rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
013.
People do not lack strength,
they lack will
[outfit]
Denerwowała się.
Stresowała, czuła jak po karmelowym, opalonym czole spływają kropelki potu; choć wcale nie było dziś tak gorąco. Dłonie Candeli drżały, umysł jak i całe ciało skupiało uwagę na dzisiejszym badaniu. Nigdy przedtem nie miała żadnych objawów, nie musiała obserwować swojego organizmu. Wszystko zawsze grało; aż do ostatniego poniedziałku, gdy zemdlała pod prysznicem - a gorąca woda, lała się po nagim ciele - stwarzając na nim kilka niegroźnych poparzeń. Nie wiedziała ile tam leżała, może być to kwadrans, może była to godzina - dopiero gdy współlokatorka wróciła z pracy i zastała wyciekającą spod drzwi wodę - wdarła się do łazienki (prosząc partnera by wywarzył drzwi) ocucając niczego nie świadomą blondynkę.
Mama Fitzgerald chorowała, odkąd dziewczyna pamiętała - wiecznie trafiała do szpitali, odwiedzanie jej było dla wszystkich z rodziny codziennością. Wiecznie przybladła, zmęczona jeżeli nie pod kroplówką - to w innym przypadkach przeleżała dnie w sypialni. Candie niewiele miała wspomnień z tamtego okresu, Emma zmarła dość szybko - osieracając najmłodszą córkę w zaledwie szóstym roku życia. Może i była wtedy rozumna, lecz zapamiętanie wszystkich aspektów dla tak małego dziecka to niemal wyzwanie.
Rak może być dziedziczny, jest to malutkie prawdopodobieństwo - aczkolwiek istniało takie ryzyko. Przestraszyła się, strach obezwładnił myśli blondynki - ostatnie dni po omdleniu, praktycznie nie wychodziła z domu. Przesiadywała na łóżku, wraz ze swoim psiakiem - przeglądając prawie wszystkie fora na temat chorób nowotworowych. Wyglądało to tak, jakby zupełnie zwariowała na tym punkcie - mimo, że czuła się wyśmienicie dobrze - a oznaki po upadku powoli odpływały w zapomnienie, pod namową współlokatorki postanowiła zapisać się na wizytę.
Nie było to zbyt proste, choć Lorne Bay wpisywało się jako malutkie miasteczko, ludzie na temat badań są wręcz wyczuleni. Kilometrowe kolejki, czekanie po kilka miesięcy - na szczęście mając w szpitalu znajomego, udało mu się ją wcisnąć na kolejny tydzień. Dosyć wcześnie, bo na zegarku wybijała siódma - gdy jako jedyna znajdowała się w poczekalni pośród czterech, szarych ścian (szpitala zawsze przywierały ją o odruchy mdłości) - zero otuchy, zero wsparcia. Właściwie to świadomie nie powiedziała nikomu o swoich obawach, nie chciała siać paniki - ani nie chciała, by jej przypuszczenia okazały się prawdą.
Zaledwie dwadzieścia minut po przyjściu z gabinetu wydobył się damski głos: Proszę. - narzucając torbę na ramię, czując jak bicie serca przyspiesza jej do nieracjonalnej siły weszła do środka. - Dzień dobry. - rzuciła, spoglądając z nerwowym wyrazem twarzy w stronę lekarki, by ostatecznie usiąść na krześle na przeciwko niej.
Jak badania?
Jak wyniki?
Jak wszystko?

Musiała zająć ręce materiałem od spódnicy, bo miała wrażenie, że jeszcze minuta niepewności, a zwariuje.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
neurochirurg — cairns hospital
37 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh, I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight
009.
Choć Mallory miała wiele lat doświadczenia jako lekarz, a później neurochirurg i trudno byłoby jej zliczyć ilość przypadków, z jakimi miała styczność w tym czasie, wciąż nie potrafiła w pełni postawić siebie samej w sytuacji, w której musiałaby się mierzyć ze swoją własną chorobą, a nawet kogoś bliskiego. Miała naprawdę dużo szczęścia, bo ani jej samej, ani jej rodziny nigdy nie dotknęła żadna poważna choroba wymagająca długotrwałej hospitalizacji i leczenia. Mimo to starała się jak tylko mogła stawać w butach swoich pacjentów i wkładała dużo wysiłku w to by ich wspierać, doradzać i rozumieć wybory, jakie podejmowali. Jednocześnie była świadoma, że ludzie w takiej sytuacji mogą nie myśleć do końca logicznie i nie wykazywać się rozsądkiem. Nie było to ich zadanie w tej sytuacji, tylko jej. Niejednokrotnie więc przekonywała ich do zmiany zdania, do obrania ścieżki, którą podpowiadały jej własne doświadczenie tudzież najlepsza wiedza medyczna. Musiała być opanowana, rozważna i stanowić dla nich autorytet, a w tym samym czasie wsparcie. Granica między empatią a zachowywaniem się tak by ufali, że robi dla nich to co najlepsze i często wie lepiej od swoich pacjentów była cienka. Nie zawsze udawało jej się nie zbaczać w jedną lub drugą stronę.
Więc choć współczuła mocno swojej dzisiejszej pacjentce, która straciła matkę przez raka mózgu i obawiała się, że coś podobnego mogło dotknąć ją, chciała w tym momencie postawić na profesjonalizm. Szansa, że również zachorowała, w dodatku w tak młodym wieku nie była duża i przyczyna jej omdlenia najprawdopodobniej była inna niż nowotwór, więc Mallory planowała najpierw dokładnie sprawdzić co się działo, nie badając jej jedynie pod kątem ewentualnych guzów.
Z samego rana, popijając już drugą kawę, zapoznała się jeszcze raz ze wszystkimi aktami pacjentów, których miała do przyjęcia w ramach zwyczajnych wizyt. Candela Fitzgerald, lat 22, omdlenie pod prysznicem, matka leczona na raka mózgu w tym samym szpitalu, w czasie gdy Henderson była na finiszu studiów medycznych… Wszystko było takie samo jak zapamiętała, gdy czytała tę sprawę po raz pierwszy kilka dni temu, kiedy wizyta pojawiła się w systemie. Później przyjęła dwóch pierwszych pacjentów i przyszła pora by uchylić drzwi, i zaprosić kobietę do gabinetu.
Dzień dobry — powiedziała miękko i uśmiechnęła się delikatnie do blondynki, która weszła do jej gabinetu. Widziała, że się stresuje, co nie było niczym niezwykłym w tych okolicznościach. — Candela Fitzgerald? — zapytała, gdy zajęła miejsce na przeciwko niej. — W celu weryfikacji powiedz mi proszę swoją datę urodzenia — najpierw musiały przejść przez standardowe procedury. Musiała mieć pewność z kim rozmawia.
Opowiedz mi co Cię tu sprowadza — poprosiła. Choć przeczytała ankietę, wypełnioną przez nią podczas rejestracji i system sam jej dołączył akta choroby jej matki, chciała usłyszeć historię z ust Candeli, opowiedzianą jej własnymi słowami i okraszoną pytaniami Mallory w różnych momentach.

candela fitzgerald
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
/strasznie Cię przepraszam </3 miałam kryzys twórczy na Candeli, mam nadzieję że wybaczysz <3

Była przecież młoda. Całe życie przed nią.
Mając dwadzieścia dwa lata na karku, nigdy nie zastanawiasz się kiedy nadejdzie Twój czas na ostatni oddech... Pchniesz do przodu, układasz sobie plany - realizujesz się, zawodowo czy dzięki miłości. Łapiesz życie pełnymi rękoma, uciekasz w ślady przygód i nieustających fantazji do spełnienia. Marzysz...
Nie przesiadujesz samotnie pośród czterech szarych ścian w poczekalni, gdzie notorycznie mijają Cię ludzie w białych kitlach. Nie słuchasz oddźwięku pikających maszyn, nie myślisz, że los dał Ci tą samą drogę - co Twojej matce.
Nikomu nie powiedziała o omdleniu, właściwie po incydencie pod prysznicem - jakby zupełnie zamknęła się w sobie. Przesiadywanie i rozczytywanie się na forach, to jedno - ale Candela całkowicie odsunęła się od swoich znajomych, odwoływała spotkania - nie odpisywała na wiadomości; tak bardzo przerażała ją możliwość, że mogłaby nie doczekać kolejnego lata... że wszystko wokół stało się mniej ważne.
W jednej sekundzie wydawało się jakby zbladła, błękitne tęczówki z wyraźną nerwowością błądziły po gabinecie - po jasnych, białych ścianach - oraz dyplomach, wygranych nagrodach jakie na nich wisiały. O doktor Mallory Henderson przeczytała pierwszy artykuł, niecałe pięć dni temu - później trzy kolejne, aż w ostateczności przestała liczyć ile ich rzeczywiście było. Prawdopodobnie w tej chwili mogłaby wyrecytować całą karierę zawodową lekarki, Fitzgerald zawsze lubiła wiedzieć do kogo się wybiera - z kim będzie miała do czynienia.
Henderson uznała za najodpowiedniejszą, pomimo młodego wieku - znajdowała się praktycznie na szczycie hierarchii medycyny, przynajmniej zdaniem blondynki, w końcu Candie wcale się na tym nie znała - ze szkoły średniej zapamiętała może kilka pojęć - a biologia zawsze była dla niej odległa. Uciekała w stronę sportu i tańca, czasem skupiała uwagę na literaturze - czytając o kobiecie rozmarzyło się jej bycie taką ją tylko w świecie tańca.
- Tak. Osiemnasty sierpnia 2002 roku. - odpowiedziała uśmiechając się nieśmiało do brunetki, nieświadomie zaczynając się bawić swoimi palcami, które trzymała pod biurkiem. Na kolejne pytanie ciężko westchnęła. - Tydzień temu zemdlałam pod prysznicem. - wypowiedziała dość spokojnym tonem, unosząc dłoń którą przesunęła wzdłuż swych jasnych pukli. - Nic mi się nie stało, trochę jedynie się poobijałam. - dodała, starając się skoncentrować spojrzenie na twarzy rozmówczyni. - Pojechałam na SOR, gdzie od razu wykluczyli wstrząs mózgu. - skwitowała. - Ale postanowiłam bardziej się przebadać, bo tak naprawdę nigdy wcześniej tego nie robiłam. Moja mama zmarła na raka gdy jeszcze byłam mała. Miała ponad czterdzieści lat, niedawno usłyszałam, że może być to dziedziczne... - wzruszyła ramionami, lecz opowiadanie o śmierci Emmy wciąż na baletnicę mocno oddziaływało. - Dlatego chciałabym to wykluczyć... - rzuciła na sam koniec, wpatrując się intensywniej w lekarkę - miała nadzieję, że dokładnie takie informację kobieta jej przekażę.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ