Instruktorka tenisa — FRESHWATER TENNIS CLUB
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Nowoczesna hipiska, ucząca dzieci bogaczy gry w tenisa, lubiąca podróże swoim campervanem i sączenie szampana, gdy nikt nie widzi.
#12


Nie da się ukryć, że Stasia czerpała wielką przyjemność z życia blisko natury. Nie na co dzień, bo doskonale czuła się w Opal w mieszkaniu, z ciepłą wodą, prysznicem, kuchnią i toaletą, a także z regularnymi wizytami u kosmetyczki... No, ale jak już blondynka wsiadała do swojego campervana, to niespecjalnie kusiło ją poznawanie nowych miejsc, jazda do jakiś miasteczek - lubiła zaparkować vana po środku niczego, tam gdzie oczywiście było to dozwolone. Uwielbiała rozpalić ognisko, patrzeć w gwiazdy i totalnie nie przeszkadzało jej to, jak inni podróżnicy przysiadali się do niej, czy ona do nich i doskonale się bawili. Tak, zdecydowanie to lubiła.
I choć ostatnio nie jeździła nigdzie sama, bo jednak miała jakiś uraz po tym, jak myślała, że ktoś chce ją zaatakować w nocy, w miejscu gdzie jej auto było jedynym. Nie jej wina, że coś się jej uroiło, że słyszy głosy, że spanikowana zadzwoniła do swojego przyjaciela Mike'a a ten przyjechał. Inna sprawa, że nie powiedział jej o tym, więc jak się pojawił pod jej vanem, to prawie padła trupem ze strachu. No, na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze, a nawet bardzo dobrze dla tej dwójki. I wtedy też Stasia zadecydowała, że jeździć będzie już tylko ze swoim przyjacielem slash chłopakiem. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do tej myśli!
No, ale trochę przykro było, że w środku lata, w środku tygodnia była uziemiona w Lorne Bay. Jednak nie należała do osób, które by się użalały nad sobą w łóżku... Postanowiła użalać się nad sobą na plaży, wiedząc że jest spora szansa, że nie będzie tam sama, a spotka osoby podobne do siebie, z którymi będzie można miło spędzić czas. Bardzo się nie pomyliła, bo wchodząc na plażę, widziała już grupkę surferów - ci niespecjalnie ją interesowali. Jednak kawałek dalej zobaczyła rozpalone ognisko i szczerze mówiąc, to ją zachęciło. Nie bardzo miała jakiekolwiek opory, aby podchodzić do osób, których nie znała. Lubiła poznawać nowe osoby. Nawet okazało się, że nie musi tego robić, bo znała Sarah i jej chłopaka, którzy siedzieli przy tym ognisku wraz z innymi osobami -Hejo, hejo-powiedziała do wszystkich, siadając na piasku i od razu zaangażowała się w rozmowę i nie tylko. -Nie idziesz się z nami kąpać w oceanie?-zapytała Ell, która była obok niej i jakoś niespecjalnie była chyba zachwycona tym pomysłem. Stasia uważała, że jest wspaniały, uwielbiała czuć fale oceanu na swoim ciele. Jednak skoro wszyscy inni się do tego garnęli, to głupio tak było zostawić Ell samą przy ognisku. Postanowiła zostać z nową koleżanka i rozejrzeć się za czymś do dołożenia do ogniska. -Znałaś wcześniej Sarah?-zapytała, sięgając do turystycznej lodówki, która należała do kogoś z grupy i zaczęła przeglądać znajdujące się pośród lodu. Wyszperała tam pepsi i usiadła z powrotem na przy ogniu, spoglądając w stronę oceanu z rozmarzeniem.

ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
027
Stasia & Ell
light a campfire and everyone is a story teller
outfit
Życie wewnątrz rezerwatu rzeczywiście miało k i l k a drobnych minusów. Ell nie przejmowała się tragicznym (a zazwyczaj wręcz z e r o w y m) dostępem do Internetu, ani brakiem możliwości poruszania się po leśnych terenach samochodem (którego bynajmniej nie miała). Za to złościła się, kiedy nieproszone zwierzęta „porządkowały” grządki w ogrodzie założonym przez babcię (oby jej dusza odnalazła wolność), niszcząc przy tym posadzone rośliny. Irytowała się również, kiedy nagle odcinano im prąd (a ona musiała zgadywać, czy zapomniała zapłacić zaległe rachunki, czy znowu powalone drzewo przerwało linię wysokiego napięcia) i nie mogła dokończyć oglądać ulubiony program w telewizji. Mimo to nie zamieniłaby życia w Tingaree na żadne inne. A wiedziała co mówi! Przez kilka lat podróżowała po świecie i choć nie zwiedziła wielkich miast (uważała je za nudne i pozbawione duszy), przekonała się, że żadna plaża i żaden las nie były w stanie dorównać temu, co miała tutaj. Aborygeńską kulturę miała we krwi; pozbawiona jej bliskości, zaczynała odczuwać dławiącą serce pustkę.
Hmm — mruknęła, wyrwana z głębokiego zamyślenia, widząc wbity w siebie wzrok uroczo uśmiechniętej blondynki. — Nie, nie idę. Wiesz, dzisiaj jest Noc Wszystkich Żywiołów — powiedziała, a oczy momentalnie urosły jej do rozmiaru większego nawet od monety; zawsze działało tak na nią mówienie o duchowych zwyczajach. — Morze będzie dzisiaj wzburzone, zapewniam. Ci wariaci nie wiedzą, co czynią! Na ich miejscu, dwa razy bym się zastanowiła. Bo wiesz, duchy nie lubią, gdy zakłóca się im spokój — wyznała, nawet nie patrząc w kierunku grupy moczącej się wśród wysokich fal. Za to wyciągnęła stopy ku ognisku, rozkoszując się ciepłem skrzących płomieni.
Z drugiej strony, nie wiem, czy coś mi się nie pomyliło — dodała, marszcząc brwi i podrapała się po brodzie; zawsze miała problem z zapamiętywaniem dat, a w zasadzie z zapamiętywaniem czegokolwiek. — To wina wina — zaśmiała się ze swojego ż a r t u, po czym potrząsnęła plastikowym kubkiem z białym (tanim) winem w środku; wino bez posmaku siarczanu to nie wino!
Sarah? Nie, nie znałam — odpowiedziała, pociągnąwszy kolejny łyk. — Znam za to Mike’a. Wiesz, chyba wydawało mu się, że będziemy razem. Śmieszne — rzuciła lekko i pierwszy raz obejrzała się ku morzu. — Bo widzisz, ja nie uznaję związków. To głupia koncepcja. I przez nią ludzie mają później złamane serca. Po co więc sobie to robić? — mówiła, jak zwykle rozgadując się na wiele tematów, którymi nowo poznana dziewczyna prawdopodobnie nie była zainteresowana. Ell zawsze mówiła dużo. Dużo i szczerze, przez co często zapominała dochowywać tajemnic!


Stasia Hayworth
Instruktorka tenisa — FRESHWATER TENNIS CLUB
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Nowoczesna hipiska, ucząca dzieci bogaczy gry w tenisa, lubiąca podróże swoim campervanem i sączenie szampana, gdy nikt nie widzi.
Cóż, nie ma miejsc idealnych. Utopia nie istnieje i Stasia akurat w to wierzyła całym swoim sercem, więc nie bolałoby jej wcale to, że miejsce, w którym chciałaby zamieszkać ma swoje negatywne strony, minusy, które by jej uprzykrzały życie, które prowadziła i chciałaby prowadzić. Opal Moonlane też ma swoje minusy, na przykład bloki, które średnio pasowały do otoczenia rezerwatu, czy dziedzińce bardziej kojarzące się z wielkimi miastami, a nie małym miasteczkiem.  Stasia była poniekąd mistrzynią, a przynajmniej dobrą zawodniczką w temacie akceptowania rzeczy, które nie są takie, jak ona by chciała. Sama też nie była idealna, więc czemu cokolwiek wokół niej miało być idealne? No, plus skoro nie jest idealna, to nie wolno jej tego od innych ludzi, czy zdarzeń lub faktów, tego oczekiwać!
-Noc wielkich żywiołów?-zapytała, bo jak niektórzy kojarzą takie daty jak "zimna Zośka", nawet nie wiedząc kiedy to dokładnie jest, ale Stasia musiała przyznać, że nie kojarzyła wcale takiego dnia jak "Noc wielkich żywiołów" -Opowiedz mi coś o tym-powiedziała, siadając ze skrzyżowanymi nogami tak, by móc przyglądać się nowo poznanej koleżance i spijać słowa z jej ust. Totalnie nie znała się na duchowości, ani wszystkich zwyczajach Aborygenów, ale totalnie ją to interesowało i bardzo chciałaby wiedzieć więcej. Uważała, że w dzisiejszym świecie ludzie stają się totalnie nijacy, zabiegani za pieniądzem, karierą i własnym szczęściem. A brakowało im czegoś głębszego w życiu. Nie, żeby ona była bardzo wierząca w cokolwiek, ale takie momenty jak ten, kiedy jeśli by się chciało, to by poczuło się coś w powietrzu. A blondynka chciała. Od dłuższego czasu już dążyła do tego, na przykład wpatrując się w gwiazdy, gdy zatrzymywała swojego camper vana pośrodku niczego.
-Mike?-zapytała, choć doskonale wiedziała, że nie jednemu psu burek, tak od razu pomyślała o jej Mike'u, jej przyjacielu z dzieciństwa, wspaniałym gościu, który jest zdecydowanie zbyt idealny dla niej. A czy dla Ell też by taki był? Na pewno nie, kobieta wydawała się być naprawdę fajną babeczką  - na tyle, na ile można kogoś poznać przez kilkadziesiąt minut przebywania w jednym miejscu. Nie wydawała się być pustą lalą, która świeci ciałem, by zwrócić uwagę na siebie, a to już coś! Jednak szybko się zorientowała, że nie zauważyła swojego dawnego znajomego wśród ludzi, bawiących się na tym ognisku. Na pewno więc chodziło o jakiegoś innego chłopaka. -Ale mówisz o małżeństwie, czy o związkach?-zapytała. Ona właściwie to marzyła o tym, aby mieć kogoś, choć czy aż do tego etapu, żeby mieć na ręce pierścionek? Nie była wcale taka pewna.-Nie wiem, złamane serce to nic dobrego, tutaj się jak najbardziej zgodzę... Ale dobrze mieć kogoś takiego... swojego?-cóż, ona bardzo by chciała. Choć szukanie, a raczej znajdowanie kogoś takiego, wcale nie szło jej zbyt dobrze. Łatwiej jej było zainteresować sobą mężczyzny, niż go utrzymać przy sobie. Patrzyła się na Ell z żywym zaciekawieniem i fascynacją taką, że przypatrywała się teraz Ell, czy stwierdzenie, że ona w związki wierzy, nie wpłynie na to,  że brunetka nie będzie chciała jej opowiedzieć o tym wyjątkowym wieczorze.

ell c. donoghue 
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Ell przyjrzała się blondynce z uwagę, oceniając, czy dziewczyna z a s ł u g i w a ł a na wyjawienie sekretów święta aborygeńskiego ludu (a ściślej mówiąc, święta, które być może wymyśliła pięć minut temu pod wpływem energii zesłanej przez poczciwego ducha). — Wystarczy, że spojrzysz na morze, a sama zrozumiesz, co kryje się za tym dniem. Musisz to poczuć. Doświadczyć, żeby zrozumieć — powiedziała, przymknąwszy oczy, by nacieszyć się dotykiem porywistego wiatru na policzkach. Zawsze podchodziła do ludzi z przyjazną otwartością, mimo wyniesionych z domu nauk, które nakazywały ostrożność wobec obcych. Rodzice starali się wnieść w życie swoich dzieci ducha nowoczesności, ale dziadkowie Donoghue mieli zupełnie inne zdanie i nie omieszkali wpoić go licznym wnuczętom. Ell była z tego powodu szczęściarą! Miała wiedzę nie tylko o zwyczajach swoich przodków, ale również nie bała się podążać ścieżką nowoczesności. Problem pojawiał się wtedy, gdy musiała wybierać. Bo sercem zawsze bliżej było dziewczynie do aborygeńskiej kultury. Nie lubiła szumnych miast, gdyż były bezpłciowe, miałkie. Szybie życie, niska kultura – co w tym pociągającego?
Tamten niewysoki brunet z twarzą przypominającą zbłąkanego pudla — wyjaśniła, licząc, że o b r a z o w y opis chłopaka wystarczy, by blondynka rozpoznała go wśród innych osób. Mike był miłym gościem, lubiła go. Przez chwilę wydawało się, że między nimi może nawiązać się romans, ale gdy próbował zbliżyć się, Ell uciekała. Jeszcze niedawno ochoczo zaciągnęłaby go do łóżka (lub w jakiekolwiek inne miejsc) lecz teraz coś ją blokowało. Ktoś ją blokował. Sama m y ś l o nim, ją blokowała. Cholera! Że też życie jest takie skomplikowane, gdy w grę wchodzą uczucia! Po co to komu?!
Zakrztusiła się usłyszawszy słowo małżeństwo – przerażało ją jeszcze bardziej niż związek, który sam w sobie uważała za koszmar polegający na ograniczaniu się w kontaktach międzyludzkich, cierpieniu, a nawet śmierci. Tak, Ell nie miała wokół siebie najlepszych przykładów, wciąż bowiem nie pogodziła się ze śmiercią siostry, która wraz z mężem uległa wypadkowi. On przeżył. Ją musieli zakopać.
Dobrze? Mieć? Kogoś? — wydukała. — Ludzi nie należy posiadać! Każdy powinien być wolny. Nieskrępowany. Ile wtedy można doświadczyć radości! Dobrze ci radzę, nie wiąż się. Kochaj siebie. Kochaj ludzi. A najlepiej, kochaj się z ludźmi. Każdy ma w sobie coś wspaniałego, pięknego. Jak można ograniczać się do jednej osoby? — mówiła, zanurzając się w temacie, który w ostatnich tygodniach spędzał jej sen z powiek. Bowiem łatwo było wykrzykiwać swoje przekonanie. Trudniej było się ich trzymać.
Instruktorka tenisa — FRESHWATER TENNIS CLUB
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Nowoczesna hipiska, ucząca dzieci bogaczy gry w tenisa, lubiąca podróże swoim campervanem i sączenie szampana, gdy nikt nie widzi.
Stasia absolutnie nie wyglądała na kogoś, kto miał jakiekolwiek korzenie aborygeńskie, nie przy swoich blond puklach i jasnej cerze. Jednak oczy się jej świeciły żywym zainteresowaniem, takim szczerym. Trudno powiedzieć, czy tak wyglądała, ale jej zainteresowanie było autentyczne, nie chciała zrobić dowiedzieć się tego, by potem robić sobie żartów z tego, co Ell jej przekazywała. Na pewno były takie osoby, bo ludzie byli okrutni. Nie wiedzieli co to świętość, o szacunku nie wspominając. Ta tematyka była wyjątkowo narażona na szyderstwa, Stasia zdawała sobie z tego sprawę. Może dlatego też tak ciężko było spotkać kogoś, kto był chętny, czy w ogóle gotowy do tego, by zdradzić to, w co wierzy i opowiedzieć o tym. Nie da się ukryć, że Aborygeni byli dość hermetycznym społeczeństwem, ale to chyba było zrozumiałe. Dlatego też blondynka czekała, czy zostanie oceniona pozytywnie i dane będzie jej dowiedzieć się czegokolwiek ciekawego tej nocy. Miała w planach co prawda się rozerwać i zabawić, ale to też nie było wcale takie złe.
-Woda jest dość wzburzona...-powiedziała, odwracając się w stronę oceanu i patrząc na niego. Chciała to zobaczyć, poczuć tą siłę, energię o której wspominała jej koleżanka. Często spoglądała w wodę po zmroku, w różnych częściach australijskiego wybrzeża i szczerze? To nie widziała tej mocy, wyjątkowości i nie czuła niczego. Eh, nie bardzo jej się ta odpowiedź podobała, bo znaczy, że nie miała tego czegoś lecz nie zamierzała się na razie do tego przyznawać.
-A okej, myślałam o innym Mike'u-uśmiechnęła się nieco zawstydzona, że jej wszystkie myśli kierowały się wokół tego jednego mężczyzny, który co prawda pojawiał się i znikał z jej życia, ale w pamięci żył na zawsze. W tym momencie była zbyt skupiona na falach i osobach, które w nich brodziły, by szukać miłego chłopca o twarzy pudla.
-W porządku?-zapytała, słysząc to jakby parsknięcie ze strony Ell. Dzieliła całą swoją uwagę pomiędzy nowej koleżance i wodzie, ale należała do osób, które rozmawiając z kim, musiały skupić się na tej osobie. Pewnie, parę słow można powiedzieć patrząc przed siebie, czy na bok, ale prawdziwa rozmowa musiała mieć kontakt wzrokowy i nić porozumienia takiego bardziej... fizycznego, by była pełnowartościową wymianą zdań. A brunetka wydawała się być naprawdę fascynująca. Z mocnymi wierzeniami, pewna swoich słów, nie bojąca się powiedzieć nawet najbardziej kontrowersyjnych słów, jeśli w nie wierzyła.
-Nie w tym sensie-powiedziała. Małżeństwo mogło wydawać się oddaniem się komuś konkretnemu, daniem praw do swojej osoby, niekoniecznie ciała komuś obcemu. Jednak zwykły związek? To była bliskość, metafizyczne przyciąganie, zależność, a nie żadne oddawanie się w posiadanie komuś. -Chodziło mi, że dobrze jest mieć kogoś, z kim można rozmawiać na każdy temat, powiedzieć, zaufać... liczyć na pomoc i kochać też-przecież to o to chodziło w miłości, a nie o możliwość dodawania zdjęć przystojniaka na instagram, chwalenie się nim, czy ucieranie komuś nosa tą miłością. Hayworth nie była jakaś wielką fanką ślubu, obrączek i tak dalej. Jednak kogoś bliskiego chciała mieć, nawet jeśli to były tylko jej wyobrażenia, które nie miały z prawdą wiele wspólnego. -A jeśli się poznało na ten moment tylko jedną osobę, z którą chce się patrzeć w rozgwieżdżone niebo?-zapytała szczerze. Nie negowała słów Ell, absolutnie. Może myśl o tym, że człowiek jest połówką jabłka, więc brakuje mu "połówki", która może być tylko jedna, była nieprawdziwa, ale czy w znalezieniu jednej takiej osoby musiało pchać człowieka do szukania kolejnych? To już była zupełnie inna sprawa. Szukanie na siłę, a niecelowe znalezienie wielu pokrewnych dusz - to coś innego jednak.

ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Bardzo dobrze znała argumenty przemawiające za słusznością odgradzania się od napływowej ludności. Wspomniany hermetyzm miał za zadanie chronić mniej liczną społeczność przed wykorzystywaniem lub – czego obecnie mieszkańcy Tingaree obawiali się najbardziej – przed wpuszczeniem do swojego grona konia trojańskiego. Byli ostrożni. Obawiali się, że zdradzając swoje sekrety, otworzą niecnym duszom drogę do wnętrza swojego świata i tym samym przyczynią się do zastawienia pułapki na samych siebie. Ell uważała to za przesadę – nie chciała żyć tak, jakby na każdym kroku czyhał ktoś pragnący odebrać ziemię należącą do jej przodków, a teraz do niej samej.
Jest zła — uznała, odwracając spojrzenie od morza. — Nie chce, by do niej wchodzono. Moja prababka powiedziałaby, że… W każdym razie lubiła mówić, że… Wiesz, zapomniałam. Na pewno miało to związek z muchami i złym humorem. To było dawno — machnęła ręką, całość wypowiedzi gmatwając tak bardzo, że blondynka prawdopodobnie nie zrozumiała zupełnie niczego. I trudno się jej dziwić.
Mamy zioło? — spytała, zrywając się nagle z miejsca. Podeszła do rzeczy pozostawionych przez grupę wolącą spędzać czas w wodzie i zaczęła przeszukiwać ich kieszenie, licząc, że znajdzie jakiegoś poprawiającego nastrój skręta. Lub dwa.
Z a l e ż n o ś ć była dla Ell nie do przyjęcia. Była sobą. Była jednostką. Chciała kochać wszystkich! Dlaczego ktoś miałby mieć prawo jej tego zabronić? Dlaczego ktoś miałby prawo wpływać na podejmowane przez nią decyzje? Dlaczego miałaby stać się c z y j a ś? Nie, tego Ell nie pojmowała. — Od tego są przyjaciele, prawda? — spytała, marszcząc brwi w konsternacji. — Tylko jedną? — wyraźnie ją to zasmuciło! Sama myśl, że ktoś miał wokół siebie tak mało ludzi była przygnębiająca. Na szczęście w tym momencie Ell znalazła w kieszeni czyjegoś plecaka małe zawiniątko oraz zapalniczkę, co wywołało uśmiech na jej twarzy.
Wiesz, nie znam się na gwiazdach — odparła, nie do końca rozumiejąc, co blondynka mogła mieć na myśli.
Kocham wolność. Brak skrępowania. Nie pozwolę, by ktoś zamknął mnie w potrzasku. A prędzej czy później miłość wiąże się z oczekiwaniami. Nawet seks wiąże się z oczekiwaniami. Nie rozumiem, dlaczego ludzie się na to godzą, skoro dokoła jest tak wiele do odkrycia — powiedziała. — Ale rozumiem, że każdy czerpie radość z czegoś innego — dodała, podpalając skręta. Pierwszym pociągnięciem poważnie się zakrztusiła, aż łzy pojawiły się w kącikach jej oczu. Dopiero następną dawkę dymu udało jej się dłużej zatrzymać w płucach.
Chcesz? — spytała, uśmiechając się zachęcająco.
Instruktorka tenisa — FRESHWATER TENNIS CLUB
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Nowoczesna hipiska, ucząca dzieci bogaczy gry w tenisa, lubiąca podróże swoim campervanem i sączenie szampana, gdy nikt nie widzi.
Oczywiście, że to co robili Aborygeni było sensowne, żeby nie powiedzieć konieczne. W końcu nie robili tego z powodu swojego widzimiesię, czy dlatego że byli po prostu chamscy i zamknięci na nowych ludzi, nowe kultury, współczesność i tak dalej. Absolutnie, los ich tego nauczył, że nikt ich nie będzie szanował, jeśli nie zawalczą o sobie. To było przykre z wielu powodów. Po pierwsze, dlatego że byli do tego zmuszeni, a po drugie, że dlatego też zamykali się przed tym, by pokazać innym swoją kulturę. Przecież w taki sposób mogliby ją szerzyć, dbać o kultywację. W końcu rodzina to stan "umysłu", a nie więzy krwi. Tylko czy w tej sytuacji też tak jest?
Słysząc, że zaraz usłyszy słowa pewnej, zapewne znanej, prababki, która miała wiele do powiedzenia na temat tajemnych sił, natury, energii pochodzącej z morza... No, to było coś, na co w tym momencie Stasia czekała niczym dziecko na pierwszą gwiazdkę, wróżkę zębuszkę czy stara panna na swojego księcia na białym koniu. -Tak? Co mówiła?-zapytała, będąc już mocno podekscytowaną i absolutnie nie gotową na taki zawód.-Muchy, zły humor i złe morze?-zmarszczyła nos, totalnie niczego już nie rozumiejąc. Czekała jeszcze na jakieś wytłumaczenie, lecz się go wcale nie doczekała. Eh, szkoda. No ale Ell chyba była już chętna na dalsze zwierzenia i mówienie o złych duchach, niestety.
-Totalnie by mnie to nie zdziwiło-Stasia także lubiła sobie zapalić, nawet miała swoje zapasy, ale z pewnych względów, głównie logistycznych, trzymała je w swoim camper vanie. Nie było nic lepszego, niż przyjemnie upalonym leżeć i wpatrywać się w gwiazdy, słuchać szumu oceanu lub wiatru pośród drzew. Po kilku zaciągnięciach się skrętem jakoś wszystko wydawało się być piękniejsze, a przynajmniej o wiele bardziej poetyckie. W środku miasteczka nie było takiej atmosfery, więc na co dzień Hayworth raczej nie dostarczała sobie takiej rozpusty. Choć teraz... Były na plaży, przy ognisku, ocean przyjemnie, choć nieco złowrogo. Tak tak, może to była siła perswazji, ale Stasia teraz to coraz bardziej to słyszała. I widziała też że na razie nic złego nikomu się nie działo, więc może wcale woda aż tak bardzo się nie buntowała i broniła. To dobrze, bo Stasia na bank nie była gotowa na udzielanie komukolwiek pomocy, wyławianie tonących ani nic takiego. Nie wiadomo, jakby się odnalazła w tak kryzysowej sytuacji.
-Jedną-przytaknęła. Szczerze? To w tym momencie nie chciała nikogo więcej, żadnej drugiej miłości, nie mówiąc o trzeciej i czwartej. Po prostu nie byłaby w stanie podzielić swojego czasu pomiędzy tych wszystkich, swoją pracę, przyjaciół. Blondynka nie lubiła robić niczego na pół gwiazdka. Może dlatego, że w młodości trochę tak była traktowana, jako piąte koło u wozu, trzecie dziecko, któremu można poświęcać najmniej uwagi, bo ani nie jest problematyczne, ani idealne, jak jej bracia.
-Bo tak jest bezpieczniej-powiedziała. Nie, nie miała tutaj na myśli ani żadnych chorób wenerycznych, bardziej znajomość oczekiwań, czy brak zaskoczeń. Może i brakowało dreszczyku ekscytacji, nowości i nieznanego, ale nie każdy był tego fanem. Dobrze jest mieć pewność, że po wszystkich przygodach, czy wycieczkach można wrócić do znajomego, lubianego otoczenia. Pod tym względem blondynka była widać nudna i cóż, mentalnie ograniczona? Nie każdy był tak bardzo otwarty i pewny hm... siebie, aby na coś takiego się zgodzić. Choć ona sama siebie uważała za kogoś o luźnym podejściu do życia, świata i otwartym umyśle,
ale widać że wcale tak nie było. Cóż, najważniejsze, że Stasia w tym momencie swojego życia była zadowolona i nie powinna porównywać się do innych, nawet najbardziej inspirujących ją osób.
-Wszystko okej?-zapytała, patrząc na nową koleżankę. Nie da się ukryć, że Donoghue w dość szybki sposób udało się sprawić naprawę ciekawe pierwsze wrażenie u nowo poznanej kobiety. Niektórzy ludzie tak już mają! -Pewnie-wyciągnęła dłoń po skręta, nawet nie myśląc o tym, że może nie powinna. A dlaczego by nie powinna? No właśnie, nie było znanego jej powodu! Przejęła więc skręta i sprawnie się nim zaciągnęła. Cóż, teraz się nie dziwiła reakcji brunetki. -Mocny, woah-powiedziała. W końcu zioło ziołu nie równe, nie? Podobno...

ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Nasłuchała się w życiu — najwięcej w dzieciństwie oraz za życia dziadków, którzy bardzo chętnie wspominali o przeszłości, która dla Ell wydawała się niewyobrażalnie odległą historią — opowieści, które zawładnęły jej sercem i przekonały, że bycie częścią tej społeczności to przywilej oraz zaszczyt, który w sercu powinna nosić z dumą. Ale dorosła (przynajmniej w pewnym tego słowa znaczeniu) i zrozumiała, że z a m k n i ę c i e nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Dlatego chowała w sobie sprzeczne myśli — jakby walczyła nie tylko ze sobą, ale przede wszystkim z naukami, które zaczerpnęła od osób bliskich sercu, od rodziny oraz duchowych przywódców.
Babka była naprawdę ciekawą kobietą, wiesz? Ale nie każdy ją rozumiał. Niektórzy nawet się jej bali, a moje rodzeństwo, szczególnie starszy brat, który odciął się od społeczności wyraźną kreską, uważa, że była szalona — westchnęła w zamyśleniu. — Nie może mieć racji. Złe muchy, zły omen. To wszystko ma sens. Nie? — dumała, prawdopodobnie wyglądając na odciętą od rzeczywistości, do której powróciła dopiero po dłuższej chwili, by przeszukać możliwe skrytki i odnaleźć p a c h n ą c e g o skręta.
Żałowała, że Stasia nie powiedziała niczego więcej. Bezpieczeństwo brzmiało naprawdę przyjemnie, ale pojedyncze słowo nie zdołało rozjaśnić jej w głowie ani — tym bardziej — nie pozwoliło zrozumieć perspektywy blondynki. Może mówiła za dużo, tym samym przytłaczając nowo poznaną dziewczynę? Nie byłoby to dla niej żadnym zaskoczeniem — wielokrotnie słyszała, że potrafi być… męcząca.
Z pomocą zjawiła się marihuana.
To najgorzej skręcony blant, jakiego trzymałam w dłoniach — mruknęła, ale jego moc (która pewni wynikała z dużej ilości zioła i niewielkiego (szczątkowego?) dodatku tytoniu to wynagradzała. Ell nie paliła papierosów, nie lubiła ich zapachu, ale wiedziała, że tytoń dobrze komponuje się w skrętach.
Chyba niewiele mówisz co? — zagadnęła, oddając dziewczynie skręta. Wypuściła dym z płuc i położyła się na plecach, ignorując grupę szalejącą gdzieś nieopodal. — Ja mówię za dużo. Tak twierdzi moja mama. Niektórzy to lubią, Milo nigdy nie narzeka i pozwala mi wygadać się w swoim towarzystwie, ale jest trochę mrukliwy. Jak ty — wspomniała, próbując dowiedzieć się o dziewczynie czegokolwiek.
Masz kota? — spytała, nagle obracając się tak, by móc spojrzeć na Stasię. Wyciągnęła również ku niej dłoń, by oddała jej blanta. Przynajmniej chwilowo, po dwóch zaciągnięciach mogła dalej się nim dzielić!
Instruktorka tenisa — FRESHWATER TENNIS CLUB
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Nowoczesna hipiska, ucząca dzieci bogaczy gry w tenisa, lubiąca podróże swoim campervanem i sączenie szampana, gdy nikt nie widzi.
To było super. Dzieci były jak gąbki, chłonęły wszystko, co wpadało im jednym uchem, niezależnie od tego, czy było to coś mądrego, zabawnego, czy też może były to tematy, które nigdy nie powinny dojść do małych uszek. Wiele dzieci miało dziadków, czy innych członków rodziny, którzy mieli o czym mówić, niezależnie czy były to prawdziwe informacje, czy też jakieś zmyślone rzeczy. Tylko tego się w dzieciństwie nie doceniało. A teraz Stasia mogła śmiało powiedzieć, że zazdrościła swojej nowopoznanej koleżance tego, że miała takie doświadczenia i taką babkę, która nie gryzła się w język, jednocześnie przekazując wnuczce i całej gromadce dzieci swoje życiowe mądrości i historie.
-Może w tym szaleństwie jest metoda?-zaśmiała się. Odkąd odnalazła siebie, wcale nie uważała, że określenie "szalona" było obraźliwe. Wręcz w niektórych przypadkach było to niesamowitym komplementem, niemalże jak stamp of approval! -Nie każdy jest gotowy, aby wszystko rozumieć, czy utożsamiać się z nim. Ma do tego prawo-przyznała, nie wiedząc, czy Ell dobrze zrozumie to, co blondynka miała na myśli. Ona nie chciała oceniać nikogo, uznawała, że każdy ma prawo mieć swoją rację, filozofię i uważać ją za najmądrzejszą. Nie ma tylko prawa do tego, aby przekonywać do niej innych, za wszelką cenę!
-Nie wszędzie liczy się piękno-zaśmiała się. Może był i nieco pokraczny, czy tam krzywy lub w pewnych miejscach za gruby, ale czy to było ważne? Absolutnie, niezależnie od piękna, czy staranności, będzie spełniał swoje zadanie. Najważniejsze, aby nie rozpadał się w trakcie popalania.
-To zależy od tematu-zaśmiała się. Haysworth nie była zawsze milcząca czy wycofana, o nieśmiałości nie mówiąc. Jednak nie należała do osób, które paplają tylko dlatego, aby niezapadła niezręczna cisza, ani do osób, które zawsze musząc być w świetle reflektora, mówiąc o sobie, nawet jeśli nikt tego tak naprawdę nie słucha.-Fascynuje mnie to co mówisz po prostu. A na dodatek to, co powiedziałaś, zdecydowanie spowodowało, że mam o czym myśleć-przyznała. Dla blondynki Ell była po prostu mega ciekawą osobą, taką, jakich nie spotyka się zbyt często. Tak otwarcie mówiąc o tym wszystkim, złych duchach, o swoim podejściu do życia, które nie było takie mocno mainstreamowe... Zdecydowanie takie słowa potrafiły zamieszać w głowie, w taki pozytywny sposób.
-Nie uważam, że mówisz za dużo! Serio, wydaje mi się, że mogłabym słuchać Cię całą noc!-zaśmiała się. Mogło to zabrzmieć dziwnie, ale to nie było w tym momencie ważne.
-Nie, moja współlokatorka ma psa. Samej mnie jakoś nie ciągnie do posiadania zwierząt, jeszcze nie teraz. Może na starość, jeśli kiedykolwiek się ustatkuję-przyznała. I tak, obawiała się, co na ten temat może powiedzieć Donoghue - skoro miała coś przeciwko monogamii, ustatkowanie się również może uważać jako chory wymysł współczesności, który nie jest zgodny z naturą człowieka. -Choć jakbym miała wybierać, to chyba wolałabym mieć kota, aby mi mruczał leżąc koło mnie...-przyznała. I nie musiałaby wychodzić na spacery, bo choć była aktywną kobietą, to nie widziało się jej, aby wychodzić na spacery na jakiś akord, na czyjąś zachciankę...

ell c. donoghue
ODPOWIEDZ