chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
008.

Po ostatniej rozmowie z Ericiem nie była sobą. Zwłaszcza kiedy chodziła po szpitalu. Ciągle myślała o tym wyjeździe do Afryki. Nadal wierzyła w to, że Worthington się zgrywał i zaprosił ją tylko i wyłącznie w ramach jakiegoś żartu. Ewentualnie próbował jakiegoś nowego sposobu na podryw. Nawet ją kusiło, żeby podpytać inne kobiety chirurgów w szpitalu, czy im też coś takiego proponował. Nie chciała jednak wyjść na kretynkę. A już nie na osobę, która na poważnie rozważa jakąkolwiek propozycję od Erica Worthingtona. Nawet jeżeli byłaby to propozycja czysto zawodowa. Albo czysto przyjacielska. Z Ericiem jednak niczego człowiek nie mógł być pewien na sto procent.
Obecnie stała w sali pacjenta z dwójką rezydentów, którzy dzisiaj pracowali z nią. Słuchała i nadzorowała czy w odpowiedni sposób zajmują się pacjentką. Starała się wtrącać jak najmniej, żeby dać im większe pole do poczucia swobody, ale też do tego, żeby poczuć się pewnie w wykonywanym przez siebie zawodzie. Widziała, że pacjentka co jakiś czas zerkała na nią, zupełnie jakby potrzebowała potwierdzenia od chirurga prowadzącego, że ci ludzie rzeczywiście mówią jej prawdę. No i bez jakiegokolwiek odzywania się, czy przerywania, Sadie rzeczywiście od czasu do czasu kiwała głową, albo posyłała kobiecie pokrzepiający uśmiech. W jednej z dłoni, którą miała wsadzoną w kieszeń fartucha, obracała między palcami pierścionek zaręczynowy. Nie mogła go w pracy nosić, więc trzymała go zawsze w kieszeni. Miała nadzieję, że nie ryzykuje zgubieniem go.
- Przepraszam. – Rozdzwonił się jej pager, więc zerkając na niego wyszła z sali pacjenta licząc na to, że na tym etapie rezydenci niczego już nie spierdolą. Ruszyła w stronę stanowiska pielęgniarek, bo stamtąd dostała wezwanie. Od razu zauważyła stojącego Bena. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok i przyspieszyła kroku. – Cześć. Myślałam, ze zobaczymy się dopiero w domu. – Przywitała go i nawet obdarzyła go szybkim pocałunkiem. – Miałam właśnie iść do szatni i się przebrać. – Trochę teraz skłamała. Zakładała, że może zostanie w pracy dłużej, bo Benedict i tak prawdopodobnie nie będzie chciał z nią spędzać czasu. Albo po prostu nie będzie go w domu. – I jak poszło? – Zapytała, bo oczywiście wiedziała, że miał spotkanie z prawnikami. Żałowała, że nie mogła z nim tam być, ale miała dzisiaj do przeprowadzenia dwa zabiegi i badania. Nie mogła ich przełożyć ze względu na stan zdrowia pacjentek.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
004.
{outfit}
Spotkanie z prawnikami było dnem totalnym. Wkurwił się tylko niepotrzebnie, bo Ci nie za wiele byli w stanie znaleźć do czasu aż nie znajdą jego matki. Proponowali mu kilka rozwiązań jednym z nich było ogłoszenie upadłości finansowej, ale wtedy nie mógłby mieć firmy. Musiałby wszystko na kogoś przepisać, nie mógłby mieć nawet konta w banku przez parę lat, nie mówiąc już nawet o tym, że nie mógłby wziąć ślubu, bo wtedy Sadie musiałaby handlować z długami. To nie wchodziło w grę. Wyglądało na to, że musiał albo spłacić długi ojca, albo zrobić wszystko co tylko się da żeby znaleźć jakiś ślad po matce. No nic, może będzie wydawał jeszcze hajs na prywatnego detektywa, który znajdzie panią Adler. Było mu niedobrze na samą myśl.
Skoro już był w Cairns to pomyślał, że odbierze Sadie z pracy. Podjechał więc pod szpital i chwilę siedział w samochodzie pisząc jeszcze smsa do Morgan, żeby mniej więcej wiedziała na czym stoją. Nie wiedział czy jest w pracy czy nie więc nie chciał jej przeszkadzać. Cieszył się, że udało mu się odnowić kontakt z siostrą to był jakiś plus wśród tych wszystkich minusów jakie ostatnio miał w życiu. Gdy skończył pisać do siostry to wyszedł z samochodu i wszedł do szpitala, na recepcji zapytał o Sadie, a recepcjonistka kazała mu chwilę poczekać. No więc kręcił się po korytarzu aż zobaczył idącą w jego stronę blondynkę. - Hej - przywitał sie z nią odwzajemniając tego krótkiego buziaka i nawet zmusił swoje mięśnie twarzy do lekkiego uśmiechu. - Byłem w okolicy i pomyślałem, że Cię odbiorę. Może się wybierzemy na spacer? Masz ochotę? - Zapytał ściszając głos, bo nie chciał żeby ktoś słyszał o czym gadają, a tu było pełno ludzi. - No to idź przebierz się, ja poczekam - nie miał problemu z tym, pokreci się jeszcze chwilę po korytarzu. - Beznadziejnie, ale to opowiem Ci za chwilę okej? Leć się przebrać. - Szpitalny korytarz chyba nie był najlepszym miejscem na rozmowę o jego rodzinie. Wolałby to zrobić jak będą sami. - Jest tu gdzieś w okolicy jakaś knajpa? Zgłodniałem trochę. - Co było i tak poprawą jego stanu psychicznego, bo przez ostatnie tygodnie w ogóle nie czuł nawet odrobiny głodu.

sadie mansley
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
Na te kilka chwil poczuła się tak dobrze. Jakby właśnie byli w momencie życia, w którym powinni być. Niezapowiedziany i trzeźwy Benedict pojawia się w szpitalu, żeby odebrać ją z pracy. Oczywiście bardzo chętnie pominęłaby w tym momencie długi ojca Benedicta. Nie chciałaby, żeby mieli żadne długi. Ona oczywiście te długi traktowała też jako swoje długi. Nie było świata, w którym nie wzięłaby również na siebie problemów swojego narzeczonego. Byli rodziną i nawet niedługo mieli nią zostać oficjalnie. Nie miała zamiaru niczego się wyrzekać.
- Jasne. Bardzo chętnie. – Z nieukrywanym zaskoczeniem przystała na taką propozycję. Coś tak prostego, a jednocześnie coś co wywołało uśmiech na jej twarzy. Zdecydowanie wolała spacer w jego towarzystwie niż jechanie do domu po to, żeby ostatecznie stali się nieznajomymi, którzy ze sobą nie rozmawiają.
- Chodź. Przy szatni jest tylne wyjście to tamtędy wyjdziemy. – Nie było sensu, żeby tutaj stał i na nią czekał. A i tak przecież musieli zejść na dół. A skoro był z nią to mógł się pałętać po korytarzach, które normalnie byłyby poza jego zasięgiem. – Okej. – Trochę się zmartwiła, bo jednak pomyślała, że prawnicy mu pomogą.
- Tak. Dwie ulice stąd jest włoska knajpa. – Czasami sobie brali stamtąd jedzenie, ale wiadomo, że bardziej opłacało się brać ze szpitalnej stołówki, bo była milion razy tańsza. No, ale zjechali windą do szpitalnych piwnic i Sadie poszła się przebrać. Wróciła za chwilkę ubrana tak. –Możemy iść. – Oznajmiła i schowała pager do torebki. Nikt nie powinien się z nią dzisiaj kontaktować, ale wiadomo, musiała być w gotowości w razie co.
Jak wyszli ze szpitala to od razu chwyciła Benedicta za dłoń i splotła jego palce ze swoimi. – Dobra. To opowiadaj. Co się wydarzyło. – Zerknęła na niego i ruszyli w stronę tej restauracji. Skoro nie chciał o tym mówić w szpitalu, to lepiej to omówić w drodze do knajpy. Żeby nikt nie podsłuchał. No chyba, że to bycie podsłuchanym w szpitalu było problemem.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Poczuł się trochę lepiej, gdy sie zgodziła z nim pójść na spacer. Dawno nie byli nigdzie razem, a czuł, że dzisiaj musi rozchodzić swój wkurw, bo jak tego nie zrobi to znów sięgnie po coś bardziej inwazyjnego. Starał się nie sięgać po alkohol, a przynajmniej nie na tyle mocno, żeby znów nawalić się tak jak ostatnio, ale popijał sobie whisky przed snem. Nauczył się, ze to pomaga mu zasnąć. Jakoś go uspokajało. No wiec czemu miał nie skorzystać? To przecież nie tak, ze zostanie alkoholikiem po jednej porcji whisky dziennie prawda? - Jasne - kiwnął głową i poszedł za nią w stronę szatni. Musiała prowadzić, bo on w tym szpitalu bywał bardzo rzadko, całe szczęście. Jeszcze poznałby Erica i wtedy kto wie czy McDreamy bardziej podrywałby Sadie czy jego. Hehe. Obrzydliwe. Eric jest męską Gaią.
- Super, to co pizza czy pasta? - Zapytał starając się zabrzmieć jak najbardziej lekko i przyjemnie, chociaż wiadomo, że ostatnio to ani lekko ani przyjemnie. Zaczynał jednak doceniać to, że ma ten problem z ojcem, serio! Dzięki temu nie myślał o innym problemie, który zostawił w wysokich górach po drugiej stronie świata. Cóż. Mógł sie zająć tym co miał na miejscu. - Super - no i wyszli ze szpitala, on absolutnie nie miał nic przeciwko temu żeby trzymali się za ręce chociaż było to nieco dziwne uczucie, bo dawno nie mieli takiej zwykłej, prostej rzeczy jak trzymanie się za ręce czy spacer. Trochę się czuł jakby robił to z nią pierwszy raz, co w sumie miało sens, bo Benedict, który z nią chodził na spacerki trzymając się za ręce już nie istniał.
Wziął głębszy oddech i wypuścił dość głośno powietrze. - Cóz... powiedzieli, że nie mam za bardzo wyjścia. Muszę znaleźć matkę. Morgan mówiła, ze może być u ciotki, ale ciotka nie chce nic mówić. Musi odebrać wezwanie z sądu żeby można było rozpocząć procedurę. Nie mamy jej gdzie tego wysłać, więc nie dostanie tego. Ale nie zapadła się pod ziemię. Znajdę ją. - Ktoś musiał coś wiedzieć i Benedict miał zamiar się dowiedzieć. - Moglibyśmy też zrzec sie tego długu, ale niestety ojciec musiałby to podpisać tak jakbyśmy się zrzekali spadku po nim, ale dopóki nie umrze to potrzebujemy jego podpisu pod dokumentem, a nie mam zamiaru go prosić o cokolwiek - był na to zbyt dumnym człowiekiem. - Myślę, że jakbym sprzedał samochód to mogłoby starczyć na jakaś część tego długu. - Powiedział, bo nad tym się zaczął najmocniej teraz zastanawiać. Bał się, że jeżeli nie uda im się nic z tym zrobić to zaraz do ich drzwi zapuka komornik i dopiero bedzie problem. Spojrzał na Sadie i lekko się do niej uśmiechnął. - Przepraszam, ze musisz być tego świadkiem - bo jednak miała z nim przejebane i na trzeźwo jeszcze bardziej sobie z tego zdawał sprawę.

sadie mansley
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
Dla niej to zabrzmiało bardzo lekko. Postanowiła nawet nie myśleć o tym, że przechodzili przez kryzys w związku ze śmiercią jego przyjaciela. Chociaż… no nie do końca można to nazwać kryzysem. Przynajmniej ona nie wiedziała, że przez śmierć Zaydena, Benedict zaczął kwestionować ich związek. Miejmy nadzieję, że nigdy się nie dowie i po prostu po cichu, bez większych problemów przez to przebrną.
- Właściwie to zjadłabym taką dobrą pizzę z pieca kamiennego. Ta szpitalna jest… – Zawahała się, bo naprawdę nie chciała nikogo obrazić. Nie chciała zranić czyiś uczuć. – Jak masz ochotę na pizzę i to jest twoja jedyna alternatywa, to nie zaspokoisz chęci na pizze. – Inaczej nie była w stanie tego określić. Po prostu prawda jest taka, że czasami człowiek ma ochotę na pizzę, a czasami ma ochotę na taką pizze mrożoną z marketu. Są to dwie różne ochoty, na dwie różne pizze.
- Przecież to jest absurdalne. – Skrzywiła się. – Próbowałeś im wytłumaczyć, że ta kobieta po prostu zapadła się pod ziemię i zniknęła porzucając dziecko, które miała jeszcze na utrzymaniu? – Wątpiła, żeby Benedict uznał, że nie przekaże takiej wiedzy swoim prawnikom. Wolała się jednak upewnić. Chociaż normalnie to był to nieco słaby argument, bo jednak Morgan była pełnoletnia i nie do końca była utrzymanką swoich rodziców. Mieszkała z nimi, ale jednak mogła samodzielnie za siebie decydować. Chociaż nie zmienia to faktu, że młoda Adler została obrzydliwie porzucona. – Czyli dług przeszedł na ciebie, bo po prostu ty masz adres, a twoja mama go nie ma? – Prychnęła z niedowierzaniem, bo to było tak żałosne, że nawet mu się nie dziwiła, że przyszedł taki załamany. – A nie możesz wysłać prawników, żeby zmusili go do podpisu? – Oczywiście „zmusili” było koszmarnym stwierdzeniem i nie to miała na myśli. W końcu jakby na nim wymusili to ten podpis nie byłby do końca zdobyty w legalny sposób. Ale no może dałoby radę coś wynegocjować.
- Przestań, Benny. Nie będziesz sprzedawał samochodu. Coś wymyślimy. Mamy oszczędności. Nie musimy brać widowiskowego ślubu, możemy wziąć pieniądze stamtąd. Wezmę dodatkowe dyżury. – Zaproponowała, bo tak jak wspominałam wcześniej, Sadie wierzyła, że ten dług był też jej długiem i miała zamiar go wspierać i mu pomóc. Nie było opcji, że będzie to spłacał w pojedynkę. Tak pewna była związku z Adlerem.
- Daj spokój. Cieszę się, że mogę cię wspierać. – Wolałaby, żeby nie mieli problemów, ale jednocześnie wolała przechodzić przez nie z nim, niż z kimkolwiek innym. Dla potwierdzenia swoich słów, ścisnęła jego ręke nieco mocniej i wtuliła się w jego ramię.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
- W takim razie ta szpitalna brzmi jak coś czego nie chciałbym nigdy próbować. - On sobie cenił dobre jedzenie po prostu. Nie chciałby jeść jakiejś podeszwy. - Można by było pomyśleć, że w takim szpitalu to Was będą karmić jakąś zdrową, pyszną żywnością, ale z tego co mówisz to już przynajmniej jeden element odpada - aż się głodna zrobiłam, zjadłabym coś. Nawet taką pizzę mrożoną z marketu. Benedict miał jednak wyższe wymagania w tej chwili i już się nastawił na tą dobrą pizzę z pieca. Poza tym musiał po prostu coś ze sobą zrobić, żeby nie zwariować i nie zatracić się w tych swoich negatywnych myślach i żałobie już do reszty.
- Jest absurdalne, ale prawo niestety tak działa. - Nie wiedział co z tym powinien zrobić, ale nie chciał też za wiele mówić Morgan, żeby jej nie stresować. Już wystarczyło, że miała sporo swoich problemów, z którymi musiała się do tej pory borykać. Teraz już przyszła kolejka na niego. Musiał być dobrym starszym bratem, wspierać ją, pomóc jej i pozwolić na to, by układała sobie życie bez tej całej popierdolonej do reszty sytuacji. - Morgan jest dorosła, żaden sąd nie powie, że matka ją porzuciła. Powiedzą, że wyjechała i tyle. Nagle zapadła się pod ziemię. - Czy naprawdę coś tak okropnego zrobił w poprzednim życiu, że los musiał go ukarać takimi rodzicami? Naprawdę!? Nie mógł sie urodzić w jakiejś miłej rodzinie, która się kochała i szanowała? Nie. Musiał dostać popierdolonego ojca i matkę, która nigdy nie wstawiła się za dziećmi, za to pierwsza była do tego, żeby uciec, gdy zrobiło się problematycznie. Nagle musiałaby coś zrobić sama, despotyczny mąż, by jej w niczym nie wyręczył. No tragedia. - No w wielkim skrócie tak można powiedzieć. Komornika nie obchodzi kto to spłaci, ważne, żeby było spłacone - wzruszył ramionami. - Podobno mógłbym się sądzić z ojcem o zwrot kosztów jak już wyjdzie z więzienia, ale nie oszukujmy się, pewnie to się zbyt szybko nie wydarzy. - Poza tym po wyjściu z pierdla i tak nie miałby kasy żeby mu cokolwiek oddawać. Także był w ciemnej dupie. - Myślę, że za żadne skarby, by nic nie podpisał. Jeszcze jeżeli te długo obarczyły mnie? Proszę Cię. Pewnie to jest jego jedyne światełko w tym całym tunelu - Adler był pewien, że ojciec go szczerze nienawidzi i zrobiłby wszystko, żeby mu utrudnić życie i cóż. Najwyraźniej się to udawało.
- Nie, na pewno nie. Nie będziesz więcej pracować. - Absolutnie to nie wchodziło w grę. Nie chciał żeby się zamęczała tylko dlatego, ze jego stary jest obrzydliwym człowiekiem. Nie było nawet takiej opcji. Już i tak bardzo często nie było jej w domu. - Chcę żebyś miała taki ślub jaki sobie wymarzyłaś. To ma być magiczny dzień i nie wydamy naszych oszczędności na nic innego. Wystarczy nam jeden samochód, ja mogę do pracy chodzić na piechotę. - Pracował przecież w Lorne Bay więc jakoś dałby radę. - Wrócę do trenowania ludzi na ściance i będę mieć na to pieniądze. Nie chcę Cię tym obarczać, tego jest po prostu za dużo. To nie Twoja wina, że moja rodzina jest jaka jest. - Nawet, by się nie zdziwił, gdyby nie chciała mieć do czynienia z taką patologią i go zostawiła. No, bo kto wie, czy mając taki chujowy wzorzec ojca nagle sam nie stanie się przemocowcem.
- Jesteś najlepsza - odpowiedział pochylając się w jej stronę żeby pocałować ją w czubek głowy i poszli sobie dalej w kierunku tej pizzerii. Gdy dotarli na miejsce to otworzył przed nią drzwi i jakaś miła pani kelnerka zaprowadziła ich do stolika, gdzie się rozsiedli i mogli zacząć przeglądać menu. Miał ochotę napić się piwa, jak tylko zobaczył taką opcję w karcie. Wiedział jednak, że Sadie nie pozwoli mu prowadzić samochodu po piwie, a jednak byli tutaj dwoma autami. - Na co masz ochotę? - Zapytał żeby przestać o tym myśleć.

sadie mansley
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
Zaśmiała się pod nosem. Tak, tej szpitalnej pizzy nikt nigdy nie powinien próbować. Sadie niestety czasami musiała ją spróbować, bo musiała jeść, ale nie życzyła temu największemu wrogowi. Życzyłaby tego rodzicom Benedicta, bo oni zasługiwali na pizzę ze szpitalnej stołówki, ale z drugiej strony… była pewna, że jego ojciec to akurat jedzenie ma jeszcze gorsze niż to, które jest serwowane w szpitalnej stołówce. – Proszę cię… oni nas tam nawet nie karmią. – To jedzenie było tak sztuczne i dziwne, że ciężko było w ogóle się tym najeść. Ona akurat jako pracownik miała zapewne jakąś tam zniżkę, ale jak ktoś był odwiedzający miał jeść coś takiego? Szczerze współczuła. Dobrze, że ja dzisiaj zabiłam moją chęć i ojebałam taką pizzę sklepową, hehe.
No to był właśnie ten przesrany motyw, że Morgan była pełnoletnia i tak naprawdę to matka mogła sobie robić co chciała. To, że porzuciła pełnoletnią córkę było no… w sumie normalne. Dobra, może nie było normalne, ale ostatecznie nie było też w tym czegoś super dziwnego. – Możesz zapytać gdzieś kogoś o radę co robic w takim przypadku, że nie możesz kogoś po prostu zlokalizować? – Zakładała, że jeżeli zlokalizowanie pani Adler byłoby proste no to Morgan zrobiłaby to sama. Raczej nie była głupią dziewczyną, a jednak z tego co jej Benedict powiedział, to jednak została z niczym. Na bank próbowała tą matkę odnaleźć. – A nie pomyśleliście o tym, żeby skorzystać z tego prawa wydziedziczenia? – Spojrzała na niego ukradkiem. Była to dosyć odważna sugestia, ale no zakładała, że w sumie to Ben i Morgan nie mieliby niczego przeciwko, żeby się z takiej rodziny wypisać. No bo przecież to nie tak, że mieli z nimi jakieś zdrowe relacje. A może to pozwoliłoby im na odbudowanie swoich. – Wyrzeklibyście się wszystkiego i właściwie to wydaje mi się, że to też zadziałałoby z długami. – Ben nigdy nie podał jej konkretnej kwoty, ale na tym etapie zakładała, że nie były to małe pieniądze. Po co on czy Morgan mają tracić pieniądze, które bardziej przydadzą im się na życie niż na spłatę długów człowieka, który i tak najbliższe kilka lat spędzi w więzieniu?
- To nie chodzi o to, że mnie tym wszystkim obarczysz. To bardziej chodzi o to, że ja cię odciążę. Pozwól sobie pomóc. – Ścisnęła jego dłoń. – Wiem, że to nie moja wina, że twoja rodzina jest jaka jest. Ale to też nie twoja wina. Tak samo nie jest to wina twojej siostry. Nie musicie przez to przechodzić w pojedynkę. – No ona to rozumiała tak, że skoro była gotowa na to, żeby wziąć ślub z Benedictem, to była też gotowa na to, żeby jej rodzina stała się jego rodziną, a jego jej. Także była w stanie wziąć na siebie jego długi, a także zaakceptować, że jego siostra stanie się jej siostrą.
Uśmiechnęła się tylko jak ucałował ją w czolo. Taki mały gest pozwalał jej zapomnieć o tym, że Benedict ostatnimi czasy nie do końca był sobą. Uśmiechnęła się do kelnerki w podziękowaniu, a potem rozsiadła wygodnie. Zerkając w menu parsknęła z niedowierzaniem. – Ostatnio znajoma w pracy powiedziała mi o pizzy, która się nazywa marinara i myślałam, że to żart, a jednak widnieje w menu. – Nachyliła się w jego stronę, żeby mu pokazać ową pozycję. – Chyba to wezmę. Brzmi dziwnie i pewnie tak smakuje, ale… może warto zaryzykować. – Posłała mu uśmiech.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Nie wiedział jak to dalej ma działać. To było popierdolone. Cała ta sytuacja w jakiejś się znajdował razem z Morgan. Nie miał kontaktu z rodzicami od lat, a nagle musiał się i tak nimi przejmować. Jakby nie wystarczająco mu zjebali dzieciństwo. Popierdolona akcja. - Nie mam pojęcia, prawnicy mają to wszystko sprawdzić. Myślałem o tym czy w ogóle nie pójść z tym na policję i jej nie zgłosić jako zaginioną... bo to w końcu moja mama no i może policja, by ją znalazła. Tylko, że wtedy na pewno nie będę mógł na nią niczego przepisać, bo jak ktoś jest zaginiony, no to wiadomo... nie zrobi nic, a już na pewno nie będzie płacić. - Skrzywił się, bo też trochę jednak czul się źle z tym, że musi własną matkę ścigać o coś takiego. No przecież to popierdolona sprawa. To nie było normalne. - Będę musiał o tym wszystkim pogadać z Morgan. Umówię sie z nią niedługo i zobaczymy. Ja miałem do dupy dzieciństwo, ale ona nie miała aż tak tragicznie. Może nie będzie chciała tego zrobić, a nie zostawię jej z tym długiem - on miał możliwość, chociażby sprzedania firmy i dzięki temu mógłby spłacić jakąś tam część długo. Morgan nie miała praktycznie nic, a przynajmniej Benedict nie wiedział o niczym. Zresztą, nawet jeżeli, to był jego obowiązek jako starszego brata się tym wszystkim zająć. On nie miałby najmniejszego problemu żeby pozbyć się wszystkiego co było związane z tą rodziną. Naprawdę. No może poza Morgan, ją by wolał jednak w swoim życiu mieć.
- Tak wiem, rozumiem o czym mówisz... ale masz już tak dużo na swojej głowie. Według mnie to już i tak bierzesz za wiele dyżurów, nie chciałbym żebyśmy się widywali jeszcze mniej, przez to, że moja rodzina jest jaka jest. Mam nadzieję, że prawnicy coś wymyślą i nie będzie potrzeby na żadne poświęcenie z naszej strony - w końcu za coś im płacił. Niech się ogarną i mu pomogą. To było dla niego naprawdę dość stresujące i chciał jak najszybciej sprawę wyjaśnić, w tą lub w drugą stronę. Nie chciał tego ciągnąć, musiał wiedzieć na czym stoi finansowo. Dodatkowo wciąż miał na swoich barkach inny, wyczerpujący emocjonalnie problem.
Gdy już usiedli i popatrzyli w menu to Benedict mocno zaskoczony spojrzał na swoją narzeczoną i nawet pierwszy raz, od naprawdę dawna się zaśmiał. - Nie mów mi, że nigdy wcześniej nie słyszałaś o Marinarze - pokręcił aż głową wyraźnie rozbawiony, że biedną Sadie ominęła na czosnkowa uczta. - No w takim razie musisz ją spróbować, ja wezmę coś innego to się najwyżej wymienimy - bo był jak typowy mężczyzna, który zawsze po wszystkich dojadał jak komuś coś nie smakowało. On był duży, musiał dużo jeść. - Nie ma tam nic czegoś byś nie polubiła - wciąż nie mógł uwierzyć, że Sadie nigdy tego nie jadła. Gdy podszedł do nich kelner to zamówili co tam sobie chcieli, o dziwo Benedict nie wziął dla siebie nawet jednego piwka. - Może zorganizowalibyśmy jakąś kolację, na którą mógłbym zaprosić Morgan? Albo Obiad? Myślę, że powinnyście się nieco lepiej poznać, skoro ma o Tobie takie dziwnie mniemanie - zależało mu na tym, żeby dziewczyny się znały na tyle dobrze, żeby Morgan nie miała oporów na poproszenie Sadie o pomoc, jeżeli taka byłaby znowu potrzebna.

sadie mansley
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
Westchnęła ciężko, bo akcja naprawdę była popierdolona. Gdyby wcześniej miała chociaż niewielkie pojęcie odnośnie tego co się dzieje w rodzinie Benedicta, to próbowałaby coś zadziałać. Może udałoby się uniknąć problemów, które mieli teraz. Może gdyby chociaż udało jej się jakoś odnaleźć jego siostrę i sprawić, żeby ta miała dach nad głową. Może wtedy obecnie wszystko wydawałoby się łatwiejsze.
- Słuchaj… nie chcę wysuwać tutaj najgorszych scenariuszów, ale co jeżeli… – Spojrzała na niego badawczo, bo naprawdę chciała wyczuć moment czy to jest w ogóle odpowiednia pora, żeby coś takiego powiedzieć. – Co jeżeli twoja mama rzeczywiście wyjechała, żeby się od tego wszystkiego odciąć, ale po drodze rzeczywiście coś jej się stało? Co jeżeli powinieneś zgłosić to na policję chociażby po to, żeby sprawdzili na innych posterunkach, albo przy okazji znalezienia jakiejś Jane Doe? Może leży gdzieś w szpitalu? Może serio coś się stało? – Ścisnęła mocniej jego dłoń. Naprawdę nie chciała tutaj wróżyć najgorszych możliwych scenariuszy. Mimo wszystko pójście na policję nie wydawało się tak złym rozwiązaniem. W końcu nikt nie zapada się pod ziemię ot tak. A pani Adler zrobiła to z taką precyzją jakby planowała to od dwudziestu lat. Co w sumie też było możliwe. – Przynajmniej będzie miała zapewnienie, że nie jest z tym wszystkim już sama. – Pewnie wolałaby, żeby Ben spotykał się ze swoją siostrą w lepszych momentach, ale na tym etapie dobre było i to. Może Morgan nieświadomie też będzie w stanie mu pomóc z tym, z czym obecnie się sam borykał. Skoro pomoc Sadie nie działała, była nadzieja w jego siostrze.
- Ja też nie chciałabym, żebyśmy widywali się mniej, ale po prostu… przyrzeknij mi, że będziesz miał na uwadze to, że pomogę ci z tym długiem, okej? – Nie chciała po raz kolejny powtarzać mu, że jego długi są jej długami skoro planują być razem na zawsze. Po prostu była gotowa się na to wszystko poświęcić. A jeżeli jego matka nadal będzie „zaginiona w akcji” to może najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu spłacenie tych długów i skupienie się na świętym spokoju? Kwota nie była jakaś mała, ale nie była też kosmicznie wysoka. Mogli sobie pozwolić na spłatę tego. Poza tym na pewno zgodzą się na spłatę w ratach, więc nie nadszarpnie to ich budżetu zbyt mocno.
- Nie słyszałam o czymś takim! – Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem na twarzy. Była to reakcja na jego śmiech. Tak dawno go nie słyszała. – Co to za pizza bez sera? Myślałam, że nie może być pizzy bez sera. – Rzuciła na swoją obronę. Naprawdę była pewna tego, że pizza bez sera nie może istnieć. Brzmiało to jak wymysł jakiś wegan, albo innych dzikusów. A jednak proszę… pozycja ta widniała w menu. – No dobra. W takim razie wezmę Marinarę. – Nie była wybredna jeśli chodziło o jedzenie, więc pewnie nawet jakby do końca jej to nie smakowało, to by zjadła. W końcu już zapłacone, a teraz zapowiada się na okres, w którym ta dwójka powinna oszczędzać pieniądze. Także, Sadie nie miała zamiaru marnować jedzenia. Chociaż rzeczywiście miała świadomość tego, że Ben był jak odkurzacz i zamiatał wszystkie resztki. Oprócz tych z podłogi, dzięki bogu.
- Jasne. Myślę, że to fantastyczny pomysł. – Zgodziła się i napiła się wody, bo zakładam, że Australia jest normalna i serwują wodę bez zamawiania jej. – Musimy jej pokazać, że nasz dom jest jej domem i że może na nas liczyć i przychodzić kiedy tylko będzie miała na to ochotę. – Nadal nie mogła przeżyć tego, że jego siostra żyła na ulicy, bo nie czuła się swobodnie z tym, żeby przyjść do Sadie. – Mam nadzieję, że mnie nie nienawidzi. – Westchnęła zmartwiona. Teraz jak Judith wyjebała w kosmos, to Sadie miała poczucie, że przydałaby jej się siostra, a najbliższym co miała to właśnie Morgan. Nie chciałaby mieć z nią negatywnej relacji.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
Wzruszył ramionami, nie miał pojęcia co teraz powinien zrobić. Możliwe, że jego matka potrzebowała pomocy, a on o tym nie wiedział. Z drugiej strony, on kiedyś też jej potrzebował, a matka miała go w dupie. Czy powinien poświęcić wszystko dla kogoś, kto przez większość życia miał go gdzieś? Zarówno matka jak i ojciec, byli dla niego tragiczni, czy należała im się jakakolwiek pomoc od syna, którego traktowali jak śmiecia? Dobrze, że rodzina Sadie była dla niego miła, bo mógł ich traktować jak swoich rodziców, którymi pewnie będą, jak się uda zorganizować ten ślub. - Muszę pogadać o tym z Morgan, może ona wie gdzie matka może być, a jak nie to razem podejmiemy decyzje co dalej i czy to zgłaszamy czy nie. Jednak, jeżeli ją zgłosimy jako zaginioną to szanse oddalenia tego długu będą dość nikłe - odpowiedział krzywiąc się lekko. Czuł się trochę jakby był miedzy młotem, a kowadłem. Cokolwiek, by nie zrobił i tak będzie źle. - Tak, już wystarczająco długo była sama. Czuje, że ją strasznie zawiodłem. Jestem beznadziejnym bratem, powinienem być za nia odpowiedzialny, nawet jeżeli jest dorosła... powinienem tu być żeby jej pomóc, a cóż... nie wyszło tak do końca - odpowiedział, bo czuł się z tym naprawdę tragicznie. Zawiódł chyba każdego kto był mu blisko. Morgan, swojego przyjaciela, Sadie. Każdego powinien na kolanach przepraszać, chociaż niestety ale swojego przyjaciela nie miał już jak.
- Dobrze, będę to mieć na uwadze - kiwnął głową, chociaż naprawdę nie chciał jej tym obciążać. To była jego rodzina i jego problem, jeszcze nie byli małżeństwem, nie powinna marnować swoich ciężko zarobionych oszczędności żeby spłacać długo jego ojca kryminalisty. Już i tak sporo jej zawdzięczał, w końcu mieszkali w domu, który ona kupiła za własne pieniądze, on się do niej wprowadził dokładając się tylko do rachunków. Wiele dla niego zrobiła.
- Pizzę możesz mieć ze wszystkim. Kiedyś, jak byłem we włoskich Alpach to właśnie nam dali tą pizzę, bo skończyły im się dodatki, a ja byłem wtedy tak głodny, że chyba lepszej pizzy nie jadłem - uśmiechnął się do tego wspomnienia. Wiadomo, że jak człowiek głodny to nagle mu wszystko smakuje, chyba, że jest się mną wtedy się woli nie jeść tak czy inaczej. - Dobra, ja wezmę może coś z mięsem - bo wiadomo, że potrzebował nieco więcej jedzenia.
- Świetnie, w takim razie dam jej znać i wybierzemy jakiś termin - miał nadzieję, że Morgan nie będzie wymyślać i zgodzi się na to spotkanie. - Przestań - powiedział i złapał ją za rękę. - Na pewno tak nie jest, ona Cię po prostu nie zna i tylko dlatego się do Ciebie wtedy nie odezwała. Jestem pewien, że teraz zmieni zdanie. - W końcu dla niego Sadie była idealna, więc był przekonany, że Morgan ją polubi jak juz się bliżej poznają. Poza tym to on był tu problemem, on nie dorastał Sadie do pięt. W końcu przyszedł też kelner i zamówili sobie jedzenie, całe szczęście, bo Benedict robił się już głodny. - Mam nadzieję, że jak się to wszystko unormuje to będziemy mieć w końcu święty spokój. Zorganizujemy ślub i pojedziemy gdzieś na urlop. - Tego bardzo, by mu było trzeba. Odpoczynku i oderwania myśli od tej całej tragedii jaką ostatnio było jego życie.

sadie mansley
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
chirurg neonatolog — carins hospital
34 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I’ll never let go of you darling – I’ll prefer your chaos over someone’s calm. I’ll prefer your broken beat over someone’s steady heart.
Sadie miała jeszcze to głupie myślenie, że nieważne jaka ta matka była, ale powinien się nią zainteresować. Co było głupie z jej strony, bo jednak jej matka miała w nią bardzo mocno wyjebane. Na tyle, że oddała ją do adopcji i Sadie została wychowana przez państwa Mansley, którzy dla niej oczywiście byli najlepszymi rodzicami na świecie. Nie wyobrażała sobie życia bez nich, tak samo jak nie wyobrażała sobie życia ze swoimi biologicznymi rodzicami.
- Jasne. – No nie chciała tutaj wchodzić w nie swoje tematy. To rzeczywiście brzmiało bardziej jak coś co Benedict powinien omówić ze swoją siostrą, a nie z Sadie. Może gdyby już byli małżeństwem to sprawa mogłaby wyglądać inaczej. – Wiesz, myślę, że jak ją znajdą to według prawa dług powinien przejść na nią. Nie mogą jej zlokalizować więc jest na was. – Tak chyba działało prawo dziedziczenia. Tak mi się wydaje, jestem tego pewna na 80%, ale też nie dam sobie ręki uciąć. Sadie nadal uważała, że być może najlepszą opcją będzie po prostu spłacenie tego długu i posiadanie wewnętrznego spokoju. Niczego jednak nie chciała sugerować.
- Przestań, Benny. To nie twoja wina. Nie było cię tutaj. Nie wiedziałeś. – Nikt nie wiedział jakim chorym pojebem jest ich ojciec. Wszystko wydarzyło się tak nagle. Sadie to na przykład jakby miała mieć o coś pretensje to o to, że Ben nie zadbał o to, aby relacja Sadie i Morgan była lepsza. Wtedy jego siostra nie musiałaby mieszkać na ulicy tylko mogłaby mieszkać u nich. Kolaboracja Natashy i Kate, o którą nikt poza mną nie prosił. Nie wiedziała co jeszcze mogłaby powiedzieć, więc przysunęła swoje krzesełko do niego i usiadła obok chwytając go za rękę. Jedyna bliskość na jaką mogła z nim liczyć, eh. A i tutaj obawiała się, że zrobi coś nie tak. Tak bardzo nie chciała, żeby Benedict się od niej odsunął.
- No tak, można ją mieć ze wszystkim, ale tutaj nie ma absolutnie nic. – Równie dobrze mogła sobie kupić zwykłą bułkę i maczać ją w sosie pomidorowym. Na jedno wychodziło. Pizza bez sera, wow. Nie wierzę, że Włosi zgodzili się na coś takiego. Gdyby nie to, że musiałam to googlować, to byłabym pewna, że mnie ściemniasz. – Nie miałeś wyboru, więc jasne, że ci smakowała. – Żartowała sobie, bo wbrew pozorom, Sadie nie była wybredna. Żadna moja postać nie była, bo ja nie wiem jak to jest być wybrednym. A miałam Natalie, która siedziała w więzieniu i pewnie musiała jeść mielone papki, które były wątpliwej jakości.
- Mam nadzieję. – Westchnęła i z lekkim uśmiechem spojrzała na ich dłonie. Taki gest ze strony Benedicta wiele dla niej znaczył. – Teraz jak Judith nie ma to brakuje mi obecności kogoś kogo mogłabym nazwać siostrą. – Judith pewnie wyjechała za pracą, bo nie jestem w stanie wymyślić innej wymówki, a jednak to twoja postać co nie. Cieszmy się, że nie wspominam o tej unikalnej przyjaźni z Zoey, która zabrała ją do jakiejś wróżki, a później ktoś przestał mi odpisywać. Interesujące. – To po prostu ustalcie między sobą datę i daj mi znać. Wezmę na ten dzień wolne. – Lepiej, żeby wzięła dzień urlopowy niż poprzestawiała dyżury. Jak poprzestawia to ostatecznie i tak może zostać wezwana. A jak będzie miała urlop, to nie będą jej tak chętnie ściągać do szpitala wiedząc, że może być akurat poza miastem.
- Ja nawet nie muszę organizować żadnego ślubu. Wystarczy mi pójście z tobą do urzędu. – Nie potrzebowała wielkiej balangi i świętowania. Co prawda to nie tak, że chciałaby iść teraz i wziąć ten ślub. Chciałaby zaprosić jakieś pięć osób. Chciałaby też ładnie się umalować, uczesać i ubrać jakąś ładną sukienkę. Po prostu nie było dla niej ważne wielkie planowanie i wydarzenie. Cichy ślub jak w Simsach. – Swoją drogą, będę musiała wrócić do Lorne z tobą i rano będziesz musiał mnie podrzucić do szpitala. Nie ogarnęłam rano, że skończyło mi się paliwo, a spieszyłam się, więc nie miałam nawet czasu, żeby zatankować. Także nie dojadę nawet na najbliższą stację. – Będą musieli kupić paliwo wlewając je do jakiegoś kanistra i tak Sadie będzie musiał sobie zatankować. To było jak człowiek głowę miał gdzie indziej.
Himalaista, właściciel centrum sportu — Himalaje
29 yo — 197 cm
Awatar użytkownika
about
There is competition between every person and this mountain. The last word always belongs to the mountain.
- Możliwe, nie wiem jak to działa. Na razie wiem tyle, że jak ją zgłosimy no to wtedy raczej w niczym to nam nie pomoże, wręcz przeciwnie. Im dłużej tego gówna nie spłacamy tym bardziej odsetki rosną. Zobaczymy co prawnicy jeszcze powiedzą. - Teraz to mógł tylko dywagować zupełnie o niczym, bo nie znał się na tym. Co gorsza musiał też płacić kasę za tych prawników wiec dobrze byłoby wkrótce znaleźć jakieś rozwiązanie, które będzie względnie satysfakcjonujące. Już i tak stracił na tym całym zamieszaniu. Miał nadzieję, że więcej kosztów ponosić nie będzie musiał i cała sprawa się już zamknie, oczywiście na jego korzyść.
Przejdę już do pogawędce o pizzy. Benedict się zaśmiał słysząc jej słowa i w sumie to musiał jej przyznać rację. - Zobaczysz, ze Ci posmakuje. Polej ją sobie jeszcze ostrą oliwą, albo czosnkową oliwą to już w ogóle będzie palce lizać - powiedział uśmiechając się do niej szeroko, aż go zabolały mięśnie twarzy, które odzwyczaiły się od czegoś takiego jak uśmiech. Tak dawno tego nie robił, że było to aż dziwne. Dzisiaj jednak, w trakcie rozmowy z Sadie można było odnieść wrażenie, że gdzieś tam zza chmur przebijała się stara wersja Bena. Wesoła, zabawna i gotowa do wygłupów. - Jak Ci nie posmakuje to się zamienimy - w końcu on ją do tego trochę namówił, więc w razie co to weźmie tą marinare na siebie i zje całą ze smakiem. On nie wybrzydzał. Jezu, mam jakąś postać, która nie wybrzydza z jedzeniem. Okej w sumie chyba u mnie żaden typ nie wybrzydza, nawet Bruno. To kobiety są pojebane.
- Myślę, że Morgan też się ucieszy. Pewnie są jakieś sprawy, o których łatwiej byłoby jej rozmawiać z Tobą niż ze mną. Na przykład narzekanie na brata... - no wiadomo, że jemu może nie powiedzieć wprost o tym jaki jest chujowy, ale takiej Sadie? Pewnie byłoby to łatwiejsze. Bo oczywiście Benedict zakłądał, że Morgan dalej nie ma o nim najlepszej opinii. Miał jednak nadzieję, że to się niedługo zmieni i będą taką rodziną jaką być powinni od dawna. Zgraną, kochającą się i wspierającą w trudnych chwilach, których niestety mieli pod dostatkiem.
- Naprawdę? Nie chciałabyś ładnego wesela? - Nie mówił tutaj o wielkiej szalonej imprezie, ale i jakimś ładnym poczęstunku połączonym z tańcami. Nie chciałby chyba, żeby ich ślub to była 15 minutowa ceremonia w urzędzie, a później rozeszliby się do domów jakby nigdy nic. To miał być ich dzień i powinno to jakoś świętować. Sadie powinna mieć możliwość pokazania się w pięknej, białej sukience i tego, by każdy podziwiał jej urodę. - O nie, bedę musiał wozić moją piękną narzeczoną i spędzać z nią więcej czasu... no nie wiem jak ja to przeżyje - powiedział z ironią, bo oczywiście jemu to było jak najbardziej na rękę. Mało się widywali, więc warto było nadrobić, szczególnie, że dzisiaj chyba miał dobry humor. - O której jutro zaczynasz dyżur? - Zapytał i w sumie chwilę później już przynieśli ich pizzę. - Jestem ciekawy Twojej reakcji i opinii - pierwszy raz Sadie z pizzą marinarą.

sadie mansley
ambitny krab
catlady#7921
zoey - luna - bruno - mira - cece - eric - mei - olgierd - joshua - cat - owen
ODPOWIEDZ