manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
/ po grach

Byłaby szalenie dziecinna, gdyby wciąż dąsała się o tamten nieudany wieczór. Dziś wiedziała już, że nie chodziło o zwyczajny kaprys, tylko o honor. O rodzinę. O historię sprzed lat, która najwyraźniej znalazła właśnie swój finał. Nie znała szczegółów, okoliczności nie sprzyjały ich poznaniu, ale nie wątpiła w to, że Jeremy robił to, co musiał. Zachowywał się dokładnie tak, jak ona... Jak ona powinna się zachować, gdy to jej rodzina przechodziła trudne chwile. Była jednak zbyt dumna, zbyt samolubna, zbyt (wstaw dowolne nacechowane negatywnie słowo), by schować do kieszeni własne uprzedzenia, ale czy czuła się z tego powodu źle? Niekoniecznie. No, może tylko przez wzgląd na małego Joey'a. On był najważniejszy. O tego małego szkraba zawsze będzie się martwiła.
Chyba nie do końca planowała to, że w jej życiu pojawi się jeszcze ktoś, o czyim bezpieczeństwie zdarzy jej się czasem pomyśleć. Nie było przecież tak, że całymi dniami posyłała tęskne spojrzenia w stronę... No właśnie. Nie wiedziała nawet, w którym kierunku miałaby patrzeć, ale nie zamierzała go o to wypytywać. Zamierzała dać mu tyle przestrzeni, ile będzie trzeba i o nic go nie wypytywać, dopóki sam nie będzie chciał. Mimo wszystko... Miała nadzieję na to, że wróci do miasta cały. Wciąż ją drażnił, owszem, momentami wciąż zachowywał się jak nieokrzesany wieśniak, ale jeśli ktoś ma przeżyć szalony wyjazd gdzieś na północ stanu, to chyba tylko ktoś taki, jak on. Większość mężczyzn z jej otoczenia poddałaby się pewnie w momencie złapania gumy w oponie swojego luksusowego auta (okej, ona też, nie oszukujmy się), a Jeremy... Coś podpowiadało jej, że Paxton załatałby dziurę mieszaniną śliny, potu oraz błota lub przeniósłby samochód do celu na swoich własnych barkach. Sexy.
Niemal cały dzień spędziła dziś w Shadow. Tak naprawdę dopiero teraz weszła do domu, zgarniając po drodze pocztę, by przejrzeć ją przelotnie już za progiem i korzystając z okazji, zdjąć szpilki. Potrzebowała chwili, by znów nauczyć się chodzenia boso, a że korespondencja niespecjalnie ją zainteresowała, to i dość szybko odłożyła również listy, które jeszcze przed chwilą trzymała w dłoni.
I mniej więcej właśnie wtedy znów pojawił się on. Tym razem chyba już bez błota. Chociaż...

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jeremy zdecydowanie stawiał rodzinę ponad wszystko. Nie bez przyczyny od lat był kompletnie zafiksowany na jednym temacie, który praktycznie zdeterminował całe jego życie. Przez lata nie dopuszczał do siebie myśli, że jego życie może przestać przypominać wieczną pogoń. Że mógłby osiąść, zbudować dom(!), a może nawet poznać kobietę, do której będzie chciał wrócić po tym, jak niespodziewanie został wyrwany kilkaset kilometrów stąd. Ale wrócił. Co prawda nie bezpośrednio z podróży, bo z Eve zajechali najpierw do domu, żeby porządnie odespać ostatnie dni i nadrobić tak przyziemne rzeczy jak wzięcie długiego, gorącego prysznica. Poza tym… musiał ochłonąć. Nie chciał jej jechać do niej, kiedy jego bateria była na wyczerpaniu, tak by za chwilę u niej zasnął. Nie traktował jej domu jak hotelu, a jej nie traktował jako laski do towarzystwa, która poobserwuje jak ten wieśniak śpi, a nad ranem przybiegnie do niego z kawą i śniadaniem do łóżka. Chciał móc poświęcić jej maksimum uwagi, dlatego zdecydował się ruszyć do Tingaree dopiero wtedy, gdy poczuł się względnie zregenerowany – względnie, bo choć fizycznie był w pełni sił, to psychiczne zmęczenie nie ustępowało.
Tym razem nie kupował jej kwiatów, nie przyszedł z butelką wina ani nawet jedzeniem na wynos. Nie traktował tej wizyty jako randki, a przynajmniej nie w typowym tego słowa znaczeniu. Chciał porozmawiać, a nie mydlić jej oczy tanimi chwytami, które zresztą nie były w jego stylu. Otóż Makayla dzisiaj miała poznać kolejną twarz Paxtona – i to nie ze względu na to, że był człowiekiem-kameleonem czy chorągiewką na wietrze. Miała poznać Paxtona, który odsłania się przed nią, przyznając się na głos do swoich słabości, do obaw i lęków.
Stojąc w jej drzwiach posłał jej lekki uśmiech. Nie zapowiadał się na konkretną godzinę. W zasadzie Makayla nie miała nawet pewności, czy to akurat tego dnia Paxton znowu wpakuje się do jej mieszkania w buciorach. –Już jestem – oznajmił po prostu, darując sobie rzucanie typowych powitań. – Mogę wejść? – spytał, wcale nie będący pewnym, że Wyatt wciąż była taka skora do rozmów z nim, zwłaszcza że nie mieli ze sobą kontaktu od czasu połączenia wykonanego przez niego z przydrożnego motelu.
Makayla Wyatt
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Póki co Wyatt wiedziała o nim tyle, że sprawy rodzinne rzeczywiście były dla niego istotne. To się chwali. Być może byłaby w stanie... Nie, narastająca latami niechęć nie sprawiłaby chyba, by Makayla mogła zrobić coś dla swojej siostry, ale... Miała oko na swojego chrześniaka. Zamierzała go pilnować i chronić przed wszelkim złem. Jeśli coś takiego zaliczymy jako przysługę oddaną zmarłej Grace... Anioł, nie kobieta! Paxon nie mógł lepiej trafić!
Okej, umówmy się, mógł. Mógł trafić na dziewczynę z farmy, mogła odnaleźć go taka, która handlowała rybami na targu, a jednak "przytrafiła" mu się Wyatt, która nienawidziła farm oraz ryb (zwłaszcza zapachu ryb; to akurat było dziwne, bo przecież kiedyś całkiem nieźle radziła sobie z wędkowaniem). I owszem, gdyby pojawił się u niej z kwiatami, winem, diamentami lub innym suwenirem, prawdopodobnie nie chciałaby z nim rozmawiać. Wszystko to mogła zapewnić sobie sama. Nie potrzebowała do tego faceta. Nie potrzebowała pary męskich spodni, które będą spełniać jej zachcianki. A on... On miał historię. Jak ona. Był buntownikiem. Ona... Ona poniekąd była konformistką. Dostosowała się. Wiedziała, jaką rolę odgrywała w męskim świecie i nie chciała się z nią sprzeczać. Wiedziała też, że Jeremy pracował dla faceta, którego ona nie potrafiła znieść, jednak czasem musiała to robić ze względu na własnego szefa oraz jego zadowolenie.
Gdy mu otworzyła, uniosła jedną z brwi. Tę lewą. Nie trzeba było jednak zbyt długo czekać na to aż wpuści go do środka i zamknie za nim drzwi. I co? I nie czekając na nic, delikatnie musnęła jego usta, by chwilę później zrobić to nieco intensywniej.
- Jesteś cały - wyraźnie odetchnęła z ulgą. - Paxton, mogłeś dać mi znać, że żyjesz. Na twoje miejsce mam już trzech innych facetów.
Ściemniała. Nie miała żadnego i zdaje się, że akurat on o tym wiedział. Wyczuwał. Może wiedział. Musiał.
- Wiem, że byłeś zajęty rodzinnymi sprawami. Było aż tak źle?
Nie musiał opowiadać jej o szczegółach. Zresztą, czy ktoś poza nimi był teraz ważny?

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
O przepraszam, Makayla mu się nie „przytrafiła”, tylko Jeremy uwiódł ją swoim niesamowitym czarem, urokiem osobistym i poczuciem humoru. A dziewczyny z farmy… choć dużo mniej skomplikowane i na pewno o wiele milsze, na pewno nie byłyby w stanie przykuć uwagi Paxtona. Nie interesowała go nuda i życie ułożone od linijki. Choć młodzieńcze ekscesy już od dawna miał za sobą, wciąż dążył – świadomie lub nie – do odrobiny szaleństwa życia. Pewnej nieprzewidywalności. A Makayla… łączyła w sobie to wszystko. Jakby na to nie patrzeć miała ustabilizowane życie. Ale jednocześnie miała w sobie tę iskrę, która tak zafascynowała Jeremy’ego. Niektórzy faceci bali się takich kobiet. A Paxton… cóż, nigdy nie należał do najbardziej rozsądnych. Nic więc dziwnego, że regularnie pakował się w paszczę lwa. Ale jak widać i lew czasami potrafi schować pazurki…
Był lekko zaskoczony jej pocałunkiem na powitanie, ale oczywiście odwzajemnił go z podobną intensywnością. Na wyjeździe starał się postawić grubą krechę pomiędzy tym, na czym był wtedy skupiony, a tym co zostawił w Lorne Bay. Dopiero teraz ta kreska powoli zaczynała znikać, uświadamiając mu, że tęsknił. Za nią… i za swoim życiem w Lorne Bay. Nie potrafił określić, kiedy ostatni raz coś takiego czuł. O ile kiedykolwiek.
– Przecież mówiłem ci, że wrócę w jednym kawałku – odparł unosząc lekko kącik ust. Nawet, jeśli nie użył takich słów dosłownie, w tym co mówił podczas ich rozmowy telefonicznej tkwiła pewna obietnica. Na jej kolejne słowa lekko wychylił się za nią, jakby chciał zbadać, czy faktycznie ktoś u niej teraz jest. – Najwyraźniej wszyscy odpadli w przedbiegach, czemu kompletnie się nie dziwię – uniósł zaczepnie brew, oczywiście pijąc do tego, że sam dotarł do mety. Niejednokrotnie, he he.
– Było… – zawahał się przez moment, nie do końca wiedząc od czego zacząć. – Myśleliśmy z Eve, że to coś związanego z naszą przeszłością, ale okazało się, że nie tylko my możemy szczycić się pojebaną historią rodzinną – odparł po chwili namysłu, wchodząc do środka. – Mogę ci teraz opowiedzieć wszystko od początku… ale to zależy od tego, czy masz cały wolny wieczór – zapowiadało się na dłuższą historię, a on wpadł niezapowiedziany, więc…
Makayla Wyatt
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Rzeczywiście, ceniła sobie stabilność i pewnego rodzaju regularność. Tę, której Jeremy nie miał za grosz. Posiadał za to coś innego - pewność siebie. Bez niej prawdopodobnie nie zwróciłaby na niego uwagi i zdecydowanie nie czekałaby na jego powrót. Sama. Nie była raczej typem kobiety-marynarza, który w każdym porcie miał inną dziewczynę. Odkąd w jej życiu pojawił się Jeremy, nie szukała innych tego typu znajomości. Po co, skoro podobało jej się na mecie? Czy za nim tęskniła? Być może. Może za finiszowaniem tuż za metą, może za jego bezczelnością, może za tym, jak pachniał (nigdy nie pomyślałaby, że zacznie ją jarać mieszanina błota, potu oraz wiejskiego powietrza), a może... Może po prostu za nim?
- W takim razie śmiało mogę dołączyć do tego klubu.
Historia jej rodziny również nie była lekka, łatwa i przyjemna. Nie chodziło już teraz nawet o to, że Makayla nie potrafiła dogadać się z siostrą, ale również o to, że zrobiła jej coś, czego jedna siostra nigdy nie powinna robić drugiej. Nie mogła powiedzieć, że żałowała, ale fakt, iż nie czuła specjalnych wyrzutów sumienia, działał chyba na jej niekorzyść.
- Mam nawet całą noc - odparła, sugerując mu tym samym, że wcale nie musi sobie pójść zaraz po tym, jak skończy swoją opowieść. Przeciwnie. Zdawała sobie sprawę z tego, że cokolwiek Paxton chce jej powiedzieć, prawdopodobnie nie będzie dla niego łatwe, a ona... Zamierzała go wysłuchać, bo naprawdę doceniała to, że chciał się przed nią otworzyć.
To chyba już naprawdę nie był tylko seks.
- Otworzysz nam wino? Chyba że wolisz coś innego, mam w lodówce kilka butelek piwa na czarną godzinę - specjalnie dla niego, bo ona sama preferowała jednak ten pierwszy trunek. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna przebrać się w coś wygodniejszego, ale... Jej sukienka i tak była wygodna, a nie chciała, by Jeremy musiał na nią czekać.
Zapewne i tak otworzył dla niej butelkę wina, więc chętnie ujęła w dłoń swój kieliszek i usadowiła się na kanapie.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeśli uznasz, że naprawdę chcesz opowiedzieć mi o wszystkim, to po prostu to zrób. Zacznij w takim momencie, który będzie dla ciebie najbardziej komfortowy. Ja po prostu tu będę i na pewno nigdzie się nie wybieram.
Nie chodziło nawet o to, że o jej dom. Ot, chciała zapewnić mu odrobinę komfortu, bo tak naprawdę tylko tyle mogła teraz zrobić.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Tak naprawdę sam Jer również niewiele miał z tego przysłowiowego marynarza. Wbrew pozorom, jakie mógł stwarzać, nie był typem faceta romansującego na prawo i lewo. Jasne, jego życie miłosne w 99% składało się z niezobowiązujących przygód, ale kiedy wyjeżdżał z danego miasta, uczciwie kończył znajomość. Nie obiecywał żadnej z zostawianych kobiet gruszek na wierzbie – że wróci, że będzie tęsknił. Bo zazwyczaj nigdy nie wracał drugi raz w to samo miejsce. Nie mógł sobie na to pozwolić, będąc w nieustannym pościgu.
– Tak myślałem, że jedna powalona historia na naszą dwójkę to będzie za mało – posłał jej krzywy uśmiech. Tak samo jak nie rozmawiali o jego historii, tak samo omijali temat jej rodziny. Oczywiście, że Jeremy był jej ciekaw, ale też nie chciał na nic naciskać, dopóki Makayla sama nie stwierdzi, że jest gotowa aby jeszcze bardziej się przed nim odsłonić.
– Odnotowane – skomentował jej słowa o całej nocy. Nie miał obaw tego typu, że kiedy Kayla dowie się o tym to się wydarzyło, to odprawi go z kwitkiem. Była dojrzałą kobietą, gotową do tego by go wysłuchać i przyjąć go takim, jakim był. Z tymi wszystkimi pojebanymi historiami w zanadrzu. I nie, dla niego nie był to tylko seks. Nie przyszedł tutaj z zamiarem przespania się z nią bez słowa wyjaśnienia. Ba, wręcz dopuszczał do siebie myśl, że mogą po prostu pogadać, może i przegadać całą noc. Seks stawał się tylko – bardzo przyjemnym – ale jednak dodatkiem.
Bez słowa po prostu podszedł do jej barku, otworzył wino po czym nalał jej kieliszek. Dla siebie również wyjął szkło i nalał sobie burgundowego trunku, ale położył go obok siebie na stoliku nocnym przy fotelu, w którym zasiadł. Przechylił się lekko do przodu i przez chwilę przyglądał się swoim dłoniom, uważnie słuchając jej słów.
– Tu nie ma żadnego komfortowego momentu. Nie wiem do końca, jaka jest twoja historia, ale możliwe że niektóre wątki mogą striggerować również ciebie – zapowiedział i dopiero teraz podniósł wzrok. Zastanawiał się od czego zacząć. – Tego dnia, kiedy mieliśmy się spotkać, moja siostra dostała cynk o zaginięciu paroletniej dziewczynki. Eve, tak jak już ci mówiłem, profesjonalnie zajmuje się tresurą psów, współpracuje z różnymi służbami. Więc pojechała tam pomóc w poszukiwaniach, a ja pojechałem z nią, jako jej pracownik – nie było to ważne, dlaczego akurat w takiej roli go przedstawiła, więc nie brnął już w te tematy. – Powiedziałem ci, że to sprawa poniekąd rodzinna nie dlatego, że Eve to moja siostra. To była sprawa zahaczająca o naszą rodzinę, bo nas lata temu spotkała podobna sytuacja. Nasza młodsza siostra zaginęła. Poszła sama do toalety do jakiegoś przydrożnego baru, przed którym się zatrzymaliśmy wracając całą rodziną od naszej babci. Jej ciało odnaleziono kilka dni później, porzucone przy wylotówce – dodał i dopiero teraz napił się sporego łyku wina. Mimo upływu lat wciąż tak cholernie było mu do tego wracać.
Makayla Wyatt
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Makayla nie odsłaniała się w zasadzie przed nikim. Wychodziła z założenia, że ze wszystkim poradzi sobie sama, a ludzie nie muszą zajmować się jej sprawami. Nie oznaczało to, że nie dopuszczała do siebie absolutnie nikogo. Dawniej rolę jej powiernika pełnił Harden, ale nie mogła opowiedzieć mu o każdym aspekcie swojego życia. O wiele więcej wiedział o niej Adam, jednak on również nie mógł wiedzieć o niej wszystkiego. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie musiałby ją aresztować. A Jeremy... On był z jej świata i jednocześnie totalnie z niego nie był. Ta mieszanka sprawiała, że nie zamierzała odprawić go dziś z kwitkiem lub bez kwitka. Rozumiała, że jego zachowanie musiało wynikać z jakiegoś ważnego powodu, a teraz, patrząc na jego zasępioną minę, miała już niejako tego potwierdzenie. Wzięła więc kieliszek i po prostu zaczęła go słuchać.
Przytaknęła. Nie mówiła już, że faktycznie wyguglowała sobie jego siostrę i sprawdziła, że ta rzeczywiście zajmowała się hodowlą specjalistycznych psów. O całej reszcie Paxon i tak powiedział jej w rozmowie telefonicznej. Na tym etapie nie miała jeszcze żadnych pytań. Wszystko było dla niej jasne. Nie do końca wiedziała jeszcze, jak cała sytuacja była poważna, ale nie musiała długo czekać, by poznać ciąg dalszy tej historii.
Przez moment poczuła się tak, jakby dostała obuchem w tył głowy. To, o czym mówił mężczyzna, to, przez co musiała przejść jego rodzina... Chyba nie umiała wyobrazić sobie tych wszystkich uczuć, które musiały w nim buzować. Prawdopodobnie właśnie dlatego przemieściła się nieco na kanapie, siadając na tym końcu, który był bliżej fotela. Nie zmierzała atakować go swoją osobą, dotykiem, ale jednocześnie była na tyle blisko, by odczuł pewnego rodzaju wsparcie.
- Jer... - chyba pierwszy raz zwróciła się do niego w ten sposób. - Nie umiem nawet wyobrazić sobie tego, przez co przeszła twoja rodzina - odłożyła na moment swój kieliszek. - Ile miałeś wtedy lat?
Nie musiał odpowiadać na to pytanie. Nie musiał na nowo rozbudzać w sobie wspomnień z czasów, do których zapewne nie chciał już wracać. Ona to zrozumie.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jer znał mało osób, przed którymi mógł się otworzyć, a jeszcze mniej przed którymi zechciałby to zrobić. Makayla znajdowała się w obu tych kategoriach, ale nie tylko ze względu na swój zawód, to że obracała się w tym szemranym półświatku. Chodziło o jej charakter – nie oceniała, nie krytykowała udając przy tym świętszej od papieża. Przyznawała się przed nim do swoich słabości, swoich wad. Nie było trudnym wyzwaniem dla Jera poczuć się przy niej na tyle komfortowo, aby zdradzić i swoje najgłębiej skrywane lęki i obawy.
Spuścił głowę, kiedy Kayla nieznacznie przybliżyła się do niego, nie „atakując” go jednak nadmiarem uczuć. Dawała mu przeżyć to wszystko jeszcze raz tak, jak sam chciał. W skupieniu, jakby obawiał się że jakiś gest z jego strony obnaży całą tę historię z powagi.
– Byłem nastolatkiem, Eve zresztą jest niewiele starsza ode mnie, raptem o rok. Byliśmy dzieciakami rzuconymi w wir wydarzeń, których nigdy nie powinniśmy byli być świadkami – odparł po chwili, wpatrując się teraz w swoje dłonie. – Ale to był dopiero początek. Śmierć Isabelle… to był dopiero początek końca naszej rodziny – dodał i dopiero teraz przeniósł na nią swoje smutne spojrzenie. Mimo upływu lat wciąż tak cholernie bolały go rozmowy o przeszłości, od której nie potrafił się odciąć. I wcale nie był przekonany o tym, że osobista wendeta jego i Eve to kiedykolwiek zmieni. – Niedługo po tym opuściła nas matka. Odeszła nawet nie oglądając się za siebie. A ojciec… ojciec nie wytrzymał presji. Wziął broń, poszedł do stodoły i strzelił sobie w łeb – ostatnie słowa wymówił znacznie ciszej. – Znalazła go Eve. Kurwa, nawet nie wiesz jak chciałbym, żebym to był ja. Żebym to ja go wtedy odnalazł – schował twarz w dłoniach, pozwalając sobie na chwilę słabości. Pierwszy raz od kilku, może kilkunastu lat złamał się, kiedy wspominał o tragicznej śmierci seniora Paxtona. – Wiesz, co było w tym najgorsze? Że ja czułem, że to się prędzej czy później wydarzy. A mimo to nie próbowałem temu zapobiec – dodał, tym razem nie pozwalając sobie już na patrzenie na nią. Nie chciał widzieć w jej oczach niechęci ci odrazy do faceta, który nie potrafił w porę zareagować na kryzys swojego bliskiego.
Makayla Wyatt
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Ha, Jeremy nie miał jeszcze pojęcia o tym, ile wad i słabości skrywała przed nim Makayla. Być może dla niektórych byłoby to coś nie do przeskoczenia, jednak jego towarzystwo odpowiadało jej mniej więcej z tego samego powodu, co w jego przypadku. Zresztą, czasem człowiek po prostu musi coś z siebie wyrzucić, a lepiej jest zrobić to w obecności kogoś, przy kim czujemy się swobodnie. W ich wypadku trzeba było przyznać jedno - oni zaczęli od swobody, by powoli zacieśniać swoje relacje.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić nic więcej - zapewniła go, jednak skoro już zaczął, to chyba dobrze będzie wszystko z siebie wyrzucić. Dopiero teraz delikatnie położyła dłoń na jego kolanie. Była tu. Była przy nim i nigdzie się nie wybierała, bez względu na to, co dalej usłyszy.
Zdaje się, że nie musiała zapewniać go o tym, że wszystko to, co usłyszy, pozostanie między nimi. To było oczywiste. Co prawda Makayla nie spodziewała się chyba tego, że młodość Paxtona wyglądała w ten, a nie inny sposób, ale zdecydowanie nie zmieniało to jej podejścia. W tym momencie jej zadaniem było okazanie mu wsparcia.
- Jezu... - wymsknęło jej się, na szczęście na tyle cicho, że być może Jeremy wcale tego nie usłyszał.
Kiedy skończył, nie odezwała się od razu. Dała sobie chwilę na przemyślenie, ale jej reakcja mogła być tylko jedna. Nie chciała też mówić niczego od razu, by nie pomyślał, że zależało jej tylko na tym, by skomentować jakoś jej słowa. Chciała odpowiednio dobrać słowa i choć nie miała pewności, że osiągnie swój cel, to jednak musiała zaryzykować.
- Byłeś wtedy dzieciakiem. Być może dojrzałym, odpowiedzialnym, ale tylko dzieciakiem. Ani ty, ani twoja siostra, nie mogliście dźwigać tego wszystkiego na barkach i na pewno w żaden sposób nie powinniście czuć się winni - zaczęła. Być może to niego prozaiczne i sztampowe słowa, ale ani trochę nie wydawały jej się tu nieodpowiednie. - Nie mogłeś temu zapobiec. Nie da się temu zapobiec. Nie mogliście siedzieć w jego głowie.
Bo taka była prawda. Nastoletnie dzieci nie mają czasem pola manewru, nawet jeśli wyczuwają, że istnieje jakiś problem. No bo co mogli zrobić Jeremy i Eve? Porozmawiać z ojcem? Szukać matki? Nie, chyba nawet nie pokusiłaby się o szukanie odpowiedniego kierunku. Tak naprawdę... Nie mogła zbyt wiele zrobić. Nie zamierzała kwestionować decyzji podjętych lata temu. Mogła tylko wspierać Paxtona w drodze, na której obecnie się znajdował.
- Dobrze, że ty i Eve mieliście siebie. Że kogoś miałeś. Ja i moja siostra... Byłyśmy ze sobą skłócone w zasadzie od zawsze i nie rozmawiałyśmy ze sobą od lat. No i... Zrobiłam jej coś, czego żadna siostra nigdy nie powinna zrobić drugiej.
To nie tak, że chciała odwrócić jego uwagę od jego spraw. Ot, po prostu jakoś tak wyszło, że nagle postanowiła nieco się odsłonić. On zrobił to całkowicie.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Dobrze wiedział, że Makayla naprawdę zrozumiałaby, gdyby rzeczywiście na tym poprzestał stwierdzając, że nie chce już o tym rozmawiać. Ale z drugiej strony… powiedział już A i aż się prosiłoby, żeby powiedział też B. Oczywiście to, co mówił jej dzisiejszego wieczoru nie wyczerpywało tego całego brudu, jaki nosił na swoich buciorach przez ostatnie lata. Dochodził teraz do źródła, którego dopiero zapoczątkowało wszystko to, co wydarzyło się potem w jego życiu. I doceniał każdy jej gest – również te niewypowiedziane w postaci płynącego od niej zrozumienia. I nie miał jej za złe jej reakcji. Nie była to w końcu ciepła opowieść rodzinna, tylko opowieść o rodzinnej traumie, tak ogromnej że zniszczyła ich od środka tak, że nie było już co zbierać.
W ciszy słuchał jej słów. Tak naprawdę nikt (może za wyjątkiem Eve) nigdy nie powiedział mu tego na głos, że miał prawo czuć się wtedy zagubiony i że nie musiał nosić w sobie tego cholernego poczucia winy przez te wszystkie lata.
– Wiesz, taki sposób myślenia dojrzewał we mnie przez lata. Ciężko coś takiego wyplenić. Ciężko jest wyplenić poczucie winy, które towarzyszy ci od lat. Zwłaszcza, kiedy sam je sobie narzucasz – odparł wzdychając. Bo przecież to nie było tak, że to ich sąsiedzi czy społeczność Lorne Bay obwiniała o te tragedie dzieciaki. Względem nich wszyscy czuli litość. – A im bardziej nie mogłem rozwikłać tej cholernej zagadki, kto to zrobił, tym bardziej zagłębiałem się w ten mroczny świat. To, że pracuję dla Romana nie wzięło się stąd, że od zawsze marzyłem o tej robocie. W pewnym momencie nie ma już drogi odwrotu – stwierdził, choć dobrze sobie zdawał sprawę z tego, że kto mógł wiedzieć o tym lepiej, niż właśnie Kayla.
– I tak, i nie. Nasze drogi raz się rozchodziły, potem znowu spotykały. Tak naprawdę dopiero teraz uczymy się siebie jako rodzeństwo – wyjaśnił. Zniknięcie Jera na lata wcale przecież nie pomogło w utrzymaniu bliskich relacji z siostrą. Za to z zainteresowaniem spojrzał na nią, kiedy wspomniała o siostrze. Szczególną uwagę zwrócił na używanie przez nią czasu przeszłego. – Skąd wzięła się ta wasza wzajemna niechęć? – spytał, nie chcąc na razie poddać jej gradobiciu pytań, uznając że otworzy się przed nim na tyle, na ile sama uzna że tego chce.
Makayla Wyatt
manager — klub Shadow
38 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Czarna owca rodziny Wyatt. Sprzedała swoją duszę właścicielowi Shadow, pilnuje jego interesów i twardą ręką zarządza jego klubem. Chłodna, sztywna, niezbyt miła. Jej ludzką twarz widuje jedynie mały Joey, syn zmarłej niedawno siostry, a nieokrzesany Jeremy wprowadza chaos w jej uporządkowane życie.
Fakt, to, co powiedział jej do tej pory, ani trochę nie przypominało historii rodem z familijnego filmu. Najważniejsze było jednak to, że on i Eve wciąż mieli siebie i najwyraźniej potrafili razem współpracować. Najważniejsze było to, że nie utracili ze sobą kontaktu, że pomimo upływu lat, różnych życiowych sytuacji oraz zakrętów, wciąż umieli ze sobą rozmawiać.
- Nie wyglądałeś mi na faceta, który z wyboru pcha się do pracy u takiego typa, jak Jović - pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Nigdy nie pytała go o to, skąd wziął się w jego otoczeniu i dlaczego właściwie zaczął u niego pracować. Wyszła z założenia, że tak po prostu potoczyły się jego koleje losu, że musiał mieć ku temu jakiś powód, podobnie jak ona w momencie, gdy zatrudniła się u Hawthorne'a. A dlaczego Paxton wydawał jej się inny, niż jego szef? Wystarczyło tylko przypomnieć sobie wieczór, w którym Roman i jego ludzie postanowili rozerwać się w Shadow.
- Praca dla niego pomogła ci znaleźć odpowiedzi, których szukałeś?
Nie musiał opowiadać jej o szczegółach zleceń. Nie o to pytała. Nie wnikała w to, co robił i jakie "doświadczenie zawodowe" dźwigał na swoich barkach. Pytała o prywatne sprawy, tajemnice, które zaważyły na jego życiowych wyborach. Kim byłaby, żeby je oceniać?
W jednym zdecydowanie miał rację. Ich świat potrafił wciągać niczym ruchome piaski. Gdy zrobisz już ten pierwszy krok, gdy wdepniesz w to nieco głębiej, nie da się tak po prostu wyjść. Być może na ich wizerunkach pojawiły się już tak poważne rysy i pęknięcia, że nie sposób będzie ich nie zauważyć i o nich zapomnieć, ale czy nie stanowiły one pewnego rodzaju ceny, którą musieli zapłacić za osiągnięcie swoich celów?
- Trzymaj się tego. Nie odpuszczajcie sobie siebie - odparła. Dopiła również całkowicie zawartość swojego kieliszka i postawiła go na stoliku kawowym. - Nie umiem określić, kiedy dokładnie to się zaczęło. Po prostu... Zawsze byłyśmy inne i nie potrafiłyśmy się dogadać. Z czasem wszystko to zaczęło się pogłębiać, aż w końcu każde nasze spotkanie kończyło się awanturą. Udało nam się dogadać tylko dwa razy. Chodziło wtedy o naszego ojca i bycie chrzestną Joey'a. Poznałeś go.
Na pewno pamiętał chłopca, którego mama umarła.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– Tylko wariat pchałby się do pracy z nim z wyboru – odparł siląc się na słaby uśmiech. Śmieszkowanie sobie z Romana była jego typową taktyką na radzenie sobie z presją, jaka na nim spoczywała w związku z tą pracą. I w związku z tym, że tak samo jak zatrudnienie u niego nie było takie oczywiste (wszak daleko mu było od chodzenia na rozmowy kwalifikacyjne), tak samo nieoczywista była możliwość odejścia z tej pracy. O ile taka istniała. Wróć – o ile istniała możliwość odejścia z tej pracy w jednym kawałku.
– Nie. Jeszcze nie. Ale dzięki niej mam pewne dojścia. Znam ludzi, którzy znają ludzi… Część z nich zna moją sprawę i co jakiś czas podrzucają mi jakiś trop, ale nie nazwałbym ich odpowiedziami – odparł. Ale tak, już abstrahując od pracy u Romana, to pchając się do tego światka Paxton liczył na to, że otrzyma konkretne tropy. I tak właśnie było. Docierały do niego różne informacje o porwaniach i zabójstwach dzieciaków. Z tym, że każdy z tych tropów w końcu kiedyś się urywał, a Jeremy znowu stawał przy ścianie i walenie w nią głową.
Przytaknął jej słowom o braku odpuszczania sobie. Obecnie oboje byli na etapie, w którym docierło do nich, że rodzinę ma się tylko jedną. Że niezależnie od tego, na jakie sztormy trafiała ta łódź, ostatecznie to rodzina zawsze powinna być tą jednostką, która będzie dla człowieka jak stały ląd.
Słuchał jej uważnie, przytakując co jakiś czas głową na znak, że rozumie co ma na myśli. Na wspomnienie o Joey’u aż sam lekko uśmiechnął się pod nosem, oczywiście pamiętając dokładnie swoje pierwsze spotkanie z tym brzdącem.
– Tak, poznałem. Świetny dzieciak. Porządnie mnie wtedy nastraszył – stwierdził, dopiero po chwili poważniejąc, bo jednak na pewno nie było to ani przyjemne, ani łatwe tematy dla Makayli. – Brakuje ci jej? – spytał z troską. Nie mogła już tego powiedzieć siostrze, ale… może w jakiś sposób zrobi jej się lżej, jeżeli pewnie słowa wypowie na głos, choćby przed nim.
Makayla Wyatt
ODPOWIEDZ