stoi za ladą w lost in the vibes — i sprząta u thompsonów
20 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
my childhood hero will always be you
and no one else comes close
i thought you'd lead me
when life's misleading
that's when I miss you most
Dzień próbny przebiegł nawet lepiej, niż się spodziewała. Na start nie dostała nic wielce skomplikowanego, a pan Thompson na szczęście nie sterczał nad nią i nie patrzył jej stale na ręce, co z pewnością ułatwiło jej pracę. Dom był zdecydowanie większy niż jej przyczepa, większy także od jej poprzedniego miejsca zamieszkania we Fluorite View, ale właściwie nie przerażał ilością sprzątania, które miała wykonywać. Wręcz przeciwnie - nawet cieszył. Nie była jakimś wielkim czyścioszkiem, jeśli chodziło o przestrzeń wokół niej - w przyczepie utrzymywała raczej taki lekki artystyczny nieład, bo wtedy jakoś łatwiej było jej wszystko znaleźć - ale takie czystki u kogoś, jak się okazało, właściwie całkiem dobrze działały jej na głowę. Przynajmniej tymczasowo oczyszczały ją z jakichkolwiek natrętnych myśli, szczególnie tych negatywnych. Poza tym oczywiście pieniądze były niezłym motywatorem. Choć początkowa stawka, na jaką się z panem Thompsonem umówili była nieco niższa, niż mogłaby zarobić przy niektórych dorywczych pracach, to chociaż była stała i pewna. Szukanie dodatkowych zajęć było męczące, niewdzięczne, długotrwałe i przy tym potrafiło być też często bezowocne, więc nawet mniejszy, ale stały drugi przychód był o wiele lepszym rozwiązaniem.
Kolejnego umówionego dnia pojawiła się jak zwykle o czasie. Rower zostawiła na trawie, przed schodkami prowadzącymi na ciągnący się wokół domu taras i podeszła pod drzwi wejściowe. Zadzwoniła raz, drugi, po trzecim niepewnie złapała za klamkę i nacisnęła. Drzwi rozchyliły się, wpuszczając ją do środka. - Panie Thompson? To ja, Belly! - zawołała w głąb domu, przekraczając próg. Wyskoczył mu nieoczekiwany dyżur w szpitalu? Dałby jej chyba wtedy znać, poza tym w domu powinien chyba być jego syn. To może odsypiał dyżur? Albo musiał coś ogarnąć przy owcach? Słyszała, że przez te minione upały zwierzęta gospodarcze zaczęły chorować… Miała nadzieję, że to jednak nie to.
Powinna poczekać na zewnątrz? Czy jednak wejść do środka, upewnić się, że nic się nie stało, a potem zająć się swoimi obowiązkami? Po krótkim przemyśleniu zdecydowała się na to drugie. W końcu nie potrzebowała stałego nadzoru w sprzątaniu, prawda?
chirurg plastyczny już nie na urlopie — Cairns Hospital
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Już nie taki nowy w mieście chirurg plastyczny, który ma farmę owiec i wrócił do zawodu. Prywatnie chce być szczęśliwy, ale skutecznie ktoś mu ciągle to uniemożliwia.
Kiedy Aiden umawiał się na tę pracę z Belly, to rzeczywistość w domu Thompsona wyglądała jeszcze nieco inaczej. To było jeszcze zanim córka mężczyzny niespodziewanie pojawiła się na farmie i wywróciła kilka kolejnych dni do góry nogami. W każdym razie w tym czasie tym bardziej Aiden nie potrafił myśleć o tak prozaicznych czynnościach, jak odkurzanie, czy wyciąganie naczyń ze zmywarki, więc mógł tylko pogratulować sobie i podziękować obcej dziewczynie, że odezwała się wtedy do niego w sprawie dorywczej pracy przy zwierzętach. Może w normalnych okolicznościach lekarz byłby bardziej nieufny i nie otwierałby nieznajomej tak chętnie drzwi do swojego domu, ale nie w sytuacji, w której w jego głowie był jeden wielki kocioł. W tamtym czasie myślał zupełnie innymi kategoriami, a i teraz gdy wszystko zaczęło się powoli układać, nie zauważył zniknięcia żadnego drobiazgu. To do staranności, to choć w swojej pracy mężczyzna przyzwyczajony był do sterylnych warunków, to w życiu codziennym nie chodziło mu o to, by całe szkło było starannie wypolerowane, tylko o to, by szklanki były czyste i aby nigdy nich nie zabrakło. No i właśnie, nie mógł być przesadnie wymagający, gdy początkowo umawiał z Belly na porządkowanie domu zamieszkałego przez dwie osoby, a ostatecznie okazało się, że domowników jest trzech, nie wliczając czworonoga, który był chyba najbardziej zadowolony z towarzystwa jeszcze większej liczby osób.
Cały ten dzień testowy był tylko formalnością i okazją do uzgodnienia warunków finansowych. A po kilku kolejnych wizytach dziewczyny, Aiden po zamienieniu kilku zdań, wracał do swoich obowiązków, zakładając też, że dziewczyna nie przychodzi tutaj, bo brakuje jej towarzystwa do pogawędek. On z kolei również nie narzekał na nadmiar wolnego czasu i ten typ współpracy bardzo mu odpowiadał. Dzisiejszy dzień miał zresztą wyglądać podobnie, on miał w planach spotkanie z potencjalnym kupcem owiec, bo po powrocie do pracy Thompson nie miał dla zwierząt wystarczającej ilości czasu, a potem czekało go nadrobienie papierkowej roboty.
Wracając do domu, dostrzegł znajomy już rower na werandzie, dowiadując się tym samym, że dziewczyna przyszła punktualnie. Swoją drogą przeszło mu przez myśl, że przecież jego dzieci są w podobnym wieku do Belly, a ostatnim razem widział jak jeżdżą na rowerach jakoś gdy miały po dwanaście lat. Jego podsumowaniem tej myśli było westchnięcie, a potem już otworzył drzwi do domu.
- Dzień dobry. - zawołał nieco głośniej niż jego naturalny ton głosu, bo nie wiedział, w której konkretnie części domu znajduje się rudowłosa. Gdy jednak już ją zlokalizować, to w klasyczny dla siebie sposób zagadnął: - Wszystko dziś w porządku?
sex on the beach
pif-paf#8372
stoi za ladą w lost in the vibes — i sprząta u thompsonów
20 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
my childhood hero will always be you
and no one else comes close
i thought you'd lead me
when life's misleading
that's when I miss you most
Nie przeszkadzało jej wcale, że pracy okazało się odrobinę więcej, niż na początku. Lubiła mieć zajęcie dla rąk i głowy, dostać za nie uczciwą wypłatę i nie musieć wysilać się przy tym do interakcji z ludźmi, kiedy nie miała na nie ochoty. Pod tym względem Aiden był dla niej idealnym szefem. To ich "ty sobie pracuj, a jak byś czego potrzebowała to będę w gabinecie", często nawet nie wypowiadane na głos, było przyjemną odskocznią od obsługiwania klientów w sklepie muzycznym. To też lubiła, po prostu... od jakiegoś czasu jednak jakoś mniej.
No i pies, oczywiście. Pies był dodatkowym plusem. Zwierzęta zawsze były miłym dodatkiem w pracy, nawet jeśli czasem ją od niej odciągały. Czworonogowi Thompsonów czasem też się to zdarzało, choć nie pozwalała, by miało to jakiś wpływ na szybkość czy jakość jej usług. Ba, może nawet lepiej wycierała te blaty czy odkurzała dywany, kiedy w międzyczasie potarmosiła chwilę miękką sierść czy rzuciła piłeczką przez hol. Zwykle działo się to co prawda pod nieobecność Aidena, ale dziś to właśnie na spędzaniu chwili z psem nakrył ją mężczyzna.
- Dzień dobry, ja tylko... - zerwała się z podłogi w kuchni, na której jeszcze przed chwilą klęczała, głaszcząc na powitanie czworonoga. - My się tylko witaliśmy - dodała, czując potrzebę wytłumaczenia się jednak z zaistniałej sytuacji. - Tutaj w porządku, a z owcami? - zapytała, nie ukrywając, że rzeczywiście ją ta kwestia nurtuje. - Słyszałam, że niektóre zwierzęta na farmach chorują przez te wszystkie konsekwencje upałów... pomyślałam, że to właśnie do nich pan zajrzał - wyjaśniła swoje zmartwienie, licząc na to, że jednak hodowlę Thompsona ominęła ta dziwna i przykra epidemia.
ODPOWIEDZ