i’m a writer — i dream while awake
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
rozsławiony autor książek fantasy osadzonych w świecie mitologii greckiej, eks archeolog, być może niedługo także eks neurotyk
Najpierw podciągnął przejaskrawione wyświetlaczem spojrzenie, dopiero później — całą głowę. Wydał niemy (zduszony w przełyku jeszcze przed przybraniem formy dźwięcznych słów) odgłos niepowstrzymanego zdumienia, tylko trzy razy pozwalając tęczówkom w prostej linii między powiekami poruszyć się to w dół, to do góry; tak, by nieustępującym zaskoczeniem objąć całą sylwetkę wysokiego, odzianego w części jego własnych ubrań, mężczyzny. — Wyglądasz… Do twarzy ci w nich. Dużo lepiej, niż mi — odrzekł, jeszcze przez moment niepomny pytań, które ku niemu skierowano. To nie tak, że wyłącznie jego niewątpliwa uroda wywarła na Herculesie tak szumne wrażenie — raczej fakt, że Hyacinth w zestawie jasnych, jedwabistych ubrań poruszał się naturalnie; nie tak, jakby opinały mu skórę i krępowały gesty opieszale dostosowując się do sylwetki, a jakby, dajmy na to, spędził w nich całą noc i nie tylko potrafił odnaleźć w nich komfort ruchów, ale by zdążyły po prostu się wynosić. Pamiętał, kiedy sam odział się w swoje pierwsze, dorosłe polo z doczepionym do szyi kołnierzykiem białej koszuli, kiedy wsunął na nogi sztywne, wyprasowane spodnie i poczuł się, jak aktor prześmiewczej farsy, jakby kogoś tylko udawał i jakby wyszukany dla niego kostium został dobrany błędnie i w złym rozmiarze. Teraz, naturalnie, Hyacinth nie został odziany w nic nadzwyczaj eleganckiego, nic specjalnie niecodziennego; a jednak zakładał niesłusznie, że w tych ubraniach będzie czuć się podobnie, a przynajmniej — dziwnie. Nie tak, jakby nosił je już wiele razy.
Mydło? — powtórzył wreszcie, wyrwany z ciągu rozważań. Przez moment spoglądał na niego z takim niezrozumieniem, jakby mężczyzna wypowiadał zdania w innym języku. Naturalnie wiedział, co to takiego — m y d ł o, wynalazek powszedni nawet dla przesadnie snobistycznych i majętnych osób. Nie rozumiał jednakże, jak mogło łączyć się z praniem ubrań.
A później wstrzymał oddech, bo Hyacinth podszedł bliżej. Zaniemówił, bo oskarżył go o- s m u t e k, choć nikt od czasów dzieciństwa — a w szczególności on sam — nie posługiwał się tym słowem. Na lekcjach języka angielskiego został przestrzeżony, by nigdy — absolutnie w żadnym wypadku — nie posługiwać się tak ordynarnym, niewyszukanym językiem. Żadne fajnie, żadnych ogromnych ujęć miar, żadnego smutny, żadnego głupi. Oliver także nigdy nie posłużył się owym wyrażeniem; nigdy nawet nie pytał, co Herculesa trapi, a przynajmniej nie w tak czuły, nieegoistyczny sposób, jak Napoliellio; mówił raczej: jak coś ci się nie podoba, to po prostu powiedz, a także: nie będę cię wypytywać jak dziecko; chcesz się czymś podzielić, to się podziel, albo zmnień wyraz twarzy. Nienawidził tych rozmów z Oliverem.
Bo nie mam mydła — w niepoważnym znaczeniu: dlatego jestem smutny. Specjalnie dla niego dźwignął dotychczas opadnięte kąciki ust (ale żeby aż tak, by mężczyzna dostrzegł je i połączył ze smutkiem?) do swobodnego uśmiechu i rozplątał ułożone na krześle nogi. — Chyba po prostu… Chyba nie jestem zaskoczony, a chciałbym być. To trochę zawiłe — wyznał tylko delikatnie zakłopotany. Nie miał pojęcia, czy naprawdę jest smutny. Nigdy nie radził sobie wzorowo z nazywaniem swoich uczuć. Zresztą nie tylko z tym.
Tammy ma pralkę, tam możesz je wyprać. Jeśli umiesz ją obsługiwać… A może Anhelina nam pomoże — zasugerował z osobliwym błyskiem ekscytacji w oczach, jakby nigdy dotąd nie miał sposobności użycia tej enigmatycznej maszyny. Zerknął przy tym na pochyloną za blatem kuchennym kobietę, próbującą (dużo skuteczniej od Herculesa) uporać się z powstałą powodzią i wetkniętym w nią brudem. Zdawała się ich nie słyszeć, pogrążona we własnym świecie, a może tylko tak dobrze udawała. Hesille przymknął ekran laptopa z eksplodującymi czernią wygaszacza opiniami, a potem podźwignął się z krzesła i pomknął do łazienki. Wychodząc z niej ostatnim razem, po niefortunnym doborze słownictwa i nieudanej próbie wytłumaczenia pomyłki (ostatecznie przyznał z poddaniem, że natrysk i wytrysk to generalnie to samo, faktycznie), postanowił sobie, że już do niej nie wróci; to znaczy, nie w towarzystwie Hyacintha. Teraz jednak zdawał się już o tym nie pamiętać.
Zogniskował wejrzenie stalowoniebieskich oczu na zapchanej korkiem umywalce; pełnej mętnej, burej substancji i na wyłaniających się z niej niewielkich wysepkach napowietrzonej odzieży. Tak, tutaj też Anhelina zmuszona będzie zajrzeć; nie, żeby mu to przeszkadzało. Rozsądniej ze względu na chorowite koty i pedantyzm własnej siostry, będzie po prostu pozbyć się wszystkich wniesionych tu dzisiaj zarazków.
Z jakich materiałów masz ubrania? — spytał, wiedząc tylko tyle — że pranie wykonywało się partiami, w zależności od dopisanej do tkaniny nazwy.
fluffy, snuggly, kind
hercules
achilles, bruce, danny, finn, jules, orpheus, terence, tillius, walter
może być każdym i wszystkim — jeśli mu za to zapłacisz
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Ον γαρ οι Θεοί φιλούσιν, αποθνήσκει νέος.
Jakże łatwo było go przekupić; miłe słowo, ciepły kąt, para czystych ubrań i Hiacynt niemal tracił całą godność! Keira powtarzała mu, by postępował rozważnie, żeby wszystko zawsze miało jakąś cenę, żeby nie pozwolił się temu miastu tak po prostu pochłonąć, a on był tymczasem gotowy wręczyć swoje życie w dłonie nieznajomego mężczyzny, tylko dlatego, że mógł wziąć ciepły prysznic i przez tych kilka godzin rozchodzić jego jasne, miękkie ubrania. Uśmiechnął się szeroko, potem zaśmiał; prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu miał na sobie coś takiego. — Kłamiesz — zarzucił mu z lekkością, w której zajaśniały jakimś cudem drobiny wstydu. Może dlatego, że czuł na sobie jego wzrok, że otulił się jego ciepłem; może dlatego, że podobała się mu rola, którą zgodził się przyjąć. — Kostka. Nie masz takiego mydła? — należało wziąć to pod uwagę; Cinto nie wiedział, jak mieszka się w podobnych domach, jakie przyjmuje się zasady. Być może nie korzystano w nich z tak prostych, typowych kosmetyków; porażony wciąż majestatem i śmiesznością kabiny prysznicowej, nie potrafił zaufać swej pewności — przez moment zastanawiał się nawet, czy dobrze wypowiedział to słowo. Mydło. Zdało się mu nagle całkiem zabawne.
Wyjaśnij. I nie żartuj — chociaż Hiacynt uniósł kąciki ust ku górze, w ofiarowanej mu serdeczności czując się jednakowo dziwnie i swobodnie; kiedy na niego patrzył, czuł się tak, jakby poznali się już wcześniej, jakby połączyło ich coś więcej, jakby z jakiegoś powodu to wszystko utracili i o sobie zapomnieli. Było to uczucie osobliwe; mimo to Hyacinth niemal powiedział mu: przecież możesz mi ufać, a także: nie chcę, żebyś był smutny, chociaż pozostawali dla siebie — mimo okoliczności — nieznajomymi.
Znam tylko takie proste — wyjaśnił, podążając za nim wzrokiem; rozpromienił się na widok kobiety, z której obecności nie zdawał sobie sprawy. Rzucił głośne dzień dobry, a kiedy A n h e l i n a, zamyślona, uniosła spojrzenie, najpierw obdarzyła go niepewnym grymasem — dopiero po kilku sekundach odwzajemniła i uśmiech, i pozdrowienie. Cinto uznał to za fascynujące; znał kilka osób, które sprzątały w bogatych domach i począł zastanawiać się, czy wybór takiego życia obiecywał choćby namiastkę tego, w czym zakochiwał się tego wieczora.
Obdarzając uważnym, krótkim spojrzeniem zamknięty laptop, skrywający w sobie chłopięce sekrety, Hyacinth odczekał kilka sekund, nim powrócił do łazienki. Znów uderzył w niego wstyd; nie powinien był pytać. Mógł przemyć ubrania w zwykłej wodzie; i tak osiągnąłby tym samym zadowalający go efekt. — Nie wiem. Nie mają metek — odpowiedział przystając w progu, wpatrzony w czerń materiałów ułożonych w eleganckiej misie. — Dlatego mydło wystarczy — obiecał, chociaż wiedział już, że Hesille nie pozwoli mu na podobne rozwiązanie — nawet jeśli obaj nie potrafili uruchomić domowej pralki. Dlatego Hiacynt minął go, odblokowując korek i pozwalając ciemnej wodzie zniknąć gdzieś w odmętach odpływu. — Posprzątam tutaj — obiecał, bo przecież nie zamierzał zostawić po sobie jakichkolwiek śladów: był, mimo wszystko, ułożonym człowiekiem.
you had me at ho ho ho
belzebub
benjamin | jude | othello | pericles | vincent | dante | cassius | leonidas | monty
i’m a writer — i dream while awake
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
rozsławiony autor książek fantasy osadzonych w świecie mitologii greckiej, eks archeolog, być może niedługo także eks neurotyk
Starał się nie gubić spojrzenia w jego uśmiechu; bielszym na tle ciemniejącego zarostu i śniadych splotów skóry, przyjemnie nierównym, a więc nieidealnym: nie takim, do jakiego dążyło się w świecie pieniężnej dbałości o każdy szczegół, z człowieczych namiastek tworzących maskę jednakowej twarzy, jednakowej sylwetki, jednakowego odrealnienia. Podobały mu się zresztą wszystkie hiacyntowe mankamenty widoczne dla mniej czujnego oka; niestarannie i niesymetrycznie przycięte włosy, końcówki pełne białych, rozdwojonych nitek, koniuszek nosa skierowany ku podłodze, zamiast podwinięty zgrabnie ku górze, podobały mu się nawet jego dłonie o niewypielęgnowanych paznokciach i suchej skórze, podobała się maniera opierania całego ciężaru ciała na jednej nodze. I to nie tylko z fizycznego pożądania i nieodpartej chęci dopuszczenia się czegoś, co przy Olivierze byłby zmuszony nazwać zdradą — przede wszystkim odnajdywał urok w jego niedbałości dlatego, że zazdroszcząc płomiennie, sam marzył o wyplenieniu ze swojego życia perfekcji i przyjęciu odprężającej obojętności; takiej, w jakiej zdawało się poruszać Hyacinthowi z niespotykaną swobodą. Czy to źle, że poniekąd zazdrościł mu życia? Bezdomności, trudzącej walki o przetrwanie do jutra, ciężko zarabianych pieniędzy, służących jedynie do zaopatrywania się w posiłki, tyle że nie do końca — zazdrościł mu silnej woli i tego, że sam wybrał taki sposób życia, że podjął kilka decydujących, zdumiewających decyzji i że potrafił się ich trzymać.
Teraz sam nie będę mógł już ich zakładać, skoro cały czas przed oczyma będę mieć porównanie — pożalił się z nutami śmiechu uciekającymi wraz z oddechem; delikatnie, nieszkodliwie. Przecież nie kłamał. I nawet nie żartował.
Zmięte pośrodku brwi zmarszczki ułożyły się natomiast — już w żartobliwe — niezrozumienie. — Nie mam pojęcia. Ja na pewno ze sobą nie mam, Tammy woli takie w płynie, ale może gdzieś się znajdzie — odrzekł z migoczącą obietnicą: przez moment naprawdę objął sobie odnalezienie skutego w kostkę mydła za priorytet swojej życiowej misji. Jakby zależały od tego dalsze losy świata. Ale potem dowiedział się, do czego ów prostokąt czystości jest mu potrzebny i jego zapał osłabł, w końcu znikł całkowicie. Zrównało się to z prośbą o wyjaśnienie własnego s m u t k u, zrównało się ze strapieniem znów przekomarzającym się z dołeczkami kącików warg, nie potrafiącymi już unieść się w szczerym uśmiechu. Hercules westchnął. — Problem leży w tym, że od zawsze wiedziałem, że nie potrafię pisać. Nikomu się za bardzo nie podobały fragmenty, które czasem pokazywałem im do oceny. Ale i tak niemądrze liczyłem, że… No wiesz, niektóre książki są naprawdę słabe, a i tak popularne i pomyślałem, że z moją też tak będzie. Ale nie jest — wyjawił opieszale ciągnąc za sobą litery; próbując tym samym przedłużyć moment przyznania się do napisania własnej powieści. Nie chciał, by Hyacinthus wykazał nieszczerą chęć rzucenia na nią spojrzeniem i nie chciał tym bardziej dostrzec gasnącego także u niego podekscytowania; nie chciał oglądać rozczarowania i płomiennych prób dobrania słów w taki sposób, by nie zabrzmiały zanadto krzywdząco, układając się w: jest beznadziejna.
Później z zakłopotaniem obserwował wymianę porozumiewawczych uprzejmości między Hyacinthem, a nieznaną Herculesowi kobietą; był nieco zazdrosny przez swoją odmienność namnożoną ich podobieństwem — było im do siebie bliżej, mogli porównywać własne doświadczenia i odnajdywać w nich prawdziwe zrozumienie, a nie tylko chęć zrozumienia, jaką mógł mężczyźnie zaoferować Beinfield. Mogli wspólnie narzekać na osoby takie jak on i śmiać się perliście z ich naiwności, stwierdzać, że nie zasługują na swój majątek i że nic ich ze sobą nie łączy. Ale Hiacynt nie chciał rozmawiać z Anheliną; wolał obdarzyć swoją uwagą Herculesa, któremu twarz pojaśniała z wdzięczności.
Och, rozumiem — wymamrotał i tak najwyraźniej i najswobodniej, jak potrafił — w momencie swojego zwątpienia, zablokowanego żalem przełyku i narastającego współczucia. Nie chciał okazywać mu tych uczuć, nie chciał podkreślać i tak już szerokiej linii, która oddzielała ich życia. — Nie musisz. Po to jest tu Anhelina, a my… No wiesz, i tak powinniśmy najpierw przykleić coś na ten łokieć. Myślałem, że jest gorzej. Boli cię jeszcze? — zapytawszy, obserwował huragan spływającej do odpływu, zachmurzonej ciemnością wody. Plątał się w kolejności zadań; nie wiedział, co należało zrobić najpierw, a kiedy już się na coś decydował, porzucał ten plan i przechodził do kolejnego punktu, zawsze i tak niezadowolony z wyboru. Podszedł jednak do Hyacintha, nie rezygnując jeszcze z dopiero podjętej decyzji — wyciągnął rękę i tylko trochę, całkiem przypadkowo muskając tym ruchem jego ramię, otworzył łazienkowe lustro, będące w rzeczywistości szafką: tam odnalazł jedną z wielu poukrywanych w domu apteczek i odszukał w niej plastry i bandaże, jednocześnie ściągając z półki salicylową miksturę. — Podobno niektóre rany należy szyć. Albo przypalić. Myślisz, że tę też? Bo nie wiem, czy… czy bym zniósł, przełknięte gęstą śliną w gardle.
fluffy, snuggly, kind
hercules
achilles, bruce, danny, finn, jules, orpheus, terence, tillius, walter
może być każdym i wszystkim — jeśli mu za to zapłacisz
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Ον γαρ οι Θεοί φιλούσιν, αποθνήσκει νέος.
Och, ale jak będziesz je nosić będzie tak, jakbym zawsze był z tobą — jego śmiech był srebrzyście niewinny, a słowa delikatne i niegroźne — w pewien sposób mieli przecież pozostać razem, chociaż Hyacinth wiedział, że po kilku latach obaj zapomną, co dokładnie miał założone tej nocy; kolor ubrań miał wyblaknąć, tak jak i powód pierwszego spotkania, konkretna data, ciepło uśmiechów. Ale wiedział, że pozostaną blisko; mógł uznawać to za czcze życzenie, naiwnie wspierane niezwykłością zaufania, jakim się obdarzyli, ale przecież mogli: rozmawiać, nawet jeśli telefonicznie. Kontaktować się, nawet jeśli tylko przez jakiś czas — może pewnego dnia i to pomału miało znikać, rozmywać się na tle innych spraw i znajomości. Wolałby być blisko, ale wiedział, nawet jeśli w tej chwili jeszcze to do niego nie docierało, że Hesille nie jest stąd; dom należał do jego siostry, a wyważony brytyjski akcent, pozbawiony tych zabawnych australijskich cząstek wskazywał, że rozdzielać będą ich nie tylko różnice w codziennych wyborów, ale i niezliczone morza i oceany. — Jesteś p i s a r z e m? Uwielbiam książki — ucieszył się, nie dostrzegając ponurej barwy ukrytej w złożonym wyznaniu; wydawało się mu, że każdy artysta cierpi od wieków na to samo, że żaden nie jest w stanie docenić własnej pracy, i że wobec tego dostrzega w świecie krytykę równą tej własnej. — O czym piszesz? Albo mi nie mów, poczytasz mi potem — przecież wynikało to ze wszystkich słów, które wypowiedział; że nie potrafił pisać, a jednak to zrobił; że mierność innych popularnych książek miała i mu przynieść sławę; Hiacynt wpatrywał się w niego z ekscytacją, bo to wszystko zdawało się mu piękne. Hesille i jego życie.

Pokręcił głową — wtedy, gdy skryli się już w łazience, a czerń wody uwypuklała skryte w misie zlewu ubrania. Był gotowy zastosować się do zasad jego życia, ale świadomość zrzucenia na innych własnych obowiązków niejako go przerażała; może dlatego, że zawsze musiał pomagać rodzicom w domowych obowiązkach. Że matka była czasem tak zmęczona, że nawet nie prosił jej o pomoc; nie posiadali tylko tych wszystkich skomplikowanych sprzętów. — Poczekaj — poprosił prędko, wpatrzony wciąż w ten sam nędzny obraz swojego życia. — Nie chcę, żeby ona to robiła. Może pokazać jak włączyć pralkę; zaniosę te rzeczy sam. Nie chcę, żeby ktokolwiek to dotykał — zarządził? poprosił? nerwowo i niepewnie; wstyd bywał kłujący. — Boli — potwierdził, pozwalając mu na dotyk, na rozpoczęcie procedur medycznych. — Nie! — i znów: zaśmiał się, podchodząc jeszcze bliżej; wykręcił bardziej ramię, usadowił spojrzenie na krwawej ranie. — Nie chcę szycia i przypalania; możesz coś nakleić i będzie dobrze — obiecał, jakby faktycznie mógł mieć tę pewność, jakby obietnica mogła mieć jakiekolwiek znaczenie. — I tak będziesz moim ulubionym lekarzem — zaśmiał się, poszukując zjednania ich spojrzeń.
you had me at ho ho ho
belzebub
benjamin | jude | othello | pericles | vincent | dante | cassius | leonidas | monty
i’m a writer — i dream while awake
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
rozsławiony autor książek fantasy osadzonych w świecie mitologii greckiej, eks archeolog, być może niedługo także eks neurotyk
Chciałby zachować Hyacintha na zawsze; prostotę błahych rozmów, łatwość w dobieraniu słów i samoistne ciepło uśmiechów, chciałby otulać ramiona materiałem jak jego obecnością, czuć ją zawsze, kiedy opuszki musnęłyby sploty tej konkretnej tkaniny — nagła świadomość niepomyślności owych mrzonek natrafiła na niego zaostrzoną posępnością, Hercules wiedział, że ich bliskość ma swój termin ważności i wątpił, by ciemnowłosemu mężczyźnie podobnie jak jemu, zależało na przedłużeniu owej daty. Nie pokrzepiła go nawet hiacyntowa ekscytacja, przejęcie wzniecone płonnymi oczekiwaniami, które Beinfield zmuszony był zdusić, jak wątły, ledwo jarzący się i samotny płomień dogasającego ogniska podeszwą swojego buta. — Nie jestem. Właśnie w tym problem; że nie jestem — odrzekł z zakłopotaniem osadzającym się nie tylko w zmarszczeniu czoła, ale i blaknących tęczówkach. — Zajmuję się archeologią, właściwie i z tym stwierdzeniem jest trochę nad wyrost, bo pracuję po prostu w muzeum historii naturalnej — dodał nie tylko ze słabnącym głosem, ale i wątłym uśmiechem.
Oblekł dłonią swoje ramię; przesunął palcami do góry i do dołu, zerknął na podłogę i przybrał pozę podenerwowanego, niepewnego chłopca, muszącego wytłumaczyć się z dopiero co odkrytego kłamstwa. — Hyacinth, ja… Ja wolałbym nie czytać. Nikomu. Tak dla każdego byłoby lepiej — żadnego z nich nie spotkałoby wówczas rozczarowanie — Hyacintha dlatego, że spodziewałby się płynnego, lekkiego i odkrywczego zbioru liter, Herculesa z naiwnej wiary w to, że jego książka mogłaby się w końcu komuś spodobać.

W porządku, Hyacinth. Jak wolisz — ustąpił mu dawniejszą miękkością swojego tembru; szybko i bez wątpliwości, szybko i z równie prędkim zmartwieniem. Przecież nie chciał wymusić w nim zażenowania, a jedynie pomóc; nie pomyślał, że opcja wyręczenia go z tak błahych powinności może go w pewien sposób zaboleć.
Dłoń zadrżała mu pod ciepłem hiacyntowej skóry; zabawnie i pesząco, znów w niewinny sposób dziecinnie — bo mężczyzna przysunął się ku niemu, bo był tak blisko, bo jego oddech nieznacznie łaskotał herkulesową szyję, bo blondyn denerwował się jego obecnością, jak nastolatek dopiero odkrywający głębię zauroczenia, nie potrafiąc jeszcze ani owego zjawiska nazwać, ani nawet go dostrzec. — Dlatego, że jestem darmowy? — odpowiedział mu podobnym śmiechem, uporczywie starając się nie podnosić spojrzenia — bał się, że wówczas mógłby zdradzić zbyt wiele, że ujawniłby coś, czego sam nie był jeszcze gotów zobaczyć. Zdezynfekował ranę ostrym zapachem specjalnego preparatu wsuniętego do szklanej buteleczki, a później okrył bielą jałowego opatrunku, kontrastującą z czekoladowym zabarwieniem hiacyntowej skóry. — Tak jest dobrze?— spytał, delikatnie wodząc palcem wzdłuż boków miękkiej włókniny. Nieroztropnie wejrzał w ciemne tęczówki wiszącego nad nim spojrzenia i pozwolił rozlać się na bladości policzków niewielkim rumieńcom. — No, tak, to by było chyba na tyle. Teraz możemy zająć się praniem, chodź — zadecydował z delikatnie wybijającym się zdenerwowaniem, zmierzając w kierunku wyjścia — musiał odejść od ciepłej, upajającej bliskości ciemnowłosego mężczyzny, musiał wsunąć do płuc głęboki, uspokajający oddech i powtórzyć sobie, że łączące ich dzisiaj słowa mogły splątać się jedynie w trwałą i miękką p r z y j a ź ń, może lepszą od wszystkich innych, ale tylko: przyjaźń.

fluffy, snuggly, kind
hercules
achilles, bruce, danny, finn, jules, orpheus, terence, tillius, walter
może być każdym i wszystkim — jeśli mu za to zapłacisz
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Ον γαρ οι Θεοί φιλούσιν, αποθνήσκει νέος.
Wiedział, że powinien wyjść. Myśl ta nie potrafiła opuścić jego ciała; to w jej cieniu spinał ciało, nerwowo zaciskał czasem wargi, bezwolnie wsłuchiwał się w przyspieszony rytm serca. Szczególnie wtedy, gdy chłopięce palce muskały z przesadną delikatnością uszkodzoną skórę i jasnym stało się, że Hyacinthus od samego początku nie potrzebował tej jego pomocy, bo rana była powierzchowna, niegroźna, a ból miał zniknąć za kilka dni — powinien wyjść, bo nie wymagał tej dalszej staranności, w której jasnowłosy monitorować miał stan jego życia. — Och, mógłbym ci zapłacić — zawtórował mu śmiechem, chociaż nie było to prawdą, a na pewno nie tej nocy: nie wiedział, jak mógłby spłacić zaciągnięty dług, skoro Hesille jako jedyny na świecie człowiek nie był zainteresowany przygodnym, wyzbytym granic seksem. — Dobrze. Dziękuję — jakby na potwierdzenie słów, które padłyby mimo ostatecznego rezultatu, zgiął lekko łokieć i uśmiechnął się z dumą; rana wciąż bolała, ale w sposób złagodzony: teraz, kiedy nie kleiła się do niej krzepnąca krew i brudny, gruby materiał, Hiacynt dostrzegał własną przesadę w założeniu, że cokolwiek złego mogłoby się mu w końcu przydarzyć.
Hessie, poczekaj — wszystko pędziło, każda ich sprawa czyniona była w pośpiechu; oczywiście, że Hiacynt dostrzegł róż jego policzków i tę nagłą potrzebę separacji; oczywiście, że i jego serce zabiło wówczas mocniej, chociaż niewiele zmieniało to w jego życiu. Myślał, że to wdzięczność i urok pierwszej przyjaźni, której zapragnął — nie wszystko inne, bo przecież mężczyźni nigdy się mu nie podobali i naprawdę nie lubił chodzić z nimi do łóżka. — Muszę to wziąć do miski — wyjaśnił, a potem, kiedy otrzymał odpowiedni przedmiot, wpakował do niego ubrania i prowadzony przez jasnowłosego, a potem instruowany w kwestii obsługi pralki, z zadowoleniem włączył odpowiedni przycisk.
Poza tym, uparł się w kwestii jedzenia: zamierzał mu coś ugotować, wierząc, że mogło to pełnić formę wdzięczności. Podobało się mu, w dodatku, to, co robili: bo bawili się przecież w dom, przybrali rolę przyjaciół i Hiacynt mimo konfliktów serca wierzył, że właśnie tak mógłby spędzić swoje życie. — A gdybyś przeczytał mi swój ulubiony fragment? — rzucił nagle, pomiędzy przygotowywaniem składników; Hesille musiał mu objaśniać etykiety, wskazywać umiejscowienie wszystkich niezbędnych przedmiotów i pomagać: ostatecznie gotowali razem. — Nie mogę przestać o tym myśleć — wcześniej się wycofał; kiedy Hesille zaprotestował, kiedy powiedział, że nie chce dzielić się z nikim tym skrawkiem swojego życia, ale tak ciężko było mu porzucić te myśli! Chciał poznać go bardziej, chciał dowiedzieć się o nim wszystkiego; chciał, by połączyło ich coś, o czym obaj nie potrafiliby nigdy zapomnieć. — Sekret za sekret — zaproponował, uznając to za jedyną prawidłową transakcję.
you had me at ho ho ho
belzebub
benjamin | jude | othello | pericles | vincent | dante | cassius | leonidas | monty
i’m a writer — i dream while awake
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
rozsławiony autor książek fantasy osadzonych w świecie mitologii greckiej, eks archeolog, być może niedługo także eks neurotyk
Poczuł się speszony hiacyntową śmiałością; nawet bardziej niż przedtem, niż w odległości ulicznego półmroku dzielącego ich od ciepła domu i w odległości nieznanych jeszcze wtedy imion, podstawowych faktów i ciepła szczerych uśmiechów. Wówczas było łatwiej — myśleć o potencjalnym seksie, którego wcale nie chciał i nie potrzebował, który był nieważnym byle czynem, wyzbytym emocji i nie warty zapamiętania. Słysząc jednak (nawet jeśli żartobliwą) sugestię owej zapłaty po raz drugi, niemal nie upuścił obejmowanej buteleczki pełnej ostrego, salicylowego specyfiku do przemywania ran, i uprzytomnił sobie brutalnie, że myśląc o odebraniu tego w y n a g r o d z e n i a herculesowych starań, nawet jeśli wsunięte zostały mu do głowy za czyjąś sprawą, a nie własną potrzebą, czuje się nieznośnie i dotkliwie winny, jakby doszło między nimi do czegoś już przez sam fakt pojawienia się tego obrazu w wyobraźni. Jeszcze gorsza okazywała się świadomość, że jeśli nawet by do tego doszło, Hyacinthowi i tak by się nie spodobało — bo zaznaczył, że to tylko z konieczności, że nie lubi i że nieważne co Hercules by zrobił, uczynione zostałoby jedynie w formie z a p ł a t y.

Akurat obmywał ciepłym strumieniem wody ceramiczny talerz — tłumaczył, że posiadając koty posiada się także zwierzęcą sierść doczepioną do niemal każdego przedmiotu, i że on, tak wstydliwie bardzo, nienawidzi odnajdywać takowych pozostałości w swoim jedzeniu (i to go zakłopotało; wyższość tego wyznania, choć niezamierzona: przecież Hyacithus musiał mierzyć się z zabrudzeniami znacznie gorszymi od kocich puchów na obejmowanych naczyniach) — kiedy klęska napisanej powieści znów nakryła powietrze chłodnym całunem, a nade wszystko herculesowy nastrój przemieniła w dostrzegalnie pogrzebowy. — A mogę przeczytać ci dedykacje? Chyba udały się najbardziej. Może dlatego, że użyłem do nich cudzych cytatów — spróbował zażartować, obrócić sytuację w mało znaczące rozbawienie, znów pogrzebać swoją pomyłkę i ułomność (tak bowiem rozpatrywał brak talentu do ciekawego złożenia kilku zdań: jak zacofanie we własnym rozwoju), ale jednocześnie był świadomy, że w końcu ulegnie, że nie zdoła odmówić Hiacyntowi, tak samo jak nie zdołał upomnieć go z błagalnym tonem, by nie skracał jego imienia do H e s s i e; jest takie psie i niewdzięczne, mówił zawsze, kiedy używał owego spieszczenia ktokolwiek inny, ale z Hyacithem było inaczej, on nie wypowiadał go pretensjonalnie, mimo że takie właśnie poniekąd było — ale zostało przecież ujęte z tkliwym ciepłem, nie jakby Hercules był dziecinny, a jakby był niewielki i bardzo cenny, jakby należało chronić go przed całym światem. — A dużo masz tych sekretów? — zastanowił się zaczepnie, przetarłszy naczynie listkiem jednorazowego, kuchennego ręcznika, który w przeciwieństwie do wylegujących się dookoła szmatek — nie zdążył zebrać jeszcze kociej sierści. Ułożył wówczas talerze na oczyszczonej przestrzeni blatu, odstąpił od dalszych przygotowań kolacji (i tak należało poczekać na pociągły pisk piekarnika), i niechętnie udał się do salonu, a tam z niewielkiego regału książek wyłowił egzemplarz własnej straszącej go po nocach obwoluty; zawahał się przez moment, ale ostatecznie wrócił z powieścią do kuchennego ciepła. — Uprzedzałem cię, że jest nieudana — przypomniał jeszcze na wstępie, a dopiero po chwili rozpostarł lakierowane tektury lśniących okładek, wertując kartki tak szybko, że te szeleściły donośnym trzepotem jakby skrzydeł, aż w końcu ucichły. Hercules zakasłał, posłał Hyacinthowi jeszcze jedno niepewne, nerwowe spojrzenie, a potem powietrze poza wonią gotowanych i pieczonych składników kolacji, wypełnił jego z początku drżący, nieśmiały głos. Ariadna akurat poruszyła swoją bladą, delikatną i przyobleczoną półprzezroczystą rękawiczką dłonią, w której rozwijała się lśniąca i utkana z nadziei nić — a jednak zanim naruszyła grząski grunt labiryntu, opadła w ochronne objęcia Afrodyty. Głos Herculesa oscylował między wyważonym, niskim i ciepłym brzmieniem, a popędzanym i niedbałym; tym drugim okrył się w momencie przyznania: Karen0261, a może to było 67, napisała, że wiesz, to naiwne i przesadzone, bo Ariadnę nie spotkało nic specjalnie złego, no i tutaj historia zaczyna kuleć, jest za dużo nieścisłości, mogłem to napisać dużo lepiej, aż w końcu dokończył — Afrodyta pochwyciła drżącą niepewność Ariadny, pochwyciła ten dobroduszny, naiwny gest i zapewniła, że nie jest to miłość, za którą się umiera. A ta usłuchała; zachowała nie tylko obwiązane złotym, skrzącym się kłębkiem serce, które nigdy nie powinno trafić do rąk Tezeusza, ale też oddanie dla swojego kraju i ojca; zachowała siebie. Policzki Beinfielda znów zaróżowiły się rumieńcem. — Wiem, że nie lubisz mitologii — dodał pospiesznie, zamykając z głuchym hukiem jeszcze pachnącą drukarnią książkę. Wydawało mu się, że nawet Tammy nie przeczytała jej do końca. — Pomyślałem po prostu… Pomyślałem, że tak dużo jest tych wszystkich historii, opowiadanych zawsze w ten sam sposób. No a gdybyś, wiesz, gdybyś ty miał wybrać, nie wolałbyś, żeby oni jednak przeżyli, żeby nikogo nie stracili i żeby mieli to swoje spokojne, należne im życie, bez całej tej męczącej greckiej tragedii? Bruno z dziewięćdziesiątego drugiego twierdzi, że to profanacja. Nie tylko on zresztą — westchnąwszy, odniósł zbiór naiwnie skorygowanych opowiadań na wcześniejsze, właściwe miejsce — nade wszystko dla samego ruchu, odcięcia się od hiacyntowej reakcji i zajęcia myśli choćby tą błahą czynnością; ale może też przezornie, może w niechęci przed rozwarciem stron lektury przez palce mężczyzny, które akurat pozostałyby niezauważone. — W porządku. To dlaczego… Cholera, nie jestem pewien, o co zapytać. Dlaczego przeprowadziłeś się do Australii bez dokumentów? Mam na myśli… To tak daleko, a w Europie nie musiałbyś żyć w ten sposób. Nie groziłaby ci deportacja.
fluffy, snuggly, kind
hercules
achilles, bruce, danny, finn, jules, orpheus, terence, tillius, walter
może być każdym i wszystkim — jeśli mu za to zapłacisz
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Ον γαρ οι Θεοί φιλούσιν, αποθνήσκει νέος.
Czasem, chociaż Hiacynt nie śmiał marzyć, planował to swoje przyszłe życie. I widział w nim nie tylko przestronne, jasne mieszkanie (choć nawet wtedy, gdy pozwalał sobie planować w sposób nierealny, nie budował domu aż tak ekstrawaganckiego, jak ten, w którym przebywał teraz), ciepło rozchodzące się z każdego zakamarka i lodówkę przepełnioną jedzeniem, ale też przede wszystkim to, kim mógłby i kim chciałby zostać. Czasem czynił to w sposób śmiały: uznając, że mógłby zostać kucharzem, a z czasem otworzyć własną restaurację, a czasem bardziej przyziemny: podejmując się czegokolwiek, co gwarantowałoby mu stałą wypłatę. Kiedy jednak po raz siódmy oleisty żar, niewinną, pojedynczą kroplą wspiął się po jego skórze, kiedy niemal przypalił oberżyny na patelni, Hiacynt pożegnać musiał się ze śmiałością tych wyobrażeń. Nie spostrzegł, że to wyłącznie wpływy mężczyzny; że w tym ich spotkaniu było coś nader wyjątkowego. I kłopotliwego: wtedy, kiedy Cinto nie rozumiał wszystkich słów i nie śmiał prosić o powtórzenie bądź wyjaśnienie.
Więc uśmiechał się. W pozostałości po rozbawieniu, które było wynikiem głębokiego żalu wobec kociej sierści; uśmiechał, bo nie do końca pojmował sens dedykacji i cytatów, ale tak bardzo potrzebował być w herkulesowych oczach kimś innym, w pewien sposób lepszym — nawet jeśli ten wiedział, że Hyacinthus miewa problemy z tak wieloma kwestiami.
Za dużo — odparł ze śmiałą szczerością; być może istniały sprawy, o których nie chciał mu mówić, o których nie powiedziałby nikomu, ale samo przyznanie się do ich istnienia było poniekąd ujawnieniem ich części. Odłożywszy na bok przygotowywanie posiłku, usiadł na wysokim taborecie i wbił zaciekawiony wzrok w mężczyznę; urzeczony był nie tylko rozpoczynającą się recytacją, ale i tą nagłą, przedziwną emocją — Hesille go posłuchał. Nie protestował. — W tej formie mi się podoba — powiedział pospiesznie, kiedy mężczyzna przestał czytać, kiedy pomiędzy jedno tłumaczenie wcisnął kolejne; i to właśnie wtedy Hiacynt spojrzał na niego z zakłopotaniem. — To jest… dobre, Hesille, dużo lepsze niż ta szkolna. Przyjemne — potwierdził, choć może bardziej niż treść podobało mu się brzmienie każdego słowa, podobała się mu świadomość istnienia ich twórcy — nigdy wcześniej nie poznał nikogo, kto pisze. — Dlaczego czytasz karen zero dwa sześć siedem i jakiegoś bruno? — sam nigdy nie ośmielił się zbliżyć do wirtualnego świata; nie miałby zresztą niczego do przekazania. Nie pasował do tamtejszych norm; z ledwością wpasowywał się w prawdziwe życie. — Europa jest zimna — odparł niespiesznie, formując na blacie niewielki kopiec z okruszków. — Ale mój brat chciał tu zawsze mieszkać. Więc kiedy tu jestem, to trochę tak, jakby żył — uśmiechnął się lekko i przeniósł spojrzenie znów na jasnowłosego. — Przeczytasz jeszcze? Jedna strona, jeden sekret — zaproponował z uczciwością, po czym rozejrzał się po kuchni. — Masz wino?
you had me at ho ho ho
belzebub
benjamin | jude | othello | pericles | vincent | dante | cassius | leonidas | monty
i’m a writer — i dream while awake
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
rozsławiony autor książek fantasy osadzonych w świecie mitologii greckiej, eks archeolog, być może niedługo także eks neurotyk
Przesyt sekretów, skrywanych mniej lub bardziej pieczołowicie, nie był czymś szczególnie pożądanym w początkach niepewnej znajomości. Czy kiedykolwiek później. A jednak Hesille nie odczuł zniechęcenia, nie odebrał hiacyntowych słów jak ostrzeżenia; może przeoczył je przez własną naiwność i brak spostrzegawczości, a może już wtedy wiedział, z czego to w pełni miał zdać sobie sprawę dopiero kilka lat później, że nic ze zdradzonych przez mężczyznę wyznań nie mogło odstraszyć Herculesa. Nawet jeśli płomiennie i z nakładem wszelkich sił próbował trzymać się od niego z daleka.
Pewnie nie znasz większości słów. No i mówisz tak tylko dlatego, że… że nie chcesz stracić miejsca, w którym możesz się najeść i potencjalnie przenocować. — ...że chcesz być miły — zreflektował swoją beztroską, nieumyślnie szkodliwą wylewność w ostatniej chwili; niemal nie wypowiadając czegoś, co mogłoby naruszyć hiacyntową sympatię. Jeśli tylko dotychczas jedynie jej nie podrabiał.
Och, no bo… No bo trzeba znać cudze opinie. Przecież to dla nich piszę, to znaczy pisałem. To był tylko taki jednorazowy eksperyment. Więcej nie będzie — wytłumaczył z opuszczeniem na kuchenny blat zakłopotanego wzroku. Z Oliverem wspólnie zadecydowali, że lepiej będzie, kiedy Hercules skupi się na dziedzinie, w której się kształcił. Dalsze pisanie na tym etapie — posiadając więcej krytycznych, niżeli pochlebnych opinii — byłoby tylko stratą czasu. Teraz, kiedy zdążono już obeznać się z jego nazwiskiem i zapamiętać, by raczej nie sięgać po kolejne dzieła owego autora.
Przykro mi — niejako przeprosił: pospiesznie i ze szczerą skruchą, żałując posłanego pytania. Zdawało mu się, że zawsze wybierał nieodpowiednie tematy; zawsze te, które z rozmaitych powodów pragnęło się ukryć przed cudzą uwagą. — To musi być straszne. Zostać tak nagle samemu — mimo głośnych szeptów rozsądku, by nie wymuszać na kimś rozmowy, by nie zagłębiać się w sekrety, które nigdy nie miały zostać ujawnione, i tak bezwiednie (znów lekkomyślnie i z wrodzonym brakiem inteligencji) pchnął rozmowę dalej. Choć ani nie mógł wiedzieć, jak to jest ostatecznie kogoś stracić, ani też czy rzeczywiście Hiacyntowi przytrafiło się to tak n a g l e. Czy może nie rozdzieliła ich długa, nadzwyczaj uciążliwa choroba, przesyt nerwów i pełnych rozpaczy próśb o ukrócenie bólu; czy kiedy wspomniany członek rodziny odszedł, Hiacynt niejako nie odetchnął z ulgą.
Hyacinth, ja… Dla mnie to naprawdę nie jest nic przyjemnego. Trochę jak kara. Jeśli chcesz, to przeczytam, ale… Wiesz, ja też nie chcę niczego z ciebie na siłę wyciągać. Nie przeszkadza mi to, że jesteś skryty i że już teraz nie wiem o tobie wszystkiego — zaznaczył niepewnie, a zaraz potem drgnął; nie dlatego, że zamierzał wrócić po odłożoną na właściwe miejsce książkę, a przez dźwięczące jeszcze przez moment pytanie. Czy ma wino. Działające tak kojąco, jakby zmiana tematu była jedyną prawdziwie miłą rzeczą, jaka mogła ich teraz spotkać. — Mam! Z jakiego rocznika? — spytał nierozważnie, już zmierzając do siostrzanych zasobów ukrytych w niewielkiej piwniczce.
fluffy, snuggly, kind
hercules
achilles, bruce, danny, finn, jules, orpheus, terence, tillius, walter
może być każdym i wszystkim — jeśli mu za to zapłacisz
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Ον γαρ οι Θεοί φιλούσιν, αποθνήσκει νέος.
Zmarszczył najpierw tylko czoło, niepewny jeszcze czy dobrze zrozumiał; dopiero po chwili prychnął i wywrócił oczyma w sposób ostentacyjnie pogardliwy dla przedstawionych mu oskarżeń. — Niektórych nie znam — przyznał, z tą typową namiastką wstydu i zakłopotania; niektórzy zawsze dziwili się, że mieszka w kraju, którego języka nie pojmuje, ale Cinto dostrzegał mnogość zmian, poprawę w komunikacji; wiedział już więcej niż w dniu, w którym po raz pierwszy pojawił się na australijskich ziemiach. — I to jest naprawdę d o b r e. I to też jest opinia, więc może słuchaj bardziej mnie, a nie Karen i Bruno — obruszył się, jakby afrontem było bycie miłym czy uprzejmym, jakby spod hiacyntowych słów nie przezierała choćby szczypta szczerości. — Może to właśnie problem: pisanie dla nich. Pisz dla siebie, dla… για τους ανθρώπους που αγαπάτε — ukłuło go chwilowe zażenowanie, tak wysokie przejęcie sprawą nietyczącą się jego własnego życia; to przekonanie, że ma prawo do podobnych osądów, że jego własne słowa mogą mieć wpływ na jasnowłosego. Jakby znali się już wystarczającą ilość czasu. Posłał mu przelotny uśmiech, po czym udał, że musi powrócić do porzuconych obowiązków; pochwycił w dłoń pomarańczę, koncentrując się już tylko na niej — obrał ją, a następnie przekroił. To było dawno temu — odpowiedział ze spokojem, bez niepotrzebnych wzruszeń, bo nawet jeśli tęsknił za bratem i brakowało mu jego obecności, był w pewnym sensie pogodzony już ze stratą. Poczucie wyobcowania dotknęło go wtedy, gdy uciekł z domu, a rodzice mu na to przyzwolili; teraz przyzwyczaił się do swojej samotności. — Attie nieszczególnie mnie lubił; mówił, że strasznie irytuję — zaśmiał się, wyciskając pomarańczowe drobiny do przygotowywanego na patelni sosu. — Więc może zawsze trochę byłem sam. Ale to nic; wolę być tutaj, bez nikogo, niż uwięziony w Grecji — wyjaśnił, nie wiedząc, czy dałby radę żyć z rodzicami, czy gdyby Atticus nie umarł, odnalazłby w sobie siłę by odejść. Odkładając na bok owocowe strzępki podniósł na chłopaka wzrok na krótką chwilę, w niemy sposób mówiąc: och, milczeniem niejako się zgadzając. Nie potrafił zrozumieć widma wspomnianej kary, ale nie zamierzał do niczego go zmuszać. — Nie znam się — zaśmiał się więc w następstwie zmiany tematu, podążając za nim wzrokiem. — 1938 — rzucił ot tak, każdą cyfrę artykułując osobno: jeden, dziewięć, trzy, osiem, chociaż nie wiedział w jaki sposób datuje się wina i czy Hesille posiadał w swojej kolekcji butelkę z każdego możliwego roku.
Możesz pytać, jeżeli chcesz. Lubię z tobą rozmawiać — stał już w innym miejscu — kiedy Beinfield powrócił, odbierając mu prawo do wypowiedzenia czegokolwiek; rozkładał na ułożonych na blacie talerzach część przygotowanego jedzenia, ale na potrzeby prawidłowego użycia słów porzucił na moment tę czynność. — I jeśli nie chcesz, to nie czytaj. Ale naprawdę mi się podobało; książka i twój głos — może chodziło o tę samotność, której wcześniej nie dostrzegał; samotność złaknioną cudzej obecności, wcześniej niepotrzebną, a teraz uzależniającą.
you had me at ho ho ho
belzebub
benjamin | jude | othello | pericles | vincent | dante | cassius | leonidas | monty
ODPOWIEDZ