Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
006.
Owen był najstarszym przyjacielem Cartera. I chodzi mi o to, że znał go najdłużej ze wszystkich swoich znajomych, a nie dlatego, że był po prostu starszy. Dłużej znał już tylko swoich rodziców, ale oni jednak nie byli jego znajomymi. Byli najlepszymi przyjaciółmi i rodziną. Czyli w sumie trochę tak jak Owen. Czyli wychodzi na to, że jednak Owen był na trzecim miejscu, bo na pierwszym była mama, a na drugim tata. Ale dobra. No nieważne. Tak czy siak Owen był tą relacją, o którą Carter bardzo dbał. Nie wyobrażał sobie życia bez swojego przyjaciela i nie wyobrażał sobie nazywać kogoś innego swoim przyjacielem. A to wiele znaczyło biorąc pod uwagę, że sporą część ich życia, ich przyjaźni, Owen był na wyjazdach. Carter zapewne wyczekiwał powrotu przyjaciela bardziej niż jego żona. Co w sumie miało sens jak weźmiemy pod uwagę to, że ich małżeństwo nie do końca było udane.
Tak czy siak Owen i Carter bardzo pielęgnowali swoją przyjaźń. Do tego stopnia, że nie było między nimi dziwności. Zamiast tego była masa wewnętrznych żartów, które tylko oni rozumieli. Na przykład jak rozmawiali ze sobą przez telefon, to na bank, któryś z nich kończył rozmowę tekstem „dobra, muszę kończyć, idę myć dupę, bo chłop czeka w łóżku”. Nikt poza nimi nie rozumiał tego odwołania, ale nie miało to dla nich znaczenia. To był ich żart.
- Miałem bardzo interesujący tydzień, wiesz? Pełen spotkań z dawnych lat. – Powiedział w końcu jak już się usadowili przy kanapie, żeby opierdolić dwie pizze, które właśnie zamówili. Carter w sumie to nawet usiadł sobie na podłodze, bo postanowił zniżyć się do mojego wczorajszego poziomu. – Miałem jakąś sesję zdjęciową w sanktuarium i spotkałem tam Sarę. – Owen był przy Carterze kiedy ten opłakiwał zakończony związek z miłością swojego życia. To ta miłość, której van Horn jeszcze nie przebolał. Powinien, bo trochę czasu minęło, ale coś mu jednak podpowiadało, że takie dziewczyny jak Sarah nie zdarzają się zbyt często. Był pewien tego, że już nigdy nie zakocha się w nikim tak jak w niej. – No i było ogólnie fajnie i miło, ale po prostu… było też ciężko. – To był właśnie jego paradoks spędzania czasu z Sarah. Chciał z nią przebywać, bo był to najlepszy okres w jego życiu, ale jednocześnie cierpiał wiedząc, że ma pod nosem kogoś kto był najskrytszym pragnieniem jego serca. – A później spotkałem Helene. – To była przyjaciółka, która pod względem tego ile kogoś znał, była zapewne na czwartym miejscu. Kiedyś się w niej podkochiwał, kiedyś był pewien, że to Helene będzie damą jego serca i pierwszą damą Lorne Bay. Niestety Helene wybrała kogoś innego, a on został przyjacielem, który udawał, że wspiera jej wybory życiowe. – Nie wiedziałem nawet, że wróciła do miasta. – Oznajmił maczając kawałek swojej pizzy w oliwie. Na pewno nie w ketchupie czy w sosie czostkowym. Nie był Polakiem. – A jak tam u ciebie? – Zapytał i pozwolę sobie założyć, że skoro się tak przyjaźnią, to Carter wie jak wygląda małżeństwo Owena z jego żoną. Pozwolę sobie jednak uszanować Owena i założyć, że Carter nie wie o jego romansie z Sameen.
pułkownik oddziału antyterrorystycznego — Australian Special Air Service Regiment
45 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wojskowy, który ambitnie dąży do kolejnego awansu, jednocześnie próbując ogarnąć relacje z córką i jakoś przetrwać kolejne lata.
007.
{outfit}

Owen nawet własnej rodziny nie kochał tak jak swojego najlepszego przyjaciela. Nie ma się co oszukiwać. Pewnie gdyby miał osłonić swoim ciałem przed śmiertelnym strzałem kogokolwiek i miałby do wyboru swoją żonę, córkę albo Cartera to pewnie wybrałby Cartera. Ożenić się jeszcze może, córkę sobie może zrobić, a mieć takiego przyjaciela jak Carter? No nie znajdzie drugiego tak oddanego osobnika jak van Horn. Gdyby był chociaż tak porządnie biseksualny to pewnie, by go podrywał i gdyby mu się udało to stworzyliby wspólnie piękny związek. Owen na bank chciałby być pierwszą damą Lorne Bay. Może nawet, by założył garsonkę.
Słysząc słowa przyjaciela Rochester nieco zmarszczył czoło, bo on to tak już ledwo co pamiętał stare lata. Dla niego te stare lata to oczywiście były takie z 20 lat wstecz i nic dziwnego, że mu pamięć szwankowała w tym wieku. Poza tym, jak miał te 20 lat i spędzał czas w wojskowych jednostkach to każdy dzień był bardzo podobny do poprzedniego, wszystko mu się zlewało w jedną całość. Gdy miał przepustki albo wolny weekend to zazwyczaj jeździł do domu żeby zobaczyć się z córką, a czasem imprezował i wtedy też nie za wiele pamiętał, no bo jak już miał wolne to trzeba było to w stu procentach wykorzystać. - Nie wiem co mnie bardziej dziwi, Twoje spotkanie z Sarah czy to, że ktoś wpadł na pomysł zrobienia Ci sesji zdjęciowej - powiedział otwierając opakowanie pizzy. - Myślałem, że już pogodziłeś sie z waszym rozstaniem. Minęło już tyle czasu - chociaż to trochę taka hipokryzja z jego strony, bo Owen do tej pory nie pogodził się z tym, że z własnej głupoty utracił swoją miłość życia i tkwił w małżeństwie, którego nie chciał. Nikomu jednak o tym nie mówił, nawet Carter nie wiedział, że Rochester dość często rozmyśla o tym jakby wyglądało jego życie gdyby nie spotkał się ze swoją obecną małżonką. Pewnie byłby o wiele bardziej szczęśliwy. - Co u niej słychać? - Zapytał, bo lubił Sarahe i jemu też było smutno, że Carterowi z nią nie wyszło, wyglądali na całkiem dobraną parę. - To jakiś złot kobiet, w których się podkochiwałeś? - Zapytał lekko rozbawiony i uniósł lekko brew. U Cartera w życiu najwyraźniej działo się całkiem sporo i mu szczerze współczuł. Problemy z kobietami były zawsze męczące. - U mnie? W porządku. Po staremu, bez większych zmian. - Wzruszył ramionami i zaczął jeść kawałek pizzy z nadzieją, że się nie poplami. - Nie napadają mnie moje byłe miłostki - dodał posyłając mu durny uśmiech. To była trochę prawda i nieprawda jednocześnie. Nie chciał zawracać Carterowi głowę mówiąc mu o Sameen, bo tłumaczenie tego trwałoby strasznie długo. - Masz zamiar się spotkać z Sarah jeszcze, skoro już raz na siebie wpadliście? - Zapytał, bo wolał rozmawiać o jego problemach, a nie o swoich.


Carter van Horn
ambitny krab
catlady
luna - joshua - zoey - eric - cece - caitriona - judith - benedict - bruno - olgierd
Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
Dobra, racja. Carter użył tych „dawnych lat” bardzo, ale to bardzo źle. Helene była obecna w jego życiu przez cały czas, a zerwanie z Sarah nie było jakoś tragicznie odległe. Dla takiego Cartera, to pewnie było całkiem świeże, bo bolało tak samo jak tydzień temu, miesiąc temu czy rok temu. Chociaż to też nie tak, że on namiętnie myślał o tym zerwaniu. Po prostu były rzeczy, które przypominały mu o byłej partnerce i o życiu, które mogliby mieć, gdyby tylko ich ścieżki skrzyżowały się wcześniej. Albo może później. Albo gdyby nie dzieliła ich taka różnica wieku. Może wtedy miałby ten tok myślenia, że ma całe życie przed sobą, żeby założyć z nią rodzinę, a teraz są w momencie, w którym mogą się skupić na podróżowaniu, karierach i byciu po prostu ze sobą. Niestety Carter nie chciał być ojcem, który mógłby być również dziadkiem. No i skończył tak, że w sumie nie miał dziecka wcale. Nie miał nawet partnerki, ani niczego co mogłoby mu dawać potencjalne nadzieje, że nie jest dla niego jeszcze za późno i że być może wkrótce doczeka się jakiegoś szczęścia. Na tym etapie, to by pewnie nawet chciał, żeby do jego drzwi zapukał randomowy dwudziestolatek informując go o tym, że jest jego synem. Zaakceptowałby to nie przejmując się żadnymi testami i badaniami.
Zaśmiał się słysząc komentarz przyjaciela. – Czemu sesja zdjęciowa jest tak szokującą informacją? Odkąd zostałem burmistrzem mam sesje ciągle. – Może nie do jakiś magazynów modowych, albo do australijskiego Men’s Health, ale jakieś tam bzdurne sesje miał. Tutaj robili mu fotki ze zwierzakami. Na szczęście nie musiał przytulać krokodyli. – Sarah jest opiekunką kuok. – Wyjaśnił, żeby to ich spotkanie nabrało sensu dla Owena. – Oczywiście, że się pogodziłem. – Zaśmiał się, żeby zamaskować prawdziwe uczucia. – Po prostu… byłem zaskoczony. – No niby przebolał i się pogodził, ale jednocześnie wiedział, że Sarah była tą, której nie powinien nigdy wypuścić. Powinien zgodzić się na jej pragnienia kosztem swoich. Teraz nie miał ani jej, ani swoich pragnień. – Wszystko w porządku. Wydawała się szczęśliwa, więc zakładam, że wszystko w porządku. – Uśmiechnął się. – Głosowała na mnie, wiesz? – Powiedział to jako ciekawostkę, ale dla niego to był tak miły komplement z jej ust. Że mimo rozstania wierzyła w niego i go wspierała, nawet jak ostatecznie o tym wsparciu dowiedział się po kilku miesiącach.
- Zdecydowanie. – Chciał nawet zażartować, że pewnie obie się dowiedziały, że został burmistrzem i teraz przyleciały zwęszyć posadę pierwszej damy Lorne Bay, ale byłby to dosyć okrutny żart. Żadna z nich nie była taką kobietą. A prawda też była taka, że on nawet by się nie zawahał gdyby Sarah chciała do niego wrócić, albo gdyby Helene mu powiedziała, że jest gotowa na to, żeby z nim być. Gorzej tylko jakby przyszły obie w tym samym czasie i musiałby wybierać. – To szczęściarz z ciebie. A jak tam Bianca i małżonka? – Zapytał, bo oczywiście interesował się swoją chrześnicą, no i znał żonę Owena. Znał ją tak dobrze, że ja nawet nie wiem jak ona ma na imię. Ale podejrzewam, że ty też nie. Klasyk.
- Nie wiem. – Pokręcił głową. – Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, ale nie miałbym nic przeciwko. – No był takim frajerem. Co zrobisz? – Wyjeżdżasz teraz gdzieś z robotą? – Zapytał wgryzając się w pizzę i zerując kawałek, który akurat miał w ręku.
pułkownik oddziału antyterrorystycznego — Australian Special Air Service Regiment
45 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wojskowy, który ambitnie dąży do kolejnego awansu, jednocześnie próbując ogarnąć relacje z córką i jakoś przetrwać kolejne lata.
- Jestem pod wrażeniem, że ktoś chce oglądać Twoją twarz jeszcze na zdjęciach – rzucił niby złośliwe ale wiadomo, że to był żart. Carter był przystojnym mężczyzną i nawet Owen musiał to przyznać. Trochę mu przypominał tego aktora z Kanady co grał w Xmanach. Nie znał sie na byciu burmistrzem i nie wiedział ile tych sesji zdjęciowych taki burmistrz musi mieć. Pewnie myślał, że to tylko w ramach kampanii i tyle. Był wojskowym, nie politykiem. On w ogóle nie przepadał za zdjęciami im mniej osób wie jak Owen wygląda tym lepiej, w końcu był szefem wojsk specjalnych. – Brzmi jak całkiem niezła praca, pewnie jest z niej zadowolona – on wolał strzelać, ale kuoki były słodkie, chociaż skurwiałe, bo rzucały swoimi młodymi jak chciały uciekac przed zagrożeniem. Był ojcem więc trochę im się też nie dziwił iks de. Uniosł lekko brew, bo coś mu się nie wydawało żeby było tak jak to Carter mówił. Chyba nie do końca mu przeszło, ale nie będzie mu tego wyciagać. – To najważniejsze, chyba się u niej wszystko ułożyło w takim razie. – Nie znał Sary jakoś mocno, ale lubił ją i kibicowął jej i Carterowi, szkoda, że nie wyszło. Z drugiej strony może lepiej tak niż gdyby miał żyć później w nieudanym małżeństwie, bo Sarah nie byłaby za bardzo szczęśliwa. – Ooo popatrz, to miło z jej strony. W sumie dobrze, że nie jest między wami dziwnie. – Tak to przynajmniej mogliby się kolegować, chociaż chyba taka przyjaźć z eks to było coś jednak dziwnego. Nie da się raczej tak wszystkich uczuć odsunąć na bok. Chyba. Jemu na przykład się nie udawało nie myśleć o Sameen w ten sam sposób w jaki robił to te pare lat temu.
- Współczuję – uśmiechnął się do niego, bo Owen by nie chciał żeby nagle wszystkie jego kochanki przyjechały do Lorne Bay. Nie żeby miał ich jakoś dużo, no ale jednak przez te 25 lat małżenstwa trochę się nazbierało gdzieś tam. – W porządku, żyją. Niewiele więcej Ci mogę powiedzieć, bo sam nie wiem – żona mu się nie zwierzała za bardzo. Raczej głownie marudziła na wszystko, więc on już też przestawał tego słuchać. Bianca raczej też nie za wiele mu mówiła. Poświęcił dla niej większość swojego życia, a w zamian za to dostał nic. Był tylko ojcem portfelem. Miał nawet takie dziwne przeczucie, że jak będzie już stary, to Bianca prędzej go odda do domu starców niż się nim zaopiekuje. Chyba nie najlepiej ją wychowali.
- Rozumiem – kiwnał głową – a z Helene? – Zapytał, no bo skoro były tutaj dwie to miał wybór, jakkolwiek źle to nie brzmi. – Nie, na razie nie. Jest jakaś cisza, przez co nie mogę dostać awansu.– Skrzywił się, bo chciał mieć kolejny, wyższy stopień. – Dlatego zabrałem się za przeglądanie starych spraw, mam nadzieję, że coś tam znajdziemy. Używamy nowej technologii więc może ktoś coś ominał, my to wyłapiemy, doprowadzę sprawę do końca przy użyciu agentów i wtedy będe już pełnoprawnym generałem – bo na razie był nieco niżej, ale przez lata dość szybko piął się po drabinie mając kolejne nominacje. Miał nadzieję, że to tylko chwilowy zastój. – Jak Ci w ogóle jest na stanowisku? Czujesz sie już pewnie w ratuszu? – To było jednak spore wyzwanie i był ciekaw jak przyjaciel sobie radzi.

Carter van Horn
ambitny krab
catlady
luna - joshua - zoey - eric - cece - caitriona - judith - benedict - bruno - olgierd
Pierwsza dama LB - Burmistrz — Ratusz
43 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I'm still having difficulty writing about time; it does not appear to be the great healer that all of us say it is.
Zaśmiał się, bo poza absurdalną obsesja na punkcie Szybkich i Wściekłych, Carter jest jedną z moich najnormalniejszych postaci. Nawet jego obsesja ma granice, bo jest w stanie rozpoznać, że Paul Walker był zboczeńcem i nie powinien być gloryfikowany tak jak jest. No, ale wiadomo, Carter był teraz burmistrzem i musiał reprezentować poglądy, które były mile widziane w dzisiejszych czasach. Nikt nie chciałby mieć za burmistrza kogoś kto wspierał pedofilię w Hollywood. – Ty się tak nie ciesz, bo oczywiście dostaniesz ode mnie cały album ze zdjęciami, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. – Pewnie takie, na których Carter nie wyszedł zbyt korzystnie. Zdarzają się takie, naprawdę, nie ma co tutaj udawać. Nie miał przecież twarzy swojego przyjaciela Owena. – Tak. Wychodzi na to, że te małpy czy gryzonie to spoko ziomki. Chociaż podobno mają momenty, że są tak rozpieszczone, że jedzenie trzeba im podsuwać pod pysk, bo nie chcą same zrywać z krzaków. – Sprzedał Owenowi ciekawostkę o tym jak rozleniwione są zwierzęta w sanktuarium. Nie chciał mówić tego na głos, ale to pewnie przez tego typa, co to sanktuarium prowadził. Pewnie jakby miał dzieci to by je rozpieścił dokładnie tak samo. – Tak. Też się z tego cieszę. – Pokiwał głową. Zerwanie dobiłoby go jeszcze bardziej, gdyby jego relacje z Sarah uległy pogorszeniu. Była dla niego zbyt ważna, żeby mógł ją teraz nienawidzić. – Wydawała się szczęśliwa. – Potwierdził jeszcze nawiązując do tego, że rzeczywiście wszystko się dla niej ułożyło. Ale dla niego ostatecznie też. Może tak nie do końca, bo jednak był starym kawalerem (bo już chyba nie mógł nazywać się singlem), ale mógł z pewnością stwierdzić, że rzeczywiście wiele się dla niego ułożyło.
- Przykro mi. – Odparł szczerze, bo jednak chujowo mieć żonę, u której nie wiesz co słychać. Tak samo jak chujowo jest mieć córkę, której poświęciłeś wszystko, a ona ma w ciebie tak naprawdę wywalone. A Carter gdzieś był przy tym wychowywaniu Bianci obecny, więc wie, że ani Owen ani jego żona nie zawinili. Nie wiedział co się działo z tą dziewuchą, ale wiedział, że jeżeli ona nie będzie zajmowała się Owenem, to on nigdy nie spełni swoich obowiązków jako ojciec chrzestny. Bez przesady.
- Z Helene tak, zdecydowanie. – Potrzebowała go teraz, więc miał zamiar trwać u jej boku. No chyba, że znowu wyjedzie łamiąc mu serce. Tej opcji jednak do siebie nie dopuszczał wiedząc, że Helene nie zrobi tego po raz któryś. – Czy to w waszym fachu nie jest jakaś desperacja? – Zapytał bez złośliwości. Po prostu wiedział, że tak naprawdę nikt nie lubił rozgrzebywać starych spraw. A już na pewno nie ludzie, którzy pracowali w wydziale spraw zamkniętych. – Mam nadzieję, że ci się uda. Ze względu na awans i dlatego, że przyniesiesz komuś ukojenie w bólu i zamkniesz jakąś sprawę. – Pewnie byli jeszcze ludzie, którzy mieli zrujnowane życia przez to, że nie mogli ruszyć do przodu po utracie kogoś.
- Chciałbym powiedzieć, że czuję się już jak pełnoprawny burmistrz, ale byłoby to kłamstwo. Jeszcze się uczę, ale jest już zdecydowanie lepiej. Duża robotę odwala młody zespół. – Uśmiechnął się. Bez tych ludzi byłby nikim. A przynajmniej nie byłby tak ogarniętym burmistrzem. Wprowadzają go dosłownie we wszystko.
ODPOWIEDZ