oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

Owszem, miała czasem wrażenie, że w pewnych aspektach reagowała za bardzo. Że za bardzo się nakręcała i zaczynała zachowywać jak małe dziecko (którym już w końcu od dobrych kilku lat nie była), które podskakuje w ekscytacji, nie mogąc się doczekać by rodzice spełnili złożoną mu obietnicę. Porównanie może nie było szczególnie udane, w końcu chodziło o kontakt z jej najlepszą przyjaciółką, która od kilku tygodni dochodziła do siebie po doprawdy paskudnej napaści, ale to też była pewna przypadłość Constance - u niej co z oczu, to z serca, a dopiero potem przychodzi myśl czy przypadkiem nie mogła rozegrać tego lepiej. Bo cóż, zapewne wiele rzeczy mogła rozegrać lepiej, ale dopóki w oczach Desi nie widziała nic karcącego ją, czy jakiegoś realnego rozczarowania, była bardziej niż pewna że kto jak kto, ale ta akurat blondynka dobrze wiedziała, z czym - a raczej kim - ma do czynienia. Miały w końcu w tym temacie co najmniej kilkuletnie już doświadczenie.
Nigdy wcześniej nie zastanawiała się co prawda, czy było na tym świecie coś, czego by dla swojej najdroższej przyjaciółki nie wykonała, i tak jak pewnie jeszcze chwilę temu byłaby przekonana, że nie znajdzie się nic, zupełnie nic takiego, tak teraz stała w ogrodzie Desi (i Flanna, cały czas o nim zapominała, biedaczysko) i z pewnym przerażeniem wypisanym na twarzy obserwowała blondynkę, która za nowy punkt honoru obrała sobie doprowadzenie ogrodu do stanu używalności. Halo, czy ktoś już wspominał, że to nie był żaden ogródek dwa na dwa metra i do doprowadzenia go do jakiegokolwiek stanu potrzeba byłoby raczej pułku wprawionych w temacie ludzi, a nie dwóch amatorek, w tym jednej z cholernym uczuleniem na wszelką opaleniznę. I aktywność fizyczną również.
- Czy możesz mi wytłumaczyć jak skomplikowany proces myślowy zaszedł w twojej ślicznej główce, że wpadłaś na szalony pomysł porzucenia zbijania bąków na rzecz... tego? - jęknęła trochę, bo czuła się zmęczona już na sam widok tego, co zapewne za chwilę zaczną robić. Aktywność fizyczna nigdy żadną rzeczą Constance Callaghan nie była, chęci do jakiegokolwiek grzebania w ziemi porzuciła dawno temu, kiedy udało się jej ususzyć nawet kaktusa (choć może jeszcze wcześniej, kiedy jeszcze w szkole nawet zioła na jakiś projekt nie chciały urosnąć, co potężnie obśmiała jej babcia), w ogóle brudzenie się w imię... no pewnie w towarzystwie Desi dobrej zabawy, było dla niej taką nowością, że chyba dziewczyna była po prostu w szoku. I dlatego nie odmówiła. Plus, Desi nadal wracała do siebie i wszelkie jej pomysły nadal dla Constance trafiały z automatu do worka z tymi wspaniałymi. Wzdychała więc, wywracała oczami i próbowała ją od tego odwieść:
- Zapytam raz jeszcze: czy jesteś pewna, że przypadkiem nie byłoby lepiej gdyby zajęli się tym fachowcy? - padło w pełni konspiracyjnie, po czym jednak się zaśmiała i odsunęła by wciągnąć na dłonie jakieś ogrodnicze rękawiczki. Machnęła dłonią w stronę jakiś roślin i roślinek (zapewne wartych fortunę, że w sumie to nawet strach to ruszyć) i oznajmiła:
- Dobra, dziel i rządź. Dla ciebie wszystko - i zacmokała w jej stronę. Desi pewnie już przywykła do wazeliny, jaką od zawsze w jej stronę sączyła Constance, ale to co działo się w ostatnim czasie pewnie albo było przegięciem, albo po prostu powinno być karalne.
Connie jednak zupełnie nic sobie z tego nie robiła.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Wytrzymała ledwie kilka tygodni. Nie przywykła do takiej bezczynności i była przekonana, że jeśli ten stan potrwa jeszcze odrobinę dłużej to zmusi Flanna do tego, by nauczył ją malować te swoje abstrakcyjne cuda, bo przebywanie w pracowni na pewno było lepsze niż zaleganie na kanapie i udawanie obłożnie chorej. Na dodatek w towarzystwie swojej wiernej służby, którą byli goryle, zatrudnieni do jej pilnowania. Z tego wynikało, że właściwie nie spuszczali jej ani na krok, więc już po kilku dniach znała imiona wszystkich jej żon i szykowała wyprawkę dla tego najmłodszego, który miał zostać ojcem.
Nie było to jednak aż tak czasochłonne zajęcie, więc postanowiła skupić się na czymś innym. Na przekopywaniu ziemi. Pewnie jej terapeuta (bardzo mądry facet, choć miewała wątpliwości) stwierdziłby, że to jedna z projekcji odnośnie jej byłego partnera i chce go widzieć w grobie, ale Desiree nigdy nie posunęłaby się do takiego porównania.
Uznała to raczej za aktywne spędzanie czasu, choć przy australijskich upałów zakrawało to jednak o kompletną desperację. Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że im bardziej jest zmęczona, tym mniej myśli, więc postanowiła to wykorzystać w praktyce i doprowadzić ich ogród do porządku.
Flann go zaniedbał przez nią i choć ciążyło jej to na serduszku, nie zamierzała jemu ani sobie robić wymówek, a po prostu wziąć się do roboty. Ciężkiej, więc ogarnęła najlepszą pomocnicę na świecie, a potem męczyła ją przekopywaniem ziemi będąc przekonaną, że to dobrze zrobi i jej i Cons, która ostatnio była dość dziwna.
Nawet w swoim stanie była w stanie to zauważyć.
- Serio pytasz lekarza o to?- upewniła się i roześmiała. Może i to był śmiech na siłę, ale starała się jak mogła. - Nie będę całymi dniami leżeć na kanapie i oglądać durnych programów rozrywkowych. To nie ja- wytłumaczyła jej dzielnie opierając się o kopaczkę i patrząc na nią z rozbawieniem. - I to, że mieszkam tutaj, nie znaczy, że wszystko będę zlecać fachowcom. Jesteś jak Flann, czasami mam wrażenie, że jego asystentka zna go lepiej niż ja- zastanowiła się i westchnęła. Irytowało ją do żywego, ale co miała zrobić? Obecnie czuła się momentami tak bezsilna, że wtedy sięgała po pierwsze lepsze narzędzie i ryła w ziemi, póki się nie poczuła stabilniej.
Takich chwil nie było za wiele, więc musiała przykładać się do robienia z tego ogrodu pięknego miejsca. To było lepsze niż wędrówki po labiryntach własnych myśli, które bywały dość niepokojące. Wszyscy powtarzali jej, że to normalne i tak, wierzyła w to, a mimo to nadal miała wrażenie, że zapada się w jakiejś dziurze i trudno będzie jej wrócić do mentalnego porządku.
Ogród więc był świetny na start.
- Sadziłaś coś kiedyś? Kiedykolwiek?- upewniła się, że nie, bo przecież wiedziała, że takie dziewczyny jak Cons z roślinami niewiele mają wspólnego. Przynajmniej nie z ich sadzeniem. - W wiaderku są sadzonki, ale najpierw trzeba wykopać delikatny dołek, by zrobić roślinie miejsce. Myślałam tutaj, żeby utworzyć szpaler. Po linii prostej- narysowała jej to dłonią, choć wiedziała, że zaraz przyjaciółka ją zwyczajnie przeklnie.
Właściwie wcale jej się nie dziwiła.
oficer portowy w lorne bay — samozwańczy internetowy krytyk literacki
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
uważa, że głowę straciła już dawno. najpierw wyjeżdżając do sydney, gdzie jedynie została zdradzona. później, wracając do miasteczka by egzystować w lokalnym porcie, ciasnej kawalerce i zupełnie świeżym uwielbieniu do chrisa, ale tego ostatniego mu nie mówcie.

To nigdy nie było tak, że nie znała swojej przyjaciółki na tyle, by nie wiedzieć z jakim zamiłowaniem potrafiła podchodzić do czegoś, co właśnie w ostatnim czasie w jej głowie stawało się gorącym tematem. Pewnie nawet nie uznałaby całego tego sadzenia roślinek za jakiś szczególnie zły pomysł, cały szkopuł zawierał się w okolicznościach. Miejscem ich zamieszkania nadal była pieprzona Australia i wcale nieważne było to, że właśnie była jesień i legendy głosiły, że będzie w końcu chłodniej. Gorąco nie zamierzało odpuścić no cholerę, a one w środku ogródka który póki co wcale ogródka (wróć: o g r o d u, olbrzymiego ogrodu którego ogarnięcie w całości wymagałoby od niej porzucenia pracy) nie przypominał, a one obie w samym jego środku, z tą swoją przezroczystą wręcz karnacją nie wyglądały na te, które choć stały koło profesjonalnej ekipy. Raczej tak jakby zgubiły drogę, a teraz wstyd im było zapytać o to gospodarza.
- Tak? - zapytała, choć bliżej temu było do ironicznymi, doprawionemu sowitym wywróceniem oczami duh?, choć szybko pokiwała głową na boki i uniosła palec jak doskonały myśliciel, by się wytłumaczyć:- Znaczy, nie. Akurat twoja profesja nie ma z tym zupełnie nic wspólnego - wyszczerzyła się odrobinę głupkowato, po czym obróciła się wokół własnej osi i ze smutkiem zauważyła, że nie ma tu nawet na czym wygodnie usiąść. Nagle przecież stawała się damą - w starym, porządnie ubrudzonym już dresie - więc musiałam przyciągnąć do siebie jakieś wiaderko, które odwróciła i w końcu klapnęła na czterech literach. - I hej, m a ł a - przytuliła to sobie od Chrisa. - Ja wiem, że jesteś z tych co to nie usiedzą w miejscu. Ale patrz, masz tu basen. Idę o zakład, że to zielone za winklem to kort tenisowy - choć pewnie równie dobrze jakiś szpaler jodły kaukaskiej czy innego zieleństwa, które z niewiadomych przyczyn Callaghan uważała za niedorzecznie drogie. - Z tego co mi wiadomo, miałaś odpoczywać i zajmować się sobą - choć przecież żadną specjalistką w temacie psychologii nie była i musiała przyznać, że dopiero kiedy wszystkie te słowa opuściły jej usta, pewne rzeczy dotarły do jej głowy. Przyjrzała się przyjaciółce nadawczo i nawet przekrzywiła głowę jak zainteresowany szczeniaczek. To było nowe zajmowanie się sobą w wykonaniu Desiree Riseborough. - Ale niech będzie, jeśli tylko sadzenie... - wyciągnęła jedną rękę by wyciągnąć z wiaderka sadzonkę w uroczej, dosłownie maciupeńkiej doniczce i zmrużyła oczy by przeczytać jeden z napisów, który ktoś najwyraźniej wydrukował czcionką numer 2. Albo i minus 2. - Sadzenie tego czegoś, co nazwali tu wyłącznie po łacinie, ma być najlepsza rozrywką, zrobię dla ciebie wszystko. Ale wisisz mi dwie dychy za tą butelkę kremu z filtrem, który musiałam na siebie wylać - aż się dotknęła gdzieś po ramieniu, by stwierdzić, że owszem, nadal się od niego jeszcze lepi. Lepi tak bardzo, że teraz była również brudna od ziemi, ale nie zamierzała więcej marudzić.
- O co chodzi z tą asystentką? - zainteresowała się, nawet pozwalając sobie pomijać tą obelgę dwudziestego pierwszego wieku, którą miało być porównywanie jej do ultra-utalentowanego-i-zajętego bogacza. Nie chciała jednak stawiać Desi pod ścianą i rozsiadać na tym - niewygodnym nomen omen - wiaderku na niewiadomo ile, a tym bardziej włazić przy okazji ze swoimi - nieludzko brudnymi - butami w kwestie jej związku, więc poderwała się lekko i tym razem klęknęła przy wiaderku z sadzonkami. Przeglądała je tak, jakby była w stanie rozpoznać chociaż jedną z wybranych przez przyjaciółkę roślin, przyglądała się metkom, jakby mogła coś z nich wyczytać. - Matka mówiła, żebym uczyła się łaciny, bo kiedyś mi się to przyda - mruknęła i poderwała się do góry, głośno klaszcząc dłońmi o swoje uda. Zatrzymała się w miejscu i zaczęła myśleć. Czy kiedykolwiek wcześniej w ogóle miała jakąkolwiek roślinkę? Czy storczyki, które z takim zamiłowaniem hodowała jej babcia się liczą? Albo ten kaktus, którego dostała od koleżanek z pracy, jeszcze w Sydney, a który nie przeżył starcia z Constance Callaghan jest wart przypomnienia? Może lepiej nie. Odwróciła się więc dosyć gwałtownie i oznajmiła:
- Nie - z całą możliwą mocą. - Moja matka zawsze uznawała, że razem z moim rodzeństwem mamy do wszystkiego kompletnie dwie lewe ręce, a zresztą... Zresztą było dużo więcej roboty przy innych rzeczach - uśmiechnęła się jakoś tak krzepiąco i zasłuchała w instrukcje. - Czym jest szpaler, to wiem. Powiedz mi lepiej, co ty w tym szpalerze w ogóle zamierzasz sądzić - bowiem kto to wie, może to będzie magiczne powołanie do nowego zawodu, którego poszukiwania tak obiecywała ostatnio Chrisowi?
Póki co jednak, czuła że się wręcz topi. Czy można włączyć klimaty...
A, nie.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
To nie tak, że przez pierwsze dni wcale nie zajmowała się głównie kiepskimi serialami medycznymi próbując wtajemniczyć Flanna w ten świat. Właściwie za każdym razem miała wrażenie, że obumierają jej szare komórki, ale całkiem miło było wtulić się w jego opiekuńcze ramiona i przypomnieć sobie beztroskie czasy, gdy w przerwach mogli całować się jak wariaci. Nie sądziła jednak, że jej rekonwalescencja pod względem psychicznym zajmie jej tyle czasu, że wreszcie przeje się jej każdy fikcyjny szpital na streamingach. Nawet Flann, który nie zamierzał odstępować jej na krok, wreszcie powoli znikał w pracowni próbując przetrawić emocje i uczucia malowaniem. Nauczona doświadczeniem nie zamierzała mu w tym procesie przeszkadzać, zwłaszcza że miał jeszcze do ogarnięcia organizacyjnie wystawę swojej przyjaciółki.
Z tego też powodu ona sama musiała odnaleźć dla siebie odpowiednie miejsce, a ten ogród wydawał się zadaniem wręcz doskonałym. Wszystko dzięki artyście, który tak konsekwentnie unosił się nad ziemią, że kompletnie zapomniał o czymś tak przyziemnym jak zraszacze. W efekcie czego jej rośliny zaliczyły szybki zgon, a ona sama zaprzęgła każdą, dostępną pomoc.
To znaczy Dillon od razu się wymigał i uznał, że chyba za mocno przygrzało jej słoneczko, a jej chłopak od rana mamrotał coś o ważnym spotkaniu z Julią, więc na placu boju została jej tylko Constance, która na fali pierwszych upałów omdlewała jej na wiaderku.
Cudownie.
Już mogła wróżyć sobie sukces.
- Po pierwsze, skończ z tą małą. Jestem niższa od ciebie o jakieś dwa centymetry, a po drugie, i co? Miałabym pływać w basenie i opalać się jak jakaś żona z Miami? W kolejnym sezonie zrobię sobie nowe cycki- parsknęła i pokręciła głową, bo przecież jasnym było, że jak na lekarza przystało, Desi chorowała dopiero wówczas, gdy ktoś kazał jej bezczynnie siedzieć. Było to praktycznie niemożliwe dla jej organizmu i była przekonana, że wtedy już zupełnie by zwariowała. - To jest odpoczynek- zaznaczyła. - Jest piękna pogoda, mamy świetne widoki i przy odrobinie szczęścia i jesiennej aury jest szansa, że tym razem tych sadzonek nie trafi szlag. Flann się mi tłumaczył ostatnio godzinę z ostatniej wtopy- zaśmiała się i jednocześnie poczuła to drobne ukłucie ekscytacji gdzieś w sercu, bo skoro już zaczynała się śmiać i żartować, istniała spora szansa, że kiedyś wróci jeszcze do siebie.
Niczego tak nie pragnęła jak właśnie tego, choć droga do celu zdawała się być wyboista.
- Gdybyś się opaliła mniej na czerwono, to byłabyś bardziej australijskim typem- parsknęła i aż opuściła sadzonkę, bo sama do końca nie wiedziała o co chodzi z asystentką ani czemu ją to tak irytuje. Podejrzewała, że sprawa miała się trochę jak w przypadku przyjaciółki Flanna- ona potrzebowała czasu, by go poznać, a te znały go niemal od podszewki.
- Ostatnio przysłała mi na przykład, sukienki na wernisaż Crane. Tak po prostu uznała, że powinnam wyglądać dobrze, skoro idę z jej szefem. On nawet się nie zająknął, że idziemy, więc poczułam się trochę podstawiona pod ścianą- westchnęła, ale wreszcie sukienek nie odesłała. Nie wiedziała nawet czy powinna wybrać jedną czy skonsultować się z jej artystą, choć on w tym temacie mógł okazać się średnio pomocny.
Może powinna zabrać Cons na przegląd swojej garderoby i to byłoby dla niej bardziej krzepiące niż fakt, że musiała wstać z tego wiaderka i ruszyć do sadzenia.
- Moja mama też niczego mnie nie nauczyła poza zerowaniem butelki. Pewnie dlatego od tego czasu średnio piję- machnęła ręką, bo to już nawet nie była do końca taka smutna historia. - Wymarzyłam sobie powój, hiacynty, trochę bzu. Typowe rośliny jak na Australię- parsknęła, bo już asystentka jej chłopaka wyliczyła jej koszt utrzymania tego ogrodu i choć Desi niemal dostała zawału, Flann podpisał to bez mrugnięcia okiem, zupełnie jakby uznał to za drobne.
O tym też powinna pogadać z dziewczyną, ale jakoś się nie składało, poza tym miała wrażenie, że i tak dryfują tylko na jej orbicie, więc postanowiła umiejętnie odbić pałeczkę.
- A jak ten twój cały przyjaciel od seksu? Macie jakiś kontakt?- zagadnęła, bo wyglądała już wspólnych randek, najlepiej przy sadzeniu roślin.
Taka z niej była kochana przyjaciółka.
ODPOWIEDZ