paser, instruktor karate dla dzieci — shadow, dom kultury
25 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło
{01}


Chadwick poznał Marco już w przedszkolu, kiedy podzielił się z nim swoimi resorakami. I choć oboje jeszcze wtedy seplenili, to nawiązała się między nimi nić porozumienia, którą przypieczętowali braterstwem. Przysięgali na ślinę, że zawsze będą bawić się resorakami na szkolnym podwórku. Chadwick wtedy jeszcze nie wiedział, że chłopiec, który prędko stał się jego pierwszym najlepszym kumplem i zastąpił figurkę policjanta, ku ironii, był z całkiem innego świata.

Granice między nimi były wówczas zatarte i dopiero z czasem Chadwick przekonał się, że dom jego kolegi wyglądał całkiem inaczej. Choć na zewnątrz różnice były niemal niedostrzegalne gołym okiem, to jednak w środku panowało ciepło rodzinnego ogniska. Obdrapana farba na fasadzie domu rodzinnego Jansena była równie brzydka co jego wnętrze.

Marco z pewnością mógł powiedzieć Dobranoc mamo. Kiedy matka Chadwicka być może włóczyła się po burdelach.

Marco nigdy nie musiał przejmować się tym, że na kolacje zje suchy chleb, a jego ojciec dawał mu wszystko to o co tylko poprosił. Mimo to Marco zawsze był obok i nigdy nie zakpił z biedy, która go otaczała. Wiernie trwał przy boku Chadwicka nawet wtedy, kiedy jego macocha wciskała mu woreczki strunowe z dragami, które miał opchnąć dzieciakom w szkole. Biegł z nim ramię w ramię, uciekając przed patrolem z plecakiem adidasa wypchanym nielegalnym towarem. Marco chyba zwyczajnie to lubił. Adrenalinę rozpierającą mu żyły, przyspieszającą tętno i scenariusze, które dalekie były od jego zwyczajnego, poukładanego życia. Chadwick szczerze tym gardził, choć nigdy nie wyraził swojej dezaprobaty.

Ufał Marco bezgranicznie.
Dałby uciąć sobie za niego rękę i zawierzyłby własne życie.
I by teraz kurwa nie miał ręki, a tłum śpiewałby prężnie anielski orszak.

Zaciągnął się gwałtownie papierosem, wystawiając ramię przez uchylone okno auta. Klimatyzacja nie nadążała schładzać dusznego powietrza, które sprawiało, że pot spływał mu po czole. Siedział wpatrzony w szyld kawiarni, której nigdy nie odwiedził, choć tak wiele już o niej słyszał. Mijała już piąta godzina i dochodził wieczór, a Chadwick nadal ślęczał w tym samym miejscu, popalając jednego peta za drugim, próbując tym zabić nudę.

Ostatni klienci wychodzili już z kubkami parującej kawy w ręce i torbami załadowanymi słodkościami, kiedy lunął deszcz. Deszcz, który nie przyniósł nawet lekkiej ulgi, bo brukowe ulice wręcz parowały od upału. Omiótł spojrzeniem kobietę, która pobiegła w stronę zaparkowanego obok auta, kryjąc się przed ulewą pod papierową, ekologiczną torbą z logo kawiarenki. Bezwstydnie wpatrywał się weń wyczekująco, kiedy poprawiała mokre włosy już wewnątrz nagrzanego samochodu i wreszcie zasunął okno kiedy wreszcie odjechała. Jego jeep był ostatnim autem, które nadal stało na pustym parkingu. Powoli wyszedł na zewnątrz, trzaskając drzwiami i wciągając na głowę kaptur czarnej bluzy, po czym sprężystym krokiem pokonał parę metrów które dzieliły go od drzwi. Otworzył je powoli, wsuwając się do środka niemal bezszelestnie, choć paląca go złość miała ochotę wypełznąć na zewnątrz i pierdolnąć nimi o ścianę. Pięć godzin spędził na parkingu w piekarniku, naiwnie licząc na to, że Marco zechce odwiedzić w końcu swoją jedyną siostrę. Jednak Marco rozpłynął się w powietrzu, a Chadwick powoli tracił cierpliwość, bo razem z nim przepadła też torba pieniędzy, którą mu powierzył i której miał strzec jak oka w głowie dopóki nie ucichnie echo pewnej kradzieży w Brisbane.

Ciemnowłosa dziewczyna stała odwrócona do niego plecami za ladą, a on odchrząknął jedynie, wykrzywiając twarz w dziwnym grymasie, choć próbował się przecież lekko uśmiechnąć, by nie wyglądać jak bandzior, a jak ktoś, z kim można uciąć miłą pogawędkę. Dziewczyna w końcu być może posiadała cenne informacje, a Chadwick łaskawie litościwy nie chciał wcale rzucać jej do aligatorów, by je wyciągnąć. Ciszę zagłuszył grzmot, kiedy przygniatał siostrę Marco spojrzeniem, ale wreszcie zerknął na pozostałe na ladzie babeczki.

-Wezmę wszystkie - wymamrotał w końcu, bo przecież zamierzał zająć sporo jej cennego czasu. Musiała wiedzieć gdzie był Marco.

sunny phillips
Cukiernik — HUNGRY HEARTS
23 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Rodzina Phillips z pozoru nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wyglądali tak przeciętnie, że tylko głupiec podejrzewałby ich o ustanowienie wewnętrznej hierarchii i podporządkowywanie kobiet wedle woli mężczyzn; tylko głupiec sądziłby że Sunny stała na smutnym, najniższym szczeblu.

    Mimo tego w miarę dobrze wspominała swoje dzieciństwo. W przeciwieństwie od totalitarnego ojca, matka traktowała ją na równi ze starszym bratem. Całowała na dobranoc i przygotowywała identyczne śniadania; pakowała lunch do takich samych pudełek, częstowała słodyczami i pomagała odrobić pracę domowe. Mówiła kocham cię i dasz radę, kiedy stawała przed trudnym zadaniem oraz przemycała dla Sunny kieszonkowe, które Joseph Phillips nakazał wstrzymać. Niestety nie zawsze potrafiła oprzeć się perswazji męża i nierzadko — niesłusznie — stawała również po jego stronie.

Marco był raczej bierny. Przyglądał sie z boku postępowaniu rodziców i nie śmiał niczego skrytykować — wszakże najwięcej zyskal na stronniczości ojca. Z biegiem lat Sunny zaczęła odczuwać żal, którym otoczyła nie tylko Josepha, ale również starszego brata. Z jednej strony widziała w nim opiekuna, jaki zjawiał się ilekroć potrzebowała pomocy i oparcia; z drugiej mocno zazdrościła mu ojcowskiej miłości. Niezależnie od tego, co zrobiła, Joseph nigdy nie spojrzał na córkę tak przychylnie, jak niemal każdego dnia patrzył na Marco.

Sam Marco zajmował się raczej sprawami, które zakrawały bardziej o oblicze rzezimieszka, aniżeli porządnego obywatela, wychowanego w w równie porządnej rodzinie. Sunny miała już serdecznie dosyć jego wybryków oraz niespodziewanych odwiedzin, dlatego przez ostatnie miesiące sukcesywnie ograniczyła kontakt z bratem. Niestety ten zwykł wracać jak bumerang: prosił o pieniądze lub darmową kawę na kaca. Albo  — co gorsza — o jedno i drugie.

Tylko w ostatnim czasie powietrze Sunny było wolne od oddechu Marco. Nie naprzykrzal się telefonami, "przypadkowymi" spotkaniami na ulicy czy zatrważającymi odwiedzinami; nie słyszała za plecami jego głosu, choć widmo Marco prześladowało Sunny na tyle intensywnie, że zwykła wielokrotnie odwracać sie na chodniku.

Przez okno odruchowo wyglądnęła za ostatnią klientką, której sylwetka natychmiast rozmazała się w smugach deszczu. Sunny zrezygnowanie westchnęła, gdy uświadomiła sobie, że nie wzięła do pracy parasola. Następnie skupiła się na doczyszczaniu ekspresu do kawy, który dzisiejszego dnia nie miał już wydać żadnej porcji. Do zamknięcia zostało zaledwie siedem minut.

Dźwięk złotego dzwoneczka do kawy zakomunikował, że w kawiarni pojawił się kolejny gość.

  — Dzień dobry. Witamy w Hungry Hearts — odezwała się jako pierwsza, jednak nie odwróciła się przodem do lady. Zamiast tego w dalszym ciągu wycierała szmatką ekspres.

Mężczyzna poruszał się niemal bezszelestnie, więc nawet nie zauważyła, kiedy ostatecznie stanął za jej plecami. Dopiero jego wymowne odchrząknięcie sprawiło, że mimowolnie się wzdrygnęła, po czym prędko odwróciła się w kierunku kasy. W ręku wciąż trzymała ścierkę od ekspresu, w którą pobieżnie wytarła dłonie. Potem rzuciła ją obok terminala, dając Chadwickowi znać, że była gotowa go obsłużyć.

Intuicyjnie odpowiedziała uśmiechem na jego dziwnie wymuszone, uniesione kąciki warg. Niezależnie od sytuacji starała się zbyt pochopnie nie oceniać klientów kawiarenki — nawet jeżeli wyglądali tak podejrzanie jak Chadwick Jansen tego popołudnia.

Przez dłuższą chwilę jedynie przyglądała się jego licu, które zastygło w nieodgadnionym wyrazie. Świdrował ją bacznym wzrokiem spod delikatnie przymrużonych powiek; świdrował ją tak uważnie, że z chwili na chwilę czuła, że powietrze pomiędzy nimi zaczynało gęstnieć. Wydawał się dziwny: niebywale tajemniczy i osobliwy.

W pewnym momencie uniosła brodę. Była przekonana, że nie będzie dalej w stanie utrzymać ich kontaktu wzrokowego. Grzmot okazał się wybawieniem. Intuicyjnie spięła ramiona i prędko wyglądnęła przez okno, gdzie Lorne Bay zalewała ulewa. Nie przepadała za tą cholerną, australijską pogodą.

W-wszystkie? — zawahała się, gdy ciszę niespodziewanie zmącił głos mężczyzny. Natychmiast powróciła do niego spojrzeniem, po czym spuściła głowę na paterę z babeczkami. Pozostało dwadzieścia siedem z nadzieniem karmelowym, borówkowym i chrupką. .Wszystkie wypiekła wczesnym rankiem. — Oczywiście — zreflektowała się i sięgnęła po największy kartonik. — To na przyjęcie? — dopytała trochę serdecznie, trochę wścibsko, aby niejako urozmaicić czas pakowania wypieków. Kolejno starannie wkładała jedną babeczkę za drugą, podświadomie licząc na to, że zapalczywe spojrzenie nieznajomego nie przebije jej twarzy na wskroś.


Chadwick jansen
powitalny kokos
Pola
brak multikont
paser, instruktor karate dla dzieci — shadow, dom kultury
25 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Jak pod prąd płynąłem wiele mnie spotkało ale jeszcze nic nie zabiło

Przesiąknięte dobrocią i uprzejmością słowa Sunny Phillips spłynęły na jego uszy niczym miód. Witamy w Hungry Hearts dźwięczało mu w uszach i przez krótką chwilę Chadwick pożałował, że miał zamiar wyciągnąć z niej informacje, po dobroci, czy też nie, wcale nie odwiedzając kawiarni tylko po to, by kupić babeczki dla całej drużyny piłkarskiej.

Ale przebywanie za kratami stanowiło cenną, życiową lekcję, jakiej nie mógłby wyciągnąć ze zwykłego szwendania się po ulicy pełnej degeneratów, których twarze zdobiły zjadliwe uśmiechy. To właśnie w więziennych murach przekonał się, że nie należało oceniać ludzi po okładce, bo za maską sklejoną z łagodnych spojrzeń i miłych uśmiechów często kryli się bezduszni kryminaliści. I tacy byli najgorsi, bo zwykle, kiedy człowiek orientował się, że ich zamiary, tak jak i dusza nie są wcale tak krystaliczne, to wtedy było już za późno. Ich czas dobiegł końca.

Chadwick nie poprzestał więc wbijać w Sunny swojego podejrzliwego spojrzenia, niemal jakby chciał ocenić, czy była zdolna do łgania. Bo nawet jeśli życie już dawno winno przekonać go, że każdy, zawsze i wszędzie, łgał, to Chadwick wciąż naiwnie wierzył w niespotykaną dobroć.

Marco często wspominał swoją siostrę. Jego słowa stanowiły jedyny fundament znajomości Chadwicka i stojącej przed nią brunetki. Przyjaciel często narzekał jak bardzo wścibska i nieznośna potrafiła być, jednak ta miła twarz, która próbowała z całych sił go ignorować, wodząc oczami po babeczkach, które lądowały starannie ułożone w kartonach, nie przypominała tej okropnej siostry.

Dopiero po dłuższej chwili odchrząknął znów, uświadamiając sobie, że nie mógł przekonać się, czy siostra Marco była kłamczuchą, jeśli miał zamiar nadal milczeć.

-Nie, zamierzam rozdać je potrzebującym - mruknął, choć jego ponury ton wcale nie przywoływał na myśl dobrodusznego chłopaka z sercem na dłoni, rozdającego głodnym bezdomnym babeczki. Był przesiąknięty ironią i lekko zniecierpliwiony, jakby wcale nie chciał, by dziewczyna zadawała mu zbędne pytania. Złudną byłaby nadzieja, że zaskarbił sobie tym wyznaniem choć odrobinę jej zaufania. Choć Chadwick naprawdę zamierzał rozdać jej babeczki, z tą różnicą, że nie potrzebującym, a dzieciakom, które trenował w domu kultury.

Po chwili, która wydawała się być wiecznością oderwał wzrok od zestresowanej siostry Marco i z dłońmi wsuniętymi głęboko w kieszenie, wyjrzał za okno. Deszcz zacinał bębniąc o szybę, a niebo co jakiś czas przecinała błyskawica. Pogoda najwyraźniej postanowiła wpasować się tego popołudnia w jego nastrój. Westchnął i niespiesznie postawił krok naprzód, opierając się łokciami o ladę.

-Co słychać u twojego brata? - zapytał, nie owijając już zbytnio w bawełnę. Choć i tak nadal był uprzejmy, bo mógł przecież z grubej rury wymusić na niej lokalizację brata. A kupił nawet babeczki. Spoglądał na Sunny nagląco, stukając palcami w blat. Nie byłby zdziwiony, gdyby ten cykor ukrywał się przed nim za plecami swojej siostry, traktując ją jak żywą tarczę, by nie sięgnął go gniew Chadwicka.

-Chyba zapomniał o swoich przyjaciołach - dodał, uśmiechając się leniwie i przechylając lekko głowę, by znów wpatrywać się w Sunny jak ciele w malowane wrota. Nie mógł przegapić jej reakcji, bo ta była w końcu kluczowa w całych tych poszukiwaniach, a Chadwick chciał czytać z niej jak z otwartej księgi. Kłamstwo czasem było widoczne gołym okiem na twarzach tych, którzy bardzo chcieli coś ukryć. Marco zaś nie mógłby ukryć się przed nim nawet na końcu świata, jeśli jego jedynym bagażem była torba wypchana pieniędzmi Chadwicka.

sunny phillips
Cukiernik — HUNGRY HEARTS
23 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

W tym kliencie było coś niezwykle osobliwego; coś, przez co Sunny zaczęła czuć zdenerwowanie. Mimo tego z wyuczonym spokojem — choć wewnątrz kotłowało się w niej wiele sprzeczności — pakowała do pudełka jedną babeczkę za drugą.

Z pewnością, gdyby od razu dowiedziała się, że Chadwick przyszedł w sprawie Marco, natychmiast wskazałaby mu wyjście. Jak ognia unikała wszystkiego, co miało związek ze starszym bratem, a z jego poplecznikami zwykła nawet nie rozmawiać.

Rozumiem — odpowiedziała zwyczajnie, niewzruszona ponurym tonem nieznajomego. Następnie głęboko westchnęła i z pełną premedytacją dodała — to naprawdę godne podziwu. — Nie do końca mogła uwierzyć w życzliwość Chadwicka, która jawiła się przez pryzmat skrzywionej miny i słyszalnej ironii. Jednak postanowiła nie zagłębiać się dalej w temat, jaki spróbowała zarzucić, chcąc zyskać sobie sympatię nowego gościa kawiarni.

Dopakowała ostatnie dwie babeczki, po czym zamknęła pudełko i posunęła je w stronę mężczyzny. Następnie — dosyć nieporadnie — zaczęła stukać palcami w klawisze kasy fiskalnej. Wokoło rozniósł ich charakterystyczny dźwięk, a wraz z upływem sekund, Sunny coraz bardziej nerwowo naciskała jeden przycisk za drugim. Wzrok Chadwicka był zbyt zapalczywy, aby mogła skupić się wyłącznie na obsłudze urządzenia.

Właśnie miała zatwierdzić paragon, gdy niespodziewane pytanie nieznajomego wybiło ją z pantałyku. Mimowolnie uniosła wzrok znad ekranu kasy i prędko umieściła go na oczach mężczyzny. Zamigotała w nich łuna bezczelności.

Sunny wzdrygnęła się, po czym kolejno spojrzała na łokieć Chadwicka, którym podparł ladę; na okno, gdzie miejską panoramę znowu przecięła błyskawica i ponownie na twarz mężczyzny. Tym razem to w jej źrenicach zamajaczyło coś dziwnego; coś co świadczyło o przekorze. Przy kolejnym zdaniu nawiązującym do Marco, prędko zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona, dając Chadwickowi do zrozumienia, że nie zamierzała z nim rozmawiać.

Wynocha — rzuciła znienacka. Wnet przegoniła swoją poprzednią postawę, która opiewała w nerwowość. Teraz była głównie rozgniewana. Sylweta osobliwego klienta do cna wypełniła ją goryczą i sfrustrowaniem. — Nie słyszałeś? Masz stąd wyjść — machnęła ręką dla większej efektywności, po czym złapała pudło babeczek i energicznie schowała je pod ladę.

Nie widziała Marco ponad trzy tygodnie. Gdy ostatnim razem odwiedził ją w kawiarni, prosił o pożyczkę. Wymienił kilka chorendarnych kwot. Jednak Sunny miała na głowie już swoje problemy — swoje opłaty i długi — i z pewnością nie zamierzała wyciągać Marco z szamba, w które sam się wpakował. Poza tym jego nerwowa reakcja i ckliwe błaganie o pomoc wydawały jej się nazbyt przerysowane, dlatego ostatecznie wyrzuciła brata z lokalu. Kazała mu nie wracać. Albo wrócić, kiedy będzie skłonny nie rozmawiać z nią wyłącznie o pieniądzach.

Grzmot przerwał ciszę. Tym razem nie oderwała wzroku, aby wyglądnąć przez okno; tym razem z równą nieustępliwością wpatrywała się w twarz Chadwicka. Nie chciała przed nim niczego ukryć — bo nie zamierzała mu niczego powiedzieć. Jakikolwiek związek łączył go z Marco, pragnęła jak najszybciej wyplatać się z tej niepotrzebnej dyskusji, zamknąć kawiarnie i wrócić do przytulnego mieszkania.

Chadwick jansen
powitalny kokos
Pola
brak multikont
ODPOWIEDZ