Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
007.
Parker nie był głupi. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będzie potrzebował naprawdę spory arsenał osobowości, żeby przekonać do siebie Elaine. Nadal, po tylu latach, był święcie przekonany, że powiedział jej o tym, że ma żonę. Wierzył w to tak na 80%. Te 20% zostawił sobie jako zapas, żeby jednak obwiniać Elaine i mieć pretensje do niej o to, że nie zaglądała na stronę internetową jego sanktuarium. Gdyby zaglądała tam regularnie to by wiedziała o istnieniu Angie. Teraz oczywiście Angie została usunięta, bo zmienił się też status związku Parkera, ale wtedy dumnie prężyła na zdjęciach swoje pokaźne piersi. Pewnie dlatego wzrosła im w pewnym momencie liczba odwiedzin. Napaleni mężczyźni naprawdę liczyli na to, że uda im się spotkać Angie w sanktuarium. Tak się jednak składało, że żona Parkera tam nie pracowała. Jeszcze tego by brakowało, żeby go wkurwiała i irytowała w miejscu pracy.
Ale nieważne. To były zamierzchłe czasy i tak jak Parker nie myślał o Angie jak była jego żoną, tak teraz starał się o niej nie myśleć. Oczywiście zdarzało się, że o niej myślał i to do tego stopnia, że często składał jej niezapowiedziane wizyty, ale to wszystko było w ramach zdrowego podniesienia sobie ciśnienia. No i czy tego chciał czy nie, Angie była mu dosyć bliska. Nawet jeśli ostatecznie im nie wyszło. Postanowił jednak, że nie będzie sobie zawracał nią głowy. A przynajmniej nie tak intensywnie jak ostatnio. Teraz wolał się skupić na Elaine, która przeprowadziła się z powrotem do Lorne. Nie ma co ukrywać, dla Parkera był to po prostu znak z niebios, ze w końcu będą mogli wkroczyć w oficjalny związek. Nie chciał Elaine bombardować wszystkim od razu, więc na dobry początek pomógł jej z noszeniem kartonów. W końcu był dobrym chłopakiem. A poza tym to był silny, bo w pracy dźwigał krokodyle. Normalny człowiek unosił dwa kartony na raz, Parker potrafił przenieść cztery.
W ramach tego, żeby nie bombardować Elaine swoją osobą, postanowił złożyć jej poranną, niezapowiedzianą wizytę. Także dosłownie stawił się w jej domu kilka minut przed siódmą. Tak naprawdę był tutaj już o 6:24, ale głupio mu było być tak wcześnie, więc poczekał te kilka chwil. Tak jak w Simsach trzeba było czekać do 7:00, żeby do kogoś zadzwonić, tak Parker czekał do tych kilku minut przed siódmą, żeby do niej zapukać.
- Przyniosłem kawę! – Oznajmił głośno jeszcze zanim otworzyła mu drzwi. Wiedział, że niektórzy ludzie nie lubią niespodzianek, więc postanowił tą obrzydliwą niespodziankę zrujnować informując ją o tym kto jest pod drzwiami. – Wziąłem ci na gorąco i na zimno, bo nie wiedziałem na jaką będziesz miała ochotę. – Spojrzał na tackę z kawami i zauważył, że lód w tej na zimno zaczął topnieć. Mógł nie siedzieć tyle w aucie i nie czekać na odpowiednią godzinę. Teraz będzie smutny jak Ben Affleck na każdym zdjęciu z Dunkin’ Donuts.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
004.

Zupełnie nieświadoma jego planów Elaine, wiodła sobie ostatnio zadziwiająco normalne życie. Odkrywała uroki Lorne Bay prawie tak jakby był to pierwszy raz, gdy faktycznie tu zamieszkała. I chociaż nie bawiła się może najgorzej — mając pod ręką siostry i nie najgorszą pracę, to i tak uparcie trzymała się myśli, że gdy tylko odkryje, które miasto teraz miało stanąć dla niej otworem, to znowu spakuje się, by wyjechać. Nic więc dziwnego, że plątanie się w związki zdecydowanie nie znajdowało się na liście jej priorytetów — nawet jeśli umówiła się dotychczas na dwie randki. Po trochu dlatego, że nie czuła się do końca gotowa, ale przede wszystkim wiedziona przekonaniem, że jeśli kogoś polubi, to nim zdąży mrugnąć, przytyje dziesięć kilogramów, przerzuci się na kraciaste spódnice i zasiądzie w pierwszym rzędzie w kościelnej ławce. Dlatego trzymała się dwóch zasad: nie wplątywała się w nic poważnego i ograniczała cukier, w obawie, że połączenie tych dwóch rzeczy wciśnie ją w rolę kury domowej i pozbawi szansy na dalsze podbijanie świata.
Kiedy Lenah opuszczała domek, Elaine przebudziła się trochę zagubiona. Domyślała się, że współlokatorka zamierzała udać się na, typowy dla siebie, poranny jogging, ale nie poświęciła temu nawet jednej, dodatkowej myśli przekręcając się po prostu na łóżku. Podniosła się dopiero jakiś czas później, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Odrobinę zagubiona i zaspana, ruszyła w tamtą stronę, nie spodziewając się nikogo konkretnego — a już na pewno nie Parkera, którego głos sprawił, że przez kilka chwil zastanawiała się nad tym, czy aby na pewno chciała te drzwi otwierać. Oczywiście uważała go za miłego gościa — tak samo miłego, jak zaczepiający cię pod sklepem pan, który po informacji, że UFO są w wśród nas, życzy ci jeszcze miłego dnia. Tak samo sympatycznego, jak facet, z którym pracujesz i prawie nie pamiętasz jego imienia, ale wiesz, że będzie osobą, która na pewno się do ciebie tego dnia uśmiechnie. Parker więc był miły i może to sprawiało, że nie czuła się nim szczególnie zainteresowana. Czego najwidoczniej nie można było powiedzieć o nim, skoro przyniósł jej kawę o siódmej rano. Otworzyła jednak te drzwi łaskawie, bo miała jeszcze odrobinę przyzwoitości — bo przecież po ostatniej pomocy z meblami, to ona powinna kupować napój jemu, nie na odwrót.
— Na zimno będzie okej — powiedziała w ramach przywitania, wyciągając rękę w jego stronę. Nie po to, by ją złapał oczywiście, ale podał jej odpowiedni kubek. Dopiero wtedy odsunęła się, wpuszczając go do środka, bo nie zatrzaśnie mu przecież po tym drzwi przed nosem. Jego pomoc mogła jej się czasami przydać — w końcu był wielki, miał odpowiednio dużo siły i, z czego zdawała sobie sprawę, był też zawsze chętny, by ją w razie czego rozebrać, a takimi rzeczami, jako singielka, na pewno nie zamierzała gardzić. Tym bardziej że podobno nie miał już żony.
— Wpadłeś w odwiedziny, czy co tutaj tak właściwie robisz? — zapytała, siadając na krześle w kuchni, zanim upiła trochę kawy. Odrobinę już rozwodnionej, ale nadal przyjemnie chłodnej.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Gdyby wiedział, że kobiety tak bardzo nie przepadają za miłymi facetami, to może chętniej chodziłby po mieście chwaląc się, że tak naprawdę to nie jest wcale taki miły i kilka lat temu to nawet kogoś zamordował. I jakby tego było mało to nawet udało mu się uniknąć kary i ten ktoś został uznany za zabitego przez kogoś innego. Wtedy to by miał powodzenie. Chociaż smutna prawda była taka, że Parker wbrew pozorom nie narzekał na brak powodzenia. Mimo tego, że był rozwodnikiem, to i tak wiele pań widziało w nim materiał na męża. Jego jedynym problemem było to, że on tych wszystkich kobiet nie zauważał, bo jego serce było zajęte akurat przez tą, która absolutnie go nie chciała. Może właśnie o to chodziło? Nie układało mu się z Angie, która go chciała, ale za to był przeszczęśliwy biegając za Elaine, która nie wykazywała nawet minimalnego zainteresowania jego osobą. Może dlatego kobiety leciały na niezainteresowanych nimi mężczyzn. Może dlatego ci, którzy ruchali bez opamiętania i nie przywiązywali się emocjonalnie mieli ostatecznie większe powodzenie niż ci, którzy na ten związek byli gotowi?
Nawet przez myśl mu nie przyszło, że Elaine rozważałaby nieotwieranie mu drzwi. No która kobieta by tak zrobiła? Był przystojny, dobrze zarabiał i jeszcze przywoził jej rano nie jedną kawę, ale dwie – żeby mogła sobie z czego wybrać. Nie przerażało go nawet to, że czekał już trochę przed tymi drzwiami. Widział auto przed domem, więc wiedział, że jest w środku. Nie krzyczał jednak na głos, bo zostawi to na inny raz. A jednak Henderson nie wyglądała jak ktoś kto jeździ elektrycznymi hulajnogami.
- Dzień dobry. – Przywitał się promiennie ignorując to, że ona nie przywitała go wcale. – Ucałowałbym twoją dłoń, ale mam zajęte ręce. – W jednej trzymał tackę z kawami, a drugą miał ułożoną na klatce piersiowej. – To z zachwytu nad tym jak pięknie wyglądasz. – Wyjaśnił z uśmiechem i oczywiście podsunął w jej stronę tackę z kawami, żeby mogła sobie wziąć swój wybór. Tą, która została wziął w takim razie dla siebie. Moje postacie nie marnują jedzenia.
- Dawno tu nie byłem. Zauważyłem, że mnie nie zapraszasz. Ale zakładam, że jesteś po prostu zajęta pracą. – Wzruszył ramionami i wszedł głebiej do środka. Upił sobie łyk kawy i rozejrzał się po korytarzu. – Już się zadomowiłaś? – Zapytał i przeniósł wzrok na nią. Wyglądała na bardzo niezadowoloną, ale już się przyzwyczaił, że to raczej standardowa mina Elaine. Nigdy nie była zadowolona. Rozchmurzała się dopiero jak ją całował. Ale teraz nie chciał tego robić, bo bał się, że zarobi w mordę.
- Jechałem do pracy i uznałem, że równie dobrze mogę do ciebie zajechać z kawą i sprawdzić jak się masz. – Wyjaśnił i też sobie pozwolił usiąść. Na krześle obok niej. Zarzucił swoje ramię na nią i uznał, że poranny oddech to mu w sumie wcale nie przeszkadza. – Wyspałaś się? – Zapytał, bo najpierw chciał zadbać o jej zdrowie psychiczne zanim ją pocałuje.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Może właśnie odkrył tajemnice wszechświata? Może należało po prostu olać Elaine i potraktować ją tak chłodno, jak traktował ją przez ostatnie dwa lata Henry, by nagle straciła dla Parkera głowę i gotowa była ściągać swoje gacie przez głowę, byleby tylko na niego spojrzał? Było to niewykluczone! Aktualnie jedyne, co widziała w Pakrkerze to materiał na chwilową, dość cielesną relację, skupioną wokół przypadkowych spotkań — na pewno nie wokół wpadania do siebie niezapowiedzianie. Mogła przecież być tutaj z kimś innym i raczej nie chciałaby mu (nie Parkerowi) wyjaśniać, że ten pojawiający się z kawą mężczyzna wcale nie został przez nią zaproszony do trójkąta.
Elaine była przekonana, że nie ona jedyna była gotowa udawać, że nie było jej wcale w domu. W końcu nie byli bohaterami serialu — tylko oni lubili niezapowiedziane wizyty i przypadkowe wyciąganie z łóżka, gdy jeszcze na dobre się nie rozbudziło. Chyba że na tym świecie istniały inne jednostki, którym coś podobnego wcale by nie przeszkadzało, ale z pewnością Eli się do nich nie zaliczała. I chociaż chwilowo pozostała naburmuszona, to jednak uśmiechnęła się nieznacznie na komplement, który przemycił, bo była próżna — nie mogła więc nie docenić, że ktoś zapewniał ją rano co do tego, że pięknie wyglądała.
— No i mam współlokatorkę, mogłaby się czuć niezręcznie — wyjaśniła. Elaine była mistrzynią wymówek i wyjaśnień, które nie pokrywały się z prawdą w żadnym stopniu, ale gwarantowały jej wygodne alibi. Czy czyniło to z niej jeszcze gorszego człowieka? Tak. — Całkiem — przyznała, popijając kawę. Niewystarczająco, bo nadal nie czuła się tutaj w pełni tak, jak powinna czuć się w domu, ale nie chciała się nad tym rozwodzić w rozmowie z Parkerem. Któremu chyba powinna dać w końcu do zrozumienia, że istnieją pewne granice, których nie powinien tak sobie przekraczać.
— To miłe — zapewniła go i nie tylko odsunęła się, ale wstała nawet, by stanąć trochę dalej, opierając się tyłkiem o jeden z kuchennych blatów. — Jeszcze nie brałam prysznica, więc sam rozumiesz, to niezręczne, bo trochę śmierdzę — wyjaśniła. Mistrzyni wymówek znowu w akcji. Szkoda, że zwyczajnie nie wyjaśniła, że nie powinien tego robić, bo nie byli w związku, ani nawet na drodze ku temu, by do niego dotrzeć. Po prostu byli dwójką ludzi, którzy kilkakrotnie się ze sobą przespali nic więcej. Nie musiał jej teraz przywozić kawy i naruszać jej przestrzeni, gdy było tak wcześnie, a ona ledwo zaczynała kontaktować. Wyjątkowo jednak chyba starała się być jeszcze delikatna — widać, że zaspana.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Parker lubiłby jakby ktoś go tak zaskakiwał wizytami z samego rana. A przynajmniej tak twierdził. Nie miał nigdy okazji przekonać się o tym na własnej skórze, bo on to się wycwanił i zamiast pozwolić na to, żeby ludzie go zaskakiwali, sam to robi. Nauczył się wstawać o piątej rano, kiedy jeszcze większość świata przekładała się na drugi bok. Godzinkę sobie ćwiczył, później jadł śniadanko i dzięki temu miał czas, żeby już o siódmej, jak najgorszy sort sima, zaskakiwać ludzi odwiedzinami przed ósmą rano. Nikt mu jeszcze nie powiedział, że ma wypierdalać, więc nadal to kontynuuje. No chyba, że ludzie mu to mówili, a on ich po prostu nie słuchał. Nie było żadnym sekretem to, że Parker potrafił przegadać każdego i jednocześnie wcale go nie słuchać. Może gdyby zaczął słuchać to ogarnąłby, że Elaine wcale nie jest zainteresowana, ani nim, ani jego kawkami.
- Niezręcznie? – Parsknął rozbawiony takim stwierdzeniem. – Proszę cię, współlokatorki mnie uwielbiają. Oddałbym jej drugą kawę i nawet nie rzucałbym się w oczy. – Rzucałby się, bo zacząłby gadać z tą współlokatorką uznając, że najlepszą drogą do serca Elaine jest jej współlokatorka, która by go polubiła. Ciężko go nie lubić. Tak mu mówiła mama. – Poza tym nie wparowałem tutaj w negliżu, albo czymś nieodpowiednim. – Rozłożył ramiona. Miał na sobie czyste, wyprasowane i pachnące ubrania. I nawet sam sobie wszystko ogarnął. Mama od dawna mu takich rzeczy nie robi. Była żona też nie.
- No tak. Oczywiście. – Trochę poczuł się dotknięty tym, że nie tylko się odsunęła, ale też odeszła tak daleko. Był przy niej i wcale nie czuł, żeby śmierdziała. A poranny oddech go nie przerażał. Krokodyle wiecznie wpierdalające surowe mięso codziennie chuchały mu w twarz. Miał wytrzymałość Noki 3310. – To może nie powinienem ci przeszkadzać? – Zapytał i wstał. Normalnie to by do niej podszedł, żeby już skończyła z tym śmieszniutkim uciekaniem, ale no ile można gonić kobietę po jej mieszkaniu. Nie był Freddym Kruegerem. Tak w sekrecie to trochę liczył na to, że Elaine jednak rozwieje jego wątpliwości i powie, że ona tak sobie tylko w chuja z nim leci i że może ją pocałować raz czy dwa razy.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Gdyby Elaine nie dostrzegała w tym wszystkim zalet — nie teraz konkretnie, ale takich długofalowych, to prawdopodobnie byłaby pierwszą osobą, która poprosiłaby go, żeby spadał. Nie sądziła wprawdzie, że jakoś długo wytrzyma poranne, niezapowiedziane wizyty, gdyby okazało się, że miał w planach je kontynuować. Jej tolerancja była przecież wystarczająco mocno ograniczona, by wiedziała, że ma dość jasno zarysowaną kreskę, po przekroczeniu której, zacznie krzyczeć i dramatyzować tak, jakby do tego właśnie została stworzona.
— No tak — mruknęła, ale bez większego przekonania, uznając, że spieranie się z nim w tej kwestii miało zerowy sens. Czasami jednak Eli miała wrażenie, że Lenah krzywi się na nią, więc nie była pewna, czy widok obcego mężczyzny bladym świtem, napawałby ją przesadną radością — nawet gdyby ten podzielił się kawą. I Eli przejmowała się jej uczuciami w tej chwili jedynie dlatego, że było to wygodne i dostarczało jakiś logicznych argumentów. W każdym innym przypadku miałaby w nosie to, czy jej to pasuje — nawet jeśli dom był jej własnością, a ona po prostu perfidnie okupowała jej kanapę.
— Może, tak — przyznała, bo faktycznie wygodniej byłoby, gdyby po prostu ją zostawił samą, żeby mogła ogarnąć się odpowiednio, wypić w spokoju kawę i zjeść śniadanie. I właśnie ta myśl sprawiła, że nagle się zawahała, mrużąc oczy. Pokręciła głową i posłała mu szeroki uśmiech i nawet dwa kroki wykonała w jego stronę, żeby mu w razie czego trochę drogą ucieczki zagrodzić, skoro dosłownie chwilę wcześniej powiedziała, że mógłby sobie wyjść. — Chociaż wiesz co? Może poczekasz na mnie kilka minut, gdy wezmę prysznic i się ogarnę, to pójdziemy na śniadanie? — zaproponowała mi. Niczym rasowa utrzymanka — do czego przecież przywykła w Sydney i co jeszcze nie do końca potrafiło wyjść z jej DNA, założyła, że po prostu pozwoli mu zabrać się na nie. Na myśl o tym, że miałaby gotować coś samodzielnie lub zamawiać — bo nienawidziła siedzieć w restauracji samodzielnie, niczym żałosna, porzucona kochanka — robiło jej się tak niedobrze, że po prostu wybrała najwygodniejszą z opcji.
— Co ty na to? — zapytała jeszcze miłym tonem i z uśmiechem tak uroczym, jakby mu co najmniej zaproponowała randkę stulecia i zamierzała go przekonać właśnie, że warto było przyjęć tę propozycję.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Jeżeli Elaine go nie powstrzyma to później będzie mogła obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Jeżeli Parkerowi się czegoś nie powie, że jest durne, albo niekomfortowe, albo głupie i niemiłe to on nie ogarnie, że ma tego nie robić. Po prostu będzie zakładał, że wszyscy kochają tak wczesne pojawianie się. No i on wierzył, że kobiety to kochają jak mężczyzna tak bardzo pokazuje, że jest gotowy zaangażować się w jakiś związek. Chociaż ostatnio miał chwilę zwątpienia i poważnie rozważał to czy kobiety naprawdę kochają łobuzów, bo ci kochają mocniej. Jak teraz nic nie zadziała i Elaine nie zaakceptuje go miłego, to jutro przyjdzie wyważając drzwi i bijąc pięściami ściany. Bo jednak jej nie uderzy. Nawet jak sobie zasłuży.
- A, no okej. Aha. – No nie wiedział, że to jego pojawienie się było takie niezręczne. Może to, że sypiali ze sobą w przeszłości wcale niczego nie przyspieszało? Może powinien zaliczać z Elaine wszystkie bazy od początku? Może powinien zaprosić ją na nudną randkę do restauracji, gdzie będą rozmawiać o tym ile kuzynów ma ile dzieci i o tym na jakich koncertach byli przez ostatnie 30 lat swojego życia. I dopiero po czwartej randce czy tam siódmej będzie mógł wymagać, żeby Elaine go do siebie zaprosiła, albo pozwoliła chociaż dotknąć cycka. Eh. Będzie musiał wszystko googlować, bo nawet nie pamiętał jak wyglądają zasady randkowania. A nie zapyta Angie, bo to byłoby trochę nie na miejscu.
- Ok. – Wyraźnie posmutniał i nawet nie miał w sobie werwy, żeby powiedzieć „okej.” Musiało wystarczyć coś takiego. W przypadku Elaine nawet on nie był aż tak głupi, żeby wierzyć, że wymówka „przejeżdżałem obok i zajechałem” zadziałała. Specjalnie musiał nadrobić trasy, żeby do niej dotrzeć. Jeszcze z kawką. Ale mu było teraz smutno. Krokodyle będą miały ciężki dzień w sanktuarium, bo będą musiały mu humor poprawić. A poprawienie humoru komuś kto z natury jest śmieszkiem, to ciężkie zadanie. Rzeczywiście ruszył do wyjścia, ale zagrodziła mu drogę. Było to zabawne, bo przecież mógł ją na luzie wziąć i nawet bez większego rozpędu rzucić przed siebie na odległość kilku metrów. Nie takimi krokodylami rzucał. Dobra, może nie rzucał krokodylami, ale je czasami dźwigał, jak było trzeba. – Mówisz serio czy to jakieś podchwytliwe pytanie? – Widział jej uśmiech i zakładał, że jest szczery, ale jednocześnie robiła mu tutaj taki roller coaster, że prawie biedak mdłości dostał, a nawet nie miał choroby lokomocyjnej.
- No w sumie… – Zawahał się na chwilę i rozejrzał się po jej kuchni. Oczywiście rozważał czy mógłby tutaj gotować. Lubił gotować, robił dobre jedzenie, ale z drugiej strony… nie znał jej sprzętu, nie znał jej kuchni. I tak musiałby czekać aż ona się wyprysznicuje i ogarnie, albo musiałby co chwilę zawracać jej dupę pytaniami gdzie ma talerze, a gdzie patelnie, a gdzie ruszt, bo pewnie jakimś cudem wyszedłby z domu, upolował królika i jedliby królika na śniadanie. – Dobra. Mogę poczekać kilka minut i możemy pójść na śniadanie. - Uśmiechnął się nawet, bo bardzo szybko zapomniał o tym jaka była dla niego sucha…
- Zgadzam się. – Pokiwał głową i jak już tak podeszła to szybko wykorzystał okazję, żeby skraść jej całusa. Skubaniutki. – To czekam. – Wskazał na krzesło, na którym siedział sobie wcześniej i rzeczywiście na nie usiadł i pił sobie tą kawę. W sumie to chciał zapytać czy wolałaby, żeby poczekał na zewnątrz, ale uznał, że nie jest psem i zasługuje chociaż na minimum szacunku.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Elaine była w komunikacji tak kobieca i niezrozumiała, jak tylko się dało. Uważała, że skoro ona rozumiała swoją pokrętną logikę, to cały świat — tym bardziej osoby, które chciały w nim uczestniczyć, także powinny. Jej życie byłoby o stokroć prostsze, gdyby potrafiła myśleć nie tylko o sobie, ale także o innych. Chociażby w tak prozaicznych kategoriach. Niestety jednak jakiekolwiek wnioski, które snuła, zawsze zatrzymywały się na czubku jej nosa — bo czy ktoś bywał ciekawszy od niej samej? No skąd. I najwidoczniej naprawdę uważała, że wysyłanie mu na każdym kroku sprzecznych sygnałów, też jest jakąś skuteczną formą komunikacji. Jakby mógł się domyślić, że ma jej nie budzić, bo przecież wstała nadąsana i nie umyła zębów, więc nie ma tu miejsca na pocałunki. A to wszystko dlatego, że wcale się nie przygotowała i nie przemyślała, czy chce się z nim widzieć. Ciężko być Elaine, ciężko istnieć z jedną szarą komórką.
I pewnie większe wrażenie zrobiłby na niej finalnie, jakby ją siłą posadził na stole któregoś dnia albo dał sobie gębę obić w barze, walcząc o jej dumę z barmanem, niż gdyby zaprosił ją na pięć randek. Może kiedyś mu powie, może.
— Wspaniale, to ty tutaj poczekaj, ja za jakiś czas wrócę — obiecała i wyjątkowo wcale nie chciała uciekać przez okno. Nawet Elaine wiedziała, że byłoby to głupie, skoro znajdowali się w domu, który chwilowo współdzieliła. Uśmiechnęła się do niego nawet ładnie i można by było uznać, że chciała tym sposobem zatrzeć to negatywne wrażenie, które zdołała wywrzeć, gdy naburmuszona pogardziła kawą, którą jej przywiózł, ale nie taki był cel. Nie spodziewała się tylko, że wylewny w okazywaniu uczuć Parker zechce ją pocałować, ale miała wystarczająco dużo szacunku do samej siebie, by się nie skrzywić — nawet jeśli było to całkiem niespodziewane.
— Jasne — mruknęła jeszcze, a potem faktycznie udała się do łazienki, by wziąć prysznic, umyć zęby (najważniejsze!) i ogarnąć do wyjścia tak, by jakoś się prezentować. Czego nie robiło się dla wygody i śniadania…. A gdy już wyszła pachnąca i pozbawiona jakiegokolwiek szacunku do siebie, odstawiona oczywiście w sposób zupełnie nieadekwatny do Lorne Bay, to przystanęła pośrodku kuchni, prezentując się tak. Parkerowi pewnie w oczekiwaniu na komplementy — którymi nigdy nie gardziła, bez względu na okoliczności.
— Tylko pamiętaj, że to nie jest randka, skoro ja zaproponowałam to śniadanie, więc raczej nie okazujmy sobie czułości przy ludziach — przypomniała mu, jak na paskudną, małą żmiję przystało. — Możemy na taką iść, ale musisz mnie zaprosić, żebym wiedziała, że mam się typowo wystroić i że to będzie coś wielkiego — dodała jeszcze, posyłając mu lekki uśmiech. Wprawdzie nie wiedziała do końca, czy chciała się z nim umawiać w tak konwencjonalny sposób, ale było to zmartwienie, nad którym pochyli się, gdy nadejdzie odpowiedni czas. Póki co jeszcze nie nadszedł. Na smażenie się w piekle też niby jeszcze nie.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Gdyby Parker wiedział, że zrozumienie kobiecej logiki jest tak ciężkie, to nigdy by się za to nie zabierał. Co prawda życie już powinno go nauczyć, że nie ma co tutaj rozumieć, że trzeba się dostosować. Niestety Parker, jak typowy mężczyzna, nie potrafił czytać żadnych znaków. Wszystkie nieudane związki jakie za sobą miał, były dla niego znakiem, że po prostu nie trafił jeszcze na kobietę, która była mu przeznaczona. Co prawda nie wierzył za bardzo w przeznaczenie, ale wierzył w to, że nie miał być skazany na samotność. Nie był kimś kto się dobrze bawił w pojedynkę. Potrzebował towarzystwa. Czasami nawet przyłapywał się na tym, ze żałował rozwodu z Angie. Co jeżeli ona była jego jedyną, a on postanowił to spierdolić? Było co prawda już za późno na analizowanie tego i rozkminianie, ale, że zbliżały się walentynki to naturalnie człowiek myślał o miłości. Parker był jednym z tych ludzi.
- Oczywiście! Nie spiesz się. – Humorek był od razu lepszy, więc mógł sobie tutaj nawet siedzieć i czekać na nią z dobrą godzinę. Czekałby nawet jakby to były czasy bez telefonów. Teraz mógł sobie wejść w mały Internet i scrollować instagrama. W tamtych czasach to pewnie siedziałby i liczył kafelki na ścianie i na podłodze. W sumie teraz też to zrobi. Tak z ciekawości. Żeby mózg też miał jakąś aktywność fizyczną. Instagram mu nie ucieknie, a nie wiadomo kiedy następnym razem będzie miał szansę siedzieć w kuchni Elaine.
Zanim wróciła to rzeczywiście zdążył policzyć wszystkie kafelki i panele i blaty. Nawet sobie w głowie odjebał jakiś wzór matematyczny na metry sześcienne i wiedział o tej kuchni zapewne więcej niż ona. Zauważył nawet, że mają w rogu pająka, ale nie był to żaden groźny gatunek, więc go po prostu zignorował. Dobra, nie zignorował go, bo pomachał mu i zapytał „Co tu robisz, mały przyjacielu?”, ale pająk naturalnie nie odpowiedział, więc Parker tylko siedział z uśmiechem. W końcu jednak poszedł popatrzeć w mały Internet, ale nie spędził tam zbyt wiele czasu, bo pojawiła się czysta i pachnąca Elaine. Nie żeby wcześniej śmierdziała. Przynajmniej nie według niego. – Wyglądasz fantastycznie. – Oznajmił i pozwolił sobie na kilka sekund oglądania jej od góry do dołu. Warto było czekać te 170 minut.
- A, no, no. To nie wiem… mamy pojechać też osobno i spotkać się na miejscu i udawać, że to przypadek? – Zapytał i niby starał się, żeby zabrzmiało to jak żart, ale zaczynał powolutku ogarniać, że Elaine trzyma go na dystans. Zastanawiał się przez sekundę czy próbuje go wrzucić we friendzone, którego on nie ogarniał czy co tu się w ogóle działo. – Dobra. Trochę się gubię w tym wszystkim. – Zmarszczył brwi, ale ostatecznie machnął na to wszystko ręką. Nie było teraz na to czasu. Śniadaniówki nie są otwarte przez cały dzień. – Masz ochotę na coś konkretnego? – Zapytał i zaczął się kierować w stronę wyjścia. Trzymał się od niej z daleka, żeby nie zaczęła nagle krzyczeć, że pożar, bo Parker stoi zbyt blisko. Szanował jej dziwne granice, które mu wyznaczała.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Elaine z całą pewnością nie wierzyła w teorię, że to ona mogłaby być jego jedyną. W jej głowie przecież istniała jedynie wizja, w której czekał na nią ktoś co najmniej wyjątkowy bogaty i odpowiednio na nią przygotowany. Ktoś, kto za nią nadąży i zadba o wszystkie życiowe wymagania, jakie ta stawiała. A było ich niemało, w końcu Elaine zachowywała się często tak, jakby zapracowała w tym życiu na królewskie traktowanie.
W międzyczasie Elaine oczywiście się wykąpała, żeby miał pewność, że nie narobi mu wstydu. Chociaż ona była najprawdziwszą damą i potencjał na to istniał raczej żaden. Wypuściła powietrze głośno na jego głośno i pokręciła głowa, najwyraźniej uznając, że jeszcze da się tę sytuację uratować i wcale nie zachowywała się jak idiotka.
— No przestań, nie bądź głupiutki — mruknęła, łapiąc torebkę. Przesadzał przecież, Elaine wcale nie chciała, żeby siedział trzy stoliki obok, ale żeby szanował jej przestrzeń na śniadaniu. Jeśli już chciał ręce wyciągać w jej stronę, to musiał zabrać ją do ładniejszego miejsca z czerwonym winem, by mogła wcisnąć się w bardzo obcisłą sukienkę przy okazji. — Naleśniki? — zaproponowała po chwilowym namyśle. Zanim opuściła dom razemz Parkerem, żeby udać się na śniadanie, oczywiście pozwalając za siebie zapłacić (niczym zawodowa utrzymanka) i nawet może sama go pocałowała na koniec, ale gdzieś w kącik ust, żeby było tak subtelnie i niby nieśmiało. A tak naprawdę wszystko po to, że jeszcze nie zdecydowała, jakie zalety to wszystko za sobą tak w pełni niosło.
koniec <3
ODPOWIEDZ