echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
015.
akwarele
Oto liście, owoce, oto kwiaty ziemi
I serce me dla ciebie bijące bez zmiany.
O, nie chciej go rozdzierać rękami białemi
I niech ci miłym będzie dar skromnie podany.
{outfit}
Od powrotu z Monachium, Klaus zdecydowanie więcej czasu spędzał u Saula niż u wujostwa. W skromnym domku w Sapphire River zaczynał stopniowo czuć się coraz bardziej „jak u siebie”, choć ogólne standardy tego miejsca znacznie odbiegały od tych, do jakich był przyzwyczajony. Mimo tego dużo swobodniej zdawał się czuć u Monroe’a niż w wypolerowanej na wysoki połysk posiadłości Hollowayów, którzy z nieukrywanym poirytowaniem komentowali te jego rozciągające się na całe dnie zniknięcia. Sam Werner uważał jednak, że teraz - skoro ojciec i tak o wszystkim wiedział - nie miał już nic do ukrycia i jak na razie żadna z zapowiadanych gromko przed ciotkę konsekwencji go nie dosięgła, tak więc ich wizja spłynęła gdzieś na dalszy plan.
Bo na pierwszym była Isla, która dwa tygodnie wcześniej stała się ich oddaną towarzyszką i Klaus nie przypuszczał nawet, jak bardzo będzie go to męczyć. Na początku, kiedy dotarło do niego prawdziwe znaczenie oświadczenia, że Saul ma córkę, starał się utwierdzić swojego chłopaka w przekonaniu, że sobie poradzi - albo poradzą, w zależności od wyrażanych przez Monroe’a wątpliwości. I radzili - oczywiście, że tak. Tylko, że w miarę tego radzenia sobie, Klaus zdawał się przygasać coraz bardziej, bo nigdy nie przypuszczałby nawet, że w wieku świeżo skończonych dwudziestu jeden lat (które świętował po cichu między pieluchami, nie zająknąwszy się nawet Saulowi o tym, że miał urodziny - nie chciał zawracać mu głowy) utknie z małym dzieckiem w czterech ścianach domu. Samodzielnie nałożony na siebie szlaban ciążył mu coraz bardziej, podobnie zresztą jak fakt, że czas spędzany z Saulem coraz bardziej tracił dla niego na wyjątkowości - wszystko odbywało się w rytmie dnia Isli: głównie zabawiali ją, a nie siebie nawzajem, a na ewentualne namiastki czułości czas znajdowali jedynie, kiedy młoda wreszcie łaskawie udawała się na drzemkę lub solidne spanie. I to też mu ciążyło. Nie był przyzwyczajony do tak rzadkich i podszytych nerwowością zbliżeń.
Mimo wszystko zaciskał zęby, nie czując się w żadnym stopniu uprawniony do tego, żeby na cokolwiek narzekać. To naturalne, że córka była teraz dla Saula najważniejsza - powtarzał sobie uparcie, że gdyby było inaczej, to byłoby to powodem do niepokoju. W milczeniu spłynął więc na drugi plan, jednocześnie starając się podkreślać, kiedy tylko mógł, swoje bycie niezastąpionym - dlatego dość szybko nauczył się wszystkich rzeczy, które robiło się przy takim bobasie, żeby być w stanie odciążyć swojego chłopaka tak bardzo, jak tylko mógł. W tym wszystkim nie dało się jednak ukryć, że jego relację z Islą była dość... niedookreślona. I specyficzna. Głównie dlatego, że tak naprawdę nie miał pojęcia jak powinien traktować tego małego człowieka, kim był w jego życiu i na ile mógł sobie względem niego pozwolić. Nie był przecież ojcem Isli - i choć robił rzeczy, które robili też ojcowie, czasem czuł się dziwnie, kiedy kąpał ją albo przewijał. Czy to było w porządku, że dopuszczał się tak blisko małego dziecka, które w sensie pokrewieństwa było mu zupełnie obce? Te myśli były absurdalne i niby zdawał sobie z tego sprawę, ale to w żaden sposób nie pomagało mu się z nimi uporać. Zwykle nazywał dziewczynkę w myślach po prostu „córką Saula” - co ani nie rozjaśniało mu niczego w głowie, ani w żaden sposób nie pomagało mu w dookreślaniu ich relacji.
Tego dnia miał wychodne do wujostwa. W teorii - dlatego, że ciotka dobijała się do niego uparcie, zapraszając do obiad; w praktyce - bo Isla ostatnio nieustannie miała kolki, przez które kiepsko spała, a on dramatycznie wręcz potrzebował wreszcie się wyspać. Wiedział, że nie było to wobec Saula specjalnie uczciwe, ale tłumaczył się przed samym sobą tym, że jeśli zmruży oko choć na chwilę, przyda się mężczyźnie bardziej niż taki wpół-żywy i marudny. W drodze powrotnej do Sapphie River, zajrzał do sklepu, w pamięci mając listę produktów, które powoli im się kończyły. Według jego obliczeń, powinien wrócić do domu idealnie w porę drzemki Isli, na co też liczył z całej siły, bo zawsze polował na te krótkie chwile do spędzenia z Monroem czasu sam na sam.
A jednak, kiedy tylko wszedł do domu, przekonał się natychmiast o tym, że dziewczynka najwyraźniej tego dnia odpuściła sobie spanie, bo już w krótkim i wąskim korytarzu słyszał jak Saul próbuje jednocześnie zabawiać ją i gotować.
- Halo! - zakomunikował swoje przybycie, z pewnością zupełnie zbędnie, bo przecież dom nie był wcale duży. Ściągnąwszy buty, odstawił zakupy na podłogę i przemknął zaraz do kuchni, gdzie Monroe stał przy garach z młodą na rękach. Przywitał go krótkich cmoknięciem w policzek i zaraz przejął od niego Islę - bo jeśli mieli dzielić się obowiązkami, to on dużo lepiej radził sobie z dzieckiem niż gotowaniem.
- A ty dlaczego nie śpisz, co? Nie dasz ojcu się zdrzemnąć ani chwilę? - zagadnął młodą, na co ta zagaworzyła coś po swojemu, zaraz sięgając ręką do jego nosa. - Co ty masz do mojej twarzy, młoda, że cię tak bawi? - wymamrotał tylko, bo ledwie umknął temu dziecięcemu palcu wymierzonemu prosto w nozdrze, w akompaniamencie bobasowego śmiechu. - Chodź, pójdziemy na dywan - zameldował jeszcze, z kuchennego blatu zgarniając pieluchę. Usadowiając się z dziewczynką na podłodze, w otoczeniu zabawek, wokół których podejmowała ostatnio zażarte próby raczkowania, specjalnie usiadł tak, żeby móc wciąż widzieć działającego w kuchni Saula.
- Kupiłem pampersy, chyba dobre tym razem, bo się kończą. I jakieś musy różne, ale już bez malinowego, bo mam dość tej sraczki - podzielił się, zwracając do chłopaka, w czasie kiedy Isla próbowała przewrócić się z pleców na brzuch. Przeczytał ostatnio, że powinno się dziecku w tym nie pomagać, tylko pozwolić mu zrobić to samodzielnie, także nie ingerował, kontrolując jedynie bezpieczeństwo małej. - Nie chcesz iść się przespać? Dużo ci zostało tego gotowania? - zagadnął jeszcze, zezując od Isli do Saula i z powrotem.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Saul, ubrany w tak zwaną koszulkę żonobijkę i jakieś dresowe spodnie, również był wykończony. Wiedział, że dzieci to obowiązek, że bobasy nie dają rodzicom spać, że trzeba cały czas na nie uważać, ale dopiero mając małą pod opieką przekonał się, jak bardzo to jest męczące. Rzeczywiście większość jego uwagi skierowana była na Islę, przez co zaniedbywał swojego chłopaka i było mu z tym źle. Czuł się winny, że młoda kradnie tyle jego czasu i sił, że nieraz gdy tylko udało się ją uśpić, Saul również zasypiał, nawet nie wiedząc kiedy. Przez to wszystko bywały dni - jak ten - kiedy wyglądał jak żywy trup: miał podkrążone oczy, by blady i mówił bardzo cicho, nie mając siły na głośniejsze i pełne wypowiedzi.
Teraz gotował obiad na kilka dni dla siebie i Klausa (uznał już, że Werner u niego zamieszkał - zresztą teraz to w domu wujostwa był raczej gościem), więc brał go pod uwagę przy posiłkach niezależnie, czy się na to umawiali, czy nie. Starał się jednak gotować jak najprościej, bo zwyczajnie nie miał siły na nic wymyślnego. Teraz akurat robił naleśniki ze szpinakiem, serem i pieczarkami. Sobie zamierzał wkroić tam kurczaka, kiedy już oddzieli część farszu dla Klausa.
Ucieszył się, kiedy usłyszał jego głos i uśmiechnął się do niego na powitanie, przymykając oczy, gdy dostał buziaka. Czuł się przez to wszystko trochę jakby byli starym dobrym małżeństwem. Nie zauważył, że Klaus odnosi się do małej z dystansem; czy raczej: zauważył to, ale uznał, że to naturalne, że chłopak musi się przyzwyczaić. Nie przyszło mu do głowy, że czuje się odtrącony mimo tego, że zdawał sobie sprawę, że trochę go od siebie odsunął na rzecz zajmowania się niemowlęciem. Czekał już na okres, kiedy mała trochę podrośnie i będzie potrafiła sama się sobą zająć; chociaż ostatnio kupił dla niej kojec, w którym zamierzał ją wypuszczać na dywan i gdzie mogłaby bezpiecznie się bawić, kiedy on trochę odpocznie chociażby siedząc przy niej na fotelu.
- Dziękuję - odpowiedział na informację o zakupach. Naprawdę był mu bardzo wdzięczny za to, że angażował się w wychowanie Isli, że robił zakupy, uczył się wszystkiego, co było niezbędne i pomagał mu, jak potrafił. Saul często Klausowi dziękował za całe to poświęcenie i zaangażowanie, uważał, że trafił na naprawdę doskonałego chłopaka: wyrozumiałego, kochającego, pomocnego. Zerknął na niego, gdy Werner położył małą na dywanie i przez chwilę patrzył z uśmiechem, jak oni sobie radzą. Uważał, że Klaus pięknie wygląda z dzieckiem i że idzie mu z nim coraz lepiej.
- Chciałbym się przespać, marzę o tym - odpowiedział, odwracając się w powrotem do patelni - ale nie będę przecież spał, jak przyszedłeś. Cały dzień cię nie widziałem. Mam nadzieję, że młoda zaraz zaśnie... A gotowania nie zostało mi dużo, już w zasadzie gotowe, tylko jeszcze trochę podsmażę farsz.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Tak, Klaus też się tak czuł - jak stare, dobre małżeństwo. Tylko że w jego głowie, to wcale nie było nic dobrego. Choć w teorii dostawał wszystko, o czym kiedyś marzył nieśmiało przed zaśnięciem, praktyka zdawała się konfrontować jego pragnienia z potrzebami. Bo przecież nie chciał wcale czuć się staro, nie chciał żyć w nieustannej rutynie, nie chciał prześlizgać się tylko między kolejnymi ograniczenia. Ale nie chciał też być sam. Nie chciał zostawiać mężczyzny, którego kochał - a kochał go z pewnością, nawet jeśli ostatnio ta miłość straciła swój dawny wigor. I był zmęczony - raczej psychicznie niż fizycznie - tym ciągłym udawaniem, że wszystko jest wspaniale, że uwielbia Islę, że nie może się doczekać aż znowu będzie mógł ją przewinąć, że jego potrzeby są stuprocentowo zaspokajane przed te pojedyncze zbliżenia, a spędzanie czasu w domu albo na spacerach z dzieckiem jest szczytem jego marzeń.
Czuł się zagubiony i pozbawiony celu. Saul miał sklep i mógł choć czasem wyrwać się z tego koła, w którym utknęli i zająć się czymś, co go ekscytowało. Klaus nie miał niczego takiego. Przestał pisać, bo odkrył, że nie miał już w sobie żadnych nowatorskich myśli - rozpłaszczył się na wszystkich warstwach, ubił w część szarej masy. Czytanie też przestało go satysfakcjonować, odkąd odkrył, że nie miał z kim dzielić się swoimi wrażeniami - zawracanie Monroe’owi głowy podobnymi nonsensami wydawało mu się samolubne. W ogóle - zawracanie mu głowy czymkolwiek, wydawało się teraz samolubne, dlatego choć starał się nie stawiać żadnych barier między ich wewnętrznymi światami, czasem wycofywał się niemal odruchowo, kiedy przewidywał, że w rozmowie mogło pojawić się coś nieprzyjemnego.
Wiedział dobrze, że były na świecie całe masy ludzi, którzy marzyli o tym, żeby być na jego miejscu - z czymś na kształt własnej, choć posklejanej nierówno, rodziny, wiodąc codzienność u boku ukochanej osoby, pozornie zostawiwszy za sobą wszystkie dramaty i problemy. Ale wiedział też, że on sam był nauczony czegoś zupełnie innego, a cała ta proza życia wybitnie dobijała go i ograbiała ze wszystkich pozostałych mu uciech. Starał się walczyć z tymi postawami, od czasu do czasu wyłuszczając sobie dobitnie, ile dobrych rzeczy przydarzyło mu się ostatnio, ale uparty głosik z tyłu głowy wciąż wtrącał się w te rozważania, napominając, że ta zabawa w dom z Saulem nie może trwać wiecznie: w końcu coś pęknie, on sam wybuchnie i doprowadzi to wszystko do ruiny. Cholernie się tego bał, bo nieważne jak wiele rzeczy w obecnym układzie wcale mu się nie podobało - kochał Monroe’a i za żadne skarby nie chciał go stracić.
Kiedy mężczyzna powiedział, że nie będzie przy nim spał, Klaus zawiesił na nim upominające spojrzenie i utrzymywał je tak długo, aż Saul w końcu znowu na niego zerknął.
- Proszę cię - mruknął, zaraz znowu spoglądając na Islę, która zaczaiła się na leżącą czy kolanie Klausa zabawkę, w stronę której zaczęła wyciągać ręce. Werner podał jej ją bez zbędnych komentarzy, ale kiedy dziewczynka wpakowała ją w usta, westchnął ciężko. - Fuj, to się walało na podłodze. Tej samej, po której pewnie węże pełzają jak śpimy. Obrzydliwe - wyraził opinię, niespecjalnie wiele robiąc sobie z tego, że kto jak kto, ale on akurat miał średnie prawo do oceniania, co kto wkłada do buzi. Kilkukrotnie spróbował odsunąć jej ściskające zabawkę rączki od twarzy, ale Isla zdawała się zupełnie niewzruszona tym upomnieniem. - Nigdzie się nie wybieram - zwrócił się znowu do Saula, kontynuując myśl. - Świat się nie zawali, jak pójdziesz na godzinną drzemkę. Przydałoby ci się - dodał, pozwalając sobie na wplecenie w ton głosu odrobiny troski. Jednocześnie, w dalszym ciągu próbował odwlec małą od pomysłu pakowania do ust tego paskudnego, kolorowego pajaca (Klaus nie miał, oczywiście, zamiaru dzielić się z Saulem swoimi odczuciami do tej parszywej zabawki).
- Zwłaszcza, żeee... tak sobie myślałem, że może poszlibyśmy gdzieś dzisiaj? Wiesz, możemy ogarnąć jakąś nianię i pójść potańczyć, na przykład - zaproponował, ale teraz już na niego nie patrzył. Starał się brzmieć tak, jakby to było mu zupełnie obojętne. Zaraz jednak zrobiło mu się głupio, że w ogóle to zaproponował, zważywszy na to, w jakim stanie był Monroe, więc szybko zmienił temat. - Dla mnie też gotujesz? Nie jestem głodny.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Zastanowił się nad propozycją Klausa, co chwilę zerkając z rozczuleniem na niego i małą. Uważał, że wyglądają uroczo, a nieświadomy jego myśli o wypaleniu, o tym, że mu źle w takim układzie, że potrzebuje jeszcze zabawy i szaleństwa, częstszych zbliżeń; uznał, że jego chłopak doskonale zajmował się małą i był dla niej stworzony. Podobało mu się, że przemawia do niej pełnymi zdaniami, że zwraca się do niej tak, jak do dorosłego człowieka: Saula zawsze niezmiernie wkurzali ludzie, szczebioczący do dzieci i wymyślający jakieś debilne słowa typu "psipsi" czy "amciu". W ten sposób przecież dziecku trudniej się będzie uczyło języka, poza tym w opinii Monroe'a było to infantylizowanie dzieci i traktowanie ich jak zupełnych debili, a przecież dzieci dość dużo rozumiały - znacznie więcej, niż się wielu dorosłym wydawało. Sam zresztą również zwracał się do Isli jak do innych ludzi.
Parsknął, kiedy Klaus powiedział, że po tej podłodze pewnie pełzało dużo węży.
- Spokojnie, nie łażą mi węże po domu - powiedział z udawanym naburmuszeniem, splatając ręce na piersiach - wiem, że mój dom to nora w porównaniu z twoim, ale bez przesady: to jednak dom i dbam o niego, a węże o tym wiedzą. Zresztą chyba i tak się boją tego obszczymurka zza płotu - skinął głową w stronę domu Yosefa - Nie wiem, jak mam sobie z nim poradzić. Kiedyś go, cholera, zastrzelę.
Uśmiechnął się, kiedy usłyszał, że Klaus chciałby pójść z nim na tańce. Był wykończony pracą i zajmowaniem się dzieckiem, ale sam czuł, że zaniedbuje przez to wszystko swojego partnera, a tego stanowczo nie chciał. Poza tym jemu też przydałoby się trochę wytchnienia.
Isla zaczęła podskakiwać, świetnie się bawiąc z Klausem próbującym wyjąć jej zabawkę z buzi i roześmiała się radośnie. Uwielbiała Wernera i zawsze się cieszyła, kiedy go widziała.
- Mały kangurek - stwierdził jej ojciec, podchodząc do nich i kucając przy Klausie - Czasem mi się kojarzy z kangurami, kiedy tak skacze albo kiedy ją noszę - wtedy się czuję jak jakaś kangurzyca, zwłaszcza kiedy noszę ją w chuście. Wiesz, przeczytałem gdzieś na jakiejś grupie na fejsie, że chusty są bardzo dobre, więc kupiłem taką i przynajmniej mam wolne ręce.
Popatrzył w oczy swojemu chłopakowi, odgarniając mu czule włosy z czoła.
- Mam wrażenie, że jesteś ostatnio jakiś przybity... Chętnie pójdę z tobą gdzieś potańczyć. Ale w takim razie jeśli faktycznie nie przeszkadza ci, że przyszedłeś, a ja zasnę, to bym się położył na jakiś czas. A mogę cię poprosić, żebyś w tym czasie poszukał jakiejś opieki dla małej? I zjedz coś, proszę. Właśnie skończyłem, nałóż sobie za jakiś czas, jak już zgłodniejesz. Dla ciebie specjalnie zrobiłem bez mięsa.
Objął jego kark dłonią i pocałował go w skroń.
- Kocham cię, Klaus.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Nie ufał wcale tym saulowym zapewnieniu o braku węży - odkąd przeniósł się (nie do końca z własnej woli, bo nie był przecież chory na głowę) do Australii, czuł się nieustannie zagrożony, parokrotnie zaliczył atak paniki na widok jakiegoś boa albo innej anakondy (Klaus uparcie odmawiał doedukowania się jakkolwiek w kwestii gatunków tych bestii i miejsc ich występowania) w swojej przestrzeni osobistej, która dla gadów wynosiła dobre dziesięć metrów i nieskończenie więcej razy uniknął popadania w histerię tylko dlatego, że odpowiednio wcześniej dostrzegł potencjalne zagrożenie w oddali (w tej kwestii jego wzrok aspirował na sokoli, pomimo wady) i wyminął je z nadwyżką kilku przecznic, tak na wszelki wypadek. Zupełnie nie sprawdziły się u niego te wszystkie teorie, że po jakimś czasie zwyczajnie się oswoi i przestanie reagować panicznie na widok każdego przedmiotu, który mógł wizualnie aspirować na węża (o faktycznych wężach nawet nie wspominając), także do tej pory co najmniej dwa razy przed każdym użyciem sprawdzał zawartość muszli klozetowej, zanim odważył się z niej skorzystać. Wiedział, że prędzej umrze na zawał serca po zobaczeniu podobnego oślizgłego stwora niż od jego jadu, ale to jakoś niespecjalnie go uspokajało.
Nic dziwnego, że dom Saula, z każdej strony otoczony zaroślami, generował w nim pewne obawy - głównie o to, że któregoś dnia zamiast Monroe’a drzwi otworzy mu pyton tygrysi w lakierkach albo w nocy do okna zapuka jeszcze jakaś inna żmija. Więc nie - wcale nie chodziło o to, że to była n o r a (choć do Wersalu faktycznie chatce w Sapphire River było dość daleko), a raczej o to, że wszystkie te okoliczne krzaki, zdaniem Klausa, należało wykarczować w pizdu, tylko Werner nie miał pojęcia czy to było w ogóle legalne. Tak poza tym, to kiedy już był na miejscu, obsesyjnie wręcz pilnował, żeby wszystkie okna były pozamykane, a gdy dostrzegał, że jakieś było uchylony, funkcjonował na najwyższej czujności, każdą szufladę otwierając w ten sposób, że stał od niej dobre dwa metry dalej i tylko nachylał się do niej, wyciągając rękę, żeby być w stanie szybko odskoczyć, gdyby okazało się, że w środku drzemała sobie czarna mamba.
- Przemoc nie jest rozwiązaniem, Saul - przewrócił oczami, słysząc o tym obszczymurku, którego temat ostatnio powracał jak bumerang i ewidentnie spędzał Monroe’owi sen z powiek. - Próbowałeś porozumieć się w bardziej... cywilizowany sposób? Wiesz, może jakieś ciasto zanieść? Tak ku zacieśnianiu relacji sąsiedzkich. Albo nieważne, ja to zrobię, nie myśl o tym - machnął zaraz ręką, bo zdał sobie sprawę z tego, że wysyłanie Saula z taką misją mogłoby się skończyć krwawym fiaskiem. A Klaus? Och, Klaus uważał przecież, że on sam posiadał niebywałą zdolność do zjednywania sobie ludzi, a rozmowy z proletariatem ostatnio szły mu całkiem nieźle, więc kto wie - może okaże się panaceum na tę zaszczaną zarazę? - Zresztą, nigdy w życiu tego nie widziałem na własne oczy. Jesteś pewien, że to nie halucynacja wywołana brakiem snu? - upewnił się, tylko odrobinę się z nim drocząc, w międzyczasie odpuszczając wreszcie siłowanie się z Islą, która miała podejrzanie dużo siły jak na takiego szkraba. Może przekarmiali ją białkiem?
Zaśmiał się pod nosem, kiedy Monroe zaczął nawijać o tych kangurach i zaraz znowu spojrzał na Islę, która naturalnie znudziła się pajacykiem, kiedy tylko Klaus odpuścił tę szamotaninę - jak jakiś szczeniak. Dla odmiany, zaczęła pchać do buzi palce i Werner westchnął tylko ciężko, bo przekonał się już, że odwiedzenie jej od tego pomysłu nie było wcale takie proste, jak by się mogło wydawać. Powrócił wzrokiem do Saula, który znalazł się obok niego i odgarniał mu z czoła włosy, co sam Klaus podsumował delikatnym uśmiechem. Zaraz jednak usłyszał słowa o byciu przybitym i spiął się lekko, bo przecież nie chciał wcale, żeby to było widać.
- Wydaje ci się - wpadł mu w słowo i przez to ledwie zrozumiał, że Monroe faktycznie zgodził się na to, żeby pójść z nim potańczyć. Pozwolił mu pocałować się w skroń i słuchał uważnie jego prośby, odruchowo kiwając głową. Zrobiło mu się odrobinę głupio, że Saul pomyślał o nim w kwestii obiadu, a on teraz wydziwiał; uznał, że może faktycznie spróbuje później zjeść chociaż trochę, żeby to nie poszło na marne.
- Dziękuję. Ja ciebie też kocham - odparł, chociaż przecież tę miłość ze strony Saula czuł ostatnio jakby mniej, co było w oczywisty sposób paradoksalne. Przecież gdyby go nie kochał, nie traktowałby go z taką czułością, nie szykowałby mu jedzenia, nie zgodziłby się na wyjście dzisiaj, choć wyraźnie potrzebował odpoczynku. Chcąc oderwać się od tych ciężkich myśli, sam położył się obok Isli na plecach, żeby zaraz wziąć dziewczynkę na ręce i przytulić ją do siebie na moment.
- Patrz na to, kangurzyco - zwrócił się zaczepnie do Monroe’a, żeby zaraz wyprostować ramiona i unieść w ten sposób małą do góry, a potem opuścić ją znowu na swój brzuch i powtórzyć tę czynność. - Tego z chustą nie zrobisz, widzisz? Workout - oznajmił z przekonaniem, zezując od rozbawionej Isli do profilu Saula.


Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Popatrzył na swojego chłopaka niepewnie i z pewną dozą wątpliwości, gdy ten wspomniał, że zamierza pójść do sąsiadów z ciastem. Jakoś nie sądził, żeby to było dobre i właściwe rozwiązanie: mogą go najwyżej wyśmiać czy coś. Oby mu krzywdy jakiejś nie zrobili... chociaż chyba nie byli niebezpieczni, a jedynie... no... głupi i z marginesu. Ale przecież nie Saulowi oceniać, kto jest, a kto nie jest z marginesu, prawda? On sam pochodził z patologii, z której teraz próbował się wyrwać (oby skutecznie). Tak czy inaczej: nie był pewien, czy chłopaki zrozumieją pokojowe próby rozwiązania problemu.
- Myślisz, że ciastem się z nimi dogadasz...? - wyraził swoje wątpliwości. Ten chłopak, który tu mieszkał (choć Saul nie był pewien, czy nie mieszkali tam we trzech, bo ten, którego wołali Frank i jakiś Słowianin bywali w tym domu niemal równie często, jak Yosef) miał dzieciaki, więc chyba nie był taki zły, a dzieci na pewno się z ciasta ucieszą, ale czy to rzeczywiście pomoże...? No, ale może faktycznie wypadało spróbować, zanim się na kogoś wyskoczy z kijem baseballowym - Tak, jestem pewny, że to nie halucynacje, widziałem tego kolesia kilka razy, a poza tym moje krzaki są wiecznie zaszczane. Śmierdzi jak cholera, nie mogę się tego pozbyć, a rośliny w jednym miejscu już nie chcą rosnąć. I jedzie tam przetrawioną wódą. Raz tego kolesia pogoniłem, ale nie dotarło, jak widzę.
Westchnął i ułożył się na podłodze, gdy i Klaus położył się na plecach. Saul zwinął się na boku tak, by głowa chłopaka znalazła się przy jego brzuchu, nogi po jednej stronie tej głowy, a twarz Saula po drugiej. Był zachwycony widokiem Wernera bawiącego się z małą - to był naprawdę piękny widok i dawał Monroe'owi nadzieję na to, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze. Według niego chłopak bardzo dobrze się małą zajmował mimo tego, że nieraz sprawiał wrażenie, że wcale tego nie chce. Gładził leniwie włosy Wernera, patrząc na niego z zachwytem i bezbrzeżną miłością - miał tak zwane maślane oczy i zastanawiał się nad tym, jakie szczęście go spotkało: miał ukochanego mężczyznę przy boku, ten mężczyzna zajmował się jego córką i ma do niej doskonałe podejście; Saul nieraz miał wrażenie, że Klaus miał do tego znacznie większe zdolności, niż on sam.
- Rzeczywiście, tego z chustą nie zrobię - zaśmiał się - Wiesz, że nie mogę się napatrzyć na to, jak zajmujesz się małą? Ona jest tobą zachwycona, a ja jestem zachwycony tym, jak umiesz się z nią dogadywać. Jesteś cudowny. Nieraz odnoszę wrażenie, że jesteś dojrzalszy ode mnie mimo, że to ja jestem metrykalnie starszy. I naprawdę strasznie cię kocham, cieszę się, że na siebie wpadliśmy i że potem znalazłeś się akurat tutaj, a ja odważyłem się przyleźć do domu twojego wujostwa i cię odwiedzić.
Uśmiechał się, patrząc na Klausa z czułością i nie przestając gładzić jego włosy.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Tak szczerze, to Klaus sam nie był przesadnie do tego ciasta przekonany: wyobrażał sobie wrogiego sąsiada spod murku jako sporych wymiarów karka, z którym prowadzenie rozmowy mogło okazać się dla niego wyzwaniem. Ale on przecież kochał wyzwania! Zwłaszcza takie społeczne. Może wziąłby Islę dla ocieplenia wizerunku? No i musiałby skądś wytrzasnąć ciasto, a przecież piec zupełnie nie umiał, ale w Lorne na pewno funkcjonowała niejedna pyszna, swojska piekarnia, która trudziła się wypiekami na zamówienie. Nic nie szkodziło spróbować, a zawsze była to jakaś okazja do odbycia interakcji międzyludzkiej, a tych przecież solidnie mu brakowało. Jasne, miał Saula i młodą, ale to nie było przecież to samo. Zdążył już znowu stęsknić się za Amo od ich ostatniego spotkania, do którego doszło po tym jak wrócił z Monachium, ale głupio mu było mówić Monroe’owi, że znowu miał zamiar gdzieś wychodzić, podczas gdy on będzie siedział z dzieckiem w domu albo zarzynał się w pracy.
Dlatego tak ucieszył się, kiedy Saul zgodził się z nim wyjść. Starał się nie sprawiać wrażenie przesadnie tym podekscytowanego, żeby Monroe nie czuł się źle na wypadek, gdyby zmienił zdanie, ale w głowie już zaczął planować w co się ubierze. Nie bez powodu przyniósł - razem z zakupami - parę kolejnych kompletów ubrań do kolekcji, która powoli tworzyła się w domku przy Sapphire River, chociaż zupełnie nie było na nią miejsca. Nie był tylko pewien, co do tego czy na pewno mógł ubrać się tak, jak zwykle ubierał się do klubu, ale Saul przecież powiedziałby mu chyba, gdyby miał coś przeciwko? Zresztą - to była głupia myśl, czemu miałby mieć cokolwiek przeciwko? Przecież Werner nie szedł tak sam, tylko z nim. I miał ochotę odkuć się za ten cały czas, który spędził w pieluchach: ubrać tak, żeby od razu było wiadomo, dokąd idzie i poddawano w wątpliwość jego moralność, tańczyć tak jak tańczył zawsze - po prostu dla odmiany z jednym tylko facetem i wypić tyle drinków, żeby niebezpiecznie szumiało mu w głowie. Nie miało sensu też ukrywanie faktu, że liczył po cichu, że to skończy się jakimś zbliżeniem, których był ostatnio zgłodniały, bo czuł się tak, jakby dawkowano mu w okrutnie szczupłych dawkach ulubiony narkotyk.
Na razie jednak jeszcze nigdzie nie szli. Na razie była Isla, którą miał skłonić do spania, a zamiast tego rozbudzał ją tylko, za co skarcił się w myślach po chwili antykangurzych wygłupów. Wodził wzrokiem za Saulem, który zdecydował się ułożyć wokół niego i wciąż głaskał po włosach. Uwielbiał to - zawsze przechodziły go wtedy przyjemne dreszcze i przymilał się sam do jego dłoni, co najwidoczniej nie umknęło uwadze Monroe’a, skoro robił to tak często. Słysząc te komplementy, zmieszał się jednak lekko, bo zupełnie nie podzielał opinii mężczyzny w tym temacie. Nie takim, że cieszył się, że się poznali, ale w kwestii opieki nad małą. Obawiał się ciągle, że Isla wyczuwa jego zdystansowanie i potem siądzie jej to podświadomie na psychikę, jak już podrośnie. Jasne, starał się jak mógł, ale brakowało mu czasem tych drobnych instynktów i wyczucia, którymi mogli poszczycić się ludzie, którzy do dzieci mieli jednak lepsze podejście.
- Tak, to dobrze, że zdecydowałeś się być natrętem - odpowiedział, uśmiechając się pod nosem i obserwując jak leżąca wciąż na jego brzuchu Isla próbuje podnieść głowę, wpatrzona w Saula jak w obrazek. - I nie wiem czy na pewno jest taka zachwycona; ciągle mnie bije po twarzy tymi obślinionymi rękami - pożalił się, choć tak naprawdę mniej te gesty przypominały bicie, a bardziej wyjątkowo nieudolne głaskanie. Znowu powrócił wspomnieniem do Monroe’a.
- Masz zamiar spać na podłodze? My tu będziemy zaraz mieć jam session z kołysankami Madonny, nie wiem czy ci odpowiada taki podkład muzyczny - uprzedził, nie robiąc sobie nic z tego, że do jam session jednak chyba był potrzebny jakiś instrument, a nie tylko głos. W tym momencie Isla zaczęła coś gaworzyć po swojemu, zupełnie jakby uznała, że już za dużo tego gadulstwa i czas najwyższy zwrócić na siebie uwagę. Mała atencjuszka. - Widzisz? Ona już zaczęła - skomentował, głaszcząc ją po pleckach. - Tak, zaraz będziemy się usypiać, chyba, że twój tata najpierw mi przetłuści zupełnie włosy, a tak nie może być, bo ja idę dzisiaj tańczyć - dodał, kątem oka spoglądając na Saula, żeby sprawdzić czy dotarło do niego, że to był tylko taki niewinny żart.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Tak, zauważył, że Klaus lubił jego głaskanie i pieszczoty - to dlatego często go nimi obdarowywał, ale też dlatego, że sam to uwielbiał i dotykanie swojego chłopaka, tulenie się do niego, głaskanie i ogólne okazywanie uczuć było potrzebne również jemu. Uspokajało go i upewniało, że faktycznie są razem, że istnieje między nimi uczucie, że to nie jest tylko ułuda. Niestety nie widział wielu problemów, które w tym związku narastały: nie dostrzegał, jak bardzo Klaus nie chce Isli w swoim życiu - sądził, że jest w miarę w porządku, skoro chłopak sam proponuje zajmowanie się małą, skoro się z nią bawi, rozmawia, tuli do siebie. W oczach Saula dystans, jaki Werner do niej miał, był znacznie mniejszy, niż w rzeczywistości. Sądził, że jeśli nie jest tak, że Klaus tylko ją przewija i karmi, czyli wykonuje jedynie to, co niezbędne, to wszystko będzie dobrze, ułoży się. Nie jest tak źle. Myślał, że się dogadają, że wszystko się w końcu dotrze i będzie normalnie. Przyzwyczają się do całej sytuacji (która przecież dla nich obu była nowa) i zaczną żyć normalnie. Nie przeczuwał, że cały ten związek zaczyna się sypać jak domek z kart.
I nie, nie miał nic przeciw temu, żeby Klaus się odstawiał do klubu: w końcu to klub, tam wręcz należało wyglądać szałowo. Sam zresztą też zamierzał się wystroić i dobrze bawić ze swoim chłopakiem, zamierzał się wyszaleć i zwolnić nianię dopiero jutro po południu, kiedy się porządnie wyśpi w ramionach swojego partnera po pięknym, namiętnym seksie.
- Tak, zamierzam spać na podłodze, bo już się ułożyłem i nie chce mi się wstać - zakomunikował, uśmiechając się - I zamierzam nie przestawać tłuścić twoich włosów, póki nie zasnę. Jam session mi nie przeszkadza, możecie mi zaśpiewać coś ładnego. Tak, Isla? Zaśpiewasz coś ojcu?
Miał wrażenie, że mimo, że on sam miał znacznie większe doświadczenie w interakcjach z tak małymi ludźmi, to Klaus radzi sobie z tym sto razy lepiej. Saul nie wiedział, jak z takimi dziećmi rozmawiać i raczej okazywał im zainteresowanie w inny sposób: bawiąc się z nimi, tuląc czy śpiewając. Mówić do nich nie bardzo potrafił.
- I słusznie, że bijesz Klausa: jego trzeba trzymać krótko, wiesz. Nie pozwalać mu na zbyt wiele.
Dziewczynka patrzyła na niego wielkimi, błękitnymi oczami (ewidentnie odziedziczonymi po ojcu), a po chwili wybuchnęła śmiechem i zamachała rączkami.
- Dobra, bawcie się grzecznie, zjedzcie coś, a ja się położę. Obudź mnie, jak będziesz chciał wychodzić, dobrze?
Dał swojemu chłopakowi całusa w policzek i poszedł do sypialni, gdy już z trudem zdołał się podnieść z tej podłogi. Padł na łóżko i natychmiast zasnął.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Klaus, przede wszystkim, obawiał się, że to, co mieli, było dużo bardziej delikatne niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Blokowanie niektórych odczuć wydawało mu się jedyną drogą do podtrzymania tej ułudy szczęścia, w której zanurzali się po szyję. Łatwiejsze z pewnością było dla niego włożenie wszelkich wysiłków, żeby nauczyć się cieszyć z towarzystwa Isli niż dla Saula wiedzenie dwóch osobnych żyć: dla niego i dla córki. Poza tym faktycznie zaczął przywiązywać się do małej - to było nieuniknione, skoro spędzał z nią coraz więcej czasu, niejednokrotnie w pojedynkę, kiedy wpadł na pomysł, żeby trochę Monroe’a odciążyć. To z pewnością nie było tak, że nienawidził tego dziecka; przecież nie byłby w stanie. Isla nie zrobiła niczego złego. To, że przyszła na świat w takich okolicznościach, jako dziecko tych konkretnych osób, nie było w żadnym stopniu jej winą. To oni byli dorosłymi - Klaus był dorosłym. Do niego należało przystosowanie się do nowej rzeczywistości.
I chociaż nadal nie potrafił poczuć się w pełni swobodnie, opiekując się młodą (zupełnie, jakby robił coś złego, przewijając ją, karmiąc i łaskocząc), z tygodnia na tydzień zdawało się, że dojrzewa coraz bardziej. Wiedział, że w ten sposób postrzegał to Saul, wiedział, że tak to wyglądało dla otoczenia, wiedział, że pewnie w związku z tym powinien odczuwać jakąś dumę, ale to przecież nie była żadna duma. To była presja. Presja i cała masa lęku: podskórnego, przechodzącego czasem nieprzyjemnym dreszczem, kiedy docierało do niego, że zaszli już tak daleko z tą jego uległą postawą, że gdyby nagle się z tego wyłamał, to byłby początek końca. Jeśli z czegoś wyrastał, to z marzycielskiej natury - powoli uczył się akceptować szarą codzienność, wyciskać z niej jak najwięcej, doceniać fakt, że Saul po prostu był obok i przytulał go, i głaskał, i mówił, że go kocha.
A to było więcej niż kiedykolwiek dał mu ktokolwiek wcześniej. Tak bardzo był skoncentrowany na tym, żeby przypadkiem tego nie zepsuć, że zapominał chyba o tym, co w podobnych relacjach było jedną z najważniejszych rzeczy: o szczerości i otwartości. Skupił się na tym, żeby Monroe’a wspierać, żeby nie być przesadnie uciążliwym, żeby być p r z y d a t n y m i jak najbardziej niezastąpionym - nawet jeśli to ostatnie było całkiem egoistyczne i dość okrutne. Bał się, że któregoś dnia Saul dostrzeże, że w gruncie rzeczy Klaus do takiego trybu życia zupełnie się nie nadawał, a po świecie chodziła cała masa osób, które w tej sztywnej roli, do której próbował się dopasować, spisałyby się o wiele lepiej. I kochać też potrafiłyby jakoś pełniej.
Spojrzał na niego z udawaną surowością, słysząc ten tekst o trzymaniu krótko. Podtrzymując wciąż Islę przy swojej klatce piersiowej, podniósł się do siadu, chcąc tym samym sprowokować Saula do podniesienia się i przejścia na łóżko.
- Nie ma spania na podłodze. W ę ż e - przypomniał, nawet jeśli ustalili już, że żaden gad nie pełzał po tym domu. Zapobiegliwości nigdy nie było zbyt wiele, zwłaszcza jeśli chodziło o te przeklęte kreatury. Uśmiechnął się więc, kiedy Monroe oznajmił wreszcie, że idzie do sypialni, a przyjmując pocałunek składany na policzku, odwrócił głowę tak, żeby trafił w usta.
- Dobrze, obudzę - zgodził się, nawet jeśli już teraz czuł, że to mogło być całkiem niezłe wyzwanie. Obserwował jak Saul przechodzi do drugiego pokoju i zamyka za sobą drzwi, żeby zaraz spojrzeć pytająco na Islę.
- Masz zamiar iść na tę drzemkę czy nie? - Dał jej moment na przetrawienie tego zagadnienia, zupełnie jakby realnie spodziewał się odpowiedzi, ale dziewczynka wsadziła tylko rękę do buzi, podskakując na jego rękach i tym samym domagając się od niego także podniesienia się z podłogi i noszenia. Westchnął cicho, ale w końcu faktycznie stanął na nogi, żeby zaraz obrócić ją w taką stronę, żeby jej plecy przylegały do jego klatki piersiowej, umożliwiając jej w ten sposób podziwianie wszystkiego wokół. - Może pooglądamy jakieś książki, co? Mam ze sobą Zbrodnię i karę, to ci się spodoba - zaproponował, kierując się z nią do półki, na której poustawiał już kilka przytaszczonych ze sobą do domku przy Sapphire River literackich pozycji.

k o n i e c
Saul Monroe
ODPOWIEDZ