Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
Gilbert nigdy nie odczuwał potrzeby pójścia na terapię, jednak to wcale nie znaczyło, że jego życie było idealne, nie miał żadnych problemów, ani jej nie potrzebował. W końcu większość osób chodzi na terapię ze względu, że posiadały w swoim życiu takie osoby, które powinny się wybrać do specjalisty, ale absolutnie nie miały na to ochoty. Czy wierzył w takie rzeczy? Pewnie tak, nie należał do osób, które uważały, że pójście na terapię jest równoznaczne z posiadaniem trądu, czy koniecznością zamknięcia w pokoju bez klamek. Kto wie, może to podniosłoby komfort życia Zeimera?
-Cóż, niektórzy lekarze zatrzymali się ze swoją wiedzą kilka wieków temu, więc jakoś to stwierdzenie mnie to nie dziwi-powiedział. W końcu nawet w Australii na pewno byli tacy lekarze, którzy odmawiali wykonywania pewnych rzeczy, których w XXI wieku można się spodziewać, ze względu na własne przekonania, klauzulę sumienia i tak dalej. A jak wiadomo, to już było głębokie średniowiecze i nóż się w kieszeni otwierał. To było przykre, w końcu lekarze należeli, a przynajmniej powinni należeć, do grupy ludzi najbardziej wykształconych, którym z założenia się ufa swoim życiem i zdrowiem, a tu takie niespodzianki....
-Cóż, dziękuje-pokiwał głową, bo Romy niespecjalnie miała wiele okazji dowiedzieć się, jak zabawnym gościem był na co dzień. Jednak miło było coś takiego usłyszeć, bo niewątpliwie to był komplement.-Najgłupszą przygodę, hm...-musiał się chwilę zastanowić. Bo mówiąc szczerze, cięty język wcale nie musiał się łączyć z przypałem w życiu. Można było być złotoustym, a jednak prowadzić nudne życie. Gil jednak trochę na przypale żył, mając tak liczne rodzeństwo nie raz było się wsadzonym na minę. -Kurcze, trochę tego było, ale powiedziałabym, że bardziej stawiałem na ilość, a nie jakość....-wyjaśnił, bo cokolwiek by nie powiedział, na pewno nie będzie to najbardziej odjechana sytuacja na całym świecie. No i klasycznie, codziennie przed snem takie sytuacje pojawiają mu się przed oczami, a teraz nie może sobie żadnej przypomnieć i nie, nie była to gra na czas. Nie wszystkie przypały stawiały go w złym świetle!-Cóż, jakbyś pytała o czasy szkolne, to kiedyś powiedziałem do pani od historii mamo, ale jak byłem dorosły już, to hm... Zabij mnie, ale wszystkie historyjki, które mi przychodzą do głowy, są dość lamerskie, albo głupie, a nie zabawne. -spojrzał na dziewczynę z miną przepraszającą, że niestety, nie zapewni jej rozrywki w tym momencie.
-Bycie zabawnym to największy komplement, bycie śmiesznym już niekoniecznie-przyznał. Choć nie zawsze bycie śmiesznym było wadą, albo świadczyło o człowieku negatywnie. Jednak między śmiesznością, a żenadą była naprawdę cienka linia, którą łatwo przekroczyć, nie zdając sobie z tego sprawy. Każdy inny to jednak bez problemu zauważy.
-Żyć teraz... Cóż, może coś w tym jest, ale można mieć zdanie, czy to co było kiedyś było fajne, a co nie-bo nie oszukujmy się, trudno żyć, nie porównując się do czegoś, kogoś, nie szukając nawiązań do różnych sytuacji czy oceniania tego, że oni mieli lepiej, lub że dziwnie by było żyć w taki sposób. Gilbert na przykład cieszył się, że nie jest dzieciakiem teraz, kiedy miało się tą smycz w postaci telefonu, zarówno ze strony rodziców, jak i rówieśników, nauczycieli i każdego innego. -Dokładnie, w końcu używanie takich określeń absolutnie nie musi o niczym świadczyć. To może być jakiś inside joke tej rodziny-przyznał. A bo mało było takich sytuacji, kiedy dla kogoś jakieś słowo znaczyło więcej, niż tysiąc słów i nie rozumiał tego nikt poza nimi?
Gilbert ani przez sekundę nie musiał się zastanawiać nad tym, dlaczego ten zawód. Miał konkretny powód i brzmiało to naprawdę nieźle. Bo jakby powiedział, że jego childhood hero był inspektor Gadżet, to brzmiałoby to śmiesznie. W końcu niezależnie jakby się starał, to nie spełniłby swoich marzeń, bo wołając "dalej dalej ręce gadżeta" nic by się po prostu nie działo. -Jak byłem w liceum, to zaginęła dziewczyna z okolicy. Włączyłem się w poszukiwania, rozwieszałem ulotki i chodziłem z ludźmi, przeczesując okolicę. Potem jeszcze zaginęła siostra mojego kumpla. Po prostu chciałem pomagać w takich sytuacjach, takim rodzinom-przyznał. A że na razie zajmował się głównie drobnicą, można było oceniać dwojako. A) nie od razu Rzym zbudowano, b) w tej okolicy raczej nie było poważnych spraw. I jedno było normalne, a drugie wręcz pozytywne.
-No dobra, masz tutaj racje. W Australii wiele rzeczy można robić na dworze-przyznał. Choć siedzenie w domku na drzewie to było niemalże siedzeniem w domu, no ale koparki na plaży miały już znacznie więcej sensu. I były mocno geekowe dla każdego, kto tylko skończył sześć lat i przestał wołać "babko babko udaj się, bo jak się nie udasz, to cię zjem". -Myślę, że ich laski tutaj ich zaciągnęły siłą, a teraz zniknęły w tłumie i czekają na nich-zaśmiał się. Dziewczyny obecnie nie miał, ale jakby dał się siostrze, to pewnie tak samo by skończył. Eh, ciężkie jest życie faceta. Tak przyglądając się gościom jarmarku, zauważył swoich znajomych, stojących przy jakimś innym stoliku. No super kumple, nie ma co. -Wybacz, namierzyłem swoich znajomych, którzy łaskawie mieli czelność się znaleźć. Miło było Cię poznać. Jakbyś kiedyś miała kogoś do śledzenia, to wiesz gdzie mnie szukać-uśmiechnął się, bo wiedział, że choć nie zostawił swojej wizytówki, to dało się namierzyć, kim jest i jak się z nim skontaktować.

romeine h. simmons

/zt
ODPOWIEDZ