kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Tak, minęło sporo czasu. Oboje od tego czasu przeżyli swoje życie w inny sposób. Byli zupełnie innymi ludźmi, po zupełnie innych przejściach. Wtedy co, mieli ledwo dwa, maks cztery lata życia i uczenia się go, po swoich latach nastoletnich, a przynajmniej tak było w przypadku Cami. Chociaż małżeństwa w młodym wieku są romantyzowane, to jednak.. no człowiek jest zbyt niedojrzały, na poważne decyzje. Zbyt niedojrzały na świadomość czym jest prawdziwa, dorosła miłość. Zbyt niedojrzały na handlowanie z własnymi emocjami. Ten frazes, że ktoś jest odpowiedzialny lub dorosły na swój wiek, to absolutna bzdura. Zwykle oznacza, że albo ktoś został wepchnięty w role dorosłego przez koleje życia albo że ma zostać w to dopiero wepchnięty. Często przez osobę, która go określa właśnie w ten sposób. I nieprzypadkowo to zwykle jest starszy facet, który chce się umawiać z nastolatką. Nie żeby w tym przypadku to akurat pasowało, bo różnica między Coltonem a nią była niewielka, ale wciąż nie mozna tu mówić, że dziewczyny szybciej dorastają i że Cami wtedy tak naprawdę była dorosła, co nie. Ani Colton. Ba, najwyraźniej Cami za prawdziwe dorastanie zaczynała się zabierać dopiero teraz, najwyraźniej.
- No może powinniśmy, skoro jest tak wielką częścią Twojego życia i nie możesz iść do przodu - odpowiedziała, chociażn o, mówiła w tym przypadku też o sobie przecież. Nawet jeśli nie na głos, nabrała świadomości, że od tej ucieczki zaczęły się też i jej ucieczki. Ten strach zamieszkał w niej na dobre i wciąż jej towarzyszył. Więc przyganiał kocioł garnkowi, ale przynajmniej kocioł był w końcy gotowy żeby odejść z tego paleniska.
- Ale ja cię nie nienawidziłam - odpowiedziała, zaskoczona. - Nie uciekłam żeby cię skrzywdzić, ani zranić. Naprawdę tego nie rozumiesz? Chciałam tego ślubu. Wtedy to się wydawało... no że los tak chciał. Że to dobra droga. Wybierałam kieckę z ekscytacją, miałam na sobie podwiązkę i byłam... i chciałam tego - odpowiedziała, krecąc powoli głową. - A potem stanęłam przed lustrem w welonie i tym wszystkim i nie mogłam oddychać. Więc musiałam złapać trochę świeżego powietrza, a potem się okazało, że muszę go poszukać trochę dalej. I jeszcze dalej. I naprawdę myślisz, że łatwiej by bylo dostać telefon ode mnie z budki telefonicznej pięćdziesiąt kilometrów dalej? Jak miałam ci to wyjaśnić, skoro sama nie rozumiałam czemu świat się kręci? - no okej, ulało jej się. W koncu. Zmarszczyła zaraz potem brwi. - I myślisz że co, łatwiej było zrobić to następnego dnia? Kolejnego? Myślisz, że ktoś komu nie zależy może być aż tak.... w takim stanie? - no pokręciła głową, nieświadomie mówiąc mu o atakach paniki w tym momencie. Powiedziała już o nich Luke’owi, więc w teorii powinno być łatwiej, ale i tak trochę się czuła, jakby macała po omacku.
- Więc tak chcesz żyć, Cole? Bo osiemnastolatka nie była gotowa, twierdzisz że nigdy nie chcesz małżeństwa? Przecież ty nie wiesz czym jest małżeństwo, bo nigdy do tego nie doszliśmy - pokręciła głową, bo.. no widziała jakie to wszystko było irracjonalne. Jej panika. Jego krucjata. Wszystko było tak cholernie... no głupie. Jak na to spojrzeć. Wciąż bolesne i trudne, ale jednocześnie.. no absurdalne na swój sposób. Dlatego podjęła równie absurdalną decyzję o pocałunku.
- Tak - odpowiedziała szczerze i też czujnie obserwowała jego reakcję. - Skoro nie czujesz, to to nie było to. A już na pewno nie na całe życie - odpowiedziała, po czym usiadła na kanapie. - Nie wiem jak bym zareagowała, wbrew twoim założeniom, w moim życiu mało co jest planowane, wiesz? – uniosła brew. No i cóż. Colton Brooks może i nie tego oczekiwał, ale to dostał. To też chyba była norma z Cami. - Mogę się dzisiaj przespać na Twojej kanapie? - i zapytała, bo w sumie to lepsze niż samochód, co nie. No i chciała wyczuć też przy okazji do czego właśnie doszli... i co to znaczyło dla ich relacji, co nie.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Tyle się nie widzieli, że ciężko mu było spojrzeć na Cami jak na kogoś dorosłego. Zwłaszcza zważywszy na to jak ich związek się zakończył. Sam się czasem czuł jakby był o wiele starszy niż w rzeczywistości miało to miejsce, no ale dla relacji z Cami czas się zatrzymał w dniu kiedy uciekła. Od tamtej pory dzisiaj widzą się dopiero... trzeci raz? Od zeszłego roku w dodatku. I chyba pierwszy raz od dekady przeprowadzają dłuższą rozmowę, z której jeszcze Cami nie uciekła - do głowy mu nie przyszłoby pytanie jakie usłyszy za kilka minut.
- Łatwiej by było dostać telefon z budki telefonicznej - przyznał ze spokojem w głosie. Był święcie przekonany, że to było to czego potrzebował wtedy. Oczywiście i tak by cierpiał, ale uważał, że byłoby inaczej, gdyby dostał tą jedną wiadomość. - Przyjmuję do wiadomości twój atak paniki. Sporawy i domyślam się, że towarzyszą ci takie do dzisiaj - ich pierwsze spotkanie na ulicach Lorne po tylu latach na to wskazywało, więc tak zakładał. - Żałuję, że wtedy o tym nie wiedziałem i nic nie zauważyłem. Potrafię też ogarnąć jakoś... ucieczkę przy tym uczuciu. Ale też musisz coś wiedzieć - odetchnął cicho i ze swym spokojem by tutaj niczego nie podburzać. Mimo, że miał prawo! Nie mniej dlatego też chciał jej pokazać, że nie neguje jej paniki jednak chciał też by ogarnęła, że nie sama ucieczka była największym jego problemem. - Ty uciekłaś. Nawet jeśli w strachu to wiedziałaś, gdzie ja wtedy byłem i gdzie będę tamtego dnia o danej godzinie. Ja nie miałem tej wiedzy o tobie. Kiedy się nie zjawiłaś i nikt nie wiedział co się stało to nie pomyślałem, że uciekłaś. Pierwsze co mi wpadło do głowy to to, że musiało się coś stać... że tobie coś się stało. Martwiłem się - nawet jego stoickość zrobiła na moment przerwę bo widać było jak doskonale pamiętał kiedy to serio się wtedy o nią martwił. Robiąc z siebie kretyna... jak potem uważał. - Wiesz kiedy dowiedziałem się, że uciekłaś? Tydzień później. I to czystym przypadkiem bo ktoś podobno widział jak opuszczasz miasto. Ale wciąż nie mogłem uwierzyć... To niepewność mnie zabijała - wtedy sądził, że ją kocha. Uczuciem darzył na pewno jakimś i mu zależało. Nic dziwnego, że się martwił i tak trudno w tamtym czasie było w to uwierzyć. Gdyby dostał choć jedną wiadomość od niej to mógłby od razu przejść do cierpień i złości z powodu totalnego zerwania. Zamiast tego dostał ogrom niepewności i brak jakichkolwiek odpowiedzi co go frustrowało długi czas. - Gdzie wtedy uciekłaś? - skoro już tak sobie gadali i mógł dostać jakieś odpowiedzi to i o to mógł zapytać. To akurat z czystej ciekawości bo chciał wiedzieć co zrobiła po takim ataku.
- Taki mam zamiar - wzruszył ramionami bo nikt go do małżeństwa nie zmusi. Istniała opcja, że się tak zakocha, że "krucjata" się nie ziści i do ożenku dojdzie, ale obecny Colton nie był optymistą żadnym. Znaczyło to też, że przynajmniej nie miał zamiaru oświadczać się za szybko.
- Ty coś poczułaś? - dorzucił z pytaniem pocałunkowym, siadając naprzeciwko. - Szok i niedowierzanie - dodał z ironią, ale nie pokusił się o miny kawalarza. Sam lubił planować... kto by pomyślał, że po pocałunku jeszcze coś go zaskoczy. A jednak. - Przespać? Tutaj? - tak, był zdziwiony. W końcu przekonany był, że na liście noclegowej Cami jest na szarym końcu. Scarlet nie było wtedy w mieście, więc tłumaczyło czemu do niej nie poszła, ale co z innymi?

cami o'brallaghan
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Jest to prawda. Ale największy problem, jaki miał Colton Brooks to chyba i tak to że wciąż tkwił w miejscu tamtego dwudziestolatka, który zdecydował się zatrzasnąć swoje serce na tysiąc spustów i… no tu Cami nie wiedziała co dalej się działo. Czy próbował coś zmienić, czy się zakochiwał, ale zamykał, czy z kimś zaryzykował, czy po prostu trzymał wszystkich na dystans… no jak Cami. Cami też próbowała, ale jej nie wychodziło. Bała się, trzymała na dystans, a kiedy w końcu dała komuś szansę, wybrała najgorszą osobę. A potem był Luke. I wszystko trafił szlag.
- Nie wiesz tego. I przestań już gdybać. Nic co ja powiem ani ty nie cofnie czasu. Musisz… musisz się z tym pogodzić, Cole - poprosiła, wzdychając ciężko. Mogła go oczywiście oficjalnie przeprosić, ale to też by nic nie dało. Przeszłość była. Można wyciągać wnioski albo kąpać się w co by było gdyby, aż człowiek się zorientuje, że całe życie spędził oglądając te same sceny w swojej głowie. A życie się skończyło.
Cami nie skomentowała ataków paniki. Za mało o nich wciąż wiedziała, za mało wciąż rozumiała. - Nie byliśmy gotowi Colton. Nie na ten krok, nie na bycie razem. To wszystko działo się zbyt szybko, Oboje doskonale to wiemy - odpowiedziała po chwili namysłu. A potem pozwoliła mu mówić i pokiwała głową. - To fair. Nie chciałam wpędzić cię w takie wizje. Wtedy nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Ani tamtego dnia, ani… przez jakiś czas później - odpowiedziała na tyle szczerze, na ile potrafiła. Wiele jeszcze musiałaby przepracować u psychologa, czy na terapii, ale oczywiście się tam nie wybierała. Więc było sporo luk, których nie wiedziała jak… i czy… warto wypełniać. Żarcik, oczywiście że wolałaby nie. I nie uważała go za kreytyna, ale nie czytała w myślach więc nie mogła skontrować tej myśli.
- Ja też nie mogłam uwierzyć - no co go będzie kłamać, działała w afekcie, jak się zorientowała co zrobiła.. no wiedziała, że nie było powrotu. Ale to nie tak, że to było wyrachowane i zaplanowane. Ataki paniki paraliżują umysł i ciało.
- Najpierw w Wietnamie. Piękny kraj - odpowiedziała, nieco melancholijnym tonem. - Pracowałam w różnych miejscach, a potem podróżowałam po Azji. Co chwile w nowym mieście, wśród obcych ,nowych ludzi i z nowym zajęciem - przytaknęła, a potem lekko się uśmiechnęła, krzywo. - Nie uciekałam tylko od ciebie, od siebie też - dodała, ale to już bardzo cicho. I nie dopytywała czy od tamtej pory kogoś kochał, z kimś dłużej był, czy coś. Uznała, że to nie jest konieczne. Że tą część prywatności zostawi tylko jemu.
- Coś jakby wspomnienie - przyznała - Ale Cole, minęło tyle lat. Musisz w końcu…musisz to zamknąć. Słuchanie o tym jest wyczerpujące, a co dopiero przeżywanie tego - dodała i spojrzała na niego. - Tak. Na kanapie. Jest już późno i spokojnie, nie wkradnę się nocą do Twojego łóżka. Za to chętnie się z tobą upije - uniosła brwi, składając propozycje nie do odrzucenia, heh. Dobra, do odrzucenia.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Pewnie by powiedział, że nie uciekał w przeciwieństwie do Cami, ale zamykanie się na innych mogło podchodzić do swego rodzaju uciekania. Aczkolwiek Brooks nie uważał swojego mówienia najgorszej prawdy komuś w twarz za coś złego. Jak ktoś tego nie zniesie i go znienawidzi to widocznie tak być musiało - i się nie przejmował wtedy szczególnie. Tak bardzo zmienił się odkąd był z Cami. Co prawda w tamtych czasach może i też nie był kimś kto przejmował się specjalnie zdaniem innych, ale na pewno był wtedy... hm... bardziej przyjazny i częściej weselszy.
- Może bym się pogodził, gdybym usłyszał chociaż przeprosiny - on już podkreślał, że nie uważa się za stricte niewinnego bo mógł coś zauważyć. Powiedział też z czym ma konkretnie problem, ale koniec końców to ona uciekła bez słowa. Może "przepraszam" nie zmieni go tak z dnia na dzień, ale uważał, że zasługuje na to słowo bo nie Cami było decydować jak on ma się czuć i czego potrzebuje. A stricte przeprosiny były mu najwyraźniej potrzebne do zamknięcia tamtego rozdziału.
- Wiesz, że powinnaś sięgnąć po profesjonalną pomoc? - z góry założył, że takiej nie miała do tej pory... albo aktualnie. Ach, no tak... Wiedział o tym, że od innych uciekała głównie od Luke'a. Hm, dylemat czy powinien zdradzić, że mieli okazję się poznać i o dziwo dowiedzieć przypadkiem o sobie bardzo wiele. Pewnie jeszcze o tym pomyśli skoro Cami miała zamiar zostać, ale na tą chwilę właśnie inne rzeczy zaprzątały mu głowę.
- Nieoczywisty kierunek - w sumie jak myślał o Azji to pierwsze co mu stawało przed nosem to bardziej Japonia, więc tym bardziej nie wpadłby na to aby jej szukać w Wietnamie. - Dlaczego od siebie - pytał, ale przez jego poważna minę to ciężko było to usłyszeć. Ale tak. Pytał. Wszak nie miał pojęcia po co aż taki kawał uciekać od rodzinnego miasta. Nie sądził też by sama panika to napędzała bo jednak trzeba potem jakoś przeżyć w obcym kraju.
- Żeby coś zamknąć muszę mieć "zamknięcie" - dobrze, że rozmawiali i w ogóle, ale serio uważał, że przeprosiny, o których mówił byłyby odpowiednim krokiem ku zamykaniu. Gryzło go, że po takim czasie wciąż nie dostał tego słowa. Nie czuł, że Cami się obwinia bo i jemu się dostawało. Tyle, że przyznawał się do błędu i raczej nie miał zamiaru zmieniać zdania co do przeprosin. Nie bez powodu każdy go pytał - po jego niedawnych spotkaniach z Cami - czy został przeproszony. To było zawsze to pierwsze pytanie... Nie mógł więc zaznać spokoju póki nie będzie mógł na nie twierdząco odpowiedzieć.
- Twój plecak nie mówi, że to dlatego, że jest późno. Myślę też, że jestem na końcu listy osób, do których byś przyszła nocować, więc dedukuję, że coś jest nie halo - w sumie szok, że nie rzucił od razu o uciekaniu i w ogóle - mimo, że wiedział, że uciekła bez słowa od Luke'a, ale pojęcia nie miał co działo się potem... albo teraz. Z drugiej strony nie uciekła za granicę, więc to chyba postęp jakiś... chyba.

cami o'brallaghan
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Ale czy naprawdę nie uciekał? Uciekał od zaangażowania, od miłości, od relacji, które mogły porywać jego serce i dusze.. już to, że związał się z Autumn, uosobienie poczucia bezpieczeństwa przyjacielskiego pokazuje, że wolał bezpieczne opcje, które go nie zranią. Ale i nie rozwiną. I jak widać, to nie był wcale dobry sposób na całe zło. Bo może jednak Colton Brooks szukał rozwiązania, które jest o wiele bliżej i jest o wiele łatwiejsze, niż oczekiwanie przeprosin o Cami. Które zdeczko już od niej dostał, nawet jeśli nie w bezpośredniej wersji z tym słynnym słowem p na początek. Cała jej wizyta tutaj była nie tylko jej wersją przeprosin, ale i pewną formą zadośćuczynienia.
- Nie, nie pogodziłbyś się. To nie jest coś do zaakceptowania, a ty nie zaakceptowałeś tego przez tyle lat, Cole… tak jakby twoje życie zaczęło się i skończyło kiedy miałeś 20 lat - odpowiedziała i westchnęła ciężko. - Ja złamałam ci wtedy serce… i sobie przy okazji. Ale to ty zdecydowałeś, że wtedy je zabetonujesz i odetniesz się od świata. Nie możesz tylko egzystować, ścigany przez urazę sprzed lat. To bezsensowny masochizm - pokręciła powoli głową. A potem spojrzała na niego zaskoczona, kiedy powiedział o profesjonalnej pomocy. - Bo czasem panikuje? Jaki lekarz może coś na to poradzić? - zapytała z lekkim rozbawieniem, bo tak, nie zdawała sobie sprawy jak głęboko może sięgać lęk i że faktycznie może na jakiejś terapii albo antydepresantach by mogła dotrzeć do sedna tych problemów, powoli je rozpracować, naprawić…. nie, nigdy nie traktowała swoich ataków paniki jak choroby. Nawet nie pomyślała o tym żeby je tak traktować. Zawsze uważała, że to po prostu jej wina, że taka jest, trochę skrzywiona, zepsuta…. a przynajmniej jej mózg.
- Gdybym to wiedziała, to nie miałabym całej masy innych problemów - przyznała, bo to nie tak, że miała wszystko rozpracowane i poukładane. Uczyła się po drodze, na błędach swoich. Wciąż i wciąż nowych.
- Naprawdę sądzisz, że coś między nami wciąż jest otwarte? - zapytała i pokręciła powoli głową. Dla niej ten pocałunek pokazał, że to była po prostu ich przeszłość. Mogli się z nią wpatrywać i pluć sobie w brodę, albo dziesięć lat później w końcu zacząć żyć i patrzeć w przyszłość, akceptując, że przeszłość taka jest i koniec.
- Nie przyszłam tu ze względu na nocowanie, ale jestem już zmęczona i mogę zostać - poprawiła go - A w moim życiu nie pamiętam kiedy ostatni raz coś było halo - dodała i lekko się skrzywiła. - To co, użyczysz poduszki, czy mam się już zbierać? - i zapytała, patrząc mu w oczy i czekając na jego decyzję.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Nie miał zamiaru aktualnie analizować swojej sytuacji bo sam wiedział, że tkwi w miejscu przez tamtą jedną ucieczkę nawet jeśli do przodu iść próbował. Potrafił docenić fakt, że Cami wreszcie sama przyszła i chciała rozmawiać o tym wszystkim, ale... nawet jeśli uważała, że go przeprasza na swój sposób to on tego tak nie odczuwał.
- Dla ciebie nie jest do zaakceptowania. Nie możesz komuś mówić jak ma się czuć. To, że ty uważasz tak, nie znaczy, że druga strona będzie tak samo odczuwać. Zwłaszcza w tym przypadku. Sama powiedziałaś, że inaczej, że tak powiem "sobie żyliśmy" po tym wszystkim. Tobie może by przeprosiny nie wystarczyły, ale mnie by pomogło w pewien sposób na pewno - i westchnął ciężko, a i tak sam się dziwił jaki spokój mimo wszystko potrafił zachować. Lata doświadczeń. - Poza tym nie proszę o wiele. Nie chcę kasy, żadnej przysługi. Nie chcę cię ośmieszać, ani zrobić ci czegoś złego. Chcę tylko usłyszeć jedno konkretne słowo potwierdzające, że jest ci przykro lub głupio po tym jak odeszłaś bez słowa - specjalnie powiedział "konkretne" bo jednak cały czas mówili o jednym głupim wyrazie. - Chyba, że ty masz problem z przeprosinami stricte? Czy jakbym chciał abyś powiedziała "bataty" to też byłby problem? - nie uważał aby chciał wiele. Nie miał wszak na myśli niczego wygórowanego. Gdyby był okropnym człowiekiem to mógłby pokusić się o durne zemsty i takie tam, ale Cami żyła swoim życiem, a on swoim. I serio był przekonany, że "przepraszam" Cami nie zabije.
- Zależy czego potrzebujesz. Terapeuta może ogółem. Psychiatra jest od leków, a psycholog od rozmowy, która pomaga jak się nieszczególnie jest chętnym do rozmów ze swoim otoczeniem. Zwłaszcza jak się powtarzają pewne zachowania to dobrze dojść do sedna sprawy - można rzec, że teoryzował z tymi powtarzającymi się zachowaniami jakby nie wiedział, że nie był ostatnim, któremu Cami uciekła. Nie mniej jego ton był spokojny. Nie żartował z takich rzeczy. Mógł jedynie gdybać, że może wizyty u specjalisty pomogłyby Cami zaznać nieco spokoju ze swojej własnej natury.
- Nie mam nic przeciw użyczaniu nocowania ludziom, którzy potrafią przepraszać - rodzina chyba by w niego zaczęła rzucać wszystkim co popadnie jakby usłyszeli, że Colton pozwolił Cami u siebie nocować. I tak, serio mówił... Jeśli usłyszał wcześniej - lub później - przeprosiny to wszystko było jasne. Jeśli jednak Cami trzymała się swojego to niestety... nawet jak trochę się dowiedział i mogli wreszcie pogadać to Colton nie był Cami. Był kimś innym. Odczuwał inaczej. Potrzebował usłyszeć jedno słowo by poczuć się przynajmniej o procent lepiej.

cami o'brallaghan
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Jej przyjście tutaj, jej słowa, to wszystko było z jej strony w końcu wzięciem odpowiedzialności za swoją przeszłość. I nawet jeśli nie wybrzmiało to tak jak tego chciał, to były przeprosiny z jej strony. Nie mógł sobie ich zaprojektować, nie mógł jej napisać skryptu do odczytania, bo to przecież nie na tym polegało. I nie chodziło tylko o to, że miała trudny charakter i jednak swoje rzeczy wciąż zbyt mocno upięte w tej głowie. Bo nie, nie mogła brać na siebie całej winy i nie mogła po prostu przyjmować jedynej roli złoczyńcy w tej historii. Bo życie nie było tak proste, nie było czarno białe. Dlatego zmarszczyła lekko brwi.
- Już to powiedziałam, Cole - no pokręciła powoli głową. - To było lata temu. Nie byliśmy sobie pisani. Ty to wiesz, ja to wiem. Teraz to spotkanie tylko to potwierdza. Musisz przestać obwiniać mnie za to, że ty się boisz zaangażować i dorosnąć - no i powiedziała to, czego pewnie nie chciał usłyszeć, ale najwyraźniej potrzebował tego bardziej niż faktycznych przeprosin. - Jak na kogoś z takim wachlarzem poleceń, dziwne że sam z nich nie korzystasz - przyznała po chwili, chociaż akurat w tym punkcie też była hipokrytką. Sama wolała pomagać innym układać swoje życie, czy prawić kazania, niż zająć sie swoimi problemami. Bo pewnie gdyby ktoś inny przyszedł do niej z takim samym opisem problemu, poleciłaby mu dokładnie to samo co Colton Brooks . Ale jak widać sama pod te adresy jeszcze się nie wybrała. No bo przecież ona sobie sama poradzi, ona nie musi. Ona da radę.
- Cole, naprawdę czas dorosnąć - i podsumowała krótko, bo to przypominało już w tym momencie rozmowę z przedszkolakiem, który musi postawić na swoim. Więc Cami wzięła swoje klocki i kredki - nieważne, prześpię się w samochodzie - i wyszła.

/zt x2!
ODPOWIEDZ