Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jeśli jeszcze jedna osoba podejdzie zaszczycić mnie swoją opowieścią o tym jak otarli się o śmierć będąc w ławie przysięgłych to ja przysięgam, strzelę sobie w łeb.
Takie pozytywne akcenty znajdowały się w głowie Lance'a po pierwszej godzinie tej imprezy charytatywnej. Nawet nie wiedział na jaką świetną organizację tym razem zbierają. To był zdecydowanie ten najmniej ulubiony element jego pracy. Tylko dlatego, że jak prokurator był osobą publiczną, strażnikiem prawa, oczekiwano, że kiedy biuro prokuratury czy jakiś lokalny polityk organizuje małe spotkanie, które tak naprawdę jest po prostu pretekstem zbierania na kampanię oraz małym wiecem wyborczym, on pojawi się na tego typu imprezie jako dobry duch. Polityka rządziła się swoimi prawami. Musiał się uśmiechać do tej zgrai zdziadziałych senatorów, magnatów, a przepraszam, nie byli już w tak wielkim mieście, do jakiego był przyzwyczajony. Teraz uśmiechał się i wysłuchiwał historii co bogatszych rybaków, farmerów, właścicieli magazynów i innych pobocznych, jakże dystyngowanych, magnatów lokalnej społeczności. Każdy miał jakąś historię do opowiedzenia, a on mógł tylko potakiwać.
Nie, nie chodziło o to, że czuł się od nich lepszy, bo pochodził właśnie z tych stron, mógł skończyć, jak którykolwiek z nich, nadal może. Po prostu uważał, że tak, jego czas rzeczywiście może być spędzony lepiej niż w garniaku, z lampką szampana, zabawiając tutejszą śmietankę. Wolał wypełnić trochę papierków, postawić komuś zarzuty, pojechać na jakąś interwencję. Czuł, że omija go życie. Nawet jeśli nie było już tak ekscytujące, jak w Melbourne, nadal wierzył, że może się tutaj do czegoś przydać, a jego czas może być spożytkowny w sposób przynoszący więcej korzyści dla Cairns oraz samego Lorne. Tymczasem ktoś wolał pochwalić się nowym prokuratorem na bankiecie, bo przecież udało się go ukraść z dużego miasta, co jest samo w sobie przywilejem. Dla niego lepiej, przynajmniej ktoś miał jeszcze błędną wizję tego, że się polubią. Lance nie jest najprostszym facetem do współpracy.
O czym zdążył się już przekonać jeden z aplikantów, którego sobie przywłaszczył. Żeby mu pokazać, jak to się robi w wielkim mieście. Dlatego gdy tylko usłyszał jego głos za swoimi plecami, od razu się uśmiechnął. Miał już pewien plan żeby wymiksować się z tej imprezy, a do tego był mu właśnie potrzebny ten chłopak. Odwrócił się więc w jego stronę z szerokim, choć nieco niebezpiecznym uśmiechem i na chwilę zamarł. Jego pociesznej mordki się spodziewał, aczkolwiek kobiety, która mu towarzyszyła, już zupełnie. Zmarszczył na chwilę brwi nie do końca rozumiejąc, co się właśnie dzieje. To jeszcze nie był ten czas, kiedy miał wpaść na nią przez przypadek, który z jego strony oczywiście przypadkiem by nie był. Młody coś wspominał, że nie przychodzi sam, ale żeby Ella? Jakie jest prawdopodobieństwo?
- A, tak. Możesz mi mówić Lance. - odciął się w końcu orientując się, że doszli już do przedstawiania się sobie nawzajem, a on przecież tak od razu się nie zdradzi - Bardzo miło Cię poznać. - uśmiechnął się do dziewczyny przemiło i nie spuszczał jej z oczu.
- Bądź tak miły i skocz mi po kolejną lampkę wina i jakąś przekąskę, co? Mieli wystawiać za chwilę homara. - zaszczycił swojego aplikanta zaledwie przelotnym spojrzeniem kiedy wcisnął mu w ręce swoją lampkę i ruchem dłoni odesłał go w podróż - Spokojnie, zabawię twoją partnerkę. - przytaknął mu jeszcze na odchodne.
Kiedy zostali już sami przy jednym ze stolików, o które można się tylko było oprzeć zrobił właśnie to. Podparł się na łokciu patrząc na Ellę z pytająco uniesioną brwią. Był ciekaw co też miała mu do powiedzenia, jaka będzie jej pierwsza reakcja po tych wszystkich latach. Miał to szczęście, że nie miała jeszcze kieliszka. Tylko ciekawe po ilu już szampanach była...

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
001.
Wcisnę się, choć chyba mam dość
Wśród ludzi łatwiej tłumić gniew
Nie chcę myśleć o tobie wciąż
Do domu chcę
W relacji z aplikantem wszystko szło po jej myśli. Dzisiejszego dnia postanowiła nawet postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Może właśnie to on okaże się tym, dzięki któremu jej pech postanowi ją opuścić? Ile można trwać w samotności i nie pozwalać na to, aby ktokolwiek mógł dobić się do jej zlodowaciałego serca.
Nawet tiktokowa wróżka, na której transmisję wpadła dzisiejszego poranka stwierdziła, że kobiety spod znaku ryb mają szansę na relację z wysokim, przystojnym brunetem. Nie pozostawało jej więc nic innego jak uwierzyć zupełnie obcej kobiecie, która potrafiła spieniężyć naiwność wszystkich łakomych czułości. W związku z tym blondynka na dzisiejszy wieczór postanowiła ubrać się w swoją ulubioną, czerwoną sukienkę, którą wyjmowała tylko na wyjątkowe okazje. Wszystko wskazywało na to, że to dzisiaj powinna zostać wyciągnięta z czeluści szafy i przedstawiona większemu gronu odbiorców.
Przybyli na miejsce lekko spóźnieni z winy jej partnera. I chociaż sama Ella nienawidziła spóźnialstwa, wybaczyła swojemu towarzyszowi ten błąd, gdy tylko zobaczyła na tylnych siedzeniach samochodu uroczy bukiet kwiatów. Miała wrażenie, że nie tylko ona przygotowała się wyjątkowo na dzisiejszy wieczór. Zrezygnowała nawet z szampana, aby nie dopuścić do sytuacji gdzie emocje wymieszane z alkoholem skłonią ją do opowiadania sprośnych żartów wśród lokalnej elity. Bo niestety, alkohol działał na nią nazbyt rozluźniająco.
Nie pożałowała swojej decyzji, słysząc, że Anthony chciałby przedstawić jej swojego szefa. Ochoczo przystała na propozycję, nie mając jeszcze świadomości nieuchronnej klęski emocjonalnej, do której zmierzała wolnym krokiem, kołysząc kokieteryjnie biodrami. Bo kiedy tylko wspomniany wcześniej szef odwrócił się w ich stronę, zamarła. Poczuła jak krew odpływa jej z nóg, a brwi mimowolnie powędrowały do góry.
To są kurwa jakieś żarty.
Zapewne powiedziałaby, gdyby na co dzień używała bardziej ekspresyjnego tonu. Na całe szczęście jej opanowanie i wrodzona umiejętność oskarowej gry aktorskiej sprawiła, że wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny.
- Ella. - wydukała, rozczarowana tonem swojego głosu. Powinna być silniejsza i pod żadnym pozorem nie wykazywać ani kropli zdenerwowania. Chociaż było to trudne w rozmowie z kimś, kto kłamcę wyczuwał od razu.
Nie spodobał jej się ton jakim Lance zwracał się do jej partnera. Może nie skomentowała tego, jednak zakomunikowała to grymasem twarzy, który nie mógł umknąć obu panom. I nie chodziło tu o to, że to jej były chłopak zwracał się tak do potencjalnego jej przyszłego chłopaka. Nikt nie miał prawa odnosić się do siebie w taki sposób. Przynajmniej w idealnym świecie panny Laidman, która pozostawiona na pastwę aroganckiego prokuratora, musiała podjąć rękawice w jednej z cięższych walk ostatnich lat. I próbowała sobie przypomnieć te wszystkie układane przez pierwsze lata scenariusze, te kwestie, które poruszyłaby podczas ponownego spotkania, jednak obezwładniona emocjami, nie mogła wyrzucić z siebie żadnej riposty, zgryźliwego komentarza czy nawet wymownego prychnięcia.
Gdyby tylko wiedziała co czekać ją będzie dzisiejszego wieczora, to nawet wróżka nie byłaby w stanie zachęcić jej do wyściubiania nosa z domu. Udałaby grypę żołądkową i zaszyła w swojej sypialni, nie będąc jeszcze gotową na takie starcie. - Inicjatywa wspólnie spędzonego czasu wyszła z pana strony. Nie czuję więc obowiązku zabawiania pana, wywołana do odpowiedzi jedynie uniesieniem brwi. - wzruszyła ramionami, żałując, że nie pokusiła się jednak na chociaż jedną lampkę szampana. Odwróciła się bokiem, omiatając wzrokiem osoby zgromadzone na sali. - Zresztą, zachowujesz się jak pajac. - nie wytrzymała, nie mogąc pozostawić bez komentarza tego jak potraktował jej partnera, który nerwowo i nieporadnie rozglądał się za tym nieszczęsnym homarem.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ta impreza nagle zaczynała nabierać kolorów, a dzisiejszym kolorem zdecydowanie był czerwony. Ella wyglądała naprawdę zjawiskowo w tej sukience, nie dało się obok niej przejść obojętnie. Przynajmniej Lance by nie potrafił, a nie był już tym samym chłopakiem, którego głowę obracała każda krótka spódniczka. Był już dojrzałym facetem, definitywnie nie tą samą osobą, z którą dziewczyna się kiedyś umawiała. Ciężko było uwierzyć w tej zbieg okoliczności. To on planował ją w końcu zaskoczyć w jej kwiaciarni, kiedy znajdzie wolną chwilę. Do miasta przeprowadził się zaledwie kilka tygodni temu. Na razie miał mnóstwo spraw do załatwienia w pracy, jak i w nowym mieszkaniu. Do tego podrzucili mu tego podrostka, jako, że jest nowym prokuratorem i musiał powiedzieć, że teraz zaczynał trochę o chłopaku zmieniać zdanie. Zjednać sobie Ellę i przyprowadzić ją na ten bankiet, w tej sukni? Zdecydowanie zapunktuje w biurze. Cholera, nawet w jego oczach zapunktował. Nie miał pojęcia jak to zrobił, bo dla niego był raczej... nijaki. Nie obrażając nikogo, Anthony ani nie miał prezencji, urody, ani tym bardziej nie wykazywał się klasycznym kanonem męskości, który niestety w dużej mierze górował w ich pracy. Więc jak tego dokonał? Nie miał pojęcia. Faktem było jednak, że Lance został wzięty całkowicie z zaskoczenia. Może nie stracił animuszu, bo i dlaczego. Potrafił wyjść z twarzą z każdej sytuacji, a to dziewczyna zdawała się czuć gorzej w jego towarzystwie, niż on w jej. W końcu on już wiedział, że ona nadal jest na miejscu. Ona nie miała o nim bladego pojęcia. Cokolwiek by jej Anthony nie powiedział na jego temat, na pewno nie dałoby jej żadnych przesłanek by sądzić, że Lance to rzeczywiście Lance.
Po pierwsze nie był już całkowicie dupkiem. Z pewnych rzeczy po prostu wyrósł. Nie był już gwiazdą ani koszykówki ani jak na studiach, boksu. Kontuzje pozbawiły go obu marzeń. Nie czuł też już potrzeby by sztucznie komuś imponować, zwłaszcza w tym miasteczku. Znał swoją wartość, robił swoją robotę. Przybyło mu też kilka tatuaży, zarost, zmienił auto. Nie mogła wiedzieć, cokolwiek by jej nie powiedział. Nadal trzymał wiele kart.
- Auć... To prawie poparzyło. - syknął udając oparzonego - Więc pewne rzeczy mogą się zmienić. - dodał jeszcze z pewnym uznaniem.
Pamiętał ją bardziej jako cichą myszkę. Przynajmniej kiedy się jeszcze umawiali to zawsze on był raczej duszą towarzystwa i wszystkich zagadywał. Ona zawsze była grzeczną dziewczynką na jego ramieniu, która nawet obrażona nie powiedziałaby złego słowa. Dobrze było się przekonać, że teraz potrafi pokazać pazurki. To czyniło ją o wiele bardziej interesującą. Już kiedy zapadła decyzja, że przyjmie pozycję tutejszego prokuratora wiedział, że ją odnajdzie. Prawda była taka, że nie potrafił o niej nigdy zapomnieć. Oczywiście w życiu by się do tego nie przyznał, nie przed nią, ale od czasu do czasu zastanawiał się co by było gdyby jednak nie zerwali, gdyby mieli szansę jakoś to rozwinąć. Może jego życie potoczyłoby się inaczej? Nie narzekał na to, co miał teraz, jednak pewnych rzeczy brakowało. Pewnych relacji.
- Kiedyś lubiłaś, jak zachowywałem się jak pajac. To pewnie było ekscytujące. - nie przeszkadzało mu, że nawet na niego nie patrzyła, on przynajmniej mógł się napatrzeć, a zdecydowanie było na co.
Może to wspomnienia, a może co innego, ale jego serce mimowolnie zabiło trochę szybciej.
- Młody musi się w końcu nauczyć, że musi się postawić. Jeśli nie potrafi postawić się mnie i biega jak mój asystent, jak ma się kiedyś zamknąć w pokoju przesłuchań z zatwardziałym kryminalistą i wyciągnąć od niego inkryminujące zeznania? - spojrzał w stronę chłopaka, który w tym momencie chyba wstydził się nawet zapytać gdzie jest ten homar obsługę - Wyświadczam mu przysługę. Prokuratura to nie miejsce żeby być miękkim. - westchnął cicho znów przenosząc swoją uwagę na eks.
- Pięknie wyglądasz Ella. Naprawdę zjawiskowo. - odsunął się o krok by naprawdę wchłonąć ten widok z szerokim uśmiechem, tym, który kiedyś zwalał ją z nóg, a przynajmniej tak sądził - Zanim zapytam jak się masz muszę zapytać o jedną rzecz. Ty i Anthony... Jak to się stało? - uniósł pytająco brew - Jesteś zupełnie poza jego ligą, nawet nie w tej samej klasie. - zupełnie tego nie rozumiał.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Nerwy ściskały jej gardło. I chociaż próbowała przyzwyczaić się do tej sytuacji, jej emocje i ciało nie chciało współpracować. Zapewne gdyby jej sukienka posiadała kieszenie, schowałaby do niej rozdygotane dłonie, tylko po to, aby umknęły one uwadze jej rozmówcy. Bała się, że jej brak pewności siebie skaże ją w tej rozmowie na porażkę, a tego bardzo nie chciała. Zbyt dużo wycierpiała przez mężczyznę, który stał zaledwie o krok od niej. Tak blisko, że gdyby tylko chciała, mogłaby swobodnie sięgnąć do niego dłonią i sprawdzić czy jest prawdziwy. Dotknąć jego idealnie skrojonej marynarki, odważnie spojrzeć mu w twarz i powiedzieć wiesz, zrujnowałeś mi kilka lat życia, ale już jest ok. Nie miała jednak na to w sobie tyle siły, a jedynym mechanizmem obronnym było unikanie męskiego spojrzenia i - broń boże - dotyku. Z drugiej strony mogła być wdzięczna losowi, że postanowił skonfrontować ich w takich okolicznościach. Gdyby faktycznie Lance zdecydował się zaskoczyć ją w kwiaciarni, mogłaby się rozsypać. Bo głęboko zagnieżdżona w niej nastoletnia Ellie nadal nie pogodziła się z tym, że została kimś zastąpiona. Jasne, nie była ideałem. Wiele można by jej zarzucić, jak chociażby to, że była chorobliwie uzależniona od opinii swoich rodziców i to po części przyczyniło się do rozpadu ich związku. Po tych wszystkich latach wiedziała jednak, że okoliczności ich rozstania mogłyby wyglądać inaczej, gdyby tylko para niedojrzałych emocjonalnie ludzi potrafiła ze sobą rozmawiać.
Zamknęła oczy i westchnęła cicho na jego teatralną reakcję. Była przekonana, że najlepszym wyjściem będzie zminimalizowanie w tej rozmowie ilości słów i liczenie na to, że Anthony w końcu doczłapie się do nich z tym nieszczęsnym homarem, zanim pokaże Howellowi co jeszcze wypracowała przez ostatnie lata. Jak widać burzliwe rozstanie, śmierć bliskiej osoby, a także prowadzenie własnego biznesu pozwoliło jej wykształcić umiejętność szybkich i dość bolesnych ripost. Nie żeby była z tego dumna - wręcz przeciwnie. Zapewne po powrocie do domu będzie obrzucała się wyrzutami sumienia, bo przecież jakaś część jej chciała okazać prokuratorowi chociaż odrobinę człowieczeństwa.
- Kiedyś lubiłam też lody pistacjowe. Dzisiaj wiem, że w nadmiarze robią się mdłe i nijakie. - nawet nie miał pojęcia jak bardzo w tej chwili kibicowała swojemu partnerowi, będąc tylko połowicznie obecną w rozmowie. Nerwowe ruchy aplikanta sprawiały, że ewidentnie pogubił się w swojej misji i - na jego nieszczęście - wszystkie wypowiedziane przez jego szefa słowa, idealnie wpisywały się w przedstawiony obrazek. Ella sama miała ochotę pójść na kuchnię i zapytać o tego pieprzonego homara tylko po to, aby wyrwać się z tej sytuacji.
Nie - ona była w stanie nawet go przyrządzić, tylko po to aby Lance Howell w końcu przymknął swój przemądrzały dziób i dał jej święty spokój. Dziś. Jutro. Zawsze. - Nie pomyślałeś o tym, że chce Ci zaimponować? - wykorzystywanie naiwności i dobrego serca nie było czymś, czym należało się chwalić. Spowodowało to jednak to, że odwróciła wzrok z aplikanta na jego przełożonego. Zatrzymując na nim wzrok dłużej niż przez pięć sekund mogła stwierdzić, że ostatnie prawie piętnaście lat go zmieniło. Gdyby minął ją bez słowa na ulicy, nie poznałaby go. Być może było to spowodowane tym, że jego obraz w jej pamięci nieco zaczynał się rozmywać po tym, jak przestała śledzić go na portalach społecznościowych, a wszelkie wywiady i gościnne występy w telewizji zamieniała na przypadkowy, kolejny kanał. Nie mogła mu jednak odmówić tego, że był atrakcyjnym mężczyzną. Jego żona, narzeczona, czy ktokolwiek kogo miał aktualnie u swego boku, zapewne z dumą przedstawiała swojego lubego najbliższym.- Dziękuję. - skomentowała krótko jego komplement, nie będąc do końca przekonaną co do jego szczerości. Tym bardziej, że słodkość tych słów została przyćmiona kolejną zgryźliwością pod kierunkiem jej partnera. Miała dość tego z jaką łatwością przychodziło mu kategoryzowanie ludzi i określanie, kto grał w czyjej lidze. Patrząc tymi kategoriami, oni także nigdy nie powinni być razem, a jednak było inaczej.
- Anthony! - zwróciła na siebie uwagę nie tylko aplikanta, ale także osób zgromadzonych wokół, którym posłała uroczy uśmiech, grając nieco onieśmieloną ich reakcją. - Pan prokurator jednak zmienił zdanie: rezygnuje z homara i prosi o koreczki. - bezwstydnie przedstawiła wyimaginowaną prośbę Howella, zapewne przysparzając tym samym jeszcze większego problemu aplikantowi. - Coś czuję, że już nie raz zrezygnował z dania głównego dla marnej przystawki. - ten komentarz zarezerwowała jedynie dla zgromadzonych obok ludzi, którym widocznie spodobał się jej żart, co postanowili zakomunikować rozbawieniem.
- Mógłbyś przynieść mi szampana? Powietrze tu jest strasznie suche i zaschło mi w gardle. - posmutniała, kierując swoją prośbę w stronę dawnego bliskiego znajomego. Uznała, że będzie to idealny moment do ucieczki do domu i zakończenia tej farsy.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ich pierwsze spotkanie po latach zdecydowanie nie miało wyglądać w ten sposób. Lance sam nie wiedział, czego od tego wszystkiego oczekiwał. Postanowił sobie, że ją odnajdzie, jednak nie włożył jeszcze zbyt wielu godzin by pomyśleć, co tak naprawdę chciał jej powiedzieć. Zrobił swój research. Wiedział, że nadal mieszka w Lorne, że nie wyszła za mąż, jednak nie mógł wiedzieć, czy nie ma chociażby narzeczonego. Mógł użyć swojej pozycji by trochę pogmerać w jej życiu prywatnym, ale to byłoby, no właśnie, naruszeniem jej prywatności. Nie chciał tak zaczynać ich nowej relacji. Tylko właśnie, jakiej relacji teraz chciał? Nie przemyślał tego. Nie zdążył do tego usiąść, więc był wzięty z zaskoczenia równie mocno, co ona, tylko zupełnie nie dawał tego po sobie poznać. W końcu jego praca wymagała trzymania nerwów na wodzy w każdej sytuacji. Często kłamania i zwodzenia, więc nie miał żadnej trudności by ukryć przed nią, co tak naprawdę czuł w środku. A był... Po prostu niepewny. Tego, jak powinien się zachować względem niej, oraz czego tak właściwie chciał. To drugie zdarzało mu się naprawdę rzadko, dlatego to uczucie było obce i nieprzyjemne.
Powinien był się spodziewać, że Ella nie jest już tą samą osobą, którą poznał w liceum. Jednak to jak złośliwie i zadziornie potrafiła mu dogryźć... Podobało mu się. Kręciło go. Podobała mu się ta nowa Ella. Miała to, czego brakowało jej tę ponad dekadę temu. Pazur. Potrafiła mu się postawić, odbić piłeczkę. Szło jej to o wiele lepiej niż jej dzisiejszemu partnerowi, który nadal gdzieś się tam krzątał próbując wykonać jedno z najprostszych poleceń, które mógł mu wydać. Już prawie zdążył o nim zapomnieć. To tym bardziej budziło jego ciekawość. Co takiego mógł mieć Anthony, czego chciała Ella. Bo chyba nie ten dziecięcy wygląd?
- Oczywiście, że chce mi zaimponować, ale nie tędy droga. - przewrócił oczami - Próbuję go czegoś nauczyć, ale jest cholernie oporny. Teraz uczą w szkołach tylko wykonywać polecenia, a nie samodzielnie myśleć. Zaimponuje mi jak wykona swoją robotę jak na aplikanta przystało. Znajdzie coś, co jest dla mnie ważne i wykorzysta tę wiedzę by wyciągnąć ode mnie to, czego chce. - wytłumaczył całkiem spokojnie, chociaż nawet nie wiedział dlaczego zaczął to robić - Ale nie możesz mu tego powiedzieć. Musi wpaść na to sam. - zaznaczył szybko co by nie wpadło jej do głowy podanie mu gotowego rozwiązania.
Może z boku mógł wyglądać jak dupek, który wysługuje się swoim podopiecznym, ale w tym wszystkim była lekcja, której próbował go nauczyć. Lance'owi można zarzucić wiele, ale nie to, że nie przykłada się do swojej pracy. Czy to jako prokurator, czy mentor. Ella powinna o tym chociaż częściowo wiedzieć. W końcu jeszcze kiedy się spotykali, może był narwany i robił z nią wiele głupich rzeczy, namawiał ją do złego. Jednakże nigdy nie ominął ani jednego treningu czy meczu. Pewnie zobowiązania stawiał ponad innymi. Może będzie miała szansę jeszcze sobie o tym przypomnieć. Te wartości nie zostały porzucone. Po prostu przeniósł je na swoją karierę zawodową, co czyniło go tak skutecznym. Co też w ogóle sprawiło, że pojawił się dzisiaj, tutaj.
Kiedy zwróciła na siebie uwagę postronnych, nie miał innego wyboru, jak dostosować się do jej gry. Ponownie mu imponowała, więc uśmiech, którym ją obdarzył nie był w ogóle udawany. Zyskiwała w jego oczach z każdą kolejną minutą. Jak jeszcze mu dogryzła, nie pozostało mu nic innego jak po prostu wzruszyć ramionami z tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Niech ludzie myślą sobie co chcą, czasami najlepiej jest niektóre rzeczy po prostu zostawić bez komentarza.
- Jasne, dla Ciebie wszystko Ella. - uśmiechnął się łobuzersko, jak za dawnych lat.
Jeśli zamierzała mu czmychnąć, kiedy nie patrzył, były na to marne szanse. Kiedy zwróciła na siebie uwagę postronnych, zwróciła również uwagę obsługi. Wystarczyło, że Lance nawiązał kontakt wzrokowy z jednym z kelnerów, a ten już podążał z tacą w ich stronę. Zebrał z niej dwa kieliszki dziękując chłopakowi i jeden od razu proponując dziewczynie.
- Za spotkanie po latach? - zaproponował mały toast unosząc swój kieliszek nieco wyżej żeby mogli się nimi stuknąć nie spuszczając z niej wzroku.
Zupełnie się nie zmieniła. Wzbudzała tyle przyjemnych wspomnień.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Nie śmiałaby nawet podejrzewać go o coś takiego.
Czy powinna odbierać to jako zaszczyt? Poświęcenie jej chociaż sekundy z jego cennego czasu było nagrodą. Z drugiej strony mogło wywołać u niej ciarki zdenerwowania, ponieważ jej wiecznie analizująca głowa dopatrywałaby się w tym czegoś niezdrowego. Skąd posiadał te wszystkie informacje i po jaką cholerę były one mu potrzebne? Czy to nie jedna z form zapewnienia sobie komfortu podczas pierwszej rozmowy? O ile spokojniej prowadziło się konwersację mając świadomość pewnych faktów. Może gdyby poszła w jego ślady i pozostawała nadal cichą stalkerką jego kont na portalach społecznościowych, teraz nie walczyłaby z kołaczącym sercem.
Nie lubiła być taka. Wyuczyła się opryskliwości i zdała egzamin na ocenę celującą. Zawsze jednak kosztowało ją to zbyt wiele; niczym napędzana na baterie zabawka, traciła w takich potyczkach więcej energii. Wiedziała, że gdy tylko wróci do domu po tym nieszczęsnym bankiecie, swoje przebodźcowanie będzie musiała odespać.
Chociaż szczerze wątpiła w spokojny sen tej nocy. Pewnie nieprędko pozbędzie się z głowy obrazu prokuratora i jego świdrującego spojrzenia, które - mimo tego, że nigdy by się do tego nie przyznała - sprawiało, że temperatura jej ciała znacznie wzrastała. Czego niestety nie mogła powiedzieć o Anthonym, który choć uroczy, zupełnie nie dotykał tak czułych miejsc jej wnętrza, po jakie sięgał Howell. Może i był uprzejmy, miał niezły żart i świetnie dogadywał się z jej ojcem, ale nadal był lepszym materiałem na kolegę aniżeli partnera. Nie zmieniło to jednak jej planu dotyczącego kształtowania ich wspólnej przyszłości. Była w końcu gotowa na związek, a Anthony zdawał się być dobrym kandydatem. Przecież się nią opiekował, a ona była wręcz głodna opieki. Nie interesowały ją prywatne potyczki obu panów. Ich sfera zawodowa była dla niej zbyt odległa aby ją rozumieć i co za tym idzie, się w nią mieszać. Wierzyła w to, że aplikantowi w końcu uda się sprostać wymaganiom szefa i któregoś dnia go zaskoczy. - A póki tego nie znajdzie, nie ma szans na równe traktowanie? - dla niej nie był ważny status, aby móc traktować kogoś z szacunkiem. Nie do końca rozumiała wprowadzone przez Howella praktyki i to, jak mają procentować w przyszłości. Co jeśli to wszystko obróci się przeciwko niemu i stworzy kogoś znacznie gorszego niż nawet on sam? Ella była czarnowidzem i w każdym takim przypadku widziała więcej negatywów niż pozytywów, czego nie omieszkała powiedzieć swojemu rozmówcy. Skoro otworzył się przed nią na tyle, że zdradził swoją strategię, ona także poczuła się nieco swobodniej.
Niech to szlag.
Jej plan spalił na panewce, chociaż wydawał się być idealny. Z wymuszonym uśmiechem podziękowała kelnerowi za dostarczenie trunku. - Skoro chcesz udawać, że nasze spotkanie należy celebrować, to tak - za spotkanie po latach. - przystanęła na jego toast, obijając delikatnie szkło swojego kieliszka o naczynie trzymane przez mężczyznę. Upiła odrobinę napoju, zorientowawszy się, że Anthony zniknął na dobre z zasięgu jej wzroku. Nie potrafiła już panować nad swoją mimiką; zapewne każde spostrzegawcze oko dostrzegło na jej twarzy cień zażenowania, wymieszany ze strachem. Bała się, że skazana na dłuższy pobyt u boku Howella po prostu nie wytrzyma. Mur wybudowany przez nią lata temu, zaczynał pękać za każdym razem gdy tylko zmuszona była zawiesić spojrzenie na twarzy mężczyzny.
- A gdzie Twoja żona? - rzuciła czując jakby to nie ona wypowiadała to pytanie. Tylko tembr jej głosu mógł wskazywać, że była autorką tego żałosnego komunikatu.
Gdzie Twoja zimna przystawka, na którą mnie zamieniłeś?
Przyłożyła szkło kolejny raz do ust, jednak nie upijając ani kropli. Zimną ściankę naczynia oparła o dolną wargę, wyczekując odpowiedzi. Czekała, aby móc zapić tę gorzką wiadomość o szczęśliwej rodzinie i psach, wyprowadzanych we wcześniej ustalonych z behawiorystą godzinach. O córce, chadzającej do prywatnego przedszkola i żonie, która co ranek smażyła mu naleśniki i kroiła owoce w idealne kawałki. Ciekawe czy także nosiła czerwone sukienki i czy drżała, na samo wspomnienie niektórych chwil, które przeżywali wspólnie.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oboje zmienili się od jej licealnych czasów, chociaż ona oczywiście mniej niż on. Lata były dla niej bardziej łaskawe, a i była kilka lat młodsza jakby nie patrzeć. Nadal jednak wybudzała w nim podobne uczucia co ponad dekadę temu. Pewnie mógłby poderwać każdą dziewczynę w jej liceum, ba, mógł mieć większość na własnych studiach. W końcu był przystojny, nie ma nic złego w tym, że potrafi to przyznać przed samym sobą, do tego był jedną z gwiazd koszykówki. Stypendium sportowe sprawiało, że nie musiał spędzać godzin nad książkami, co nie znaczy, że tego nie robił. Całkiem dbał o to żeby wszystko przynajmniej zdawać. Do tego miał całkiem fajny samochód i zdecydowanie miał gadane. Ta kombinacja sprawiała, że mógł wybierać, miał wiele opcji, a na kampusie nie brakowało naprawdę gorących dziewczyn.
Pomimo to jego wybór padł właśnie na Ellę. Wypatrzył ją na jednym z meczy, na trybunach. Gdzieś pomiędzy pomponami wdzięczących się do niego cheerleaderek. Trochę odstawała od całej reszty. Wtedy poleciał na jej niewinność, ten nieśmiały uśmiech i tak łatwo rumieniące się policzki za każdym razem, gdy na nią spojrzał. Dla jej rodziców był tym złym. Oczywiście. Sprawiał, że wracała późno do domu, czasami wpadła w jakieś mniejsze tarapaty i zaczęła chodzić na koncerty, czy czasami uciekała z lekcji. Można powiedzieć, że ją deprawował w wielu znaczeniach tego słowa. Jednak prawda była taka, że zawróciła mu w głowie równie mocno, co on jej. Sam fakt, że po tych wszystkich latach nie był w stanie całkowicie o niej zapomnieć i sam postanowił ją odnaleźć, świadczył, że ta miłostka znaczyła dla niego więcej, niż dziewczyna mogłaby przypuszczać. Nawet teraz nie potrafił oderwać od niej oczu, a na myśl, że Anthony może zabierze ją dzisiaj do siebie, tak... Był zazdrosny. Przed nią to na pewno ukryje, aczkolwiek przed sobą nie był w stanie. Co ona z nim robiła...
- Myślisz, że to nie jest równe traktowanie? - prychnął kręcąc lekko głową - Powinnaś zobaczyć, przez co ja musiałem przejść w Melbourne. - mlasnął z niesmakiem, bo Anthony miał z nim naprawdę dobrze, chociaż wiedząc, że jest z Ellą to się może szybko zmienić - Dobra, skoro uważasz, że tak źle go traktuję to postaraj sobie przypomnieć, czy kiedyś mówił o mnie źle. Tak naprawdę źle, a nie tylko, narzekał, jak każdy, na swoją pracę. - rzucił jej wyzwanie dając jej chwilę, żeby się zastanowiła - Bo bynajmniej nie przyszedł z tobą do mnie żeby się tobą pochwalić. Albo coś mi udowodnić. Jego powód był zupełnie inny. - uśmiechnął się nieco enigmatycznie.
Wiedział, że mu tego nie odpuści, więc musiał to rozegrać inaczej. Bo tak, może nie był typowym nauczycielem na studiach. Wymagał od niego więcej, Wymagał myślenia, wykazania jakiegoś charakteru. Jednak nie można było powiedzieć by nie dawał mu rzeczywiście lekcji tego, jak być prokuratorem, czy nie zabierał go na przesłuchania. Pozwalał mu być swoim cieniem, ale nie będzie mu wykładał wszystkiego na tacy. To nie jego metoda nauczania. Ella mogła się z nią nie zgadzać, ale może nieco złagodnieje jak pomyśli nad tym, co przed chwilą powiedział. On już wiedział, że tę potyczkę wygrał. Nooo... Z 80% pewnością.
- Jeśli mam szczęście, to pewnie właśnie kończy studia. - zaśmiał się wesoło, bo to było zbyt dobre, żeby z tego nie zażartować, na swoją obronę pokazał jej również brak obrączki na palcu - Nie mam żony. Ani dzieci. Ani psa, ani partnerki, ani nawet byłej żony. - obserwował jej reakcję, bo coś czuł, że nie bez powodu zapytała o jego stan cywilny w taki zawiły sposób.
Tę zgryźliwość przy toaście puścił oczywiście mimo uszu. Miała powody by być na niego zła i on je szanował, nie zamierzał wchodzić z nią w polemikę. Tym bardziej, że orkiestra zaczęła głośniej grać, coś, do czego można było zatańczyć. Pierwsze pary wchodziły już na parkiet, który znajdował się za jego plecami. Dopił szybko swoją lampkę i odstawił ją na stolik.
- Pod nieobecność swojego partnera, czy zrobisz mi tę przyjemność i ze mną zatańczysz? - wyciągnął do niej dłoń lekko się skłaniając, z pełną gracją, której wcześniej u niego nie widziała.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Dokładnie pamiętała dzień, w którym się poznali.
Niechętnie dała się namówić na wyjście na ten nieszczęsny mecz. Po niezdanym teście z fizyki wydawało się jej, że spacer z psem był dużo lepszą perspektywą na opłakiwanie smutków. Zresztą, nigdy nie była jakąś wielką fanką sportów, nawet jeśli tylko zasiadała na trybunach. Poszła tam bez żadnych oczekiwań, powtarzając w głowie wzory fizyczne, które zdążyła jeszcze przypomnieć sobie przed wyjściem z domu. Nie sądziła, że tamten dzień mógł zmienić jej życie. Wprawdzie nie stała się buntowniczą nastolatką, jednak przysporzyła rodzicom niejednego problemu. Wielokrotnie dostrzegała w ich oczach rozczarowanie, które zostawiło u niej ogromne piętno. Gdyby tylko teraz jej rodzice wiedzieli kim jest ten chłopak, który miał na nikogo dobrego nie wyrosnąć. Może udałoby się cofnąć czas i przekonać ich, że powinni dać mu szansę i nie ingerować tak bardzo w życie swojej córki? Może gdyby ona miała w sobie więcej siły, postawiłaby się im i wszystko wyglądałoby teraz inaczej?
Nigdy nie rozmawiali o tym, czym był dla nich dzień ich poznania. Każde z nich, mając swoją perspektywę, mogło wysnuć inne wnioski, dłużej zastanawiać się nad zupełnie innym momentem tego dnia. Nigdy, ale to przenigdy nie powiedzieli sobie tego jak ważne było to pierwsze spojrzenie, które przyćmiło nawet to ostatnie.
Spokojnie, bez słowa wysłuchała słowotoku prokuratora. Chociaż na język cisnęły się jej ogniste zdania, wstrzymywała się z kolejnym ostrzem wbitym pomiędzy jego zdania.
Gdybyś tylko pozwolił mi wiedzieć, co przechodziłeś w Melbourne. Zadźwięczało jej w głowie, przez co przymknęła powieki. Nie powinien wspominać n i c z e g o, z czego świadomie ją wykluczył. Przynajmniej jej, samolubnym zdaniem.
- Po pierwsze: za dużo emocji. - upomniała go. Czy to nie tak, że powinien trzymać je na wodzy? Nawet jeśli nawiązywał do swojej ciężkiej przeszłości i próbował jej udowodnić, że jego podopieczny jest traktowany o wiele lepiej, nie powinien aż tak tego przeżywać. Suchy komunikat, jedna informacja, wystarczyłaby, aby przekonać ją o słuszności jego słów. - Po drugie: Anthony nigdy nie narzeka. Na nic. - i to była chyba kolejna z jego cech, która urzekła blondynkę. W ich relacji to ona za bardzo przejmowała się rzeczami nieistotnymi. Lubiła zakląć pod nosem i napsioczyć na klienta. Anthony nigdy nawet nie uniósł się, opowiadając o swojej pracy. Był dla niej człowiekiem pasji. Chociaż można by uznać, że było coś w tym niepokojącego.
Czy ulżyło jej słysząc, że nadal jest wolny? Niewątpliwie z jej ramion opadł jakiś niewidoczny kamień, który ciążył jej od chwili gdy tu weszła. I nie żeby miała zamiar teraz kandydować na puste miejsce wybranki jego serca; jej przesłanki były inne. Oficjalnie, cieszyła się, że zaszczycił ją swoją obecnością w staro-kawalerstwie-panieństwie, a nieoficjalnie - była po prostu psem ogrodnika. - To powodzenia, może się jeszcze któraś z pań skusi. - dodała po chwili, upijając kolejny łyk alkoholu. Chociaż powinna chyba dopić do końca, zaskoczona propozycją z jego strony. Uniosła w zdziwieniu brwi i z uznaniem przytaknęła głową. Nie dała się długo prosić, tym bardziej, że ni stąd ni zowąd zza placów Howella wychylił się podekscytowany Anthony, widocznie kibicujący jej w przyjęciu propozycji szefa. Odstawiła niechętnie naczynie z trunkiem na bok.
Zgodziła się - ale robiła to wyłącznie dla Anthony'ego.
Ułożyła swoją dłoń na męskiej, dając mu tym samym niemy znak, że może zaprowadzić ją na parkiet. Przychodząc tu, nawet przez myśl jej nie przeszło, że dzisiejszego wieczora odtańczy jeden z tańców w ramionach swojej pierwszej miłości. A gdyby ta tiktokowa wróżka podsunęła jej taką myśl, zaśmiałaby się w głos i przewróciła oczami z dezaprobatą.
Gdy znaleźli odpowiednie miejsce na ciasno zagospodarowanym już parkiecie, ułożyła lewą dłoń na jego barku, opierając tym samym swoje przedramię na męskim ramieniu. Palce prawej dłoni pozwoliła zatopić w jego dłoni, chociaż w pierwszym momencie - gdy dotarło do niej, że musi dotknąć nie tylko jego ubrania, ale także skóry - cofnęła ją o kilka milimetrów. Szybko jednak się zreflektowała i przekonując samą siebie, że to raptem trzy minuty, zaangażowała się w taniec. Odwróciła jednak głowę w przeciwnym kierunku niż patrzył mężczyzna. Uznała, że tak wyglądają bardziej wiarygodnie, bo przecież dzisiejszego wieczora widzieli się po raz pierwszy. - Lance ... - zdała sobie sprawę z tego, że do tej pory nie wypowiedziała jego imienia. Brzmiało ono tak obco, tak jakby źle zaakcentowała i niepoprawnie wymówiła jakąś głoskę. - Jeśli poczuję chociaż delikatny powiew twojego oddechu na mojej szyi, uduszę Cię. - mało subtelnie przypomniała mu o nadwrażliwości okolic swojej szyi. Nie sądziła, aby pamiętał o takich niuansach jak to, że nawet delikatna ingerencja - chociażby oddechem - na jej skórze, powodowała u niej nieadekwatne do aktualnej sytuacji reakcje. - I po prostu ... zostańmy przy tym jak jest. - odważnie, jednak potrzebowała mocnej deklaracji z jego strony, aby móc dzisiejszego wieczora w łóżku oprzeć czoło o nagie plecy Anthony'ego, wtulić się w jego ciało i zasnąć, nie mając zmąconej chociaż namiastki myśli.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Doskonale pamiętał te wszystkie krzywe spojrzenia ze strony jej rodziców. Wtedy, oczywiście, były cholernie wnerwiające, jednak teraz, po latach, całkowicie je rozumiał. Ani nie wyglądał ani nie był wtedy najlepszym materiałem na ziencia. Pomimo tego, że był na studiach i to na stypendium sportowym. Może o to właśnie chodziło... Woleli kogoś, kto wiązał przyszłość z jakimś zawodem w którym trzeba używać szarych komórek. Cóż, żart trochę obrócił się przeciwko nim, bo teraz chętnie pokazałby im na kogo wyrósł. Nie będzie na tyle arogancki żeby wpaść na nich przypadkiem, aczkolwiek może gdy będą skakać po kanałach zobaczą go na jakiejś konferencji prasowej i skojarzą jego imię z tym chłopakiem w bejsbolówce, który przyjeżdżał po ich córkę czarnym mustangiem. Niestety lubił ucierać ludziom nosa, to była część jego natury.
Tym bardziej gdyby to sprawiło, że dzisiaj to on mógłby dumnie prezentować Ellę u swojego boku zamiast asystenta? W końcu nie można było mu odmówić tego, że razem prezentowali się po prostu lepiej. Anthony był dla niej trochę za młody, przynajmniej jego zdaniem. A oni, może mieli jeszcze pewne niedokończone sprawy. Przynajmniej tak czuł widząc ją tutaj, teraz. Nie potrafił o niej zapomnieć. Ani przez te wszystkie lata, ani tymbardziej mając ją tak blisko siebie. Właściwie na wyciągnięcie ręki.
Nie uważał by użył za dużo emocji mówiąc o jej nowym chłopaku, może i był zazdrosny, ale trzymał nerwy na wodzy. Znał swoją wartość, nie musiał się z nikim mierzyć, a już na pewno nie z własnym aplikantem. Tę walkę zawsze wygrywał bezkonkurencyjnie. Może ktoś był tutaj nieco przewrażliwiony na punkcie swojej małej miłostki, kiedy stała przed nią ta jedna, wielka, z którą nie ma co porównywać? Chociaż to całkiem urocze, że nie potrafiła nawet przed sobą przyznać, że miał rację. Gdzieś tam głeboko musiała wiedzieć, że nie był taki zły, jak chciała go malować. Rozumiał dlaczego i z jakimi emocjami do niego podchodziła, ale gdyby zdecydowała się chociaż na chwilę przymknąć oko na swoją wrogość, może byłaby w stanie zobaczyć go w nowym świetle.
- Właśnie tych pań próbuję uniknąć. - wyszeptał do niej konspiracyjnie zasłaniając usta - Widziałaś średnią wiekową? Każda z tych starych panter chętnie przegryzałby mnie na kolację. - rozejrzał się jeszcze upewniając się, że nikt nie słyszał jego życiowych problemów.
Tak, cieszył się sporym zainteresowaniem, ale niestety na takich imprezach średnia wiekowa była nieco zawyżona jak na jego przyzwyczajenia. Z resztą przez ostatnią godzinę zabawił już wystarczająco dużo starszych pań oraz panów swoją obecnością oraz nudnymi żarcikami, które dla nich były na poziomie najlepszego stand upu. Jego praca niestety wymagała również takich nieprzyjemności. Zwłaszcza w nowym mieście, musiał poznać wszystkich, których warto znać. Sama pozycja nie wystarczała, zawsze chodziło o te cholerne znajomości. Dlatego tak dobrze, że miał ją u swojego boku. Wystarczająco onieśmielała resztę gości dając im trochę spokoju.
Musiał powiedzieć, że trochę go zaskoczyła tym, że przyjęła jego propozycję, co z resztą było widać po jego minie. Spodziewał się, że znów dostanie jakąś kąśliwą uwagę, dopije swojego drinka i pójdzie zająć się jego aplikantem. Całkowicie by to zrozumiał. Dlatego z całkiem szerokim i szczerym uśmiechem poprowadził ją na parkiet pomiędzy inne pary, które trzeba powiedzieć, że patrzyły z pewną zazdrością. Nie wiadomo tylko czy na nią, czy na niego.
Jak na dżentelmena przystało, czyli coś, czego Ella nie znała z jego strony, ułożył dłoń na jej talii w całkiem bezpiecznej pozycji. Ujął jej dłoń w swoją i zaczął bujać się w rytm wolnej muzyki. Od razu przypomniały mu się czasy jej balu maturalnego, na którym oczywiście się zjawił. Tylko teraz wyglądała o wiele bardziej zjawiskowo. Poruszał się z większą gracją niż ponad dekadę temu. Miał trochę więcej doświadczenia za pasem.
- Ella, naprawdę myślisz, że bym to zrobił? Twój chłopak jest kilka metrów dalej. - uśmiechnął się z tą niebezpieczną nutką - Ale cieszę się, że nadal o mnie pamiętasz. - dodał po chwili szepcząc do jej ucha, kiedy akurat musiał ją przyciągnąć nieco bliżej siebie gdy przeciskali się między dwoma parami.
Poza tym małym wybrykiem nie zrobił niczego, co mogłoby być uznane za nieprzyzwoite. Jego dłoń uparcie pozostawała na jej tali nie zsuwając się nawet o centymetr w dół. Nie dlatego, że nie miał na to ochoty. Miał i to wielką, aczkolwiek nauczył się już kontrolii impulsów i zamierzał jej to pokazać. Przez te kilka minut byli tylko oni, bliskość ich ciał i zapach perfum i cholera... Pachniała tak słodko.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Z całą pewnością żadne z nich nie potrafiło wstrzelić się w swoją grupę wiekową. Jego adorowały starsze panie, które choć miały niewiele do zaoferowania, na pewno potrafiły odpowiednio przedstawić swoją córkę. Ona natomiast miała u swego boku młodszego partnera, którego choć wiek jej nie przeszkadzał, zbudzał on kontrowersje u postronnych. - Nie jesteś ciekawy takich doznań? Raz można by się skusić. - przekonywała go do romansu z wiele starszą kobietą. Kto wie co by z tego wyszło. Wiele gwiazd tworzyło takie związki i przez lata udawało im się wytrwać. Fakt, zapewne naraziłby się na ostracyzm jednak czego nie robi się dla prawdziwego uczucia?
Nawet poświęci się trzy minuty swojego życia dla szczęścia drugiej osoby. Bo właśnie tak Ella postrzegała taniec ze swoim byłym chłopakiem. Wiedziała, że sprawiła tym krokiem ogromną radość aktualnemu partnerowi, jednak sama pchała się w najgorsze tarapaty. Bo przecież nie powinna. W zasadzie nie powinna nawet zgadzać się na rozmowę z Lance'm; w chwili gdy Anthony zniknął w poszukiwaniu zamówienia szefa, powinna towarzyszyć właśnie jemu. Zamiast tego, bujała się aktualnie w rytm piosenki, próbując uciec wzrokiem od wścibskich spojrzeń niezadowolonych kobiet. Każda z nich znalazła już tuzin rzeczy, które Ella zrobiła nie tak podczas tego wieczora. Sam fakt tańca z szefem partnera mógł być postrzegany negatywnie. Na całe szczęście zajadający koreczki Anthony wydawał się być niewzruszony aktualną sytuacją. Od czasu do czasu monitorował tylko czy dłoń szefa pozostaje w tej bezpiecznej części jej ciała. I chociaż było to miłe, Ella nie wierzyła, że chłopak byłby w stanie zainterweniować gdyby jego szef przekroczył granicę.
Była pod wrażeniem zachowania Howella. Z pajaca zamienił się w dobrze ułożonego mężczyznę, który potrafił nie tylko poprowadzić w tańcu ale przede wszystkim zacząć od nowa. Bo utrzymywanie dystansu i szacunek do jej próśb postrzegała jako czystą kartę, brak uczuć i nie zerkanie w przeszłość przez ramię. I trochę jej ulżyło, bo dzięki temu łatwiej jej będzie wytłumaczyć samej sobie, że są już historią.
I zburzył to wszystko jednym zdaniem, wypowiedzianym zbyt cicho i blisko. Tym, które sprawiło, że automatycznie odwróciła głowę w jego stronę i zerknęła na jego twarz.
Jeszcze tylko dwie minuty. Tylko dwie.
Miała wrażenie, że Lance usłyszy zaraz bicie jej serca. Że wsłucha się w jej nieregularny oddech i uzna, że przegrała. Jakby od początku rozgrywali grę, której zasad żadne z nich nie ustalało. Bała się, że jej pozycja będzie uznana za tę słabszą, tylko dlatego, że nie potrafiła tak wykwintnie jak on trzymać w tajemnicy swoich emocji.
Z każdą sekundą robiło się co raz ciaśniej i nie wiedziała czy na parkiecie przybywało ludzi, czy po prostu ona czuła tę wewnętrzną duszność. Ograniczona swobodnymi ruchami, poluzowała prawą dłoń z uścisku tylko po to, aby obie dłonie położyć najpierw na męskich barkach, a później, dużo ostrożniej przenieść je w okolice jego karku. Z jej wyliczeń wynikało, że została im tylko minuta, maksymalnie półtorej. Tyle czasu potrafiłaby unikać jego wzroku, jednak miała wrażenie, że zapach jego ciała czuła co raz intensywniej. Próbowała nawet wstrzymać oddech, jednak poskutkowało to tylko głośnym westchnieniem. I kiedy wyliczenia w jej głowie wskazywały, że nadchodzi koniec piosenki, poczuła mocne pchnięcie, które spowodowało, że oparła się całym ciałem o tanecznego partnera, a po chwili dotarło do niej, że coś zostało wylane na jej sukienkę. Przerażona, odwróciła się za siebie, aby spojrzeć w twarz sprawczyni zamieszania. Domniemała, że była to jedna z absztyfikantek Lance'a, która nie mogła pogodzić się z jego tanecznym wyborem.
- Nic się nie stało, absolutnie nic się nie stało. - wydukała grzecznie, jak przystało na Ellę Laidman,

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Skąd pewność, że nie miałem epizodu z jakąś śnieżną panterą? - uśmiechnął się do niej enigmatycznie wymownie poruszając brwią.
To oczywiście pozostawi całkowicie w sferze jej domysłów. Nie pisali o tym w gazetach, nie ma po takiej relacji żadnego śladu. Tak jak kiedyś na pewno potrafiła z niego czytać, jak z otwartej księgi, tak teraz był w stanie ukryć przed nią dosłownie wszystko. Przez wiele lat wypracował sobie odpowiednio pokerową mimikę, była mu potrzebna w pracy. Stąd nie mogła mieć pojęcia czy mówi poważnie, czy tylko się zgrywa. Niech wyobraża sobie, co chce. Może był utrzymankiem, a może sytuacja była całkowicie odwrotna? Czy była to bogata wdowa, po której odziedziczył fortunę? A może jakaś jego wykładowczyni? Jego mina jednoznacznie wskazywała na to, że nie żartował, ale czy się zgrywał? Musiałaby zapytać. Może byłby tak uprzejmy i powiedział prawdę. W końcu do tej pory nawet raz jej nie okłamał.
Lance starał się nie wczytywać zbytnio w zachowanie swojej byłej dziewczyny. Zaprosił ją do tańca bo... poniekąd tak należało? Tak naprawdę chciał spędzić w jej towarzystwie jeszcze chociaż te kilka minut. Wiedział, że to spotkanie nie potrwa zbyt długo. Za chwilę będzie musiał ją oddać w ramiona nowego chłopaka. Pomimo tego, że uważał, że Anthony jest w kompletnie innej lidze, jeśli Ella była z nim szczęśliwa nie zamierzał w to w jakikolwiek sposób ingerować, ani tym bardziej dawać komukolwiek powody do zazdrości. Nawet jeśli sam czuł oddech zazdrości na swoim karku potrafił już kontrolować impulsy i emocje. Szanował jej autonomiczność, nie była niczyją własnością, nie byli już w liceum. Wyrósł na ludzi, a przynajmniej tak pragnął myśleć.
Dlatego ten taniec mógł być dla nich zamknięciem tego rozdziału na dobre. Ostatnie kilka chwil bliskości, które nie będą mogły już się nigdy powtórzyć, skoro ma teraz partnera. Jego aplikant tak naprawdę był dobrym chłopakiem. Gdyby umawiała się z jakimś przestępcą pewnie wpakowałby go za kratki nie patrząc na jej protesty. Na szczęście wygląda na to, że ona również wyrosła ze swojego typu. Według Lance'a najlepszym określeniem dla jego podopiecznego był po prostu budyń waniliowy. Mdły, ale właściwie wszyscy go lubią. Nie było w tym nic złego.
Pomimo swoich postanowień, nie było mu łatwo w nich wytrwać. Ella wyglądała przepięknie. Jej bliskość wybudzała wspomnienia. Sprawiała, że jego serce zaczynało bić szybciej. Jego instynkt podpowiadał mu by pocałować delikatną skórę jej szyi. Wiedział jak mogła zareagować. Chciał skraść jej chociaż jeden pocałunek tych pełnych ust. Niestety musiał się zadowolić jedynie oglądaniem jej w tańcu oraz tym uzależniającym zapachem perfum. Gdy przesunęła swoje dłonie na jego kark, nie mógł już się powstrzymać. Zsunął swoje dłonie z jej tali nieco niżej, na jej biodra. Nadal bezpiecznie, lecz bardziej intymnie. Chciał chociaż na te kilka sekund spojrzeć jej w oczy i poczuć się jak te wszystkie lata temu, kiedy życie było po prostu łatwiejsze. Wtedy coś się zmieniło. Naparła swoim ciałem o jego i na swoje szczęście nie patrzyła mu w oczy, bo inaczej pewnie całkiem przypadkowo by się pocałowali, a tak dostała zaledwie buziaka w policzek. Całkiem przypadkowo, nawet on był zaskoczony!
Zorientował się, że nie zrobiła tego celowo, gdy poczuł coś mokrego na swoich dłoniach. O nie, tak się nie godziło.
- Co jest do cholery? - warknął ściągając marynarkę - Kto podchodzi z drinkiem tak blisko parkietu? - zarzucił ją Elli na ramiona wysuwając się przed nią górując nad zdezorientowaną kobietą, która była sprawczynią zamieszania.
- Zapłacisz za pranie sukienki, wiesz co? Nie. Kupisz nową. - wskazał oskarżająco palcem na faceta, który był najwyraźniej jej partnerem i chciał się obruszyć, ale trochę się skurczył pod wpływem prokuratorskiego tony Lance'a - Ciesz się, że nie oskarżam cię o zniszczenie mienia oraz napaść. - brzmiał w tym bardzo przekonująco stawiając się pomiędzy sprawcami, a Ellą.
Tak, zrobił scenę. Zupełnie niepotrzebnie. Zazwyczaj trzymał nerwy na wodzy, to też było częścią jego pracy, ale najwyraźniej, kiedy chodziło o jego byłą dziewczynę, miał jakiś soft spot. Rozejrzał się po zgromadzonych dając jasno do zrozumienia, że pora wrócić do swoich zajęć. Skinął tylko na Anthonego żeby podszedł bliżej. Wygląda na to, że tutaj będą musieli się pożegnać.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Nie ukrywała swojego zażenowania, które wiązało się z domniemanym romansem Lance'a z jakąś starszą panią. W zasadzie nie powinno jej to interesować, jednak sama myśl, że mógł robić to dla jakichś korzyści budziła w niej obrzydzenie. Był młody, bogaty i z dobrą pozycją, a sugerował jej, że wraca do domu, do ramion starszej od siebie kobiety. Nie chciała ciągnąć tego tematu i to wcale nie z powodu zazdrości. Po prostu jakaś część jej nie chciała uczestniczyć w tej historii, a i dawanie mu poczucia zainteresowania nie uważała za dobry krok.
Tym bardziej, że los zesłał jej dużo przyjemniejsze momenty tego wieczoru. Byłaby hipokrytką, gdyby chciała przyznać przed samą sobą, że wspólny taniec nic dla niej nie znaczył. Może był on jedynie wyrazem dobrego wychowania i powinności, jednak wmawianie sobie, że druga strona po prostu tego chciała, było po prostu budujące. Ostatni raz miała przyjemność zatonąć w jego ramionach ponad dziesięć lat temu, więc odświeżenie tego momentu wywołało mikro uśmiech na jej twarzy. Była pewna, że umknął on uwadze mężczyzny, tym bardziej, że nadal uparcie odwracała od niego twarz, skupiając swój wzrok na rzeczach teoretycznie ciekawszych.
Jak stojący nieopodal Anthony. Zupełnie obcy ludzie posyłający jej ciepłe uśmiechy, rozstawione na stołach przystawki czy puste naczynia. Skupiała się na wszystkim tylko po to, aby zignorować ciepło męskiego ciała i otulający zapach, którego nadal obawiała się skosztować w nadmiarze.
Gdy pozycja ich tańca zmieniła się na bardziej intymną, a ona poczuła męskie dłonie na swoich biodrach, wstrzymała oddech. Odliczanie w jej głowie dobiegło końca i to nie z powodu zakończenia piosenki - po prostu skupiła się zupełnie na czymś innym. Na kimś innym. Jednak ich wspólna chwila nie trwała zbyt długo; dramatycznie przerwana przez niezbyt przyjemny incydent, wprawiła w osłupienie nie tylko ją, ale także dużą część zgromadzonych gości. Nie rozumiała czym było spowodowane zachowanie kobiety. Być może już zbyt dużo wypiła, potknęła się czy po prostu nie była zachwycona zachowaniem Elli i postanowiła przerwać ten taniec. Była na tyle osłupiona, że nie docierały do niej gorzkie słowa wypowiedziane przez Howella w kierunku sprawczyni. Półświadomie przyjęła jego marynarkę i czując jak jej policzki zalewa czerwona fala wstydu, chciała zniknąć. Jej pech dał o sobie znać nawet w takim momencie, gdy chociaż na kilka sekund chciała cofnąć się myślami do beztroskich chwil liceum. Była wdzięczna Anthony'emu, że tak szybko pojawił się u jej boku. Ktoś musiał ją pozbierać, a on świetnie spisywał się w tej roli.
Nie protestowała gdy Lance stawiał wymagania wobec winowajców. Nie miała na to siły, a po drugie uważała, że sprzeciwienie się jego słowom byłoby uniżaniem jego słowom. Szybko też okazało się, że jej obecność w aktualnej sytuacji nie była wskazana. Anthony podjął decyzję o szybkiej ewakuacji, jeszcze podczas trwania sporu. Nie miała więc okazji podziękować za marynarkę czy się pożegnać. Ulegle podążyła za partnerem ze wzrokiem wbitym w ziemię, nie odwracając się nawet za siebie.
Wierzyła, że Lance świetnie poradzi sobie w tym pojedynku.

ZT.
Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
ODPOWIEDZ