Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
#15

Bycie rodzicem nie jest łatwe i to w tak wielu aspektach, że człowiekowi się w głowie nie mieści. Molly od lat marzyła o tym, aby zostać matką, aby mieć swoje własne dziecko, ale na pewno można powiedzieć to, że nie była do tego przygotowana. Absolutnie. Książki parentingowe zaczęła czytać, gdy była już odpowiedzialna za Sally, kiedy przechodziła przez bezsenne noce zapewne z powodu wychodzących zębów. A może to były kolki? Trudno stwierdzić, dziecko nie chciało przyznać się do tego, co mu przeszkadzało. I to był wielki problem, bo brunetka chwilami zastanawiała się, czy ona w ogóle ma ten cały instynkt macierzyński. Owszem, przejmowała się Sally, chciała dla niej jak najlepiej, ale czy zawsze potrafiła odczytać, co jest dla małej najlepsze? W to wątpiła.
To jednak było nic, w porównaniu do tego, co się działo, kiedy dziewczynka po raz pierwszy zachorowała. Molly była więcej niż w panice! Oczywiście, była w trakcie dnia w lokalnej przychodni, gdzie Sally została zbadana, dostała jakieś leki, ale im bliżej było do nocy, tym sytuacja była cóż, gorsza. Dziewczynka nic tylko płakała/darła się, nie chciała pić, jeść nie mówiąc już o przyjmowaniu leków. W pewnym momencie, gdzieś już po 22, Molly się poddała. Wcześniej dzwoniła do matki, o jakąś poradę, w końcu wychowała trójkę dzieci, które przeżyły wiek niemowlęcy bez większych uszczerbków na zdrowiu, co najwyraźniej było sporym osiągnięciem, ale nie dostała żadnych działających porad. Może to była kwestia pokoleniowa? Sally była przecież zupełnie innym pokoleniem, niż Molly, Athena i Arielle.
Adams w końcu zdecydowała się pojechać do szpitala w Cairns, nie mając pomysłu na to, gdzie indziej mogliby jej pomóc. Lorne Bay nie było AŻ tak małym miasteczkiem, by wiedzieć w którym domu mieszka pediatra i mieć czelność pukać do niego po pomoc. Szpital wydawał się być najlepszym rozwiązaniem, choć sama podróż do niego miła nie była. W końcu brunetka mogła wziąć wyjące dziecko na ręce, jej kocyk i całą torbę ze specyfikami takimi jak butelka, grzechotka, smoczek i tym podobne i wejść w poszukiwaniu jakiejś pomocy. Natrafiła w końcu na kogoś w kitlu, czy tam w lekarskim fartuszku.
-Przepraszam, pan tu chyba pracuje...-zagadnęła kołysząc dziecko w ramionach. Cóż, jasno było widać, które z nich potrzebuje pomocy. Choć lada moment a i Molly przyda się pokój bez klamek.. Kochała dziewczynkę jak własną, ale ile można słuchać tego krzyku! Chciała otrzymać pomoc jak najszybciej, dla dobra ich obu.

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
12

Nie miał za bardzo potrzeby, by siedziec w domu. Dni spędzał w pracy, bo tam otoczony był ludźmi i ciągle się coś tam działo. Nie czuł się smaotny, tak jak wtedy gdy wracał do swojej sypialni w domu, który dzielił z siostrą i jej przyjaciółką. Może powinien już znaleźć coś dla siebie i wynieśc się na własne śmieci. Na razie wciąż nie był jednak pewien czy zostanie na dłużej w Lorne Bay, a szkoda mu było zachodu żeby szukać teraz odpowiedniego lokum i wynieść się z niego w przeciagu kolejnych kilku miesięcy. Wolał skupić się na pracy, do domu i tak wracał tylko po to żeby się położyć spać. Dzisiaj akurat miał caly dzień dyżur i drzemał w pokoju socjalnym, gdy tylko miał okazję. Tych jednak nie nadażyło się zbyt wiele, bo ciągle ktoś coś od niego chciał. Nawet jak powiedział, że nikt ma go nie mówić dopóki ktoś na oddziale nie będzie umierał, to okazało się, że akurat ktoś próbowal wyzionąć ducha. Tragedia.
Późniejsze godziny spędził na izbie przyjęć, gdzie też zawsze działo się o wiele za wiele. Właśnie wypuszczał z gabinetu jakąś kobietę, która musiał skierować na prześwietlenie, bo upadła dość niefortunnie i prawdopodobnie miała złamaną rękę. Gdy wychodził z gabinetu zaczepiła go jakas kobieta z dzieckiem w ramionach. – Tak, podobno – kiwnął głową i spojrzał na rozwydrzone dziecko, wtedy zrozumiał dlaczego nigdy nie chciał zostać pedriatrą. – O co chodzi? – Zapytał patrząc na kobietę, bo może dziecko płakało z jakiegoś normalnego powodu, może było głodne czy coś. – Coś nie tak z dzieckiem? – Zerknął ponownie na płaczące maleństwo i cóż, chyba tak, chyba to z tym coś było nie tak. – Proszę wejść do gabinetu – powiedział otwierając drzwi przed kobietą.

Molly Adams
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Każde kolejne wyzwanie, które rzucało rodzicielstwo wydawało się być trudniejsze dla Molly. Jak już opanowała nocne płacze i wychodzenie ząbków, rzucanie jedzeniem i ściąganie sobie skarpetek przy każdej możliwej okazji, to Graham wyjechał na kontrakt, a brunetka mu na to pozwoliła. Cóż, co miała zrobić, nie czuła się odpowiednią osobą, aby mu czegokolwiek zabraniać, nie oszukujmy się. Powiedziała po prostu, że zajmie się Sally i to było chyba wszystko, czego on potrzebował. Nie miała pretensji o to, absolutnie. Lecz jego nieobecność okazała się być niczym pikuś, gdy Sally zachorowała i Molly naprawę nie wiedziała co zrobić i nawet pomoc ze strony mamy jej nie pomagała. Czuła się po prostu zmuszona do pojechania do szpitala!
-Podobno?-zapytała nieco skonsternowana. Cóż, ona chciała się tylko zapytać o drogę do... izby przyjęć? Nawet nie wiedziała, gdzie się kierować, bo ona z przeziębieniem to najwyżej do internisty, nigdy nie była tak chora, aby jechać do szpitala, albo wzywać pogotowie! -No mała ma wciąż gorączkę, nie mogę sobie z nią poradzić-powiedziała, dalej kołysząc dziewczynkę w ramionach. Nie, nie była aż tak nieodpowiedzialną matką, która jechała na ostry dyżur po środki uspokajające dla malucha, bo dziewczynce wypadł smoczek z ust. No już bez przesady.
Weszła przed mężczyzną, siadając po drugiej stronie jego biurka, rzucając torbę pełną lekarstw, zabawek i tym podobnych na podłogę. Zaczęła tłumaczyć mu wszystkie niejasności, to co usłyszała w przychodni, co robiła i tak dalej-Nawet byłabym skłonna poświęcić jedną ze swoich kur w ofierze bogom zdrowia, skoro dorosłym pomaga rosół...-westchnęła. Co oczywiście było żartem, ale powiedziała to na głos. Miała wielką nadzieję, że lekarz to zrozumie i nie spojrzy na nią jeszcze dziwniejszym wzrokiem, niż kiedy Sally darła się w niebogłosy, albo kaszlała. No, ale gdzie miała być z chorym dzieckiem, jak nie w szpitalu, huh?

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Eric może nie był pediatrią i nie zajmował się opieką nad tak małymi dziećmi w Cairns, ale gdy był na swoich misjach to zdarzały się mu tam różne przypadki i musiał czasem handlować z chorobami nawet u takich pacjentów. Szczerze mówiąc to Worthington uważał, że pewnie kobieta nieco przesadza, bo bardzo często wpadały tu na izbę przyjęć rozhisteryzowane matki, które wróżyły swoim dzieciom najgorsze choroby, gdy taki maluszek miał tylko kolkę. Oczywiście był lekarzem i nie miał zamiaru ignorować ludzkich problemów, nawet jeżeli było to zwykłe panikowanie. Od tego ta był, by sprawdzić wszystko i uspokoić matkę, a jeżeli zajdzie taka potrzeba to i przeprowadzić wszelkie potrzebne testy i skierować na odpowiedni oddział. Był pewien, że w tym wypadku nie będzie potrzebna hospitalizacja.
Wysłuchał wszystkiego co kobieta ma do powiedzenia i pokiwał głową. - Dobrze, proszę położyć dziecko na kozetce - zaczął i poszedł sobie umyć i zdezynfekować ręce, a później podszedł do kobiety i dziecka. - Może mi Pani wierzyć na słowo, że w niektórych miejscach na świecie nawet "medycy" zalecają zabijanie kogutów o północy, żeby wypędzić chorobę. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z leczeniem, ale w tych mniej rozwiniętych krajach czasem przesądy i rytuały odgrywają równie wielką rolę co porządny antybiotyk. - Co prawda to pierwsze nie uleczy człowieka, ale przynajmniej zapewniało im spokój mentalny. Nikomu to nie szkodziło. No może oprócz koguta. On pewnie nie był najbardziej zadowolony. - Czy zaczęła ostatnio ząbkować? - Zapytał zerkając na kobietę. Dzieci miały często gorączkę przy tym jak wychodziły im ząbki. To było dość popularne. - Osłucham ją, tylko potrzebuje żeby ściągnęła z niej pani ciuchy. Może zostać w pieluszce. - Powiedział ściągając z szyi swój stetoskop, miał nadzieję, ze niczego nie usłyszy sprawdzając jej małe, biedne płuca.

Molly Adams
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Cóż, jeśli Worthington by powiedział, że Molly histeryzuje, co nie było by do końca profesjonalne z jego strony, ale nie można było powiedzieć, że byłoby to kłamstwo. I choć w tym momencie brunetka nie do końca zdawała sobie z tego sprawę, tak to było jej pierwsze spotkanie z chorym dzieckiem. Być może, jak to będzie kolejny gil, kolejne przeziębienie, zda sobie sprawę, jak żałośnie musiała wyglądać w szpitalu, gdy Sally miała tylko gorączkę. No ale, pierwszy raz zawsze zapada w pamięć, prawda? Niezależnie od tego, czego ten pierwszy raz dotyczył. No, ale na razie kobiecie do śmiechu nie było, nawet jeśli Eric miał wielką ochotę przewrócić oczami i zamiast lekarstw dla dziecka, wypisać środki uspokajające dla matki.
-Domyślam się, że stąd nie wyjadę z takimi zaleceniami-uśmiechnęła się, aby potwierdzić, że może jest nadopiekuńcza, ale nie jest głupia! No i wierzy w medycynę XXI wieku, co w czasach ostatniej pandemii, której co prawda w Lorne Bay nie było, wcale nie okazało się takie częste i popularne. -Z resztą, szkoda by mi było moich kurek. Nie wiem, własnego zwierzęcia nie potrafiłabym zjeść...-zaczęła przygotowywać Sally do badania, choć ona tego położenia ponadrocznej dziewczynki, które może miała gila po pas i marudziła, ale nie da się posadzić w jednym miejscu, jakby do kompletu z chorobą, miała również owsiki w dupie. A nie miała... Chyba!
-Nie, nie wydaje mi się, żeby jakieś nowe zęby jej szły-powiedziała. Kilka już było w buzi dziewczynki i posługiwała się nimi bez problemu, niezależnie czy było to jedzenie, zabawka czy czyjaś ręka, lub co innego. Ach te dzieci... -Jasne-powiedziała ściągając koszulkę z dziecka, a także sadzając ją sobie tak, by była plecami do lekarza. Jednak mała wiercipięta wcale nie miała takiego zamiaru i obracała się patrząc na mężczyznę, którego widziała pierwszy raz w życiu i teatralnie kichnęła, niemal nie tracąc przy tym równowagi. Molly spojrzała na lekarza, ale ten nie powinien kręcić nosem czy oczami, bo w końcu wiadome jest, że zdrowi ludzie do niego się wybierają! Plus, nie można oczekiwać, że dziecko będzie wiedzieć, aby kichać w zgięcie łokcia!

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Cóż, ciekawe kto się bardziej stresował. Ona stanem zdrowia dziecka, czy Eric, że musiał badac dziecko chociaż nigdy nie było to jakaś jego specjalizacją. Oczywiście zajmował się małymi pacjentami, gdy byli na misji i był jedynym lekarzem w okolicy. Jednak w takich normalnyc warunkach, nie miał z nimi za bardzo do czynienia. W każdym razie musiał sobie jakos poradzić i starał się wyglądać przy tym wszystkim jak najbardziej prosejonalnie. Widział też, że matka dziecka jest dość mocno zdenerwowana. To nie pomagało nikomu.
- Postaram się przepisać coś lepszego niż zabicie kury – powiedział posyłając jej usmiech. Może ten drobny żarcik nieco ją rozluźni. Miał taka nadzieję, bo dziecko na pewno wyczuwało jej nerwy i tylko jeszcze mocniej samo się nakręcało. Tu trzeba było spokoju, który Eric próbował utrzymać. Nie pokazywał po sobie, że ta sytuacja jest mu trochę obca. – Ooo... ma pani kury? Jakieś specjalne rasy? Widziałem kiedyś w internecie te takie puchate. Śmiesznie wygladały. – Postanowił, że będzie ją zagadywał. To często działało na pacjentów, którym trzeba było na przykład pobrać krew, ale bardzo bali się igieł. Ona co prawda pacjentką nie była, ale też się stresowała. Może zadziała. Metoda prób i błędów.
- Okej – pokiwał głową, chociaż trochę był zawiedzony, że to nie zęby i jednak rzeczywiście będzie musiał spróbować się wykazać i przypomnieć sobie wszystko to czego uczył się o dzieciacj na studiach. Na pewno sobie poradzi, był pilnym uczniem. Poza tym, nie różniły się az tak bardzo od dorosłych. Organy były te same, choroby też.
- Okej... mamy tu małą wiercipiętę – usmiechnął się do dziewczynki i nie miał jej za złe tego kichnięcia! To w końcu było dziecko, nie rozumiało wielu rzeczy. Poza tym gorsze zarazki miał w okolicy. Pracując w szpitalu mierzył się z wieloma zakaźnymi chorobami. Musiał brać dużo specyfików na odporność. Eric może i nie miał jakiegoś wielkiego doświadczenia z dziećmi ale nie był też imbecylem. Dał więc dziewczynce drewnianą szpatułke żeby sobie jej podotykała i popatrzyła co to, a sam zaczął ją osłuchiwać. Najpierw na pleckach, a później poprosił Molly żeby obróciła ja przodem do niego i osłuchał ją na klatce piersiowej. – Dzielna pacjentka – powiedział tym razem zerkając na Molly. – Ma lekkie szmery na płucach. Pewnie wydzielina się jej tam zaległa. Przepiszę jej syrop wykrztuślny. Ale sprawdziwmy jeszcze gardło – tym razem sam sięgnął po nową drewnianą szpatułkę, by zajrzec jej do gardła, co już nie było takie łatwe, bo dziewczynka zaczęła płakac. – Okej... z tym może być już mały problem... – spojrzał błagalnie na kobietę z nadzieją, że jakos uda jej się dziecko uspokoić i będzie mógł dokończyć badanie.


Molly Adams
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Patrząc na to, że Molly musiała się stresować i nie bardzo miała wyboru, bo po pierwsze, była osobą, która się przejmuje losem dziecka, a po drugie, tak po prostu wypadało, a także na to, że Eric, bądź co bądź, znajdował się w budynku pełnym innych lekarzy, niektórych także bardziej wykształconych w tematach około dziecięcych... Cóż, jakby Worthington bardzo się stresował, to zaraz zadzwoniłby po posiłki. A jakby był wredny, pardon, przebiegły czy zaradny, to zaraz sprowadziłby tu jakiś studenciaków, aby się nauczyli i przyjęli na siebie te dziecięce kichnięcia i kaszlnięcia. Także Molly wygrywała, zdecydowanie. Szkoda tylko, że w nagrodę będzie parę zmarszczek i siwych włosów w ogólnym rozrachunku.
-Super, będę wdzięczna. Nie chciałabym się stresować koniecznością latania za ptaszyskiem z siekierą. A jakby jeszcze biegała bez głowy, jak się czasem mówi, to chyba byłabym pana następną pacjentką, ale tym razem na oddziale psychiatrycznym-cóż, z chorób psychicznych nie powinno się żartować, tak samo jak z okrucieństwa w kierunku zwierząt, ale powiedzmy, że to była chęć nieco rozluźnienia atmosfery.
-To są chyba kury ozdobne-zaśmiała się, ale wiedziała że są różne, bo interesowała się tematem, zanim sprowadziła sobie nieco drobiu na chatę. Choć ona sądziła że są kury dachowce, które są najpopularniejsze i te rasowe, niczym koty. No, ale tak nie było, to było bardziej skomplikowane-Żółtonóżki kuropatwiane. Jeśli dobrze wymówiłam-Bo to była skomplikowana nazwa. A było żółtonóżki, zielononóżki, Rhode Island Red i tak dalej.
-O tak, zdecydowanie. I nie wiem, czy powinnam się cieszyć, bo jednak zachowuje się jak zawsze, czy denerwować, że nie potrafi usiedzieć na miejscu przez trzy sekundy-stwierdziła. Tak, gadanie o głupotach chyba jej dobrze szło i trochę się uspokajała. -Czyli... będzie żyć?-tym razem to ona wysiliła się na żart, no ale ta wydzielina wcale nie brzmiała jakoś źle, ani na skomplikowaną chorobę, na którą małe, bezbronne dzieci potrafiły umrzeć. A przynajmniej cierpieć. To zawsze jakiś plus. -Już skarbie, jeszcze moment...-przytuliła dziewczynkę do siebie, aby ją uspokoić. Cóż, w poradnikach, które namiętnie czytała od powrotu do Lorne Bay, nic nie było na temat wlewania syropku na gardła malucha, czy zabierania go na badania lekarskie. Pal licho szczepienie, problem był przez sekundkę, a potem chwila ryku, nic, czego nie dałoby się znieść. Teraz było nieco trudniej. Molly wstała, aby ukołysać małą, choć jak tak darła paszczę, to można było zerknąć w gardło, choć w szkodliwych warunkach pracy...

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Gdyby Eric miał teraz po kogoś dzwonić to, by dostał informacje, że musi sobie sam radzić, bo to jego dyżur na SORze i dopóki nie było to nic wielce poważnego, to musiał sobie poradzić. Czy to mu odpowiadało czy nie. Oczywiście nie do końca mu to odpowiadało, ale był koniec końców lekarzem i widział gorsze rzeczy na swoich misjach niż rozpłakane dziecko i matka w histerii.
- Jeżeli pani potrzebuje to mogę przepisać coś na uspokojenie, delikatnego żeby mogła pani trochę... wyluzować - może nie była to najbardziej medyczna terminologia, ale w końcu lekarze czasem powinni mówić ludzkim głosem, a nie rzucać jakimiś łacińskimi sentencjami. - Wie pani, że stres matki udziela się też dziecku? - Pewnie wiedziała, bo teraz kobiety czytały te wszystkie książki, poradniki i tak dalej. Pewnie wiedziała na takie tematy więcej niż on. On umiał w choroby, ale jakieś wychowawcze albo rozwojowo psychologiczne rzeczy to zupełnie nie była jego bajka. Dlatego nigdy nie chciał być psychiatrą. Już wolałby być znanym neurochirurgiem.
- Naprawdę? I jeszcze mają takie zabawne nazwy? Widzę, że jest pani znawczynią drobiu. - Uśmiechnął się do niej, bo może taka rozmowa pomagała jej się rozluźnić w tej nieco stresującej sytuacji więc postanowił ją kontynuować na tyle na ile było to możliwe. Szczególnie, że on się nie znał na kurach, a kto wie może się czegoś nauczy, w końcu człowiek się uczył całe życie.
- Zdecydowanie powinna się pani cieszyć, dobrze, że jest ruchliwa... najwyżej w przyszłości będzie musiała Pani jej założyć kask na głowę, żeby sobie krzywdy nie robiła - oczywiście żartował sobie teraz. Nie zalecałby ciągłego zakładania na głowę dziecka kasku. Aczkolwiek osoby, które nie umiały usiedzieć w miejscu były bardziej narażone na urazy. - Jak najbardziej, będzie żyła. - Uśmiechnął sie zarówno do dziewczynki jak i do niej. - Dam też syrop na gorączkę i proszę podawać jak tylko będzie wiecej niż 37 stopni, nie ma po co trzymać gorączki i osłabiać organizmu. Niech też dużo pije. - Podał kolejne kilka informacji, a później trzeba było zrobić tą złą rzeczy i sprawdzić dziewczynce gardło, co nie było takie łatwe niestety. Całe szczęście jakimś cudem, po chwili siłowania się, wyszło. - Okej, ma trochę powiększone migdałki, ale nie widzę ropy także z tym też sobie poradzimy. Może już ją pani ubrać. - Powiedział i wstał z kozetki ściągając rękawiczki, które później wyrzucił do kosza i ruszył w stronę biurka. - Obejdzie się na razie bez leków na receptę. - Odręcznie wiec wypisał jej wszystkie syropy na specjalnej kartce i znów podszedł do niej żeby ją jej wręczyć. - Proszę się nie martwić, nic jej nie będzie. - Uśmiechnął się spoglądając na kobietę i postanowił jej zadać pytanie, które może było nie do końca na miejscu. - Co Pani robi w walentynki? - No trudno, to był Eric. Tracił trochę swojego rozsądku w rozmowach z ładnymi kobietami.

Molly Adams
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Kto miałby odwagę, aby tak odpyskować lekarzowi nauk medycznych, Ericowi Worthingtonowi?! Pewnie jakaś piguła oddziałowa, której nikt nie lubił za to, jak zrzędziła i jak traktowała inne osoby. Gdyby medyk zwrócił się bezpośrednio do studentów, to pewnie nikt nie miałby odwagi mu odmówić, a część stażystów aż by się paliła do tego, by móc samemu kogoś zbadać, bo pewnie tylko stali z boku i się przyglądali do tej pory. No, ale może lepiej dla zdrowia Sally, że a) Eric miał wystarczającą wiedzę, b) była w dobrych rękach, doświadczonego lekarza. Bo niezależnie od wszystkiego, Molly czuła się zaopiekowana i nie było najmniejszej szansy na to, żeby złożyła jakaś skargę, oficjalną czy nieoficjalną na to, co miało miejsce.
-Niektóre kury są tak totalnie wymyślne, że człowiek się zastanawia, czy to jeszcze kura-stwierdziła, mając na myśli jakieś wystawowe gatunki, które może i składały jajka jak ich przeciętne kuzynki, ale wyglądały jak taka Kim Kardashian wśród reszty kurczaków.
-Aż tak jest to widoczne, że jestem nadopiekuńcza i zagubiona?-zapytała nieco zawstydzona. Okej, zdawała sobie sprawę z tego, że panikowała, ale to chyba nie było nic nadzwyczajnego, tylko normalne zachowanie matki (którą Adams nie była, ale cii). -Już się cieszę, że nie mamy schodów w domu, bo musiałabym bramki, jak dla psów, zakładać-przyznała. Sally była na tyle duża, że już raczkowała od dawna, a od niedawna próbowała wstawać i chodzić, więc oczy trzeba było mieć dookoła głowy. A przy upadku ze schodów, to kask to mogłoby być zdecydowanie za mało. -Dziękuje-przyznała, przyjmując kolejne informacje, zwłaszcza tą przewidującą dalsze życie. No, to była informacja, na którą Molly czekała. Choć nie było to nic, czego zwykła sąsiadka z Tingaree, która wychowała na własnej piersi kilkoro własnych dzieci, nie powiedziałaby ledwo zerkając na dziecko. Molly dokończyła ubieranie dziewczynki i posadziła ją sobie z powrotem na kolanie.-W walentynki? Myślę, że bez problemu mogłabym przyjechać na kontrolę tego dnia-boże, Adams. Przynajmniej dobrze, że potwierdziłaś, że masz wolny dzień, ale to pytanie dotyczyło konkretnie jej, a nie dziecka! No nie ogarnęła kobieta, że to pytanie było zadane w bardziej osobistym celu,  a przecież życie w celibacie i staropanieństwie nie było tym, do czego aspirowała!

eric worthington 
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Uśmiechnął się do niej i kiwnął głową. – Moją ulubioną kurą jest i tak, ta z rożna – zażartował sobie może w trochę nieudany sposób, ale nikt nie powiedział, że każdy żart pana Erica musi być udany. Chociaz ten i tak nie był aż taki najgorszy. On tam się uśmiechnął pod nosem. Głupie, bo głupie ale trochę działa. Nie znał sie też na hodowli drobiu, więc nie miał już nic mądrego do powiedzenia w tej sprawie. Na gotowaniu się trochę znał więc o sposobach na przyrządzenie dobrego kurczaka z rożna już mógł porozmawiać.
- Widać, ale to chyba nic dziwnego. Większość mam się tak zachowuje. – No przecież nie wiedział, że Molly nie jest biologiczną mamusią tego dziecka. Pewnie gdyby była, to może aż tak, by nie panikowała, wiadomo, że z obcym dzieckiem jest gorzej. - W takim razie radzę zainwestować w osłonki na rogi stołu, ja sobie nabiłem guza o nie, przynajmniej moja mama tak mówi. – A wiadomo, że z mamą się nie dyskutowało i trzeba było jej ufać we wszystkim co mówiła. Eric był blisko ze swoją rodziną, jednakże jeszcze nie powiedział im o swojej prawdziwej orientacji seksualnej. Ojciec był pastorem i pewnie, by mu się nie spodobało, gdyby jego syn kiedyś przyszedł na rodzinny obiad ze swoim nowym chłopakiem. Oczywiście nie wykluczone, że to się i tak nigdy nie stanie. W końcu równie dobrze mógł stracić głowę dla jakiejś kobiety i rodzice nigdy, by się o niczym nie dowiedzieli. Jak na razie jednak tak na poważnie kochał tylko jedną osobą i cóż, Robin zdecydowanie nie był kobietą. Wcześniej Eric oczywiście był zakochany, miał nawet dziewczynę, pewnie nawet nie jedną, ale tak naprawdę kochał tylko Callawaya i skończyło się to złamanym sercem. Zaśmiał się pod nosem słysząc jej odpowiedź i pokręcił delikatnie głową na boki. – Myślę, że kontrola nie będzie potrzebna jeżeli objawy zaczną jej przechodzić – wyjaśnił, bo nie było to nic groźnego, no chyba, że choroba rozwinie się bardziej to wtedy oczywiście trzeba będzie wpaść. – Pytam co Pani robi w walentynki, czy ma Pani wolne żeby wybrać się ze mną na kolacje – wyjaśnił przyglądając się jej z uśmiechem, który błąkał się po jego twarzy. Rozbawiła go trochę.

Molly Adams
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Żart może nie był wysokich lotów, ale był całkiem smakowity.-Cóż, ja znowu lubie te w panierce, lekko pikantne, z sosem sriracha-mayo-przyznała. Na pewno jakiś lokal w Australii serwował pyszne kanapki z kurczakiem, nawet jeśli to był fast food. To, że miała swoje kury za płotem, wcale nie znaczyło, że totalnie wyrzekała się jedzenia tego jakże pysznego mięsa. Mogło to równie dobrze wskazywać na to, że z zimną krwią szlachtuje swoje kurki, by zjeść obiad. To też nie była prawda. Ilość spożywanego kurzego mięsa raczej się nie zmieni, ale jedno mogła przysiąc, nie będzie sama zabijać swoich milusińskich. Niezależnie czy chodziło o rożen, nuggetsy czy rosół.
Aww, to było urocze, że Eric nazwał Molly mamą. Nie była biologiczną matką Sally i nie miała mieć nigdy własnych dzieci, więc bycie adopcyjną mamą było wszystkim, na co mogła liczyć.-Przechodzi z wiekiem?Dziecka, oczywiście-dopytała. Cóż, dobrze by było, dla jej serducha i siwych włosów (obecnie sztuk: 3), by jednak trochę się uspokoiła w przyszłości. W końcu przyjdzie niedługo przedszkole i gile po pas będą niemalże codziennością. A przynajmniej będą bywały raz w tygodniu. Jeśli Molly będzie panikować za każdym razem, to się zajedzie!
-Spokojnie, mieszkanie mamy już profesjonalnie zabezpieczone. Jednak obawiam się, że niektóre z nich ona łatwiej rozbroi, niż ja-zaśmiała się. Tak, sytuacja gdzie Joey w Przyjaciołach nie mógł otworzyć szuflady zabezpieczonej przed Emmą, wcale nie była taka różna od tego, jak wygląda sytuacja w rzeczywistości. Nawet jeśli ma się więcej szarych komórek niż Tribbiani. I to ten z Nowego Jorku, a nie miejscowy. Rodzice też czasem muszą się wiele uczyć. Niezależnie czy to jest otwieranie szafki za pomocą ukrytego magnesu, czy tolerancja i akceptowanie wszystkich wyborów dziecka. Nie było to zawsze łatwe, więc może czasem lepiej było ukrywać coś przez jakiś czas, zanim człowiek nie będzie stuprocentowo pewien, czy to jest właśnie to, czego chce i pragnie w życiu.
-To bardzo dobrze-powiedziała, bo nie lubiła jeździć z Sally samochodem, jeszcze nie miała tak podzielnej uwagi. Z resztą, jak miała być już zdrowa, to tylko się cieszyć, że choroba się skończy i to w prosty i szybki sposób. Ile taki maluszek może się męczyć!
-Oh...-Molly się zmieszała. Totalnie tak tego nie odebrała. Dlaczego? Na pewno nie dla tego, że było to nieodpowiednie miejsce i nieodpowiedni czas na to, by zapytać. Oczywiście, że tak było, nie bójmy się powiedzieć. Jednak Molly nie sądziła, że ktokolwiek mógłby być zainteresowany randką z samotną matką. Z resztą... Skąd Eric w ogóle wiedział, że Adams nie ma męża, który teraz ciężko pracuje, by brunetka mogła być stay at home chicken mom. No, ale nieważne.-Wydaje mi się, że nie powinno być problemu. Dlaczego nie, chętnie-chciała zabrzmieć nieco bardziej entuzjastycznie, niż na początku zabrzmiała. Właściwie, to dlaczego nie? Przecież nic złego się nie stanie, jeśli pójdzie na jedną randkę. A lekarza w rodzinie zawsze dobrze mieć, choć do tego jeszcze bardzo daleko.

eric worthington
Lekarz oddziału ratowniczego — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Lekarz oddziału ratunkowego, który przez lata jeździł na misje z ONZ.
Uśmiechnął się do niej i pokręcił lekko głową. - Niech Pani nie przecenia umiejętności małych dzieci, na pewno sama sobie z tymi zabezpieczeniami nie poradzi - no, bo nie ma się co oszukiwać. Dzieci nie miały na tyle dużo siły, żeby coś nacisnąć na tyle żeby odskoczyło. Nawet nie miały na tyle sprawnych dłoni, by to zrobić. Także wątpił w to, że Molly ma się czym martwić. Cóż, Eric nie był fanem dzieci jak widać, albo po prostu podchodził do nich raczej na chłodno i realistycznie. Dzieci nie byli jak dorośli, nie były inteligentna... oczywiście nie tak jak dorośli, bo na jakiś tam swój sposób to owszem. Zawsze go mierziło jak jacyś ludzie gadali coś w stylu, że ich dziecko to jest geniuszem i tak dalej, miał ochotę powiedzieć, ze taki z bachora geniusz jak z koziej dupy trąba, bo nawet nie wie ile to jest dwa plus dwa.
Eric teraz naprawdę się cieszył, że jednak nie poszedł na pediatrę, nie miał absolutnie cierpliwości do dzieci i okej z tą jedną dziewczynką sobie poradził, ale jakby miał mieć takich kilkanaście w ciągu dnia? Oszalałby. Nie. To nie było dla niego. Wolał ludziom nastawiać nogi albo zszywać rany niż zajmować się dziećmi. Dobrze, że takie przypadki przytrafiały mu się naprawdę bardzo rzadko. Teraz zaczął się nawet zastanawiać czy gdyby kiedykolwiek miał zostać ojcem to nagle straciłby resztki rozsądku i zachowywałby się jakby pół mózgu, by rodzicielstwo odebrało. Miał nadzieję, że nie, chociaż też szczerze wątpił, że kiedyś rzeczywiście ojcem zostanie. Raczej to było nie do wykonania, znaczy okej do wykonania, ale Eric wolałby nie.
- Świetnie - uśmiechnął się do niej, gdy się zgodziła na spotkanie. - W takim razie tu jest moja wizytówka - powiedział i wyciągnął z kieszeni fartucha małą tekturkę, na której napisane było jego imię i nazwisko oraz numer telefonu. - Daj znać jak będziesz wiedzieć czy będziesz miała z kim zostawić dziecko i podaj adres to po Ciebie podjadę i się gdzieś wybierzemy - Eric naprawdę nie miał problemu z zapraszaniem ludzi gdziekolwiek. Nawet nie miał problemów z tym, żeby wciągać kokainę z kobiecych cycków, więc jakby Molly chciała bardzo zaszaleć to też, by się mógł na to pisać. W każdym razie dał jej możliwość podjęcia decyzji i się pożegnali, bo dziecko zaczynało być coraz bardziej niezadowolone, że musi niepotrzebne minuty spędzać w szpitalu.

2xzt
Molly Adams
sumienny żółwik
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Cece - Bruno - Cait - Mira - Mei - Olgierd - Hannah - Owen - Benedict
ODPOWIEDZ