właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
trigger warning
myśli samobójcze
Uśmiechnął się i pokiwał w zamyśleniu głową, kiedy Leonardo powiedział, że to dla niego komplement, że Saul poczuł się dzięki niemu lepiej. Rzeczywiście - w tym momencie myśli samobójcze mu trochę minęły, choć jeszcze dwie godziny temu nie był pewien, czy da radę wrócić do domu. Prawdopodobnie wszystko wróci, kiedy znów zostanie sam, tylko z Islą, którą teraz nie potrafił się odpowiednio zająć i najwięcej, na co mógł się zdobyć, to zaspokajanie jej podstawowych potrzeb.
- Bo jestem agresywny - odpowiedział na pytanie, dlaczego sądzi, że jest coraz bardziej podobny do ojca - Nie zawsze panuję nad emocjami. Prawdę mówiąc - rzadko mi się to zdarza, choć nad tym pracuję. Ostatnio jak mi się zdarzył wybuch, to strasznie objechałem Arthura, wściekałem się na niego, że nie ma prawa decydować o tym, co stanie się z dzieciakami, bo to nie jego rodzeństwo, on jest tylko partnerem Samuela, ale to my powinniśmy decydować, co będzie dalej. Nie powinienem tego robić i bardzo tego potem żałowałem, ale... no, nawrzeszczałem na niego. Później pobiłem faceta, który próbował mi udowodnić, że Klaus jest kurwą i że się z nim rucha. Wtedy w to nie uwierzyłem, a teraz... cóż. Teraz sądzę, że chłopak niesłusznie oberwał. Ale oberwał. Adam też by oberwał, gdyby mnie Klaus natychmiastowo nie spacyfikował, a Adam nie wyszedł od razu do ogrodu. Do tej pory jeszcze nie uderzyłem nikogo, kogo kocham, ale cholera, jestem chyba coraz gorszy... - napił się i zwiesił głowę, opierając czoło na nasadzie nadgarstka - Zawsze bałem się mieć dzieci, żeby tylko nie być taki, jak on, żeby nie zrobić im piekła. A teraz nagle okazało się, że mam córkę i boję się, że jestem złym ojcem, że będzie miała równie przesrane, jak ja... Że nie dam rady.
Milczał jakiś czas, wpatrując się w jakiś punkt na podłodze i próbując poukładać sobie jakoś odpowiedź na pytania księdza. To nie było takie proste, bo o jednych rzeczach do tej pory nie mówił, nad innymi nie chciał się zastanawiać.
- Byłem porwany mając cztery lata - zaczął wreszcie cicho - Nie było mnie kilka tygodni, które mnie wydawały się miesiącami. Potem zacząłem ogarniać, co tak naprawdę dzieje się w moim domu i nie potrafiłem sobie z tym poradzić, mając jeszcze w dodatku koszmary i bojąc się własnego cienia. Potem zacząłem dorastać, a to chyba zawsze jest trudne, prawda? A akurat wtedy Sam wyjechał na studia i odciął się od rodziny. Nie tak całkiem, oczywiście - udawał, że wciąż jest z nami, bo przecież dzwonił... Czasami... Ale nie było go przy mnie. I tak, wiem, że on też nie miał starszego brata, kiedy dorastał, że on musiał wszystko sam ogarnąć, więc i ja powinienem dać radę - i tym tropem ja też poszedłem, kiedy zacząłem znikać z domu, ale to gówno prawda. On po prostu nie miał nikogo, więc z pewnością było mu trudniej, ale ja miałem takiego brata, liczyłem na niego, a on nagle zniknął. Nie wiem, co jest trudniejsze: nie mieć w ogóle kogoś, komu się ufa i na kogo się liczy, czy nagle go stracić. Ale no: to samo zrobiłem ja mojemu młodszemu rodzeństwu, więc obaj jesteśmy chujami pieprzonymi. Ale wtedy przestałem już w ogóle radzić sobie ze swoimi emocjami, zaraz potem zacząłem znikać z domu, musiałem się odcinać od rzeczywistości i od mojego mózgu. A żeby to robić, musiałem zacząć na to zarabiać... I tak to się kręciło. Zresztą nie widziałem dla siebie żadnych perspektyw, więc zająłem się nielegalnymi rzeczami. Nie widziałem szans na to, że kiedyś będę taki, jak inni, bo widziałem że zacząłem się staczać, więc... w sumie położyłem się i zacząłem turlać z tej górki, bo tak łatwiej, niż próbować ustać na nogach i opierać się temu spadaniu, prawda?
Przełknął nerwowo ślinę i popatrzył na Leo, mając ochotę się do niego przytulić - już któryś raz tego wieczoru. Powstrzymywał się przed tym, ale miał na to ochotę, bo ten człowiek wydawał mu się kimś godnym zaufania.
Natychmiast też zapalała mu się czerwona lampka, że ktoś może się wydawać dobry, może to trwać nawet kilka miesięcy. Nie należało temu ulegać.
- Myślisz, że kogokolwiek by to obeszło, gdybym faktycznie się zabił? - zapytał po dłuższym milczeniu.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Słuchał Saula, mrużąc lekko oczy w niektórych momentach, ale starał się mu nie przerywać, mimo że trochę go korciło, zwłaszcza w kilku najbardziej kluczowych chwilach historii. Powstrzymał się jednak przed tym, bo wiedział, że przerywanie nie jest zbyt grzeczne, a poza tym może wybić z rytmu, a przecież zależało mu na tym, żeby jednak Saul się przed nim otworzył i żeby czuł się swobodnie. Zerkał też przy okazji na jego piwo czasem, żeby się upewnić, że mężczyzna wciąż ma co pić, gotów w razie czego wyskoczyć do kuchni po kolejną porcję alkoholu. Nie były to tematy, które łatwo było poruszać, a już na pewno nie o suchym pysku.

- A ten Arthur miał do ciebie o to pretensje? - zapytał w końcu, gdy Saul zamilkł i przynajmniej na razie nie wyglądało na to, żeby chciał mówić coś jeszcze. - Bicie ludzi nie jest dobre, nie popieram tego, ale rozumiem, że nerwy ci puściły, gdy ktoś obrażał twojego chłopaka - choć niebezpodstawnie, jak się okazuje - więc... akurat w tamtej sytuacji ci się nie dziwię. Jeśli o Adama chodzi, to z tego co mówiłeś naskoczył nie tylko na ciebie, więc jeśli i tamta historia skończyłaby się bójką, to według mnie przynajmniej częściowo byłbyś usprawiedliwiony. Nie przypuszczam też, że chodzisz po ulicy i bijesz ludzi bez powodu, szukając guza? - uśmiechnął się do niego łagodnie, pociągając zaraz potem kolejnego łyka z butelki.

Nieco go zmroziło, gdy Saul wspomniał o porwaniu, ale i tej części historii nie przerywał, dając mu przestrzeń na opowiedzenie wszystkiego, co siedziało mu w duszy, a czego być może wcześniej nie miał okazji opowiadać, a jeśli nawet, to niekoniecznie ze szczegółami.

- Nie wiem czy łatwiej mieć kogoś i go stracić czy może nigdy nie mieć w nikim żadnego oparcia, ale... wydaje mi się, że jednak to pierwsze jest trudniejsze. Obecność kogoś, na kim możesz polegać, daje ci poczucie bezpieczeństwa, oparcie, nadzieję. Gdy nadzieję tracisz w ten czy inny sposób, przez zniknięcie kogoś bądź jego śmierć, wydaje mi się to gorsze niż to, że nigdy tej pomocy i wsparcia nie miałeś. - pozwolił sobie na krótkie filozofowanie, uznając, że było to coś na wzór pytania rzuconego w eter, na które niby nie trzeba było odpowiadać, ale też nie było pytaniem retorycznym, żeby po prostu je ominąć i zignorować.

- A to porwanie...? - zawahał się chwilę, nie do końca wiedząc jak ubrać w słowa pytania, żeby nie urazić go w żaden sposób albo żeby Monroe nie poczuł się w obowiązku odpowiadania, jeśli nie miałby ochoty brnąć w ten temat. - Jak to się stało? I jak się uwolniłeś? - podrapał się po karku, trochę bojąc się kolejnego pytania. - Złapali tego kogoś...?

Nie, nie miał jednak odwagi zapytać wprost "co on ci zrobił?", uznając, że to byłoby już za dużo.

- Myślę, że obeszłoby to twoją rodzinę, nawet jeśli uważasz, że już z nikim z nich nie masz dobrego kontaktu. - uśmiechnął się do niego łagodnie. - Chociaż wspomniałeś, z tego co kojarzę, że nie jesteś "skłócony" z wszystkimi, więc tym bardziej jestem pewien, że by się zainteresowali. No i na pewno obeszłoby to twoją córkę, nawet jeśli teraz jest malutka i nieświadoma tego, co się dzieje. Kiedyś by się o tym dowiedziała zapewne i... no, myślę że byłoby jej ciężko, nawet jeśli nie pamiętałaby cię za bardzo, siłą rzeczy. - zawahał się znów krótką chwilę. - Zapewne też obeszłoby to twoich byłych chłopaków, bo co innego rozstać się, nawet w złości, a co innego życzyć komuś śmierci i ignorować ten fakt. - upił jeszcze parę łyków, po czym dodał, nieco ciszej. - Mnie też by obeszło, nawet jeśli w tym momencie uznasz, że przesadzam, bo nie znamy się za dobrze.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na pierwsze pytanie, ale zaraz pokiwał głową.
- Miał, ale nie dziwię mu się - odpowiedział, przypominając sobie to wszystko - Mimo, że po części uważam, że miałem rację, to nie miałem prawa się na niego drzeć i mówić mu takich rzeczy. Nie miałem prawa mówić mu, że nie należy do rodziny. Zresztą na ten mój wybryk Sam zareagował oświadczynami, chyba żeby mi udowodnić właśnie, że nie mam prawa tego wygadywać. Przeprosiłem potem obu, ale no... nie powinienem był tego mówić. Byłem wtedy rozwalony emocjonalnie, bo moje rodzeństwo leżało w szpitalu i walczyło o życie, ale... to mnie nie usprawiedliwia.
Westchnął i wypił kolejny spory łyk ze swojej butelki. Tak, on też uważał, że jeśli chodzi o pobicie Patricka i chęć pobicia Adama, to miał do tego powody, ale i tak: przecież nie należało nikogo bić. Nikogo. Konflikty rozwiązuje się w inny sposób, a nie biciem, a jeśli on rozwiązuje je w taki sposób, to jest podobny do ojca.
- Nie, nie biję nikogo bez powodu, ale z powodem też nie powinienem - powiedział po chwili ciszy i znów się napił. Zdaje się, że wchodziło mu to piwo jakoś bardzo dobrze - zresztą zaczynał to trochę czuć w głowie, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Najwyżej poprosi opiekunkę, żeby została dłużej z małą.
Na stwierdzenie, że łatwiej nie mieć nikogo od początku, niż go stracić nie odpowiedział - on też tak uważał, ale miał wrażenie, że to podpadało pod użalanie się nad sobą. Nie powinno się porównywać cierpienia, bo każdy przeżywał je na swój sposób i każdy inaczej reagował - on akurat cierpiał bardzo po tym, jak Sam wyjechał, nagle znikając mu z horyzontu. Nie umiał sobie z tym poradzić i miał do niego o to pretensje, choć nigdy ich nie wyraził. Nie do brata w każdym razie.
Na kolejne pytania przez dłuższy czas nie odpowiadał: było to dla niego cholernie trudne i wiązało się z otwarciem tych drzwi w jego umyśle, których nigdy nie chciał otwierać. Jednak one i tak się czasem otwierały, wręcz wyważane, w najmniej odpowiednich momentach.
- Byłem z Samem na placu zabaw - powiedział wreszcie matowym, cichym głosem, patrząc znów w punkt na podłodze, cały sztywny - Podjechał samochód, kierowca mnie zawołał, powiedział, że chce o coś zapytać. No, to podszedłem. On dał mi cukierka, a potem... nie wiem, przyłożył mi coś do twarzy i odpłynąłem. Obudziłem się w jakiejś piwnicy, związany.
Zaciął się. Przełknął z trudem ślinę i opuścił głowę, przymykając oczy i starając się uspokoić szybsze bicie serca i ściskające się gardło. Nagle wszystko zaczęło go boleć.
- Nie, nie złapali go - powiedział w końcu - Zamordował swoją... nie wiem, żonę? Kobietę? Była ich dwójka. On ją zabił, a ja wtedy uciekłem.
Krew. Wszędzie krew. Krzyk. Błysk noża. Huk wystrzału. Drzwi, do których trzeba dopaść, żeby nie być na podłodze, żeby też nie dostać się w łapy tego faceta. Drzazgi pryskające z postrzelonej futryny i wbijające się w policzek. Las. Bezdroża, ciemność, krzyki za plecami, a pod nogami nierówny teren.
- Uciekłem - powtórzył - Znaleźli mnie po jakimś czasie w lesie, na skraju wycieńczenia. Byłem głodny i chciało mi się pić, ale już mi było wszystko jedno. Nie bardzo pamiętam ten moment, dużo lepiej pamiętam, jak było tam... i chciałbym zapomnieć, ale nie potrafię się tego pozbyć, to do mnie wraca, najczęściej w łóżku.
Westchnął ciężko i przetarł palcami nasadę nosa.
- Nikomu o tym nie mówiłem, tylko raz jednemu z braci, bo chciałem mu pomóc. Ale niewiele mu powiedziałem.
Popatrzył na Leo, gdy ten powiedział, że jemu byłoby przykro, gdyby Saul się zabił.
- Ciebie by obeszło? Dlaczego?
Nie był pewien, czy w to wierzyć, czy to tylko słowa, żeby go pocieszyć.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Tak, Leonardo też dość szybko rozprawiał się ze swoim piwem, więc widząc że i jego i Saula butelka staje się coraz mniej pełna podniósł się z kanapy i poszedł do kuchni na poszukiwania kolejnych butelek. Na szczęście w swojej lodówce miał jeszcze trochę piwa, więc wrócił niedługo później, wręczając jedno piwo mężczyźnie, a samemu układając się wygodnie ze swoim.

- Nie mówię, że cię to usprawiedliwia... ale chociaż w jakimś sensie tłumaczy - uśmiechnął się do niego ciepło. Mówił szczerze, bo naprawdę tak myślał; zresztą, podczas całej tej rozmowy nie powiedział chyba ani jednego kłamstwa, czego Saul oczywiście nie mógł być pewien, ale raczej też żadnych oznak ewentualnej "ściemy" nie mógł zauważyć, chociażby obserwując mimikę czy gesty księdza.

Przyjrzał mu się z troską, gdy ten opowiadał o porwaniu. Widział, że mężczyzna znów się spiął, ale wcale go to nie dziwiło - zapewne nie było to coś, do czego chętnie wracał, być może w ogóle o tym nie mówił i starał się nie myśleć, a na pewno nie było to przez niego w żaden sposób przepracowane. Drgnął lekko, słysząc o łóżku i dość szybko połączył fakty; zresztą, bądźmy szczerzy, tego się już trochę spodziewał, gdy Monroe wspomniał o porwaniu, natomiast co innego podejrzewać, a co innego usłyszeć to z jego ust.

- Przykro mi, Saul - powiedział cicho, ostrożnie przykrywając jego dłoń swoją własną. Miał nieco większe ręce niż Saul, ale w ogóle był od niego "większy", więc nie było to nic zaskakującego. Pogłaskał wierzch jego dłoni kciukiem, ostrożnie, starając się go w żaden sposób nie wystraszyć. Nie chciał, żeby jubiler poczuł się zagrożony czy molestowany, a gdyby dał mu do zrozumienia, że nie życzy sobie tego dotyku, to Leonardo od razu zabrałby rękę.

- Obeszłoby mnie, bo cię poznałem, polubiłem i... no, z jednej strony miałbym poczucie, że nie zrobiłem wszystkiego, żeby cię przed tym uchronić, a z drugiej po prostu, po ludzku, byłoby mi przykro, że twoje życie skończyło się tak szybko, a przecież mogło cię spotkać w nim jeszcze tyle dobrego. - westchnął cicho i napił się piwa, po czym dodał jeszcze cicho:

- Poza tym - mimo to, że sam masz swoje problemy wysłuchałeś też mnie, starałeś się pomóc, wesprzeć, pocieszyć... Uważam, że jesteś dobrym człowiekiem, nawet jeśli sam o sobie tak nie myślisz. A dobrzy ludzie nie powinni umierać, nie w ten sposób, nie tak młodo.

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Drgnął i spojrzał wystraszony na dłoń Leo na swojej - nie spodziewał się teraz dotyku, był trochę w innym świecie. Nie oznaczało to jednak, że tego dotyku nie chciał, bo kiedy tylko dotarło do niego, co się dzieje, rozluźnił się i po chwili wahania splótł z nim palce.
- Nie wierzę, że jeszcze coś dobrego mnie spotka w życiu - powiedział po chwili, przyglądając się jego palcom i bezmyślnie gładząc jeden z nich kciukiem - To nie tak, że absolutnie nic dobrego nie miałem, ale wszystko, co mi się trafiło, okazało się ułudą albo sam to spierdoliłem. Zdaje się, że po prostu nie nadaję się do życia, nie umiem tego robić i tylko wszystkim dookoła przeszkadzam.
Sam nie zauważył, kiedy jego myślenie o Klausie się zmieniło: z wcześniejszego "sam wszystko zepsułem, jestem winny" w "szczęście okazało się złudne". Rzeczywiście dzięki rozmowie z księdzem dochodził powoli do wniosku, że to nie tak, że to, co Klaus mu zarzucał, było prawdą, że to wcale nie był dobry chłopak. Wciąż miał wątpliwości, wciąż obwiniał siebie, ale oczy mu się coraz bardziej otwierały na to, że nie był jedynym winnym rozpadu tego związku i że tak naprawdę Klaus wbijał mu szpile w taki sposób i w takie miejsca, że świadczyło to o nim jak najgorzej.
- A co do tego że cię wysłuchałem, to... no, wciąż mogę cię słuchać. Cały czas pierdzielę tylko o sobie, ty mnie słuchasz, starasz się podnieść na duchu. Chciałbym się jakoś odwdzięczyć - i jeśli nie rozmową, to czym innym, bo... no, mogę coś tam zrobić, czego byś ode mnie potrzebował. Na przykład mogę cię następnym razem ja zaprosić, jeśli chcesz.
"Następnym razem" - jakby nie brał pod uwagę, że to była ich pierwsza i ostatnia rozmowa. Bo faktycznie nie brał: bardzo dobrze mu się z Leo rozmawiało i chciał więcej.

Leonardo Williams
ksiądz — lokalna parafia
45 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Od września mieszka w Lorne Bay i wciąż uparcie bawi się w księdza, próbując udawać przed samym sobą, że wcale nie ma wielkiego kryzysu wiary. Od niedawna coraz częściej spotyka się z pewnym przystojnym jubilerem, a jego mała córeczka jest jego iskierką nadziei w tym paskudnym świecie.

Leo z kolei nie spodziewał się splecenia ich palców ze sobą, ale w żadnym razie mu to nie przeszkadzało - uśmiechnął się pod nosem, gdy poczuł jak ich dłonie się splatają, nie planując tego jakkolwiek przerywać. Było dobrze tak, jak było.

- Teraz tak mówisz, bo wciąż jesteś przygnębiony po rozstaniu i po kłótni z rodziną - odpowiedział spokojnie na jego wątpliwości co do tego, że jeszcze spotka go w życiu coś dobrego. Nie dziwił się jego myśleniu, bo w pełni rozumiał z czego wynikało, ale wiedział, że gdy tylko mu się nieco poprawi i gdy poczuje się lepiej, pewniej, gdy minie trochę czasu, to i jego myślenie się zmieni. Poza tym: miał małą córeczkę, którą kochał, Leo nie miał co do tego wątpliwości, a wiedział przecież, że dzieci często bywały naprawdę dużym światełkiem w tunelu, zwłaszcza gdy czuło się, że nie ma się nikogo innego.

Uśmiechnął się szerzej, gdy mężczyzna wspomniał, że chciałby mu się jakoś odwdzięczyć i że następnym razem może go zaprosić do siebie. Zrobiło mu się jakoś cieplej na sercu, chyba z jednej strony dzięki temu, że to by znaczyło, że Saul nie zamierza zerwać znajomości po jednym spotkaniu, a z drugiej... no, faktycznie go polubił, dobrze się czuł w jego towarzystwie i naprawdę dobrze mu się z nim rozmawiało, nawet jeśli tematyczna rozmowy nie była ani łatwa, ani przyjemna.

- Bardzo chętnie dam się zaprosić - zaśmiał się, spoglądając na twarz mężczyzny, a potem prosto w jego jasne, piękne oczy, na moment w nich tonąc. - Poznam twoją księżniczkę?

Saul Monroe

właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Pokiwał głową, nie wierząc jednak, że faktycznie jeszcze coś dobrego może go w życiu spotkać - nie coś, co potrwa długo i co po skończeniu się nie zmiecie go z powierzchni Ziemi. Kiwał głową bardziej z grzeczności, bo nie chciał wyjść na kogoś, kto się nad sobą użala i zaprzecza wszystkiemu, co mu się powie. Ale teraz tkwił w tak głębokiej ciemności, że naprawdę nie widział żadnego światełka, najmniejszego. Był również przekonany, że i małej byłoby bez niego lepiej.
Przełknął nerwowo ślinę i popatrzył na Leo, gdy ten zapytał, czy pozna "jego księżniczkę".
- Tak, jeśli chcesz - powiedział cicho, z pewną obawą w sercu. No, tak, wcześniej nie pomyślał, że przecież mała gdzieś by tam pewnie była - ale mogę ją też wysłać do opiekunki, żeby ci nie przeszkadzała. Wiesz, ona jest mała, płacze, często wymaga uwagi... Wiec bywa absorbująca, nie każdy chce mieć kontakt z małymi dziećmi, zwłaszcza kiedy chce porozmawiać z ich rodzicami. Mogę ją komuś dać pod opiekę na czas naszego spotkania.
Pomyślał o Klausie, który - jak się okazało - był małą zmęczony i miał jej serdecznie dość, choć nic na ten temat nie mówił. O swoim rodzeństwie, które traktowało Islę jak zarazę. Nie chciał nikogo narażać na jej towarzystwo, jeśli ten ktoś tego nie chciał, jednak jeśli Leo wyraziłby szczerą chęć poznania małej, to rzeczywiście Saul nie szukałby dla niej opiekunki.
Umówili się więc za dwa dni - tym razem u Saula.

/zt.
Leonardo Williams
ODPOWIEDZ