sprzedawczyni — gia's candlewick
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
I care not.
- Nie mam marzeń – powiedziała wzruszając ramionami. Pewnie jakies miała, ale nie chce mi się sprawdzać w KP co to mogłoby być. Może wyrwanie się z Lorne Bay? Prawdopodobnie coś takiego. Nawet jej się to na chwilę udało, mieszkała w Cairns i gdyby nie jej toksyczny chłopak to być może dalej, by tam sobie żyła. No, ale nie. Ten idiota musiał kogoś potrącić będąc naćpanym i jeszcze uciec z miejsca wypadku. Cece obawiała się, że prędzej czy później policja ich odnajdzie więc wybrała powrót w rodzinne strony, pomoc rodziców w zakupieniu farmy i ratowanie zwierzątek. Dodatkowo pracując też u jego mamy.
- Gdybyście ich nie wyciągali i nie reanimowali pewnie, by umarli, więc też się przydajecie do ratownaia ludziom życia – chyba najmniej w tej kwestii była przydatna policja. Oni czasem tylko przeszkadzali i cóż, działali po fakcie, często jak już nie było kogo ratować. Cece nie lubiła glin, chociaż pewnie się zaraz okaże, że ma kogoś takiego w rodzinie i będzie przypał. Dobrze, że z wojskowymi nie miała problemu, bo wtedy musiałaby nie lubić własnego brata. Chociaż czy ta marynarka to takie prawdziwe wojsko? Nie walczył na wojnie, więc ciul go tam wie.
- Ja tam bym nie chciała być blisko ani takiego, ani takiego – czy na wolności, czy w zoo, wszystkie wyglądały strasznie. Wolałaby się do nich nie zbliżać. Niezależnie od tego czy były trochę oswojone, czy wcale. Zdecydowanie bardziej była za głaskaniem swojej świnki, albo piesków i kotków. No i niedługo też kur, bo wciąż planowała zbudować kurnik i mieć swoje własne eco jajka.
- To nie tak, że lubię... nie jestem powalona – skrzywiła się, bo nie bawiło ją to naginanie prawa. Gdyby nie musiała to, by tego nie robiła. – Nie kradnę niczego innego. Tylko biedne zwierzaki. – Żaden z niej złodziej, ona wolała się określać jako wybawicielka.
- Pewnie Twoja mama ma szósty zmysł – ciekawe czy taka Cece umiałaby ich rozróżnić, pewnie tak, bo z doświadczenia wiem, że ten drugi był... specyficzny. Blondynka na bank od razu, by to wyczuła. Zbyt wiele czasu spędziła z toskycznym eks żeby nie zauwayć niektórych czerwonych flag od razu.
- Dobra, tak zróbmy – kiwneła głową i poszła za nim do samochodu. – Nie, nie miałam nic lepszego do roboty. Pewnie bym oglądała serial więc w sumie lepsze to. – Przynajmniej mogła pomóc i nie marmowała czasu. – Jasne, chętnie. O ile nie obsikają nas małe kotki – wtedy wolałaby jak najszybciej wskoczyć pod prysznic i czyste ciuchy, które nie śmierdziały moczem. Po chwili dotarli do samochodu i zapakowali się razem z całą paczką kotków, które Cece trzymała na kolanach i starała się je uspokajac, gdy za bardzo miauczały.
sex on the beach
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruna - eric - caitriona - benedict - owen - mira - olgierd
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
New phone, hus dis. - Jak to nie masz marzeń? Każdy jakieś ma… - rzucił, bo nie do końca wierzył. Ale zdecydował, że nie będzie naciskać i dopytywać, bo przecież musiała mieć ku temu jakieś powody, że tak powiedziała. Niemniej czuł, że jeszcze kiedyś do niego wróci… życie bez marzeń, nawet małych wydawało się smutne, a ładne dziewczyny przecież nie powinny smutne być. Nawet jeśli teraz to kwestia nieco sporna… xd
Remi nie lubił się przechwalać, ani jakoś gloryfikować swoich dokonań. Nie umiał się chwalić za bardzo, wolał doceniać i dopingować innych. Taki był z niego skromny, ale za to jaki piękny chłopiec! Co wciąż jest przecież kwestią bezsporną… xd
- Niektórzy boją się aligatorów, inni kur… - uniósł brwi, bo przecież to wszystko zależało od punktu widzenia. Dla niego kury pewnie były jednak trochę bardziej niepokojące. Bo o co chodzi z tymi oczami patrzącymi na boki… i są takie martwe. Aligator przynajmniej widać, że patrzy na ciebie jak na jakiegoś soczystego steka, ale kura? Mord? Szczęście? No oczy są zawsze martwe!
- Skoro tak mówisz… - rzucił z rozbawieniem, chociaż domyślał się, że miała na swoim koncie jakieś mniej świadome kradzieże. Czyjegoś serducha na przykład. Ale takie ryzyko niesie ze sobą każda relacja międzyludzka, ktoś oddaje ci kawałek siebie, ty oddajesz komuś.. i czasami się już tego nie odzyskuje. Jest taka dziura albo.. no albo nie dziura, a po prostu wymieszane ze sobą dwa serducha, nucące dumkę, czy coś tam. No jakieś romantyczne, poetyckie bzdety, Remi nie był poetą, nie znał się na tym okej.
No i nie ma co przedłużyć, podjechali do weterynarza, spędzili tam z godzinę albo i dwie przy kocich badaniach i kąpaniu, a potem zabrali je do niego. Znaleźli im tam dobre miejsce do izolacji od reszty kotów, kuwetę, miski i oczywiście zabawki, chociaż póki co były zbyt przerażone, żeby cokolwiek zjeść, czy się bawić. Dlatego żeby jakoś podziękować za pomoc, Remi ugotował dla Cece i siebie jakiś dobry makaron, a potem zjedli go pod drzwiami od tych kotów, żeby oswajały się z ludzkim głosem, o.

zt x2
towarzyska meduza
-
lorne bay — lorne bay
33 yo — 420 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czas spędzony na placu zabaw przez ostatnie trzy lata zupełnie został przewartościowany przez Cole'a. Do momentu narodzin jego córki jedyne okazje do spędzania tam czasu to było po zmroku, kiedy spotykał się z kumplami na piwo. Teraz spędzał czas na ławce obserwując jak jego córka biega roześmiana i bawi się z innymi dziećmi.
Nigdy nie spodziewał się, że jego całe życie wywróci się tak do góry nogami.
Polubił ten czas spędzany na obserwowaniu swojej córki. Ciężko mu było na początku znaleźć jakieś zajęcie w tym czasie ale w pewnym momencie zauważył, że po prostu go to odpręża. Potrafi pozbyć się natłoku myśli i najzwyczajniej w świecie się zrelaksować. Czasami coś czytał, czasami słuchał muzyki. Ale zawsze musiał mieć Molly na oku.
Nie pamiętał kiedy przyszli na plac zabaw ale zdecydowanie ten czas minął zbyt szybko. Dodatkowo musiał kilka dobrych minut przekonywać córkę, że następnym razem też będzie się świetnie bawić i wcale nie mogą zostać na noc na placu zabaw. - Skarbie, dobrze wiesz, że to niemożliwe - zaśmiał się kucając przy niej, żeby poprawić jej ubranie i otrzepać z piasku i kurzu, który był już na całym ubraniu. Widział po jej reakcji, że nie za bardzo jest chętna do powrotu do domu ale już wypatrzyła coś, co mogło wyrównać straty.
Cole zupełnie nie był świadomy tego co planuje jego córka i że widzi dużo więcej od niego, więc wziął ją za rękę i powoli zaczęli iść w stronę samochodu. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby Molly nie odziedziczyła sprytu po swojej mamie.
Nawet nie wiedział kiedy ale jak w zwolnionym tempie zobaczył jak jego córka rzuca się na psa, który nie wyglądał najprzyjaźniej na świecie. Już miał sam skoczyć, żeby ją rozdzielić od rottweilera. Całe życie przeleciało mu przed oczami. - MOLLY, CO TY ROBISZ? - krzyknął tylko w jej stronę ale było już zdecydowanie za późno.
Ona zdecydowanie musiała widzieć i wiedzieć więcej, bo kto normalny od razu rzuciłby się do zabawy z psem, którego nie zna? Na całe szczęście okazało się, że miała rację i zamiast zareagować jakkolwiek na krzyk ojca to zaczęła biegać dookoła niego goniąc się z psem. - Ty sobie żartujesz chyba ze mnie, młoda damo.. - spojrzał na nią groźnie widząc tylko jak smycz zaczyna zaciskać się dookoła jego nóg i zdążył tylko spojrzeć na kobietę, która ją trzymała zanim stracił równowagę lecąc na nią.

priyanka nadir-mortensen
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
social media manager — disney
27 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
when she bites her lip, looks at me like that, i wanna be more than a friend
does she feel the same? does she want me back?
006.
Pracowała w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach zdalnie, do siedziby firmy w różnych częściach latając jedynie kilka razy do roku. Musiała więc dość mocno pilnować tego by zachowywać równowagę między pracą a życiem prywatnym. Oprócz przerobienia jednego pokoju na biuro, ubierania się każdego ranka w coś, co nie było piżamą przed otwarciem laptopa i temu podobnymi zasadami, które zaimplementowała w tym celu, miała też ustaloną pewną rutynę dnia. Wychodziła z psem pierwszy raz przed rozpoczęciem pracy, a drugi dopiero po tym jak ją kończyła. Jeśli musiała zostawać dłużej albo pracować w innym przedziale godzinowym to spacer był przerwą na przewietrzenie głowy, odpoczynek i relaks, dzięki czemu wracała do swoich zadań ze świeższym umysłem. Na początku nie miała wypracowanych takich zasad, ale łapała się na tym, że robi w czasie przeznaczonym na pracę obowiązki domowe i potem zostaje dłużej, czasem ze wzrokiem wlepionym w ekran do późnych godzin nocnych, które później odbijała sobie śpiąc do dziesiątej następnego dnia. Nie pasowało jej to zupełnie, a obecny system spełniał swoją funkcję, więc się go trzymała.
Dzisiaj udało jej się skończyć punktualnie i miała w planach wybrać się ze Stitchem na dłuższą wyprawę, być może odwiedzić jego wujka, a jej brata albo może udać się aż na tereny lasu deszczowego w Tingaree. Zaopatrzyła się więc w wodę dla siebie i dla psa, zabrała smaczki i inne potrzebne rzeczy, a potem ruszyli. Oczywiście najpierw musieli zahaczyć o skwer parkowy z placem zabaw niedaleko jej domu, bo trzeba było skontrolować jak mają się sprawy na tak zwanej dzielni. Pri trochę zatopiła się w myślach o zbliżającej się kampanii promocyjnej, nad którą pracowała. Stitch był na tyle przyjazną i pewną siebie bestią, że nie musiała mieć wiecznie oczu dookoła głowy, ale nie powinna była też zapominać się aż tak bardzo, bo nigdy nie wiadomo było co czyhało za rogiem i jak czworonóg na to zareaguje. Nie zauważyła jednak biegnącego do nich od boku dziecka i zorientowała się dopiero gdy poczuła szarpnięcie smyczy, bo Stitch był od razu gotów do zabawy. Potrzebowała chwili, żeby zobaczyć co się właściwie dzieje. Jej wzrok podążył od dziewczynki, która już biegała z jej podopiecznym do mężczyzny, założyła, że jej ojca, który już startował z reprymendą. Zdążyła się jednak jedynie łagodnie uśmiechnąć i otworzyć usta by odezwać, gdy zobaczyła co się święci, a chwilę później już leżała na ziemi, a nieznajomy z lekka ją przygniatał. Spojrzała prosto w jego niebiesko-zielone oczy, które znajdowały się ledwie kilka centymetrów od jej.
Cześć — zdołała z siebie jedynie wykrztusić, bo zaskoczenie w połączeniu z ciężarem mężczyzny w zasadzie odebrały jej zdolność mowy i logicznego myślenia. Czuła, że jego serce bije równie szybko, co jej. — Zgniatasz mnie — przyznała po kilku kolejnych sekundach i uśmiechnęła się do niego przepraszająco.

Cole Houghton
lorne bay — lorne bay
33 yo — 420 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Już jakieś kilka tygodni temu upłynęło bardzo dużo czasu od ostatniej randki Cole'a. Tak naprawdę to jeszcze przed wylotem do Australii, kiedy nie był do końca pewien na czym stoi jego relacja. Całe zamieszanie, które ostatnio pojawiło się w jego życiu bardzo skutecznie odsunęło go od myślenia o sobie na pierwszym miejscu. I nawet jeżeli nie miał pracy marzeń to był sam z siebie dumny jak szybko udało mu się stanąć na nogi w rodzinnym mieście.
Ale czy tak naprawdę był gotowy, żeby z kimś się spotykać? To w sumie nie było właściwie pytanie, bo to raczej Cole dźwigał za sobą spory emocjonalny (i nie tylko) bagaż.
Gdyby urodził się w Nowym Orleanie, albo chociaż pomieszkał tam przez chwilę to pewnie w życiu nie porównałby swojej córki do huraganu. Ale kiedy te kilka sekund w których Molly wirowała dookoła niego bawiąc się z zupełnie przypadkowym psem jedyne o czym mógł pomyśleć to porównanie do Katriny. Mogło to być nie na miejscu ale w tej części świata nikt na to nie zwracał przesadnej uwagi.
Tą jednak na pewno przykuwali Cole z Priyą, którzy leżeli zupełnie zaplątani w smycz i samych siebie. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć dziewczynie, która pod nim leżała od razu odwrócił głowę w stronę Molly, która bardzo głośno śmiała się ze swojego ojca i nieznajomej kobiety, której pies też im się przyglądał i wyglądał jakby ta sytuacja jego też bawiła. - Przepraszam, nic Ci nie jest? - zapytał szybko podpierając się rękami, żeby zmniejszyć ucisk jaki powodował. Podniósł się raz-dwa podając od razu rękę w stronę Priyi. - Bardzo mi głupio, nie wiem co w nią wstąpiło.. - od razu zaczął się tłumaczyć kiedy stanęła na nogi. Jego twarz wyrażała spore zakłopotanie ale i też złość. Był prawie wściekły na Molly, która nigdy nie była tak lekkomyślna jak teraz.
- A z Tobą porozmawiam w domu, co by było jakby pies Cię nie polubił? - trochę surowiej zwrócił się do Molly, która właśnie przytulała psa jak gdyby nigdy nic się nie stało, a oni byli najlepszymi przyjaciółmi od zawsze.
- Potrzebujesz jakiejś pomocy? - to pierwszy raz kiedy mógł jej się przyjrzeć z bliska. Chciał brzmieć dużo bardziej lokalnie ale jeszcze nie wyzbył się resztek akcentu, które nabył po tylu latach w Anglii. Ostatnie czego chciał to, żeby obca kobieta, do tego całkiem atrakcyjna, zaczęła na niego krzyczeć, żeby wracał do swojego króla i przeprosił pół świata za wszystkie grzechu.

priyanka nadir-mortensen
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
social media manager — disney
27 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
when she bites her lip, looks at me like that, i wanna be more than a friend
does she feel the same? does she want me back?
Ona ostatnio próbowała randkować. A nawet nie próbowała tylko rzeczywiście to robiła, bo miała za sobą dwa spotkania z mężczyzną, którego poznała na Tinderze. Potrzebowała jednak całkiem sporo czasu by się na to zdobyć. Minęło już ponad pół roku odkąd rozstała się z Marissą. Był to jej najdłuższy związek, trwał niemal rok i zakończył się tego samego dnia, w którym Pri wyciągnęła pierścionek ze szmaragdem. Teraz miała dodatkową motywację, do tego by ruszać dalej, w postaci próby przepracowania emocji wiążących się z ponowną stycznością z pierwszą dziewczyną, w której się tak naprawdę i na poważnie zakochała, ale zamiast szczęśliwego zakończenia została obdarta ze swojej prywatności i dostała w prezencie złamane serce. Nie wpadła na żaden inny pomysł jak sobie z tym poradzić niż spróbować ruszyć dalej. Alternatywą było utknięcie w tym nieznośnym zawieszeniu i samotności, których wcale to nie chciała czuć.
Teraz zdecydowanie nie czuła się samotna, skoro mężczyzna dosłownie na niej leżał, a zaraz obok słyszała śmiech małego dziecka. Jednak ostatnie o czym myślała w tej chwili to randkowanie. Nabrała powietrza w płuca, kiedy nieznajomy się nieznacznie podniósł.
Nie, wszystko w porządku — zapewniła go miękko. Wydawało jej się, że tylko oddychanie stanowiło problem, ale ten został już rozwiązany. Tyłek ją trochę bolał, ale nie było to nic poważnego i nie planowała na to narzekać w tej chwili. Powoli usiadła po tym jak mężczyzna wstał i z wdzięcznością przyjęła jego rękę. — Dziękuję — powiedziała i uśmiechnęła się do niego, kiedy pomagał jej wstać. — Stitch jest na tyle słodki, że wcale się nie dziwię, że chciała się przytulić — stwierdziła żartobliwie, zerkając na dziewczynkę, która przytulała się do jej psa. Kucnęła obok nich. — Wiesz, miałaś dużo szczęścia. Stitch jest bardzo przyjaznym pieskiem i nie boi się prawie niczego, ale dużo piesków może się przestraszyć takiej małej strzały jak Ty i z tego strachu Cię obszczekać albo nawet ugryźć — powiedziała do małej spokojnie i przyjaźnie, kiedy sprawdzała czy obroża nie obtarła jej towarzyszowi szyi przy szarpnięciu, jakie musiało towarzyszyć ich upadkowi. Być może przekroczyła w tym momencie granicę i zaraz dostanie reprymendę od jej ojca, ale nie miała pojęcia o tym jaką wiedzę na temat psów posiadał, a chciała uchronić ją przed takim kolejnym wybrykiem, który mógł się skończyć znacznie gorzej niż ten. W tym przypadku zdawało się, że zyskała nowego przyjaciela, bo Stitch wyglądał na zachwyconego dziewczynką. Wstała i spojrzała na mężczyznę po tym jak zadał jej pytanie.
Mógłbyś spojrzeć czy jestem brudna z tyłu? — zapytała się i odwróciła, żeby był w stanie cokolwiek zobaczyć. Niby mogłaby tak chodzić po ulicy brudna, ale wolała nie.

cole houghton
ODPOWIEDZ