emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Rachele Goldstein.

Zwyczajna pracownica sklepu, która w niezwykły sposób jednała sobie wiele serc. Zawsze uprzejma i rzetelnie wykonująca swoje obowiązki, zmiękczająca uśmiechem najbardziej skamieniałą duszę. Victor znał ją z widzenia, parokrotnie przepraszając za brak drobnych w portfelu. Wiedziała, jakie papierosy kupował w piątkowe wieczory, po miesiącu nie potrzebując nawet jednej wytycznej. W pewien sposób imponowała mężczyźnie pamięcią do szczegółów, choć przez sklep monopolowy przewijało się zatrważająco wiele pijackich mord. Los chciał, że kończąc lat osiemdziesiąt pięć, odeszła ze świata na zawał. Ból pośród bliskich musiał być niewyobrażalny, a rzewny skowyt dzieci oraz wieloletniego partnera będzie słychać jeszcze długo poza kościelnymi murami.

Duchovic nie odczuwał smutku, wykopując kolejną dziurę na cmentarzu. Wiedział, że śmierć posiadała skrupulatnie przygotowaną listę i czekała na odpowiedni moment, by zabrać ze sobą duszę. Każdą. Złą, dobrą, cholernie neutralną przez całą ludzką egzystencję. Ci obojętni byli najgorsi, bo nie wpływali w żaden sposób na kształtowanie rzeczywistości. Walka czerni z bielą dodawała miłej szarości między dni, a przezroczystość powodowała zanik charakteru, tworząc humanoidalne wydmuszki.

Jednostajny ruch łopatą był pracą mozolną, aby nie stwierdzić - obrzydliwie nudną. Gruda za grudą tworzyły kopiec wilgotnej ziemi skropiony potem z czoła Victora. Zmęczony, z obolałymi plecami postanowił, że zrobi sobie przerwę. Wbił narzędzie głęboko w utworzony pagórek, a następnie wyszedł z cmentarza do najbliższego sklepu, w którym kupił zgrzewkę taniego piwa. Zazwyczaj lubował się w mocniejszych trunkach (ach ta ruska krew), ale chcąc dokończyć kopanie dołu potrzebował stawać prosto. Otworzył jedną puszkę o drodze, upijając wstrząśnięty napój z pianą. Oblizał usta, dłonią ścierając pozostałość z ciemnego wąsa i przechadzał się kamienną dróżką, wesoło pogwizdując depresyjną piosenkę z repertuaru Johnny'ego Casha.

Musiał przyznać, że praca grabarza była bardzo przyjemna. Cisza i spokój dookoła, niekiedy zakłócana szeptami starszych kobiet sprawiała, że odpoczywał. Po latach wielogodzinnego stresu, przemęczenia oraz walki o przetrwanie nareszcie znalazł coś, co nie wymagało od niego stanu ciągłej gotowości. Wykopywał groby, stawiał znaczniki dla pracowników zakładu pogrzebowego i pilnował hektarowego przybytku okazjonalnie, kiedy obrażony Morfeusz spędzał sen ze starych powiek. Podchodząc do stanowiska pracy usłyszał ciężki oddech połączony z bolesnym jęknięciem. Zmarszczył brwi, ostrożnie podchodząc bliżej wyżłobionej dziury, bo nie spodziewał się powstania nieboszczyków.

— Panie Monroe, to nie pana czas i nie miejsce — powiedział zrezygnowany, widząc kto wpadł do okopów jak żołnierz podczas oblężenia Pearl Harbour. Ukucnął nad mężczyzną, zastanawiając się czy istniał jakikolwiek sens w wyjmowaniu go. Był cały brudny, śmierdział alkoholem - i to tym mocniejszym, szczęściarz - a przy okazji majaczył jakby go Święta Panienka nawiedziła. Biedny przypadek.



Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Patrzył na niebo, ciemne i złowrogie, na którym odcinał się księżyc i kilka jaśniejszych gwiazd. Widok częściowo przesłaniały chmury. Wokół niego unosił się kurz, który wprawił w ruch własnym ciało, gdy to runęło w dół i opadło przyciągane prawem grawitacji, uderzając o ziemię. Odkaszlnął i zamruczał coś pod nosem, ale ból po tym, jak wpadł do świeżo wykopanego grobu, na własne życzenie, nie zraził go w żadnym wypadku.

Jaki miał cel?

To dobre pytanie. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, jak mumia, jak wampir, kładący się do snu w swojej trumnie. Odwiedził cmentarz spontanicznie, chociaż może podświadomie miał w tym jakiś cel, może uznał że skoro i tak nogi zaprowadziły go w ulicę obok cmentarnej bramy, to coś jest na rzeczy. Dał się ponieść swojemu ciału i krążącemu we krwi alkoholowi. Czy miał coś do stracenia? W tej chwili uważał, że nie. Odpychał wszystkie myśli, które mogłoby udowodnić mu, że jest inaczej. Ostatnio nie było mu po drodze z racjonalnym myśleniem. Robił rzeczy, których normalnie i na trzeźwo nigdy by się nie dopuścił. Wyrzuty sumienia rosły i nie dało się ich zatrzymać, a on dalej uparcie zbierał ich do kolekcji coraz więcej.

Zaśmiał się głośno i warknął pod nosem przekleństwo, które mogłoby obudzić kilka trupów, zakopanych w pobliżu.

Niech cię szlag. Ciebie i wszystkich, którzy mi to zrobili. Wszystkich. Najlepiej wszystkich. Co za różnica 一 mruknął i znowu się zaśmiał, tym razem ciszej. Czemu niebo było takie spokojne? Czemu on nie mógł być? Poświata księżycowa nadawała mu niezdrowego, bladego wyglądu. A może to nie ona? Może sam to sprawił? Może to ostatnie tygodnie, podczas których częściej był pijany i zgorzkniały, a rzadziej był sobą? Co, jeżeli jednak był tym skurwielem, za którego wielu go miało? Może jabłko faktycznie nie pada zbyt daleko od jabłoni i te wszystkie lata zbierania się po traumach wcale nie przyniosły takiego efektu, jak sobie wmawiał?

Dajcie mi tu zdechnąć 一 warknął i zamknął oczy. Nie dane mu było się tą myślą zbyt długo nacieszyć, bo usłyszał kroki, a potem głos, który wydał mu się znajomy. Uniósł powieki i spojrzał prosto na twarz grabarza. Wtedy przypomniał sobie o jednym z powodów, dla którego skierował swoje chwiejne kroki na świętą ziemię. Świętą, przeklętą ziemię. Przyniósł tutaj przeklętego siebie po to, aby odnaleźć kogoś, kto go wysłucha.

Panie Duchovic, myli się Pan 一 odparł na przekór, chociaż przecież wiedział, że nie powinno go tu być. 一 Leżę tu i nigdzie się stąd nie ruszam, więc to jak najbardziej moje miejsce, w tym właśnie czasie 一 dodał, unosząc jedną z brwi. Odchrząknął krótko, nie ruszając się nawet o milimetr. Zamiast przyznać mu rację, szedł w zaparte, ale pijany umysł podpowiadał mu właśnie takie irracjonalne zachowanie. Poza tym nie miałby nawet siły się teraz podnieść i wyskoczyć z dołu. Niech nikt od niego tego nie wymaga. Nie miał dwudziestu lat. Upadek był dużo łatwiejszy, niż wysiłek który wkłada się we wstanie z kolan, czy może z pozycji całkowicie leżącej.

Odwrócił na chwilę wzrok, jakby chciał przekazać, że zakończył ten temat, stawiając na swoim, ale zaraz jednak wrócił spojrzeniem na Victora i lekko się skrzywił. Sam już nie wiedział co chciał osiągnąć tym dziecinnym zachowaniem. Może naprawdę opadł już na samo dno i niżej się nie dało?

Moje życie to żart 一 mruknął i zsunął dłoń z klatki piersiowej, a ta uderzyła o chłodną ziemię. 一 Poza tym chyba mi dysk wyskoczył 一 stęknął ze zrezygnowaniem.


emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Było tragiczniej, niż przypuszczał. Znał Samuela z widzenia, niejednokrotnie gawędząc na cmentarnej dróżce, kiedy on razem z około dziesięcioletnim synem kierowali swoje kroki do grobu zmarłej niewiasty (prawdopodobnie matki). Lubił te krótkie, niezobowiązujące wymiany poglądów, które uskuteczniali podczas przerwy Duchovica pomiędzy kopaniem dołów. Nie posądziłby tak spokojnego, ułożonego człowieka o pijackie eskapady w najbardziej ponure, niebezpieczne późnymi wieczorami miejsce. Po cmentarzu czasami kręcili się bezdomni albo narkomani, niekiedy grupki gówniarzy próbujące zwinąć znicze na nielegalną sprzedaż. Victor przeganiał ich przy użyciu łopaty lub posiadanego scyzoryka, choć najczęściej sama prezencja jednookiego, rosłego mężczyzny sprawiała, że wandale uciekali w popłochu.

Westchnął ciężko, przysłuchując się najbardziej dziecinnym argumentom, na jakie było stać czterdziestolatka. Jak miał walczyć ze ścianą? Przekonanie logicznymi argumentami nie miało sensu, bo w odpowiedzi dostałby kolejną wiązankę o nienawiści do świata, którą niestety musiałby poprzeć.

— Naprawdę chciałbym pozwolić panu umrzeć w tej dziurze, ale ona już ma właścicielkę — stwierdził, przenosząc wzrok na wbity nad dziurą znacznik z wygrawerowanymi personaliami oraz datami zmarłej kasjerki. Nijak pasowała płcią i wyglądem do Monroe, który ewidentnie próbował przywłaszczyć sobie jej opłaconą przed laty ziemię. Zasady były po to, aby ich przestrzegać - nawet na cmentarzu. Mógłby położyć się gdziekolwiek, nawet ruchliwa droga byłaby bardziej efektywna i efektowna od niedokończonego padołu żałobnych łez.

— W pana wieku dyski mają się świetnie. Mnie też bolałyby plecy, gdybym wpadł do metrowej dziury — pokręcił głową, opierając się jedną ręką o łopatę wbitą głęboko w kopiec. Musiał znaleźć inny sposób, na pozbycie się intruza z jego dzieła artystycznego. Głupim byłoby siłowe podnoszenie pół-trupa i wyciąganie go jak księżniczkę. Jeszcze go pogryzie i co wtedy? Victor dostałby wścieklizny, umarł, a okrutne społeczeństwo nawet nie wiedziałoby o Fabienne, która potrzebowała uwagi w swoim cudownym, szklanym akwarium. Kto przynosiłby jej pasikoniki do jedzenia? Kto by jej sprzątał i monitorował ciepło? Tak wiele przy jednej jaszczurce, gdy śmierć przez ugryzienie wisiała w powietrzu.

Zmęczony Duchovic usiadł, a dźwięk uderzających o siebie metalowych puszek stał się symbolem nagłego przypływu idei, jakby zapaliła się nad jego głową jedna, samotna żarówka.

— Mam ze sobą piwo. Jeśli pan wyjdzie, mogę się podzielić. Dwie puszki na głowę, nie więcej — zaproponował, modląc się do Najświętszej Panienki o błogosławieństwo. Nie lubił zajmować się zmarnowanymi i przeżutymi przez życie ludźmi. Byli cholernie męczący, a wysłuchiwanie ich lamentu powodowało bóle migrenowe, na które nie reagował nawet najsilniejszy ibuprofen.

Czekając na umarlaka sięgnął do zgrzewki i jednym ruchem otworzył puszkę, pozwalając charakterystycznemu tryśnięciu oblepić świętą ziemię goryczką chmielu. Upił solidny łyk, delektując się tanim smakiem obrzydliwego trunku. Alkohol pomagał, szczególnie kiedy zranione oko razem z oczodołem pod opaską zaczynały piec. Znieczulenie było potrzebne, jeśli człowiek chciał odpowiednio funkcjonować. Uzależnianie się od leków byłoby głupotą, w którą Victor powoli zaczynał wpadać, coraz gorzej znosząc kłujący ból przeszywający czaszkę na wylot.



Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Znał tutejszego grabarza nie tylko z widzenia. Od śmierci matki Fabiana odwiedzał cmentarz co jakiś czas, towarzysząc synowi pogrążonemu w żałobie. Nawet nie pamiętał dokładnie kiedy między nim, a Victorem nawiązała się dłuższa, głęboka rozmowa - jak się okazało jedna z wielu, które później kolekcjonował w swojej pamięci. Lubił z nim rozmawiać, wspominał te chwile z jakiegoś rodzaju sentymentem. Być może dlatego, że były jednocześnie dosyć emocjonalne i intymne, ale z drugiej strony Victor nigdy go nie oceniał, co z resztą było obustronne. Słowa same wypływały z ich ust i współgrały ze sobą. Czasami po prostu milczeli i co ciekawe ta cisza nigdy nie była niezręczna. Pogrążeni w myślach, zdawali się rozumieć że nie wszystko wymaga wielu słów, barwnych opisów i wyjaśnień, bo jest oczywiste, bo się to czuje i tyle wystarczy.

Nogi same go tu przywiodły, być może potrzebował kolejnej takiej rozmowy. Był pijany, więc nie do końca kontrolował to pragnienie, robiąc i mówiąc jednocześnie wiele głupot, ale stan w jakim się znajdował nie był stanem normalnym, bo okoliczności też takie nie były. Stracił kontrolę, ale coraz bardziej pragnął ją odzyskać. Chciał stanąć na nogi, przywołać dawną siłę i moc, którą zawsze się odznaczał. Teraz był słaby i chociaż się do tego nie przyznawał, to przecież było to widać na pierwszy rzut oka. Jego bliscy to zauważali, nawet jeżeli jeszcze nic nie mówili, pozwalając mu trwać w tej ułudzie.

Leżąc w świeżo wykopanym, niedokończonym grobie, kiedy przez opary alkoholu przebijała się powoli jego świadomość, zdał sobie sprawę w jak absurdalnej sytuacji się znalazł i jednocześnie odrobinę było mu wstyd, a z drugiej strony poczuł rozbawienie. Śmiech ostatkiem sił, kiedy wszystko inne już wyparuje: żal, złość, tęsknota, poczucie niesprawiedliwości i zdrady. Wtedy zostawały oczyszczające łzy lub właśnie śmiech.

Spojrzał na Victora, kiedy tak swobodnie rzucił, że chciałby mu pozwolić tak tu umrzeć i w końcu parsknął cicho, po czym odchylił głowę, kładąc ją z powrotem na ziemi. 一 Dziękuję panu, to wiele dla mnie znaczy 一 odparł i otworzył szerzej oczy, wbijając spojrzenie w nocne niebo, jakby szukał w nim odpowiedzi lub pomocnej dłoni, aby podnieść się z tej cudzej dziury. 一 Szczęściara 一 dodał, mając na myśli właścicielkę grobu. Nadal był zgorzkniały, ale przynajmniej pojawiła się w tym odrobina humoru.

Trudno powiedzieć czy skusiła go propozycja dobicia się piwem czy może uznał, że wystarczy zabawy w trupa na dziś, a może po prostu było mu niewygodnie. W każdym razie dźwignął się do siadu z ciężkim stęknięciem na ustach i podparł się dłonią, która zapadła się odrobinę w czarnej ziemi.

Te plecy będą mi to jeszcze długo wypominać 一 przyznał, marszcząc lekko czoło, kiedy powoli wstawał. Otrzepał koszulę i jeansy z grudek ziemi, po czym klasnął dłonią o dłoń i jedną z nich wyciągnął do stojącego nad nim grabarza. Zauważył wahanie, więc westchnął ze zrezygnowaniem, ale ręki nie opuścił. 一 Nie gryzę. 一 zapewnił aż zbyt oficjalnie, chociaż po raz pierwszy od dawna można było zauważyć rozbawione iskierki w jego oczach.

Kiedy już wydostał się z grobu, stanął obok mężczyzny i rzucił spojrzeniem na miejsce, w którym dopiero co leżał. Pewnie kiedyś spocznie w podobnym, ale Victor miał rację, to nie jego czas i nie jego miejsce. Odebrał obiecane piwo, po czym bez większego skrępowania usiadł na ziemi, skoro już i tak ubrania pokrył kurz, spuścił nogi do dołu i skrzyżował je. Rozległ się charakterystyczny odgłos kapsla otwierającego puszkę, a potem warg spijających pianę i przepływającego przez gardło gazowanego płynu. Samuel odetchnął, jakby z ulgą i cmoknął cicho, po chwili opuszczając głowę i przesuwając dłonią po własnym karku.

Kiedyś łudziłem się, że mam w życiu rzeczy niezmienne. To bardzo naiwne z mojej strony, ale chyba ta naiwność mi nie przeszkadzała, dopóki te myśli i odczucia dawały mi satysfakcję i pozwalały brnąć w tej bańce mydlanej dalej 一 powiedział, krzywiąc się lekko, kiedy jego palce natrafiły na twarde, spięte boleśnie mięśnie.


emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Ludzie dążący do śmierci byli słabi i nie potrafili wykorzystać swoich zasobów. Ucieczka ze świata realnego była prostym oraz szybkim rozwiązaniem, które wykorzystywali ci najbardziej zdesperowani. Victor miał wiele okazji, aby zakończyć przygodę w gorzkiej rzeczywistości, jednak los zabraniał mu posmakowania słodyczy transcendencji. Po pięćdziesięciu latach żywota nauczył się, że znajdywanie pocieszenia w najdrobniejszych rzeczach niezmiennie pomagało przetrwać kolejne, niekiedy szare dni. Świat nabierał koloru, gdy dostrzegało się iskierki dobra w naiwnych i niewinnych osobach, choćby sprzedawały zwyczajną kawę w małym, przydrożnym sklepiku. Jeden uśmiech potrafił sprawić, że chmury ciężko osiadające na powiekach znikały, a bladą twarz okalały promienie ciepłego słońca.

— Dziwię się, że nie wypominają ci poprzednich czterdziestu lat — skomentował kwestię potencjalnego bólu pleców, łapiąc mężczyznę za rękę i pomagając mu wykaraskać się ze świeżo wykopanej dziury. Potrzebował jeszcze paru metrów głębokości, w duchu dziękując usilnej potrzebie zwilżenia gardła piwem, bo kończąc robotę przed wyjściem do monopolowego mógłby być powodem śmierci Monroe. Oczywiście wybaczyłby sobie tę nieścisłość, ale pozbawiony kompana do rozmów na pewno odczułby w sercu subtelne ukłucie nostalgii.

Usiadł obok Samuela, delektując się przyjemnie tanim smakiem chmielu, kiedy ten wydawał się walczyć z własnymi myślami. Coś musiało być powodem jego depresji i Duchovic przeczuwał, że na przestrzeni paru minut dowie się całej, długiej historii, prawdopodobnie bagatelizując każdy jej fragment.

— Pierdolisz — rzucił, słysząc filozoficzny monolog o trwałości pewnych zjawisk. Victor z doświadczenia wiedział, że wszystko można było zniszczyć, zmiażdżyć i spalić, jeśli było się odpowiednio zdeterminowanym. Żadna fasada nie była wystarczająco twarda, aby nie przebił się przez nią taran. Ludzie byli za bardzo przekonani o stabilności, rozleniwiając się podczas doznawania przyjemności. Nie brali pod uwagę faktu, że życie mogło rozpierdolić się z dnia na dzień, jak przy użyciu magicznej różdżki dobrej wróżki Kopciuszka.

— Chłop cię rzucił, co? Pomyśl, że złamane serce mniej boli od złamanego nosa i paru żeber — domyślał się, że chodziło o rozstanie z bibliotekarzem czy innym molem książkowym. Drogą dedukcji stwierdził, że Sam nie zachowywałby się tak z powodu przypalonego obiadu, a żaden inny Monroe nie planował odejścia do krainy wiecznych łowów, przynajmniej nie miał ich nagrobków w napiętym harmonogramie. Westchnął ciężko, bowiem nie był gotowy na mozolną rozmowę o związkach, miłości czy innych motylkach bzykających z pszczółkami. Nie należał do romantyków, raczej stroniąc od bliższych relacji emocjonalnych dla dobra drugiej osoby.

— Spójrz na to z innej strony. Teraz możesz rżnąć, na co masz ochotę i robić to, czego nie mogłeś uwiązany przez związek — wzruszył ramionami, odnajdując same plusy nieplanowanej wolności.

Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Tak naprawdę nie chciał umrzeć, ale z jakiegoś powodu potrzebował odreagować pewne rzeczy mocnym, dramatycznym akcentem, chociaż głównie sam dla siebie, bez wciągania w to innych. Podobnie wyrażał się na studiach, ale to było już tak dawno. Gorzej się miała sprawa, jeżeli chodziło o alkohol. Z tym naprawdę przesadzał, chociaż każdy chyba radził sobie na swój sposób i miał coraz większe przekonanie, że to tylko taka faza. Czy naprawdę nad tym panował? Czy oszukiwał wszystkich włącznie ze sobą? Pewnie niedługo sam się przekona. Nikt też nie twierdził, włącznie z nim, że poprzez żałobę za utraconą relacją, czy też może jej ułudą, nie docierał do refleksji, do brania pod uwagę tych rzeczy, które ceni w życiu i oglądania ich po raz kolejny, bardziej dokładnie, uświadamiając sobie, że być może są więcej warte, niż zdawało mu się do tej pory i wcale nie potrzebuje więcej. Tym bardziej więcej kłamstwa.

Na komentarz o plecach tylko lekko się uśmiechnął, za to w odpowiedzi na kolejne stwierdzenie westchnął i rzucił Victorowi sceptyczne spojrzenie, by ostatecznie kiwnąć ze zrezygnowaniem głową.

Do tego zmierzałem 一 przyznał, zgadzając się z jego podsumowaniem. Faktycznie pierdolił, bo nic nie było wieczne, nawet dwudziestokilkuletnia przyjaźń i związek, który miał podobno przetrwać aż do śmierci, bo tak oddany był jego partner. Nic nie było trwałe, a z tego co się okazało, jego kruche szczęście u podstawy miało kłamstwo, chamskie oszustwo, skrzętnie zaplanowane przez człowieka, którego uważał za najważniejszą osobę w swoim życiu.

Złamane serce to jedno, zażenowanie własną naiwnością i wstyd, bo wierzyłem w pięknie wykreowane kłamstwo, chociaż prawdę miałem pod nosem, to co innego 一 zauważył, chociaż po jego minie można było stwierdzić, że chyba pogodził się z własną głupotą i powoli dochodził do wniosku, że co się stało, to się nie odstanie, a życie pędzi dalej i nie ogląda się nawet na najbardziej zapłakane pizdy.

Taa 一 przyznał ze zrezygnowanym westchnęłam, po czym zbliżył puszkę do ust i napił się kilka łyków, po czym zwilżył usta językiem, zerkając kątem oka na Victora, który właśnie wypowiadał się na temat rżnięcia i uwiązania w związku. Samuel właściwie nie czuł się uwiązany, będąc z Arthurem. Lubił z nim być i nie potrzebował rżnąć kogokolwiek, skoro mógł rżnąć Fella. Obecnie, z perspektywy czasu sytuacja wyglądała trochę inaczej. Tak czy siak, grabarz miał rację. Mógł teraz robić co chciał i właściwie już zaczął z tego korzystać. Może nie dokonywał najlepszych wyborów w tym kogo chce przelecieć, ale też nie żałował, bo chociaż jako tako się rozerwał. Jakiekolwiek poczucie winy odrzucał na bok, usprawiedliwiając się okolicznościami i winą osób trzecich. Nigdy nie był ideałem, chociaż nie uważał siebie za złego człowieka, nawet jeżeli popełniał błędy.

Mogę 一 przyznał tonem świadczącym o tym, że coraz lepiej zdaje sobie z tego sprawę i nawet mu się to zaczyna podobać. Jak tak patrzył z ukosa na mężczyznę obok, którego przystojna twarz nosiła pamiątki po tajemniczej, dla Samuela, przeszłości. Na wyraźne rysy twarzy, naznaczone czasem i doświadczeniami i na szerokie ramiona, które dawały wyraz jego siły, coraz lepiej zdawał sobie sprawę, że Arthur nie był jedynym mężczyzną na świecie.

Długo zastanawiałem się czemu opuścił mój dom w pośpiechu, pod byle pretekstem i czemu urwał kontakt, a wszystko niedługo po tym, jak wziąłem pod dach trójkę młodszych braci. Znalazłem dokumenty, listy z których dowiedziałem się o jego potężnych długach. Być może jest tego więcej, nie mam pojęcia, bo nigdy nie pisnął mi o tym słowem. Skłaniam się ku temu, że miał powód aby odwzajemnić nagle moje uczucie, chociaż pewnie wiedział o nim dużo dłużej. 一 Urwał, żeby napić się kolejnych kilku łyków piwa 一 Niektórzy zrobią dla pieniędzy wszystko 一 dodał po chwili i wzruszył lekko ramionami, wsuwając puszkę między swoje uda i przytrzymując ją dodatkowo dłońmi.


emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Sytuacja Samuela wymagała wysłuchania, zrozumienia i wsparcia, zamiast konkretnej analizy jego aktualnego stanu z niepotrzebnym uwzględnianiem stanu psychologicznego osób trzecich. Victor zdecydował się zapewnić mu przestrzeń, w której opowie swoją wersję wydarzeń, dzięki czemu zejdą z niego negatywne emocje doprowadzające do umierania w ledwo wykopanym dole cmentarnym. Może nie zapowiadało się najbardziej interesująco, ale wszystko było lepsze od pracy. Przynajmniej na ten moment, gdy sześciopak wciąż posiadał nieruszone puszki z cierpkim alkoholem. Duchovic sięgnął po kolejną, poprzednią zgniatając w dłoni i rzucając na bok. Wyrzuci później, nie był brudasem.

— Kłamstwo — powtórzył za mężczyzną w zamyśleniu, coraz bardziej ciekawy rozwoju opowieści. Jeśli w grę nie wchodziła zwykła, małżeńska kłótnia a grubsze sprawy związane z pieniędzmi, morderstwami albo nielegalnym handlem mentosami to były zabójca będzie bawił się lepiej, niż zakładał. Usiadł wygodniej na suchej ziemi, obracając się twarzą do rozmówcy. Pełne skupienie, czytanie z ruchu warg dla lepszego zrozumienia historii ponad irytującym, australijskim akcentem i mogli siedzieć do rana. Wiedział, że tę dwójkę łączyło około dwudziestu lat przygód, a to naprawdę długa przyjaźń. Jak ludzie wytrzymywali ze sobą tak wiele czasu?

Wsłuchiwał się w monolog Samuela, podpierając głowę na otwartej dłoni i sekunda po sekundzie jego oko otwierało się szerzej. Nie ze zdziwienia, a podziwu dla manipulatora, którym okazał się właściciel księgarni. Uśmiechnął się pod nosem, po części współczując Monroe, który omamiony obrzydliwie silną miłością nie widział powiewających na wietrze czerwonych flag.

— Oh, no proszę, anioł z rogami — zaśmiał się miękko. Ludzie byli jedynym gatunkiem zwierzęcia, który potrafił zatajać niewygodną prawdę. Byli okropnie egoistyczni, a strach przed konsekwencjami przysłaniał wszystko inne, raniąc przy tym innych. Jednym z powodów, dla których Victor nie szukał bliskiej relacji była chciwość ludzka oraz zepsucie, które rozrastało się w świecie w zatrważającym tempie. Zdrady, kradzieże, szantaże - wszystko, byleby zdobyć zadowalającą sumę pieniędzy. Ci najbardziej wspierający, bez skazy i trudnej przeszłości okazywali się wypełnieni jadem zatruwającym każdego wokół.

— Sprawdziłeś konta oszczędnościowe i jakieś domowe oszczędności? Tacy ludzie lubią zabierać ze sobą więcej, niż tylko własne rzeczy. Miałem zlecenia na paru podobnych delikwentów — dopytał, chcąc wiedzieć jak wyglądała aktualna sytuacja Samuela. Jeśli faktycznie został ograbiony z paru tysięcy dolarów australijskich to wystarczyło słowo, aby Duchovic wrócił do dawnego zawodu i odzyskał jego własność, uciekając się do najbardziej brutalnych metod perswazyjnych. Fell wykorzystał jego zaufanie jak ostatnia kurwa, zatajając długi oraz uciekając w momencie, gdy mieszkanie zasiedliły wścibskie dzieciaki.

Mężczyzna westchnął cicho, kręcąc głową. Wyciągnął szorstką dłoń w stronę Monroe, delikatnie gładząc jego rozgrzany policzek jej wierzchem.

— Pamiętaj, że to nie twoja wina. Zaufanie przychodzi najlżej, kiedy ktoś okazuje nam upragnioną sympatię, Sam.



Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Minęło już trochę czasu od świąt, a Samuel patrzył na sytuację z coraz większym dystansem. Bardzo wiele myślał nad tym, co się stało i czy ktoś tak bliski i to po tylu latach naprawdę mógł okazać się takim kłamcą? Czy od początku był okłamywany? Czy tylko jego niechęć z czasów studiów przerodziła się w coś przeciwnego? Nie wierzył do końca, że Fell mógłby być aż tak dobrym aktorem i o ile teraz widział powód, to co z czasem sprzed długów? Być może jednak istniała między nimi przyjaźń, tylko w pewnym momencie Arthur postanowił ją wykorzystać, zapędzony do kąta, z którego nie widział innej drogi ucieczki? Czy obmyślił plan jeszcze przed ich pierwszym pocałunkiem, by tuż po nim wykorzystać to, że Samuel wyznał mu swoje uczucia? W końcu Monroe nigdy wcześniej nie zauważył, aby w jakikolwiek sposób pociągał Arthura. Niezależnie od tego jak to było naprawdę, Arthur go zdradził, zdradził ich przyjaźń i to w najgorszy możliwy sposób - innego wytłumaczenia na jego nagłe zniknięcie i milczenie nie było. Samuel próbował wyjaśnić z nim to wszystko, poznać powód jego zachowania od niego samego, ale za każdym razem, gdy sięgał po tę wiedzę spotykał się ze ścianą. Obecnie odpuścił i starał się pogodzić z tym, co się stało i spróbować sobie ułożyć życie bez księgarza u boku. Rany w końcu się zagoją, a blizny uczynią go silniejszym.

Przeżywał żałobę na swój sposób, może nieco ekscentryczny, ale chyba działało, skoro gniew i żal ustępowały początkom akceptacji. Victor był w zasadzie pierwszą osobą, której powiedział otwarcie o swoim odkryciu i kiedy te słowa wybrzmiały w końcu głośno i wyraźnie, poczuł jakiegoś rodzaju ulgę, jakby zamykał ten rozdział. Napił się kilku kolejnych łyków, sporych, bo tym samym dokończył piwo, a pustą puszkę odstawił na bok. W tym samym momencie Victor zwrócił uwagę na coś istotnego. Mężczyzna przekręcił głowę i tułów w jego stronę, podpierając się na ziemi dłonią i wbił spojrzenie w twarz rozmówcy.

Konta są nienaruszone, nie miał do nich dostępu. Gdyby wytrzymał do ślubu, to pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej 一 przyznał gorzko, już nawet nie próbując się oszukiwać i łudzić, że chodziło o coś innego, niż kasę. Nie było nic innego, co byłoby wystarczająco mocnym powodem do takiego zachowania, oczywiście o ile uczucia Fella byłyby prawdziwe. Zwrócił uwagę na wzmiankę o zleceniach i zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się o jakie zlecenia mu chodziło. Nie znał jego przeszłości na tyle, aby wiedzieć czym zajmował się wcześniej. Ściągał długi? To pierwsze przyszło mu do głowy i może nawet by zapytał, gdyby nie kolejne słowa grabarza i czuły gest, którego się nie spodziewał.

Być może nauczę się czegoś na błędach i nie zaufam już tak łatwo 一 odparł, zerkając w bok i unosząc dłoń, aby przytrzymać tę należącą do Victora na swoim policzku. 一 Albo zostanę starym głupcem, lgnącym do sympatii, jakby mi się należała… Victorze 一 Uniósł spojrzenie na rozmówcę, by przyjrzeć mu się nieco wnikliwiej, z ciekawością. Nagła fizyczna bliskość, nawet jeżeli tak subtelna, sprawiała mu przyjemność. Czy to źle, że jej szukał? Czy powinien czuć wyrzuty sumienia, że był tak przeciętny, tak ludzki?

Zachowanie Arthura mogło wpłynąć na jego faktyczny brak zaufania wobec ludzi, którzy będą chcieli się do niego zbliżyć. Na pewno był teraz dużo bardziej podejrzliwy, w końcu złamała mu serce osoba, która była ostatnią, po której by się tego spodziewał. Oczywiście, że będzie niepewny. Czy kiedykolwiek się to zmieni? Na tym etapie nie miał pojęcia.


emerytowany hitman | grabarz — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
I know what I believe inside
I'm awake and I'm alive

Kiwnął głową, słysząc o zabezpieczonych funduszach najstarszego Monroe. Bycie pozbawionym tysięcy australijskich dolarów przez niedoszłego małżonka mogłoby być bardziej bolesne od samego rozstania, dodatkowo problematyczne dla reszty mieszkańców domu. Mając na utrzymaniu młodsze rodzeństwo, Samuel zapewne musiał szczegółowo koordynować wszystkie wypadki i uszczuplenie gromadzonej wypłaty przez jakiegoś chciwego dziada mogłoby być powodem większych kłopotów, nasilających się jak budowana zimą kula śnieżna.

— Tyle dobrego — skomentował krótko, wyswobadzając dłoń z subtelnego uścisku. Zamiast czułostek, zmierzwił jego krótkie włosy pokrzepiająco, a następnie poklepał po ramieniu. Były momenty, w których flirt mógł przybrać romantyczną formę, jednak na cmentarzu - i w jakimkolwiek miejscu publicznym - wolał ograniczać się do przyjacielskiej formy komunikacji. Nawet jeśli chwilowa słabość zmusiła szorstkie opuszki do eksploracji młodszej, zarośniętej twarzy. Odchrząknął, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Odpalił jednego, resztę pozostawiając na ziemi między nim a rozmówcą, niemo sugerując wspólne zapalenie taniego, duszącego peta dla towarzystwa.

— Lgnięcie do sympatii nie jest złe. Liczy się umiar — stwierdził luźno, nie sugerując niczego konkretnego Samowi. Uważał, że po zerwaniach najważniejsze było samodzielne stanięcie na nogi. Nie był ekspertem w dziedzinie związków, ale niejednokrotnie wykorzystywano go jako studnię na wszelkie smutki, dlatego zdążył wiele rzeczy zaobserwować. Jak chociażby fakt, że niektórzy chorobliwie pędzili z relacjami, jakby bojąc się powolnego wzniecania ognia namiętności. Otwierali się jak kurewskie księgi, obnażając z setek sekretów na jednym wydechu, co wielokrotnie doprowadzało do szybkiego wypalenia. Nuta niepokoju połączonego z tajemniczością odsuwała się w niebyt, a pierwsze skrzypce grała obrzydliwa, sitcomowa generyczność. Dlatego Victor stronił od pogłębiania relacji, wyobrażając sobie siebie jako starego pana domu powtarzającego rutynowo każdy dzień tym samym śniadaniem, tym samym całusem w policzek i tym samym czytaniem gazety w godzinach popołudniowych. Niektórym odpowiadała nudna bezkształtność, kiedy on preferował adrenalinę oraz niedosyt zaspokajany niewinnym, rozpustnym pokarmem.

— Upijanie się na świeżym powietrzu, szczególnie w samotności, nie jest rozwiązaniem twoich problemów. Ta dziura tym bardziej — powiedział nagle, podnosząc się z ziemi. Złapał za łopatę, a następnie wbił ją w miękką ziemię i zaczął na nowo kopać, sprawdzając na zegarku godzinę. Było już późno i chociaż lubił wracać nocą podziwiając australijskie uroki przyrody, teraz wolałby miękkość kanapy zamiast przesuszonej od upałów gleby.

— Jeśli pozwolisz mi dokończyć bez twojego truchła w środku, to zabiorę cię do siebie i pokażę kolekcję alkoholi...albo noży, bo tę też mam pokaźną — zaproponował, posyłając mężczyźnie krótki uśmiech.


Samuel Monroe
spiker radiowy, pisarz — lokalne radio
45 yo — 181 cm
Awatar użytkownika
about
Pisarz, spiker radiowy i wielki fan motywu venitas zarówno w literaturze, jak i sztuce. Powraca do formy po załamaniu nerwowym i odzyskuje kontrolę nad życiem.

Być może coś, lub ktoś, nad nim czuwało, bo nie doszło na szczęście do kradzieży, ani ślubu, co mogłoby się skończyć czymś dużo poważniejszym, niż złamane serce. W końcu utrata funduszy wiązałaby się z ciężką sytuacją materialną nie tylko samego Samuela, ale i członków jego rodziny, za którą odpowiadał. Miał na kontach spore sumy ciężko zarobionych oszczędności, które jednak miał zamiar przeznaczyć na studia Viper, leczenie Isaaka i wspieranie potrzebującego rodzeństwa przez najbliższe lata. Był odpowiedzialny za więcej, niż jedną osobę.

Jeżeli jednak jakkolwiek się zabezpieczył, to głownie przed złodziejami z zewnątrz, nigdy by chyba nie wpadł na to, że Arthur mógłby posunąć się do czegoś tak obrzydliwego. Monroe, kiedy już minął pierwszy szok i zaczął przeżywać nie tylko zawód miłosny, ale zastanawiać się nad całym misternie uknutym planem z szerszej perspektywy, doszedł do wniosku, że Arthur musiał znaleźć inne, łatwiejsze źródło gotówki. W końcu mąż i trójka nastolatków pod opieką to wcale nie sielanka, być może księgarz przeliczył siły nad zamiary i cudze bachory okazały się być przeszkodą zbyt wysoką, by ją przeskoczyć. Pewnie gdyby nie pobicie młodszego rodzeństwa przez ojca, to Fell dalej przekonywałby Samuela, że to za wcześnie na wzięcie braci i siostry pod swój dach. Pewnie wiedział też, że gdyby po przejęciu praw do opieki, chciał się ich pozbyć, Samuelowi wydałoby się to podejrzane, więc nic nie mówił, chociaż gotował się na ich widok w środku. Przecież Monroe doskonale widział jego niechęć, ale ciągle usprawiedliwiał go, myśląc że Viper i Felix po prostu mają trudny charakter i stąd to dziwne zachowanie narzeczonego. Jak bardzo był naiwny, tak zaślepiony.

Jednak czy ktokolwiek byłby nieufny po ponad dwudziestu latach przyjaźni? Kto by się spodziewał, że przez trochę długów można przekreślić tyle lat, wspomnień i złamać tyle obietnic. A kiedy odnalazł już inny, łatwiejszy sposób na pozyskanie środków na spłatę długów, pewnie odetchnął z ulgą, pozostawiając Samuela z czarną dziurą w miejscu serca. Trudno jest się po czymś takim podnieść, szczególnie ze świadomością, że mężczyzna, który mu to zrobił śmieje się z niego w swojej małej księgarni, wykorzystując prawdopodobnie kogoś innego. Jak bardzo można się co do kogoś bliskiego pomylić. Może jednak nigdy bliski nie był?

Powiódł wzrokiem za dłonią Victora, marszcząc lekko brwi. Kątem oka widział, jak ten poklepał go dosyć sztywno po ramieniu, ale tylko krótko odchrząknął, starając się za bardzo nie okazać lekkiego zmieszania, po czym sięgnął po drugie obiecane piwo i otworzył je, a potem skosztował. Kilka dużych łyków spłynęło po jego gardle, a wypowiedź Victora odrobinę go rozbawiła, kiedy zdał sobie sprawę jak długo czekał żeby powiedzieć Fellowi co do niego czuje, nie mając jeszcze pojęcia jakim człowiekiem jest naprawdę. Czy znał umiar?

Tak naprawdę nie chciał już o tym wszystkim myśleć. Potrzebował zamknąć już ten rozdział i żyć swoim życiem, wykorzystać czas, który mu pozostał na coś więcej, niż upijanie się w żalu i złości. Miał dla kogo się starać, ale przede wszystkim był dobrą osobą, nawet jeżeli pogubioną, i należało mu się jeżeli nie dobre, to chociaż spokojne zakończenie. Pielęgnował swoje uczucie do niewłaściwej osoby latami, rozwijał je w sobie, pogłębiał i analizował na wszystkie możliwe sposoby. Stracił tyle czasu, że grzechem byłoby tracić go jeszcze więcej, kiedy wszystko do niego już dotarło.

Wiem 一 uciął krótko, spoglądając na świeżo wykopany grób, w którym jeszcze niedawno leżał. Nie było tam zbyt wygodnie, ale po śmierci nikomu to przecież nie przeszkadza, chyba że żywym, którzy ciała ukochanych pakują do miękko wyściełanych trumien. Wszystko musi być ładne, nawet śmierć.

Podniósł się powoli, widząc jak Victor sięga po łopatę. No tak, przecież jakby nie patrzeć Samuel w swoim zaślepieniu nawet nie pomyślał, że przeszkodził grabarzowi w pracy. Może zmyliły go zaproponowane piwa? Może po prostu przez kilka chwil interesował go tylko czubek własnego, nosa i ból w plecach? Przeniósł powoli spojrzenie na mężczyznę, a widząc jego uśmiech, skinął powoli głową.

Alkoholu mi chyba wystarczy na dziś, ale noże brzmią w porządku. 一 Wyglądało na to, że przyjął zaproszenie, co było kolejnym krokiem do zapomnienia. Jeszcze niedawno odmówiłby i wrócił do domu lub poszedł do knajpy w okolicy, aby pić dalej, byle tylko zapomnieć. Pozwolił mu pracować, dopijając powoli piwo, by następnie zebrać puszki i przydać się Duchovicowi jakkolwiek inaczej, o ile zaszła taka potrzeba, zanim nie wyruszyli w drogę, prowadzącą do Sapphire River. /zt


ODPOWIEDZ