Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Milion razy udowodniła mu, że kocha go bez względu na wszystko. Nawet po tym jak ją zostawił raz, drugi, trzeci, po tym jak ją zgwałcił, uderzył — gdzie wtedy powinna kopnąć go w dupę i nawet się nie oglądać za siebie. Tylko te wszystkie negatywne momenty przesłaniane były przez miliony pięknych chwil, śmiechu, radości, czułości, wspólnego robienia głupot, zwyczajnej, szarej codzienności.
Silne emocje bardzo uzależniają, są jak narkotyki — kiedy już raz posmakujesz pragniesz więcej i więcej i jeszcze więcej, aż do momentu, w którym twoje ciało nie będzie w stanie znieść więcej i się podda.
W zasadzie to Gabi nawet nie pamiętała jak znalazła się w salonie na kanapie, jak zdjęła dość automatycznie ze stóp szpilki, które teraz stały przy kanapie, na której ona siedziała i dręczyła drżącymi rękami brzeg swojej sukienki, jakby rozszarpanie go miało jej przynieść ulgę. Wgapiała się w przestrzeń a w jej głowie hulał wiatr, nie było tam nic, pustka, ciemność. Zestresowane, zalane kortyzolem ciało nie odczuwało żadnego bólu, oczy patrzyły, ale nie widziały Angelo, który pozbywał się kolejnych części garderoby, nie widziała też Franka i tego jak siadał na fotelu. Dźwięki docierały do niej jak przez grubą ścianę, ledwo co słyszała. Ile minut minęło? Pięć? Dziesięć? Może piętnaście? Nie miało to najmniejszego znaczenia, dla niej czas stanął w miejscu, dopiero pstrykanie palców Angelo tuż przed tym zgrabnym noskiem zwróciło jej uwagę i wyrwało ze stanu zawieszenia, choć jej wzrok nadal nie był do końca obecny. Uniosła spojrzenie na Angelo i starała się skupić tak bardzo jak tylko była w stanie.
Przełknęła cicho ślinę widząc postawną sylwetkę, podwinięte rękawy koszuli, jakby szykował się do tego, że przypadkiem może je ubrudzić. Oczami wyobraźni widziała samą siebie z urwaną głową, ale racjonalny tok myślenia skutecznie odpychał te obrazy, przecież nie oświadczałby się lasce, którą chce zabić. Zostałby wdowcem jeszcze nim został mężem i jaki w tym sens? Żaden.
Patrzyła na niego, odzyskując trochę świadomości i jego słowa zaczęły do niej docierać, a te rzucone przez Franka zabolały, trafiły w świeżutką ranę na jej serduszku. Dlaczego za każdym razem jak coś przeskrobała czuła się tak jakby siedziała na dywaniku u dyrektora albo u własnego ojca, którego po raz kolejny zawiodła, nie spełniając jego oczekiwań? Rozmowa z Marcello... Boże przecież to będzie rzeź niewiniątek, a w zasadzie jednego niewiniątka. Cóż ona mogła poradzić, że zwyczajnie jest sobą?
- Zawsze jestem miła...- wymamrotała niemal bezgłośnie, trochę wchodząc mu w słowo. Ona nie potrafiła jeszcze zachowywać się jak dorosły, w pełni ukształtowany człowiek, miewała momenty bycia totalnym, niedojrzałym bachorem, trochę takiej rozpieszczonej księżniczki. Ale Angelo sam ją rozpieścił i teraz spijał tego efekt. Całe szczęście forsa nie przewróciła jej we łbie. Jeszcze. I oby to nigdy nie nadeszło.
- Wiem... ale...- uznała jednak, że nie będzie mówić tego, co myśli, już dziś sobie tym ostro nagrabiła, nie chciała więcej dokładać ani sobie, ani im. Miała ochotę wstać, pójść do pokoju, zakopać się pod kołdrą i jak jakiś Sim zrobić sobie kilka godzin płaczu w związku z aktywnym nastójnikiem, albo zwyczajnie schować się przed całym światem. Nie była w stanie spojrzeć Frankowi w oczy i już chyba nigdy nie będzie w stanie. Mimo wszystko podobała jej się postawa Angelo, zaimponował jej, choć powinien być wściekły, powinien krzyczeć, ciskać meblami i robić inne dziwne "angelowe rzeczy", mimo to wcale nie poczuła się bardziej bezpieczna. Nadal wisiało nad nią widmo niewiadomego — kary od samego Marcello i tylko Bóg raczy wiedzieć co on dla niej wymyśli.
- Nie ważne czy dziecko, czy kobieta, czy młody mężczyzna... Takich rzeczy się NIKOMU nie robi jeśli sam nie chce uprawiać tego zawodu i przepraszam, ale zdania nie zmienię.- jej głos brzmiał bardzo spokojnie, kompletnie bez emocji, stanowczo, rzeczowo, ale bardzo kulturalnie i bez żadnej pretensji. Była zwyczajnie pewna tego co powiedziała i żadna siła świata nie będzie w tanie zmienić jej myślenia. Ona jakby mogła to by cały świat zbawiła jednym dotknięciem magicznej różdżki. Nie musiał jej mówić, że zjebała, że ich zawiodła, wiedziała to, czuła to każdą komórką ciała, ale usłyszenie tego sprawiło, że poczuła to jeszcze mocniej. Przed oczami stawały jej obrazy sprzed kilku lat, gdzie ojciec względem niej używał podobnych określeń, a ona... Ona była tylko sobą. Jak miała nie płakać skoro łzy same cisnęły jej się do oczu?
Piekły ją strasznie, dolna warga drżała a to zwiastowało tylko jedno — rychłe rozklejenie się. Dziwne, ale ona naprawdę nie żałowała tego co zrobiła i poniekąd była dumna ze swojej postawy, a nie powinna... Zaskakujące czuć się tak dobrze, a zarazem tak źle jednocześnie.
- Musimy?- zapytała niepewnie, ale odpowiedź przyszła sama, bo Angelo chyba im wszystkim chciał szybko ulżyć i zerwać ten plaster, tak żeby bolało jak najmniej. Oczywiście Gabi działała cały czas na autopilocie i nie protestowała przed przeniesieniem się na górę, choć nogi miała miękkie jak z waty. Starała się trzymać blisko Angelo, z daleka od Franka, który nadal patrzył na nią tak jak ona jeszcze kilkadziesiąt minut temu na Trumpa, przez co miała ochotę zwinąć się w kłębuszek na drugim końcu kanapy, żeby tylko nie rzucać się w oczy. Gabi wcisnęła się w podłokietnik tak bardzo, że aż kanapa zaskrzypiała, wyglądała na spiętą i taka była, wyprostowana jak struna, poważna jak mało kiedy i... O dziwo nie rozpłakała się, była w stanie utrzymać łzy tam, gdzie było ich miejsce. Za każdym razem kiedy miała rozmawiać z Marcello w głowie słyszała jego głos i słowa, które wypowiedział do niej na pamiętnej kolacji, gdzie zrobiła jedną z największych gaf życiowych, będąc zwyczajnie sobą.
Starała się pewnie patrzeć w ekran, oddychała równomiernie, ale nie przerywała im wymiany zdań tylko słuchała grzecznie tak jak tego od niej wymagano, czego szczerze nienawidziła, choć trochę już przywykła. Obiecała Angelo, że będzie grzeczna i będzie się słuchać, ale tyczyło się to tylko pobytu na Sycylii w innych wypadkach patriarchat dla niej nie istniał. Równouprawnienie, widzisz mnie? Mała feministka i bojownik o wolność uciśnionych przez mężczyzn kobiet... Ta, co w łóżku zdecydowanie woli ulegać niż dominować i gdzie tu równowaga? Popieprzone.
Nie odrywała wzroku od Marcello, uważnie słuchając, o czym rozmawiali. Oczywiście, że nikt jej nic nie mówił, żadna nowość, już się przyzwyczaiła, chociaż oszczędziliby sobie tego wszystkiego gdyby któryś z braci powiedział jej z kim mają się dziś spotkać. Odmówiłaby pójścia tam z miejsca, bez zająknięcia i jednosekundowego zawahania powiedziałaby: nigdzie z wami nie idę. Ona ma uczulenie na takich dziadów jak Trump, alergia objawia się pyskowaniem i degradacją poglądów tej gorzej strony.
Niby ręka Angelo na jej dłoni powinna pomóc, czuła, że chce dać jej tyle wsparcia ile tylko może, ale Marcello zawsze ją stresował, nawet w nieformalnych sytuacjach. Niby ta wymiana zdań powinna ją bawić, bo to było strasznie śmieszne słuchać jak Angelo i Franek są besztani jak małe dzieci, ale no nie... Nie było jej do śmiechu ani trochę, nie tym razem. Wzięła głęboki oddech. Jasne, już widziała samą siebie załatwiającą kogoś do tego kontraktu, czegokolwiek prócz handlu ludźmi on dotyczył. Może powinna go podpisać z papieżem? Albo Królem Karolem? A może z Putinem? O temu to by dopiero powiedziała do słuchu!
Nie spuściła głowy nawet na sekundę słuchając Marcello i jego "prośby" o to, żeby się wypowiedziała.
Ach... Lubił ją, więc już nie lubi, no cóż... To nie z nim ma zamiar wziąć ślub, to nie z nim ma zamiar spędzić resztę życia, więc w zasadzie obojętne, choć powinno jej zależeć na jego akceptacji, dla niej najważniejszy był Angelo.
- Czy mogę wykpić się z odpowiedzi powołując się na piątą poprawkę z racji tego, że przebywamy na terenie USA?- zapytała całkiem poważnie i to niemal prawniczym tonem. Nie uśmiechała się co było naprawdę dziwne, zważając na to, że tym małym żarcikiem chciała trochę rozładować bardzo napiętą sytuację. Chciała wstać z miejsca, ale uznała, że nie będzie to kulturalne, skoro wszyscy siedzieli. Nie chciała się stawiać "wyżej od nich". Wygładziła jedną dłonią sukienkę na udach i wzięła głęboki oddech.
- Nie żałuję ani jednego słowa, które padło z moich ust...- zaczęła tak jakby rozpoczynała mowę końcową w rozprawie sądowej. To tylko córka swojego ojca, z którym spędzała długie godziny na salach sądowych albo w jego gabinecie.
- ... żałuję jedynie, że ten skończony d... Ten pożal się boże polityk nie ma w sobie za grosz samokrytycyzmu. Nie wiem jakie korzyści miałby z umowy z Frankiem i z wami, czy uszczknąłby z tego coś dla siebie, ale jeśli tak, to nie podpisując tych papierów będzie zwyczajnym idiotą.- kontynuowała bardzo spokojnie i rzeczowo, bez zbędnych emocji, choć ścisnęła mocniej rękę Angelo, jakby bojąc się, że idzie w złą stronę, a mogła... Wystarczyło jedno źle dobrane słowo, żeby Marcello wybuchł, a prawdopodobnie takiego ognia by nie zniosła. W środku cała się trzesła, cholernie się bała, ale jej postawa i ton głosu kompletnie tego nie zdradzały.
- Starałam się, nawet nie wiesz, jak bardzo i ile mnie to kosztowało, żeby nie być sobą... Od pierwszej sekundy od wejścia do tego pokoju, cholernie się starałam, żeby nie powiedzieć NIC prócz dzień dobry i do widzenia. Nawet pogryzłam sobie policzki od środka niemal do krwi, ale są pewne sprawy, w których nigdy nie będę milczeć, choćbym stała przed calutką śmietanką tego świata. Dlaczego miałabym nie stanąć za tym, w co wierzę całym sercem? Dlaczego mam nie stawać w obronie swoich poglądów i wartości, jakimi kieruję się w życiu? Nie chcę przestać być sobą, nie takim kosztem, nie chcę przestać lubić samej siebie nawet jeśli to oznacza, że ty lub ktokolwiek inny z Rodziny przestaniecie. To co robicie jest dla mnie niewyobrażalnie trudne, a wiem zapewne jedynie o promilu z tego wszystkiego. Za każdym razem jestem stawiana w sytuacji, w której muszę was tłumaczuć przed samą sobą... Muszę naginać swoją moralność raz za razem, muszę przeciwstawić się każdej rzeczy, w którą wierzę... Kocham was wszystkich, akceptuję takich, jakimi jesteście, ale nie możecie ode mnie wymagać wiecznego siedzenia z buzią na kłódkę i tylko ładnego prezentowania się, bo ja nie jestem biżuterią, elementem garderoby czy chustką w butonierce. Z całym szacunkiem, ale nie chcę się bać otwierania ust tylko dlatego, że komuś może się nie spodobać to, że mam ugruntowane zdanie na jakiś temat.- wzięła głęboki oddech, chyba w tym momencie poczuła, że skończyła i już nic więcej nie wykrzesa ze swojej mowy końcowej. Teraz to niech się dzieje wolna nieba, czy tam piekła, jest gotowa na wszystko.
- Jeśli chcesz mnie w jakikolwiek sposób ukarać... Zniosę to z godnością i wysoko zadartą głową, przynajmniej będę wierna swoim przekonaniom.- dopiero teraz odwróciła wzrok, a raczej spuściła głowę i wbiła spojrzenie w swoje dłonie.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Prędzej czy później dochodziło do przedawkowania. Gabriellę była uzależniona, to pewne, od emocji, które jej dawał. Które ona miała do niego, ale jak wiele jeszcze mogła znieść? Ile jeszcze razy pozwoli sobie na taktowanie ją w sposób, w koty mężczyzna nigdy nie powinien potraktować kobiety? Angelo doskonale o tym wiedział, nie tak powinien wyglądać związek, ale on tylko to znał, choć nie powinna być to żadna wymówka. I nie była. Źle się czuł z tym, że krzywdził Gabrielle i kto wie ile razy jeszcze zrobi to ponownie? Za którym razem powie stop? Za którym stwierdzi, ze to za dużo, że to nie dla niej? Ile mogła znieść taka młoda, niewinna dziewczyna, która wpadła w ramiona samego syna diabła? Angelo był zdumiony jak długo to wszystko wytrzymało, ile ona była w stanie znieść i choć nie miał zamiaru sprawdzać jej granic, to obawiał się, że i tak to zrobi. Tyle kolejnych wątpliwości, nagłych i niespodziewanych przez jedną, głupią sytuację. Angelo wiedział,. że Gabi miała dużo do przyswojenia i to nie będzie dla niej na pewno proste. To przecież tylko wierzchołek góry lodowej... Ale nadal w nią wierzył, nawet po dzisiejszym. Ciągle powtarzał sobie, że była jeszcze młoda, że pewnych jej zachowań nie przeskoczy, że to przyjdzie z czasem, choć on cierpliwy nie był, ale chciał spróbować. Skoro już zakochał się w osiemnastoletniej dziewczynie i postanowił wsunąć jej na palec pierścionek, teraz musiał wziąć za to odpowiedzialność.
Tylko jakie będą tego skutki?
Był na nią wściekły, choć bardziej zawiedziony. Gdyby kontrakt, który dzisiaj zepsuła, przygotowywał on, latami, męcząc się, dwojąc i trojąc, by wszystko dopiąć... zapewne ujebałby jej ten łeb. No może nie byłoby aż tak drastycznie, ale też spokojnie na pewno nie. Nie tak jak teraz. Choć kipiał w środku, potrafił nad tym Jeszce zapanować. Dlatego, że to nie jego pracę popsuła, choć wiedział jak Francesco i Marcello będą wkurwieni. Ten pierwszy i tak zareagował, a co na to powie najstarszy z braci?
- Świat nie jest biały, albo czarny.Jest pełen odcieni szarości i czasami trzeba wybrać mniejsze zło. Nauczysz się tego. - Odparł trochę jakby nieobecnie. Temat handlu ludźmi, czy prostytucja był skomplikowany i na pewno nie do rozwinięcia teraz. Wiedział jedno, będzie musiał jej to wszystko zacząć w końcu na spokojnie tłumaczyć, jeśli faktycznie miała zostać jego żoną. Gabrielle nie znając pewnych faktów miała pełne prawo reagować w ten czy inny sposób, ale nikt jej za to nie winił. Miała do tego prawo, chodziło o coś zupełnie innego.
Nastała cisza. Żaden z trzech Włochów nie wyglądał na rozbawionego słowami Australijki, nawet najmłodszy z nich. Angelo powoli zerknął w stronę narzeczonej i lekko ścisnął jej palce.
- To nie jest czas na żarty. - Szepnął cicho, jakby Marcello miał nie usłyszeć, ale usłyszał. Nie zareagował w żaden sposób, jemu do śmiechu było najmniej. Brakowało tylko świerszczy w tle dla podkreślenia sytuacji.
Nikt jej nie przerywał. Bracia słuchali Gabrielle ze spokojem, a przynajmniej dwóch z nich, bo Francesco wywracał co chwila oczami. Według niego Gabi kompletnie nie nadawała się na funkcję, którą miała pełnić, choć przecież pałał do niej sympatią i chciał ją zachować w rodzinie. Dzisiaj zrozumiał, dlaczego tak dużo kłócili się z Angelo, czemu on od niej chodził, czemu wiele razy tłumaczył mu, że Gabi wyprowadza go z równowagi. Franek twierdził, że każdy wyprowadza Angelo z równowagi i że to żadna nowość, ale dzisiaj dobitnie zrozumiał o co chodziło starszemu bratu. I wiedział, że będą problemy. Nie raz, czy nie dwa. Gabi pokazała swój charakter, w końcu wyłożyła go czarno na białym i nie był to charakter pasujący do żony Denaro. Miała w sobie za mało spokoju, kultury i samo ogłady, według najmłodszego z Włochów. Angelo patrzył na nią już nieco inaczej. Wiedział, że to dobra i szlachetna kobieta, która chce walczyć o prawa ludzi, pomagać im i zbawiać cały świat, więc jej słowa absolutnie go nie zdziwiły.
- Hm. - Mruknął Marcello, słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane z ust nastolatki. Przez całą jej wypowiedź siedział z brodą opartą na dłoni, wodząc wzrokiem po jej młodej twarzy. Jej słowa nie powodowały w nim narastającej złości, jakby mogła się spodziewać tego blondynka. Angelo dostrzegł w twarzy brata zaciekawienie, ale i jednocześnie lekką irytację, ale nie złość.
- Naprawdę tak nas odbierasz? - Zapytał spokojnie i zsunął dłoń na biurko przed sobą, stukając w nie palcem. - Panują tu pewne zasady, ale ani Rosalia, ani ty, maja droga nie jesteście tylko ładnymi ozdobami. Moja żona sama nas reprezentuje, chodzi sama na spotkania, załatwia swoje własne sprawy i godnie mnie reprezentuje swoją siłą i umysłem. Myślałem, że będziesz robiła to samo. - Machnął ręką w górę, jakby mówił coś bardzo oczywistego. - Bardzo szanuję twoją postawę, to, że masz swoje zdanie i nie boisz się głośno o nim mówić i uważam, że żaden z nas tego nie potępia, prawda? - Marcello zwrócił się do braci.
- To nie o to chodzi mała. - Rzucił spokojnie Angelo. Francesco się nie odezwał, teraz to on próbował trzymać nerwy na wodzy.
- Wspaniale, że umiesz walczyć o swoje i podoba mi się jak pewnie wygłosiłaś swoją mowę przede mną, ale Gabrielle, nawet Mafia prowadzi kulturalne rozmowy. Chociaż czasami mamy ochotę poucinać im języki i strzelić między oczy, gdy mówią, czy choćby za to, że oddychają. Chodzi o elokwencję i kulturę, nie jesteśmy zwierzętami. Rozumiem, że jesteś jeszcze młoda i chcesz wszystkim wykrzyczeć w twarz swoje zdanie, ale my tak nie robimy. Szczególnie w interesach. Zasady w tej Rodzinie powstały nie bez powodu, praktykowane od lat przynoszą owocne plony i możesz uważać nasz świat za kompletny patriarchat, ale tak nie jest. Bardzo szanuję swoją żonę, tak jak Angelo ciebie. Inaczej nie byłoby cię tutaj teraz. Szanujemy wasze zdanie, wygłaszaj je, ale rób to w kulturalny sposób, dobrze? - Marcello zawsze przyjmował pozycję Ojca, jakby nie było był Ojcem Chrzestnym całej Sycylii. Angelo też powoli nabierał tych nawyków, bo nie chodziło o to, by poucinać wszystkim od razu głowy, ale spróbować je najpierw porządnie ułożyć na kręgosłupie. A kiedy to nie wychodziło, wyciąć nieudane egzemplarze.
- Jeżeli czujesz, że nie potrafisz nagiąć swojej godności, oraz schować dumy i słuchać mojego brata, gdy mówi do ciebie przy innych, a musisz to robić, zrób sobie przysługę Gabrielle i przemyśl małżeństwo z Angelo. Nasze kobiety muszą znaleźć równowagę między posłuszeństwem, a charyzmą, inaczej może zrobić się niebezpiecznie. To był tylko niegroźny polityk. Gdyby to spotkanie prowadzone było z kimś uzbrojonym, zapewne ktoś dzisiaj straciłby życie. Musisz słuchać rozkazów, jeśli jesteś w towarzystwie. Nikt ci nie zabrania się odzywać, ale myśl co mówisz, a kiedy każą ci się zamknąć, po prostu się zamknij. Prywatnie róbcie sobie co chcecie, nie obchodzi mnie, czy robisz z niego kompletnego pantoflarza, czy traktujesz bez szacunku. Nawet prosząc mnie o podanie ciasteczek przy stole... Ale w szerszym gronie Gabrielle musisz zachować klasę. Albo oddaj Angelo pierścionek i po prostu zniknij. - Znów postukał palcem w stół. - Straciłem dzisiaj bardzo ważny kontrakt. Francesco też, z tego co wiem. Ukarzę cię, bo takie są zasady. Chcę żebyś następnym razem o tym pamiętała, jeśli jeszcze raz wpadnie ci do głowy narobić takiego pierdolnika. Angelo? - Zwrócił się do brata, który nie mógł wyjść z podziwu, jak elokwentnie przeprowadził tą rozmowę Marcello. Jego spokój był niebezpieczny i wiedział, że i tak nie skończy się bez kary, ale mimo wszystko potraktował Gabrielle niezwykle łagodnie, za co był mu bardzo wdzięczny.
- Przypal jej język, żeby pamiętała kiedy przestać go używać.
- Nie.
- Odparł od razu Angelo. - Biorę jej karę na siebie. Francesco ją wykona.
- Jak uważasz. Ale na jej oczach.
- Zgodził się, bo wiedział, że nieważne, które z nich będzie miało przypalony jęzor, tak, czy inaczej Gabi odbędzie swoją karę, bo zdążył już zauważyć, że gówniara naprawdę kocha jego brata. Podejrzewał, że to nawet może zaboleć ją mocniej.
Angelo ścisnął Gabi mocno rękę, żeby przypadkiem się nie odzywała. Chociaż teraz nie pyskuj, błagam kurwa Gabi to i tak żadna kara.
Francesco też to wiedział i był trochę niepocieszony. Szczególnie, że Angelo wziął to dla siebie.
- Co z kontraktem? - Zapytał brata.
- Skoro zabrał papiery, może jeszcze się zastanowi, albo chociaż wybuduje te twoje wieżowce. - Machnął ręką. - Nie wiem. Naprawcie to kurwa. - Zdążyli zobaczyć tylko zbliżający się do ekranu palec, a później już tylko czerń. Angelo westchnął głęboko.
- Dobrze poszło... - Rzucił z ulgą Angelo, zerkając na Gabi.
- Dla nas nie jest taki kurwa łagodny. - Francesco wstał, odsuwając krzesło trochę zbyt silnie. - Idziemy. Chcę to zrobić od razu. - Rzucił Francesco, patrząc to na brata, to na blondynkę.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Gabi sama sobą się zawiodła, nie tylko Angelo to czuł. Nie ma nic gorszego niż zawiedzenie samego siebie, bo przecież przez długie minuty udawało jej się dotrzymywać danej sobie samej obietnicy, żeby nie pisnąć ani słowa, nie będąc o nic pytaną. Wystarczyła iskra, nadepnięcie na niewłaściwy palec u nogi, żeby się odpaliła i wszystko poszło w diabły. Nie chciała, żeby tak wyszło, ona nigdy nie chce rozrabiać i wszystko zawsze wychodzi samo. Młody wiek jej tutaj w ogóle nie tłumaczy, powinna już wiedzieć, jak zachowywać się w konkretnych sytuacjach. Zazwyczaj się udawało, nie była przecież opryskliwa, nie chodziła i nie ubliżała ludziom ot tak, bo miała taki kaprys. Zawsze uchodziła za kulturalną i taktowną dziewczynę, nieco nierozgarniętą, ale uroczą w tych swoich małych potknięciach, które zawsze uchodziły jej na sucho przez wzgląd na urodę, urok osobisty i bardzo pogodną aurę, która od niej biła, ale było to na bankietach, na których bywała dość często ze swoim ojcem. On lubił się nią chwalić, nie tylko przez wzgląd na to, jaką miała urodę, ale i jej wyniki w nauce były bardzo dobre (chociaż dla niego nigdy niewystarczające). Snuł wobec swojego dziecka wielkie plany, które legły w gruzach kiedy blondynka wróciła do cholernego Denaro.
Dobrze, że nie słyszała myśli Franka, bo byłoby jej jeszcze bardziej przykro niż po tym wszystkim, co powiedział jej wcześniej. W jednym niestety musiałaby przyznać mu rację: kompletnie nie pasuje do roli, którą kiedyś przyjdzie jej pełnić, o ile w ogóle... Ona nigdy nie będzie taka jak Rosalia, stateczna, spokojna, zrównoważona, mądra życiowo, zaradna, wiedząca, jak się zachować w każdej sytuacji. Nigdy w życiu nie będzie godna nawet dotykać podłogi, po której stąpa ta kobieta, nie mówiąc już o przejęciu kiedyś jej roli.
Gabrielle bardzo dużo straciła w oczach Franka, on już nigdy nie spojrzy na nią w ten sam sposób, a jeszcze niedawno twierdził, że gdyby Angelo do niej nie wrócił to sam by się nią zajął... To by sobie ściągnął na głowę kłopot, nie ma co. Dobrze, że otworzył oczy i cokolwiek się teraz nie wydarzy, jeżeli Angelo lub ona nie wytrwają, coś się spieprzy i się rozstaną to Gabi będzie wolna od Denaro.
Ha, dobrze! Wigilie w takiej sytuacji byłyby bardzo dziwne! Wyobraźcie sobie, że oni się rozstają, po jakimś czasie Gabi wiąże się z Frankiem, ten oczywiście spełnia się w roli jej partnera, ale imagine rodzinne uroczystości i te niezręczne spotkania z Angelo przy stole. Ufff... Można odetchnąć z ulgą, do tego nigdy nie dojdzie.
- Wiem, przepraszam. Chciałam tylko... Nie ważne.- westchnęła bardzo głęboko. Nie było sensu się tłumaczyć, czegokolwiek nie powie to i tak tylko się pogrąży, napyta biedy i sprawi, że sytuacja będzie jeszcze gorsza niż była. Po tych słowach zaczęła swój monolog, który bardzo dużo ją kosztował i to nie tylko dlatego, że dosłownie spowiadała się przed jednym z najgroźniejszych ludzi na świecie. Słyszała swój głos odbijający się od ścian, trochę nie dowierzała, że ona to wszystko mówi. Brzmiało zbyt inteligentnie, zbyt dojrzale jak na kogoś, kto wcale dojrzały nie był. Czasami miewała przebłyski intelektu i widać ten postanowił się przedrzeć przez jej czaszkę na światło dzienne.
Wgapiała się w swoje kolana, wolną ręką znów zaczęła szarpać brzeg sukienki, musiała coś robić z rękami, bo jeśli nie to chyba by zwariowała.
Początkowo słuchała Marcello nawet na niego nie patrząc, ton jego głosu był bardzo spokojny, wręcz kojący, ale Gabi miała niejasne przeczucia, że to była tylko cisza przed burzą. Miała na plecach takie nieprzyjemne ciarki, które pojawiają się również wtedy, gdy oglądasz horror, wiesz, że morderca jest za zasłonką, a główny bohater do niej podchodzi, a ty krzyczysz: nie idź tam, on tam jest!
Fajnie, tylko problem w tym, że ja nie jestem Rosalią i nigdy nią nie będę. Z czym do ludzi... Niebo a ziemia.- pomyślała bardzo optymistycznie. Każde potknięcie, każda gafa zawsze sprawiały, że znów zaczynała w siebie wątpić i zdecydowanie zaniżać swoją wartość.
Wolała nie wchodzić mu w słowo, nie wtrącać swoich trzech groszy do tego co miał jej do powiedzenia, znowu zaczęła przygryzać policzek od środka, co było dość bolesne. Ach, a więc nie miała w sobie za grosz kultury i została przyrównana do zwierzęcia. Kąciki ust drgnęły jej w lekkim, acz smutnym uśmiechu i pokiwała głową ze zrozumieniem.
Niczego nie chcę nikomu wykrzykiwać...- pyskowała sobie do Marcello, ale we własnej głowie, bo co mogła innego zrobić? Przecież gdyby mówiła to Franek by nie wytrzymał i by ją udusił na oczach swoich braci i czerpałby z tego dziką satysfakcję. Ona nigdy nie zapomni wyrazu jego twarzy kiedy celował jej z broni w centralny punkt czoła. Chyba powinna przywyknąć do tego, że ludzie będą grozić jej bronią, chyba powinna wzruszyć ramionami i przejść nad tym do porządku dziennego. O, okej, pistolet, fajnie... Który to już raz w tym roku? Miesiącu? Tygodniu? Normalka.
Słuchała uważnie, wnioski w jej głowie układały się same, było jej coraz bardziej przykro i smutno, na dodatek utwierdzała się w przekonaniu, że jest najgorszym materiałem na żonę ever, co kolejne słowa Marcello tylko potwierdziły, ale wtedy na niego spojrzała wielkimi oczami. Nie musiała niczego rozważać, była pewna Angelo jak niczego i nikogo innego na świecie. Najstarszy z Włochów wbił jej sztylet w serce, bardzo mocno i głęboko i jeszcze go przekręcił wewnątrz.
"Oddaj Angelo pierścionek i po prostu zniknij" rozbrzmiało jej echem w uszach i odbijało się tam jak piłka wrzucona do jakiegoś pojemnika. Nawet przestała oddychać wlepiając te swoje niebieskie oczy w ekran, na którym widoczna była zmęczona i poirytowana twarz Marcello.
Jego słowa nie były przyjemne, ale w wielu kwestiach miał rację, co wcale nie napawało jej optymizmem. Czy właśnie tutaj kończy się epicka miłosna historia? Czy Gabrielle znów będzie chciała postawić dobro innych ponad swoje własne szczęście? Wielce prawdopodobne.
Nawet informacja o przypaleniu jej języka nie zrobiła na dziewczynie najmniejszego wrażenia, jeśli trzeba to to zniesie, trudno. Wiedziała, że spieprzyła i to na kilku frontach, powiedziała, że godnie zniesie karę i taki też miała zamiar. Gabrielle nie lubi rzucać słów na wiatr, ale to, że czasami rzeczy dzieją się same nie jest już jej winą. Zmarszczyła śmiesznie nos słuchając ostatniej wymiany zdań i tego, że Angelo się sprzeciwił i wziął karę na siebie. W tym momencie spojrzała na niego przerażona. Nie mógł tego zrobić! Nie pozwoli mu na to, nie ma nawet takiej opcji, tak jak jeszcze chwilę temu serce w jej piersi niemal stało, tak teraz zaczęło walić jak oszalałe.
Nie odezwała się jednak dopóki Marcello się nie rozłączył, a kiedy to się tylko stało, poderwała się z miejsca i wycelowała palcem we Franka.
- Spróbuj go ruszyć choćby jednym palcem to...
To co? Zamrugasz na Franka morderczo? Ugryziesz go? Pierdniesz toksycznym obłoczkiem i skopią go jednorożce? Dziewczyno ogarnij się, nie masz z tym facetem najmniejszych szan w żadnej walce, nawet te na spojrzenia. Wycelowała we Franka paluchem, zrobiła tą swoją groźną minkę, która wcale groźna nie była, choć bardzo się starała.
- Nie zgadzam się, nie i koniec! Nie możemy... Nie możemy powiedzieć, że to zrobiliśmy i tego nie zrobić? Przecież się nie dowie! Zdjęcia na dowód? Nie ma problemu, przerobię w photoshopie! Nie i koniec, nie będziesz za mnie cierpieć, nie, nie, nie i jeszcze raz nie!- zaczęła z nerwów tuptać z miejsca na miejsce, wplotła palce we włosy i je tam zacisnęła. Oczy zaszły jej łzami, zaczęła panikować, nadmiar emocji sprawiał, że kręciło jej się w głowie, zaczynała się rozsypywać. Nie rozumiała kompletnie zadowolenia Angelo, z takiego a nie innego obrotu sprawy. Znowu emocje brały górę i zaczęła robić coś kompletnie irracjonalnego. Zaczęła brać do rąk wszystko, co w nie wpadło, książki, zszywacz, no wszystko jak leciało o było w zasięgu łapek i ciskała tym we Franka.
- Nie... zbliżaj... się... nawet... na krok...- cedziła przy każdym rzucie, ale cholera niczym nie trafiała, albo Franek robił tak dobre uniki. Amunicja powoli jej się zaczęła kończyć, przez myśl jej przeszło nawet sięgnięcie po laptopa, ale póki co była to jakaś piłka i ciężki przycisk do papieru, który potoczył się po podłodze mijając cel o jakieś dwa metry.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Post zawiera treści wrażliwe | Przemoc
Jej milczenie było teraz złotem. Przynajmniej w tej sytuacji zachowała zdrowy rozsądek, Angelo odetchnął wewnętrznie z ogromną ulgą. Dużo już dzisiaj powiedziała, chociaż przed jego bratem potrafiła okazać skruchę i dobre zachowanie. Choć widział jej reakcję na słowa Marcello, to jak rozszerzyły się jej oczy na słowa o oddaniu pierścionka. Jego też to ubodło, bo może i starszy brat miał rację (Angelo zgadzał się z nim w 100%), ale wciąż było to bardzo bolesne. Gabi musi się nauczyć, musi zacząć żyć według pewnych zasad, aby nie narobić więcej nikomu problemów. On wiedział, że Gabrielle Glass to taka mała chodząca destrukcja i kochał ją za to, nawet jeśli wkurwiała go niemiłosiernie, ale nie mogła tego robić zawsze i wszędzie. Marcello miał rację, pewnego dnia mogło być to po prostu tragiczne w skutkach. Musiała chociaż spróbować, dla nich. PRzecież mieli walczyć o ten związek, a teraz już narzeczeństwo. Mieli być teamem, on próbował to zrobić, z całych sił, nawet dzisiaj, kiedy po raz kolejny wkurwiła go swoim zachowaniem. Zachował zimną krew, próbował się za nią choć częściowo wstawić, pomóc jej, to była jego wybranka, jego przyszła żona... musiał stać za nią murem, nawet jeśli należał jej się opierdol. Więc i ona nie mogła się poddać, obydwoje nie mogli. Mieli o to walczyć i będą o to kurwa walczyć, Angelo tego dopilnuje. Skoro on mógł... to i ona.
- To co? - Angelo zamrugał, wyrywając się z rozmyślań i spojrzał na scenkę. Gabi stała, kiedy ona wstała? Tak jak Francesco, który ze splątanymi ramionami na klatce piersiowej prychnął, śmiejąc się gorzko. Angelo westchnął i ze spokojem stanął między nimi, słuchając sprzeciwu Gabi. Mógł się tego spodziewać.
- Chyba sobie żartujesz? Najpierw spierdalasz nam dwa kontakty, a teraz chcesz się migać od kary i okłamywać Marcello? Masz ty w ogóle jakiś honor kurwa?! - Francesco nie potrafił ochłonąć. Angelo wiedział, że jak jego brat się odpali i czegoś uprze, to długo ciężko będzie mu wrócić do... Franka. Czy to dziurkacz? Coś przeleciało mu przed nosem. Gabi zaczęła cisnąć we Franka losowymi przedmiotami, a ten próbował się przed tym chronić. Angelo odsunął się o krok i ruszył w stronę Gabrielle.
- Przestań, cholera przestań wystarczy już na dzisiaj! - Chwycił ją silnie, unieruchamiając w swoich barczystych ramionach. Stała wciśnięta w jego pierś plecami, nie miała szans na wyswobodzenie.
- Obydwoje już kurwa przestańcie bo zaraz ja się odpalę, a wiecie co się wtedy stanie! - Uniósł się, patrząc hardo w oczy Frankowi który zmarszczył wściekle brwi, opierając się dłońmi o biodra. - Kończy mi się kurwa cierpliwość powoli... DOŚĆ! - Zagrzmiał, aż prawie szyby zadrżały. - Uspokój się, ty już dzisiaj nic nie powinnaś mówić. - Rzucił do Gabi. - A ty idź szykuj co trzeba, a później idź się jakoś wyładuj, bo już nie mogę na ciebie patrzeć Francesco. Obydwoje mnie wkurwiacie. - Westchnął ciężko i podniósł Gabrielle nad ziemię. - Idziemy, już postanowione. - Wyniósł nastolatkę z pomieszczenia, jakby kompletnie nic nie warzyła i szedł za Francesco na dół apartamentu. Nikogo już nie było, a j jedynie cisza, którą przerywało strzelanie kominka. Angelo stanął przy nim, ciągle mocno wciskając do siebie Gabrielle, a Francesco poszedł w tym czasie do kuchni.
- Ja jestem przyzwyczajony do bólu, nawet tego nie poczuje... Ciebie za to nigdy nie pozwolę skrzywdzić, tak jak ci obiecałem. Zrób mi tą przysługę i choć raz się nie sprzeciwiaj, ja już nie mam dzisiaj siły. Chcę iść spać i wracać do domu. - Mówił spokojnie, lekko zrezygnowany. Dość mocno wykończony już tym wszystkim. Wolałby już zapomnieć o tej sytuacji i przejść do porządku dziennego. Wyjechać do Australii, do domu i po prostu wieść swoje życie dalej. Z nią i z córką, tak po prostu. Ale czy to będzie kiedykolwiek możliwe?
Angelo się chyba powoli starzał.
Francesco wrócił z szczypcami do mięsa, z jednej strony zakończonymi taką płaską jakby łóżka, a drugą widelcem z dwoma szeroko rozstawionymi zębami. Wyglądał na dość ucieszonego i w cale mu się nie dziwił. Pierwszy raz to on miał okazję wykonać karę na Angelo... jeszcze za taką sprawę. Żałował, że nie Gabrielle, oj bardzo tego żałował, tak bardzo był na nią wściekły. Ale i tak bardzo go to usatysfakcjonuje. W drugim ręku trzymał sznur. Angelo posadził Gabi na fotelu, a Francesco przywiązał ją do niego dość szczelnie. Nie rozmawiali ze sobą, nie musieli. Po prostu zrobili co trzeba i stanęli przed fotelem.
- W końcu się doczekałeś, co? - Rzucił starszy z braci, obserwując, jak ten młodszy z dumnym uśmieszkiem podchodzi do kominka. Wsunął w ogień szczypce i obracał nimi jakby opiekał kiełbaskę na ruszcie.
- Nie myślałem, że okoliczności będą takie, ale... tak. - Spojrzał na niego przez ramię. - To będzie przyjemność, bracie. - Mógł mu mieć za złe wiele kar, które musiał na nim zastosować. Angelo jednak zawsze starał się być dla młodszego brata delikatny, wielokrotnie chronił go, gdy ten nawet o tym nie wiedział. Nie zamierzał mu o tym mówić, bo i po co?
- Wierzę. - Odparł krótko Angelo i chwycił się za dłonie za plecami. Zerknął na Gabi i posłał jej długie spojrzenie, pełne zmęczenia, rozgoryczenia i nadal ogromu zawodu, ale i było w tym coś ciepłego, jakby chciał przekazać jej "nie martw się, mam to w dupie".
- Dawaj tego jęzora... a ty!- Wyciągnął rozgrzane do czerwoności szczypce z ognia, wskazując nimi na Gabi. - Patrz i nawet nie waż się odwrócić wzroku, bo będziesz następna. - Miał w oczach szaleństwo. Jemu nie przechodziło tak szybko jak Angelo... Angelo wybuchał nagle, mocno i solidnie, ale tak szybko jak go napadało, tak i szybko się wyciszał. Za to Francesco... on odpalał się długofalowo i ciężko mu było się uspokoić. Uśmiechał się ślisko i podszedł do brata, który westchnął krótko. Otworzył szeroko usta i wysunął język, za który Francesco złapał rozgrzanymi szczypcami dość solidnie. Zaczęło syczeć, a Angelo poczuł niewyobrażalnie szczypiący ból na język. Wybałuszył oczy, które szybko zamknął, a z jego gardła wydobył się jęk bólu. Takiego jeszcze nigdy nie czul, był nowy, przeszywający i kurewsko nieprzyjemny. Próbował zdusić jęki, które samoistnie wyrywały mu się gardła. Francesco zaśmiał się złowieszczo i pociągnął brata za język ku ziemi. Chcąc nie chcą Angelo musiał mu ulec i tym sposobem wylądował przed blatem na kolanach. Czy była to pewnego rodzaju zemsta młodszego z Włochów? Ewidentnie, Angelo nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości, choć czuł ogromną niesprawiedliwość, bo starał się go chronić całe życie i nigdy by mu czegoś takiego nie zrobił.
Angelo chwytał się podłogi wyginającymi z bólu palcami, które wcześniej chwytały się w powietrzu niewidzialnych barierek, jakby próbował się na czymś wesprzeć. Choć bolało przeraźliwie, nie uronił ani jednej łzy. Francesco przestał się śmiać, ale jego usta wciąż wyginały się w chorym uśmieszku, a oczy błyszczały zemstą. Puścił język brata i odrzucił szczypce pod kominek, patrząc z góry na upadłego przed nim Angelo. Starszy z włochów wisiał nad podłogą z otwartą gębą i wiszącym z niej jęzorem, z którego zaczęła skapywać duża ilość śliny. Łapał powietrze, bo podczas całego incydentu wstrzymał je w płucach z bólu. Wiedział jedno - nawet tak upokorzony. Nigdy nie pożałuje tej decyzji, bo nigdy, nikomu nie pozwoliłby wyrządzić Gabrielle czegoś takiego.
- Jestem usatysfakcjonowany. - Rzucił zadowolony i jego powity mrokiem wzrok padł na Gabriellę. Podszedł do niej, kucnął przed fotelem w odpowiedniej odległości, posyłając jej spojrzenie psychopaty.
- Oby to była dla ciebie nauczka, że mi się nie psuje humoru. Kwiatuszku. - Ostanie słowo było dziwnie przesiąknięte jadem. Francesco zlustrował ją spojrzeniem i wstał, kierując się w stronę wyjścia. - Módl się, żeby choć jeden kontrakt był uratowany. - Rzucił nie odwracając się już nawet za siebie, kiedy chwytał płaszcz i wychodził z apartamentu.
Angelo nawet nie chciał myśleć dokąd poszedł.Czegokolwiek teraz nie zrobi, pewien był, że wpłynie to na niego tylko pozytywnie. Pewnie wróci jutro w swojej normalnej wersji i będą mogli o tym pogadać, albo przejść do porządku dziennego.
Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Dźwignął się na nogi po chwili i podszedł do Gabi, żeby ją rozwiązać. Znowu chciał coś powiedzieć, ale ten pierdolony język szczypał jak diabli. Dlatego zostawił ją w tym salonie i ruszył do kuchni, wsadzając go pod zimną wodę. Przyniosło to ogromną ulgę, ale i kolejny ból. Nie wiedział, czy Franek nie przesadził odrobinę... miał nadzieję, że niczego mu nie uszkodził. Angelo tak chwilę postał pod tą wodą, a później wyjął z szuflady łyżkę stołową i przyłożył ją (była przyjemnie zimna!) do języka. Wyciągnął z kieszeni telefon i napisał w notatkach wiadomość
"Chyba nie będę w stanie na razie mówić. Nie przejmuj się, przejdzie, nie boli tak bardzo. Chodźmy już spać."
I pokazał ekran Gabi, żeby mogła przeczytać napisane słowa. Przytulił ją mocno do siebie, głaszcząc ją po plecach i głowie, kiedy odłożył łyżkę na bok. Czuł, że zbiera mu się dużo śliny w gębie, nie miał pojęcia, czy zaśnie. Kurwa, jak to napierdala! Wielokrotnie robił to innym, ale sam odczuwał po raz pierwszy i pewien był jednego. To była świetna tortura.
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Jeden kroczek do przodu, pięć do tyłu i tak w kółko — kiedy już wydaje się, że jest dobrze, że wszystko się układa tak jak powinno, musi się wydarzyć coś, co zniszczy to, o co się walczyło z całych sił.
Angelo zachował się tak jak powinien każdy dojrzały partner, stanął na wysokości zadania i lepiej nie mógł postąpić, ale na ten moment do Gabi to nie docierało i nie była w stanie tego docenić, za dużo się działo w jej głowie i przed jej oczami. Przyjdzie taki moment, że ochłonie i spojrzy na postawę ukochanego z niebywałym podziwem i wdzięcznością i pokocha go za to jeszcze bardziej, o ile w jej wykonaniu to możliwe, bo miłość tej dziewczyny do Angelo wydaje się nie mieć końca i jeśli miałoby się porównać jej moc do czegokolwiek to byłby to reaktor jądrowy, który jest na granicy katastrofy, tudzież wybuchu. Nie było takiej siły na tym świecie, która sprawi, że mogłaby zostawić narzeczonego — tylko on sam może to zrobić i nikt inny. Jeśli to oznacza brak akceptacji ze strony jego bliskich to ona to zniesie, dla niego. Przecież nie musi z nimi wchodzić w żadne interakcje większe niż dzień dobry, do widzenia i byciem uprzejmą i zdystansowaną na tyle, na ile musi, by zachować dobrą atmosferę, której sama czuć nie musi przebywając w ich towarzystwie. To z Angelo ma żyć, nie z jego bliskimi, to z nim ma tworzyć rodzinę, to jego wsparciem ma być a nie Franka czy Marcello. Trudno, jeżeli tak to ma wyglądać to ona będzie mogła z tym żyć, dopóki będzie mieć u boku Angelo, nic innego się nie liczy.
Pod kopułą Gabrielle kipiało, nie mogła się pogodzić z taką niesprawiedliwością, nie była w stanie zrozumieć jak można w ogóle we własnej rodzinie robić takie rzeczy, żeby ranić poszczególnych jej członków. Dla niej to czasy średniowiecza, gdzie wiedza na temat relacji międzyludzkich i psychologii była tak znikoma, że próbowano najlepsze efekty uzyskiwać wymierzając kary cielesne zamiast normalnej rozmowy. To dopiero było zezwierzęcenie i odarcie człowieka z jakiejkolwiek godności, ale tak... Człowiek jest tak zaprogramowany, żeby unikać bólu jak tylko może i to jest swojego rodzaju mapowanie mózgu — zrobiłam/zrobiłem coś, później bolało — nie zrobię tego nigdy więcej.
Dziurkacz, zszywacz, parę innych rzeczy, jakiś kruchy przedmiot, który robił się o podłogę w drobny mak, nie wiedziała co to było, ale słowa Franka i ton, jakim je wypowiadał sprawiały, że narastała w niej złość i gigantycznie poczucie niesprawiedliwości. Honor... Była aż nazbyt honorowa i w większości przypadków to przez to pakowała się w tarapaty. Mało kiedy patrzyła na kogoś w taki sposób jak teraz na Franka, jasne... Powinna się go bać i to jak cholera, ale cały czas z tyłu głowy miała jego pogodną twarz, wspólnie spędzone chwile w wiecznym śmiechu, docinkach i robieniu głupich rzeczy.
Już chwytała do ręki laptopa, który leżał na biurku, ale Angelo uratował sytuację łapiąc ją silnie w swoje łapska, z których próbowała się oswobodzić, wijąc się jak ryba wyciągnięta w wody.
- Nie pozwolę cię skrzywdzić, puść mnie! Nie pozwolę mu na to, rozumiesz? Nie zgadzam się cholera jasna...!- głos jej drżał, cała się trzęsła w panice, ale z każdą sekundą poddawała się w walce o oswobodzenie się. Włączyła się w niej jakaś lwica, ale nie potrafiła inaczej i tu pięknie obrazowało się to, o czym mówił Angelo w noc zaręczyn — prosił ją, żeby nigdy nie zasłaniała go własną piersią, a co robiła teraz? Była gotowa stracić zęby, włosy, głowę, życie tylko po to, żeby nie dopuścić do tego okrucieństwa, które miało zaraz nadejść. Oddychała szybko, jakby przebiegła maraton, robiło jej się na zmianę zimni i gorąco kiedy patrzyła na Franka, który wcale nie był Frankiem, tylko jakimś pieprzonym psychopatą. W głowie zakiełkowała jej myśl, że musi ostrzec Miśkę, kazać jej jak najszybciej spieprzać jak tylko będzie mogła wyjechać, musi to zrobić, nie wybaczyłaby sobie gdyby po wczorajszej rozmowie Misia się ugięła i dała mu szansę. A co jeśli któreś z dzieci kiedyś go wkurwi w podobny sposób? Co jeśli nieumyślnie zrobi to Misia? Przecież Gabi nigdy w życiu nie chciałaby, żeby coś im się stało.
Chłód w oczach Gabrielle gdy patrzyła na Franka był niewyobrażalnie duży, mimo iż z jednej strony rozumiała jego złość i w ogóle nie dziwiła się słowom, jakie wypowiadał w jej kierunku. Naprawdę wiedziała, że zjebała, że narozrabiała chyba tak bardzo jak jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Czy to nie było już wystarczającą karą?
To jak paskudnie się z tym czuła powinno nią być. Zagryzła mocno wargę, żeby jej usta już się nie poruszały, nie protestowała przed tym by Angelo ją niósł, bo ona nie ruszyłaby się z miejsca nawet na pół milimetra. Dzieciaki musiały już spać, Miśka wypoczywała, apartament był cichy, światło przygaszone do półmroku a nastolatka słuchała wypowiadanych przez Angelo słów, odwróciła głowę, tak by spojrzeć mu w oczy.
- Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał, Angelo nie... Błagam cię, ja to zniosę, nie chcę, żeby cię skrzywdził, jak to zrobi to...- nawet nie chciała wypowiadać tych słów na głos, ale już swoje pomyślała. Nie mogła powstrzymać łez sunących po policzkach, mogłaby nawet przysiąc, że jej słabo i zaraz zemdleje.
Teraz kiedy posadził ją na fotelu na obu patrzyła spod byka, ale tego, że zostanie przywiązana do mebla to się nie spodziewała. Nie chciała na to pozwolić i trochę się szamotała w złości, ale Franek miał z tego ubaw. O ile to w ogóle możliwe chłód w oczach Gabrielle stał się jeszcze bardziej mroźny. Z -10 spadło do -30.
Jeśli byliby w grze The Sims to pasek relacji z Frankiem właśnie stałby się czerwony.
Z niedowierzaniem słuchała ich wymiany zdań, no nie mogło jej się to zmieścić w głowie, za wszelką cenę próbowała się oswobodzić z tych lin, ale trzymały za mocno. Oj Franek był za dobry w supełki!
- Francesco nie rób tego, proszę cię nie rób tego... Jeszcze możesz przestać, do cholery Francesco błagam cię nie rób mu krzywdy!- zalewała się łzami, jej głos był spanikowany, zdesperowany, czuła tak ogromną bezsilność, że ona ją wkurwiała. Złościła się, że nie może nic zrobić, że nie ma na to wpływu i to ją rozpierdalało od środka na milion kawałków.
Zrobił to... On naprawdę to zrobił i to jeszcze z taką satysfakcją wymalowaną na twarzy! Gabrielle miała dreszcze i to z rodzaju tych nieprzyjemnych, gapiła się na nich oniemiała i przerażona. Czuła ból Angelo, czuła wszystko, choć nie była dotknięta nawet jednym palcem, ale nie czuła tylko fizycznego bólu, o nie... Ten był niczym w porównaniu z tym, który był właśnie zadawany jej duszy, sercu, umysłowi i psychice.
Jak w jednej chwili z miłości można przejść do nienawiści? Właśnie tak, na pstryknięcie palcami, bo w tym momencie pierwszy raz poczuła tak gigantyczną nienawiść do kogoś, że dosłownie płonęła od środka. Nie miała pojęcia, że można czuć coś takiego a już zwłaszcza, do kogoś, kto był dla niej ważny, ale już przestał być.
Było jej tak bardzo żal Angelo, tak cholernie żal, że nigdy w życiu sobie tego nie wybaczy, nie ważne jak będzie ją przekonywać, że wszystko jest w porządku. Nie spojrzy już na samą siebie w lustrze w ten sam sposób co jeszcze kilka godzin temu. Wyrzuty sumienia ją pożrą, pochłoną, spalą. Wiodła wzrokiem za Frankiem, który kucał przed fotelem, patrzyła na niego tak jakby go w ogóle nie znała.
- Nie martw się, to już nigdy się nie wydarzy... - powiedziała to cicho, ale bardzo pewnie, wręcz lodowato. Co miała na myśli wypowiadając te słowa? Och wiele... Bardzo wiele i to, co padło z jej ust było naprawdę najlżejszym, co mogło z nich paść. Odprowadziła go wzrokiem, który jakby mógł mordować to Franek leżałby teraz trupem, pocięty miliardem ostrzy na tatara. Nie ruszyła się, nie mogła, bo była przywiązana, choć miała ochotę się zerwać, paść obok Angelo na kolana, sprawdzić co z nim, przytulić, pocieszyć, zaopiekować się ukochanym.
Tak bardzo się wyłączyła i zatraciła w okropnych myślach, że dopiero kiedy została rozwiązana, a jej ciało uwolnione, wróciła do salonu ciałem i umysłem. Momentalnie poderwała się na równe nogi, ale... Ciężko jej było spojrzeć w oczy Angelo, było jej wstyd, że musiał wziąć to na siebie, że to przez nią teraz cierpi. Jeśli myślał, że będzie tu stać to się grubo mylił, pobiegła za nim do kuchni, patrzyła co robił, serce jej krwawiło na ten widok. Nie wierzyła mu w to co napisał w notatkach, w ani jedno słow. Nikt nie jest aż tak silny, żeby znosić tego rodzaju ból, który musiał być niewyobrażalny. To nie on ją powinien teraz przytulać tylko ona jego, nie rozumiała, dlaczego ją do siebie przygarnął. Oczywiście, że się samobiczowała jak to Gabi i uważała, że na to nie zasługuje. To jaki bałagan miała teraz w głowie jest czymś niebywałym. Zadarła głowę ku górze, patrzyła na Angelo wzrokiem pełnym bólu i cierpienia, ale i niewyobrażalnej miłości i wdzięczności.
- Musisz... Musisz odpocząć, chodź.- tylko tyle powiedziała nim złapała go za dłoń i pociągnęła za sobą do ich sypialni. Weszli tam, Gabi zatrzymała się na środku pokoju, odwróciła w stronę Angelo i z tym samym zatroskanym spojrzeniem zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, powoli i z czułością. Kiedy doszła do końca, wsunęła ręce pod koszulę i zdjęła ją z jego ramion, ta upadła na podłogę, a ona błądziła rękami po jego torsie, po każdej bliźnie, zastanawiając się, które z nich są dziełem Marcello w związku z jakimiś paskudnymi karami. Złożyła kilka drobnych pocałunków na jego piersi gdy odpinała mu pasek od spodni i zsuwała je z bioder, tak, że został tylko w bieliźnie. Nie chodziło jej o seks, pewnie nawet nie miał na to ochoty, ona tym bardziej nie. Dość sprawnie pozbyła się swojej sukienki i również została w bieliźnie. Bardzo czule złapała go za rękę i kompletnie bez słów zasugerowała, że mają wejść do łóżka, ona usiadła na nim pierwsza, rozsunęła nogi, żeby zrobić Angelo miejsce, by mógł się położyć, tak by trzymać głowę na jej klatce piersiowej, a wtedy otoczyła go szczelnie swoimi drobnymi ramionami, ściskając go na tyle mocno, na ile potrafiła. Jedna z jej dłoni wylądowała na jego policzku, który gładziła dalikatnie, uspokajająco, druga łapka cały czas miziała ramię, a brodę oparła na czubku jego głowy, wcześniej składając tam kilka pocałunków. Nic nie mówiła, nie była w stanie wypowiedzieć niczego, co mogłoby to naprawić. Chciała go teraz tylko przytulać, głaskać, opiekować się nim jak tylko mogła najlepiej. Tak bardzo chciałaby go chronić przed całym złem tego świata, a tak bardzo mocno nie miała praktycznie żadnych możliwości by to zrobić. Może byłby bardziej bezpieczny, gdyby jej przy nim nie było? Teraz to ona miała wątpliwości takie jakie on miewał już nie raz wcześniej. Nie zasnęła nawet na pół minuty przez calutką noc bo uporczywe myśli nie pozwoliły jej na to. Angelo chyba miał lepszą noc niż ona, chociaż jakiś plus.
Słońce zaczęło już wschodzić, Gabi nie było w łóżku, siedziała na podłodze przy wielkim oknie, na sobie miała koszulę Angelo, którą na siebie zarzuciła. Siedziała skulona, obejmując ramionami swoje kolana i opierała głowę o zimną szybę wpatrując się w panoramę budzącego się do dziennego życia miasta.
Za kilka godzin wsiądą do samolotu, wyruszą w podróż do domu. Dom... Czym on właściwie jest? Australia jest cudowna, kocha jej klimat, ciepełko i wiele innych rzeczy, ale po co miałaby tam wracać? Znowu ją przytłoczyło. Doszła do wniosku, że jej dom jest tam gdzie jest akurat Angelo, nie ważne gdzie to będzie, ważne, że z nim. Uśmiechnęła sie lekko do tej myśli, ale jakoś tak smutno.
Chciała, żeby mężczyzna się wyspał, bo może poczuje się choć trochę lepiej kiedy wstanie. Co jakiś czas zerkała czy przypadkiem się nie obudził.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Dla niej to wszystko było niepojęte i straszne, a dla nich czymś całkowicie normalnym, codziennością. Musieli żyć w określony sposób w świecie, który nie zna litości. Nie tylko o wychowanie chodziło, czy raczej wyszkolenie, ale i o ich charaktery, oraz zaburzenia, które dziedziczyli jeden po drugim najwyraźniej. Bracia Denaro, wszyscy trzej mieli jedną, wspólną cechę - w złości, a raczej w furii, która ich pożerała, gdy się aktywowała nie było słowa stop. Żaden z nich nie potrafił się zatrzymać aż nie przeleje się krew, czy po prostu ktoś nie przypłaci tym życiem, abo zdrowiem. Byli jak wampiry, które poczuwszy krew, musiały się jej napić. Każdy na swój sposób, każdy trochę inaczej, lecz zawsze finał musiał być ten sam. Z ofiarami. Gabrielle przekonała się o tym nie raz i nie dwa, na własnej skórze, a teraz patrzyła jak to wyglądało po prostu z boku. Z tą różnicą, że to nie Angelo był dzisiaj katem. Pierwszy raz to jego brat wymierzał na nim karę, pewnie dlatego robił to z taką satysfakcją. Angelo nie winił Franka w stu procentach, może jedynie w połowie. Bo częściowo go rozumiał, a częściowo było to w jakiś sposób dotykające. Tak, czy inaczej wziął na siebie karę i nie mógł już teraz odmówić. W życiu nie wykonałby jej na ukochanej, nie, gdy jego umysł był jasny, niezaćmiony Denarową Furią. Może gdyby naprawdę go wkurwiła, gdyby te kontakty latami układał on, może zachowałby się jak Franek, a raczej na pewno by się odpalił i nastolatka ucierpiałaby po raz kolejny, padając ofiarą bestii, która póki co szczelnie siedziała w jego wnętrzu.
Podążał ciemnymi oczami za każdym ruchem nastolatki. Był zadziwiająco spokojny, jakby wypruł się ze wszystkich emocji. Nic w nim nie było, pustka, gdy przyglądał się rozbierającej narzeczonej. Pozwolił je na wszystko, w ciszy i cierpieniu (bo ten cholerny język puchł), patrząc na jej poczynania. Domyślał się, o czym myślała świdrując wzrokiem jego blizny i nie myliła się aż tak bardzo. Może inaczej, myliła się tylko trochę, bo w zasadzie większość z tych blizn to "blizny wojenne", a niewielka część została po karach, z czasów jego młodości i nie były one wymierzane przez Marcello. Nie bez powodu Angelo nienawidził swoich Rodziców Zastępczych. Jednak nie chciał o tym rozmawiać.
Ułożył się z nią na łóżku, próbując ignorować ból, który był przeszywający. Piekło jak diabli, szczypało i promieniowało na całą twarz, głowę. Angelo zastanawiał się, czy zaśnie, czy sięgnąć po coś przeciwbólowego, a robił to niezwykle rzadko, bo przecież pałał się bólem. Choć nie takiego rodzaju.
Przytulił się do drobnego ciała Gabrielle, słysząc równe bicie jej serca. Od razu przymknął oczy, otaczając ją ramionami i wtulając w nią ufnie. Mimo wszystkiego, co się wydarzyło, co po raz kolejny zrobiła, nadal ufał jej jak nikomu innemu. Dzisiaj go zawiodła, bardzo, ale przecież mieli teraz przetrwać wszystko, być dla siebie. Bardzo chciał stanąć na wysokości zadania, spełnić rzucone obietnice i pokazać jej, że jest pewien swojej decyzji. Nie klęknąłby przed nią, gdyby było inaczej, a teraz musiał sprostać nowej roli. Było ciężko, bo nerwy wciąż w nim były, miał ochotę na nią krzyczeć, potrząsać nią i cholera wie co jeszcze, ale widział, że jest jej trudno, a to byłoby niepotrzebne. Potrafił jeszcze zachować resztki rozsądku.
Odpłynął zadziwiająco szybko. Nie spał za dobrze, czasami ból go budził, nawet zaślinił się dwa razy, ale udawał, że nic nie widzi, próbując spać dalej. Było mu źle w tej sytuacji, czuł się słaby, a nie był. Nie mógł okazywać słabości, tego że tak zaskakująco mocno go to bolało. Przyjął to na klatę i całą noc radził sobie na 6 z plusem. Dopiero rano ból robił się na tyle niekomfortowy i zebrało mu się tyle śliny w gębie, że musiał się podnieść. Czuł się niewyspany, bo te budzenie się wielokrotne było cholernie męczące. Podniósł się do siadu, zauważając, że pustka w łóżku spowodowana jest innym umiejscowieniem jego narzeczonej. Wyglądała cholernie seksownie w jego koszuli, ale zauważył też, że gryzły ją ogromne wyrzuty sumienia.
Angelo wstał i bez wahania podszedł do nastolatki, stając obok niej. Dłonią przeczesał jej włosy do tyłu i spojrzał na nią góry, choć jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. To, co się stało wczoraj budziło w nim bardzo skrajne spostrzeżenia, bo z jednej strony chciał być dobrym partnerem, a z drugiej miał ochotę ją rozjebać. To nie szło ze sobą w parze. Wyciągnął w jej stronę dłoń, by go chwyciła i zaprowadził ją do łazienki, gdzie wzięli wspólny prysznic. Niespiesznie, spokojnie, myjąc swoje ciała. Angelo nie chciał rozmawiać,uciszał narzeczoną, gdy chciała coś powiedzieć. Musiał pozbierać myśli, to raz, a dwa naprawdę ten cholerny język był ogromnym problemem.
Ubrał się w czarny golf i czarne spodnie w kant, ale bardzo wygodne, w pół sportowe. Wyszedł z sypialni, prowadząc Gabi za rękę. W salonie zastali bawiące się dzieciaki, nieświadome tego co wczoraj zaszło i Misie, która też patrzyła na nich pytająco. Francesco nie było, więc być może to ją trochę wyrwało z pantałyku. Angelo wyjął telefon z kieszeni i napisał "Poparzyłem język, Franek musi ochłonąć, mieliśmy wczoraj problem w interesach. Nieważne, wszystko będzie ok" i pokazał tą wiadomość Misi.
- Tato tato! - Valentine do niego podbiegła i przytuliła w jego nogi. Angelo pogłaskał ją po głowie i w końcu delikatnie się uśmiechnął.
- Popasyłem wcoraj jennsyk. - Wytłumaczył bardzo powoli swojej córce, która od razu zaczęła zadawać milion pytań, ale on tylko pokręcił głową przecząco i zarządził, że trzeba coś zjeść. Jemu najlepiej nie szło, ogólnie trzymał się mocno z boku, albo znikał. Nie chciał rozmawiać, ani okazywać, że coś jest nie tak.
"Musimy się spakować, za trzy godziny mamy lot" Pokazał wiadomość Gabrielle i poszedł do sypialni, żeby zebrać swoje rzeczy.
W tym czasie do mieszkania wrócił Francesco. Ubrany jak wczoraj, z obitymi mocno kostkami. Wyglądał, że z kimś się bił, choć ubranie miał całe, to lekko zakrwawione. Jego włosy były w lekkim nieładzie. Z nikim nie rozmawiał. Zniknął w swojej sypialni, w której się na chwilę zamknął.
- Gabi, możemy pogadać? - Francesco umyty i przebrany w czarny dres wyłonił się ze swej nory. Kiedy bracia byli w swoich sypialniach, wymienili między sobą kilka krótkich wiadomości. Francesco już ochłonął, przeprosił Angelo, że zrobił to tak mocno, zaś ten napisał mu tylko, że rozumie i że kara to kara, a on miał być prawo wkurwiony za zepsute kontrakty. Spytał go, gdzie był, na co Franek odpisał, że u kumpla, którego brat go wkurwił i to z nim się lał. Angelo spytał, czy mu dzięki temu zeszło ciśnienie, na co Francesco z uśmieszkami odparł tylko krótkie "si". Między nimi wszystko wydawało się grać, choć Francesco dalej był trochę wkurwiony, a Angelo miał do brata mały niesmak. "Idź pogadaj z Gabi", napisał do niego po chwili "Właśnie idę to zrobić. Bardzo jest zła?" Odparł młodszy z Denaro. "Rozjebie cię, powodzenia :) " Zakończył rozmowę ten starszy, uśmiechając pod nosem.
- Później ci wszystko wyjaśnię. - Rzucił do Misi, która siedziała w towarzystwie pomocy domowej i niani w jednym. - Gabrielle, proszę, choć pogadamy na osobności. - Poprosił ją po raz kolejny zapraszająco wskazując na swoją sypialnie. Angelo w tym czasie skończył ich pakować i właśnie wychodził z pomieszczenia, patrząc na Gabi i Franka po kolei. Skrzyżował ręce na piersi, oparł się o framugę i spojrzał na Gabi wyczekująco, ale zarazem zachęcająco. Ciekaw, jak się zachowa.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Tysiące myśli, każda gorsza od poprzedniej... Jedna pędziła za drugą i rodziła kolejną i następną, wszystko rozkładała na czynniki pierwsze. Niestety overthinking to kiepska sprawa, zwłaszcza w tak podbramkowych sytuacjach. Miała wiele godzin na przemyślenia i powoli zaczynała się gubić we własnej głowie, jakby ktoś zabrał jej GPS, który swoją drogą bardzo często się u niej psuje, ale teraz nie było go w ogóle.
Dlatego kiedy usłyszała ruch i szelest pościeli odkleiła czoło od szyby i spojrzała w kierunku mebla, obserwując jak Angelo wstaje i niespiesznie do niej podchodzi. Zadarła głowę ku górze i oparła potylicę na jego udach, wpatrując się z tej pozycji w jego oczy przez kilka sekund, jakby szukała w nich drogowskazu.
A może próbowała mu coś telepatycznie przekazać? Tak, to bardziej prawdopodobne! Wszystko, co się tam w jej łebku kłębiło, ale widać połączenie sieciowe z bazą kiepsko działało i nikt jeszcze nie wymyślił bezprzewodowego przekazywania myśli.
Tu nie było trzeba żadnych słów, każde z nich musiało jakoś to przetrwać po swojemu, ale byli obok siebie, dla siebie, ze sobą, a to już bardzo, bardzo dużo. Chwyciła jego dłoń, przyjmując pomoc ze wstaniem. Próbowała wywnioskować z jego postawy i zachowania jak się czuje, ale było ciężko. Kamienna mina i nieodgadnione spojrzenie... Próbowała zagadywać, ale skutecznie była uciszana, choć bardzo nienachalnie i kulturalnie. Po czwartej próbie, w trakcie wspólnego szorowanka, poddała się zupełnie, to nie miało sensu. Po prysznicu ubrała się w pierwsze lepsze rzeczy, jakie chwyciła do ręki, a były to kakaowe, oversizeowe spodnie dresowe i dość krótką, odsłaniającą brzuch bluza z kapturem do kompletu. Nie miała zamiaru się stroić, nie czuła na to ani chęci, ani sił, no i czekała ich podróż do domu, a w samolocie musi być jej komfortowo. W salonie trwała zabawa, dzieciaki chyba jeszcze nie miały pojęcia, że będą się musiały rozstać, a przez ten czas bardzo mocno się zżyły. Misia próbowała od kilku dni przyzwyczaić syna do myśli, że z kuzynką zobaczy się dopiero za jakiś czas, ale ciężko było mu to zrozumieć. Co dziwne, nie oderwał się teraz od zabawy swoimi samolotami tylko biegał z jednym po salonie, skakał po meblach i udawał, że pilotuje bombowiec i wszystko rozwala. Gabi uśmiechnęła się na ten widok, zerknęła też na Miśkę, która akurat karmiła swoją córeczkę i dość szybko odwróciła wzrok. Misia nie zadawała zbędnych pytań, choć atmosfera wydawała jej się dziwna i badawczo im się przyglądała.
Gabi na śniadanie zjadła tyle, co nic, coś tam poskubała dla świętego spokoju, ale bardziej w zamyśleniu bawiła się jedzeniem niż jadła. Valentina patrzyła na nią z lekkim zdziwieniem, bo już zdążyła poznać umiejętności konsumpcyjne Gabrielle, raz w święta nawet walczyły ze sobą o ostatni kawałek sernika i musiały skorzystać z pomocy rozjemcy tudzież babci Kasi, która podzieliła sernik na dwie równe części, żeby każda była zadowolona.
Pakowanie... Jak spakować te wszystkie rzeczy do kilku walizek? Przecież to będzie graniczyło z cudem, te wszystkie ciuchy i prezenty — będzie to chyba trzeba wysłać cargo, albo chociaż osobnym samolotem.
Misia z Gabi zostały na chwilkę same i blondynka zastanawiała się jak podejść do rozmowy z siostrą Angelo, żeby jej nie przerazić ale dać dobitnie do zrozumienia, że lepiej by było jakby jednak nie pakowała się w relację z Frankiem. Może nie lepiej, ale zdecydowanie bardziej bezpiecznie. Mała Andżelika beknęła solidnie po jedzonku, Gabi nie mogła się powstrzymać... Ukradła ją Misi i sama sobie z nią usiadła na kanapie i patrzyła na jej słodką buźkę. Zaczęła ładnie wyglądać, nie przypominała już czerwonego ziemniaka jak jej młodsza siostra w jej wieku.
- Misia, możemy pogadać?- zagaiła akurat w momencie kiedy Franek wysiadł z windy.
- No jasne, co jest mała?- starsza z dziewczyn uśmiechnęła się przyjaźnie i zachęcająco. Wyglądała na lekko zmęczoną, ale całkiem przyzwoicie jak na te kilka dni po cesarce. Gabi zamilkła patrząc na Franka dokładnie tak samo jak poprzedniej nocy, bardzo, bardzo, bardzo zimno i nieprzyjemnie. Nie obeszło jej nawet to, że był pobrudzony krwią, że miał poranione ręce. W normalnych okolicznościach biegłaby do niego i żałowała i chciała opatrywać, a teraz pomyślała, że szkoda, że tylko tyle ma tych obrażeń. Aż się wzdrygnęła do własnych myśli i szybko je odsunęła, bo nigdy, nikomu nie chciała życzyć źle, nawet we własnej głowie. To było okropne! Majki jak zobaczył Franka to bardzo się ucieszył i chciał do niego biec, się witać, ale Misia go zatrzymała, upominając, że zrobi to za chwilkę. Obie z Miśką odprowadziły go wzrokiem do sypialni. Polka miała bardzo zdziwiony wyraz twarzy i nawet spojrzała na Gabi szukając u niej jakichś wyjaśnień.
- Nie pytaj... Ale jak tylko poczujesz się na siłach to wracaj do domu i się nawet nie oglądaj.- powiedziała Gabi lekko zachrypniętym głosem i wróciła do podziwiania swojej chrześnicy, która poszła w spanko po dobrej wyżerce w barze mlecznym u mamusi.
Chwilę posiedziały w zupełnym milczeniu, dopóki Franek nie wyszedł z sypialni. Gabi się wzdrygnęła słysząc z jego ust swoje imię i nie zaszczyciła go spojrzeniem. Udała, że go nie słyszy jak obrażony dzieciak. Uprzejma ignorancja ot co. Lepiej tak niż podnosić sobie ciśnienie, chociaż... Kawy nie piła, nie spała w nocy i ledwo widziała na oczy, więc może taki skok adrenaliny pomógłby się jej rozbudzić?
- O boże... Dlaczego ty zawsze to robisz, kiedy to ja biorę cię na ręce?- zapytała lekko zdegustowana, kiedy z dziecka zaczęły wydobywać się przerażające, bulgoczące dźwięki oznaczające, że w pieluszcze pojawił się toksyczny ładunek. Serio, ile razy Gabi nie brała jej w ramiona, ta robiła kupę! U nikogo innego, tylko u niej! POSRANE!
To zbiegło się z kolejną prośbą Franka o rozmowę. Na ratunek przyszła jej niańka, choć Misia już rwała się do tego, by przewinąć własne dziecko. Trochę ją wkurwiało, że wszyscy chcą robić takie rzeczy za nią, nie mówiąc już o sprzątaniu, praniu, gotowaniu. Nie była do tego przyzwyczajona po prostu i wkurwiało ją, że jakieś obce baby jej się pod nosem kręcą. Mimo wszystko nie pozwoliła opiekunce pójść zmieniać tej pieluchy samodzielnie, poszła razem z nią, a za nią pobiegł Majki, bardzo przejmując się rolą starszego brata, chciał wszystkiego doglądać i we wszystkim uczestniczyć. Valentina pobiegła za nim, żeby z kolei jego pilnować.
Gabi została uwolniona, spojrzała na Angelo, który opierał się o framugę. Zostali we trójkę w salonie.
- Możesz powiedzieć swojemu bratu, że z nim nie rozmawiam?- zapytała zupełnie spokojnie.
- Ach, no tak... Przepraszam, nie możesz.- westchnęła, wstała i odwróciła się do Franka z bardzo poważną miną, zero uśmiechu, zero ciepła w oczach, totalnie neutralna pozycja.
- Przeprosiłam cię dwa razy, żałuję tego co się stało. Kolejny raz przepraszać nie będę i rozmawiać z tobą nie chcę. To ostatnie słowa, jakie ode mnie usłyszysz: jesteś bratem mojego narzeczonego, więc muszę cię tolerować i tak też będzie. Niczego więcej nie oczekuj.- jej głos brzmiał bardzo spokojnie, pozbawiony był złości, irytacji, sarkazmu. Brzmiała tak, aby być rzeczową, stanowczą, ale i bardzo uprzejmą. Zaplotła ręce na klatce piersiowej, zamykając swoją pozycję dość instynktownie, machinalnie, bo wcale nie miała zamiaru tego robić, ale język ciała też jest bardzo ważny. Wstała z kanapy i ruszyła w kierunku Angelo mając nadzieję, że Franek drążyć nie będzie, zaakceptuje jej stanowisko i da jej święty spokój. Nie miała ochoty nawet na niego patrzeć i nie był to tylko chwilowy kaprys czy kilkugodzinna złość. Pół nocy próbowała zdjąć z ręki bransoletkę przyjaźni, ale nie dała rady. Była za ciasno przytwierdzona do ręki, choć na tyle luźno by czuć się swobodnie. Zerwanie jej też nie pomagało, bo ogniwa trzymały tak mocno, że nie dała rady, tylko sobie nadgarstek obtarła. Reklama na witrynie sklepu mówiła: wieczne bransoletki — i się kurwa nie myliła. Jak dolecą do Australii będzie musiała pójść gdzieś, gdzie ją jej przetną, już jej nie chciała. Może brzmi to jak foch rozkapryszonej gówniary, ale zdecydowanie nim nie jest.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Starszy z braci Denaro wywrócił oczami. Znał już ten ton i wiedział, że Francesco niczego w tym momencie nie ugra. Było za wcześnie, Gabrielle musiała to wszystko przemyśleć, ułożyć, zapewne czekało go kilka rozmów z nią na ten temat. Poniekąd ją rozumiał, ale tylko w bardzo małym procencie, bo z drugiej zaś strony jemu wybaczała o wiele gorsze rzeczy. Zdawał sobie sprawę o co jej chodziło, że rozchodziło się o krzywdę i zapewne fakt, że celował w nią spluwą. Ostrzegał ją, nie raz, nie dwa mówił, że Francesco lepiej nie wyprowadzać z równowagi i że czasami jest bardziej niebezpieczny od niego, ale nie słuchała. Gabi nigdy nie słucha, a później przychodzi wielkie zaskoczenie. Wiedział też i to, że jej na nich wszystkich zależy i patrzy na nich jak na ludzi, a nie mafię trzęsąca prawie całym światem. Doświadczenia, które spotkały ją w nowym jorku z jednej strony na pewno będą bardzo uczące, ale i zapewne równie przykre i trudne. Angelo spodziewał się dużej ilości rozmów, trudnych, różnych, kiedy wrócą do Australii, dotyczących tych ich wspólnej przyszłości, dzieci, zaręczyn, Francesco, kontraktu, jej odpowiedzialności za to... miało spaść na nią naprawdę dużo, dlatego Denaro musiał obmyśleć, w jaki sposób rozłożyć te wszystkie rozmowy w czasie.
Aktualnie trzeba było skupić się na tym problemie.
Nie poruszył się, patrząc w stronę młodszego brata widocznie czekając co odpowie, co zrobi.
- Wczorajsze wydarzenia były dominem zdarzeń Gabi, wiesz jaki był pierwszy klocek. - Podszedł bliżej starszego brata i stojącej przy nim przyszłej bratowej. Stanął na przeciw nastolatki, świdrując jej twarz spojrzeniem, a jego wyraz twarzy był dużo łagodniejszy niż wczoraj.
- Za to ja wiem, że to wszystko jeszcze przyswajasz, to jak wszystko działa w tej rodzinie i tak dalej. Przykro mi, że to wszystko potoczyło się jak potoczyło, ale tacy już jesteśmy. Angelo. - Tu wskazał ręką na brata. - Ja, Marcello. To na pewno nie była ostatnia taka akcja, tacy już jesteśmy Gabi. - Wskazał na siebie rękoma, które syk opuścił. - Jemu wybaczasz wszystko, co ci zrobił, a mnie nienawidzisz po jednym razie jak widziałaś mnie wkurwionego? - Widać było, że go to ubodło. Angelo chwycił Gabi za ramiona, dość solidnie, by powstrzymać ją przed jakimś nieracjonalnym krokiem i spojrzał na brata porozumiewawczo, żeby odpuścił, kręcąc subtelnie głową.
- Jesteś moją Rodziną i nie mam zamiaru traktować cię jak wroga. - Oderwał od niej wzrok i zerknął lekko w bok, zawieszając na sekundę na czymś oczy i wrócił nim po chwili na nastolatkę. - Mam nadzieje, że poza tą całą sytuacją spędziłaś u mnie miło czas i... cieszę się, że przyjęłaś zaręczyny tego czajnika... - Na to określenie obydwaj posłali sobie dość rozbawiony uśmieszek. - Nie mogę się już doczekać waszego wesela, zrobimy większy rozpierdol niż u Marcello. - Francesco był... Frankiem, po prostu był znowu Frankiem. Angelo widział, że jest mu przykro, ale próbował zachowywać się normalnie, zapewne chcąc przejść w miarę chociaż do normalnego trybu. Wyrzucili sobie co mieli wyrzucić, wczoraj też, nie ma co wspominać, trzeba przecież żyć dalej.
- Słuchajcie, mój pilot zabierze was na lotnisko niedługo. Nie polecimy z wami, nie chcę ciągać Misi, pożegnamy się tutaj. Dziękuję, że wpadliście, to były najlepsze święta od lat. - Angelo minął Gabi i przytulił brata, klepiąc go po plecach. Wiedział, co miał na myśli. Kilka lat z rzędu nie latali do Rodziny, ani na codzień, ani na Święta, bo musieli bardzo mocno uważać gdzie i z kim się pokazują.Teraz sytuacja była dużo bardziej unormowana i w końcu mogli się ze sobą spotykać, ale faktycznie kilka tych lat było ciężkich.
- Dzięki gnojku. - Rzucił cicho, lekko sepleniąc do ucha brata, który też poklepał go po plecach. Odsunęli się od siebie, trzymając za przedramiona.
- Sorki, że zrobiłem to tak mocno... nie pochowasz mnie za to żywcem, co?- Francesco uśmiechnął się do Angelo lekko skruszony, jak małe dziecko, które zrobi coś złego i próbuje na piękne oczka przekonać rodzica, żeby już się nie gniewało. Angelo zaśmiał się cicho, kręcąc przecząco głową. Wglądało na to, że starszy z braci nie żywił urazy do młodszego, ale było zupełnie inaczej. Francesco wbił mu trochę nóż w plecy wczoraj i już zawsze będzie w sobie chował tę urazę, ale to oczywiste, że mu wybaczył. Franek był dla niego nie tylko jak młodszy brat, ale trochę jak syn. To była doprawdy skomplikowana i pojebana relacja.
- A ty to powinnaś mi dziękować, zobacz jaki jest cichy, nie zrzędzi... - Rzucił do Gabi, za co oberwał od Angelo z nadgarstka w splot słoneczny, na co tamten zaśmiał się, lekko kaszląc i dusząc. Uniósł dłonie w geście kapitulacji. Angelo zmierzwił mu włosy, kręcąc głową. Dla niego sprawa była zakończona.Stało się, co się stało, będzie miał w sobie za to żal, ale nie miał zamiaru tego rozpamiętywać.
Chociaż będzie ciężko, patrząc na to jak napierdalał go ten język.
Ich walizki po kolei wyjeżdżały na górę do śmigłowca, targane przez człowieka Francesco. Włoch zrobił Gabi jeszcze kawę, sobie też i dał Angelo słomkę, żeby mógł się również jej napić, ale najpierw musiała przestygnąć, więc zrobił mu po prostu mrożoną. Nie rozmawiali już tym co się stało, ale atmosfera nadal była gęsta.Połączyli się jeszcze na kamerce z Kasią i Mirkiem, którzy fantastycznie bawili się na Bahamach. Pogadali chwilę, pożegnali się, choć najtrudniej było oderwać od siebie dzieciaki. Angelo "porozmawiał" chwilę z zaniepokojoną siostrą o Francesco, przekonując ją, że wszystko jest ok i nie musi się martwić. Wiedział, że by jej nie skrzywdził, ani dzieci. Był jaki był, potrafił się odpalić, bywał bardzo niebezpieczny, ale Angelo dałby sobie łeb uciąć za to, że jego brat nigdy nie podniesie ręki na kobietę i dzieci. Jemu się zdarzało, ale najmłodszy z Denaro tego nie robił.
Pożegnania w takich chwilach bywały ciężkie, dla niego też. Szczególnie z siostrą, o którą się martwił i bratem, bo obydwoje ich kochał, a nie mógł zbyt często widywać. Nie wiedział, czy między nimi to było na krótko, czy na dłużej, ale mimo wszystko cieszył się, że gdzieś tam dla siebie teraz byli, bo ewidentnie obydwoje tego potrzebowali. Angelo chciał dla nich dobrze, jak i dla swojej małej siostrzenicy, z którą się pożegnał, trzymając ją krótko na rękach i uśmiechając się delikatnie pod nosem. Potrafił już być blisko swojej chrześnicy, stała się dla niego kolejnym oczkiem w głowie. Zaprzysiągł sobie zawsze ją chronić.
Valentine było bardzo smutno, że wracają. Mówiła, że bardzo polubiła Majkiego i wujka Franka i ciocię Misie i że chciałaby ich częściej odwiedzać, bo są super, a w Australii jest nudno. Angelo musiał przeprowadzić z nią rozmowę o tym, że w końcu znajdzie grono przyjaciół i że miała ich, więc w domu też będzie super. Ale ciężko mu się mówiło, więc głównie. pisał na telefonie nie chcąc się niepotrzebnie nadwyrężać. Bokiem wąchał koks, żeby się trochę lepiej poczuć i nie chciał przyznać, że coś jest nie tak. Zapewniał Gabi, że jest coraz lepiej, chociaż nie było.
Większość podróży i tak przepracował, miał bardzo dużo rzeczy do załatwienia. Polecieli przez San Francisco, w którym zostali dobę na tankowanie i krótki odpoczynek.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dla blondynki większość rzeczy jest albo zerem, albo jedynką i nie ma niczego pomiędzy, choć nie jest to prawdą, bo przecież między tymi dwiema cyframi jest nieskończona ilość miejsc po przecinku. Tak samo jak między czarnym a białym jest wiele odcieni szarości.
Dziwnie się czuła wypowiadając swoje wcześniejsze słowa, bardzo nieswojo, jak nie ona, ale nie miała też zamiaru wpadać mężczyźnie w ramiona i zapewniać go, że nic się nie stało, bo to byłoby kłamstwem. Miała do niego bardzo duży żal, była na niego zła, a niesmak, jaki pozostał po wczorajszych wydarzeniach odbijał jej się czkawką i jeszcze długo tak zostanie. Nie potrafiła ukrywać swoich uczuć, z niej czytało się dosłownie jak z otwartej książki — co z oczu to z serca, jak mawiają mądrzy ludzie.
Ona nikomu nie pozwoli krzywdzić swojego ukochanego, a jeśli już do tego dojdzie to ta osoba z automatu trafia na czarną listę do eliminacji. Nie koniecznie do zamordowania, bo od tego jest daleka, ale czarna lista może oznaczać tyle, że trzeba tego kogoś zwyczajnie odciąć z ich otoczenia. Jasne, wiedziała, że Angelo nigdy nie pozwoli sobie na to, by stracić z bratem kontakt, był dla niego zbyt ważny i ona to w stu procentach rozumiała i nigdy by tego od niego nie wymagała, to samo tyczyło się znajomych czy przyjaciół. Gabi lubi większość ludzi, których spotyka na swojej drodze, są nieliczni, na których z miejsca ma alergię, ale zawsze stara się być miła, uprzejma i życzliwa dla każdego, choć jak widać na załączonym obrazku, są sytuacje, w których nasza księżniczka dobroci potrafi stać się zimną i niedostępną małpą.
Mroziła Franka spojrzeniem tak mroźnym jak wnętrze zamrażarki w McDonaldzie, chciała, żeby dobitnie zrozumiał, że mówiła całkowicie poważnie. Oczywiście, że go słuchała, a z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez mężczyznę jej brew unosiła się wyżej i wyżej, więc mina była dość zabawna.
Ostatnia z moim udziałem...- pomyślała w odpowiedzi na jego słowa. Nie odzywała się, milczała jak zaklęta, tak jakby to ona miała przypalony język, nie Angelo.
I dupa, ja też jestem, jaka jestem, wiedziały gały co brały... - dodała oburzona. Zacisnęła usta w cienką linię, żeby tylko ich nie otworzyć i nie zacząć wyrzucać z siebie potoku słów, który cisnął jej się na język. W tym samym momencie, w którym brała oddech i już miała się nie powstrzymać, Angelo ułożył jej ręce na ramionach. To skutecznie odwróciło jej uwagę i się opamiętała, ugryzła się w język w ostatniej chwili. Poprawiła splot swoich ramion na klatce piersiowej i mruknęła coś niewyraźnie, jak rozkapryszona księżniczka, zadzierając lekko głowę do góry, dając tym ewidentny znak, że nie jest zainteresowana kontynuowaniem tej bezcelowej dyskusji, bo swojego zdania nie zmieni.
Nawet jego miłe słowa jej nie ugłaskały, nie sprawiły, że jej zlodowaciałe serduszko zaczęło się roztapiać. Angelo chyba jeszcze nigdy nie miał okazji widzieć Gabi tak złej i nieprzystępnej, że miała dosłownie klapki na oczach i na uszach i nie widziała jak Frankowi jest przykro przez to jak się zachowywała. Gdyby to widziała, to pewnie i jej by się przykro zrobiło i by pękła, ale złość i poczucie niesprawiedliwości były dla niej jak czarny worek założony na głowę.
Nie chcę wielkiego wesela i nie jest powiedziane, że dostaniesz na nie zaproszenie...- pomyślała z przekorą, choć przecież wiedziała, że Angelo będzie musiał mieć obok siebie obu swoich braci, kiedy będą składać sobie przysięgę przed Bogiem i rodziną i masą innych ludzi. Ona naprawdę nie chciała wielkiego wesela, choć mogłoby się wydawać zupełnie inaczej. Trochę się pogrążyła w tych myślach i obleciał ją pewnego rodzaju strach, taki irracjonalny, a może właśnie całkowicie uzasadniony?
Obserwowała jak bracia się przytulają, jakby nic się nie stało, kompletnie tego nie rozumiała. Na miejscy Angelo przestawiłaby Frankowi całe uzębienie w odwrotnej kolejności. Faceci to są jednak dziwni... Dadzą sobie po mordzie raz, drugi, trzeci i wszystko jest w porządku, wracają do bycia najlepszymi kumplami a baby? Zawistne zołzy gdy jedna drugiej zajdzie za skórę. Ten świat jest bardzo dziwnie poukładany.
Blondynka westchnęła ostentacyjnie, nie było jej do śmiechu, zachowywała się jak ostatnia pizda, nie była do końca sobą, ale naprawdę była zła, przerażona, urażona, zagubiona i kłębiło się w niej jeszcze tysiąc innych emocji.
- Nie słuchaj go, ja lubię kiedy zrzędzisz...- uśmiechnęła się do Angelo czule, spojrzała na niego i jej wzrok względem ukochanego odzyskał swoje ciepło, a Franka jakby kompletnie zignorowała. Oj chyba jej długo nie przejdzie, kto wie, czy w ogóle. Sama się nakręcała, za dużo myślała i takie tego były efekty.
Nadszedł czas pożegnań, Miśka nie wydawała się jakoś nadmiernie smutna, podchodziła do wszystkiego pozytywnie, obiecała, że niedługo się spotkają, tłumaczyła, że przecież jest internet i w zasadzie to lepiej jest się spotykać raz na kilka tygodni, bo jak się jest ze sobą cały czas to w końcu ma się dość członków rodziny, powstają kłótnie i nieprzyjemne sytuacje, a tak... Jeżeli spotykasz się z rodziną na kilka, kilkanaście dni w roku to każdy stara się zachowywać dobrze, żeby atmosfera była pozytywna.
Gabi z Frankiem pożegnała się bardzo chłodno i oficjalnie jedynie wręcz służbowym uściskiem dłoni, bardzo krótkim i szybkim, jakby nawet kontakt fizyczny z nim przyprawiał ją o ciarki błądzące po plecach. Perspektywa spędzenia czasu w śmigłowcu nie sprawiała, że czuła się lepiej. Było jej przykro, że zostawiają Miśkę i dzieciaki, będzie za nimi tęsknić, zwłaszcza za przylepą Majkim, który totalnie się rozbeczał obsmarkał i wpadł w histerię, nie chcąc puścić całej trójki do śmigłowca. Wył tak bardzo, że ciężko było zrozumieć co w ogóle do nich mówi i trzeba było go na siłę odciągać.
Gabi nieustannie dopytywała Angelo jak się czuje, czy czegoś mu nie potrzeba, ciągle mu proponowała zimne napoje, lody, nawet gdy w samolocie pracował to ciągle go głaskała, wpatrywała się w niego, wisiała mu na szyi gapiąc się co robi. Nadal nie zasnęła, choć była wykończona. Próbowała rozmawiać z Valentiną, ale ta nie była zbyt chętna no i nadal była zazdrosna o Angelo, że ta głupia blondynka ciągle się do niego przytula i zabiera czas, który mógłby poświęcić jej.
Nastolatka wolałaby lecieć bezpośrednio do domu, ale zatrzymali się po drodze w innym mieście, gdzie spędzili trochę czasu. Latanie dla Gabrielle to jeden z najmniej przyjemnych środków transportu dlatego właśnie wolałaby lecieć raz, a porządnie, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Na lotnisku w Australii obyło się bez większych kontroli i kolejnej traumy w postaci aresztowania, co było dla Gabi dość dziwne, bo była przygotowana na dzikie przeszukanie i ewentualny grad pytań. Dziwnie było przylecieć do ojczyzny ze świadomością, że nie powinno jej tu być... Mimo wszystko bardzo się ciszyła, że wracają, bo przecież będzie mieć tu wszystko, czego trzeba: Angelo, Valentine, znajomych, przyjaciół, ocean, piękne widoki, ukochane miejscówki! Dobrze było wrócić do domu, naprawdę cudowne uczucie i poniekąd teraz jeszcze bardziej rozumiała Angelo jak ten musi się czuć kiedy wraca na Sycylię, a później musi z niej wyjeżdżać. Uczucia powrotu do domu nic nie zastąpi, jest jedyne w swoim rodzaju.

THE END
zt x 2

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
ODPOWIEDZ