Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie patrzył na niego, gdy Arthur mówił. Zwykle w momencie, gdy kogoś słuchał, skupiał wzrok na jego ustach, co pozwalało mu lepiej przetworzyć w mózgu dźwięki, które do niego docierały, dzięki patrzeniu ludziom na usta lepiej rozumiał, co do niego mówią. Nie było to jednak dla niego absolutną koniecznością, dlatego nie zawsze patrzył - czasami nie był wręcz w stanie spojrzeć na rozmówcę, kiedy temat był dla niego trudny, jak teraz. Wpatrywał się w swoją butelkę, wodząc kciukiem po etykiecie. Nadruk miał swoją fakturę, co dawało Sandovalowi jakieś ukojenie.
- Tak, znam tę sprawę - potwierdził cicho - Prowadziłem ją. Już jest rozwiązana, morderca siedzi. Przyznaję, że jest to jedna z najtrudniejszych spraw, jakie prowadziłem przez te wszystkie lata kariery. Nie wiem, czy najtrudniejsza, ale z pewnością jedna z.
Nie był pewien, jak bardzo chce rozwijać temat, ale przeczuwał, że skoro już sam go teraz rozpoczął, to Arthur pociągnie - chociażby z ciekawości, ale też zapewne z pisarskiego obowiązku, skoro zamierzał na tym oprzeć swoją książkę. Ale może to i dobrze? Może tak naprawdę tego właśnie Valentine chciał w głębi serca...? Nie rozmawiał o tym z nikim (poza przesłuchaniami, oczywiście - sam również był przesłuchiwany, nagle stał się podejrzanym o współudział, gdy wyszło na jaw, że to jego partner był mordercą, wewnętrzni rozszarpywali Vala żywcem, próbując coś na niego znaleźć), a być może tego potrzebował. Może dlatego sam teraz się odezwał...? Poza tym skoro już usłyszał, że ktoś, z kim rozmawia, pisze o tym książkę (choćby tylko luźno opartą), to chyba podświadomie chciał, żeby w tej książce było jak najwięcej prawdy - chociażby takiej, którą przedstawił Tom i jaką Sandoval sam wywnioskował z tego, czego się o wszystkim dowiedział.
- Co już masz? W sensie: jak to wygląda w twojej książce? Co się tam dzieje? - zdecydował się wreszcie spojrzeć na Arthura, choć z niejakim trudem; ale chyba też z nadzieją. Nie był pewien, na co miał tę nadzieję, ale... miał.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Poczuł się nieco dziwnie, gdy usłyszał, że Sandoval prowadził tę sprawę i że była to jedna z najtrudniejszych w jego karierze. Przyglądał mu się przez jakiś czas w ciszy, kompletnie zapominając o opakowaniu z jedzeniem leżącym mu na kolanach, z jego usta były lekko rozchylone; typowy obraz zaskoczenia malował się także w jego oczach. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, bo mimo że połączył przed chwilą kropki, to i tak nie sądził, że aż tak trafił.

- Siedzi, tak...? - mruknął po chwili, ciężko stwierdzić, czy bardziej do siebie czy do swojego towarzysza, po czym wlepił wzrok w ryż, przypominając sobie dzięki temu, że chwilę wcześniej jadł. - Hm. - podrapał się po podbródku i odstawił jedzenie na stolik, biorąc natomiast piwo w zdrową rękę, po czym obrócił się przodem do mężczyzny i przechylił głowę na bok, przesuwając wzrokiem po jego twarzy.

- Nie pisałem od jakiegoś czasu, więc... no, mówiłem ci jaką miałem wizję i jak go przedstawiałem. Wspominałem chyba o tym, że starali się z żoną o dziecko, ale bezskutecznie, prawda? - teraz nie był pewien czy faktycznie mu o tym opowiadał, bo ten wieczór był pełen wrażeń, ale coś mu dzwoniło w głowie, że chyba tak, chyba wspominał. - Jak ostatnio się za to brałem, to sprawa nie była rozwiązana, a też nie do końca pamiętam wszystko, co pisałem, bo... no, mówiłem, że ostatnio w moim życiu trochę się działo i po prostu nie miałem na to czasu - odchrząknął krótko. Było mu głupio i było to po nim widać; teraz, gdy wiedział, że Valentine sam zajmował się tą sprawą, to czuł się trochę nie na miejscu z tym, że o niej pisał. Zwłaszcza, że chciał przedstawić to jako fikcję, a nie jako coś opartego o prawdziwe wydarzenia. - Jeśli nie chcesz, żebym o tym pisał, to zostawię ten temat w cholerę - dodał chwilę później, lustrując uważnym spojrzeniem jego twarz. Chyba chciał złapać z nim znów kontakt wzrokowy, jakoś rozpaczliwie tego w tym momencie potrzebując; chciał wiedzieć co Valentine naprawdę myśli, a to przecież oczy człowieka były zwierciadłem jego duszy.

- A... mogę zapytać o tego mordercę? W sensie... jeśli oczywiście chcesz o tym pogadać, bo możesz nie chcieć i ja to w pełni rozumiem, ale... - ale mam wrażenie, że jednak chcesz coś z siebie wyrzucić. - Ale w razie co, to ja chętnie posłucham. I nie będę o tym pisał, jeśli nie chcesz.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zauważył, że Arthurowi zrobiło się głupio i jemu samemu trochę było z tego powodu przykro: nie chciał fundować mężczyźnie żadnych emocji, które wielu określiłoby mianem "negatywnych" - po prostu akurat tak się złożyło, że dobrze znał tę sprawę i skoro już wiedział, że Arthur na niej opiera swoją książkę, to uznał za stosowne poinformować go, że owszem, zna temat.
- Chyba coś mówiłeś, tak, ale dziś się dość sporo działo i wypadło mi z pamięci poza tym, że piszesz na ten temat - powiedział, mając ochotę ukarać się jakoś za to, że sprawił mężczyźnie przykrość - I nie mówiłem, że nie chcę, żebyś o tym pisał. Trochę mi dziwnie, ale ostatecznie przecież wiem, że ludzie piszą książki na temat różnych śledztw, a to faktycznie było... głośne. Mówisz też, że chcesz napisać właściwie nie o tym, tylko na motywach, chcesz tylko się inspirować... Nie wiem, jak z tym się czuję: czy wolałbym, żebyś napisał książkę na ten temat konkretnie, czy żebyś jedynie wplótł jakieś elementy z życia, ale to chyba muszę sobie poukładać.
Westchnął ciężko, skubnął paznokciem etykietę swojego piwa i napił się, po czym rozsiadł nieco wygodniej: trudno mu było utrzymać dłuższy czas tę samą pozycję i musiał się czasem wiercić.
- Możesz zapytać o tego mordercę - odpowiedział po chwili na pytanie, patrząc na Arthura z lekkim uśmiechem. Chyba faktycznie coraz bardziej przyzwyczajał się do myśli, że księgarz pisze na ten temat i w związku z tym może chcieć zapytać o to czy tamto.
Pytanie o to, czy Arthur może zapytać o mordercę było dla niego zbyt ogólne, dlatego nie wiedział, jak na nie inaczej odpowiedzieć, niż tylko dając "pozwolenie" na dalsze pytania - zresztą nie był pewien, czy nie to właśnie mężczyzna miał na myśli i nie chciał zaraz dodać kolejnych pytań, a pierwsze było jedynie właśnie prośbą o przyzwolenie na rozmowę.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Nie należało się zbytnio przejmować tym, że sprawiło się Arthurowi przykrość - z jednej strony był wrażliwą duszą i dość łatwo brał do siebie różne rzeczy, często też przejmował się rzeczami, którymi w sumie przejmować się nie powinien, a z drugiej strony jeszcze był w dość trudnym dla siebie okresie, co jeszcze dodatkowo to wszystko potęgowało.

Pokiwał głową, słysząc, że Valentine jeszcze nie wie do końca czy wolałby, żeby Arthur napisał książkę właśnie o tej historii czy jedynie wplótł w nią jedynie jakieś tam części prawdy. Poczuł jednak coś na wzór ulgi, że Sandoval nie chciał, by ten porzucał temat całkowicie. Zrozumiał, że powinien dać mu przestrzeń na to, żeby ten sobie poukładał w głowie pewne kwestie i uznał, że zapewne Valentine da mu znać - w jakikolwiek sposób - gdy już to nastąpi.

Wiercenie mu nie przeszkadzało - on też się często wiercił, zresztą już zmieniał pozycję na kanapie parę razy, a widzę że Valentine układa się w inny sposób on również poczuł potrzebę jakiejś zmiany; rozejrzał się więc w poszukiwaniu jakiejś poduszki, usiadł przodem do policjanta na kanapie, a poduszkę umieścił pomiędzy swoim bokiem a oparciem kanapy. Chwilowo też zapomniał o jedzeniu, bardziej zainteresowany rozmową, więc ryż stał sobie chwilowo porzucony, chociaż prawdopodobne, że Fell niedługo do niego wróci - o jedzeniu nie dało się przecież zapomnieć na długo, zwłaszcza będąc Artkiem.

- Jak to się stało, że go złapałeś? - zapytał więc po chwili, zachęcony delikatnym uśmiechem mężczyzny i oparł łokieć o oparcie kanapy, podpierając policzek na zaciśniętej w pięść dłoni. Przyglądał mu się teraz uważnie, chociaż miał nadzieję, że Sandoval nie poczuje się za bardzo "atakowany" jego spojrzeniem. - Kim był ten człowiek? Skąd mu się wzięło to, że polował na dziewczynki? Jakoś konkretnie wybierał swoje ofiary? - ugryzł się w język przed kolejnym natłokiem pytań, uznając, że co za dużo to niezdrowo i trzeba najpierw dać Valentinowi odpowiedzieć na te kilka pytań, zanim zasypie się go gradem kolejnych.

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z każdym kolejnym pytaniem na twarz Valentine'a wypełzał coraz szerszy uśmiech rozbawienia: pisarz ewidentnie się podekscytował tym, że ma okazję porozmawiać z gliną, który prowadził śledztwo w sprawie, która go zainteresowała i zainspirowała do pisania. Wyrzucał z siebie pytania jak z karabinu maszynowego, a to było jednocześnie zabawne, urocze i w pewien sposób uspokajające: Sandoval poczuł, że rozmawia z kimś, kogo to naprawdę interesuje i kto nie zrobi z tym nic złego. Może to pochopne stwierdzenie, ale miał wrażenie, że można mu w tej materii zaufać: Arthur nie wyglądał na kogoś, kto jest łasy na sensację i zamierza zrobić z tego tematu czegoś, na czym mógłby się obłowić, wyciągając tylko samo gęste.
- Nie złapałem go - powiedział, gdy mężczyzna już zamilkł i wyraźnie się speszył - To on złapał mnie: zauważyłem ślady, będąc w jego domu i nie spodziewając się ich tam znaleźć. On zorientował się, że coś jest nie tak i wkroczył do akcji, dzięki czemu mam dziurę w sercu... - mina mu trochę zrzedła, gdy uświadomił sobie, że ta dziura jest nie tylko dosłowna, ale i metaforyczna - Znałem go długie lata, był moim przyjacielem. Właściwie, to chyba nigdy tak naprawdę nie zerwaliśmy tej przyjaźni, bo nie pokłóciliśmy się, nie powiedzieliśmy sobie, że więcej nie chcemy siebie nawzajem widzieć na oczy. Po prostu nie rozmawiałem z nim od tamtego momentu i... zapewne już nigdy nie porozmawiam.
Westchnął ciężko i napił się, tym samym opróżniając swoją butelkę, więc wstał i za chwilę pojawił się z kolejnymi dwiema: dla siebie i dla gościa. Ułożył się wygodnie przodem do niego, czując się coraz bardziej swobodnie w jego towarzystwie.
- Tom był policjantem, moim partnerem służbowym, a prywatnie byliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi. Nie podejrzewałem go o to, że to on jest mordercą, ale to wyjaśniało, że przez tyle lat nie mogliśmy znaleźć dosłownie niczego, że ślady ginęły jak we mgle. Wtedy też jeszcze nie wiedziałem, że pasuje do profilu kogoś, kto był wręcz torturowany w dzieciństwie przez babcię: taki "standard". W dzieciństwie miał siostrę, która była mu stawiana za wzór, ona zawsze była we wszystkim dobra, a on był tym złym, paskudnym. Powinien się - według swojej babki - urodzić dziewczynką, bo mężczyźni to samo zło. Podejrzewała go o najgorsze rzeczy, jednocześnie samemu go do niektórych zmuszając. Spowodowała, że znienawidził siebie i tę siostrę. Ona niestety zmarła jeszcze w dzieciństwie i oczywiście Tom był za to obwiniony. Zresztą teraz nie jestem pewien, czy nie słusznie... ale tego się nie dowiem. Zamordowane przez niego dziewczynki były podobne do jego siostry.
Nie było mu łatwo o tym wszystkim mówić, tym bardziej, że przecież właśnie opowiadał historię swojego przyjaciela; ale jednocześnie miał poczucie oczyszczenia, kiedy o tym rozmawiał z kimś, kto nie był sępem żerującym na dogorywającej istocie.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Zauważył coraz szerszy uśmiech na twarzy Valentine'a, przez co po wyrzuceniu z siebie tych wszystkich pytań zaczerwienił się lekko, co próbował ukryć pocierając delikatnie policzek. Użył do tego zabandażowanej ręki, co sprawiło, że przez jego ciało przeszedł nieprzyjemny prąd bólu, ale w tym momencie niespecjalnie się na nim skupiał. Teraz był zajęty czymś innym, a poza tym miał już we krwi trochę alkoholu, więc prawdopodobnie jego odczuwanie bólu nie było aż tak dotkliwe, jak mogłoby być. Dochodził do tego też wciąż szok po tym, do czego sam doprowadził - nadal nie wiedział co go napadło i dlaczego rozwalił to lustro, ale chyba po prostu nie mógł na siebie patrzeć w tamtym momencie, uznając się za głównego winnego rozpadu tego związku, który przecież tyle dla niego znaczył. Zapewne jutro, gdy alkohol wyparuje już z jego organizmu, a szok nieco minie, ból będzie znacznie bardziej dotkliwy, ale tym będzie się martwił później.

Nie spodziewał się tego, co usłyszy, ale słuchał uważnie, być może z lekko rozchylonymi ustami i szerzej otwartymi oczami, pijąc też nieco szybciej, więc chętnie przyjął kolejne piwo, które przyniósł w międzyczasie Valentine. Nie przerywał mu, nawet wtedy gdy ten zniknął na chwilę, żeby przynieść alkohol - nie czułby się w porządku, gdyby mu się wcinał w jego historię, więc siedział w milczeniu, zafascynowany i przejęty tym, czym Sandoval zdecydował się z nim podzielić, chociaż przecież wcale nie musiał; w ogóle nie musiał mówić mu o tym, że pracował nad tą sprawę, a tym bardziej nie musiał mówić, że sprawa dotyczyła jego partnera, przyjaciela, osoby, którą znał od tak wielu lat...

Gdy pierwszy szok minął, a kilka łyków z nowej butelki przelało się przez gardło Arthura, zdecydował się odezwać.

- Czyli w sumie... przypadkiem dowiedziałeś się o tym, że to on, tak? - głos miał nieco cichszy niż wcześniej i lekko łamiący się, ale na razie nie wiedział co mógłby z tym zrobić; historia zrobiła na nim wrażenie, po prostu. Odchrząknął krótko, żeby chociaż trochę ogarnąć swoją chrypkę i dopiero kontynuował:

- To nie twoja wina, jeśli przyszło ci to do głowy, Val. - pokręcił powoli głową, opierając denko butelki o swoje kolano, a potem przysunął się do niego ostrożnie i położył chorą rękę na jego kolanie. Trochę bezmyślnie, bo niespecjalnie się nad tym zastanawiał; może było to niewłaściwe, może zostanie źle odebrane, ale teraz coś innego zajmowało jego myśli, po prostu. - Był gliną, więc wiedział jak zacierać ślady, wiedział też jak "zniknąć" niektóre dowody, a to raczej normalne, że nie podejrzewa się kogoś, kogo się tak dobrze zna o jakieś niecne cele. Zdziwiłbym się nawet, gdyby się okazało, że podejrzewałeś go od jakiegoś czasu. Ja też nie podejrzewałem, że Samuel... - przełknął ślinę i wzruszył ramionami, uznając chyba, że nieważne, bo rozmawiali przecież o czymś innym, a wracający do niego w tym momencie Samuel jest po prostu nieistotny w tym momencie. - Przykro mi, naprawdę. - dodał chwilę później, całkowicie szczerze, przesuwając wzrokiem po jego twarzy. - Może kiedyś nadejdzie chwila, w której uznasz, że chcesz z nim porozmawiać...? Jeśli nie twarzą w twarz, to w jakikolwiek inny sposób. - uśmiechnął się do niego łagodnie, pocieszająco, a jego palec wskazujący stuknął lekko w pierś Valentine'a, w miejscu jego serca. Nie zabrał ręki po "stuknięciu", po prostu ten palec tam został, dotykając koszulki mężczyzny. - A co z twoim sercem...? Postrzelił cię, tak? Już jest dobrze czy nie do końca...?

Valentine Sandoval

Główny nadinspektor — Lorne Bay Police Station
48 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Trochę go zaskoczyła ta dłoń na kolanie, ale jednocześnie była... miła. Podobał mu się jej dotyk i dawał jakieś tam ukojenie.
- Tak, rzeczywiście przyszło mi to do głowy, że to jest moja wina, bo cały ten czas byłem blisko mordercy i o tym nie wiedziałem, a przecież jestem gliną. Powinienem się domyślić, powinienem coś zauważyć... a nie zauważyłem nic przez cały ten czas. Gdybym nie trafił na tę szczotkę w jego łazience, gdybym się jej nie przyjrzał i nie zauważył, że włosy na niej nie mogą należeć do niego, a on nie ma przecież dzieci ani żony... Gdyby nie to, to nadal siedziałbym w Canberry głowiąc się nad nierozwiązywalną sprawą, a on by mi robił wodę z mózgu.
Westchnął, przykrył jego dłoń swoją w geście podziękowania i napił się.
- Nie podejrzewałeś, że Samuel... co? - spojrzał na niego zaniepokojony - Chyba cię nie zdradził?
Nie przyszło mu do głowy, że chodzi o to, że Sam od zawsze był po prostu wyraźnie dupkiem, tylko umiejętnie to ukrywał - w tym kontekście zabrzmiało to, jakby partner Arthura również go w jakiś sposób zdradził - nawet niekoniecznie seksem. Bo przecież to, co zrobił Tom, było zdradą, niezależnie od tego, czy byli w związku, czy nie.
- Nie sądzę, żeby nadeszła chwila, w której zechcę na niego spojrzeć czy usłyszeć ponownie jego głos. Zapewne i tak to się zdarzy, bo pewnie jeszcze tu czy tam trafię na tę sprawę, wywlekaną przez dziennikarzy lub jutuberów, ale... nie chcę go widzieć ani słyszeć. Nie chcę z nim rozmawiać. Wystarczy mi to, co było w sądzie.
Westchnął i przeczesał włosy palcami, a gdy poczuł stuknięcie palca w pierś, nawet lekko się uśmiechnął.
- Nie, nie postrzelił mnie. Wbił mi nóż w serce - parsknął, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo ironicznie to brzmiało. Ironicznie i poetycko - Nie jest idealnie, ale na tyle dobrze, że mogę pracować. Bylebym się nie przemęczał i nie biegał zbyt dużo w terenie. Ale jestem szefem policji, więc raczej siedzę w papierach, a mniej wyruszam w teren.

Arthur C. Fell
pisarz i właściciel księgarni — "angel wings"
44 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Księgarz i pisarz, dwukrotnie żonaty, świeżo po rozstaniu z narzeczonym. Aktualnie znajduje oparcie u boku specyficznego pana policjanta, pisze książkę, pomaga przyjacielowi w opiece nad córeczką i... hoduje sobie króliczka, ale ćśś.

Pokręcił głową, słysząc słowa mężczyzny, spoglądając przy okazji na dłoń Valentine'a przykrywającą jego własną. Podobał mu się ten widok, więc nie cofnął ręki. Uśmiechnął się tylko lekko pod nosem i poruszył palcami, łasząc się tym samym do jego palców.

- Nie, to nie twoja wina, naprawdę. Przecież nie podejrzewa się intencjonalnie swoich przyjaciół o to, że są mordercami, prawda? A już zwłaszcza seryjnymi. A zwłaszcza, gdy pracuje się z nimi w policji. - wzruszył lekko ramionami; on akurat był pewien tego, że Valentine robił co mógł żeby rozwiązać sprawę tych morderstw, a jego przyjaciel najprawdopodobniej po prostu wszystko tuszował i utrudniał, nie chcąc zostać złapany, co też chwilę wcześniej mu powiedział. Nie chciał się powtarzać, więc nie powiedział tego po raz kolejny, ale widać było po nim, że jest pewien słów, które wypowiada.

- Nie, nie zdradził mnie - potrząsnął głową gwałtownie. - Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo, ale nie podejrzewam go o to, zwłaszcza że sam był dość... dość mocno zazdrosny o mnie. - odchrząknął krótko, nie chcąc się jednak przesadnie rozwodzić nad tym tematem, w każdym razie nie teraz. - Miałem na myśli raczej ogół, wiesz... że nie sądziłem, że to wszystko skończy się w ten sposób. Gdybym wiedział... hm. - westchnął cicho, nie bardzo wiedząc jak skończyć to zdanie, bo nie miał pojęcia co by zrobił, tak szczerze mówiąc. Ciężko więc było mu nawet gdybać.

- W sumie ci się nie dziwię - stwierdził cicho, gdy Valentine uznał, że nie sądzi, żeby jeszcze kiedykolwiek chciał widzieć bądź słyszeć swojego ex-partnera. Zapewne gdyby był na jego miejscu myślałby dokładnie w ten sam sposób. Zauważył jednak, że na twarzy Sandovala pojawił się delikatny uśmiech, gdy Arthur go zaczepiał, pukając w jego serce; cieszył się, że umiał wywołać u niego uśmiech, nawet mimo poruszanych właśnie tematów. Valentine zdecydowanie powinien się częściej uśmiechać, bo wtedy i jego oczy wyglądały znacznie milej, cieplej. - Poetycko - również parsknął krótko, słysząc o nożu wbitym w serce. - To skoro takie masz zalecenia to się nie przemęczaj - zabrzmiał trochę jak matka karcąca własne dziecko, co też było dla niego dość typowe.

Chwilę później, przypadkowo zerkając na zegarek, odkrył jak późno - albo jak wcześnie - już było i uznał, że czas wracać do domu; zadzwonił więc po taksówkę, dojadł swój ryż w międzyczasie, pogadali jeszcze chwilę, a później Arthur zapisał w telefonie Valentine'a swój numer jako "Pieprzone Walentynki" i wyraził nadzieję, że jeszcze będą mieli okazję się spotkać.

- W końcu muszę ci oddać twoje ubrania - rzucił jeszcze wesoło, wychodząc.

Valentine Sandoval

/ the end <3

ODPOWIEDZ