płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
084.

Nie była pewna tego czy takie wpadanie do Eve bez zapowiedzi było dobrym pomysłem. Wiedziała, że kobieta próbowała się z nią niejednokrotnie skontaktować. Sameen jednak musiała ignorować połączenia oraz wiadomości. W końcu też pozbyła się tego numeru i telefonu komórkowego. Nie chciała wiedzieć czego Eve od niej chciała. Później rzeczywiście miała wyrzuty sumienia, bo obawiała się tego, że coś się działo. Że Eve potrzebowała pomocy, a Sameen ją olewała ze względu na to jak wyglądała ich ostatnia interakcja. A jednak Galanis uważała, że nie jest osobą, która w jakikolwiek sposób zbyt długo trzyma do kogoś uraz. Nie miała czasu na takie rzeczy. Z drugiej jednak strony, jeżeli Eve rzeczywiście potrzebowałaby pomocy to jaka była szansa na to, że Sam da radę jej pomóc będąc po drugiej stronie świata? W ostatecznym rozrachunku tak było właśnie lepiej.
Dzień wcześniej odebrała od brata Zoey psa. Nie dała tego po sobie poznać, ale cieszyło ją to jak Tyfon na nią zareagował i że ją w ogóle pamiętał. Nie sprawiał wrażenia obrażonego zwierzaka, o którym zapomniano, a którego się pozbyto. Po tym jak go odebrała spędziła z nim cały dzień. Zabrała go na spacer po leśnych terenach Queensland. Zupełnie jakby chciała nadrobić te wszystkie spacery, których nie mogła z nimi odbyć, bo była poza granicami kraju.
Teraz też nie miała zamiaru mu za bardzo odpuszczać. Pewnie będzie miał jej dosyć i będzie chciał wrócić do domu, który przez ostatnie miesiące był tymczasowym domem. Sameen jednak zadecydowała, że odwiedzi Eve. Nawet jak ta będzie się wściekać to Sam będzie miała po prostu pewność, że Paxton żyje i ma się dobrze. Przynajmniej w sensie fizycznym, bo jednak ostatni raz jak widziała Eve to stan psychiczny pozostawiał wiele do życzenia. Miała tylko nadzieję, że Eve się tym zajęła i zasięgnęła pomocy jeśli takowej potrzebowała.
Na farmę Paxton przyjechała wcześnie rano. Ledwo dochodziła siódma. Może przesadziła z tą godziną, ale uznała, że to najbezpieczniejsza godzina, żeby zastać kogoś w domu. Zaparkowała auto i zanim z niego wysiadła do tylko uchyliła Tyfonowi okno. Nie miała zamiaru go wypuszczać w razie gdyby Eve nie była zainteresowana rozmową i chciała ją od razu pogonić. Zapukała do drzwi, zadzwoniła dzwonkiem, ale nie doczekała się żadnego odzewu. Wzięła psa na smycz i uznała, że przejdzie się do hal treningowych, te jednak były puste i pozamykane. Nic jednak nie wskazywało na to, żeby Eve opuściła to miejsce, więc Sam nie traciła nadziei. Uznała, że poczeka maksymalnie godzinę przed domem i jak nic się nie wydarzy to po prostu pojedzie. Usiadła na ławce przed domem, która dzięki bogu była w zacienionej części i tam czekała z Tyfonem u boku. Nie minęło nawet pół godziny kiedy usłyszała zbliżające się auto. Wstała rozpoznając samochód Eve i jednocześnie chwyciła smycz Tyfona, żeby ten się nie wyrwał.
- Pracujesz na nockach? – Zapytała w ramach przywitania.
Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wybacz. Musiałam „dogadać się” z Eve, jak się czuje widzą Sammen

Wracając z Karumby razem z Jeremym w połowie trasy zamienili się miejscami aby każde z nich złapało trochę snu. Mogli wracać w dzień, ale oboje chcieli jak najszybciej być domu i spokojnie przetrawić to co tam odkryli. Przetrawić minione dni, które spędzili na pomocy policji, choć w głównej mierze samolubnie oczekiwali rezultatów dobrych dla nich. Dla ich rodziny. Tego, z czym od dawna oboje się mierzyli i co nigdy nie przestało im uwierać.
Eve przespała pół trasy a drugie pół prowadziła auto wciąż czując lekkie zmęczenie, przez które zaczęła wątpić w to co ujrzała przed domem. Już od bramy zauważyła obcy samochód i jakąś sylwetkę. Żadnego z nich nie rozpoznała. Dopiero z każdym kolejnym przejechanym metrem kształt osoby nabierał więcej szczegółów, aż nagle całkowicie pokrył się on ze wspomnieniami.
Może to jednak był sen?
Wzięła tę opcję pod uwagę i fakt, że być może już dawno spowodowała wypadek, w którym oboje z Jeremym zginęła trafiając co czyśćca. Tylko, że Eve nigdy nie zasypiała za kółkiem. Dobrze znała swoje ciało i wiedziała, kiedy nie powinna wsiadać za kierownicę. Musiałaby być po 48h bez snu, żeby stać się zagrożeniem na drodze, co musiało wystarczyć jej jako przekonanie, że to co zobaczyła nie było snem, majakiem albo zjawą.
Sameen Galanis wraz ze swym psem stała pod jej domem.
- Jeremy, dojechaliśmy. – Szturchnęła śpiącego brata, który gwałtownie się przebudził i zaraz dłońmi przetarł twarz. Spojrzeli na siebie, a potem młodszy Paxton zauważył nieznajomą, której obecność skonsultował patrząc na siostrę. – To koleżanka. – Która znajoma wpadała z wizytą tak wcześnie rano? To było dobre pytanie, którego Jeremy nie zadał szybko wyłapując, że nie powinien wnikać w szczegóły. – Leć spać. Później pogadamy. – Wysiadła z auta patrząc bezpośrednio na Sameen. Próbowała zrozumieć, jak się czuła z jej nagłą obecnością, ale nie potrafiła tego jednoznacznie określić. Odwróciła się i wycofała na tył nowego pick-upa (zafundowanego jej przez brata). Otworzyła tylne drzwi wypuszczając psy, które choć bez smyczy nie podleciały od razu do gości. Patrzyły w ich kierunku, ale grzecznie trzymały się blisko swej pani.
Jeremy ostatni raz spojrzał na nieznaną blondynkę i na siostrę, jakby chciał się upewnić, że wszystko było w porządku, aż poszedł do domu czując potrzebę złapania więcej snu. Jego obecność była nowa w otoczeniu Eve oraz to, że na jej wielkiej farmie, na drugiej części działki, budował się dom.
Ociągała się z zamknięciem drzwi od auta, bo czuła, że coś rozszarpywało ją od środka. Kakofonia emocji. Dziwna mieszanka szaleństwa połączona z radością. Złość ze smutkiem i nietypową euforią, którą rzadko okazywała. Nie była jedną z tych wylewnych i otwartych osób. Psychiatra starał się ją tego nauczyć, ale ostatnim razem gdy otworzyła się przed kobietą.. ba, za każdym razem, gdy otwierała się przed kobietami, te potem znikały z jej życia. Więc po chuj to robiła?
Powoli stawiała kroki pozwalając psom pójść przodem. Znały zapach Sameen oraz Tyfona, więc zareagowały lekko machając ogonem i przede wszystkim zawzięcie obwąchując tego drugiego, który wyglądał na zdrowego (o dziwo, ha).
Nie miała pojęcia co powiedzieć wciąż próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Wszystko co przyszło jej na myśl wydawało się głupie, wręcz trywialne jak zapytanie o to, czy pracowała na nocki.
Zatrzymała się jakieś półtorej metra od kobiety.
- Często całodobowo. – Gdyby Sameen zapomniała, bo oznaczała się słabą pamięcią, co Eve od zawsze uważała za nietypowy paradoks biorąc pod uwagę jaką profesją się pałała. – To mój brat. – Dostrzegła wcześniej, jak Galanis patrzyła na nieznajomego mężczyznę, którego musiała wybielić.Pomagał mi w pracy. – Krótko i na temat, choć mogłaby się rozgadać udając, że ostatnim razem wcale się nie poprztykały i przez wiele miesięcy była między nimi cisza.
- Myślałam, że przepadłaś – przyznała wprost, bo co innego miała sądzić? Wcześniej nieraz doświadczyła długiego milczenia ze strony Sameen, ale tym razem miała dziwne przeczucie, że kobieta po prostu nie żyła. Że umarła próbując dopaść kolejną ofiarę w ramach zlecenia za miliony hajsów. – Martwiłam się – Momentami. – ale potem wysłałaś mi obraz i wszystko było jasne. – Znów gdzieś sobie żyła z dala od wszystkich albo tylko od Eve i milczała na swój wcale nietypowy sposób. Cała Sameen. Być gdzieś i milczeć. – Pracowałaś? Odpoczywałaś? Gdzie byłaś? – Miała mnóstwo pytań i zero pewności, jak powinno zachować się jej ciało. Nigdy nie uchodziła za osobę, która przytulała się do wszystkich. Trochę zajmowało jej otwarcie się na czułości, nawet w ramach przywitania. Zarazem wiedziała, że Sameen nigdy za tym nie przepadała, więc stała jak ten kołek pozwalając psom przekroczyć granice, do których sama podchodziła bardzo ostrożnie. To one podeszły do Sameen i Tyfona. To one obwąchały tego drugiego i domagały się głaskania od pierwszego. To one były bardziej otwarte od Eve.
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Nie ma problemu!

Stojąc i trzymając szarpiącego się Tyfona, który nie był wychowany tak dobrze jak psy Eve, obserwowała kobietę i mężczyznę, którzy siedzieli w aucie i ją obserwowali. Zastanawiała się czy mężczyzna, kimkolwiek był, wiedział o Sameen. A jeżeli wiedział to jak wiele. Jak Eve wyjaśniła kim była kobieta stojąca przed jej domem tak wcześnie. Widziała, że ze sobą rozmawiali, ale przez słońce i szybę nie była w stanie niczego wyczytać z ruchu ust. Poza tym nie chciała tego robić. Próbowała oddzielać życie prywatne od służbowego, a Eve była jedną z niewielu osób, których Sameen darzyła zaufaniem. Nie chciała jej szpiegować, nie chciała jej podsłuchiwać i dowiadywać się o niej rzeczy, którymi Eve nie chciałaby się podzielić sama. Oczywiście poza tym epizodem, gdzie pomagała Eve w sprawie, z którą ta była związana prywatnie. Wiedziała wtedy, że będzie musiała nieco pogrzebać i była szansa, że dowie się o rzeczach, które dla żadnej z nich nie byłyby komfortowe.
Kiedy wysiedli z auta to Sameen skupiła się na mężczyźnie. Jego nie znała i jemu nie ufała. Niespecjalnie teraz dbała o to jakie relacje miał z Eve. Dla niej był niewiadomą, ale nie mogła też przesadzać ze swoją reakcją. Nie była u siebie, a poza tym to przyszła tutaj z przyjaznymi zamiarami. Skinęła głową w stronę mężczyzny. To jedyne co mogła zaoferować na chwilę obecną. Nadal wolała trzymać dystans, tym bardziej, że widziała, że oboje go trzymali. Odprowadzała go wzrokiem tak długo, aż w końcu zniknął w środku. Dopiero wtedy przeniosła wzrok na Paxton.
- No tak. – Rzeczywiście o tym zapomniała. Miała tylko nadzieję, że Eve nie odebrała tego jako jakiś objaw nie przywiązywania uwagi do rzeczy, o których mówiła jej Paxton. – Przystojny. – Skomentowała brata i sama nie wiedziała czemu, ale poczuła dziwną ulgę wiedząc, że to tylko brat. Możliwe, że chodziło o to, że byłaby lekko zazdrosna gdyby się okazało, że to jej obecny partner. Może chodziło o to, że cieszyła się wiedząc, że Eve nie jest sama. Tym bardziej, że kiedy widziały się ostatnim razem, Eve była w poważnej rozsypce. Teraz Sameen odnosiła wrażenie, że poza zmęczeniem wynikającym prawdopodobnie z pracy i podróży, wyglądała dobrze. Nie, żeby w sumie kiedykolwiek wyglądała źle.
- Mam nadzieję, że przeżywasz teraz pozytywne zaskoczenie w związku z tym, że jednak nie. – Próbowała zażartować, ale nie od dzisiaj wiadomo, że Sameen była naprawdę słaba w żarty. Nie potrafiła ich opowiadać, nigdy ich nie wyczuwała, a już na pewno nie potrafiła wyczuć odpowiedniego momentu na to, żeby opowiedzieć jakiś żart. – Martwiłaś się. – Powtórzyła do siebie, a na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. – Nie mogłam nie wysłać ci prezentu. Były święta, zobaczyłam piękny obraz i pomyślałam o tobie. – Wzruszyła ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świcie. W sumie w jej świecie było to nieco normalne. – Nie udało mi się znaleźć nic od twojego ulubionego artysty. – Pamiętała o ostatnim obrazie jaki sprezentowała Paxton.
Widziała to jak ostrożna jest Eve oraz psy w związku z tym, żeby się do niej zbliżyć. Nie rozumiała tego, ale też nie kwestionowała i nie snuła żadnych teorii spiskowych. Wierzyła w to, że Eve wiedziała, że ze strony Sameen nigdy nic nie będzie jej groziło. Tyfon co prawda sugerował inne zachowanie, bo walczył o to, żeby przywitać się z Eve i psami. Robił wokół siebie niewielką chmurę kurzu, Sameen jednak bez problemu trzymała pewnie smycz i upewniała się, że jej pies nie narobi jej wstydu. Chociaż już to robił.
- Coś pomiędzy. – Wybrała się w ostatnią misję, której celem było poniesienie porażki. Była zmęczona, nie miała siły, wtedy chciała umrzeć. Jak zwykle wszystko jej jednak udowodniło, że to nie był jeszcze jej czas na to, żeby umierać. – W Ameryce Południowej. Dołączyłam do ruchu oporu, pomagałam w walce z kartelami. – Parsknęła śmiechem, bo jednak brzmiało to tak absurdalnie jakby rzeczywiście wymyśliła jakieś kłamstwo na poczekaniu. – Zrobiłam to dla zabawy. Dla siebie. Później miałam pracę i po drodze uznałam, że w sumie czemu się nie przywitać. – Wzruszyła ramionami i poluzowała smycz Tyfona widząc, że Eve nie stopowała swoich psów. Pozwoliła na to, żeby psy przywitały się ze sobą, a dopiero później sama, dosyć niezgrabnie, padła na kolana, żeby przywitać się z psami Eve. Robiła to oczywiście z rezerwą charakterystyczną dla siebie. Nie pozwoliła na to, żeby jakikolwiek pies polizał ją po twarzy, ale nie szczędziła im głaskania.
W końcu wstała, odpięła Tyfonowi smycz i wsadziła ją sobie częściowo do tylnej kieszeni spodni. Poza początkowym wyrwaniem się, wierzyła, że teraz będzie się zachowywał jak prawdziwy, dobry pies i nie narobi jej siary. Galanis w tym czasie zwróciła się do Eve. – Nie przywitasz się ze mną? – Zapytała unosząc kącik ust. Nie czekając na odpowiedź zbliżyła się leniwie do Eve, musnęła jej policzek na początku, a po dwóch sekundach zainicjowała przytulenie. Coś czego zazwyczaj nie robiła. Coś czego prawdopodobnie nie zrobiłaby gdyby nie to, że Eve przyznała się do tego, że się o nią martwiła. Nawet jeżeli martwiła się momentami.
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Przystojny.
- Jak każdy z naszej rodziny. – Mogła nienawidzić ojca za to co zrobił i matki za pozostawienie rodziny, ale jedno trzeba było przyznać; Paxtonowie byli piękni/przystojni. Każde pokolenie i bardzo szkoda, że raczej żadne z tego młodszego nie pałało się do tego aby mieć dziecko. Linia piękności zostałaby przedłużona, ale ani Eve ani Jeremy nie wydawał się (przynajmniej na tym etapie) chcieć mieć rodzinę, a raczej sprowadzić dziecko na ten okrutny świat.
Wzrokiem zlustrowała kobietę wciąż nie potrafiąc znaleźć jednego odniesienia do tego, jak się czuła na jej widok. To były mieszane emocje. Głównie z powodu tego, że w pewnym momencie, w trakcie ich znajomości, Eve miała nawrót ataków, PTSD i depresji. Nie mogła więc dobrze ocenić ostatnich spotkań z Sameen, które były zniekształcone przez jej własny kiepski stan. Nie czuła się jednak winna z tego powodu. Miała się gorzej i potrzebowała pomocy, którą wreszcie znalazła. Nie będzie przepraszać za to, że miała problemy.
- Wiesz, że nie mam warunków, żeby trzymać takie rzeczy – stwierdziła nie chcąc już mówić, że częściowo zirytowała się na Sameen, która długo nie dawała znaku życia aż nagle – tak po prostu – wysłała prezent. Na dodatek taki, z którym Eve nie miała co zrobić. Przecież nie powiesi go sobie w salonie. Lada moment ktoś mógłby go ukraść. Nie miała też pomysłu jak i gdzie go sprzedać, żeby nikt nie pytał o to skąd miała tak drogocenny przedmiot. Ostatnie czego chciała to, żeby przyczepiła się do niej skarbówka albo mafia węsząca kasę. – Nigdy też nie powiedziałaś, jak się przechowuje tak cenne obrazy. – Galanis wydawała się coś o tym wiedzieć. Od dawna była związana z obrazami i na pewno miała pojęcie co do ich znaczenia, piękna, ceny oraz sposoby przechowywania. Patrząc z tej strony śmiało można stwierdzić, że Sameen pochodziła z innego świata, bo dla Eve taki obraz był jak złote jajo albo relikt. Nie miała wiedzy ani środków na posiadanie czegoś takiego.
Paxton była prostą kobietą. Nie posiadała fortuny, pięknego domu, wspaniałego auta ani nie miała gustownego życia. Prezenty pokroju drogich obrazów słynnych artystów jedynie przypominały jej o tym, jak maluczka była.
- Dla zabawy – powtórzyła tak naprawdę już dawno rozumiejąc, czemu Sameen nie umiała usiedzieć w jednym miejscu. Wcześniej po prostu nie chciała tego dostrzegać. – Po drodze dokąd? – dopytała, bo nie spodziewała się, że Galanis zostanie na dłużej a nawet jeśli to i tak wyfrunie szukając kolejnych wrażeń. – Nie oszukujmy się. Nie jesteś typem domownika. Nie usiedzisz w miejscu, bo.. twoje ciało musi robić to co znasz najlepiej. – A w swej pracy podobno była najlepsza. – Ryzykujesz, biegasz, strzelasz.. tak bardzo tego potrzebujesz, że nawet robisz to już dla zabawy. – Prychnęła nie z pogardą a nutką rozbawienia, bo nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie rozmawiać z morderczynią na zlecenie o tym, jak uzależniona była od swej pracy i że dla zabawy (nie jeździła konno, nie układała puzzli ani nie zaczęła ćwiczyć do maratonu biegowego) pojechała do Ameryki Południowej walczyć z kartelami.
Rzuciła okiem na Tyfona, a potem na swoje psy zachęcające tego pierwszego do zabawy. Na początku były ostrożne, ale widząc, że ich pani nie każe im zachować spokoju, wyluzowały postanawiając poganiać się z nowym towarzyszem, który na pewno dawno nie hasał po tak dużym terenie.
Szybko powróciła spojrzeniem na Sameen, która już była w połowie drogi minimalizując dystans między nimi. Kolejne zaskoczenie pojawiło się po gestach, o które nigdy nie oskarżyłaby blondynki. Poczuła dotyk na policzku, a potem drugie ciało przy sobie. Znieruchomiała. Trochę tak, jak Sam przy pierwszym razie, kiedy Eve postanowiła zminimalizować dystans i ją przytulić.
Życie zatoczyło koło.
Odetchnęła i wreszcie rozluźniła się odwzajemniając uścisk.
- Wcześniej tego nie lubiłaś – stwierdziła szeptem, żeby nie zaburzać chwili powitania. – Kto wie, czy tym razem nie dałabyś mi w pysk? – zapytała, kiedy poluzowała uścisk i spojrzała na twarz kobiety, ku której się uśmiechnęła. Nigdy nie spodziewała się, że Galanis ją fizycznie zrani, więc oczywiście był to tylko żart. Bo tak.. Eve powoli wracała do formy i umiała żartować wiedząc też, że jej towarzyszka nie do końca wyłapywała takie rzeczy, nawet jeśli w tym samym momencie ktoś się do niej uśmiechał. - Żartuje - podkreśliła i odsunęła się na krok. - Napijesz się czegoś, czy wpadłaś tylko zobaczyć czy żyje i lecisz dalej?
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Skinęła głową w potwierdzeniu.
- Widziałam tylko was i potwierdzam, że to prawda. – Nie było co się wykłócać. Nawet jakby chciała się o to kłócić to nie miałaby żadnych argumentów na potwierdzenie swojej racji (która racją nawet nie była). Sameen nie kłamała w liściku, który dołączyła do prezentu dla Eve. W jej opinii była najpiękniejszą kobietą w mieście, z pewnością nawet w okręgu, a może i nawet całej Australii. Nie mogła o niej zapomnieć chociaż uparcie próbowała. Dla dobra swojego i samej Paxton. – Co mu o mnie powiedziałaś? – Zapytała. – W aucie. – Doprecyzowała. Musiała wiedzieć. Chciała ufać Eve, ale nie wiedziała nic o tym kim był jej brat. Równie dobrze mógł teraz stać w oknie i celować Sam w plecy. Nie chciała stać teraz na baczność i nasłuchiwać każdego wrogiego, lub niepasującego do sytuacji dźwięku. Bawiące się ze sobą psy też nie ułatwiały nasłuchiwania. Nie chciała wpadać w paranoję i rozglądać się dookoła, ale w jej zawodzie bycie zabitym strzałem w plecy byłoby co najmniej… raniące i żenujące.
Zaśmiała się krótko. – Masz duży dom. Jestem pewna, że masz warunki do tego, żeby trzymać taki obraz. – Wzruszyła ramionami. Kupiła Eve obraz, ale nawet przez sekundę nie pomyślała o tym jak Eve mogłaby na niego zareagować, albo że otrzymanie obrazu mogłoby być jakimś problemem. – To obraz, Eve. Sztuka. Powinien być eksponowany i wystawiony, żeby ludzie mogli go oglądać. Oczywiście u ciebie w domu. – Nie widziała powodu, dla którego obraz nie mógłby sobie wisieć w domowych warunkach. Szczerze wątpiła, żeby ktoś nagle się dowiedział o tym, że wartościowy obraz wisi sobie na farmie w Lorne Bay. Ludzie patrzący na niego, znajomi czy rodzina Eve, nie byliby w stanie stwierdzić czy obraz jest oryginałem czy bardzo dobrą repliką. Sameen upewniła się, że obraz nie jest zaczipowany, więc w jej oczach był bezpieczny. – Zależy jakie masz do niego plany. – Powiedziała w końcu. – Mogę załatwić ci kogoś kto go oprawi bezpiecznie, żeby chronić go przed zniszczeniami i upływem czasu. W ten sposób będziesz mogła go eksponować, ale i chronić. Ewentualnie, jeżeli planujesz z niego zrobić zabezpieczenie na przyszłość to po takim oprawieniu możesz go trzymać na strychu, w piwnicy, w schowku, gdziekolwiek. Będzie zamknięty szczelnie, więc będzie odporny na kurz, zalania i prawdopodobnie pożar. Nie jestem pewna co do tego ostatniego. – Obrazy, które kupowała dla siebie, trzymała właśnie w ten sposób oprawione, w kuloodporne szkła, które chroniły przed wieloma czynnikami, na które nie miałaby wpływu. Nie trzymała ich wszystkich w jednym miejscu. Miała powykupowane schowki oraz różnego rodzaju posiadłości, gdzie pochowała rzeczy. Dla niej sztuka była czymś co chciała eksponować, ale jednocześnie traktowała jak zabezpieczenie na przyszłość. Nie chciałaby niczego sprzedawać, ale musiała być przygotowana na każdą ewentualność.
- Po drodze donikąd. – Nie planowała niczego. Nie chciała się do tego przyznawać, ale potrzebowała odpoczynku. Jej organizm bardzo często odmawiał posłuszeństwa. Bóle kręgosłupa i kolan coraz bardziej dawały o sobie znać. Wiedziała, że to przez co przechodziła teraz, miała na własne życzenie. Gdyby częściej korzystała z pomocy lekarzy czy fizjoterapeutów, to byłaby w stanie pracować dalej. Teraz musiała się pilnować, żeby nie zginąć z głupiego powodu. Chociaż dokładnie o to jej chodziło, żeby zginąć. – Wiesz… jasne, że będę brała jakieś zlecenia. Tak długo jak będę dawała radę i tak długo jak będzie zapotrzebowanie na moje usługi. – Zniżyła głos do szeptu i zerknęła przez ramię, żeby szybko oblecieć wzrokiem po wszystkich oknach. Chciała mieć pewność, że jednak nie są podsłuchiwane. – Może nie do końca dobrze się wyraziłam. Może nie chodziło o zabawę, ale po prostu o to, żeby raz w życiu robić coś z odpowiednich pobudek. – To nie tak, że próbowała się tłumaczyć czy dzielić zabijanie na dobre czy złe. Po prostu była przyzwyczajona do tego, że źle ludzie wynajmowali ją, żeby zabijać innych ludzi. Miłą odmianą było walczyć u boku kogoś kto nie płacił jej za to, żeby z nimi była i u boku kogoś kto walczył w słusznym celu. Wiedziała, że jej zawód nie do końca był normalny, ale poza tym to miała takie same odczucia jak każdy inny człowiek. Jak już robisz coś przez całe życie, to bardzo ciężko jest od tego tak po prostu odejść. Sameen próbowała i za każdym razem ponosiła osobistą porażkę.
- Nadal tego nie lubię. – Również odpowiedziała szeptem i pozwoliła na to, żeby uścisk trwał o jedną chwilę za długo. – Ale jak zdobywam zaufanie, to przychodzi mi to łatwiej. – Uśmiechnęła się jak już rozluźniły uścisk. Takie zaufanie i pozwolenie sobie na to, żeby kogoś dotknąć, było dla Sameen sposobem na okazanie sympatii i zaufania. Nadal nie miała powodu do tego, żeby Eve nie ufać. – Nigdy nie mogłabym cię uderzyć. – Gdyby doszło do tego, że musiałaby się wdać w jakąś fizyczną bójkę z Eve, to prawdopodobnie poddałaby się pozwalając na to, żeby Paxton wygrała. Nawet jeżeli doszłoby do tego, że musiałaby zginąć. Była ta garstka osób, na które Sameen nie byłaby w stanie podnieść ręki, chociaż w każdym innym przypadku robiła to bez zastanowienia się. – Wiem. Dziękuję. – Zaśmiała się doceniając to, że Eve pamiętała jak słaba w ogarnianie żartów była Sameen.
- Nie mam nic do roboty, więc jeśli nie będę ci przeszkadzać to chętnie się czegoś napiję. – Postanowiła, że przez kilka dni nie będzie się angażować w żadne kontrakty. Odruchowo zerknęła jeszcze w stronę farmy, którą zajmowała jej rodzina. Chciała się upewnić, że żyją chociaż z tej odległości ciężko było to stwierdzić. Równie dobrze mogli sprzedać farmę i się wyprowadzić. – Na pewno nie potrzebujesz się przespać? – Zapytała widząc zmęczenie na twarzy Paxton. – Nie chcę się narzucać. – Dodała.
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Poradzę sobie – stwierdziła odrobinę zbyt smętnie jak na rozmowę o obrazie, ale słysząc o „poleceniu kogoś”, kto znał się na zabezpieczeniu obrazu, od razu pomyślała o ogromnych kosztach, które się z tym wiązały. Nie byłoby jej stać na coś takiego, a nawet jeśli jakoś by uzbierała odpowiednią kwotę, to wolałaby ją zainwestować w pracę albo po prostu w siebie a nie obraz, którego utrzymanie zapewne kosztowało jej roczną pensję (jak nie więcej). Nie powiedziała jednak tego na głos, bo przeczuwała, że Sameen nie zrozumie. Z taką naturalnością mówiła o kupowaniu oryginalnych drogich obrazów i ich zabezpieczeniu, że jasnym było jak wyglądał jej świat. Miała kasę. Nieraz to udowodniła i chyba nieraz zapominała, że nie każdy mógł sobie pozwolić na podobne luksusy. Na wynajęcie – od tak – kogoś kto chociażby zabezpieczyłby obraz. To nie był świat Paxton. Nie tak wyglądała jej rzeczywistość zupełnie odmienna od tego, jak żyła Galanis.
Powiodła wzrokiem w stronę okien własnego domu i szczerze zaczęła współczuć blondynce, że ta ciągle oglądała się przez ramię. To musiało być niezwykle uciążliwe zwłaszcza, że wiedziała kto był na terenie farmy Paxton i że Jeremy dowiedział się tylko „że była koleżanką”, bo właśnie to Eve powiedziała mu w aucie a co bez problemu przyznała wcześniej (odpowiadając na pytanie Sam).
- Przyznaj, że robisz to też trochę dla zabawy. – Uśmiechnęła się nie zamierzając oceniać Sameen. Jednak mówiło się, że „pierwsze słowo do dziennika a drugie do śmietnika”, więc w określeniu pracy zabawą coś musiało być. Nie wzięło się znikąd. Mówiąc wprost Sameen dobrze czuła się w tym co robiła, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Gdyby faktycznie to jej nie odpowiadało, to już dawno rzuciłaby to w cholerę.
Nadal nie była pewna, jak traktować powrót Sameen, ale była już spokojniejsza. Nie reagowała tak jak kiedyś i nie miała też oczekiwań. Wcześniej uważała, że również ich nie posiadała, ale miała inne problemy natury psychicznej, z którymi się uporała albo.. być może to efekt zmęczenia pobytem w Karumbie.
- Tylko trochę. – Dokładnie palcami pokazała, jak bardzo trochę chciało jej się spać. Tak naprawdę bardzo, ale nic się nie stanie jak przełoży sen na godzinę później. – Napiję się kawy i będzie lepiej. – Odrobina kofeiny sprawi, że nie będzie bezczelnie ziewać podczas rozmowy z Sameen. – Zapraszam. – Wskazała kierunek, w którym sama również poszła jednocześnie sugerując aby kobieta wzięła ze sobą Tyfona. Wierzyła, że jej własne psy daleko nie uciekną, ale nie znała czworonoga Galanis na tyle aby wiedzieć, że ten nie zapuści się na spacer do pobliskiego lasu albo na budowę; brat Eve dostał od niej zgodę na budowę domu na drugiej części dużej działki.
- Kawa, herbata, woda? – zapytała o preferowany napój uprzednio sugerując aby Sameen zajęła miejsce przy stole w kuchni. – Opowiesz mi jak poszła walka z kartelami? – Nie, nie mogła o to pytać wprost. Przecież wiedziała. – Poprawka. Jakimi kartelami? Co ja mówię. Przecież ty zajmujesz się papierkową robotą. – Dokładnie to Sameen powiedziała, kiedy poznały się pierwszy raz. – Więc jak poszła walka z podatkami karteli? – Bo papierkowa robota kojarzyła jej się z księgowością i skoro Sameen (zapewne) nie mogła mówić wprost o swojej pracy, to mogła użyć zasugerowanej jej metafory. Nie musiała mówić wprost o zabijaniu. Mogła wspomnieć o bilansie całego przedsięwzięcia oraz zyskach i stratach, które przy tym poniesiono. Mogła sugerować, ale nie musiała wyznawać prawdy, co Eve jej podrzuciła uśmiechając się na znak, że mogły pójść w tym kierunku chyba, że Galanis chciałaby (i mogła) powiedzieć prawdę o zabijaniu przedstawicieli narcobiznesów.
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
- Okej. – Zmarszczyła delikatnie brwi. – Uraziłam cię? – Zapytała, bo zauważyła ten smętny ton odpowiedzi. Nie była pewna czy powiedziała coś nieodpowiedniego. Zawsze miała problem z mówieniem czegokolwiek, bo nie zdawała sobie sprawy z tego jak czasami łatwo było zranić drugą osobę. Chociaż nie. Bardziej nie zdawała sobie sprawy z tego jak ludzie interpretują słowa na własny sposób i że często wybierają bycie zranionymi. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że była to kwestia pieniędzy. Tym bardziej, że oczywiście nie wysłałaby tutaj kogoś, żeby sobie dorobił na oprawieniu obrazu, który jej podarowała. Sama zajęłaby się pokryciem kosztów. Chociaż w jej biznesie nawet często nie dochodziło do pieniężnych opłat. Ludzie bazowali na przysługach. Zaciągnęłaby u tego człowieka dług, który później, w odpowiednim momencie mogłaby spłacić.
Zaśmiała się cicho pod nosem. – To był właściwie pierwszy raz kiedy rzeczywiście zrobiłam to dla zabawy. – Uśmiechnęła się. Zawsze kiedy myślała, że powinna zrobić coś dla siebie, dla rozrywki to dopadały ją wyrzuty sumienia. Pamiętała jak pierwszy raz uzyskała wolność i zajęła się próbowaniem różnego jedzenia. Chciała poznawać świat i poczuć wolność, którą kiedyś jej odebrano. Z tym jedzeniem przesadziła tak mocno, że przez kilka dni walczyła z poważnym zatruciem pokarmowy. Z czasem jednak nauczyła się samokontroli, a później, bardzo powoli, docierało do niej, że niewiele rzeczy sprawiało jej przyjemność. Nie była przyzwyczajona do takiego życia.
- Okej. – Uwierzyła Eve na słowo. Rzeczywiście Tyfona wolałaby mieć przy sobie, więc wydała komendę w języku greckim i pies zaraz pojawił się u jej boku. Przyczepiła mu smycz i delikatnie pociągnęła za sobą, chociaż nie musiała tego robić. Pies szedł posłusznie przy jej nodze. Po wejściu do środka upuściła smycz Tyfona i nakazała mu się gdzieś położyć co pies posłusznie uczynił.
- Kawa. Czarna. Dziękuję. – Zajęła sobie miejsce przy stole i przez chwilę rozglądała się delikatnie po kuchni, ale w końcu skupiła wzrok na Eve, która zajęła się szykowaniem kawy. Zaśmiała się słysząc o podatkach karteli. – Ciężka sprawa. – Odpowiedziała po chwili. – Skomplikowane. Człowiek by pomyślał, że jak zaopatrzę ich w dodatkowe bronie to… jakoś to będzie, ale nic bardziej mylnego. Walka z wiatrakami. Kiedy rozbijaliśmy jakąś jednostkę okazywało się, że niedaleko stacjonowała inna grupa, o której istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Myślałam, że jak dostarczę im osoby potrafiące walczyć to wpłynę na ich morale. Tutaj też się nie udało. – W pewnym momencie dołączyła do niej Inej, która miała inne podejście do takich spraw. Była gotowa na rozpierduchę. Nie interesowało jej siedzenie i omawianie taktyki co praktykowała i wolała Sameen. Z pomocą Marlowe osiągnęli sporo. Mimo wszystko ciężko było mówić o jakimkolwiek postępie. – Po stronie rebeliantów walczą niedoświadczeni ludzie, którzy po prostu pragną wolności i normalności. Próbują robić to czym powinna zajmować się policja. – Minusem było to, że policja jakimś cudem rebeliantów traktowała jako swoich wrogów. Zapewne dlatego, że ci byli przekupieni przez kartele. No i dlatego, że nikt nie lubił jak ktoś się sprzeciwiał „władzy”. Nikt nie lubił kiedy jego autorytet był podważany. Teraz jak już Eve wiedziała czym Sameen się zajmuje to nie musiała za bardzo skrywać się z omawianiem tego. Tym bardziej, że nie podawała imion, bo to nie dotyczyło jej typowych kontraktów. Poza tym mówiła dostatecznie cicho, żeby jej brat niczego nie usłyszał.
ODPOWIEDZ