Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
42.

Daleka była od kobiet pozwalających sobie na stresowanie się pierdołami. Raczej szła na żywioł, nie planowała wszystkiego skrupulatnie, bo nie odnajdywała w tym sensu. Mimo to dzisiejszego dnia czuła się trochę niepewnie. Weszła do pokoju na parterze, który już od dawna określała mianem tego należącego do Periclesa, bo zawsze gdy u niej się zatrzymywał, właśnie go zajmował. Nie było to niczym specjalnym... ot pomieszczenie z materacem na paletach i szafą, ale przez ostatni tydzień nieco je podrasowała. Dodała stare biurko na ozdobnych nóżkach, które sama wypiaskowała w wolnej chwili. Dwie ze swoich roślin w plecionych donicach, zaplatany dywan i dodatkowy regał, na którym Perry mógłby coś położyć. Lubiła swoje wnętrza, jej dom miał bez wątpienia dużo z jej charakteru i estetyki, więc była z siebie całkiem zadowolona, ale... ale też najbardziej nie stresowały ją wcale warunki, w jakich jej kuzyn będzie żył, a fakt, że nieco później miał dołączyć do nich Jasper. Nie wyobrażała sobie, że panowie mieliby się poznać w sytuacji, w której Jay z gołym tyłkiem schodziłby po coś do picia, albo nie daj boże, w jeszcze gorszej. Zależało jej, by było to wszystko poprawne, takie jak należy, bo też chciała by sam Pericles miał świadomość, że jego kuzynce tym razem naprawdę zależy i nie znalazła sobie kolejnego drania na chwilę. No i też, co nawet ważniejsze, chciała, żeby się polubili, zawsze z tyłu głowy miała potrzebę zabiegania o to, by jej kuzyn czuł się komfortowo, bo wiedziała, że często gęsto wyglądało to inaczej, a ta dwójka Campbellów trzymała się przecież razem.
- Hej Perry... wziąłeś wszystko, co jest ci potrzebne? - otworzyła drzwi, kiedy jej kuzyn już się zjawił. - Wiesz, jak coś możemy potem jeszcze podjechać moim samochodem, albo jak trzeba, to Jasper ma większy służbowy - zaproponowała, przepuszczając go w wejściu i przyglądając mu się przy tym, jakby chciała zobaczyć, czy i tym razem nigdzie nie znajdzie dowodów pobicia. Od ostatniego razu stała się na tym punkcie wyczulona. - Jak się czujesz? - zapytała od razu, wyciągając dla siebie papierosa, którego chwilę po tym odpaliła. - Wszystko okay? - dopytała jeszcze, uznając, że dobrze będzie, jeśli da mu przestrzeń na wygadanie się, póki są we dwoje, gdyby tego potrzebował.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Zawieszone na ciele ramiączko sportowej torby, należącej do Francisa, pozostawić miało na jego ramieniu czerwony, bolesny ślad. Oprócz ubrań i kilku kosmetyków, Perry zapakował do niej ulubione książki; przez ten krótki dystans, wyznaczony pomiędzy domem a taksówką, bał się, że szwy nie wytrzymają, a cały jego niewielki dobytek wyląduje w błotnistej kałuży. Fitzgerald, Lee, Bronte, Wilde, Whitman i Baldwin pozostali jednak bezpieczni; czasem zdawało się mu, że odkąd Orpheus się wyprowadził, a Percy wyjechał, książki te były jego jedynymi przyjaciółmi. Ale miał Francisa. I Pearl. I może tylko dzięki temu wciąż utrzymywał się na powierzchni; nie sądził, że aż tak rozpaczliwie potrzebuje czyjejś obecności w swoim życiu.
Chyba — obwieścił z trudem, zrzucając z siebie torbę — z głośnym wydechem — gdzieś w korytarzu. Rozmasował obolałe miejsce i skinął lekko głową; wciąż nie potrafił pogodzić się ze sprzedażą domu, w którym przyszło się mu wychować, ale wiedział, że musiał rozpocząć w swym życiu nowy etap. Nawet jeśli jego początek miał być wyznaczony zajmowaniem jednego z pokoi należących do Pearl. — Większość rzeczy wyrzuciłem podczas sprzątania, ale zostały tam jeszcze trzy kartony. Dwa moje, głównie książki i jeden… Arthura — a on nie wiedział co z ów przedmiotami zrobić. Ubrania wujka zapakował i oddał jakiejś fundacji. Niepotrzebne papiery wyrzucił. Ale były tam też przedmioty zbyt intymne i tym samym cenne, by mógł, nawet z swą rozbudzającą się nienawiścią do tego człowieka, je tak po prostu porzucić. — Dzwonił do mnie ten koleś, który dawał mi towar. Chce się jutro spotkać — wyjawił po krótkiej chwili ciszy. Początkowo nie zamierzał jej o niczym mówić, ale utrzymywanie sekretów nie byłoby w tej chwili mądrym posunięciem; jedynym, o czym nie mógłby z nią rozmawiać, była tajemnica, którą strzegł przed całym światem dla Orpheusa. Nawet jeśli nie miał tego docenić. — Ale nie musisz się martwić, powiem mu, że z tym kończę. I że sprzedaję dom, więc dostaną te swoje pieprzone pieniądze — wzruszywszy lekko ramionami odwrócił wzrok i kopnął niesforne ramiączko torby, leżące niedbale na podłodze. — Jak mi przy tym wpierdoli to trudno — dodał obojętnie, uznając, że uprzedzenie jej o tym oszczędzi im zmartwień i niepotrzebnych rozmów; nie chciał się znów przed nią rozklejać tak, jak poprzednim razem.
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Nigdy nie była dobrą siostrą dla Lucille, a kiedy to sobie uświadomiła, było już za późno, by cokolwiek w tym temacie zmienić. Pericles był więc poniekąd szansą na jej odkupienie, ale bynajmniej nie chciała z nim być blisko tylko ze względu na ten bilans minionych grzechów i szaleją ego sumienia. Starała się być dobrą kuzynką, kimś na kim Perry mógłby polegać, ale jednocześnie wiedziała, że nigdy w tej roli nie będzie idealna. Daleko było jej do jakiegokolwiek wzoru wartego naśladowania, więc kiedy już mogła pomóc, starała się robić to przy każdej nadarzajscej się oplkazji, właśnie tak jak teraz. Przy tym mogła mieć go bliżej i lepiej kontrolować, czy nie dzieje mu się krzywda. Oczywiście słowo kontrola, było dalece nad wyraz, bo sama nienawidziła, gdy ktoś próbował nią rozporządzać i nie zamierzała tego robić innym. Mimo to wciąż się martwiła i starała się opracować jakiś balans, między pozostawianiem Perry'emu swobody, a upewnianiem go, że może na niej polegać i jej ufać.
- Oki, to zgarnę je do swojego samochodu w wolnej chwili... rzeczy Arthura możemy rzucić na strych, jeśli jeszcze nie wiesz co chcesz z nimi zrobić - zaproponowała, bo chociaż Perry nie wspomniał o tym na głos, to jednak dostrzegła w nim pewne zawahanie. Cały czas miała też z tyłu głowy to, że niebawem dołączy do nich Jasper, ale najwyraźniej wystarczyła wzmianka o tych draniacj, które wciągnęły jej kuzyna w dealerstwo, aby przynajmniej na teraz zapomniała o Ainsworthie. - Ja bym wolała, żeby nikt ci nie wpierdalał... jak będę miała w takiej sytuacji nie planować zabójstwa tych skurwysynów? - mruknęła na wydechu, chcąc zachować spokój. Jeden wdech, drugi... zaciągnęła się papierosem i przetarła twarz dłonią. - Wiem, że chcesz załatwić to sam i... wiesz jaka jestem, wkurza mnie to, ale to uszanuję - bo jasne, mogłaby nalegać, że chce w tym uczestniczyć, ale to było jego życie i miał prawo robić z nim co chciał, z resztą ona swoje własne spierdoliła na wielu płaszczyznach, więc była ostatnią osobą do prawienia morałów. - Ale po prostu podaj mi adres, dobrze? Bede tego dnia w Lorne, jakby coś szło nie tak, wystarczyłaby krótka wiadomość, pusty SMS, czy strzałka na telefon i przyjadę... nie wmieszam się, jeśli sam mnie o to nie poprosisz, ale daj sobie szanse na to, by w razie czego mieć jak poprosić - wyjaśniła, mimowolnie przypominając sobie, że gdyby ona sama nie podała adresu miejsca w którym się znajduje którejś nocy Jay'owi, to najpewniej teraz by to nie stała.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Niekiedy przerażała go prostota, z jaką przychodziło wszystkim zamykanie dotychczasowego życia w kilku tekturowych pudłach, których destynacja wiodła zawsze na śmietnik. Ten metaforyczny także; zastanawiał się, czy rzeczy Lucille znajdują się wciąż na strychu domu jej rodziców, zakurzone i porzucone na wieki; może kiedyś nadejść miał dzień pojednania — czule unoszone pamiątki po raz ostatni miały przywołać ciepłe wspomnienia — lecz mimo to na śmierć nie istniało remedium. Człowiek znikał, więc znikało również ciepło; rzeczy zaś, dotąd tak ważne, pozostawały po prostu rzeczami. — Myślisz, że powinienem je po prostu wyrzucić? — spytał więc żałując, że poza nim Arthur nie miał nikogo. Że po jego zaginięciu w progu drzwi nie stanęła żadna z tych jego kobiet, domagając się wręczenia sobie kilku pamiątek. Oddałby jej wszystko — flanelowe koszule, wyszczerbiony kubek, małą latarnię morską wykutą z gipsu. Nie potrafił być okrutny — a tym byłoby wrzucenie pudeł do kontenera wypełnionego karaluchami i szczurami — lecz nie chciał być jednocześnie więźniem cudzych wspomnień; może najłatwiej byłoby, gdyby ta ich nadmorska chatka spłonęła, zabierając wraz z sobą ku śmierci ostatnie wspomnienia Arthura. — Zostawiłaś sobie jakieś rzeczy Lucille? — może na podstawie jej odpowiedzi miało być mu łatwiej podjąć decyzję; różnica była jednak taka, że Pearl swoją siostrę kochała, a Perry wciąż nie wiedział, jak wiele fałszu skrywało się w relacji łączącej go z wujkiem. Poza tym, zaginął na morzu tak dawno, że rozstrzyganie tego całego sporu dopiero teraz było niemal komiczne.
Uśmiechnął się mimowolnie. Wiedział, że Pearl nie żartuje, a jednak dopuszczenie do siebie myśli o cudzej trosce było dla niego pokrzepiające. — Postaram się nikogo nie prowokować — obiecał więc, z cieniem lekkiego śmiechu; wystarczyło przecież, że będzie grać według stawianych mu zasad — może nawet z odpowiednio wmanewrowanym wskazaniem, że nie zamierza zajmować się już dilerką, faktycznie mógł wyjść z jutrzejszego spotkania bez uszczerbku. I choć przez kilka zagubionych minut zastanawiał się nad jej propozycją — przesunął swoją torbę w takie miejsce, by nikomu nie wadziła i pozbył się bluzy, na którą było zdecydowanie za ciepło (miał wrażenie, że dom Pearl niesie to ciepło w sobie; że jest jedynym bezpiecznym i przepełnionym spokojem miejscem), by następnie wyciągnąć ku niej otwartą dłoń. — Daj mi swój telefon — poprosił, a po jego uzyskaniu przypiął w odpowiedniej aplikacji pinezkę z adresem. — Pearl, a może… — głupio czuł się z zamiarem złożenia takiej prośby; czaiła się w nim w dodatku wciąż żywa niepewność, jako że nie chciał być dla niej uciążliwym problemem. — Mógłbym coś takiego ustawić, że nasze telefony by się synchronizowały i mogłabyś czasem sprawdzać, gdzie jestem, jakbym nie dawał znaku albo no wiesz, bo, oni czasem w ostatniej chwili zmieniają lokalizacje — wymamrotał, wzruszając ramionami. Co prawda nie chciał jej pomocy — nie chcąc narażać jej życia — ale wierzył, że w razie problemów po prostu wezwałaby policję; a to było lepszą perspektywą, niż śmierć z rąk psychopatycznych dupków.
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Nie uważała, żeby była najlepszą pomocą w takich kwestiach, z resztą nigdy nie uważała, żeby jej rady w jakiejkolwiek dziedzinie były wybitnie wartościowe. Sama robiła to, co było najlepsza dla niej, a raczej co takim jej się wydawało. Inni mieli na ten temat z goła odmienną opinię, a Pearl nigdy nie traciła czasu na walczenie o swoje racje. To, że niejednokrotnie zjebała, było dla niej wiadome, to, że mogła parę spraw rozegrać inaczej, też nie stanowiło nowości. Z tego też powodu nie wyrwała się do odpowiedzi na pytanie kuzyna od razu, zamiast tego marszczyła delikatnie czoło, opierając się ramieniem o ścianę.
- Prawdę mówiąc nie wiem... ja bym je pewnie zostawiła gdzieś schowane... gdybym czuła potrzebę do nich wracać, nadal byłaby taka możliwość, a gdyby nie, to w żaden sposób by mi nie wadziły - wzruszyła ramieniem, jakby chciała mu w ten sposób pokazać, że nie musi brać jej zdania pod uwagę, jeśli by wolał zdecydować inaczej. Takie kwestie nigdy nie były szczególnie łatwe, ale też ona sama odrobinę bała się palić za sobą mosty... nadpalać tak, rujnować owszem, ale nigdy spalać do gołej ziemi. - Nic po niej do mnie nie trafiło - kolejne wzruszenie ramion, tym razem miało przykryć lekką nutę żalu, jaki wdarł się do jej tonu. - Wiem, że rodzice nie wyrzucili niczego, Anthony też ma sporo pamiątek, ja mam chyba jedną sukienkę, którą jej zabrałam, ale wtedy nawet pół tyłka by mi w nią nie weszło - prychnęła z fałszywym rozbawieniem. Miała jednak cały pokój wypełniony artykułami i poszlakami. Wszystkie wycinki, zdjęcia, możliwe tropy. Cały gabinet urządzony z myślą o tym, by znaleźć jej zabójcę. Ten do którego niechętnie kogokolwiek wpuszczała, umiejscowiony na piętrze. Uważała, że nie należały jej się inne pamiątki... była raczej paskudną siostrą i pewna była, że świat byłby nieco lepszy, gdyby Lucille nadal żyła, a to jej na nim nie było.
Pokiwała powoli głową, wierząc, że nie rzucił tej obietnicy jedynie po to, by się odczepiła, jednocześnie nie wymagała żadnych dodatkowych zapewnień, ani też nie rwała się do prawienia dodatkowych morałów. Mimo to martwiła się niesamowicie. Aż coś w dole brzucha kurczyło jej się nieprzyjemnie i to poczucie niejakiej bezsilności rozrywało ją na kawałki. Podała więc mu swój telefon dość chętnie, wcześniej go odblokowując. Spojrzeniem powiodła po jego twarzy i słysząc tę niepewną propozycję, z ulgą wypuściła z płuc powietrze.
- Kurwa tak, poproszę Pericles, zróbmy to - westchnęła, jakby od lat tylko czekała na takie słowa. Przetarła dłonią twarz, oswajając się z tym poczuciem nadziei, jakby dostrzegła jakieś światełko w tunelu. Nie chciała go kontrolować, więc cieszyło ją, że wyszło to od niego. - Ustaw co tylko możesz, jeśli coś co się stanie, to mi odpierdoli, wiesz o tym? - zbliżyła się do niego i otoczyła go ramionami, chociaż na parę wdechów. - Chciałabym, żebyś czasem na mnie więcej polegał... nie zmuszam, ale wiesz, po prostu bądź świadomy, że z niczym nie musisz być sam, okay? - oparła brodę na jego głowie, przymykając na moment oczy. Nie męczyła go jednak dłużej i chciała też pomóc wrócić na niego lżejsze tory, gdyby tego potrzebował. - Byłam na zakupach wczoraj i kupiłam parę rzeczy, które lubisz, więc będziesz musiał je wyjadać z lodówki, żeby się nie zmarnowały - poinformowała, próbując udawać, że nie martwi się w dalszym ciągu jego sytuacją.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
S c h o w a n e.
Niczym sprawy, o których wolałoby się nie pamiętać. I o których nie powiedziało się nigdy
nikomu.
Może miło i zdrowo byłoby czasem wracać — jeśli nostalgiczna tęsknota odbierałaby sen każdej nocy — ale Perry wsłuchując się w padające słowa myślał raczej o tym, że nie posiadał takiego miejsca. Dom Pearl był duży; przestronność ciepłych, idyllicznych pomieszczeń oszałamiała go za każdym razem, kiedy zjawiał się w progu jej drzwi; wcześniej, kiedy nadmorska chata należała jeszcze do niego, kradł Pearl jakieś drobiazgi (i wiedział, że ona wie; i że się nie gniewa), próbując odbić to samo ciepło na ścianach własnego życia. Ale tamto miejsce nigdy nie przypominało tego; i może nigdy Pericles nie miał zbudować czegoś w tych samych kształtach i barwach. A wobec tego — nie mógł miejsca tego zainfekować cudzymi pamiątkami. Arthur miał być duchem wyłącznie w jego świecie; chociaż więc Perry tymczasowo poprosił dla nich obu o schronienie, wiedział, że będzie musiał odnaleźć dla nich jakiś inny, mniejszy skrawek ziemi.
Może znajdę dla nich jakieś miejsce — odparł więc w zamyśleniu, zastanawiając się jak wiele zajęłoby to miejsca w nowym domu, gdziekolwiek miał go pewnego dnia odnaleźć, i jak wiele przestrzeni swoich myśli poświęciłby powrotom do tych kilku, kurzących się pudeł. — To trochę niesprawiedliwe — zastanawiał się jeszcze, dlaczego nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali. O Lucille, jej śmierci oraz tym, jak wielką pustkę po sobie pozostawiła. Ale Perry chyba nie potrafiłby być dla Pearl wsparciem; był raczej niszczycielską siłą w każdym życiu, do którego uzyskał wstęp. Może więc dobrze, że nie wiedział o wszystkim, że nie znał całej prawdy — prowadzone przez dziewczynę śledztwo mogłoby, za jego sprawą, przemienić się w katastrofę.

Trochę dziwnie czuł się z tą troską, w której nie skrywał się fałsz. Arthur wcześniej również się martwił, ale raczej o to, że znowu będą go wzywać do szkoły (kiedy Perry mdlał bądź znów, w trakcie zajęć, zasypiał) albo o to, że nie będzie ich stać na czynsz przez periclesowe leki, które co jakiś czas należało zmienić. Uśmiechnął się więc w dość blady sposób, starając się z r o z u m i e ć — skąd ten niepokój — a następnie rozpoczął poszukiwania odpowiedniej aplikacji na telefonie dziewczyny. — Muszę pobrać apkę, bo mamy inne modele telefonów — wyjaśnił, nie usiłując nawet doprowadzić do synchronizacji w ustawieniach. Co prawda jego sytuacja się polepszyła, odkąd Julien podarował mu swój stary telefon (na poprzednim Pericles mógł wyłącznie pisać wiadomości i dzwonić, chociaż w ostatnich dniach i z tym występowały problemy), ale daleko mu było do świetności posiadanego przez kuzynkę urządzenia. Mimo to wierzył, że odpowiednia aplikacja sprawdzi się w sposób mogący zadowolić ich oboje. — Ale Pearl — zaprotestował, kiedy dzieląca ich odległość została zmniejszona, a ramiona dziewczyny oplotły jego ciało. — Nie jestem wcale taką wielką porażką, wiesz? Jakoś sobie radzę — wymamrotał, kładąc jedną dłoń na jej plecach. — Nic mi się nie stanie — skoro przetrwał do tej pory, to może nie miało spotkać go nic ponad to, czego już doświadczał. Pobicia, groźby i szantaże były jak codzienność, a poza wypadkiem sprzed roku, kiedy roztrzaskał swe ciało na skałach wraz z łodzią i tylko dzięki Orpheusowi nie wykrwawił się na śmierć — starał się podejmować rozsądniejsze decyzje. — No ale jakby coś się działo, to dam ci znać — wzruszył niedbale ramionami. Wiedział, że zdołałaby mu pomóc. Wiedział, że może jej ufać i że zaufanie to wiele dla niej znaczy. Ale jeszcze nie wiedział; nie chciał być jej problemem. Nie bardziej, niż obecnie. — Dzięki — lekki uśmiech zakwitł na jego ustach, a kiedy Pearl umożliwiła mu dalszą instalację, w odpowiedni sposób połączył ze sobą ich telefony. — Masz jakieś plany? Może moglibyśmy coś razem ugotować — zasugerował przyjaźnie; może nie był szczególnie głodny i samo wyobrażenie o przyrządzaniu posiłku nigdy wcześniej nie wzbudzało jego zainteresowania, uznał teraz, że mogliby przynajmniej pobyć przez jeszcze kilka godzin razem. Wiedział, że potem zniknie, że będzie jej unikać i spędzać większość chwil w zakamarkach swojego tymczasowego pokoju.
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Traktowała Periclesa trochę jak swoją pokutę. Nigdy by mu o tym nie powiedziała i nie wiedziała nawet, czy było to sprawiedliwe w stosunku do kuzyna, ale czasem w te wieczory, w które wypijała o kilka lampek wina za dużo, dochodziła do wniosku, że właśnie tak to mogło w jej głowie wyglądać. Była okropną siostrą dla Lucille i jedyne co teraz mogła, to odpracować to na relacji z kuzynem. Nigdy więc nie postrzegała tych jego kradzieży, jako faktyczne kradzieże... bardziej było jej miło, że chciał mieć cokolwiek, co mogło mu się kojarzyć z kimś takim jak ona. Ze zdemoralizowaną, przegraną młodą kobietą z obsesją i brakiem stabilności psychicznej.
- Nikt ci jeszcze nie wspomniał, że życie jest nieszczególnie sprawiedliwe? - westchnęła ciężko na chwilę przed tym, gdy ten frazes opuścił jej usta, a potem jeszcze zmierzwiła dłonią jego włosy. Przynajmniej przy tym ciężkim temacie stres spowodowany perspektywą poznania się Jaspera z Pyrką nieco zelżał na swojej sile.
Skinęła głową, kiedy wspomniał o pobieraniu aplikacji, bo nawet nie planowała w to jakkolwiek ingerować. Była pewna, że Pericles wie, co robi, a ona w tym czasie niepotrzebnie z resztą, przekrzywiła jakąś ozdobę na półce, jakby ledwie zmieniony kąt ułożenia miał nagle coś zmienić. Dopiero po tym pozwoliła sobie na bliskość i czułość większą, niż ta, której jej kuzyn oczekiwał. Jego oponowania nie miały nic do gadania.
- W ogóle nie jesteś porażką... nawet tak nie sugeruj, bo ci nakopię - ostrzegła go grzecznie, chociaż z naciskiem, który sugerował, że wcale nie kłamie. - Zwyczajnie się o ciebie martwię - wyjaśniła, chociaż w jej odczuciu było to raczej oczywiste. Mimo to być może należało mu to wyłożyć. Skinęła jeszcze głową, gdy obiecał, że da znać, a potem... jakoś tak spojrzała odruchowo w kierunku drzwi.
- Mam i nie mam - wyjaśniła enigmatycznie, marszcząc nos. - Wiesz, że nie jestem najlepszą kucharką, ale w sumie możemy spróbować - kontynuowała, jeszcze przyglądając się drzwiom, by ostatecznie przez nie wyjść na korytarz, w kierunku kuchni, z nadzieją, że Pericles ruszy za nią. - Pamiętasz, co ci mówiłam? Że mój... facet dojedzie też. Jasper w sensie... chciałabym, żebyś go poznał. Możemy coś ugotować i razem zjemy, jeśli wyjdzie nam coś jadalnego - wyjaśniła, co chodziło jej po głowie i naraz poczuła się znów spięta. Trochę, jak dziecko przed jakimś występem. Zwykle należała raczej do kobiet niezwykle pewnych siebie, więc radzenie sobie z podobną tremą nie było dla niej normalne. Liczyła w tym wszystkim na to, że jej kuzyn i Ainsworth się polubią, bo prawdę mówiąc, nie wiedziałaby, co zrobić, gdyby było inaczej.

pericles campbell
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
O niesprawiedliwości wiedział niemal wszystko, czasem jeszcze tylko dziwiąc się i dumając, krzywiąc w każdym jej obliczu. Może dlatego posłał Pearl wyłącznie krótki, nieprzyjemny uśmiech; przecież w i e d z i a ł. Wiedział, bo jako dziecko odwiedzał dwa sąsiednie groby należące do rodziców, choć nigdy nie dowiedział się, dlaczego akurat mu przyszło narodzić się chwilę przed ich śmiercią. Wiedział, bo to jego życie skażone zostało niezrozumianą przez świat chorobą, której mimo starań i dbałości nie dało się uleczyć. Wiedział, bo życie nie pozwoliło mu nigdy poznać smaku czystego, nieskazitelnego szczęścia. Nauczył się przynajmniej walczyć, choć kruchość starań kąsała go częściej, niż był gotów przyznać; jednak tam, gdzie wystarczyło sięgnąć po swoje własne drobiny radości, Pericles potrafił sobie radzić. Być może dlatego nie rozumiał sytuacji, w której znalazła się Pearl; czy nie wystarczyło upomnieć się o jedną choćby pamiątkę? Wydrzeć ją siłą z dłoni, które nie miały praw do jakichkolwiek regulacji?
Jeśli nam nie wyjdzie, po prostu zamówimy pizze — zasugerował z uśmiechem, w którym skryło się już wyłącznie ciepło. Wolał nie podważać jej starań, jej chęci do zaistnienia w ramach jego życia; wiedział jednak, że ta ich chwila bliskości była jedną z nielicznych, że nigdy już więcej się do niej nie zbliżą. Perry nie potrafił przyjmować tego, co mu oferowano; czuł się gorszy, słabszy, niemal nieistotny. Może wystarczyłoby pomartwić się o nią tak, jak martwiła się o niego, ale inicjacja tak wielkiej zażyłości napawała go lękiem. Wierzył, że musi być sam. Że tak będzie lepiej dla wszystkich; pozostawało mu z uśmiechem zaakceptować odejście Percy’ego, Orpheusa i wszystkich tych, którzy przez moment zajaśnieli w jego życiu.
Chciał jej powiedzieć, że wyjedzie. Że myśli o tym od tak długiego czasu, że nie jest już w stanie dostrzec innej przyszłości, ale może jeszcze liczył na to, że coś zdoła go zatrzymać.
Przybycie Jaspera (zapowiedziane, zaakceptowane, a jednak powleczone niezręcznością i strachem) nie należało do idealnych, a Perry, mimo rozbudzającej się w nim sympatii, postanowił dość prędko wymówić się niestarannym wyjaśnieniem i zaszyć w granicach nowego, własnego pokoju. Jasper go onieśmielał, jednak nie to sprawiło, że ciężko było mu odnaleźć się w jego towarzystwie. Perry był zazdrosny. Zły. Bo miał mieć to samo, bo miał zdobyć to wszystko w swej ufności do Orpheusa, ale został sam, bezradny w obliczu tych wszystkich uczuć. Tamtej nocy niemal do niego zadzwonił, ale znów rozbrzmiała w nim ta sama destrukcyjna myśl: w jego zrujnowanym życiu nie było miejsca dla nikogo.

koniec <3
ODPOWIEDZ