detektyw w wydziale zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
i don't pay attention to the world ending, it has ended for me many times and began again in the morning
001.
you'll understand why storms are named after people
{outfit}
Nie martwił się o nią.
Przestał się o nią martwić.
Nie chciał się o nią martwić.
Najpierw dostał telefon, długi - monotonny, przeciągający się w nieskończoność; wszystkie informacje, które przekazał mu rozmówca - mogłyby być zaledwie, krótkim w prawny sposób przygotowanym e-mailem. Nie interweniował, w końcu to jej sprawa. To ona tam mieszkała - to był tylko jej dom - choć wciąż zapisanym na jego nazwisko. Później przyszły listy, z początku delikatne - opisanie sprawy, nienarzucająca się prośba o uregulowanie wpłaty. Też nic z tym nie zrobił. Następnie było kilka powtórnych próśb. Ostatecznie wezwanie do sądu, na które się zjawił - z odrobiną nadziei, że ona też poczuję się do tej odpowiedzialności.
Nie przyszła.
Wszystko musiał załatwiać sam, co sprawiło, że przez głowę Rory'ego przeszła wielokrotna fala reminiscencji - z ich dawnego, wspólnego życia. Powinien dawno przestać w nią wierzyć; była niczym kropla w morzu; rozdzierająca się na więcej - by później zniknąć w pełnej wody otchłani. Po jakimś czasie poczuł się tym zmęczony, przeanalizował wszystkie punkty „za” i „przeciw” - chociażby to, że była matką jego dziecka. Wolał oszczędzić Henry'emu - każdego wymienionego w swych myślach aspektu, jednakże ratowanie jej od bardzo dawna przestało być jego obowiązkiem.
W końcu zakręcił kurek.
Skłamałby, że nie czuł się z tym źle - choć rozpamiętywanie o swej byłej żonie, nie było najlepszym z możliwych rozwiązań, to im częściej spoglądał w stronę ich syna, tym poczucie beznadziejności bardziej wzrastało na swej sile. Nie był złym człowiekiem, starał się od o niej zapomnieć uwolnić. Ruszyć na przód, zacząć tak zwany nowy rozdział; pozwolić by niefortunna przeszłość zatapiała się pod piasek złych wspomnień - pozostawić jedynie to co było dobre. Powoli przekraczał te granicę - uporanie się z domem, było doskonałym zamknięciem.
Musiał tam pojechać, sprawdzić - tak jak przystało na odpowiedzialnego mężczyznę - wprawdzie nie zawsze nim był. Henry został z opiekunką, przyszła dziś wcześniej - i zapewne o wiele później wyjdzie; przywykł do obecności w domu Ashley - młoda, choć zaradna dziewczyna w zauważalny sposób przejmowała rolę matczynej miłości dla chłopca. Lubił ją, rzecz jasna nie tak jakby tego chciała - i być może z tego powodu, dawno by się z nią pożegnał - gdyby nie ta swoboda i szczęście syna, jak witała go w kobiecych ramionach.
Posiadłość przy Fluorite View praktycznie wcale się nie zmieniła, dopiero podchodząc do drzwi - można dostrzec naklejony taśmą na nich nakaz przejęcia przez bank budynku. Zmarszczył brwi - i choć na język wbijało mu się tysiące przekleństw - starał się być opanowany, przynajmniej tego nauczył go zawód. Usłyszał kroki, odwrócił głowę - stała tuż za nim - przyjrzał się. Piła? - Przyjechałem po resztę rzeczy. - krótki komunikat, który był ewidentnym kłamstwem. Przybył tu by zobaczyć, co pozostało z ich marnego życia.
powitalny kokos
neverending story
brak multikont
naprawia auta — lorne bay mechanic
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
chodzący wrak człowieka, którego życie posypało się po zdradzie i pozbawieniu jej praw rodzicielskich przez byłego partnera
017.
you'll understand
why storms
are named after people
{outfit}
Doskonale pamiętała moment, w którym ich pozornie poukładane życie rozsypało się na kawałki. Pamiętała moment, w którym na kołnierzyku jego koszuli znalazła ślad różowej szminki. Nie należał do niej - róż nigdy nie był jej kolorem, a między ich dwójką panował dziwny chłód. Nie potrafiła tego zrozumieć - nie była w stanie pojąć, jak mógł jednego dnia jeść kolację z nią i ich dzieckiem, a kolejnego szukać pocieszenia w ramionach kogoś innego. Zaakceptowanie tego nie przyszło jej łatwo i tak naprawdę chyba nigdy się z tym nie uporała, choć próbowała przecież. Chciała zapomnieć o krzywdzie, jaką jej wyrządził, jednak odbudowanie tego, co stracili, nie było wówczas takie proste. Mało tego, prędko okazało się wręcz niemożliwe.
Ich małżeństwo nie było jedyną porażką, jaka ją wówczas dotknęła, przez co odbierała to dość osobiście. Wydawało jej się, iż to w niej leżał problem, a taka świadomość, niezależnie od tego, kim jesteś, boli. Zabolała również ją, dlatego tak ciężko było jej sobie z tym poradzić. Szukała pocieszenia, które nie chciało nadejść że strony tych, od których go oczekiwała. Prędko więc zatraciła się w czymś, co początkowo miało być wyłącznie chwilowym lekarstwem. Zaczęła sięgać po alkohol, aby pomóc sobie zapomnieć, a kiedy i on przestał przynosić jej ulgę, pocieszenie znalazła w innych, silniejszych środkach. Problem w tym, że w końcu i one przestały pomagać.
Nie umiała jednak z tym skończyć. Wraz z upływającym czasem, coraz bardziej zatracała się we własnym cierpieniu, nie kontrolując nic, co mogłoby pomóc jej wrócić we właściwe miejsce. Poddała się, aż w końcu grunt zaczął palić jej się pod nogami. Gdy dostała wiadomość o zbliżającej się eksmisji, wystraszyła się, a mimo to nie zrobiła nic, aby jakoś temu zaradzić. Nie sięgnęła po niczyją pomoc, a już z całą pewnością nie zamierzała zwracać się o nią do byłego męża, do którego nadal kierowała ogrom żalu. Winiła go o to, jak potoczyło się ich życie, bo chociaż ona sama dołożyła do tego cegiełkę, to jednak uważała, że nic z tego nie miałoby miejsca, gdyby nie jego zdrada. To on jako pierwszy zawiódł ich rodzinę.
A chociaż całkiem niedawno sięgnęła dna, powoli zaczynała się od niego odbijać. Mimo to nie podjęła się walki o dom, z którym wiązało się tak wiele nieszczęśliwych wspomnień. Wolała uwolnić się od tego i uporządkować swoje życie, dlatego od kilku dni przewoziła swoje rzeczy do niewielkiego mieszkania w Opal, które udało jej się wynająć. Dziś miała uporać się z ostatnimi kartonami, ale bynajmniej nie przypuszczała, że to zgotuje jej powrót do przyszłości. Nie spodziewała się go tutaj spotkać. - Jakie rzeczy? - zapytała, krzyżując ramiona na piersi. - Przecież zabrałeś stąd wszystko po wyprowadzce - włącznie z ich marzeniami. Pogrzebał to wszystko; sprawił, że jej życie wywróciło się do góry nogami. Nic dziwnego, że pragnęła zamknąć ten rozdział raz, a porządnie.

detektyw w wydziale zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
i don't pay attention to the world ending, it has ended for me many times and began again in the morning
  • [Nie] był złym człowiekiem.
Nieco zagubionym, odrobinę przestraszonym - wedle otaczającego go świata, zbliżającej się samotnej przyszłości - ale na pewno (tego był w stu procentach pewny) nie kierowało nim okrucieństwo. Nigdy nie planował jej skrzywdzić; wepchnąć się z butami w życie - by później z satysfakcją obserwować jak powolnie jego obecność ją wyniszcza. Starał się o nią dbać - o ich całą trzyosobową rodzinę, ale pośród tego chaosu, egzystencjalnej pustki anarchii podjął jedną złą decyzję.
Być może w ten sposób tłumaczył sobie zdradę.
Być może pomagało mu to normalnie funkcjonować.
Bez nieustającego poczucia winy, bolesnych reminiscencji, w których to on był głównym powodem, iż Gage Forsbeg złamała się niczym zapałka. Pamiętał ją, tą z przeszłości; piękną - radosną, w biało-kwiecistej sukience, idealnie prezentującej jej smukłe ciało; długie ciemne, odpadające na odkryte ramiona lśniące (to nieprawda, że ciąża zabiera kobietom urodę) włosy. Ten zadziorny uśmiech, kiedy spoglądała na niego podczas niedzielnych wycieczek na plac zabaw z Henrym; do tej pory wiedział co on oznaczał. W zagłębieniu swojej podświadomości, wciąż słyszał głośny niezapomniany (nieco kaczkowaty) perlisty śmiech - kiedy siedziała przy kominku, na jasnej sofie - przeglądając zdjęcia ich syna z poprzedniego dnia.
Dziś w niczym nie przypominała jego nimfy wodnej dawniejszej siebie.
Podkrążone oczy, przybladła cera; brak lśnienia przy czubku głowy - żadnego światła, w tych wielkich, karmelowych oczach. Twarz miała przepełnioną nienawiścią, żalem - bólem; wszystkimi tymi negatywnymi cechami, za każdym razem gdy spoglądała w jego stronę. Nie dziwił się; przywykł - zaakceptował fakt, stania się antagonistą w ich relacji (jakiej relacji?) Nie wykłócał się, z pokorą; oraz z wyczuwalną ostrożnością podchodził do jakiejkolwiek formy utrzymywania z nią kontaktu.
Robił to dla syna. Chyba oboje robili.
Westchnął, z kieszeni od spodni wyciągając paczkę czerwonych marlboro, wyjął jednego z nich, wsuwając pomiędzy usta. Odpalił, kilka głębszych wciągnięć - by ostatecznie odwrócić się w stronę kobiety. Nie zmierzył jej wzrokiem, na krótką chwilę zerknął jedynie w ciemne tęczówki i usiadł na najwyższym schodku - do wejścia do domu. To było frustrujące, że nadal poznawała kiedy kłamał - zapewne nie trudno było jej połączyć kropki co do jego cudzołóstwa.
Gage Forsbeg musiała być w poprzednim wcieleniu detektywem albo medium; jeżeli tym pierwszym - to czasem odnosił wrażenie, że w fachu byłaby o wiele lepsza od niego. Przynajmniej w kwestii wyciągania z potencjalnych barbarzyńców brudów. Może powinien pokazać jej sprawę nad którą aktualnie pracuję? Od razu odnalazłaby winowajcę. - Gdzie się zatrzymałaś? - pytanie brunetki, postanowił zignorować - obydwoje wiedzieli, że poprowadziłoby go to tylko w większą przepaść.
Kłamstwo zastąpiłby kłamstwem, a go kolejnym - i następnym; a ona i tak znałaby prawdę.
powitalny kokos
neverending story
brak multikont
naprawia auta — lorne bay mechanic
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
chodzący wrak człowieka, którego życie posypało się po zdradzie i pozbawieniu jej praw rodzicielskich przez byłego partnera
W bolesny sposób przekonała się o tym, jak cienka linia oddziela miłość od nienawiści. Kiedy Fitz pojawił się w jej życiu, bardzo szybko obudził w niej uczucia, których smaku nie znała wcześniej. Będąc jeszcze młodą dziewczyną, dość naiwnie zakładała, iż udało jej się poznać smak miłości, jednak wówczas pojęła, że tej posmakowała dopiero przy nim. To było szalone uczucie - początkowo pełne wzlotów, a później też upadków, które zaczęły się mniej więcej wtedy, kiedy test ciążowy wskazał dwie kreski. Nie taki mieli plan na wspólną przyszłość, a jednak stanęli przed koniecznością sprostania nowemu wyzwaniu, podczas którego zawiedli. A może raczej zawiodła głównie ona?
Przez pewien czas uważała, że nie była dostatecznie silna. Utknęła w przeświadczeniu, że pod wieloma względami nie była wystarczająca i właśnie dlatego, zamiast postarać się o dobrą przyszłość dla swojego dziecka, wycofała się, nie chcąc sprowadzić na nie jeszcze większej katastrofy. Wątpiła w siebie, a choć uczucie zwątpienia nie wyparowało z dnia na dzień i nadal było w niej obecne, koniec końców udało jej się przekształcić je w złość, którą kierowała w stronę Balmonta. To on zniszczył ich rodzinę, to on postawił ją pod ścianą i to on sprawił, że stała się słaba, kiedy zamiast niej wybrał kogoś innego.
Tego nie potrafiła mu wybaczyć.
Nie umiała też wybaczyć sobie tego, że nie okazała się silniejsza, przez co jej syn zmuszony był wychowywać się bez matki. Paradoksalnie, choć Fitzroy odebrał jej prawa rodzicielskie, Gage wcale nie uważała, że postąpił źle. Wręcz przeciwnie, postarał się zadbać o ich dziecko wtedy, kiedy ona nie potrafiła tego zrobić. Oszczędził ich synowi widoku, jakim była matka, która stopniowo sama się wyniszczała. O to akurat miała żal do samej siebie, a jednocześnie teraz, kiedy w końcu starała się wyprowadzić swoje życie na prostą, nie podjęła się starań o to, aby ponownie dotrzeć do swojego dziecka. Nadal była przekonana, że nie zasługiwała na jego miłość. Był przecież najlepszym, co ją w życiu spotkało, a mimo to wszystko zaprzepaściła.
Zacisnęła mocno szczękę, lustrując go spojrzeniem, które przynajmniej w założeniu miało niczego nie zdradzać. Skupiła się na złości, pragnąc zdusić w sobie wszystkie te uczucia, które jeszcze w niej budził. Po tym, jaką krzywdę im wyrządził, w ogóle na nie nie zasługiwał. - Wynajęłam mieszkanie - odparła, czując odrobinę satysfakcji spowodowanej tym, że ta wiadomość najpewniej miała go zaskoczyć. Ona - ta sama osoba, która jeszcze niedawno zasługiwała na miano wraku człowieka, w końcu doszła do czegoś sama. - Co tak naprawdę tutaj robisz? - zapytała, zadzierając brodę. Nie chciała wierzyć w to, że do odwiedzenia tego miejsca popchnęły go sentymenty, co może wynikało z faktu, iż wmówiła sobie, że w ogóle nie miał uczuć. Nie chciała, żeby wyprowadzał ją z błędu.

detektyw w wydziale zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
i don't pay attention to the world ending, it has ended for me many times and began again in the morning
Kontrolowanie sytuacji dla Fitzroy'a Balmont'a było żywiołem.
Podobnie jak w tych filmach o super bohaterach, lub bajkach, które oglądał wraz z Henrym na dobranoc (kiedy akurat znajdował się w domu) - ogień, powietrze, ziemia i woda. Na sali przesłuchań, kiedy wielu innych funkcjonariuszy znajdowało się poza pomieszczeniem, tuż zza lustrem weneckim przyglądając się potencjalnemu sprawcy. Rory stał na przeciwko niego siłą perswazji obezwładniając swojego przeciwnika. Był w tym dobry - ba! Najlepszy w fachu, gdy oskarżony się stawiał - wymigiwał od prawdy, wzywano blondyna - a on po kilku godzinach (czasem nie zajmowało mu to nawet kwadransa) wychodził z sukcesem wypisanym na twarzy z sali.
Jednak prawie(?) każdy silny wojownik posiada jedną słabość - dla Balmont'a była nią była żona - Gage Forsbeg. Zakochali się bardzo młodo, ich związek - narzeczeństwo, a w ostatniej kolejności małżeństwo stanowiło bardzo burzliwą historię. Wprawdzie od samego początku nie dogadywali się tak łatwo, ponoć obydwóch dominujących charakterów czeka jedynie katastrofa. Jasne, bywały czasy gdy wszystko było idealne. Długie rozmowy w łóżku, do samego środka nocy - świetny seks, wspólne obiady, kolację przy świecach, wyjazdy - opiekowanie się dzieckiem. Z pozoru byli postrzegani w społeczeństwie, jako nieliczne z tych rodzin, które potrafią przetrwać absolutnie wszystko. Każdy huragan, zagwozdkę - czy histeryczny dramat.
Przeliczyli się.
Nie przetrwali.
Jeden błąd rozpalił w nich rządze rozpadu - całkowitego zdewastowania wszystkiego, co przez lata udało im się zbudować. Wina leżała po stronie Fitz'a, choć z drugiej strony niejednokrotnie we własnych myślach rozbrzmiewała w mężczyźnie chęć rozdrapania tych wszystkich blizn - by nie zostać całkowitym antagonistą opowieści. Nie był do końca zły; nie ział ogniem, ani nie wywołał spustoszenia w miasteczku. Na świecie było o wiele więcej groźniejszych potworów - a patrząc na zawód policjanta, doskonale wiedział o czym mówi. Niestety, zdawał sobie sprawę, iż w sarnich oczach ex-małżonki zdecydowanie w tym aspekcie nad wszystkimi górował.
Ciężko westchnął, a brwi blondyna wygięły się w charakterystyczny łuk. Dał sobie czas, nieco więcej - niż nawet złoczyńcom w sali przesłuchań. Cisza nad byłym małżeństwem odrobinę zgęstniała, z nerwowością przejechał dłonią po wierzchu włosów, by ostatecznie wstać i odkręcić się w stronę Forsbeg. Błękitne tęczówki przesunęły się po znajomych rysach buzi, a wzrok niespodziewanie powędrował ku opustoszałej posiadłości. - Skoro bank przejął dom. - zaczął, by zaraz otrząchnąć, nie spodziewał się tej rozmowy tak szybko; właściwie przyjechał tutaj z myślą, że kobieta nie będzie znajdowała się w pobliżu. Oh, jak bardzo się przeliczył. Nigdy nie był dobry w te klocki - gdy chodziło o nią. - Postanowiłem spłacić dług, odremontować go i sprzedać. - wyrzucił na jednym tchu. W metaforyczny sposób rzeczywiście z tego budynku pozostaną tylko zgliszcze.
powitalny kokos
neverending story
brak multikont
naprawia auta — lorne bay mechanic
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
chodzący wrak człowieka, którego życie posypało się po zdradzie i pozbawieniu jej praw rodzicielskich przez byłego partnera
Czasami zastanawiała się, czy zbyt mocno się nie pospieszyli. Czy fundamenty, na których próbowali zbudować ten związek, nie były za słabe. Nie byli co prawda jedną z tych par, które w oka mgnieniu zaliczały wszystkie etapy relacji, już po kilku miesiącach ślubując sobie miłość na ślubnym kobiercu, jednak nie wiedziała, co innego mogli spieprzyć tak bardzo, że doprowadziło to do ich końca.
Jeszcze kilka miesięcy temu rozkładała ich związek na czynniki pierwsze. Choć winą obarczała jego - a przynajmniej taką wersję przedstawiała wszystkim dookoła, Gage nigdy nie wierzyła, że wynikało to wyłącznie z chęci gonienia za czymś, co nieosiągalne. Wydawało jej się, że ona sama musiała popchnąć go do podjęcia decyzji, która zniszczyła ich małżeństwo. Nie była idealną partnerką, nie była idealną matką, ale mimo to starała się ze wszystkich sił, aby ich rodzina zadziałała. Nie potrafiła jednak robić z myślą o nich wszystkiego, ponieważ jako kobieta o wysokich ambicjach starała też realizować się w kwestiach zawodowych. Zawsze mierzyła wysoko, a kiedy w zasięgu jej dłoni znalazło się stanowisko, o którym zawsze marzyła, nie zawahała się po nie sięgnąć. Może zbyt mocno poświęcała się pracy, którą koniec końców i tak straciła? Może później za bardzo pochłonął ją żal? Może zwyczajnie była niewystarczająca, dlatego on z taką łatwością postawił na nich kreskę?
Cokolwiek to było, wiedziała, że leżało w niej, dlatego pozwoliła, by nałóg pochłonął ją jeszcze bardziej. Nie umiała żyć ze świadomością, że nie była dostatecznie dobra, dlatego niszczyła samą siebie od środka. Jednak to właśnie on ją ku temu popchnął.
Teraz wszystko w końcu było w porządku. Zaczęła stopniowo ogarniać swoje życie, choć zanim do tego doszło, musiała osiągnąć dno. Kiedy zaczęła się z niego podnosić, nie był to dobry moment, by trafić na duchy przeszłości, jednak los właśnie to dla niej przygotował. I może miało to dla niej stanowić ostateczne zamknięcie tamtego rozdziału? Pomyślała o tym na krótko przed tym, jak Fitzroy wypowiedział tamte słowa, a jej oczy zapłonęły gniewem. Wiedziała, że jak nikt inny potrafił zadawać jej ciosy, jednak ten zdecydowanie był wymierzony poniżej pasa. - Postanowiłeś co…? - odezwała się niemal natychmiast, piorunując go przy tym spojrzeniem. Pokonała kilka kolejnych dzielących ich kroków, by z nieco mniejszej odległości móc spojrzeć mu w oczy. - Chcesz powiedzieć, że to ty wykupiłeś dom, żeby później go sprzedać? - nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała. A brzmiało to tak, jakby to za jego sprawą na drzwiach jej domu pojawił się nakaz eksmisji. Czyżby uważał, że wyrządził jej jeszcze zbyt mało krzywd? - Kurwa, nie wierzę - parsknęła, kręcąc na boki głową. Jeśli jeszcze kiedykolwiek miałaby pomyśleć o nim ciepło, Fitzroy właśnie zaprzepaścił na to wszelkie szanse.

detektyw w wydziale zabójstw — LORNE BAY POLICE STATION
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
i don't pay attention to the world ending, it has ended for me many times and began again in the morning
W oczach Rory'ego nie była przegraną.
Na pewno nie w ten sposób, w jaki o sobie myślała - każdy kto posiada ambicję mierzy wysoko, przezwycięża wszystkie napotykane na drodze problemy by osiągnąć swój cel. W tej kwestii byli do siebie bardzo podobni. Balmont również poświęcał wiele na rzecz ukochanego zawodu. Wielokrotnie, jeszcze podczas ich małżeństwa, przekraczał granicę - dobierał nadgodziny i z nosem w papierach spędzał większość wieczorów - nawet w niedziele obiady, gdy cała trójka powinna zajadać się przepyszną serową zapiekanką, przy mężczyźnie zawsze leżał stos dokumentów. Przynosił pracę do domu. Sprawy go pochłaniały, całkowicie się im oddawał - i choć wtedy (i w sumie teraz też nie) tego nie zauważał wszystkimi rodzinnymi sprawami obarczał Gage. Nie wspierał jej, nie stawał przy boku gdy tego potrzebowała. Niezmiernie przyzwyczaił się do jej wielozadaniowości - a kiedy wspięła się na wyższe stanowisko, nie dostrzegł jej ograniczonego czasu. Bezustannie musiała być w dwóch miejscach na raz. Nic dziwnego, że w końcu pękła - iż samowystarczalność nie była idealnym rozwiązaniem.
Wtedy zaczęło mu jej brakować.
Odizolował się, niczym jak najgorszy chuj człowiek, poszukał pocieszenia w ramionach innej. Tej drugiej, która radowała mu serce - poświęcała czas, wypowiadała najpiękniejsze słowa - rozkochała, owinęła wokół palca by również jak Forsberg w obliczu największej tragedii rozpłynąć się w powietrzu. Obie odeszły i on musiał nauczyć się bez nich żyć. Fatalny koniec historii.
Ciężko westchnął, nie zamierzał przyznawać się do swych planów od razu, zresztą i tak czekał go generalny remont - a samo wykupienie i sprzedaż przenosi się w czasie o minimum półtora roku. Jakieś prawnicze bzdety, których nie rozumiał - lecz wiedział, że musi się do nich dostosować. Niestety, ona ku jego największej irytacji - zawsze potrafiła wyciągać z niego wszystkie informacje. Czasem mu się wydawało, że nawet przez sen testowała na nim przesłuchanie. - To nie miało tak zabrzmieć. - nie kłamał, zwyczajnie wypowiedział na głos zanim doszczętnie przemyślał te zdanie, otrząchnął nerwowo opuszkami palców przesuwając wzdłuż swej jasnej czupryny. Gdy się zbliżyła, nie poruszył się - właściwie spodziewał się najgorszego, ale mimo wszystko planował z dumą kpina dostosować się do jej reakcji, nawet jeśli zamierzała użyć rękoczynów.
- Zostawiłem Ci dom, a Ty ani razu go nie opłaciłaś. - rzucił nie spuszczając wzroku z jej ciemnych oczów, gdy się denerwowała zwykle na jej czole robiła się wypukła żyłka - teraz była przeogromna, jakby zaraz miała wybuchnąć. - Najpierw myślałem, że robisz mi na złość, w porządku zasłużyłem, ale na Boga Gage, minęły dwa lata. - dodał, z kieszeni spodni ponownie wyciągając paczkę fajek. - Z prawnikami ustaliliśmy, że będę Ci pomagał przez rok, zważywszy na Twoją sytuację. - utrata pracy, załamanie nerwowe i alkoholizm trzeciego stopnia. - Czego oczekiwałaś? - brew mu drgnęła, bacznie ją obserwował.
powitalny kokos
neverending story
brak multikont
ODPOWIEDZ