lorne bay — lorne bay
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Od niemal roku Flavio zmieniał powoli swoje życie. Doszedł bowiem do wniosku, że nikt nie nauczył nas się starzeć. Nie wiemy jak to jest. W młodości wydaje nam się, że ta choroba dotyka zawsze innych. My zaś, z jakich nie do końca jasnych powodów, pozostaniemy na zawsze młodzi. Siempre viva, jak krzyczała Isabella Rossellini w kinowym hicie lat dziewięćdziesiątych. Być może dlatego coraz więcej czasu spędzał w domu. Z dala od zgiełku Los Angeles i Doliny Krzemowej. W zbudowanej i zaprojektowanej przez siebie ostoi, brutalistyczne fortecy wypełnionej egzemplarzami dobrego dizajnu i dziełami sztuki.

Dom oddzielony był od świata zewnętrznego podwójnymi drzwiami z ciemnego, wypolerowanego drzewa. Szutrowy podjazd niemal migotał w promieniach słońca, a centralną jego część stanowiła wieloletnia sosna o cienkich, długich igłach. Jej gałęzie tworzyły jakąś abstrakcyjną instalację, powyginane, wywijane przez czas. Dookoła leżało mnóstwo szyszek - jedyny element dziwnie zakłócający brutalnie uporządkowany minimalizm. Dom był banalnie prosty, z minimalistyczną formą. Duży, ale nieprzygniatający swoim rozmiarem. Ogrodzony niewysokim murem porośniętym szczelnie jakimś miejscowym pnączem. Przypominał bluszcz, ale liście zdawały się znacznie bardziej mięsiste.

– Dzień dobry, zapraszam. Flavio zaraz przyjdzie. – powiedziała niska, nieco przysadzista kobieta z siwiejącymi włosami, elegancko i gładko spiętymi w koński ogon. Jej skóra, choć lekko pomarszczona, była świetlista, o oliwkowym odcieniu. Brązowe, ciemne oczy z serdecznymi, skaczącymi w nich iskierkami. Musiała mieć około sześćdziesięciu lat. Zajmowała się oczywiście domem. Wskazała Adamowi drogę do salonu, gdzie były szeroko otwarte podwójne drzwi prowadzące na taras. Grzecznie zapytała czy czegoś się napije, a potem, że pogoni Flavio by nie kazał gościowi czekać.

Dom miał otwarty plan, łączył drzewo, beton i metal. Drewniana, lakierowana podłoga odbijała promienie słońca wpadające przez olbrzymie okna. Oczywiście, że Flavio był efekciarzem. Znaczną część salonu znajdowała rzeźba Daniela Arsham, Korodowany, biały samochód z filmu Powrót do przyszłości. W oryginalnej skali, z uniesionymi w górę drzwiami. Spektakularne dzieło sztuki współczesnej.

– Cześć. Przepraszam, musiałem dokończyć spotkanie. Różnice czasu są nieco dobijające. – przeprosił, zjawiając się w bocznych drzwiach oddzielających salon od jadalni. Uśmiechnął się, a jego błękitne tęczówki lekko zamigotały. Był bezczelnym obserwatorem. Nigdy nie ukrywał faktu, że przyglądał się ludziom. Niemal badał ich spojrzeniem, każdy centymetr, każdy milimetr ich twarzy. Uśmiechnął się lekko, przechylając głowę i potrząsając nią nieco. Jakby wydawało mu się, że to tylko przewidzenie. Jakaś fatamorgana. Ściągnął nawet brwi, a jego czoło ozdobiła pozioma zmarszczka.

– Zupełnie inaczej sobie Ciebie wyobrażałem. – mruknął. Skontaktował ich ze sobą znajomy. Osoba, według której Adam mial zdolności i możliwości, by spełnić kolejną zachciankę Flavio. Nielegalną, nieprzyzwoitą, acz piękną: koralowce.

adam monroe

powitalny kokos
Flo
brak multikont
weteran / właściciel sklepu — petbarn cairns
42 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
You go down just like Holy Mary
Mary on a, Mary on a cross
Not just another Bloody Mary
Mary on a, Mary on a cross

Ostatnio bardzo dużo wydatków zrzucało się na głowę Adama, praktycznie bez jego wcześniejszej wiedzy. Najpierw siostra w potrzebie, której opłacał mieszkanie i wyżywienie, żeby po żałobie mogła stanąć na nogi. Potem materiały do wybudowania szopy, bo druga siostra postanowiła odnaleźć wewnętrzny spokój w nietypowym hobby, a prezent urodzinowy w postaci niewielkiej pracowni okazał się strzałem w dziesiątkę. Później zniszczony silnik ulubionego pickupa, za którego naprawę zapłacił krocie i oczywiście wizyta u weterynarza, bo jego szczeniaki postanowiły dołożyć cegiełkę rozpaczy do właścicielskiego portfela. Potrzebował pieniędzy, bo nie chciał ruszać zachomikowanych oszczędności z czasów, gdy jako najemnik podróżował z Afryki Środkowej do Ameryki Południowej. To było jego zabezpieczenie na wypadek totalnej katastrofy, dlatego żywiej zainteresował się klientelą nielegalnego handlu, który przez zawirowania rodzinne gdzieś obumarł. Dostał zlecenie, które przywiodło Monroe na samo Pearl Lagune - dzielnicę obrzydliwie bogatych snobów, po których spodziewał się co najmniej tygrysa. Nie wiedział, z kim będzie miał przyjemność spotkać się twarzą w twarz. Nie znał chłopaka z nazwiska, a plotki niewiele mówiły.

Wchodząc do środka, uderzał w niego okropny przepych z oznakami wybujałego ego. Ubrany w umorusane smarem jeansy i białą koszulkę kompletnie nie pasował do eleganckiego wystroju oraz gosposi, która zaprowadziła go w głąb obszernego salonu. Nie skomentował rzeźby zabierającej miejsce wielkości jego garażu, jedynie obserwując jak bogactwo goniło bogactwo. Westchnął ciężko, mentalnie kompletnie nieprzygotowany na rozmowę z ekscentrycznym właścicielem wielkiej willi. Słyszał jego kroki za sobą, toteż obrócił się i włożył ręce do kieszeni spodni.

— Dzień dobry — przywitał mężczyznę neutralnie, zachowując bezpieczny dystans. Był od niego młodszy o paręnaście lat, co najmniej. Idealnie pasował do opisu, który sprezentował Adamowi kolega po fachu, wspominając o specyficznym spojrzeniu i postawie wypełniającej całe pomieszczenie nadmuchanym ego. Handlarz nie skomentował jego mruknięcia, bo nie interesował się opinią osób trzecich. Enigmatyczne "inaczej" puścił mimo uszu, skupiając się na jednym, konkretnym celu spotkania.

— Czego dotyczy zlecenie? — zapytał, przechodząc do sedna sprawy. Musiał wiedzieć, jakie zwierzę sprowadzić. Wodne, lądowe, ssaka, gada czy pająka, to wszystko było bardzo ważnymi czynnikami określającymi czas dostawy oraz zapłatę za usługę, bo rzadkość i poziom nielegalności gatunków różniły się zasobami potrzebnymi do wykorzystania. Niebezpieczeństwo złapania przez służby mundurowe było naliczane dodatkowo, jeśli w grę wchodziły zwierzęta zagrożone i niezwykle jadowite. Wypuszczenie na wolność szybko rozmnażającej się zarazy mogło skrócić o głowę niejednego eksperta, który zdecydował się poddać chciwości łamiąc niepisany kodeks.


Flavio Hearst
ambitny krab
Lumberjack
brak multikont
lorne bay — lorne bay
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

– Wybacz, mam okropne maniery. – przyznał, podchodząc nieco bliżej. Zmniejszył dzielący ich dystans, uśmiechając się wciąż. Dokładnie obserwował Adama, każde zagniecenie na bawełnie białej koszulki, każdą plamę smaru na jasnych jeansach. Był pod wrażeniem, albo urokiem? Sam nie potrafił powiedzieć co dokładnie teraz czuł. Parę lat temu, gdy w Kalifornii modne były terapie metodą hipnozy, wybrał się na kilka sesji. Odnosił teraz wrażenie, że był w podobnym transie. Tylko zamiast skupiania uwagi na jakimś przedmiocie, oddał ją całą Adamowi.

– Flavio. Miło mi Cię w końcu poznać. – zapewne wiele słyszał o zdolnościach Adama, tych zawodowych. Wyciągnął rękę, by odbębnić schematyczny gest przedstawienia się i uściśnięcia dłoni. Może chciał też zwyczajnie go dotknąć? Nawet w tak absurdalny, niewinny sposób.

– Zanim przejdziemy do spraw zawodowych, napijesz się czegoś? – zapytał grzecznie, przeczesując swoje blond włosy między palcami i gestem zapraszając Adama na sofę. Swoim kształtem przypominała krajobraz skalny, a może pustynny? Obita w jasnym, kremowym zamszu, Terrazza Landscape. Zaprojektowana przez Ubalda Klug, w Szwajcarii. Cudowny element wystroju. Nieco abstrakcyjny, a przy tym nieprzyzwoicie wygodny.

– Nie jestem pewien czy moje zlecenie w ogóle mieści się w Twoim zakresie zainteresowań. – ich wspólny znajomy pewnie kojarzył Adama z handlu zwierzętami lądowymi. Takimi, które faktycznie wydawały się zwierzętami, a nie należały tylko do biologicznego królestwa.

– Buduję akwarium. Chętnie Ci je pokaże jeśli masz ochotę. Chciałem zobaczy w nim Dendrogyra cylindrus. – łacińską nazwę szybko poparł wydrukowanymi fotografiami cylindrycznych koralowców przypominających wysokie, pnące się ku niebu wieże.

– To dość skomplikowana operacja jak się domyślasz. – przeniesienie zwierzęcia, które po prostu egzystowało jako jedna, drobna jednostka było łatwe. Koralowiec? Znacznie trudniejsza sprawa. Flavio zajął miejsce po jednej stronie sofy, wyciągając z kieszeni małą szklaną buteleczkę. Wylał na dłoń parę kropel olejku, rozcierając go i rozgrzewając. Wtarł zapach Neroli, przełamanego nieco przypalonym aromatem drzewa sandałowego i tabaki, w nadgarstku, a potem kark i bok szyi. Zapach zawsze go pasjonował. Miał swoje dziwaczne hobby.

– Jakiej muzyki słuchasz? – zapytał nagle, bez żadnego uprzedzenia. Pytanie wyrwane z kontekstu ich wcześniejszej rozmowy. Dopiero teraz oderwał wzrok od Adama, skupiając się na ekranie telefonu. Przesuwał palcem, wybierając kolejne pozycje muzyczne. Jednak, coś powstrzymywało go przed włączeniem dźwięku. Był to Adam. Chciał sprawić mu przyjemność, puścić muzykę, którą lubił. Jednocześnie nie chciał zakłócać jego głosu. W odpowiedzi na własne myśli ściągnął lekko brwi i pokręcił głową. Zganił się nawet, że zbyt dużo uwagi poświęca mężczyźnie.

adam monroe

powitalny kokos
Flo
brak multikont
ODPOWIEDZ
cron