olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

W życiu Ainsley Remington nie było miejsca na żadne przypadki. Nie miała żadnej dowolności w wyborze zajęcia - to wszak wymyślili jej rodzice i na swój spektakularny, jeździecki sukces pracowała bardzo ciężko od siódmego roku życia. Nie było w nim miejsca na przypadkowe znajomości - każdy, kto pewnego pięknego dnia miał przyjemność choćby się z nią przywitać, musiał pochodzić z odpowiedniego środowiska, być odpowiednio wpływowy lub popularny. Można by rzec, że przecież teraz sama była na szczycie, więc jak w ogóle można było oczekiwać po kimś takim czegoś innego? Dobre sobie, miala ledwo kilka lat kiedy wyrwali ją z jej ukochanej Szkocji i ignorując zupełnie jej wszelkie protesty, przeprowadzili do Australii by tutaj na miejscu przedstawić jej ledwo dwa lata starszego chłopca, i oznajmiając że od teraz to on będzie jej przyjacielem. Ainsley miała wtedy pięć lat, bardzo mocny szkocki akcent i wadę wymowy przez którą nie wymawiała R. Z biegiem czasu mogła z tego żartować, ale wtedy za wręcz traumatyczne uważała, że jej nowy przyjaciel ma miał na imię Richard. To musiał być ten dzień, kiedy powstało pieszczotliwe Dick - to samo, które zostało z nimi do dzisiaj, jak i ich relacja, bo aranżowanie Ainsley znajomości dało tyle dobrego, że trzydzieści lat później Richard Remington został jej mężem.
Sama nie wiedziała skąd dzisiejszego poranka wzięły się jej akurat te wspomnienia, tym bardziej, że to był jeden z tych dni w ośrodku jeździeckim, które śmiało można było nazwać lokalnym odpowiednikiem dnia świstaka. Pobudka o niemożliwej czwartej trzydzieści, Gary - miejscowy menadżer w roli kierowcy, trening z tym samym trenerem, wizyta tego samego weterynarza u zwierząt, obiad z tym samym towarzystwem, drugi trening znowu z tym samym trenerem i znowu Gary w roli kierowcy i powrót do, szczęśliwie od roku tego samego męża, czyli najlepszy punkt tego całego, ciężkiego dnia
Kiedy więc wykorzystywała jedną z przerw na snucie się bez celu po stadninie, miłą odmianą było usłyszenie w jednym z boksów nowego głosu. Przypadek. Takie rzeczy się przecież nie przydarzają ot tak. Zrobiła trzy kroki wstecz i nieśmiało (zupełnie jakby to nie ona była tutaj szefową, nie?) wychyliła się w otwartym wejściu i przez chwilę przyglądała się temu, co w środku się dzieje. Wniosek był prosty - przyszło jej w końcu poznać człowieka, który zajmuje się jej końmi. Jej - czyli tymi trzema wyjątkowymi zwierzętami, z którymi od pewnego czasu zdobywała te wszystkie swoje tytuły i medale. Ainsley bowiem mogła być i najlepszą kobietą biznesu, ale bywała tak ograniczona liczbą godzin w dobie, że sprawy tak przyziemne jak zatrudnianie pracowników zostawały na głowie Garego. I to on na codzień się z całym tym towarzystwem bujał, jako że szefowa osobą nadmiernie towarzyską ani socjalizującą się nie była.
Pewnie i dziś powinna postawić na raczej tą chłodną część swojego wizerunku i się po prostu grzecznie wycofać, tym bardziej że po treningu wyglądała tak, jakby hobbystycznie tarzała się w piachu/ziemi/trawie. To spotkanie mogło mieć dużo lepsze okoliczności, jednak było już za późno, bo została zauważona. Uśmiechnęła się lekko i zapytała, zastępując tym powitanie:
- Nie przeszkadzam? - a widząc raczej zdziwione? zainteresowane? spojrzenie, którym została obrzucona, uśmiechnęła się lekko i dodała: - Tak, zwykle nie wyglądamy jak przedstawicielki Żon z Cheshire na konnej przejażdżce, ale cicho, mówię ci to w tajemnicy - nie czekając na odpowiedź w kwestii przeszkadzania, pozwoliła sobie zrobić kilka kroków wgłąb boksu, przez chwilę skupiając swoją uwagę na koniu, z którym musiała wymienić charakterystyczną garść czułości. Parkfield Artie Blou, czule nazywany w skrócie Blou był miejscową divą, największą i najjaśniejszą gwiazdą tego miejsca - olimpijskie złoto w końcu mogło przewrócić w głowie dosyć skutecznie. Można było więc być i koniem, który idealnie poddawał się wszelkim treningom, i tym rozkapryszonym, który w boksie kopał, parskał, skakał, gryzł i generalnie - odstawiał niezłą szopkę. Miłą odmianą więc było obserwować go tak spokojnego, kiedy weterynarz robił mu kolejny zdrowotny przegląd. - Zawsze jest taki grzeczny? To niebywałe - pochwaliła więc ich relację i odsunęła się delikatnie na bok, opierając ramieniem o ściankę boksu.
właściciel kliniki, weterynarz — ANIMAL WELLNESS CENTER
31 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz oraz właściciel miejscowej kliniki, któremu w końcu zaczęło sie dobrze układać z Rosie, ale nie obywa sie bez jakichś dziwnych sytuacji.
Alexander był skołowany przez to czego się ostatnio dowiedział. Nie mógł sobie znaleźć miejsca, w jego głowie kotłowało się miliony myśli na minutę, aby za chwile przestać i wtedy następowała okropna cisza, która chyba była jeszcze grosza. Nie miał bladego pojęcia co ma robić, jak zareagować. Od lato powtarzał sobie, że wszystko co miało związek z jego ojcem jest dla niego nic nie znaczące, a wręcz martwe. Ojciec nic dla niego nie znaczył, był tylko kimś, kto dał nazwisko i wysyłał mamie pieniądze na jego utrzymanie i tyle z obecności ojca w jego życiu. Alex nigdy nie chciał go poznać, nie miał takiej potrzeby, dopiero ostatnio zaczęło dziać się coś dziwnego, chociaż nadal nie miał ochoty widzieć na oczy człowieka, który go spłodził. Nie miał bladego pojęcia jak wygląda ten człowiek, jest możliwość, że wiele razy mijał go na ulicy nie wiedząc, że to on. Zdawał sobie z tego sprawę, ale jakoś mu to nie przeszkadzało, bo i po co miał się zastanawiać nad tym jak wygląda obcy człowiek, który dał tylko swoje nasienie jego matce, bez zbędnych szczegółów, tych nawet nie chciał znać sam Alexander, nie jest mu to potrzebne do niczego.
Na szczęście miał pracę, która kochał. Obowiązki właściciela kliniki weterynaryjnej skutecznie pomagały w oderwaniu myśli od tych wszystkich problemów, które nagromadziły mu się w ostatnim czasie, oczywiście nie miał tutaj na myśli problemów zawodowych, bo tutaj miał naprawdę spokój i harmonie, tfu, tfu – odpukać! Nie chciał zapeszyć, że jeszcze w klinice coś nie będzie grało, bo chyba nie znalazłby na to siły, choć znając jego na pewno by mu się udało. Ma takie chwile, że nie wierzy w siebie, a na końcu okazuje się, że wychodzi z sytuacji naprawdę obronną ręką rozwiązując odpowiednio problem czy prostując sytuację. Alex ma ogromne pokłady cierpliwości i bardzo mu się to przydaje. Kiedyś nawet słyszał od swoich kolegów ze szkoły, że zachowuje się jak psychopata, ale nic z tych rzeczy! Jest zdrowym człowiekiem, który urodził się z cierpliwością kilku ludzi i tyle! To również bardzo mu pomagało, jeśli chodzi o kontakt ze zwierzętami, był spokojny, kiedy się nimi opiekował i one to wyczuwały pozwalając mu do siebie podejść i zająć się nimi. Miał intuicję, albo i może nawet dar, który wykorzystywał do swojej pracy.
Dzisiaj miał kolejną wizytę w ośrodku jeździeckim, gdzie od jakiegoś czasu zajmował się końmi. Uwielbiał te zwierzęta, ponieważ potrafiły się odwdzięczyć za opiekę, kiedy miało się odpowiednie podejście koń zachowywał się jak wielki pies, oczywiście wszystko zależy od charakteru, ale najważniejsze jest to, że trzeba szanować granice, które stawia nam zwierzę i dać się poznać wtedy współpraca jest idealna, bez dramatów i przykrych wydarzeń.
Zajmował się badaniami, kiedy usłyszał ruch przy wejściu. Odwrócił się z uśmiechem do źródła głosu.
- Oczywiście, że nie - zapewnił z takim samym wyrazem twarzy. Alex przyzwyczajony był do tego, że w stadninie pojawia się dużo osób, więc nie zaskoczyło go pojawienie się blondynki. Trochę się domyślał kim może być, ponieważ trochę o niej słyszał, jednak wolał sam się przekonać jaka jest naprawdę, nigdy nie oceniał ludzi na podstawie tego co słyszał. O nim w końcu mówiono, że jest psychopatą.
Zaśmiał się na kolejne słowa.
- Spokojnie, nie zwracam na takie rzeczy uwagi, sam podczas pracy czasem wyglądam nieciekawie - powiedział z rozbawieniem przypominając sobie jak wygląda, kiedy obiera poród krowy czy innego zwierzaka dość sporych rozmiarów, no nie pachnie wtedy perfumami od Diora, tylko zwierzętami, ale w ogóle mu to nie przeszkadzało.
- Tak, zawsze. Cudownie nam się współpracuje, nie mam zastrzeżeń, Blou chyba też nie, prawda? - ostatnie słowa skierował do konia, a ten jakby go rozumieją zarżał i trącił go lekko pyskiem. Pogłaskał go.

Ainsley Remington
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Zwykła nikomu nigdy niczego nie zazdrościć, co więcej była to jedna z tych durnych, sztywnych cech wyniesionych z domu, które wpaja się do młodych i naiwnych wtedy jeszcze główek takim dziewczętom jak ona. Są w końcu szykowane do tego, aby dostać od świata wszystko co najlepsze, gdzie w takim razie miałoby być miejsce na jakąkolwiek zawiść? Choć może akurat to jest jednak zbyt mocnym słowem, bo w przypadku Ainsley Remington chodziło o coś zgoła innego - o to, że czasami chciałab żey potrafić tak jak inni. Chciałaby, tak po prostu zwyczajnie po ludzku, wejść w konwersację z drugim, obcym człowiekiem i nie mieć wrażenia, że przypłaci to solidnym bólem głowy albo chorobą wrzodową, oba oczywiście ze stresu. Z drugiej jednak strony zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że ten brak komfortu w stosunkach z nieznajomymi jest chyba zapisany gdzieś głęboko w jej osobowości, a ostatnie nieśmiałe i mocno nieliczne próby zmiany tego nawyku raczej okazywały się świadczyć na korzyść tego, by zostawić sprawy takimi jakimi są a nie z uporem maniaka wmawiać światu, że poza urodą i sportowym talentem, oberwała jeszcze ujmującą osobowością, kiedy przyszło do dzieła stworzenia jej skromnej osoby.
Mimo to dzisiejszego dnia znowu spróbowała, zakładając że powinno być łatwiej, bo w końcu nie trafiło na taką zupełnie obcą osobę, a kogoś kogo mogła włożyć między swoich pracowników. Z nimi przecież zwykła się czuć naprawdę w porządku, prawda? Uśmiechnęła się więc lekko słysząc w odpowiedzi, że o c z y w i ś c i e nie przeszkadza i ośmielona tą informacją powoli weszła do boksu. Zaśmiała się, słysząc że i on czasami nie wygląda jak wyjęty z żurnala.
- Pewnie przez grzeczność powinnam zaprzeczyć, ale przepraszam, to po prostu kwestia tego że jestem w stanie sobie to wyobrazić - pokiwała głową twierdząco, tak jakby sam werbalny komunikat to było jeszcze za mało i mężczyzna potrzebował z jej strony dodatkowego potwierdzenia. Ośrodek tutaj w Lorne przy jego odpowiedniku znajdującym się pod Londynem wyglądał jak drobny, chucherkowaty młodszy brat, zdążyła się więc już napatrzeć na tamtejszych weterynarzy i to jak mocno czasem potrafiła sponiewierać ich praca. Te obrazki wydawały się jednak być wystarczające, aby nie naciskała na swojego dzisiejszego towarzyszą a temacie rozwinięcia tej historii.
- Tak myślałam - zmieniła więc temat na ten, w którym sama miała więcej do powiedzenia - konie. - Bo muszę przyznać, że ten chłopak to okropna gwiazda. Diva. Jest Niemcem, przyzwyczajonym do klimatu Wysp i od kiedy tylko przeprowadziliśmy się tutaj, urosły mu takie rogi od tego upału, że ciężko to opanować - zaczęła, z lekkim rozbawieniem. - Ale muszę przyznać, że Gary miał rację kiedy opowiadał o tobie. Był kompletnie zachwycony tym jakie masz podejście do zwierząt, choć na początku sądziłam że to tylko dobra wymówka by nie musieć więcej straszyć tego biewdzięcznika - poklepała konia delikatnie po grzbiecie. - przerobieniem na kabanosy - zaśmiała się krótko. - Żartuję oczywiście, choć fakt faktem umiejętności współpracy z końmi Garego skończyły się lata temu, kiedy grał jeszcze w drużynie akademickiej w polo - aż chciało się dodać, że teraz umie jedynie robić na nich nieprzyzwoite wręcz pieniądze, ale Ainsley nie należała do ludzi, którzy w kontekście interesów rozmawiają jedynie o materialnych zyskach. Nagle ją oświeciło. Wpadła tu jak do siebie, co prawda była u siebie, ale przecież nie każdy musiał to widzieć, prawda?
- I Ainsley. Jestem Ainsley. Wybacz, przywykłam do tego, że dla każdego jest to tutaj oczywiste - najwyraźniej jednak musiała pewne rzeczy zweryfikować, ale najwyraźniej to wszystko było dopiero przed nią!
właściciel kliniki, weterynarz — ANIMAL WELLNESS CENTER
31 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz oraz właściciel miejscowej kliniki, któremu w końcu zaczęło sie dobrze układać z Rosie, ale nie obywa sie bez jakichś dziwnych sytuacji.
Alexander nie jest typem człowieka, który zazdrościł komuś posiadania rzeczy materialnych. Nie miał wesoło w sowim życiu, ponieważ mama wychowywała go sama, ale na wszystko co ma teraz zapracował sobie sam. Nikomu nie zabrał, nie ukradł – nic z tych rzeczy, a ludzie tak potrafią gadać. Został nauczony szacunku do innych oraz do tego co mają, czyli tzw. „szacunek do pieniądza”. Nie wydaje na prawo i lewo, chociaż w tym momencie mógł sobie na to pozwolić, ponieważ klinika przyniosła mu spore zyski, ale nie widział w tym sensu. Mama go dobrze wychowała, tego nie można jej zabrać, tylko teraz trochę się pogubiła przez człowieka, z którym jest. Miał nadzieje, że to się zmieni i jego cudowna matka znów stanie się sobą, a nie tylko wspomnieniem, które czasem boli Alexandra, ponieważ w pewnym momencie został sam z tym co się działo, bo jego młodszy brat ma swoje życie, a Alex nie lubił się narzucać.
Wheeler jest typowym introwertykiem, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Nauczył się rozmawiać z ludźmi chociaż czasem było mu naprawdę ciężko. W pracy spotykał wiele osób i jego baterie społeczne bywały bardzo wyczerpane. Starał się je bardzo szybko ładować, aby następnego dnia wstawić się w pracy z szerokim uśmiechem, nie zawsze się udawało, jednak uśmiech na jego przystojnej twarzy zawsze był.
- Taka praca, wiedziałem na co się piszę - powiedział tylko Wheeler wzruszając swoimi dobrze zbudowanymi ramionami, a na jego przystojnej twarzy pojawił się uśmiech. Alex nie bardzo opowiadał o tych „gorszych” szczegółach swojej pracy. Nie każdy chciał o tym słuchać, a takie historie przyprawiają o niesmak, z braku lepszego określenia. - Jest pewny siebie, to się ceni - odparł kiwając głową. - W takim razie cieszę się, że nie zawiodłem twoich oczekiwań oraz Garego, ale nieskromnie musze powiedzieć, że mam bardzo wyjątkową więź ze zwierzętami różnej maści, a w moim zawodzie to bardzo pożądane - powiedział zgodnie z prawda Alexander. Nie jest typem człowieka, który się przechwał, znał po prostu swoje mocne strony. - Tak, to typowe groźby tego człowieka - zaśmiał się po raz kolejny.
- Miło Cię poznać, jestem Alex - uśmiechnął się.
olimpijka w jeździectwie — właścicielka ośrodka jeździeckiego — hodowca koni
33 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
dotychczasowa królowa świata, której niczym jakieś upiorne domino sypie się wszystko - od niej samej zaczynając, przez zdrowie i spektakularną karierę, po najważniejsze małżeństwo. mimo wszystko kocha dicka (za) bardzo i oddałaby wszystko, by znowu go nie stracić.

Przyglądała się właśnie osobie swojego aktualnego towarzysza z wysokim, acz nie nazbyt przesadnym zainteresowaniem. Był przecież taki moment i w jej życiu, kiedy uważała że wybór kierunku studiów związanego z weterynarią to będzie właśnie to, a późniejsza praca ze zwierzętami to będzie najlepsza z dostępnych opcji. Nie dane było jej jednak choćby spróbować, nic nie mogła poradzić na to, że jej rodzina zaplanowała jej życie do tego stopnia, że nie było już tam miejsca na jakąkolwiek samowolę w kwestii wyboru czegokolwiek. I tak poszła na studia związane z biznesem - jak zakładał ojciec, a i jej relacja z końmi stała się w pewnym momencie głównie mocno biznesowa. Oczywiście, nie miała przecież prawa narzekać - gdyby nie jedna czy druga decyzja, zapewne nie byłaby teraz w takim miejscu, w jakim się znajdowała, ale zupełnie nic nie mogła poradzić na to, że bywały takie momenty, w których zastanawiała się czasem co by było gdyby. Właśnie uśmiechała się do myśli, że tak właściwie wystarczyła w całej tej układance zmiana jednego tylko klocuszka domino, by wszystko jego efektem się rozleciało. Wtedy nie byłoby ani medali, ani interesów, ani nawet pewnie jej małżeństwa a musiała przyznać, że do swojej najważniejszej relacji przywykła na tyle, że właśnie czuła pod skórą pewien rodzaj niepokoju na samą myśl, że mogłaby to stracić i za cholerę nie było to dobre uczucie.
- Kilka lat wstecz jednym z moich pomysłów na siebie również było zostanie weterynarzem - podzieliła się trochę krzepiąco akurat tą informacją, licząc chyba że w ten sposób zrobi mu się odrobinę lepiej. To było najlepsze, niebezpośrednie tak, wiem jak jest. - Choć muszę przyznać, że widziało mi się to raczej jako jedna z tych czystych prac, gdzie zajmowałabym się głównie uroczymi pieskami, kotkami i resztą udomowionych gryzoni - dodała trochę konspiracyjnie, lekko rozbawiona, bo z jednej strony miał być to raczej bieżni obowiązujy żart. Ainsley przecież nie urodziła się wczoraj, konno jeździła od szóstego roku życia, na oficjalnych zawodach od bodajże dziesiątego, od pierwszego dnia wiedziała jak kolorowa może być praca takiego weterynarza. Owszem, bywała odklejona od rzeczywistości, ale jednak nie w temacie swojej pracy.
Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy tak pewnie opowiadał o swoim zajęciu. Uwielbiała wprost ludzi, którzy nie krygowali się w żaden sposób z tym, że dobrze czuli się robiąc to, za co im płacą. Albo jeszcze lepiej, że po prostu mają do tego dryg.
- Och, muszę przyznać że to bardzo widać - potwierdziła chwilę po tym jak Alex skończył mówić, czyniąc z tej krótkiej wypowiedzi prawdopodobnie najbardziej zawoalowany komplement dzisiejszego dnia. Akurat tej więzi, która pozwalała się mężczyźnie naprawdę bardzo dobrze dogadywać ze zwierzętami nie mógł odmówić mu nikt, było to widoczne nawet przy zupełnie przypadkowym, pierwszym spotkaniu. - I muszę przyznać, że w pewien sposób chyba tego zazdroszczę. Jeszcze nie tak dawno temu i w jeździectwie chodziło o nasze relacje z końmi, a teraz mam wrażenie że został już jedynie festiwal sponsorów zmieniający się czasem nienajbardziej eleganckimi rozmowami o pieniądzach - pieniądzach, które oznaczały czasem naprawdę zawrotne sumy, przecież nie było tak, że cokolwiek w tym sporcie można było załatwić po taniości. Albo, że same zwierzęta nie urastały cenowo chyba do jakiś dzieł sztuki, dosyć śmiało mogła przecież powiedzieć że za każdego ze swoich koni, które mają spektakularne zawodowe starty, weźmie nieprzyzwoite wręcz pieniądze pewnego dnia. Ale jak mawiają - dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, postanowiła się więc delikatnie z tematu wycofać. Najlepiej, po angielsku.
- Rozumiem, że miałeś już okazję poznać nietypowe metody Garego - zaśmiała się trochę. I pokiwała krótko, twierdząco głową, jakby w ten niewerbalny sposób mogła przyznać, że tak, jej również jest bardzo miło go poznać. Mogła się bowiem tą rozmową stresować zdecydowanie za mocno, a finalnie okazywało się, że wcale nie będzie tak źle.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytała zupełnie luźno. Skoro już i tak zajmowała mu tak skutecznie głowę, niech może przynajmniej okaże się pomocna, prawda?
właściciel kliniki, weterynarz — ANIMAL WELLNESS CENTER
31 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Weterynarz oraz właściciel miejscowej kliniki, któremu w końcu zaczęło sie dobrze układać z Rosie, ale nie obywa sie bez jakichś dziwnych sytuacji.
Wheeler od zawsze wiedział kim chce zostać, jednak zdawał sobie również sprawę z tego, że po prostu może nie mieć odpowiednich predyspozycji do wykonywania tego zawodu, bo sama chęć niestety nie wystarczy, w żadnej życiowe kwestii. Trzeba działać. Na szczęście okazało się, że Alexander ma dar, który bardzo pomaga mu w leczeniu tych, których trzeba rozumieć trochę inaczej, ponieważ nie powiedzą nam co dokładnie im jest. Było ciężko, nie ma co ukrywać, ponieważ musiał dorabiać, aby móc opłacić swoje studia, nie mógł liczyć na pomoc matki w tamtym czasie, bo ich relacje bardzo się ochłodziły. Był przyzwyczajony do tego, że przez większość swojego życia zarabiał na siebie, jako nastolatek łapał się dorywczych pracy, aby pomóc matce i nie był dla niej ciężarem, więc zarabianie na studiach nie było dla niego niczym dziwnym. Chciał dla siebie dobrej przyszłości, takiej która sam sobie wybierze. Czy bywało ciężko i miał serdecznie dość? Oczywiście, że tak. Bywał bardzo zmęczony i jedyne o czym marzył to się porządnie wyspać, ale gdyby nie jego ciężka praca i upartość osła nie mógłby sobie pozwolić na zakup swojej własnej kliniki w miasteczku. Czasem trzeba się poświęcić, aby móc święcić swoje życiowe triumfy.
- Znam takich weterynarzy, który zajmują się tylko takimi zwierzakami, więc nic straconego - uśmiechnął się do blondynki. Każda praca ze zwierzakiem jest trudna, nie ważne po której stronie stoimy. Czy jak on – leczy je, czy jak Ainsley trenuje i hoduje dla siebie czempiony. Zwierzęta są bardzo trudne. Trzeba wiedzieć jak do nich podejść i to do każdego trzeba mieć indywidualne podejście, dokładnie tak jak do każdej nowo poznanej osoby.
- Niestety, ale tak jest. Ludzie zaczęli postrzegać te piękne zwierzęta jak zysk, zatracając to, że one również czują i chcą być kochane - westchnął Alexander. Nie jest żółtodziobem i wie jak wygląda ta sprawa. Wiele razy w Cairns mieli konie, nad którymi znęcali się w stadninie, ponieważ nie osiągały tego co chcieli ich właściciele czy trenerzy. - Na szczęście nie każdy taki jest - dodał chyba chcąc pocieszyć trochę kobietę i siebie, ale sporo widział. - Miałem okazje - uśmiechnął się.
Alexander nie jest człowiekiem, który bardzo mocno sugeruje się zdaniem innych ludzi, sam musi się przekonać o tym jaki ktoś jest, wtedy wydaje swoją opinie.
- Nie, damy sobie rade, to nie pierwsze nasze spotkanie, prawda? - to pytanie skierował do konia, a ten jakby na potwierdzenie trącił go pyskiem i zarżał.

Ainsley Remington
ODPOWIEDZ