wiek i te hormony, Lainie już przerzuciła swoje przyjaźnie na męsko-damskie, twierdząc: widzisz, żaden mój kolega się tak nie zachowa, a Wellington nie podejrzewał nawet, że mogłaby nie mieć racji.
Nie może mieć złego gustu; przecież odziedziczyła go po mnie — obruszył się żartobliwie, z myślą o połechtaniu ego przede wszystkim Nisidy; oczywiście, że Nisidy, w końcu nie dostrzegł w swoim zaprzeczeniu znamion nieprawidłowości, nie pomyślał o tym, że zabrzmiało to tak, jakby Romulus i jemu się podobał, a więc automatycznie musiał przypaść do gustu jego córce — przecież nigdy nie uważał w ten sposób, nigdy nie myślał tak o żadnym z przyjaciół Lenore i wierzył, że nigdy już nie będzie. To był aspekt, nad którym nie musiał się zastanawiać, taki powszechnie rozumiany przez wszystkich aksjomat, przypieczętowana zasada, na którą nie dało wpłynąć się już w żaden sposób.
Później wysłuchiwał ich narzekań; córki i żony, nagle tak zgodnych, tak ożywionych tematem niesmaku do tytoniowych wynalazków. W Marsylii ty też paliłaś, wtrącił się tylko, burząc jej protekcjonalność i wyższość, ścierając ten dumny uśmiech. We Francji każdy pali, odburknęła się, a potem zasłoniła dłonią usta i wydała zduszony jęk niezadowolenia, przecież tam się jeszcze suszą ubrania! Teraz będą cuchnąć papierosami! ubolewała, kręcąc się i wyrywając Tilliusowi żelazko, idź tam i je ściągnij, a potem posprzątaj bałagan przy pralce; przecież nie będziemy składać tych ubrań wiecznie w kuchni!, a on nie protestował mimo największych chęci, nie protestował i zdusił niezadowolenie między zębami, bo przecież obiecali sobie: przy Lainie nie będą się kłócić.
Cześć. Jeszcze raz przepraszam za wcześniej; wiesz, za to pod prysznicem. Później w końcu naprawię zamek — powiedział miękko i z tylko lekko wybijającym z głosu zakłopotaniem, wtedy, kiedy rozsuwał już drzwi na taras, a szczebiot kobiecych głosów odcinał się za jego plecami. — Lainie mówiła, że bolą cię plecy. Niedaleko nas mieszka Serenity, jest naprawdę dobrym kręgarzem, Nisida bez problemu mogłaby cię umówić — dodał z uśmiechem i zamiast za pośrednictwem schodów, zeskoczył z niewielkiej wysokości tarasu, jeszcze na moment zatrzymując się naprzeciw brązowowłosego mężczyzny. — Za Nisidę też przepraszam; niby się nie powinno, wiesz, przepraszać za kogoś, ale za nią trzeba. Kiedyś nie była taka zgorzkniała i nie mówiła w ten sposób — wtrącił ciszej, wiedząc, że przecież lepiej byłoby się z tym wstrzymać, że to może nie Nisida drażniła romulusowy spokój, a właśnie Tillius.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Zapragnął cofnąć się do momentu wyjazdu, odłożyć go na inny dzień, przymusić Lenore do samotnej podróży. I może nawet powiedzieć: jedź, zobacz czy jest tam twój ojciec, bo jeśli wiedziałby, że przyjdzie się im spotkać i to już pierwszego dnia, kiedy zmęczenie odciskać się będzie na jego ciele, tym bardziej potęgując te wszystkie naiwne, nieodwzajemnione uczucia, Rome nie wyjechałby z Perth, a przynajmniej nie w tym samym co Lainie czasie.
I nie zatrzymałby się w tym samym, co ona i on domu. Rumieniąc się lekko za sprawą tilliusowych słów pożałował, że nie może tak po prostu zmienić zdania bądź skłamać; musiał tu zostać, musiał narażać się na wpływy swego niemądrego serca. Lainie wiedziała, że ktoś jest — ta jedna, istniejąca wyłącznie w marzeniach osoba i miłość, na którą Romulus zachorował pewnego, niespodziewanego dnia. I bał się, tak przemożnie i rozpaczliwie, że mogłaby się w końcu domyślić, o kogo chodzi.

O-och. W porządku — odparł z widocznym zakłopotaniem; spodziewał się, że ktoś do niego wyjdzie, Lainie lub jej matka; widok Tilliusa go zaskoczył. — Dziękuję, ale to nic, naprawdę. Za kilka dni samo przejdzie; Lainie wykorzystała mnie jako poduszkę — wyjaśniając delektował się nikotynowym żarem, studzącym nawarstwiające się w nim podenerwowanie; żałował, że nie posiada w tym mieście już przyjaciół: mógłby wykorzystać któreś z nich i uciec z tego miejsca, pozwalając, by Lainie nacieszyła się rodzicami. — Podejrzewam, że się na mnie gniewa — uśmiechnął się lekko, obserwując uważnie Tilliusa. Za to, że wiedziała, że skłamał. Wtedy, kiedy zapytała czemu przestał u nich bywać, a on posłużył się niedbałymi wyjaśnieniami. Albo za wszystkie te chwile, kiedy go zapraszała, na święta i wakacje, a on odmawiał, sprawiając, że i Lainie obrażała się na niego na kilka długich dni; może Nisida sądziła, że jej nie lubi, a może dostrzegała w nim arogancję; Rome był gotów przyznać się do wszystkiego poza prawdą. — W każdym razie, nie musi p… Mogę mówić do ciebie po imieniu? — czasem jaśniała w nim jeszcze odwaga, i czasem pragnął mimo wszystko zburzyć to ich szczęście; chociaż te wszystkie niewielkie akty śmiałości były niedostrzegalne, nieistotne. — Nie musisz przepraszać; wiem, że to trochę kłopotliwe. Że tutaj jestem. Spróbuję wynająć jakiś pokój — obiecał, może bardziej sobie, niż jemu. — Chcesz zapalić? — zapytał, machając w powietrzu paczką papierosów. Jednocześnie był wdzięczny, że Tillius nie znajduje się w przesadny sposób blisko niego, i jednocześnie pragnął do końca dnia podążać jego śladem.

rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Potrafił przepraszać za swoją żonę: zachowała się okropnie, nie lubię tego, był w stanie mówić z przekonaniem i ze skruchą, czując nieprzyjemną odpowiedzialność za jej uczynki, potrafił się jej wstydzić i potrafił przyznać, że czasem za nią samą także — naprawdę nie przepada. Kocham cię, zapewniał ze szczerością do jej ucha, a później dodawał: ale czasem nie mogę z tobą wytrzymać, choć wyartykułowanie prawdy okazywało się zbędne: Nisida doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Za Lainie jednak nie odczuwał zakłopotania, nie, z Lainie bywał tylko niezmiennie dumny, nawet w takich chwilach. Wykorzystała mnie jako poduszkę, wyznał mu z bólem zesztywniałego ciała Rome, a Tillius pomyślał tylko, że odwaga jego córki jest wspaniała i że niczego nie zazdrości jej bardziej, jak niewinnego egocentryzmu, odrzucenia konwenansów i braku obawy o cudze wnioski. — Cała Lainie — odrzekł z uśmiechem, nawet nie potrafiąc pomyśleć, że Lenore postąpiła niesprawiedliwie.
Nisida? Skądże, na pewno się nie gniewa. Ona naprawdę bywa tak chłodna bez szczególnego powodu, dla mnie i dla Lainie także, nie przejmowałbym się tym na twoim miejscu — zaręczył uporczywie, wyłącznie przez moment zastanawiając się, czy jego żona rzeczywiście miałaby o co skrywać do Romulusa pieczołowicie pielęgnowaną zadrę. Nie był pewien, co dokładnie za to odpowiadało; a jednak nie był w stanie uwierzyć w możliwość, wedle której Rome mógłby wyrządzić Nisidzie — ale też komukolwiek innemu — oblekające się w dowolną postać, dowolne argumenty zło, jakąś niepodważalną krzywdę, do której po prostu nie wydawał się zdolny.
Drgnął wyrwany z rozmyślań, a zaskoczenie odznaczyło się nie tylko w ściągniętych brwiach i pomiętym czole, ale i chwilowej mętności oczu. — A dotychczas nie mówiłeś? Nawet nie zauważyłem. Oczywiście, że możesz — roześmiał się dobrodusznie, w romulusowej prośbie nie dostrzegając ani nic złego, ani też: szczególnego. Może w samym mężczyźnie także, może był jeszcze ledwie tłem dla jego rodzinnego, coraz bardziej nużącego życia, może Tillius myślami i tak miał pozostać zawsze tylko przy nich: przy Lainie i przy Nisidzie. Już nikim innym, w przerwach wyłącznie przy martwych, nieoddychających rzeźbach.
Nie, dziękuję, nie palę — rzekł pospiesznie, sięgając spojrzeniem oszklonych drzwi, przez jakie próbował odszukać Nisidę (czując już jej oskarżycielskie, pełne pretensji spojrzenie, jakim mogłaby uraczyć go słysząc romulusową ofertę), ale zamiast tego napotkał jedynie na własne zdeformowane nieco odbicie. — I dla mnie to żaden problem. Że tu jesteś — zaręczył, już zwracając się do głębi limonkowego ogrodu, już sięgając po spięte białymi klamrami na pociągłej lince ubrania. Zapomniawszy wiklinowego kosza, przerzucał wilgotne, pachnące płynem do płukania materiały przez ramię, prawie jak czyjąś nietrzeźwą sylwetkę — te zresztą dorównały porównaniu nawet w ciężkości, napierając z coraz większą siłą na włókna, mięśnie i ułożone niżej kości. A wtedy usłyszał głos Nisidy, odwrócił się raptownie i gwałtownie zdarł ostatnią śnieżnobiałą koszulkę z cienkiej linki; klamry odskoczyły w powietrze i upadły kilka kroków dalej na trawie. Często będziesz nas tak truć?, pytała kobieta, a Tillius nie potrafiąc odnaleźć w głowie żadnych innych słów, mogących naruszyć pretensje kierowane ku Romulusowi, zapytał: tylko dla mnie zapach wypranych ubrań jest tak pociągający? a wówczas Nisida prychnęła pogardliwym śmiechem. Może jeszcze dla twojej kochanki, Tilly, a mówiąc to, łamała część po części wcześniej zawarty rozejm, tilliusową cierpliwość i niejaką miłość. Strząsnął zalegające na barku niedoschnięte materiały na ziemię; a uderzając o nią, wyglądały równie dantejsko, co bezwładnie opadające z nieba ciało zmarłego w locie ptaka. Zbierz sobie to pranie sama, kochanie, odrzekł z jadowitą słodyczą, kierując się w stronę własnej pracowni.

k o n i e c

dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
ODPOWIEDZ