Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
#10

Czy Gilberta coś opętało? A może upadł na głowę? Słońce go popieściło? Trudno było powiedzieć. A może nie myślał rozsądnie? Trudno było stwierdzić. Nigdy specjalnie nie myślał o tym, że chce mieć zwierzę. Ani psa, ani kota, a już na pewno nie kangura, węża czy innego ptasznika. Nie był przeciwny, absolutnie nie. Po prostu go nie ciągnęło do tego. Dlatego dlaczego u licha zgodził się przygarnąć kota, jak Colin zapytał się go czy chce kota?! Trudno było stwierdzić. Pewnie coś tam pośmieszkował, czy jest już starą panną, że powinien zacząć kolekcjonować koty.
No, ale skoro już powiedział, że weźmie kocie, to kumpel pytał kiedy. Czyli to nie były żarty... No cóż, jak trudny w obsłudze może być taki mały kiciuś? Na pewno sobie poradzi, może będzie przyjemniej się siedzieć w pustym domu? Nie zamierzał się od tego wykręcać, absolutnie. Pech tylko sprawił, że jak pasowało jednemu, to drugiemu niekoniecznie. Eh, dorosłość. W końcu Colin rzucił, że może odebrać tego kota od jego siostry, bo ona w sumie też się nimi teraz zajmuje. Nie ma problemu, Zeimer zgodził się pojechać do Rosie, w końcu skoro z Donoghue znali się od dłuższego czasu, to siostrze policjanta na pewno słyszał, a było bardzo prawdopodobne, że nawet ją znał. Nie utrzymywali jednak ze sobą jakiś większych relacji. Może to był początek cudownej znajomości? Nie no, żart. Raczej nie ma co liczyć na miłość od pierwszego wejrzenia, Gilbert w takie rzeczy, przeznaczenie, astronomię i tym podobne nie wierzył. Chodził twardo po ziemii.
Podjechał do Tingaree, choć nie bywał tam zbyt często, więc chwilę zajęło mu znalezienie odpowiedniego domu. Zadzwonił do drzwi, będąc totalnie nieprzygotowanym na adopcję, która właśnie miała mieć miejsce. Ani domku dla kota, aby go bezpiecznie wsadzić do samochodu, ani nic. No, kupił jakiś żwirek i jedzonko dla kota, miski w domu miał. No, nie był specjalnie przygotowany, ani wykształcony w tym temacie. Jeszcze wszystko przed nim!
-Hej, Gilbert jestem-powiedział, gdy kobieta mu otworzyła. Cóż, była całkiem podobna do Colina... Gdy się mocno człowiek przyjrzał. No, nieważne. W każdym razie sądził, że dobrze trafił. Jednak czy na pewno?-Colin powiedział, że mogę przyjść po kota-cóż, teraz to już na pewno będzie wiadomo, czy zadzwonił do odpowiednich drzwi, czy może jednak nie.

Rosie Donoghue
weterynarz — Animal Wellness Center
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca weterynarz, która jakiś czas temu wróciła do rodzinnego miasteczka. Od niedawna w sekrecie spotyka się z Alexem, ale sprawę komplikuje fakt, że jest jej szefem.
o s i e m

Rosie miała dziś wolne popołudnie, dlatego kiedy jej starszy brat poprosił ją o przysługę, od razu się zgodziła. Zwłaszcza, że ta przysługa dotyczyła kotów, które jakiś czas temu znaleźli. Maluchów było kilka. Jeden zamieszkał z Colinem i Arielle, a kolejny trafił do młodszej z sióstr Adams oraz jej miejsca. Wczoraj wieczorem Colin oznajmił jej, że ma dom dla kolejnego z maluchów. Rosie bardzo się ucieszyła, ponieważ oznaczało to, że wszystkie maluchy będą zaopiekowane. Sama postanowiła, że zostawi sobie dwa. Od dłuższego czasu myślała o adopcji kota, ale ciągle miała na głowie inne sprawy i nie zdążyła pojechać do schroniska. Na całe szczęście los trochę jej pomógł.
Ostatnie dni były dla niej dość intensywne. Chodziła do pracy i opiekowała się kociakami, które wymagały sporej uwagi. No i był jeszcze Alex, któremu także chciała poświęcać swój czas. Byli parą już od dłuższego czasu i choć wciąż spotykali się w sekrecie, dobrze im się wiodło. Rosie coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to mężczyzna, z którym chcę spędzić resztę swojego życia. Po powrocie do domu Rosie przydziała wygodne ubranie i zaległa na kanapie. Minionej nocy słabo spała, dlatego dzisiejszy dzień był dla niej ciężki. W tle puściła sobie jakiś głupi program randkowy, ale wybrała pozycje bez udziału swojej starszej siostry. Gdy w jej mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, wyłączyła telewizor i zwlekła się z kanapy. Upewniła się, czy koty są bezpieczne, a następnie otworzyła drzwi. Przed jej oczami ukazał się wysoki, wątły mężczyzna, którego zapewne dobrze kojarzyła z widzenia. Raczej kojarzyła znajomych Colina. Ta sama sytuacja miała miejsce także w przypadku reszty jej rodzeństwa.
— Rosie — przedstawiła się. — I hej, wejdź do środka — odparła z uśmiechem. Kiedy wpuściła go do swojego mieszkania ruszyli w kierunku salonu.
— Kot już czeka, tylko na wstępie ostrzegam, że jest trochę dziki i nieokiełznany — oznajmiła, ponieważ maluchy przez kilka tygodni żyły w dziczy. Colin i Rosie z trudem je odłowili. Dobrze, że cała historia skończyła się pozytywnie. Nawet ich mama znalazła stały dom, przygarnęła ją jedna z pracownic lecznicy. Rosie była jej bardzo wdzięczna.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
To, że Rosie i Colin znaleźli koty, zaopiekowali się nimi w tamtym momencie i co więcej szukali dla nich odpowiedzialnych domów na stałe na pewno świadczyło o nich dobrze. A może nawet bardzo dobrze? Nie, żeby musieli się w taki sposób wybielać, bo ludzie mogliby o nich mieć niezbyt pozytywne zdanie. Tak nie było, wszysyc o tym wiedzieli. Lorne Bay nie było wielkim miastem, większość ludzi się znało chociaż z widzenia. A jeśli tak jak Zeimerowie i Donoghue mieli wiele dzieci, to ich drogi wręcz musiały się gdzieś tam przeciąć w szkolnych ławach, czy chociaż korytarzach.
Mniej jasne było to, jak Colinowi udało się przekonać Gilberta, żeby tego sierściucha faktycznie przygarnął. Widać typ ma dar przekonywania. Albo wziął go inaczej, obiecując pomoc w jakiejś przyszłej sprawie. W końcu detektyw i policjant mogą mieć wiele wspólnego, acz niekoniecznie chcieć ze sobą rozmawiać i odpowiadać na swoje pytania.
-Dzięki. Słyszałam, że wisisz przysługę Colinowi-zażartował. Nic takiego nie słyszał, choć mogłoby to mieć miejsce. W końcu Rosie wcale nie musiała się zgodzić na to, aby podawać adres jakiemuś przypadkowemu, choć całkiem porządnemu mężczyźnie. Nie był wcale wątły! Był wysoki i cóż, może nie wyglądał tak groźnie jak Alex, ale też bez przesady. Choć Rosie i Colin byli rodzeństwem, tak naprawdę nie musieli prowadzić żadnych rozliczeń, że ty mi wisisz przysługę, a ty mi trzy, tylko zapewne, jak na dobre rodzeństwo wypadało, mogli liczyć na siebie niezależnie od wszystkiego. A może to zwierzaki wszystkie mieszkały na razie u Rosie, więc nawet jeśli Gil by się umówił z kumplem, to i tak drogi by prowadziły do tej niewielkiej chatki w dzielnicy na granicy dżungli.
-Świetna reklama-zaśmiał się tylko, słysząc że kot jest dziki. Nie miał żadnej wprawy w opiece nad zwykłym kotem, a co dopiero mówić o takim nieokiełznanym, dzikim stworzeniu. Na pewno te tygodnie spędzone w naturze wpłynęły na niego, więc już chyba trzeba było się z tym pogodzić.-Nie no, żartuje. Podjąłem się tego, to się teraz nie wycofam-zapewnił, na wypadek, że Rosie zaczęłaby się już stresować tym, że jednak Gilbert się w ostatnim momencie wycofa i zostanie z nadprogramowym kotem. -A że tak się zapytam... Gdzie on jest?-wychodzi na to, że w mieszkaniu Rosie były obecnie trzy koty, a żadnego w tym momencie nie było widać.  

Rosie Donoghue
weterynarz — Animal Wellness Center
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca weterynarz, która jakiś czas temu wróciła do rodzinnego miasteczka. Od niedawna w sekrecie spotyka się z Alexem, ale sprawę komplikuje fakt, że jest jej szefem.
Rosie była weterynarzem, a także wielką miłośniczką zwierząt. Gdy znalazła bezbronne koty, nie mogła postąpić inaczej. Gdyby im nie pomogła, zjadłyby ją wyrzuty sumienia. Cieszyła się, że cała kocia rodzina tak szybko znalazła nowe domy. Była też spokojna, ponieważ wiedziała, że wszystkie zwierzaki trafiły w dobre ręce. Przy okazji sama na tym skorzystała. Cieszyła się, że nareszcie będzie miała swoje własne zwierzątko. Marzyła o tym od wielu miesięcy i nareszcie nadeszła odpowiednia chwila. Jej sytuacja życiowa była względnie stabilna. Na stałe osiedliła się w rodzinnym miasteczku, miała całkiem niezłą pracę i chłopaka, z którym planowała wspólną przyszłość. Uważała, że w takich warunkach mogła spokojnie wychować kota, a nawet dwa.
— Już na szczęście nie. Dobrze, że przyszedłeś, bo mój brat nigdy by o tym nie zapomniał — rzuciła z rozbawieniem. Rosie doskonale wiedziała, że Colin nigdy nie odpuściłby jej przysługi. Cieszyła się, że w tak prosty sposób, spłaciła swój dług. Teraz była wolna, przynajmniej do następnego razu. Rosie była bardzo rodzinną osobą. Starała się dobrze żyć ze swoim starszym rodzeństwem. Wychodziło to z różnym skutkiem, ale raczej z każdym miała dobre relacje.
— Jeszcze masz szansę, ale kot to nie tygrys, na pewno ogarniesz temat — rzuciła, posyłając w jego kierunku pokrzepiający uśmiech. Wiedziała, że przy odrobinie dobrych chęci Gilbert ogarnie, jak działają koty. Tak naprawdę opieka nad takim mruczkiem nie była jakoś szczególnie skomplikowana. W razie większych problemów, zawsze mógł skorzystać z pomocy behawiorysty. W końcu na biednego nie trafiło, nie?
— Pewnie schowały się, kiedy usłyszały, że wchodzisz. Są trochę płochliwe — wyjaśniła ze spokojem, a następnie schyliła się, żeby zajrzeć pod kanapę. Ostrożnie wyciągnęła czarną kulkę, która początkowo nie była zbyt posłuszna. — To on — Rosie pomiziała kota, a ten wydał z siebie pomruk. Wyglądał całkiem uroczo.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
Gilbert nie był jakimś wielkim fanem zwierząt, nie miał żadnego fisia na ich punkcie, ani wcale też nie marzył o całym zwierzyńcu - tylko jednak był dobrym człowiekiem, za takiego się uważał i to, że nawet on nie bardzo potrafiłby przejść obojętnie obok takiego widoku, to tylko potwierdzało. Choć pewnie skończyłoby się na tym, że przywiózłby je do weterynarza i je tam zostawił. Pewnie nie zobowiązałby się do tego, że je odbierze, przygarnie całą gromadę, albo przynajmniej będzie szukał dla nich domu. Dlatego też był dobrym człowiekiem, a nie chodzącym aniołem - zdawał sobie z tego sprawę, jak i z różnicy.
-Jestem w stanie to uwierzyć, więc cóż, polecam się-zaśmiał się. Wiedział jakie mogą być relacje w wielodzietnych rodzinach. Czasem lepsze, czasem gorsze, ale sam wiedział, że generalnie zawsze się lubi, kocha czy też lubi docinać. Bo przecież wśród rodzeństwa, jak i w związkach jest tak, że brat może narzekać na siostrę czy brata, ale nikt inny nie ma najmniejszego prawa powiedzieć coś złego. Gilbert musiał czasem powiedzieć coś na temat tego, że na jego młodsze rodzeństwo, w jego towarzystwie się nic nie gada!
-Kot to nie tygrys, ale tygrys to kot-zauważył, nie mogąc powstrzymać się przed lekkim sucharem. A dziki kot, nawet mały i o innej nazwie to dalej dziki kot, no ale tak naprawdę, jeśli się nie ma żadnego doświadczenia, to może nie będzie żadnej różnicy, czy przygarnie małą puchatą kuleczkę, czy też może małego gałgana syczącego i drapiącego wszystko i wszystkich swoimi pazurami. Cóż, będzie trzeba sobie jakoś poradzić.
-O proszę-powiedział, bardziej nawiązując do tego, że pierwsza próba odnalezienia jakiegokolwiek kota okazała się być strzałem w dziesiątkę, bo trafił się jego kot.-Zbliżył się do Rosie, aby też go pogłaskać, w końcu skoro to był już jego kot, to też chciał. A na ten moment nie wyglądał wcale na takiego diabła.

Rosie Donoghue
weterynarz — Animal Wellness Center
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Początkująca weterynarz, która jakiś czas temu wróciła do rodzinnego miasteczka. Od niedawna w sekrecie spotyka się z Alexem, ale sprawę komplikuje fakt, że jest jej szefem.
Rosie uważała, że takie podejście było jak najbardziej okej. Nie każdy musiał być miłośnikiem zwierząt. Sama już jako nastolatka wiedziała, że w przyszłości chciałaby zostać weterynarzem. Była świadoma, że będzie to dla niej duże wyzwanie. Wywodziła się ze specyficznego środowiska. Z domu wyprowadziła się niedługo po osiemnastych urodzinach, a przez całe studia pracowała w przeróżnych miejscach. Imała się naprawdę różnych zajęć, była hostessą, kelnerką, zmywała naczynia, sadziła drzewa. Żadna praca nie była jej straszna. Często musiała zarywać nocki, aby pogodzić naukę z pracą, ale ostatecznie osiągnęła swój cel. Została weterynarzem i była z siebie cholernie dumna. Gdy zaczęła swoją pierwszą pracę w zawodzie, uświadomiła sobie, że była we właściwym miejscu.
— Masz rodzeństwo, więc sam rozumiesz, jak to jest — rzuciła żartobliwie, kręcąc przy tym głową. Więź między rodzeństwem była w stanie rozumieć jedynie osoba, która sama posiadała rodzeństwo. Rosie kochała swoją rodzinę, choć ta była mocno nietypowa. Nigdy nie żałowała, że nie była jedynaczką. No może jedynie jako nastolatka pragnęła więcej przestrzeni, ale w tamtym czasie było to absolutnie normalne zachowanie, adekwatne do jej wieku.
— Ja sama próbuje okiełznać swoje dwa potwory, na razie całkiem nieźle mi idzie — przyznała nieskromnie. Rosie znała się na zwierzakach i miała do nich dobrą rękę. Zwierzęta przeważnie ją lubiły. Chyba wyczuwały jej dobre intencje. Rosie uśmiechnęła się, gdy Gilbert pogłaskał kota. Ten zamruczał, a następnie delikatnie ugryzł go w rękę. Cóż, naprawdę był złośliwy.
Przez najbliższe kilkanaście minut Rosie opowiedziała mu trochę o tym, jak powinno opiekować się kotem. Nie była pewna, czy Gilbert przyswoił całą wiedzę, którą chciała mu przekazać, ale była pewna, że da sobie radę. Jedno musiała przyznać, dobrze patrzyło mu z oczu.

/ zt.

Gilbert Zeimer
ODPOWIEDZ