lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
Zaśmiał się serdecznie, kiedy Julien wypuścił spomiędzy swoich ust ciąg obscenicznych słów; rozbudziła się w nim duma, niepohamowana wdzięczność za to, kim jest. Czasem zdawało się mu, że ich wszystkich stworzył, że wcześniej, kiedy nie posiadali nikogo, włócząc się samotnymi ścieżkami, byli tak bezbarwni, że niemal przeźroczyści; szklanymi odbiciami dusz.
Dlaczego, w takim razie, wszyscy zamierzali go porzucić?
Une femme z teatralnego! — jego krzyk był jak echo, usta wciąż wyginały się w uśmiechu, nieporuszone utratą papierosa. Xavier wskoczył na niski stolik kawowy i ukłonił się, jak na scenie, przed Perthem. — Każdy aktor toruje sobie drogę przez łóżko; przemyśl to — a potem wykonał piruet, zeskoczył z blatu i stanął obok Homera. Blisko. Bliżej. — Mój kochany, ojciec Candie był p i j a k i e m; nie wierzę w jego gust, nie twój — uśmiechnął się ze słodką goryczą, posłaną znów blondynce; czasem jej nienawidził. Czasem za nią tęsknił. Przeważnie nie potrafił znieść naleciałości uczuć wciśniętych w echo ich rozstania. — Perry, to naprawdę nieznośne, kiedy stajesz się adwokatem Juliena. Powinniście w końcu wybrać się razem do łóżka, czasem naprawdę ciężko nam wszystkim was znieść — wędrował po pokoju. Uśmiechał się, słodycz rozlewała się po jego twarzy, a cała ostrość słów zdawała tylko niewinnym żartem; czymś niewartym wrogiej reakcji. — Jules, jesteś lepszy, niż profesor śmierć. Candie, stać cię na kogoś lepszego niż pięciosekundowiec Xavier i podstarzały wykładowca; Perry, przynajmniej skończę samotnie z tobą — śmiał się, śmiał i krążył, a kiedy na twarzy któregoś z przyjaciół pojawiał się choćby cień uśmiechu, w oczach Xaviera przebijała się najczystsza, najszlachetniejsza radość. Potrzebował ich. Wszystkich.
Estelle, na miłość boską, przeleć dzisiaj Homera — wyszeptał cicho, nachylając się nad dziewczęcym uchem; a potem dał pociągnąć się peryklesowej dłoni ze śmiechem, zabrał ze sobą Estelle, rzucając w progu przez ramię: — poczekajcie z orgią na nasz powrót! — przyciągając zaciekawiony wzrok sąsiada, kręcącego się w ogrodzie sąsiedniego domu. A potem wrócił. Na ułamek sekundy, by dodać: — błagam, niech ktoś rozweseli i przytuli Midge — po czym ich trójka: Estelle, Pericles i Xavier oddalili się od ciepła ich paczki.

Droga nie była długa; Xavier rozprawiał na temat nauki, pytał o ich postępy zawodowe, był inny, przez moment spokojny, poważniejszy, przyjemniejszy — czasem należało odsunąć go od grupy, by zdołał przypomnieć każdemu, dlaczego warto go kochać. Mieć po swojej stronie.
Po zrobieniu zakupów Xavier nakazał poczekać Estelle i Periclesowi przed sklepem, wtrącając w ich dłonie siatki przepełnione butelkami wina, przekąskami i produktami niezbędnymi do przygotowania obiadu. — Niech to będzie szczególna noc; ukradnę najlepszy, najdroższy calvados — zapowiedział, dając im jednocześnie znać, by byli przygotowani na to, że wracać do domu będą biegiem.
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont
studentka — na kierunku artystycznym
22 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
Znacznie b e z p i e c z n i e j czuła się, trzymając w ręku szkicownik; zabierał jej uwagę i pomagał skupić się na czymś zupełnie innym. Na osobnej rzeczywistości, pozbawionej zgryźliwych uwag i negatywnych podszeptów. Chociaż u w i e l b i a ł a swoją paczkę i w ich towarzystwie czuła się znacznie lepiej, niż w jakimkolwiek innym, bywały momenty, gdy wrażenie wyobcowania zaczynało odgrywać pierwsze skrzypce — znajdowała się przy nich, ale jakby z boku. Obserwowała, niewiele mówiąc. Nieco się dusiła, a i tak nie potrafiła odmówić sobie kolejnego spotkania, bo nigdzie nie czuła się lepiej. K u r c z y ł a się jednak, jako że bez wspomnianego szkicownika nie miała za czym się schować; a teraz, gdy siedzieli w salonie i kolejne pociski, wymierzane przez Xaviera, przelatywały pomiędzy członkami paczki, czuła, że potrzebuje tarczy. Być może dlatego, dość bezwiednie, przesunęła dłoń w kierunku siedzącej obok Candeli i splotła z nią palce. Zbiegło się to z momentem, gdy Stallard nazwał jej ojca pijakiem, więc mogło wydawać się gestem pokrzepienia, mówiącym nie słuchaj go, masz wsparcie.
Czekam na efekty, Julien. Może przy następnej okazji zagrasz nam coś nowego? — zagaiła, zerkając na przyjaciela. Pokręciła głową, dorzucając wdzięczny uśmiech, gdy zaproponował jej swoje miejsce; chociaż miękka kanapa była znacznie wygodniejsza, niż chłodna podłoga, póki co było jej tam dobrze.
Nie przejmuj się, Homer, Cokolwiek puścisz, będzie w porządku — stwierdziła, przyglądając się blondynowi, nadal przeglądającemu liczną kolekcję. Po chwili odwróciła wzrok, zdając sobie sprawę, że zbyt duża ilość skupionej na nim uwagi, mogłaby wywołać niepotrzebną presję.
Zgadzam się z Homerem. Butelka nie ma sensu, jeśli nie wszyscy są chętni. Odpuśćmy to sobie, Candy. Możemy pograć w coś innego — rzuciła, aczkolwiek nie podała przy tym konkretnej propozycji. Sama wolała odpuścić wspomnianą wcześniej zabawę; nie chciała grać w butelkę ani na pocałunki, ani — tym bardziej — na zadania bądź sekrety. Aż bała się myśleć, jakie pomysły wysnułby wówczas Xavier.
Odetchnęła głośno (może zbyt głośno?) gdy delegacja, składająca się z Periclesa, Estelle i Xaviera, zniknęła za drzwiami i rozejrzała się po twarzach pozostałych. Miała wrażenie, że rzucona, na odchodne, uwaga o rozweseleniu jej wisi w powietrzu, więc uśmiechnęła się, rzucając szybkie: — Nic się nie dzieje. Po prostu jestem zmęczona.
Miała w sobie znacznie więcej emocji, ale w chwili obecnej nie chciała poddawać ich analizie.
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Pochwycił spojrzenie przyjaciela, nie pozwalając mu odejść. Przez jedną, dwie, trzy sekundy — mocowali się, siłowali, Xavier z uśmiechem kpiny, on ze złością, która tak łatwo mogłoby rozniecić pożar; Pericles wstrzymał słowa tylko przez wzgląd na resztę. Nie chciał kłótni. Więc nie odpowiedział. Nawet wtedy, gdy padła kontynuacja, gdy zabarwiona została przyjacielską troską, gdy wszystkie słowa powędrowały do każdego z nich; wywrócił tylko oczyma.
Pomyślał, że to forma ratunku — ich wszystkich, nie jego samego. Bo mogli zabrać z Estelle Xaviera z dala od nich, zagwarantować kilka minut ciszy i spokoju; forma drobnego prezentu.
Zmiana otoczenia jak zwykle zmieniła też coś w nim samym; Xavier złagodniał, nie uciekał w kreacje kpiny i złośliwości. Był to ten moment, w którym należało siłować się z własnymi postanowieniami, nagłym pragnieniem zdradzenia mu każdego sekretu, potrzebą opowiedzenia o każdej złej myśli i głębokiej wierze w to, że w xavierowych dłoniach będą bezpieczne. Pericles pominął jednak wszystko to, o czym mówić nie mógł nikomu, o trapiących go problemach (nawet jeśli wiedział, że to właśnie wśród ich paczki mógł uzyskać wsparcie); wstydliwości niektórych kwestii nie potrafił jednak poruszyć. Rozmowy były więc bardziej płaskie, typowe, ale wystarczające — kiedy wydali pięćdziesiąt dolarów w sklepie, a Xavier postanowił do niego wrócić w ramach niecnego podstępu, Perry i Estelle wymienili spojrzenia. Kłamał. Nigdy niczego nie ukradł, choć pragnął by wierzyli, że potrafiłby to zrobić. Mimo to zgodzili się poczekać, tak po prostu, i to właśnie wtedy wszystko tak drastycznie i szybko się zmieniło. Wiadomość, która nadeszła na telefon Estelle; szybka decyzja, powrót Xaviera, wezwanie taksówki. Perry zdążył wyjąć telefon i napisał na grupowym czacie: wrócimy jednak później, potem dodał: musimy odstawić Estelle na autobus, i to w zasadzie tyle. Pericles nie wiedział, czy ktoś poza nim także o tym nie wiedział — Xavier, naturalnie, nie wyglądał na zaskoczonego, kiedy Estelle powiedziała, że może jednak ją wezmą. Na specjalny program uczelni we Wiedniu. Nie sądziła, że coś z tego wyjdzie, ale plany uległy deformacjom, nakazano stawić się jej w Cairns na wieczornej kolacji, zaprezentować się, skraść serca rekruterów, więc podjechali do domu Xaviera, w którym Estelle się przebrała (a Perry nie pytał, dlaczego tak wiele jej ubrań jest w jego pokoju); wszystko czynili w tak wielkim pośpiechu! Aż w końcu wpatrywali się z Xavierem w ostatni z autobusów odjeżdżających dziś do Cairns, Estelle im machała, aż stracili ją z oczu.
I dopiero wtedy to do niego dotarło. Że naprawdę mieli ją stracić.
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
To prawda, relacja między nią a Xavier'em, była... nieoczywista, nawet sama Candela nie potrafiła jej tak do końca pojąć. Trudno było zrozumieć, co tak naprawdę kierowało tą dwójką - począwszy od ciągłych, niekoniecznie przyjaznych środowisku docinek - a kończąc na wspólnym wyjawianiu sobie nawzajem najokrutniejszych prawd tajemnic.
Gdyby miała się przyznać, przed całą grupą - czy też samą sobą; to nie przepadała za nim, tak na co dzień Stallard wedle blondynki jawił się jako książkowo bestialska osobowość. Z pozoru wydawał się miły, pomocny - uczynny; oddany każdemu, kto tylko zwrócił na niego uwagę, lecz gdy tylko „wybadał grunt” - a pod osłoną uprzejmości u przeciwnika (nigdy nie traktował nikogo jako równego sobie) wynajdywał słaby punkt - wystarczyła zalewie chwila, a atakował - boleśnie, krzywdząco - nie zważając na konsekwencje. Zawsze uważał, że wszystko jest mu wolno.
Też się na [niego] to nabrała.
Zanim to wszystko się zaczęło, zanim Xavier przyprowadził do niej resztę. Gdy młode, mało doświadczone życia dziewczę - poczuło pierwszy przypływ ciepła do serca. Kiedy patrzyło na niego, tymi wielkimi błękitnymi - a także pełnymi miłości oczętami. Nim pokazał jej swą prawdziwą twarz. Zakochała się w tej wyimaginowanej, wyuczonej na pamięć wersji Stallard'a - a nie w tej, która była jego codziennością. Może dlatego jak na niego patrzyła, przypominała sobie - kim mógłby być, jaki mógłby się stać - zanim cały ten czar pryskał - a Fitzgerald powracała do rzeczywistości - w której Xavier powoli wyniszczał swoich najbliższych.
Niestety, lecz to nadal nie było wytłumaczenie dlaczego chciała potrafiła przebywać w jego towarzystwie, coś w sobie miał - niedoprecyzowaną cechę, dla której wciąż tu wszyscy byli - dla której potrafili znieść każdą bezbłędnie dobraną przez niego obelgę. Przyciągał do siebie, jego charyzma i bezpośredniość sprawiała, że nie potrafiło się od niego odejść - górował na drugim człowiekiem.
Albo...
Wcale jej nie przeszło, nie wyleczyła się z niego, choć bezustanne wmawianie sobie braku jakichkolwiek uczuć, przez większość czasu potrafiło dać ukojenie, niekiedy nadchodziły momenty, iż tęsknota za bezpieczeństwem jakie wprowadzał w egzystencję Candeli była zbyt wyjątkowa by poprzestać. Może wszystkie te związki, relację - miłostki, jakie powstały po nim - były zaledwie próbą zapomnienia, bądź strategią na zapchanie sobie głowy, by ostatecznie nie powrócić wprost w jego ramiona. Bo wtedy miałby władzę. Bo wtedy znowu by wygrał.
- Okay, butelka może nie była najlepszym pomysłem. - uśmiechnęła się delikatnie, ponownie mocząc usta w szklance wody, upał potrafił być do nie wytrzymania - nawet gdy za oknem była czysta ciemność. Planowała wstać, lecz kąśliwe słowa ex-partnera odbiły się od jej uszów, jak i wszystkich zebranych - co sprawiło, że mocniej ścisnęła splecione dłonie z Midge - zabolało - bardziej niż się tego spodziewała. Fitzgerald nigdy nie ukrywała swojego pochodzenia, ani tym bardziej pociągu jej zmarłego ojca do alkoholu. O Fitzgeraldach zawsze było głośno w Lorne Bay, zachowanie Michaela było idealnym odzwierciedleniem do plotek. Potrafiła to znieść, póki nie był to główny temat w jej gronie.
Podniosła się dopiero kiedy cała trójka wyszła, podeszła do jednej ze ścian - aby ustawić klimatyzację, gdy się jej to udało - zerknęła w stronę Teigen'a. - Homer, mógłbyś mi wlać w szklankę trochę wina? - wyciągnęła naczynie w stronę chłopaka; widocznie pójdzie dziś w ślady ojca.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Przyciągnęło go schłodzone poczucie wyobcowania, pustka narastająca pod osierdziem i zbierająca się pod językiem w gorzkim posmaku — Australia początkowo wydała mu się wroga i odtrącająca jego zawsze promienny uśmiech, zawsze jaśniejące ciepłem usposobienie; to dopiero Xavier rozłożył ramiona i wpuścił go nie tylko do swojego życia, ale także w końcu przyjaznego, w końcu dostępnego świata miodowych zachodów słońca i szmaragdowych lasów deszczowych. Teraz jednak zamykał swoje objęcia, oddalał się w każdej wymierzonej do Juliena prowokacji, a Baudelaire nie potrafił przypomnieć sobie nie tylko powodu, dla którego niegdyś obdarzył go swoją sympatią, ale też nie wiedział, co dłużej trzymało go pośród niegasnących docinek, nieprzyjemnych śmiechów i dysfunkcyjnego poczucia, że muszą trzymać się tego człowieka. Człowieka obejmującego funkcję słońca: jaśniejącego na tle innych, nieraz ich kosztem, pozostawiającego na ich śniadych i młodych skórach pąsowe ślady oparzenia, jeśli tylko zbliżyli się do jego zdradliwego ciepła za bardzo. Byli jedynie wędrującymi wokół niego w stałym rytmie planetami, mniejszymi i mniej istotnymi, takimi, które (jak nieraz mu się zdawało) zdołałby zastąpić w razie konieczności, choć sami potrzebowali jego obecności, sami nie zdołaliby przeżyć jego zniknięcia. Julien zastanawiał się, czy na pewno — głowił się nad tym zawsze wtedy, kiedy odzierał się z vincentowego towarzystwa, nie rozumiejąc, dlaczego wymieniał je na środowisko, w którym dłużej nie potrafił odnaleźć szczęścia.
Może. Może skomponuję coś specjalnie dla was — odpowiedział Midge gładko, jeszcze nie ujawniając swoich wątpliwości. Zresztą, przy jej kruczoczarnych włosach łatwo było mu o nich zapomnieć.
Już się rozeszliśmy, oczekiwaliśmy chyba czegoś innego od życia — wyznał poprzez słaby uśmiech, nawiązując do rzekomego romansu z homerową kanapą. Odstąpił od niego w momencie, w którym zza pleców rozbrzmiał zaskoczony głos Pertha. — Poczytasz nam? Wtedy nawet Dickens wyda się bardziej ciekawy — powiedział miękko, nie w prowokujący i sarkastyczny sposób — nie był przecież Xavierem; zamiast tego pogłębił uśmiech o więcej ciepła, nawet jeśli Perth miał mu odmówić, bo każde z nich usnęłoby zapewne do zawiłych i starodawnych słów jednego z mniej szanowanych przez niego autorów.
Zmarszczył czoło na pytanie Candelii, zastanawiając się, skąd wydobyła resztę zapewne w większości pustego, trochę wywietrzanego już wina — w końcu Xavier, Pericles i Estelle pospieszyli zaopatrzyć ich w brakujące hektolitry tego trunku. Posłał Midge pokrzepiające spojrzenie, wiedząc, że nie należy przymuszać jej do zwierzeń, wbrew zaleceniom Xaviera. Zerknął też na komórkę, niemal nie wypuścił jej z dłoni przez wyświetlające się w niej wiadomości, a potem natrafił na grupowy czat. — Widzieliście? Estelle gdzieś jedzie — zagadnął, nie zamierzając jednak naciskać na wyjaśnienia, jeśli z jakiegoś powodu dziewczyna wolała ich poskąpić. — Ja też nie zostanę raczej do końca — zapowiedział ostrożnie, licząc, że sam także nie będzie zmuszony szczegółowo się tłumaczyć.
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
student filozofii — james cook university
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Nigdy nie czuł się dostatecznie komfortowo, gdy napięcie między Candelą a Xavierem rosło. Mógłby przysiąc, że widział czasami jak jedno posyła drugiemu gromy lecące wprost z oczu. Spojrzenie nie umiało zabijać. Na szczęście, bo któregoś dnia byliby z pewnością świadkami takiego morderstwa. Mało kto angażował się w te wymiany zdań, bo rozmową ciężko było nazwać rzucanie w siebie kolejnymi złośliwymi uwagami i obserwowanie reakcji drugiego, czy już dał się sprowokować. I znów – Homer chciał zrozumieć. Nie oceniać, nie stawać jednoznacznie po jednej ze stron. Znajdował to jednak coraz trudniejszym, gdy to Xavier wyciągał coraz cięższe działa, wykorzystując w tym celu jego niewinne pytanie. Nie spojrzał na Candelę, nie szukał jej wzroku. Opuścił go na podłogę i nie powiedział przyjacielowi nic. Prawie tak jakby tego nie usłyszał.

Dzięki, drodzy, za to wsparcie w trudnym wyborze — stwierdził jasnym tonem, kiedy trójka z nich opuściła na chwilę mieszkanie, a on zerknął pocieszająco na Midge, chociaż powodów jej aktualnego nastroju nie znał i nie chciał o nie wypytywać przy wszystkich. Czy poczuł ulgę, gdy z oczu zniknął skaczący między nimi Stallard, a ciszy nie rozcinały ostre jak brzytwa słowa chłopaka? Co najważniejsze – czy powinien ją poczuć, jeśli tak chętnie nazywał go wciąż bliską mu osobą? Złożył płyty, wybierając na wierzch płytę INXS. Zmieni na nią, gdy skończy się longplay Nicka Cave’a. Przez myśl przeszło mu pytanie, jak dużo mogły być warte niektóre z tych płyt, z czego poprzedni właściciel mógł sobie nawet nie zdawać sprawy. Prawdziwe rarytasy, na które on musiał polować na ebayu. — Dojrzała decyzja, winszuję — zwrócił się do Juliena, zajmując miejsce w jednym z foteli. Nieco z boku, a jednak wciąż dostatecznie blisko i zyskując przestrzeń osobistą, którą potrzebował na chwilę odzyskać. — Dickens nie jest tak zły, hej — poczuł się zobowiązany znowu do podjęcia obrony dziewiętnastowiecznego pisarza, chociaż gdyby miał wymienić ulubionych artystów tych epoki, zapewne autor “Olivera Twista” nie znalazłby się w ścisłej czołówce.

Na prośbę Candeli nie zareagował przesadnym zaskoczeniem, niestety. To nie było nic dziwnego, nie w ich grupie. Wciąż tylko pamiętał sprzeczkę z Fitzgerald o alkohol, o granice, o umiar. O to jak wyciągnął ją siłą z imprezy, by tylko nie zrobiła czegoś, czego mogłaby potem żałować. Nie karcił jej wzrokiem, gdy nalał jej wina. Ostatecznie nie był przecież jej rodzicem. Nie chciał tylko, by dała kolejny powód do drwin Xaviera, gdy straci kontrolę nad kolejnymi lampkami wina.

Czytając wiadomość na ich czacie grupowym, znów spotkał się z problemem nazwania uczucia, jakie wybiło się ponad wszystkie inne. Czy to byłoby to? Nieprzyjemne uderzenie zimna nie pozwoliło mu powiedzieć nic od razu. Zresztą, co mógłby. Wyjawienie potencjalnego powodu nie należało do niego. Jedynie skinął głową.

Już nas zostawiasz? — spytał Francuza, samemu nalewając sobie wina. Będzie go dzisiaj potrzebował.

if you got it - haunt it
A.
lorne bay — lorne bay
11 yo — 111 cm
Awatar użytkownika
about
hasło: lornebay
Rozpłakał się. Gdy tylko autobus zniknął pośród przydrożnych palm, gdy jego cień rzucał z daleka rozmyte światła, a po Estelle pozostała tylko pustka; najpierw kilka łez roztarł nadgarstkiem, udając przed Periclesem, że to przejściowa forma wzruszenia — ta nostalgiczna zadra, to poczucie, że Esti już nie wróci, że za kilka dni żegnać ją będą na rozgległościach lotniska, powtarzając jej, że ma pisać i dzwonić, bez względu na porę. Kiedy czekali na taksówkę uległ jednak marazmowi; płakał już otwarcie, choć z rzadka pozwalał sobie na podobne chwile słabości — uznawał je za akt poniżenia, choć jedynie we własnym przypadku. Nigdy nie obdarzył podobną pogardą przyjaciół.
Nie opowiedział Periclesowi wszystkiego; wyłącznie skrawki. Mówił o ojcu. Zrzucał część winy na wyjazd Estelle, choć nie kłamał mówiąc, że się boi — wydawało się mu, że wszyscy wyjadą, że go zostawią, że zostanie sam. A potem, kiedy wsiadali do taksówki, nakazał mu obiecać, że nikomu o tym wszystkim nie powie — to miał być ich sekret. Łzy, ojciec, przerażenie.


Mimo to kiedy wkroczył do domu, jego policzki mieniły się jeszcze powidokiem łez; xavierowy humor także uległ pogorszeniu, czy raczej: ostudzeniu. Skinął tylko głową, posyłając lekki uśmiech tym, którzy na niego spojrzeli. Jeśli ktokolwiek pragnął wyjaśnień, musiał się zwrócić po nie do Periclesa. — Nie pijcie tego; to wino stoi tu od dawna i pewnie wywietrzało — powiedział z troską, wyjmując pospiesznie z siatki dwie butelki czerwonego, dobrego wina. Poprosił Pertha o pomoc z kieliszkami; kiedy zgromadzili odpowiednią ilość czystych szkieł na stole, Xavier rozlał do wszystkich zawartość obu butelek, gromadząc w lampkach przesadną ilość trunku. — Rozmawialiśmy z Perrym, że moglibyśmy przygotować tutaj jakieś jedzenie, a potem zabrać je na łódź. Wypłynąć w morze. Zjeść tam, pod gwiazdami — unikał ich spojrzeń, przepadał w prywatności własnych myśli; nie potrafił pozbyć się podążającego za nim strachu.
hasło: lornebay
sumienny żółwik
universal person
brak multikont
kelner — The Prawn Star
23 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
W przyszłości będzie aktorem teatralnym, na razie zakopany w kwestiach dramatów szekspirowskich. W życie nie umie się zbytnio bawić, dlatego wprosił się na mieszkanie do wujka pisarza. Matka go zostawiła, gdy był małym chłopcem, a ojciec siedzi w więzieniu za przestępstwo, którego nie popełnił. Perth życie uważa za teatr, więc nigdy niewiadomo czy jego uczucia są szczere, ale za to bardzo szczere są jego zauroczenia niedostępnymi osobami.
Skrzywił się nieznacznie na owe insynuacje. Te wszystkie nawiązania – kto z kim i kiedy – budowały tylko pozory niepotrzebnego napięcia, którego w żadnym wypadku Perth nigdy aż tak się nie dopatrywał. A już na pewno nie w takim stopniu, w jakim prezentował to Xavier. Miały ich tylko sprowokować. Dlatego zupełnie obojętnie wywrócił oczyma na te wszystkie słowa, wydając się przy tym potwornie znudzony – a raczej tym, że Xavier dopatrywał się wszędzie tylko podtekstów. Choć może się mylił i zwyczajnie dał się omamić pozorom, i tak naprawdę umykały mu jakieś obserwacje. Rzucił tylko ukradkowe i jakże współczujące spojrzenie Candelii.
–– Wyjątkowo muszę zgodzić się z Homerem. –– Chociaż wcale nie chciał i z reguły przychodziło mu to o wiele trudniej niż chociaż przyznanie racji nawet Xavierowi. Odwzajemnił za to spojrzenie Juliena i tylko pokręcił głową niby w żartobliwym geściem. –– Wiedziałem, że tęsknisz za wspólnym czytaniem kwestii –– rzucił w jego stronę, odłożywszy książkę na stolik i tylko posławszy przyjacielowi promienny uśmiech. Czytanie Dickensa w obecnym nastroju chyba nie było najlepszym pomysłem i nawet ktoś taki jak Perth, nieustannie zatopiony w słowach dramatu i przeróżnych cytatach, nie uznał tego obecnie za dobry pomysł. Niemniej, zaopiekuje się owym Dickensem później i być może go sobie pożyczy. Biblioteczka wujka Chrisa bynajmniej go nie zachwycała niczym.
Telefon zawibrował i Perth miał okazję, by po niego sięgnąć, już bez wszelkich obaw, iż zostanie nakryty przez Xaviera i przepytany z kim tak wymienia te wiadomości. Ale tym razem informacja, która wyświetliła się na ekranie nie wydawała się w żadnym stopniu pozytywna. Dlaczego na autobus?, zastanowił się w momencie, gdy nadeszła niespodziewana i spontaniczna wiadomość o wyjeździe Estelle. Przebiegł go nawet dreszcz pełen obaw co do tego, co właściwie się między ową trójką wysłaną w delegacji po wino wydarzyło. W odpowiedzi wysłał jedynie znak zapytania. Nagle z jego układanki wyleciał jeden element. A później jeszcze widok Xaviera ze świeżymi śladami łez na tych pięknych policzkach.
–– Co się stało? –– Jedno konkretne pytanie, którego nie mógł powstrzymać. Rzucił je w stronę Perry’ego, oczekując, że być może będzie bardziej skory do wypowiedzenia prawdy. Gdyż Perth szczerze obawiał się, iż może jej nie usłyszeć od Xaviera. Szkło stukało, gdy kładł je z lekkością na blacie.
Wypłynięcie w morze nie wydawało mu się dobrym pomysłem. Właściwie uważał, że wszyscy są już chyba zmęczeni. I każdy chciałby zakończyć ten dzień, a nie kontynuować go w nieskończoność. Nie odezwał się jednak, zatapiając usta w czerwonym winie i oczekując, że prawdopodobnie ktoś inny również się nie zgodzi.
studentka — na kierunku artystycznym
22 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
no more dreaming like a girl, so in love with the wrong world
Kilka minut ciszy — niby niewiele, a jednak, całkiem sporo.
Kilka minut bez Xaviera — wydawało się niemalże wiecznością.
W kwestii zwracania na siebie uwagi ich przyjaciel nie miał sobie równych, a Midge nawet w błyszczących i zaróżowionych od płaczu policzkach, wyczytywała fałsz. Czas, który spędzili w mniejszym gronie, dodał jej trochę energii i siły, by, chociażby, podnieść się z podłogi i zająć miejsce na kanapie. A potem przejść po pokoju i koniuszkami palców podotykać grzbietów starych oraz zakurzonych książek, mieszczących się na wysokim regale. Przelotnie przytulić Juliena, gdy ten wspomniał, że nie zostanie zbyt długo. Odnaleźć w szufladzie przekąski, które zostawiła tam ostatnim razem i poczęstować przyjaciół paczką orzeszków oraz krakersów, w coraz bardziej niecierpliwym oczekiwaniu na jedzenie.
Albo inaczej — przede wszystkim na informacje.
Po odczytaniu smsów od Perry’ego na niektórych twarzach pojawił się wyraźnie dostrzegalny niepokój. Midge z konsternacją rozglądnęła się po pomieszczeniu, a potem jeszcze z dwa razy odczytała wiadomość. — Gdzie pojechała Estelle? — zapytała, niezupełnie świadoma, że może to się wiązać z większym przedsięwzięciem.
Stała akurat przy drzwiach, gdy wrócili, a jej spojrzenie momentalnie padło na Xaviera i te jego mokre policzki. Przygryzła wargę i zaczekała, aż kto inny zada pytanie — w tym przypadku Perth. Skierowanie go do Perry’ego było słuszne; prawdopodobieństwo, że posłuży odpowiedzią, było znacznie wyższe.
Sięgnęła po wino i upiła kilka łyków, jeszcze zanim powiedziała: — To świetny pomysł, chodźmy. Co wzięliście ze sklepu? — z pełnym przekonaniem i nieco lepszym nastawieniem, niż wcześniej; bo zwyczajnie lubiła spędzać czas na łódce i nawet jeśli dopiero wrócili z plaży, nie miała nic przeciwko temu, by nabrali siły i ponownie wypłynęli.
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Oczekiwali prawdy. Perry wiedział o tym już wtedy, gdy wychodzili z Xavierem z taksówki, gdy kierowca melodyjnym barytonem życzył im miłego wieczoru, wcześniej tak bardzo zatroskany xavierowymi łzami. Mknąc ulicami Lorne Bay, Pericles musiał skłamać po raz pierwszy; jego siostra ciężko choruje, odparł, kiedy taksówkarz pytał o powód, a Xavier ściskając jego dłoń wpatrywał się w mijane za oknem krajobrazy. Wtedy kłamać było łatwo, niemal naturalnie; peryklesowego talentu do oblekania w fałsz wypowiadanych słów nie dało się nigdy rozpoznać. Ale co miał powiedzieć wszystkim wpatrzonym w niego z niepokojem twarzom? Nienawidził Xaviera za perfidność każdego podejmowanego kroku; nienawidził, bo chciał go chronić, nawet teraz, mimo całej podłości wpisanej w jego życie.
Estelle i Xavier się pokłócili — wydobył więc z siebie jedyne słowa, jakie mogły mieć słuszność: kłótnie w ich grupie zawsze powlekały się zgrozą. Umyślnie unikał zerkania w kierunku Juliena. — Zadzwonili do niej z uniwersytetu; ma dostać miejsce. We Wiedniu; żaden z nas o tym nie wiedział — mówił powoli, czasem zerkał na Xaviera, a on kiwał tylko w ciszy głową, godząc się tak po prostu na peryklesowe kłamstwa. — Estelle pojechała na kolację z rekruterem, ale… Wszyscy powiedzieliśmy sobie coś, co najlepiej byłoby cofnąć — począł obok wina rozkładać przyniesione produkty; wyciągał je z tanich, nietrwałych foliowych siatek. A potem, mimo nieprzychylności nawiedzającej go choroby, sięgnął po kieliszek alkoholu i upił jego znaczną część. — Xavier uważa, że się przez to rozstaniemy. Wszyscy — dodał, wbijając spojrzenie w chłopaka; to było definitywne: podpisanie jego smutku pod lęk, o którym wiedzieli przecież wszyscy. Xavier skinął głową.
Mamy makaron, pomidory, oliwki... — pokazywał, rozpraszał się planowanym posiłkiem; był wściekły z powodu tajemnicy, którą musiał przed nimi ukrywać. Kolejnej.
Jeśli podzielimy się obowiązkami, szybciej się z tym uwiniemy? Ktoś mógłby już przygotować wszystko, co można zabrać na łódź, reszta może gotować — nawet jeśli takim absurdem było wypłynięcie w morze; jeśli Xavier czegoś pragnął, musieli mu to wręczyć. Czy nie taka była główna zasada ich grupy? Rozpadającej się, gnijącej prawdziwie, nie tylko w powidoku peryklesowego kłamstwa. — Mogę wziąć na siebie dyżur w kuchni — dodał z uśmiechem, po czym znów, choć jaśniała w tym przesada, zanurzył usta w winie.
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
Nagły wyjazd Estelle zszokował wszystkich, lecz na samą Candelę wpłynął w sposób nieodgadniony - bo choć będzie za nią z całych sił tęsknić, a paczka już nigdy nie będzie taka sama. Poniekąd jej zazdrościła - wyrwanie się z takiego miasteczka, jakim jest Lorne Bay - było niemal wyzwaniem. Próbowała - tysiące kilka razy, paskowała swoją malutką walizkę (tylko te najpotrzebniejsze rzeczy, ale zawsze jest ich za dużo); i wyrywała się na przód przygodzie.
Potrafiło jej nie być tygodnie, miesiące - jednakże w ostatecznym rozrachunku zawsze wracała. Na stare śmieci; jakby niewidoczna nić przyciągała blondynkę do miejsca, które od lat było dla niej jak utrapienie. W zasadzie, gdyby nie „obsidian circle” prawdopodobnie dawno by zeszła z tego świata zadusiłaby się samotnością na tej wyspie. Zawsze gdy się spotykali, choć przez krótki moment mogła odczuć szczęście. To byli jej ludzie; malutki krąg wygnańców wybrańców.
Cieszyła się, że może odetchnąć - te kilka wspólnych godzin, dawały jej siłę na kolejne odizolowane od społeczeństwa dni. Z wyraźnym przejęciem wsłuchiwała się w tłumaczenia Periclesa, a z każdym wypowiedzianym zdaniem o wyjeździe przyjaciółki serce blondynki łomotało coraz szybciej. Mimo, że lubiła zmiany - to jednak nie w ludziach, Lafayette niezależnie czy w rejonach słonecznej Australii - czy gdzieś w samym środku pochmurnej Europy, wciąż była ich człowiekiem. Młodą, - zawsze uśmiechniętą (może od jakiegoś czasu, nieco rzadziej - może to był powód wyjazdu?) pewną siebie dziewczyną, od dziś ciężko będzie żyć Fitzgerald ze świadomością, że Esti przestała być ich codziennością.
- Zawsze możemy ją odwiedzić. - rzucone, od tak - za(?) na szybko - choć delikatnym załamaniem w tonie głosu. - Nie teraz, ale za kilka miesięcy, jak się zaaklimatyzuję. - dodała, a na buzi dziewczyny zagościł cień uśmiechu. Na samą myśl poczuła, jakby kamień spadł z jej serca. - Nie patrzcie tak na mnie, to wcale nie jest głupi pomysł. - w końcu Candela od miesięcy przygotowywała wyjazd całą paczką do Pragi, miała czas aby przekształcić go na Austrię. Czego się nie robi dla przyjaciół.
- Dawno mnie tu nie było, ale mogę ogarnąć nam kilka koców. - rzuciła, podnosząc się z miejsca. - Tylko niech ktoś ze mną pójdzie. - skwitowała patrząc na wszystkich zebranych spojrzeniem pełnym nadziei by nie wytypowali do jej pomocy Xaviera.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Wystarczyłaby chwila nieuwagi, by ciemnozielone, nakrapiane złotymi cętkami tęczówki zatoczyły w wąskiej przestrzeni między zmęczonymi powiekami kształtne koło — impertynencko i ostentacyjnie, całkowicie wbrew nabytym manierom i swojej łagodnej naturze — tuż po tym, kiedy napotkały schnące srebrem smugi pod xavierowymi oczyma. Pomyślał, że płacz nie wybiela jego złośliwości, że nie dodaje mu uroku i nie ściąga z ramion ciężaru wszelkich przewinień — każdy przecież potrafił zaszklić swoje spojówki, każdy potrafił się nad sobą użalać i łaknąć cudzej uwagi.
Że rozstaniemy się przez wyjazd Estelle, czy k ł ó t n i e? — bezwiednie posłane pytanie zaostrzyło się prowokacją; czynioną prawie tak rzadko, jak wcześniejsza potrzeba wywrócenia oczyma. Objął niespiesznym spojrzeniem każdą z zebranych wokół sylwetek i dopiero wówczas uspokoił rozedrgane złością serce — jeśli ktoś trzymał go w obsydianowej grupie nieszczęśników, robili to tylko oni; nie Xavier i nie dalsze poczucie wyobcowania, towarzyszące mu jedynie na początku. Przecież lubił: nocować na nieco zbyt krótkiej, zdecydowanie za twardej kanapie Homera, nawet jeśli już wtedy istniały inne opcje, lubił szczelnie zaciskać długie ramiona na plecach Midge za każdym razem, kiedy mieli się pożegnać (zadzwonię do ciebie jutro, obiecał kilka chwil wcześniej, kiedy znów złączyli swoje sylwetki), i z pietyzmem przetrzymywać w swoim sercu wszystkie perthowe sekrety (jestem zazdrosny, że żadna z tych wiadomości nie była dla mnie, napisał mu za udziałem komórki w pewnym momencie). Nie lubił natomiast dostrzegać wyrządzanych przez Xaviera szkód, czynionych każdej z otaczających go osób; na przykład tej nakazującej Periclesowi okryć swoimi skostniałymi palcami kieliszek wina, choć wcześniej zarzekał się w wymienianych esemesach, że na dzisiaj rezygnuje już z piciem. Zmartwił się i zawahał, tembr znów nabrał francusko-twardych, objawiających się wraz ze zdenerwowaniem głosek. — Pomogę ci w kuchni — zapowiedział z uporem, wraz z każdym odbitym na podłodze krokiem prowadzącym go do wnętrza wspomnianego z pokoi, oddalając się od spotkania z Vincentem. Może Campbell potrzebował go w równym stopniu, może Chenneviere mógł poczekać. — Odprowadzę was jeszcze, później pójdę w swoją stronę — zaanonsował po raz drugi swoje odejście, tym razem z myślą o Xavierze; przecież on jako jedyny jeszcze o tym nie wiedział. — Jasne, Candela, oczywiście, że możemy — uśmiechnął się delikatnie, w odpowiedzi na propozycję ponownego ujrzenia Estelle.
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
ODPOWIEDZ