echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Sophie była doprawdy kochaną istotą. Pomimo, że tak naprawdę wcale nie byli ze sobą blisko i równie dobrze to spotkanie mogłoby zakończyć się po zwykłym przywitaniu, zdawała się być szczerze zaangażowana w rozmowę i skupiona na tym, co mówił. Przeszła mu przez głowę niezbyt przyjemna myśl, że to cud, że ktoś taki jak ona i ktoś taki jak Dick byli ze sobą spokrewnieni. Z drugiej strony - czy co do Saula i większości jego rodzeństwa nie miał podobnych odczuć? Po wigilii stracił nadzieję na to, że ich związek otrzyma jakąkolwiek akceptację z którejkolwiek strony. Dla niego samego wiązało się to z odrobiną solidnego zawodu, a Monroe? Widział doskonale, jak mocno to przeżywał; musiał przecież nawet pójść do lekarza po leki na uspokojenie. Starał się go jakoś w tym wszystkim wspierać, bo czuł, że główną osobą, która zawiniła, był on sam. Może gdyby nie wskakiwał do łóżka dosłownie każdemu z odpowiednim oznaczeniem płci w metryce, nie byłoby wcale z tego wszystkiego takiej wielkiej afery. Z tego, co wiedział jednak, Oliver nie odwrócił się od jego partnera i chyba normalnie ze sobą rozmawiali - był mu za to prawdziwie wdzięczny, bo jakby nie patrzeć, miał takie same podstawy jak Adam do tego, żeby Wernera traktować jak burą sukę, a Saulowi czynić wąty o to, że się z nią prowadzał.
Nie odbierał jej propozycji jako żadnej formy nacisku. Wręcz przeciwnie - zadziałała chyba dokładnie tak jak miała zadziałać, bo natychmiast zaczął zbierać się w sobie, żeby wyrzucić z siebie ten cały żal i frustrację, ale wtedy... wtedy nagle poczuł się winny, że chciał wciągać ją w ten swój cały relacyjny burdel. Nie zasługiwała na to - na tę niezręczność, być może jakieś poczucie powinności w stosunku do niego i całą masę potencjalnych negatywnych odczuć. Sophie Remington była dobrą osobą. Widać to było w jej spojrzeniu, słychać w jej głosie, czuć w drobnych gestach pełnych troski, które wykonywała przez całą ich rozmowę (jak kładzenie ręki na brzuchu; choć sam brzuch go przerażał, ta rzecz była akurat niezwykle rozczulająca). Klaus Amadeus Werner za to był kimś doszczętnie zepsutym i każdego dnia odkrywał to na nowo: czy w niechęci do Isli, czy w braku umiejętności odbycia szczerej rozmowy z Saulem, czy we wspomnieniach swoich przeszłych doznań, które sprawiały, że budził się czasem w środku nocy, zlany zimnym potem.
- Po prostu to całe życie z dzieckiem jest trudne - odparł, dość enigmatycznie, żeby nie zostawić jej z niczym, ale jednocześnie nie musieć zagłębiać się w szczegóły. Na pierwszy rzut oka było widać, że mówiąc to lekko posępniał, choć jego ust wciąż trzymał się delikatny uśmiech. Jeszcze do niedawna potrafił pod nim ukryć wszystko, co niewygodne. Od jakiegoś czasu to jednak nie działało, jakby wszechświat postanowił sobie za cel odarcie go z jego ulubionej reakcji obronnej. Nie miał pojęcia, z czego to wynikało - może po prostu było mu już tego wszystkiego za dużo, nawet jeśli pozornie wiódł całkiem spokojne życie, u boku mężczyzny, którego kochał.
Słysząc kolejne słowa Sophie, zaśmiał się krótko.
- Tak, coś o tym wiem - wypalił, zanim zdążył pomyśleć i dopiero po wypowiedzeniu tych słów zorientował się jak wielką popełnił gafę. - Znaczy - nie o to chodzi, że wiem, bo poszedłem z nim do łóżka, tylko tak po prostu - spróbował zaraz sprostować, ale natychmiast zorientował się, że w ten sposób pogrążył się tylko bardziej. - Znaczy - oczywiście, że to nie o to chodzi, że kiedykolwiek ze sobą spaliśmy i stąd wiem o tym uroku, tylko to tak po prostu, z opowieści o... - zaczął, ale spojrzał jej w oczy i zaraz zarumienił się ze wstydu. No przecież nie mógł tak perfidnie jej okłamywać, zwłaszcza, że to jego kłamstwo miało tak krótkie nóżki, że jego kolana stykały się ze stopami. - Tak, spaliśmy ze sobą. Ale to było tylko kilka razy. I dawno - przyznał w końcu, mając nadzieję, że nie zacznie go tu zaraz wyklinać. Matko jedyna, czemu on zawsze musiał sam podkładać sobie kłody pod nogi? - Boże, Sophie, tak bardzo przepraszam, nie wiedziałem, że ty i on... w ogóle nie wiedziałem, że kogoś ma, ale m-może... może nie byliście jeszcze razem? To naprawdę było dawno i ja naprawdę nie wiedziałem, tak strasznie mi teraz wstyd - zaskomlał, nie będąc już pewnym czy lepiej dalej się usprawiedliwiać, czy może zamilknąć na wieki. - Błagam, tylko nie urodź teraz ze stresu tutaj, ta kawiarnia to kiepskie miejsce dla dziecka - dodał, wciąż żałośnie się szamocąc.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Trzeba pamiętać o jeszcze jednej istotnej kwestii - owszem, Sophie była spokrewniona z Dickiem, ale ich wspólne geny pochodziły jedynie od ich ojca. A w przeciwieństwie do brata, blondynka miała to szczęście iż posiadała chociaż normalną, kochającą matkę, od której mogła nauczyć się empatii. Z drugiej strony właśnie, nie tylko geny wpływają na charakter człowieka. I tak, Monroe był idealnym tego przykładem. I chociaż o Saulu Remington nie mogła za wiele powiedzieć, tak na przykładzie Olivera mogła w stu procentach się z Klausem zgodzić.
No ale prawda była taka, że Sophie ostatnio też nie miała za bardzo okazji po ludzku porozmawiać z kimś, kto nie był jej chłopakiem. To nie tak, że sama odcięła się od swoich znajomych, ale jakoś tak naturalnie, od kiedy przestała spotykać się z Percym, a zaraz po tym zaszła w ciążę i związała się z Olliem, jakoś tak po prostu większość znajomości się rozeszło po kościach. Stąd obudziła jej się ta wewnętrzna potrzeba wysłuchania kogoś, wygadania się również, tak zwyczajnie, po przyjacielsku.
Była dobrą obserwatorką, a że nie spuszczała z Wernera swojego uważnego spojrzenia, widziała doskonale jak walczył ze sobą. Nie miała pojęcia cóż takiego naprawdę działo się w jego głowie, ale zdawała sobie sprawę z tego, że dokładnie ważył słowa. Ale jak powiedziała - tak miała zamiar się tego trzymać, więc nie naciskała, nie poganiała go, tylko cierpliwie czekała na to, co zdecyduje się jej powiedzieć. A gdy słowa padły z jego ust, skinęła ze zrozumieniem głową. Chociaż wciąż miała przeczucie, że to zdecydowanie nie było to, co gryzło go najbardziej... i właśnie w tamtym momencie, gdy o tym pomyślała, do głowy przyszło jej jeszcze coś. No oczywiście! Przecież Oliver wspomniał jej po krótce o tym, co takiego wydarzyło się w domu Monroe'ów na święta. Nie wchodził w szczegóły, ale na pewno nie ominął faktu, iż Saul przyszedł wraz ze swoją córką i chłopakiem, który nie został zbyt miło przez pozostałych członków rodziny przyjęty. Przecież to właśnie Klaus był tym chłopakiem! Jak mogła nie skojarzyć tego faktu od razu?
Przygryzła nerwowo wargę. Tym razem to ona walczyła ze sobą. Czy powinna zdradzić się, że wiedziała? Czy Klaus życzyłby sobie tego, żeby w ogóle poruszała ten temat? Czy byłby zadowolony, że w ogóle wiedziała? Że ta informacja zaszła tak daleko?
- Póki co, mogę się jedynie domyślać - podsumowała, ostatecznie decydując się, że nie ona powinna zaczynać ten temat. Jeśli chłopak o tym nie wspomniał, to najwyraźniej nie chciał, być może nie z nią, rozmawiać akurat o tym. A jeśli faktycznie nie chciała naciskać, to znaczyło, że nie powinna go też ciągnąć za język i próbować wyciągnąć z niego coś, o czym nie powiedział.
Słysząc kolejne słowa, automatycznie uniosła zaskoczona brwi ku górze. A z każdym kolejnym słowem, w których miotał się Klaus, jej zaskoczenie rosło. W pewnym momencie już z jej ust miało paść to pytanie 'Spałeś z nim?' ale nie zdążyła, bo wtedy właśnie chłopak sam z siebie na nie odpowiedział.
Westchnęła ciężko, bo kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie obeszło jej to wcale. Było jej dziwnie z myślą, że chłopak, którego znała nie od dziś, znacznie dłużej niż Olivera, spał z jej aktualnym partnerem. Ale nie mogła mieć o to pretensje. Ani do Klausa, ani do Monroe'a. Milczała zdecydowanie za długo, bo chłopak jej się tutaj tak zaczął biedny nakręcać! Aż padła z jego ust tak absurdalna wizja!
- Spokojnie, to tak nie działa Klaus - stwierdziła, chociaż nie do końca jej słowa były prawdziwe, bo chyba zdarzały się sytuację, że w silnym stresie kobieta zaczynała rodzić nawet dużo przed czasem, prawda? No ale na pewno chłopak mógł odsapnąć, bo w tym przypadku Sophie to naprawdę nie groziło!
- I luz, naprawdę. Wiesz, zdaje sobie sprawę z tego, że Oliver sypiał z wieloma osobami zanim udało mi się go usidlić - zaczęła na spokojnie, od początku przede wszystkim. I nawet uśmiechnęła się delikatnie, chyba głównie na stwierdzenie którego zdecydowała się użyć. - I wbrew tego co może sugerować mój brzuch, to wcale nie jesteśmy razem aż tak długo. Tak naprawdę początkowo nie łączyło nas nic więcej, jak tylko okazjonalny seks. - wyjaśniła, od czego to wszystko się zaczęło. No i może nie była to mega romantyczna opowieść, którą chciałaby w przyszłości opowiadać swoim dzieciom, ale takie były fakty. A spanikowany Klaus zdecydowanie zasługiwał na prawdziwą wersję wydarzeń! - Potem wpadłam i... i dopiero po czasie, kiedy zobaczyłam tą przeklętą blondynę klejącą się do Olliego, dotarło do mnie, że ja nie chcę się nim dzielić z nikim. Że chciałabym, żeby był tylko mój. - pamiętała jakby to było dziś, ten dzień, gdy zobaczyła go w tym klubie z inną. Pamiętała doskonale jaką wściekłość ją wówczas ogarnęła i zdecydowanie nie chciała tego powtarzać. - I naprawdę wierzę, że ty i on... że to było zanim obiecał mi, że nie będzie sypiał z innymi. Bo ufam mu i chcę wierzyć, że by mnie nie okłamał - podsumowała, a w jej głosie nie można było usłyszeć nawet nutki zawahania. Tak, to naprawdę było tak, jak mówiła - ufała Oliverowi. Plus, miała również inne podstawy do tego, by sądzić, że ostatnimi czasy chłopak nie spał z nikim, ale o nich nie zamierzała wspominać na głos. To była sprawa Olivera i nie miała zamiaru rozpowiadać tego na prawo i lewo.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
To prawda - póki co, mogła jedynie się domyślać, a Klausowi nagle zrobiło się strasznie głupio, że przedstawił jej teraz tę złą stronę rodzicielstwa. Z drugiej strony, uważał Sophie za osobę inteligentną, która na pewno doskonale wiedziała, na co się pisze, decydując się na urodzenie dziecka. Czy więc było w ogóle możliwe to, żeby jego enigmatyczna wypowiedź obrzydziła jej w gruncie rzeczy całkowicie bycie rodzicem? Z jednej strony czuł, że jeśli z kimś miałby o tym wszystkim porozmawiać, to byłaby właśnie Remington, która z własnej woli godziła się na wszystkie ograniczenia związane z posiadaniem dziecka - z drugiej jednak, niezmiennie czuł się winny tylko i wyłącznie z powodu myśli, jakie czasem miał względem Isli, nie mówiąc już nawet o wypowiedzeniu ich na głos. Saul dał mu jasno do zrozumienia, że mógł albo wycofać się całkiem z opieki nad małą, albo w niej w pełni uczestniczyć - i pierwsza z tych opcji wydawała mu się okrutna (bo przecież kochał Monroe’a i chciał go wspierać), a drugą wykonywał z uporem, chociaż czuł, że zupełnie się do tego nie nadaje. Nie wydawało mu się, żeby był na to jakiś złoty człowiek - młoda była człowiekiem, a nie jakąś rybką akwariową, wobec której mógłby wykazywać jakąkolwiek obojętność, chociaż byłaby obecna w każdym aspekcie jego życia.
Poczuł nagle zazdrość względem tego, że Sophie na oswojenie się z wizją posiadania dziecka pod opieką, miała całe dziewięć miesięcy. Czy to byłoby zupełnie inaczej - gdyby Saul powiedział mu teraz, że za ponad pół roku będą mieli bobasa, którym trzeba będzie się zająć? Miał poczucie, że tak, zdecydowanie. Miał poczucie, że czułby się mocniej w całym tym procesie uwzględniony, miałby więcej czasu na zaakceptowanie faktów i zdążyłby obmyślić jakieś strategie działania, i może nawet je z nim przedyskutować. Była wielka różnica między wyczekiwaniem dziecka przed jego narodzinami, a dowiedzeniem się o nim z dnia na dzień, jak to miało miejsce w przypadku Wernera i jego partnera. I oczywiście - pewnie nadal nie byłoby idealnie, ale Klaus miał nadal poczucie, że to naprawdę wiele by zmieniło.
Ale nie powiedział nic więcej. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i zdawało mu się, że nawet nie mrugnął porządnie, a już byli postawieni w zupełnie innej sytuacji - takiej, w której musiał się tłumaczyć. Wyrzuty sumienia skłębiły się w nim gwałtownie, podobnie jak poczucie wstydu, podbijane tylko opinią Adama o tym, kim był w rzeczywistości: k u r w ą. Gdyby nie był właśnie taki - rozwiązły, zdesperowany, uzależniony (choć to słowo akurat w jego głowie nie zdążyło jeszcze porządnie wybrzmieć - nie musiałby teraz wyginać się przed Sophie, licząc naiwnie na jej litość. Jak to w ogóle się stało, że się wygadał? Być może Remington wydawała mu się istotą tak szczerą i dobrą, że zwyczajnie nie potrafił łgać jej prosto w oczy, chociaż do tej pory myślał, że tę umiejętność opanował całkiem dobrze.
Słuchał jej słów, ale miał wrażenie, że to jakaś złagodzona wersja - taka, którą przetrawił wstępnie albo po prostu zaprojektował w swojej głowie. Bo to nie mogła być prawda. Sophie powinna zwyzywać go w tym momencie, powinna zagrozić mu jakoś, powinna nadmienić, że zniszczył jej życie, że rozbijał rodziny, że był tylko pieprzonym egoistą. Ona jednak zdawała się być zupełnie spokojna - tłumaczyła mu wszystko opanowanym tonem, uspokajała, chociaż wcale nie musiała, a w jej słowach brzmiało tak wiele prawdziwego zaufania w stosunku do Olivera, że Klaus pomyślał natychmiast, że to musiała być prawda, bo na takie zaufanie trzeba było sobie przecież zasłużyć. On nigdy nie zasłużył na nie względem Saula i był tego zupełnie świadomy. Kolejna iskierka zazdrości. Wziął głęboki wdech.
- Czyli nie jesteś na mnie zła? - To było wszystko, o czym był w stanie teraz myśleć. Zdążył już zapomnieć zupełnie, co zamówił, ale wtedy kelnerka podeszła do nich z napojami na tacy i ustawiła przed nimi szklanki z mrożoną kawą. Klaus powstrzymywał się wytrwale, żeby nie kontynuować rozmowy, dopóki kobieta się nie oddali. - Ja... ja nie znam go zbyt dobrze - zaczął, niewiele robiąc sobie z tego, że takie oświadczenie w obliczu faktu, że przyznał się przed chwilą, że sypiał z nim wielokrotnie, z pewnością nie robiło dobrego wrażenia - ale wiem, że to dobra osoba. Bardzo mi kiedyś pomógł - wyznał, ale zaraz ugryzł się w język, bo z pewnością nie miał zamiaru opowiadać teraz Sophie o tym, jak dokładnie Ollie go wsparł - i myślę, że nie okłamałby kogoś, kogo kocha. - Ledwie to powiedział, a już poczuł, że do jego oczu cisną się łzy. Nienienie. Przecież on sam okłamał Saula - ale on też wcale nie uważał samego siebie za dobrą osobę. Przymknął na chwilę oczy, żeby wcisnąć te łzy pod powieki.
- Myślisz, że będą bawić się razem? Isla i Milo? - spytał, tak naprawdę po to, żeby zmienić temat.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ale hej, gdyby Klaus by zachował to dla siebie i postanowił nie przedstawiać jej tego rodzicielstwa od tej gorszej strony, to przecież wcale nie znaczyłoby, że ona nie istnieje, prawda? To nie działa tak, że sprawdza nam się w życiu tylko to, o czym mówimy na głos. I Sophie miała tego świadomość. Wszyscy dookoła mogliby jej próbować wmówić, że bycie matką to taka cudowna i prosta sprawa, ale ona i tak zdawała sobie sprawę z tego, że może jej wcale nie być tak kolorowo, jak się to może wydawać. Dlatego absolutnie nie miała za złe Klausowi jego szczerości.
Z drugiej zaś strony, nawet jeśli już by to się stało i chłopakowi udałoby się jej 'obrzydzić rodzicielstwo', to i tak było już przecież za późno na to by się wycofać. Nie usunie już przecież ciąży, prawda? Co prawda w grę wchodziłaby jeszcze adopcja, bo na to jednak można zdecydować się zawsze, ale... nie no, nie było szans! Jasne, wiadomość o ciąży spadła jak grom z jasnego nieba, nie tylko na nią, na Olivera również, ale przecież zdążyli już się oswoić z myślą, że na świat przyjdzie ich dziecko, prawda? Zaczęli wszystko planować, nadali już synkowi imię, oczekiwali wręcz, kiedy już się urodzi i będą mogli go przytulić... No i pozostawała jeszcze jedna kwestia. Relacja Sophie z Oliverem doszła do takiego etapu, którego prawdopodobnie nigdy nie osiągnęłaby gdyby nie ta wpadka. W takim przekonaniu przynajmniej żyła Soph. Gdyby nie jej ciąża, Ollie pewnie nadal spałby z kim popadnie, a ona mogłaby nigdy nie zdać sobie sprawy z tego, jak bardzo zależało jej na tym, by był tylko jej. Żyła w przeświadczeniu, że to właśnie ich wspólne dziecko ich połączyło. A teraz Remington nie wyobrażała sobie, by mogło być inaczej. Że mogłaby nie mieć Monroe’a przy sobie.
Ale przecież Sophie nie była tego typem człowieka, który od razu wybuchał, który wydzierałby się na kogoś, bo spał z jej chłopakiem… zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę te wszystkie aspekty – fakt, o którym przecież wiedziała doskonale, że Oliver sypiał z wieloma osobami, jak i to, że Klaus faktycznie mógł nie mieć pojęcia… No jeśli już miałaby być na kogoś zła i na kogoś się wydzierać, to byłby tylko i wyłącznie Ollie. Ale jemu naprawdę ufała. Może to głupie i naiwne, ale cóż, cała Sophie! Nie, wcale nie była bardziej przewrażliwiona po tym jak nakryła swojego eks w łóżku z inną. Może powinna, ale nie, i nie urządzała Oliverowi akcji zazdrości o byle co. Po tym jak sobie wszystko wyjaśnili, wierzyła po prostu w jego słowa i w jego wierność. Po prostu.
- Nie, nie jestem zła, Klaus – powiedziała wyraźnie i stanowczo, a swoje słowa potwierdziła pokrzepiającym uśmiechem. Z jednej strony uważała, że to całkiem urocze, że chłopak tak się tym przejął, świadczyło to między innymi o tym, że naprawdę bał się tego, że mógłby być powodem rozpadu czyjegoś związku (chociaż oczywiście Soph była zdania, że strona zdradzana też swój rozum miała, więc nigdy nie była to tylko wina osoby z którą ktoś zdradzał drugą osobę). No ale też było to troszkę przykre, że przejmował się tym aż tak bardzo, bo to też musiało mieć swoje drugie dno, prawda?
Słuchała uważnie jego następnych słów. I aż mimowolnie ponownie się uśmiechnęła, gdy wspomniał, że uważał Olivera za dobrą osobę i przytaknęła jedynie głową na te słowa, nie chcąc mu przerywać. Dała mu więc dokończyć, a gdy padły kolejne słowa, znów czuła jak się rozpuszcza w środku. Tak, ona też szczerze w to wierzyła. W to, że by jej nie okłamał. I w to, że ją naprawdę kochał (i to nie tylko dlatego, że urodzi mu syna) też chciała wierzyć z całego serduszka!
- Tak, Ollie jest naprawdę kochany – przytaknęła, kiedy już skończył mówić. I cieszyła się, że nie była jedyną osobą która dostrzegała w chłopaku to dobro. Wiedziała bowiem, jak niskie poczucie własnej wartości miał sam Oliver i zdecydowanie była zdania, że powinien otaczać się ludźmi, którzy będą mu ją podbijać, zamiast ciągnąć go w dół. – I jestem pewna, że będzie naprawdę dobrym lekarzem – dodała i nie dało się nie usłyszeć tej dumy w jej głosie. Tak, wierzyła w Olivera, trzymała za niego kciuki i dumna była z tego, że jej chłopak w przyszłości będzie lekarzem, a co!
- Myślę, że tak… - mówiąc szczerze, jakoś tak jeszcze nad tym nie myślała nigdy. Prawda była taka, że nie miała jeszcze nawet okazji poznać rodzeństwa Monroe, więc ciężko jej było sobie to wyobrazić jak to wszystko będzie wyglądać. – Wiem, że Oliver i Saul zawsze byli blisko – a nawet za blisko, ale to przemilczmy, okej? – więc myślę, że będzie mu zależeć na tym, żeby z wami utrzymywać kontakt – być może się myliła, ale w tym momencie wyrażała tylko i wyraźnie własną opinie, opartą na własnych przypuszczeniach. Jak będzie w rzeczywistości? Z czasem wreszcie się przekonają. A przynajmniej taką miała nadzieję.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Ciężko było mu uwierzyć w to, że Sophie nie żywiła do niego urazy. Przywykł jakoś wyjątkowo szczelnie do bycia jednostronnie obwinianym za tego typu rzeczy - tak jak to miało miejsce na wigilii u rodziny Saula - i to do tego stopnia, że gdyby Remington teraz zdecydowała się na demonizowanie przy nim Olivera, zacząłby jeszcze bronić go swoim kosztem. Kobieta jednak pozostawała wobec tego wszystkiego... niezmiennie pozytywna, co wydawało się Klausowi tak nienaturalne, że musiał teraz wyglądać naprawdę głupio, kiedy przyglądał jej się z wytrzeszczonymi oczami. Szykował się raczej na to, że te same oczy zostaną mu wydrapane gołymi pazurami i dlatego może tak bardzo starał się je teraz eksponować.
Wziął głęboki wdech i pokiwał tylko głową na znak, że rozumie, że nie jest na niego zła. Choć nie rozumiał. Miała pełne prawo potraktować go teraz z surową oziębłością, wziąć swoją kawę i odejść, a ona jednak siedziała na swoim miejscu i chyba wciąż miała ochotę prowadzić z nim rozmowę - w dodatku w tak samo przyjaznym i ciepłym tonie, jak do tej pory, czego zupełnie się nie spodziewał. To było... dziwne i miłe jednocześnie. Dziwne, bo może w głębi duszy tak naprawdę pragnął tego jej nieuzyskanego nigdy gniewu - może czuł, że zasługiwał na niego i ten w końcu go dosięgnie: skoro nie od niej, to od kogoś innego, być może (nieważne, jak nietaktownie to miałoby zabrzmieć) od kogoś, kto znaczył dla niego nieco więcej niż towarzyskie, sporadyczne spotkania w rozstrzale kilku lat między sobą.
Przekierowanie rozmowy na Olivera wydawało mu się bezpieczną opcją. Być może nie wypowiadałby się o nim równie śmiało i to tak pochlebnie, gdyby nie ta jedna noc, o której zdecydowanie wolał nie myśleć, a tym bardziej nie wspominać, kiedy Saul zadzwonił po brata, z trudem namówiwszy Wernera, żeby się na to zgodził. Choć od tamtej pory nie miał okazji zobaczyć Olliego, a jedynie wymienić z nim kilka wiadomości, wiedział, że ma wobec niego dług wdzięczności, ale nie miał pojęcia, jak mógłby go spłacić. Miał wrażenie, że - pomimo upływu tygodni - gdyby stanął z Oliverem twarzą w twarz, czułby zażenowanie, że mężczyzna musiał oglądać go w tak żałosnym stanie.
- Już jest - odparł w odpowiedzi na jej domysł o świetlanej lekarskiej przyszłości Monroe’a. Możliwe, że trochę przesadzał i na wyrost brał umiejętności jej faceta, ale przecież nie miał podstaw, żeby sądzić inaczej. Zresztą - życzył mu jak najlepiej, bo w końcu żywił do niego pewien sentyment, uwypuklony dodatkowo przez to, że Oliver miał całą gamę okazji, żeby potraktować go naprawdę beznadziejnie i nigdy z żadnej z nich nie skorzystał. Doceniał poza tym, że mężczyzna był stale solidnym wsparciem dla Saula; miał wrażenie, że to wszystko byłoby dużo trudniejsze, gdyby jego partner nie mógł liczyć na choć jedną osobę w tej swojej pokręconej rodzinie - a nawet teraz było ciężko. - Ale jasne, na pewno z każdym kolejnym rokiem będzie coraz lepiej. Musisz być bardzo dumna - podsunął, dostrzegając, z jakim zadowoleniem Sophie wypowiada się o Oliverze.
Uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa. To na razie zdawało mu się abstrakcyjne - Isla nie potrafiła nawet samodzielnie przemieszczać się z miejsca na miejsce, a co tu dopiero mówić o jakichś zabawach - ale przecież wiadomym było, że dzieci w końcu dorastały i szczerze mówiąc, chyba już trochę nie mógł się tego doczekać: zupełnie, jakby naprawdę wierzył w to, że za parę miesięcy albo lat, dziewczynka magicznie zacznie pochłaniać mniej uwagi ich obojga. To było strasznie naiwne, ale przecież musiał poszukiwać w czymś pocieszenia i jak na razie opcją bezpieczniejszą od skonfrontowania Saula ze swoimi niezaspokojonymi potrzebami, wydawało mu się zwykłe wzięcie ich na przeczekanie.
- Gorzej jak się nie polubią i będą wiecznie na siebie poobrażani. Mam co najmniej dwóch kuzynów, o których istnieniu najchętniej zapomniałbym całkowicie, a ojciec pół życia tylko mnie do nich co chwilę dostawiał - podzielił się z lekkim rozbawieniem, zabierając się w międzyczasie wreszcie za tę doniesioną przez kelnerkę kawę. - Mam podejrzenie, że Isla może wyrosnąć na dręczycielkę, bo już teraz ciągle mnie bije - pożalił się, utrzymując wciąż to wszystko w żartobliwym tonie. - To znaczy - Saul mówi, że ona tak głaszcze, ale jest jakaś zbyt zadowolona z siebie, żeby wydawało mi się to prawdą. Myślę, że jest o mnie zazdrosna, atencjuszka.

Sophie Remington
Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sophie po prostu pochodziła z zupełnie innego środowiska niż rodzinka Monroe'ów i miała zupełnie inną perspektywę. Między innymi dlatego tak bardzo dziewczynie zależało żeby wyciągnąć Olivera z tego środowiska. Wiedziała, że nie będzie to łatwe, bo nie może oczekiwać od niego, żeby odciął się całkowicie od rodziny, ale starała się robić co mogła, żeby chociaż poza rodziną, nie miał kontaktu z tak toksycznym środowiskiem. I to zrozumiałe, że dla Klausa, który przez dłuższy czas otaczał się mniej sympatycznymi typami niż Soph, mogło to być nieco zaskakujące, ale tak to właśnie wyglądało. Ona nikogo tu nie udawała, nie zakładała żadnej maski, była po prostu sobą. Dlatego z drugiej strony to jednak nie mogła zrozumieć, dlaczego Klaus wydawał się być tak bardzo zaskoczony brakiem z ataku z jej strony. Po pierwsze - znał ją przecież nie od dzisiaj, naprawdę spodziewałby się po niej, że mogłaby się rzucić na niego z pazurami? Po drugie - jak bardzo trzeba było być krytycznym dla samego siebie, by z takim trudem przyjąć, że ktoś może nie być zły na drugą osobę? Zwłaszcza, że ona podała mu na tacy argumenty, dlaczego twierdziła, że nie miała być prawa na niego zła. Co innego gdyby on jest powiedział wprost, że wczoraj spał z jej chłopakiem, dając jej jasno do zrozumienia, że doszło do zdrady. Gdyby w takim wypadku jak ostatnia idiotka próbowałaby usprawiedliwiać Olivera i totalnie by jej tonie obeszłoby, zdziwienie Klausa byłaby uzasadnione. Ale w tym wypadku? Ostatecznie jednak nie ciągnęła tematu. Bo też nie widziała sensu w powtarzaniu jak zdarta płyta, że nie jest zła ani na Klausa ani na Olivera, że to przeszłość i nie miała dla niej już większego znaczenia.
Uniosła brwi, początkowo zaskoczona tym stwierdzeniem chłopaka, ale po chwili uśmiechnęła się pod nosem. Szczerze była z Monroe'a dumna i nie zamierzała się z tym kryć, więc naprawdę miło było usłyszeć z ust drugiej osoby, że ma podobne odczucia do Olivera jak ona sama. A warto zauważyć, że przecież chłopak nie miał wcale tak łatwego startu, jak znaczna część studentów medycyny, którzy pochodzili z bogatych rodzin, pełnych lekarzy, czy po prostu z większymi predyspozycjami... no nie ukrywajmy, dużo ciężej wybić się w takim środowisku komuś wychowywanym w patologii. Bo inaczej rodziny Monroe nazwać nie można, sorry!
- Jestem, to prawda - przytaknęła wciąż uśmiechając się pod nosem jak głupia.
Hej, ale Isla przynajmniej już była na tym świecie! Milo jeszcze nawet tego etapu nie osiągnął, na razie tkwiąc sobie bezpiecznie z brzuszku Sophie, przypominając o swoim istnieniu jedynie poprzez kopniaki w brzuch od czasu do czasu. A mimo to kobieta bardzo często już wybiega w przyszłość, zastanawiając się nad tym jak to będzie wyglądać. Wyobraża sobie pierwsze miesiące, zastanawiając się, czy Maluszek bardzo będzie dawał im w kość, szczególnie w nocy, wyobrażała sobie już pierwsze słowa, pierwsze kroki, zastanawiała się nawet jaki będzie ich synek już później, kiedy będzie szedł do szkoły, czy nawet jako nastolatek - czy będzie bardziej jak Ollie, czy jednak więcej genów przesiąknie od matki? Dlatego wyobrażanie sobie, czy mała Isla będzie bawić się z jeszcze mniejszym Milo, to wcale nie była taka odległa przyszłość. Zwłaszcza, że niejednokrotnie słyszała przekonywanie, że ledwo urodzi i nim się obejrzy, jej dziecko będzie biegać po placu zabaw z innymi dzieciakami. To cóż, pewnie coś w tym było.
- Cóż, nikogo nie zmusimy żeby lubił drugą osobę, sam wiesz o tym doskonale - stwierdziła, wzruszając ramionami, bo taka była prawda. Nie mieli wcale gwarancji, że kuzynostwo faktycznie się polubi, tak jak to oni by chcieli. Ale właśnie Klaus wspomniał o czymś dość istotnym i do tego zamierzała się Sophie odnieść. - Ale w przeciwieństwie do naszych ojców, ja nie mam zamiaru zmuszać mojego syna do towarzystwa kogoś, kogo nie lubi - na pewno Sophie nie będzie idealną matką, tego była pewna. Ale było mnóstwo rzeczy, które pamiętała ze swojego dzieciństwa, które wiedziała bardzo dobrze, że chce zmienić i zaoszczędzić swojemu synkowi takowych wspomnieć. Jasne, pewnie będzie to kosztem innych błędów, które z czasem dostrzeże sama, albo z pomocą osób trzecich, ale przed tym chyba nie było ratunku, prawda?
- Aż tak? Mocne oskarżenia jak na niespełna roczne dziecko - zaśmiała się, po czym oczywiście wysłuchała co miał do powiedzenia i ostatecznie wtrąciła również swoje dwa grosze, również jednak żartując. Nie czuła się bowiem na siłach żeby go tu umoralniać, czy próbować usprawiedliwiać zachowanie dziewczynki, bo halo, nie była jeszcze nawet matką, kim ona była, żeby kogoś pouczać? - Jestem pewna, że to tak z sympatii, wiesz... kto się czubi ten się lubi, nie? - ok, prawda była taka, że nienawidziła takiego gadania, był to dla niej jeden wielki bullshit. W tym jednak przypadku pozwoliła sobie użyć tego utartego powiedzonka jako niewinny żarcik, którzy wierzyła, że Klaus wyłapię. No chciała po prostu nieco rozluźnić atmosferę, bo powtórzę - w psychologa dziecięcego bawić się nie zamierzała.
A im dłużej rozmawiali, tym atmosfera się rozluźniała, aż w końcu rozmawiali ze sobą jak starzy, dobrzy przyjaciele, śmiejąc się i żartując, na przeróżne już tematy. Ostatecznie jednak dopili w swoim towarzystwie swoje kawy i rozeszli się każdy w swoją stronę, obiecując sobie, że teraz to już koniecznie muszą się widywać częściej, a następne spotkanie planując zapewne w czwórkę, wraz ze swoimi partnerami, a może nawet i szóstkę, jeśli Milo by się na świat pospieszył? No ale cóż, któż się wtedy spodziewał, że sprawy potoczą się nieco inaczej? Życie bywało brutalne, niestety...

/zt
klaus amadeus werner
ODPOWIEDZ