Barman — Rudd’s pub
23 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Nalewa browary, pisze spicy romans dla bab, bo dobrze się sprzedaje i próbuje nie dać się zamordować swojej eks
{01}
outfit

Lorcan był w wyjątkowo dziwnym wieku. Jeszcze parę lat wcześniej niemal niczym nie wyróżniał się pośród swoich rówieśników i mógł bez obaw zadzwonić do kumpla w środku nocy, wyciągając go na nielegalnego browara, z dala od wyczulonych spojrzeń rodziców.

Ale gdy miał już dwadzieścia cztery, prawie, lata, sprawy miały się już nieco inaczej. Dziwny wiek opiewał w przeróżne życiowe scenariusze. Był Lorcan, którego życie właściwie nie różniło się od tego, które wiódł w szkole średniej. Co prawda musiał pracować na swoje wydatki i nie mieszkał już w rodzinnym domu, ale mimo to nie odwykł od dzwonienia do kumpli w środku nocy.

Tylko lista kontaktów nieco się w owym dziwnym wieku zmniejszyła. Bo choć Lorcan w wieku dwudziestu czterech, prawie, lat, miał nadal tą swobodę, to nie wszyscy jego kumple przetrwali pokusy młodości. Niektórzy mieli żony i całkowity brak wolności, a niektórzy wręcz przeciwnie, wciąż mieszkali z rodzicami. Jeszcze inni, spłodzili dzieci i nabawili się dożywotniego wyroku siedzenia w czterech ścianach z dwoma najważniejszymi istotami swojego życia. Jednym z nich był jego kumpel z czasów szkolnych, Travis. Poczęcie dziecka z pewnością było bułką z masłem, jednak wychowanie własnego potomka przerastało go niemal tak, jak swego czasu przerosło jego dawce plemnika, bo przecież nie ojca, Rufusa. Travis zwykł dzwonić do Lorcana z częstotliwością raz w tygodniu, by upewnić się, że brunet nie zapomniał, jak bardzo nieszczęśliwe stało się jego życie i jak potrzebne były prezerwatywy. Choć tego wcale nie musiał powtarzać, kiedy Lorcan wystarczająco już wiedział od swojej mamy.

Nauczony na błędach Charlotte, nie miał zamiaru zostawać ojcem w wieku dwudziestu czterech, prawie, lat. Nawet jeśli jego mama w tym błędzie stanęła na wysokości zadania i nie dość, że w jakimś tam, malutkim stopniu go wychowała, to jeszcze została lekarzem.

Ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, Lorcan Hargreeves tego popołudnia stał na środku swojego mieszkania, w jednej ręce trzymając płaczące wniebogłosy niemowlę, w drugiej zaś ściskał telefon. Jego ojciec- niemowlęcia, nie Lorcana, przeżywał najwyraźniej załamanie nerwowe i wolał udawać, że nie słyszy natrętnych telefonów. Lorcan przerażony już dogłębnie, wysłał więc szybką wiadomość do swojej mamy i dziękując jej w duchu, że wróciła już do domu, prędko wsunął na stopy laczki, chwytając jeszcze torbę z klamotami dla niemowlęcia, które w popłochu zostawił Travis.

Mama na szczęście nie mieszkała nazbyt daleko od jego mieszkania. Na tyle blisko, że wścibskie sąsiadki nie zdążyły powymyślać plotek na widok Lorcana z wrzeszczącym w jego ramionach dzieckiem. Dziecko było już słychać na całym korytarzu apartamentowca Charlotte, więc być może jego mama nie wpadła w osłupienie za sprawą tego przedziwnego widoku.

-Cześć mamo- przywitał się z matką jak zwykle, nachylając się, by cmoknąć ją w polik. Lorcan miał gdzieś, że był już dorosły i witał się tak z Charlotte nawet przy swoich kumplach -Poznaj wnuka - zażartował, wyciągając ręce z płaczącym dzieckiem w stronę Charlotte.


Charlotte Hargreeves
powitalny kokos
Agata
brak multikont
ordynator oddziału ratunkowego — Cairns Hospital
42 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Szefowa oddziału ratunkowego w Cairns. Doświadczenie zdobywała w pogotowiu ratunkowym oraz Afganistanie. Ma na koncie kilka związków, dorosłego syna i fajnego byłego męża. Niedawno wróciła z zagranicznego wyjazdu.
/ po grach

Zawsze wydawało jej się, że będzie fajną babcią. Taką, która będzie rozpieszczała swoje wnuki do granic możliwości, która bez wahania odstąpi swój dyżur koledze i zajmie się dziećmi, gdy tylko zajdzie taka potrzeba, a jeśli nie będzie mogła tego zrobić, weźmie je na swój oddział i zorganizuje im odpowiednio zabezpieczony kącik. Być może nie będzie tą babcią, która gotuje maluchom zdrowe posiłki lub piecze dla nich przepyszne łakocie, bo to nigdy jej nie wychodziło, ale na pewno sprawdzi się w tej roli najlepiej, jak tylko będzie umiała.
Oczywiście jeszcze nie teraz. Dopiero za jakiś czas. Nie bez powodu już kilka lat temu przeprowadziła z synem rozmowę o pszczółkach, motylkach i kapuście. Nie chodziło tylko o to, że nie chciała zbyt wcześnie zostawać babcią. Była lekarzem i jako lekarz musiała uświadamiać ludzi w różnych kwestiach. Chodziło również o to, by - przede wszystkim - jej syn nie zmarnował sobie życia.
Nie mogła powiedzieć, że jej wczesne macierzyństwo dało się podciągnąć pod definicję tego słowa. Nigdy nie czuła, że pojawienie się na świecie Lorcana zrujnowało jej plany. Ot, może odrobinę je skomplikowało, jednak nie zmienia to faktu, iż syn zawsze był dla niej numerem jeden, nawet gdy czasami nie było tego widać. Wychowywała go samotnie (okej, pomoc rodziców też się liczy, ale zdaje się, że nie o to teraz chodziło) i teraz... Teraz po prostu chciała dla niego czegoś więcej. By był szczęśliwy, by założył rodzinę, miał dobrą pracę i dzielił życie z kimś fajnym. We dwoje zawsze jest jakoś raźniej. Przyjemniej. No i... Razem.
Owszem usłyszała dziecko, ale wyszła z założenia, że płacze maluch któregoś z sąsiadów, może jego gości lub po prostu jej się to śni. Kiedyś, gdy ucięła sobie popołudniową drzemkę po ciężkim dyżurze, przyśniło jej się, że zaspała do pracy następnego dnia. Przerażona zerwała się z łóżka i była gotowa pędzić do szpitala, ale na szczęście zdała sobie sprawę ze swojego szaleństwa. Tym razem było podobni. Szkoda tylko, że płacz wcale nie cichł. Co więcej, narastał, a kolejnym dźwiękiem, jaki wychwyciła, był głos syna.
- Lorcan, co... - oczywiście dała mu się ucałować, ale chwilowo nie było jej stać na żadną mądrą odpowiedź, bo jej uwaga w całości skupiała się na dziecku. - Jezu, jak... Znaczy ja wiem jak... Ale z kim... I JAK?
Dobrze, że wyciągnął malucha w jej kierunku, bo gdy tylko go przejęła, musiała wewnętrznie się spiąć, żeby nie dostać zawału, nie stracić przytomności i nie paść na podłogę. Już teraz czuła, że krew odpływa jej z głowy, ale wciąż trzymała się dzielnie. Ciekawe jak długo to potrwa.

Lorcan Hargreeves
Barman — Rudd’s pub
23 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Nalewa browary, pisze spicy romans dla bab, bo dobrze się sprzedaje i próbuje nie dać się zamordować swojej eks

Najwyraźniej jedyną osobą, która była całą tą sytuacją rozbawiona był sam Lorcan i tylko Lorcan. I choć widok osłupiałej matki niemal poruszył jego skryte głęboko sumienie, to jednak nie na tyle, by wyprowadził rodzicielkę prędko z błędu. Jej reakcja nie była zadziwiająca, nie po tych wszystkich rozmowach, które ku jego niezadowoleniu przeprowadzili, gdy był jeszcze nastolatkiem. Mama z pewnością nie spodziewała się, że tego popołudnia przyjdzie jej poznać wnuka, jednak Lorcan nie martwił się wcale o jej biedne serce i potencjalny zawał, bo Charlotte była w końcu twardą kobietą i niejedno już w życiu widziała.

Humor dopisywał Lorcanowi też dlatego, że w końcu uwolnił się od płaczu dziecka, które w ramionach jego matki jak zaczarowane zamilkło. Ulga spłynęła na jego uszy niczym miód, więc jak gdyby nigdy nic, bez żadnych wyjaśnień wyminął mamę, kierując się w stronę aneksu kuchennego. Bez pytania, bo przecież czuł się jak u siebie, otworzył lodówkę i wyciągnął sok, co by ugasić pragnienie. Bycie niańką było wyjątkowo męczące, tak jak i spacer z niemowlęciem w środku upalnego dnia. Rozbawiony zerkał na zszokowaną mamę, kiedy nalewał sok do szklanki, unosząc jednocześnie rękę, by tym niemym gestem dać kobiecie do zrozumienia, by się nie martwiła -Chcesz też soku?- zapytał uprzejmie, bo być może rodzicielce zaschło w gardle od tych rewelacji.

Nie trzymał Charlotte w niepewności za długo. W końcu łaskawie przysiadł na oparciu kanapy, wpatrując się w twarz mamy z szerokim uśmiechem.

-Daj spokój, żartuje przecież. Nie tak mnie wychowałaś- wymamrotał nadal rozbawiony, przysuwając szklankę z sokiem do ust. Właściwie to nadal nie tłumaczyło obecności niemowlęcia w jego rękach, jednak nawet Lorcan miał niebywały problem, by zrozumieć jak do tego doszło.

-To mojego kolegi. Jego dziewczyna poszła zrobić sobie paznokcie, a on biedny załamał się chyba psychicznie i zostawił mnie z nią sam. Ma na imię Babydoll- urwał na moment, by przyjrzeć się dziecku z malującym się na twarzy rozbawieniem. Wnuk był tak naprawdę wnuczką, a imię jakie nadali jej odpowiedzialni rodzice sprawiało, że Lorcan za każdym razem chichotał.

-I ciągle płacze, a ja nie znam się na dzieciach- dodał, niemal rozpaczliwie, bo przecież ani nie miał młodszego rodzeństwa, którym mógłby się opiekować ani nawet kuzynostwa. Miał za to zerowe pojęcie o dzieciach, zaś jego mama miała go z pewnością co nie miara, jeśli udało jej się wychować takiego Lorcana.

Charlotte Hargreeves
powitalny kokos
Agata
brak multikont
ODPOWIEDZ