asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
numer

Serce waliło jej jak młotem, a przyczyn tego stanu nie było mało. To miał być normalny dzień, od dłuższego czasu uważała bardziej, niż kiedykolwiek przypuszczała, że będzie i czuła się względnie dobrze. Benjamin poprosił ją o posłanie z taksówkarzem jakiś dokumentów, ale ona uznała, że nie ma co oddawać ich obcemu typowi i będzie to też dobrym pretekstem, aby wyrwała się z domu i odwiedziła stare, służbowe śmiecie. No, może nie takie stare, ale wiadomo, że tak się tylko mówi. Szkoda tylko, że taksówka, którą jechała, miała zepsutą klimatyzację. Niby powinno być chłodniej przez porę jesienną, ale w rzeczywistości w powietrzu było mało tlenu, a temperatura do niskich nie należała. Na miejsce dotarła więc zgrzana, ale jeszcze na tym etapie to ignorowała. Spotkała się z Benem, wręczyła mu papiery, a potem ktoś w pokoju obok zaczął się na kogoś wydzierać. Prawdę mówiąc ledwo wyłapywała sens tej rozmowy, wystarczył fakt, że ją to podenerwowało na tyle, by jej organizm postanowił, że ma już dość. W głowie zaczęło jej huczeć, ktoś zauważył, że leci jej krew z nosa. Nie wiedziała kto, nie mogła mieć nawet pewności czy to Ben, czy ktoś obcy. Przed oczami była tylko ciemność i to taka, w której się dusiła. W jednej chwili zamknęła oczy i nie było już nic. Obudziła się w karetce, kiedy ją z niej wyciągali, jak się okazało. Z początku ledwo majaczyła, powieki były wciąż ciężkie, a aparat mowy nie chciał współpracować. Miała na sobie maskę tlenową, jak się okazało po chwili. Dookoła panował rozgardiasz, po przesuwających się szpitalnych lampach rozumiała, że wiozą ją korytarzem. Coraz więcej szczegółów układało się w logiczną całość. Odzyskiwała namiastki spokoju, bo wiedziała, że niebawem spotka się z Joną, który będzie co najmniej spanikowany. Chciała do momentu jego pojawienia się być już przynajmniej w stanie, w którym mogłaby go zapewnić, że nie powinien się aż tak bać. Wwieziono ją na jakąś salę, ktoś kazał jej mrugnąć na znak, że rozumie i słyszy. Zrobiła co kazano. Wyjaśniono jej jak się tu znalazła, całkowicie zbędnie, jeśli o nią chodzi. Znała te procedury, wcale nie chciała tutaj być, ale póki co nie miała jeszcze na tyle siły, by planować ucieczkę. W końcu też drzwi się otworzyły po raz kolejny, akurat, gdy ściągano jej maskę podającą tlen.
- Już jest w porządku - tymi słowami, nawet jeśli niezbyt głośnymi, powitała Jonathana, który w ekspresowym tempie pokonał odległość między drzwiami, a łóżkiem na którym była. - Serio, jest już dobrze, w brzuchu nic nie boli, tylko wali mi serce - wyjaśniła, ale położyła się na płasko i przymknęła oczy, bo wiedziała, że czego by mu nie powiedziała i tak nie powstrzyma go przed tym, co teraz robił. - Miałam pechowy dzień - rzuciła więc, bo była pewna, że gdyby nie zrządzenie losu, nie byłoby jej tu teraz.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Mijały miesiące, a Marianne czuła się całkiem dobrze. Zapewne nieustanne monitorowanie jej stanu zdrowia i wręcz obsesyjne pilnowanie przez Jonathana, aby o siebie dbała, miały w tym duży udział. Owszem zdarzały się gorsze dni, gdy rudowłosa opadała z sił, ale nic nie zapowiadała tego, aby ich życie miało od razu potoczyć się najgorszym z możliwych scenariuszy. Jona jednak nieustannie myślał o tym, że w końcu na pewno nadejdzie taka chwila, gdy wszystko runie. Gliniane nóżki na jakich poruszali się do tej pory na pewno nie wytrzymają wieczności, a z resztą prognozy wcale nie zapowiadały się kolorowo. Wainwright wiedział doskonale o tym, że przeszczep serca będzie w przypadku Chambers nieuchronny, ale jej obecny stan to uniemożliwiał. Co więcej Jona z przerażeniem patrzył w przyszłość boją się, że gdy czas Chambers będzie się powoli kończył to nie pojawi się odpowiedni dla niej dawca. Gdyby nie ciąża miałaby większe szanse, więcej czasu, a tak z każdym kolejnym dniem jej serce słabło obniżając tym samym ich szanse na to, aby ta cała historia zakończyła się pozytywnie. Oczywiście Marysia starała się o tym nie myśleć, jakby z góry zakładała, że na pewno wszystko się dobrze skończy, bo przecież do tej pory czuła się świetnie. Jona zaś nie miał już sił wiecznie jej opowiadać o tym jak kiepsko może zacząć się czuć pod koniec ciąży, oraz o tym co może zadziać się później. Przeżywał więc wszystko w osamotnieniu, nie chcąc okazywać zbyt wielu emocji, które może faktycznie tylko by pogorszyły stan Mari.
Jednakże w chwili, w której dowiedział się o wezwaniu karetki do nieprzytomnej Chambers już wiedział, że właśnie to czego najbardziej się obawiał, ich dogoniło. Zdawał sobie sprawę, że gdy stan Mari się pogorszy, on sam nie będzie mógł dłużej pełnić wszystkich swoich obowiązków. Dlatego zawczasu poinformował Waltera i swojego zastępcę o tym, że będzie potrzebował ich pomocy i obecności, aby szpital mógł nadal funkcjonować bez zarzutu, gdy on będzie każdą wolną chwilę spędzał przy Chambers. Już nie jako lekarz, ale przerażony i emocjonalnie roztrzaskany człowiek patrzący jak życie jego ukochanej osoby powoli gaśnie. Potworne i niestety w przypadku Wainwirghta jak najbardziej realne.
- Nic teraz nie mów - takimi słowami za to sam Jonathan powitał Marienne, bo gdy wszedł na salę, w której się znajdowała chwilowo był tylko i wyłącznie doktorem Wainwirghtem. Przerażonym, ale zachowującym wszelki profesjonalizm.
W momencie, w którym na sali znalazła się Olivia, aby sprawdzić w jakim stanie znajduje się dziecko, Marianne ponownie odpłynęła. Nie wyglądało to dobrze i nic nie wskazywało na to, aby było to wynikiem chwilowego osłabienia. Udało się jednak dość szybko ustabilizować jej stan, ale nie było mowy o tym, aby mogła opuścić szpital. Jej serce działało jak zepsuty silnik, który mógł zapchać się i stanąć w każdej chwili, bo wykańczała go praca jaką musiał podejmować.
Minęło kilka ładnych godzin odkąd przywieziono Marianne do szpitala. Jonathan zdarzył już odbyć kilka rozmów, w tym z zaniepokojonym Benjaminem, oraz Walterem i Octavianem. Niby nie miał już sił, ale potrzebował chociaż odrobinę podzielić się ciężarem jaki go przygniatał, by nabrać mocy, aby móc dalej sobie z nim radzić. Siedział przy łóżku Marianne, wsłuchując się w dźwięki aparatury i czekając na moment, w którym Chambers uniesie powieki. Pojęcia nie miał co powie jej, gdy wreszcie odzyska przytomność, ale świadom był tego, że nie będzie to łatwa rozmowa. Może powinien z nią poczekać jeszcze odrobinę, może do następnego dnia, aż rudowłosa poczuje się nieco lepiej i nabierze sił, bo zapewne wieści o tym, że nie opuści szpitala przez najbliższe miesiące, nie będą dla niej łatwe do zaakceptowania i przyjęcia.

Marianne Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
bPamiętała tylko to, jak Jonathan kazał jej nic nie mówić. Nie lubiła, gdy tak się zachowywał, ale usłuchała, wpatrując się w sufit sali, na której leżała. Miała wrażenie, że nie jest już źle. W głowie układała nawet, co powie narzeczonemu, jak ten skończy już nad nią skakać. Chciała powiedzieć, że muszą uspokoić Benjamina, bo na pewno będzie się zamartwiać, skoro był przy niej, gdy doszło do tego całego wypadku. Powiedziałaby też, żeby Jona zwolnił się szybciej z pracy - wiedziała, że nie puści jej samej do domu, więc mogłaby wrócić z nim, w końcu Gacuś nie może za długo być sam. Chciała też wspomnieć o tym, że miała dzisiaj cały dzień ochotę na pizzę, żeby nieco rozładować napięcie, ale gdy tak o tym wszystkim rozmyślała, nawet nie zauważyła momentu, w którym jej powieki ponownie stały się ciężkie, a ona odpłynęła, oddychając nierówno.
Jak zawsze, tak i teraz w tym stanie, straciła poczucie czasu. Kiedy więc zaczęła mrużyć oczy, przepowiadając tym samym, że się budzi, powoli dochodziło do niej, że ta pobudka nie będzie wesoła. Przede wszystkim dał jej to zrozumieć dyskomfort, jaki poczuła w nozdrzach... gumowe noski doprowadzające tlen nie mogły zwiastować niczego dobrego. Potem jeszcze chwila stękania, chęć poruszenia ręką, kolejne zmrużenie i powolutku zamrugała, pozwalając na to, by mózg zaczął rejestrować dostarczony przez oczy obraz. Sala... inna, niż wcześniej. Znała tę salę i nie lubiła tej sali. Wcale nie chciała tu być. Obok Jonathan, a tym samym odrobina ulgi, a potem zerknięcie w dół i kroplówka, jak i te cholerne przylepce i kabelki na klatce piersiowej.
- Wiem, że to było słabe, ale czuję się spoko - zaczęła z chrypą, decydując się na to, by pominąć wszelkie wstępy. Spróbowała się też podnieść, ale widząc jak Jona pobladł, póki co zaniechała tej czynności i ponownie opadła. - Mógłbyś mi podnieść nieco łóżko? Nie chcę leżeć na płasko - poprosiła, obeznana już na tyle, by wiedzieć, że jest taka możliwość, ale sama nie chciała machać za pilotem, poza tym pewnie i tak coś by źle poklikała.
- Bardzo się bałeś? - zapytała po chwili, tym razem decydując się na to, by prawą dłoń zacisnąć na jego własnej. Słabo, bo słabo, ale liczyła się symbolika. - Jesteśmy tu i wszystko jest dobrze, Jona... wyglądasz, jakbyś sam miał zaraz osunąć się na ziemię - zdobyła się na uśmiech, czując, że najbardziej potrzeba mu teraz właśnie wsparcia. Zabawne, bo to ona leżała na łóżku, ale zawsze za punkt honoru brała sobie zapewnienie spokoju i komfortu wszystkim dookoła. No, a jemu w szczególności. Poza tym czuła, że jeśli teraz nie zadba o jego dobry humor, to zaraz będzie tylko gorzej, a nie miała sił ani ochoty na żadne kłótnie.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Wiedział, że nie potrafił być wobec Marianne tak stanowczy jak wobec innych. Ten rudowłosy chaos potrafił go nie tylko przegadać, ale także zmusić do zmiany podejścia, co i owszem wyszło kilkukrotnie Jonathanowi na zdrowie, ale nie zawsze Mari. Z jednej strony Wainwirght chciał, aby jak najdłużej cieszyła się ciążą i jak najbardziej normalnym życiem, a z drugiej powinien być bardziej asertywny. Może gdyby wziął sobie słowa Lisbeth do serca i faktycznie przestał być "miękką kluchą" to Marianne nie leżała by teraz na szpitalnym oddziale. Może... A raczej na pewno, a jak już nie trafiłaby tutaj w takich dramatycznych okolicznościach, walcząc o życie. Wszystko to jego wina, bo wiecznie pozwalał jej na więcej niż powinien, a przecież każdemu innemu pacjentowi potrafił wyperswadować durne pomysły. Każdemu, poza Marianne, z którą naprawdę chyba nikt nie mógł rywalizować w kwestii bycia upartym osłem.
- Chciałbym ci uwierzyć, ale nie tym razem - mruknął, po tym jak już uspokoił kołaczące się w piersi serce. Cieszył się, że Marianne odzyskała przytomności, a jednocześnie bał się tego co nadejdzie niebawem, gdy ona dowie się o swoim permanentnym pobycie w szpitalu. - Za sekundę, najpierw chciałem sprawdzić... - odparł, po czym przystąpił do swojego medycznego tańca, nie zwracając uwagi na mimikę Marianne. Musiał się wyłączyć, być tylko w trybie doktora Wainwrighta zanim ponownie się do niej odezwie.
Po padaniach, podniósł delikatnie oparcie Marianne, po czym podał jej wody i ponownie zasiadł na krześle obok. Odetchnął głębiej, czując jak dopada go zmęczenie, ale nie chciał absolutnie opuszczać dzisiaj szpitala.
- Boje się o ciebie cały czas, a nie tylko w takich... - Zaczął, ale nie dokończył. Po prostu złapał za dłoń rudowłosą i pozwolił sobie na kilka chwil wtulić policzek w jej zimną skórę. Nie chciał myśleć co by się stało, gdyby nie trafiła do szpitala na czas. - Prawie straciłaś dziecko, ale dzięki szybkiej interwencji udało się ustabilizować twój stan - zaczął i ponownie zerknął na Marianne. Zastanawiał się przez chwilę, czy powinien powoli ją przygotowywać na to co teraz będzie jej codziennością, czy po prostu zerwać plaster szybko bez niepotrzebnych gierek. - Wyniki badań na ten moment są kiepskie, a twoje serce znajduje się pod stałym monitoringiem, bo jego wydolność znacznie spadła - kontynuował, a chociaż wydawało mu się, że spojrzenie Chambers jest jakby nie obecne, Jona nie zaprzestawał swojego monologu. Musiał to powiedzieć i nie chciał się z nią pieścić, bo jak do tej pory jego metody najwidoczniej były fatalne, a Mari nie brała jego słów na poważnie, gdy wszystko przekazywał jej najłagodniej jak się dało. - Szanse na donoszenie przez ciebie ciąży dramatycznie zmalały i właściwie wszystko jest teraz w rękach czasu. Dlatego nie możesz opuścić szpitala, nie teraz i nie za jakiś czas. Musisz tutaj zostać, rozumiesz? - skończył i miał wrażenie, że mówił sam do siebie, bo Chamb ers wydawała się być kompletnie nieobecną.

Marianne Chambers
ODPOWIEDZ