echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
trigger warning
wspomnienie przemocy seksualnej
Wiedział, że powinien się zatrzymać. Pooddychać, zablokować pchający się na język strumień myśli. Może wyjść? Wyjść na chwilę, wrócić z czystą głową. Przytulić go, przeprosić, pogłaskać po włosach. Zrobić tę pieprzoną herbatę, pójść do Isli, która z pewnością zdążyła już obudzić się i nawoływać o uwagę, nawet jeśli Klaus nie słyszał tego, bo w jego własnej głowie było zdecydowanie zbyt głośno. Było tyle lepszych rozwiązań niż t o - niż ta wiązanka, te frustracje, te słowa, co do których nie był właściwie pewien czy były zupełnie szczere, czy wymierzone po to tylko, żeby zabolały. Emocje przysłaniały mu rozsądek - tak przecież było od zawsze. Gotowały mu krew, ściągały mięśnie twarzy, przebiegały po skórze serią dreszczy.
Milczał tak długo. Tak cholernie długo - przez ten czas to wszystko udałoby się wyjaśnić już kilkukrotnie, gdyby tylko widmo r o z m o w y nie przerażało go tak okropnie; gdyby tylko nie zakładał z góry najgorszego finału, najbardziej dramatycznego scenariusza: porzucenia. I być może zwyczajnie zbyt długo już tłamsił się pod tym lękiem, zbyt intensywnie zastanawiał co by było, gdyby?, zbyt często budził w nocy z koszmarów, w których Saul kazał mu wyjść i już nigdy więcej nie pokazywać mu się na oczy - może doszedł do wniosku, że łatwiej będzie, kiedy sam obróci to wszystko w ruiny: przynajmniej nie będzie już musiał zastanawiać się tak obsesyjnie, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach to nastąpi.
Teraz patrzył na niego i starał się z całej siły nie żałować natychmiast każdego wypowiadanego słowa. To miało być przecież oczyszczające; powinien czuć ulgę, bo zrzucał z ramion ciężar, który dźwigał uparcie przez ostatnie tygodnie, udając, że to tylko jakaś pierdoła, jakaś drobnostka, coś, na co nikt normalny nawet nie zwróciłby uwagi, zatem on też nie powinien. Dlaczego więc czuł tylko jak stopniowo coraz bardziej pochłania go ciemność.
- Tak. Tak uważam - odparł, choć to przecież nie była prawda. Zgodził się na te warunki z własnej woli i zgodziłby się po raz kolejny, nieważne czy naćpany lekami, czy o zupełnie trzeźwym umyśle. Zgodziłby się, bo przecież mu zależało, bo przecież marzył o bliskości, która wychodziła poza fizyczność, bo przecież czuł do niego coś, czego jeszcze wtedy bał się nazwać miłością, ale teraz już wiedział, że to była ona. Tylko czy to tak powinna wyglądać miłość? Czy gdyby naprawdę się kochali, byliby w stanie mówić sobie tak paskudne rzeczy?
Bo tak, Saul też zaczął mówić. Mówił i mówił, i mówił, a Klaus tylko starał się udawać, że wcale nie bolało go to tak bardzo, że wcale nie łamało mu serca, że wcale nie sprawiało, że miał ochotę tylko krzyczeć albo płakać, albo krzyczeć i płakać jednocześnie - ale to udawanie zupełnie mu nie wychodziło, bo trząsł się delikatnie na całej powierzchni ciała i szukał już jedną z dłoni ściany, żeby się o nią podeprzeć. Stał jednak za daleko, praktycznie na środku łazienki, a kolana zdawały mu się zbyt słabowite, żeby pozwolić mu jakkolwiek się przesunąć, zupełnie jakby coś przykotwiczyło go w to konkretne miejsce.
Im dłużej go słuchał, tym bardziej robiło mu się niedobrze, tym mocniej drgał mu podbródek, tym bardziej czuł się brudny.
- Co cię to obchodzi, że zamorduje? Będziesz mieć kolejny piękny powód, żeby zapakować w żyłę to gówno - odparł od razu po tej durnej sugestii, że może wyjść i znaleźć sobie kogoś do ruchania. - I nigdy nie powiedziałem, że nie spałem z nikim od tamtej pory - to twój chory mózg sobie to po prostu wygenerował, a ja nie zaprzeczałem, bo wiedziałem, że zareagujesz właśnie t a k! - wyrzucił z siebie, rękami czyniąc chaotyczny gest, który miał wskazywać na ogół tej sytuacji, choć tak naprawdę chodziło mu tylko o wyłącznie o jego słowa. - I tak: uwielbiam, po prostu uwielbiam, jak ktoś mnie gwałci - to chcesz zasugerować? Co noc tylko o tym marzę, żeby ktoś mnie wyrwał z tego nudnego łóżka, w nudnym domu, z nudnym tobą i twoją nudną córką, i wreszcie porządnie wyruchał, bo o co innego może mi chodzić?! - Nie stał już w miejscu, wryty jak słup: kołysał się na wszystkie strony, machał rękoma, kręcił głową, robił całą masę zupełnie zbędnych gestów, żeby jakoś zedrzeć z siebie całe to napięcie. Czuł, że blizny na udach zaczynają go swędzieć, że po cała skóra zaczyna piec tak mocno, że zerwanie jej z siebie wydawało się mniej bolesną opcją niż dalsze znoszenie tego wrażenia.
- Oczywiście, że spałem z innymi. Dziesiątkami, tuzinami. Mam trzech umówionych tylko na ten wieczór, bo przecież tylko o tym myślę. I wiesz co? Wcale już nie żałuję tego listopada. W ogóle. Bo było wspaniale! Wspaniale, bo to nie byłeś ty i twoje żałosne życie, w którym udajesz tylko, że wiesz, co robisz, a tak naprawdę błądzisz i nie wiadomo, o co ci chodzi, i kiedy do mnie mówisz, to mam ochotę tylko kazać ci się zamknąć, i pocałować mnie wreszcie, i dotknąć w jakikolwiek sposób, ale nie - bo wszędzie są tylko osrane pieluchy i śmierdzące kaszki, i twoja głupia radość, że tak mi dobrze z dzieckiem, kiedy wcale nie jest! Jest okropnie, ale czy ciebie to kiedykolwiek w ogóle obchodziło? Chyba nie, bo skoro mnie obchodzą tylko cudze chuje, to ciebie najwyraźniej jedynie czubek własnego nosa!

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Bolało. Cholernie, potwornie bolało. Nie spodziewał się usłyszeć tego wszystkiego, nie podejrzewał, że w ogóle Klaus może tak o nim myśleć - chociaż czy to faktycznie była prawda? Rzeczywiście się nie spodziewał? Przecież przez cały ten czas obawiał się, że w końcu Klaus będzie miał go dość, że dostrzeże jego wszystkie wady, przestanie go idealizować i wtedy wyniesie się z jego życia - zdaje się, że to następowało właśnie teraz. Nie spodziewał się jednak, że Werner sądzi, że Saul go wykorzystuje i że nie obchodzi go, co się dzieje z Klausem, że nie obchodzą go jego uczucia, bo przecież było wręcz przeciwnie. Tak bardzo mu zależało na chłopaku, na jego szczęściu - to przecież nie dla siebie tak naprawdę prosił go o wierność, tylko naprawdę się o niego bał. A teraz okazywało się, że Klaus go za to nienawidził, uważał, że jest nudny, że to życie jest nudne, że męczy się, nie mogąc się pieprzyć z innymi.
Nie wiedział, co na to odpowiedzieć, więc patrzył tylko na chłopaka zszokowany, nie mogąc oddychać i poruszając bezgłośnie ustami.
- Tak, Klaus - powiedział wreszcie - obeszłoby mnie, gdyby ktoś cię zamordował, bo cię kocham. Ale nie trzymam cię przy sobie siłą: skoro jestem nudny i mam cię w dupie, to sobie idź. Widocznie to wszystko było iluzją, czymś, co sobie tylko wyobraziłem. Nie wiem, po co zabrałeś mnie do Monachium w takim razie, ale może to po prostu była tylko taka gra - nie mam pojęcia. Może chciałeś się droczyć z ojcem, cholera wie, ale skoro mnie nie kochasz, to musiało tak być. Bo nie możesz mnie kochać, skoro mówisz takie rzeczy i skoro bycie ze mną było dla ciebie tak ogromnym cierpieniem i wiecznym poświęceniem. Idź, ruchaj się z tymi, którzy nie są nudnym mną. Oni nie mają z tobą życia, więc są ciekawsi: przy nich wystarczy, że dasz im dupy, a oni tobie chwilę uwagi, po czym się rozejdziecie i nie będzie tej jakże męczącej nudnej szarej rzeczywistości. Wybacz, że poświęcam uwagę również mojemu dziecku, a nie tylko tobie, ty zazdrosny o niemowlę egoisto.
On słyszał małą i chciał do niej iść, ale bał się, że nie da rady, że teraz nie poradzi sobie z ogarnięciem jej, wzięciem na ręce i utuleniem. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić w takim razie, ale postanowił, że nad tym będzie myślał za chwilę: niech najpierw zakończy się ta cholerna, przedziwna kłótnia. Jakkolwiek, tylko niech się już skończy.
Gdyby nie Isla, Saul spróbowałby umrzeć. Nie widział już sensu w życiu, bo ewidentnie jego związek własnie się rozpadał, a on nie miał już dla kogo żyć, poza córką. Ona sobie sama nie poradzi.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Powoli się rozpadał. Obracał się w ruinę - myśli oddzielały się od słów, gesty od ciała, cała ta rozmowa od rzeczywistości. Dysocjacja. Wygodniej było wierzyć, że to wszystko nie działo się naprawdę, że wszystkie te słowa obijały się tylko o ściany jego umysłu, a nie łazienki w domu w Sapphire River. Milej było wierzyć, że to był jeden z tych koszmarów: takich, z których obudziłby się potem spocony i drżący, zanim nawiedziłoby go w końcu poczucie głębokiej ulgi, że to był tylko sen. Tak samo jednak jak nie potrafił uwierzyć w fałsz nocnych kataklizmów, tak teraz nie potrafił dopuścić do siebie, że wszystkie te słowa padały naprawdę, że jego usta rozchylały się raz po raz, żeby znowu coś z siebie wypluć, a uszy przyjmowały do środka każde ze słów Saula, które mógłby potem odtwarzać w nieskończoność.
I nie wiedział, co ma robić - za żadne skarby. Każda pozycja, w której się ulokował, zdawała się niewygodna, każde ugięcie kończyn bolesne, ale przecież równie bolesne było teraz po prostu stanie w miejscu, po prostu patrzenie na Saula i słuchanie. A słuchał go naprawdę - nie jedynie uszami, ale każdą komórką ciała, każdym ochłapem świadomości, który jeszcze nie wyrzekł się realności tego momentu. Ale chociaż słuchał, wszystko docierało do niego jak przez mgłę, bo przecież najchętniej wyzbyłby się teraz zupełnie tego zmysłu, choćby i na zawsze - tak bardzo to bolało.
I słuchał tej sugestii o droczeniu się z ojcem, i miał wrażenie, że Saul nie poznał Adalberta w istocie ani odrobinę, choć wydawało się na pierwszy rzut oka, że miał okazję zobaczyć jego najgorszą stronę. Za to właśnie miał go Monroe? Za rozpuszczonego dzieciaka, który chce tylko zrobić na złość swojemu ojcu? Naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie potencjalnie konsekwencje mogło to wygenerować?
I wszystko o tej miłości. Te sugestie o kochaniu albo nie - każde słowo przypominało mu tylko o Maurice’u, który kazał mu nie zatracać się w uczuciu. Czy to było jedynie kolejne kłamstwo z jego strony? Próbował teraz obronić siebie - próbował obronić to, co mu nie przeszkadzało, swoje ego, swoje uczucia, swoje zmartwienia, ale w zamian słyszał tylko, że pewnie wcale Saula nie kochał i to dlatego. Nie rozumiał tego. Czuł, że nie rozumie ani zakochania, ani wszystkich uczuć wokół niego oscylujących. Czuł, że znowu ktoś go odrzuca.
- A co z tym, co ty przed chwilą powiedziałeś? To ma świadczyć o miłości? - spytał po prostu, znowu dygocząc, znowu z trudem powstrzymując łzy. - Mówisz ciągle, że mnie kochasz, ale tak naprawdę tylko to potrafisz robić: mówić. Bo już wcale tego nie okazujesz; bo mówisz coś takiego, a potem masz mnie w dupie; bo nie pamiętałeś nawet o moich urodzinach ani nigdy mnie o nie nie spytałeś; bo nie spytałeś nigdy nawet o te pierdolone blizny - więc co ty tak właściwie o mnie wiesz, co?! Wiesz, że lubię książki i jestem dobry w łóżku, i tylko tyle, kurwa, a to jest coś, co może wiedzieć każdy! - wyrzucił z siebie i pośród tych wszystkich słów co najmniej parokrotnie zabrakło mu oddechu. Nie potrafił się uspokoić, nie potrafił ściszyć głosu, nie potrafił opanować drżenia mięśni, nie potrafił przestać przemieszczać się po tej łazience - coraz bliżej Saula, tylko po to, żeby potem zrobić dwa kroki w tył i w bok, i znowu do przodu.
- I czemu nagle skupiamy się tylko na mojej dupie, a nie na tym, że trzymałeś dragi w tym kiblu przez cały ten czas?! Nigdy cię nie zdradziłem - obiecałem, że spróbujemy i to wszystko, i to spróbowanie nie wyszło, ale potem starałem się jak mogłem, chociaż zupełnie mi to nie pasuje, bo nie ma w tym domu w ogóle dla mnie miejsca, chyba że przy przewijaniu albo przy usypianiu, albo przy karmieniu, albo przy pocieszaniu, że twoja rodzina okazała się gówniana, bo moja jest przecież taka idealna! - Nie wiedział już, co się działo: płakał, szamotał się, wyrzucał z siebie słowa, słyszał płacz Isli i miał ochotę po prostu wyjść z tego kibla, zaśpiewać jej piosenkę i położyć z powrotem do łóżka, ale jednocześnie wiedział przecież dobrze, że to nie tak powinno być; że fakt, że przywiązał się do tego dziecka nie sprawiał nagle magicznie, że wszystkie jego pozostałe uczucia po prostu znikną.
- Więc tak: masz rację! Po prostu zamontujmy mi wibrator i wtedy będę działał jak robot, nie odzywał się nigdy, kiedy coś mi nie pasuje, zmieniał pieluchy i uśmiechał się zawsze, kiedy spytasz mnie chociaż o to, jak mi minął dzień, bo przecież właśnie takiego mnie lubisz - jak najmniej opinii, jak najmniej własnego zdania, jak najmniej s i e b i e, bo to przecież zupełnie zbędne: byle mieć w domu coś, co nakarmi ci dziecko jak jesteś w pracy i podziękuje jak wyruchasz raz w tygodniu, jeśli uda się doprosić! - Z każdym tym słowem telepało nim coraz bardziej, choć już chwilę temu był w zupełności przekonany, że bardziej przecież się nie da.
- Tak więc dalej: chowaj towar po półkach i ćpaj po kryjomu, a na pewno skończysz jak twój zasrany tatuś, którym podobno tak bardzo nie chcesz być.

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
- Ach, spróbujesz! - poderwał się nagle z tego klozetu; za szybko, bo zaraz pociemniało mu przed oczami, zachwiał się, padł ramieniem na ścianę i osunął się po niej na podłogę. Przez chwilę tkwił tak w pozycji półleżącej, oddychając ciężko i próbując pokonać zawroty głowy. Nie ruszał się, bo bał się, że to pogorszy sytuację - nie był pewien, czy na ułamek sekundy nie stracił przytomności, ale może nie, może to była jedynie kwestia tego, że stracił sporo krwi i po prostu za szybko wstał.
- Nigdy mi nie powiedziałeś, że czujesz, że masz ode mnie za mało uwagi - powiedział w końcu, nie patrząc na Klausa, tylko gdzieś przed siebie - Nie wiedziałem, kiedy masz urodziny. Nie oczekiwałem od ciebie prezentu na swoje. Nie oczekuję od ciebie zajmowania się Islą i powtarzałem ci to wielokrotnie: mówiłem, że nie musisz mi pomagać w wychowaniu, bo to moje dziecko, że jeśli nie chcesz się w to pakować, to nie będę miał pretensji - jednak w końcu spojrzał w górę, na twarz Klausa, za którą wodził wzrokiem, gdy chłopak miotał sie po łazience - Ja też nie powiedziałem, że na pewno nie będę brać, a jednak nie biorę. Tak, mam to gówno w domu, ale to nie oznacza, że ćpam. Wiesz, jak wyglądam zaćpany? Otóż własnie tak, jak na tym arcydziele sztuki filmowej, które raczył ci przesłać twój ojciec; gwarantuję ci, że byś się zorientował, gdybym ćpał. Masz pretensje, że nie pytałem cię o blizny? A nie pomyślałeś, że nie chcę ci się wpierdalać w życie i że czekałem, aż sam mi o tym opowiesz? A ty pytałeś o moje blizny? Zainteresowałeś się nimi? Też nie, więc jeśli sądzisz, że ja mam w dupie twoje, to znaczy, że ty masz w dupie moje. Masz w dupie moje życie, liczysz się tylko ty i twoje cierpienie, tak? Tylko, do diabła, kiedy mi o nim nie mówisz, to ja o nim nie wiem!
Wykrzykując ostatnie zdanie, usiadł, ale znów zrobiło mu się słabo, więc zaraz podsunął się pod ścianę, żeby oprzeć się o nią plecami. Odetchnął, zamknął oczy i odchylił głowę na ścianę, z trudem łapiąc oddech przez rozchylone usta. Chyba nie do końca wiedział, co się tak naprawdę teraz dzieje, nie przyjmował tego do wiadomości. Ale jednocześnie nie zdawało mu się, że to tylko koszmar - wiedział, że to prawda, że ta kłótnia ma miejsce w rzeczywistości. Tylko w tym momencie go to nie bolało tak bardzo, jak powinno: chyba jego umysł bronił się przed świadomością, że to wyraźnie koniec. Chyba w głębi serca wierzył jeszcze, że się teraz dogadają, że wyjaśnią sobie wszystko, że wszystko wróci do normy i będzie dobrze. Trzeba po prostu wyjaśnić sprawy, wytłumaczyć swoje uczucia. Przecież się jeszcze pogodzą.
- Nie musisz mnie pocieszać - wychrypiał - Nigdy, kurwa, nie musiałeś, sam się do tego garniesz. Nigdy cię o to nie prosiłem, poza tym jednym razem, kiedy powiedziałem, że w tym jebanym szpitalu brakuje mi ciebie. To ty przyjechałeś z kocem, ty mnie stamtąd wyciągnąłeś, na własne życzenie.
Przełknął z trudem ślinę przez ściśnięte gardło.
- Jesteś zupełnie zamknięty przede mną, nie chcesz mi o sobie opowiadać. Nawet nie powiedziałeś mi, że twoja matka nie żyje - dopiero twój ojciec się niesamowicie cieszył, kiedy usłyszał, że czekam, aż ją poznam. Potem zaprowadziłeś mnie na jej grób. Nie mówisz mi, co czujesz, co się z tobą dzieje, dajesz wymijające odpowiedzi, nie chcesz o sobie mówić, a potem masz pretensje, że nic o tobie nie wiem. Brawo, Klaus - popatrzył na niego z bólem w oczach - Wiele razy mówiłem, że chcę cię poznać, że chcę wiedzieć, kim jesteś, ale nigdy mi o sobie nic nie opowiadasz, jesteś ogrodzony jakimś jebanym murem, którego nie udaje mi się przejść, nie ma w nim żadnej furtki, nie okazujesz żadnych uczuć, tylko pocieszasz. Po cholerę tak pocieszasz? Po co mnie uspokajasz? Trzeba było od razu wyjść z domu Sama, kiedy tylko nas wywalił, ale nie: musiałeś mnie zatrzymywać i pocieszać mimo, że w oczywisty sposób byłeś wtedy strasznie skrzywdzony, znacznie bardziej, niż ja. Ale wtedy też nie okazałeś uczuć, tylko grałeś dobrego, spokojnego chłopca. Nigdy nie pokazujesz tego, co naprawdę czujesz, a teraz nagle masz pretensje, że o tym nie wiem? To nielogiczne! Źle ci ze mną? To o chuj ze mną jesteś? Po co przyłazisz, po co upierasz się, żeby zajmować się Islą, jak jej tak nienawidzisz? Po co ją usypiasz, po co kołyszesz, śpiewasz jej piosenki, po co sam proponujesz, że się nią zajmiesz, kiedy ja jestem w pracy? Dlaczego uparłeś się, że będziesz się nią zajmować? Po co to wszystko, jak ci tak źle?

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Wszystko mu się mieszało. Czas, słowa i przede wszystkim myśli - gorejące w głowie równie mocno jak krew w żyłach, ograniczające do minimum jakieś ostatki racjonalności i skoncentrowane tylko na kilku wybranych przywarach, które usłyszał do tej pory i przez które czuł się tak paskudnie, bo wiedział dobrze, że w tym właśnie momencie wszystkie starania, które podejmował uparcie z tymi wszystkimi wyrzeczeniami, przestawały zupełnie być cokolwiek warte. Wcześniej traktował je jako swoją tarczę: jeśli coś pójdzie nie tak, będzie mógł się zasłonić chociaż tym, że się starał, prawda? A jednak teraz słyszał tylko i wyłącznie o tym, że nie powinien wcale się starać, że te starania nic nie znaczyły, że były zupełnie zbędne, że lepiej byłoby, gdyby wcale ich nie podejmował.
Nie wiedział już, co czuł, ale wiedział, że to nie było nic dobrego: tylko złe rzeczy, złe i ciężkie, zalewały go falami jak wilgotniejące policzki, bo oto był moment, w którym Klaus Amadeus Werner z własnym niewyparzonym językiem rozbijał doszczętnie swój związek, w którym przecież pokładał tak wiele nadziei. A najgorsze było to, że czuł, że było już za późno, żeby się wycofać - żeby powiedzieć, że to wszystko nieważne, żeby przeprosić, żeby podtrzymać Saula, kiedy ten zachwiał się na ścianę (jego mięśnie spięły się krótko i wykonał nawet gest w stronę Monroe’a, ale powstrzymał się, żeby jednak do niego nie podchodzić). Zresztą - czy n a p r a w d ę chciał się wycofywać? Zaprzeczać wszystkim swoim słowom? Zamiatać - znowu - własne uczucia pod dywan? To w końcu musiało eksplodować, za dużo rzeczy rosło w nim i zbierało się przez ostatnie tygodnie, żeby to miało prawo skończyć się jakoś inaczej.
- Pytałem - odpowiedział tylko, kręcąc znowu głową. - Pytałem, a ty powiedziałeś, że to twój ojciec - myślałem, że to wszystko. I czemu wciąż udajesz, że to, że trzymasz towar w domu, to nic takiego? Jeszcze w tajemnicy przede mną? Bo co - bo wiesz, że bym go wyjebał, prawda? I to by było naprawdę straszne: zniknięcie dragów, których wcale nie bierzesz i nie masz zamiaru brać; takie okropne! I udajesz jeszcze, że to totalnie jest możliwe - być z tobą i ignorować Islę, która jest w każdej sekundzie z nami. Mam ją ignorować jak płacze? Mam mieć w dupie to, że chodzisz niewyspany przez te jej durne kolki i kazać ci radzić sobie samemu? Masz rację, doskonały pomysł, na pewno wcale byś mnie za to nie nienawidził, wcale nie zrobiłoby to ze mnie okropnej osoby i to wszystko działałoby wtedy perfekcyjnie! I teraz ci mówię - teraz ci mówię, że mam za mało uwagi i słyszę tylko, że jestem zazdrosnym egoistą, czyli dokładnie to, co spodziewałem się usłyszeć!
A potem było już tylko gorzej, bo wspomnienie zmarłej matki było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował - bo nie potrafił wciąż mówić nawet o prostym fakcie, że nie żyła, nie wspominając już nawet o poruszaniu tego tematu w takich warunkach. Czuł, że wina znowu przerzucana jest na niego, bo nie mówił o sobie, czuł, że wszystkie taktyki, które obrał w dobrych intencjach, były mu teraz wypominane i oznakowywane jako coś okropnego, czuł, że Saul nawet nie próbował go zrozumieć, że nie słuchał, że odpowiadał wybiórczo, że ignorował go i z każdym podobnym wnioskiem Klaus coraz bardziej tracił tylko nadzieję na to, że uda im się to wszystko jakoś sensownie rozwiązać.
- Czyli teraz jestem zły, bo się tobą opiekuję? Bo cię pocieszam? Tak? To jest takie paskudne, z tym nie możesz wytrzymać? Po chuj przyłażę? - powtórzył za nim i choć w głowie huczało mu tylko: bo cię kocham, idioto, nie miał zamiaru po to sięgnąć. - Bo tylko ty mi, kurwa, zostałeś. Bo przestałem dla ciebie rozmawiać z kimkolwiek, wychodzić gdziekolwiek i robić c o k o l w i e k, co nie jest związane z tobą i twoim dzieckiem, bo potem byś znowu wypominał mi, że mam beznadziejnych przyjaciół albo może dał im wpierdol - bo czemu nie, to nie twoi przyjaciele, tobie na nich nie zależy, a przecież trzeba się popisać! I masz jakąś chorą potrzebę, żebym należał tylko do ciebie, i teraz, skoro już tak jest, możesz zwyczajnie mieć mnie w dupie, bo przecież, co ja niby mogę zrobić? Zostawić cię? Wywaliłeś mnie stąd podczas tej rozmowy już tyle razy, tylko i wyłącznie dlatego, że nie wierzysz w to, że mogę naprawdę sobie pójść i już nie wrócić, bo czujesz się tak cholernie pewny siebie w tym temacie - że zawsze już będę! A może mnie nie będzie i co wtedy? Może cię posłucham i pójdę znaleźć jakiegoś gwałciciela, to doskonały pomysł! - fuknął, ale pomimo gróźb, nie potrafił po prostu wyjść; nie teraz. - To wszystko brzmi, jakbyś miał o mnie taką samą opinię jak Adam. Uważasz, że jestem kurwą? To po prostu to przyznaj! Ja uważam, że jesteś pierdolonym ćpunem, który nie umie się sobą zająć samodzielnie, a teraz porwał się na dziecko i durną zabawę w dom; to w porządku, będziemy kwita.


Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Patrzył na niego podczas tego kolejnego potoku słów i już nie wiedział, co czuje, co powinien zrobić, co w ogóle się dzieje. Wszystko go bolało, ale nie fizycznie, mimo, że ręka nadal dawała o sobie znać pulsującym bólem i bandaż zaczął już dawno przeciekać. Nie zwracał teraz na to uwagi. Z trudem łapał oddech, zaskoczony tym wszystkim, co teraz słyszał, co tu się działo i zaczynał myśleć, że Klaus ma rację. Może i był pieprzonym egoistą - on, a nie chłopak? Może faktycznie robił za mało mimo, że wydawało mu się, że dużo? Może nie okazywał mu miłości, może tego nie potrafił, przez co zrujnował swój związek? Owszem, wziął do siebie dziecko, nie patrząc na to, czy Klaus tego chce - a wiedział, że nie. Ale to on podjął tę decyzję uważając, że nie może inaczej, że skoro to jego dziecko, to on ma prawo decydowania. Może to było egoistyczne? Może faktycznie teraz absolutnie cała uwaga była skupiona na Isli mimo, że wydawało mu się, że nie, że poświęca jej Klausowi tyle, ile może? Ale może to, ile mógł, to za mało? Może faktycznie wyłącznie Klaus się opiekował nim, a on Klausem nie? Tak, nie zapytał o jego urodziny - nie przyszło mu to do głowy w natłoku rzeczy, które działy się w jego życiu. Tak, właśnie w jego życiu. Nie wiedział, co dzieje się w życiu Klausa - nie pytał o to, wychodząc z założenia, że jeśli coś by się wydarzyło, to chłopak sam by mu o tym powiedział. To było dla Saula naturalne: sam nie umiał odpowiadać na pytania "co tam", były dla niego abstrakcyjne, bezsensowne i w momentach, gdy je słyszał, dębiał i nie wiedział, co odpowiedzieć, więc dukał coś w rodzaju "a, po staremu". Bo kiedy miał coś do opowiadania, to o tym mówił, a gdy o czymś nie chciał, nie mógł lub nie uważał, żeby była to rzecz do opowiadania, kiedy nie działo się nic, o czym chciałby porozmawiać, to milczał i tyle. Wszystkich mierzył tą samą miarą i ie potrafił inaczej, dlatego sam nie zadawał pytań, czekając po prostu, aż ktoś zwyczajnie powie, co u niego. Klaus nie mówił. Być może Klaus czekał na pytania, na zainteresowanie i sądził, że skoro tych pytań nie ma, to Saula jego życie nie obchodzi - co nie było prawdą, ale jak mu to teraz wytłumaczyć?
A może to było własnie egoistyczne? Może powinien nauczyć się pytać? Powinien nauczyć się rozmawiać, okazywać miłość? Bo najwyraźniej tego nie potrafił - zresztą trudno się dziwić, skoro nikt go tego nie nauczył. Najwyraźniej był tak zepsuty, że nie nadawał się do związków.
- To nie tylko mój ojciec - powiedział cicho po dłuższym milczeniu - Ojciec nie ciął mnie nożem i żyletkami. Ojciec mnie nie przypalał papierosem. Ojciec nie zrobił mi dziur po kulach. Ale tak, ja sam o tym nie mówiłem, bo nie czułem się jeszcze gotowy, chciałem zacząć ten temat, kiedy już będę mógł o tym mówić. Dlatego nie pytałem cię o te blizny: bo mierzyłem cię swoją miarą i pomyślałem, że ty czujesz to samo - powiesz, kiedy będziesz gotowy, a ja nie powinienem pytać.
Pociągnął nosem, wpatrując się beznamiętnie w ścianę, z miną pełną rezygnacji. Miał wrażenie, że właśnie posypało mu się absolutnie całe życie, że już nic nie da się uratować i został właśnie zupełnie sam. Spieprzył sobie dokładnie całe życie szeregiem błędnych decyzji. Czy wzięcie Isli do siebie faktycznie też było błędem?
- Ty mi nie mówisz, że masz za mało uwagi - ty na mnie wrzeszczysz. To nie jest rozmowa. I nie, nie chodzi o to, że nie mogę wytrzymać z twoim pocieszaniem, bo jestem ci za nie cholernie wdzięczny - popatrzył znów w górę, na jego twarz - Dziękowałem ci wiele razy, mówiłem, że nie wiem, czy jestem w stanie wyrazić całą wdzięczność, jaką czuję. Jest mi to potrzebne. Ale jeśli ciebie to tak bardzo boli, jeśli nie chcesz mnie wspierać, jeśli uważasz, że jestem egocentrykiem, to nie pocieszaj, nie zajmuj się mną, nie rób tego wszystkiego, co robiłeś. Po co? Związek nie polega na wiecznym cierpieniu i poświęcaniu się, żeby tylko zadowolić drugą stronę, związek polega na partnerstwie. Sądziłem, że je mamy, ale widzę teraz, że nie. Tylko szkoda, że nie powiedziałeś mi tego wcześniej, zanim to w tobie narosło, zanim wybuchłeś... Nie miałem pojęcia, że tak źle się ze mną czujesz. Skoro tak ci źle, to idź sobie. Nie chcę tego, ale nie będę cię trzymał na siłę w nieszczęściu - kocham cię, chcę twojego szczęścia, a jeśli to oznacza rozstanie, żebyś był szczęśliwy z kim innym, gdzie indziej, to idź. Nie żądałem od ciebie niczego. Nie prosiłem, żebyś przestał się z kimkolwiek kontaktować i nie miałem pojęcia, że tak zrobiłeś - nie chciałem tylko, żebyś pieprzył się z innymi. Przecież nie mówiłem, że masz z nikim nie rozmawiać, nie mieć znajomych, przyjaciół... Tylko nie takich, jak Patrick, bo to akurat nie jest twój przyjaciel. To gnida. Zresztą rozmawialiśmy na ten temat, nie mów, że nie rozumiesz, o co chodzi akurat z nim. Nie mów, że odciąłem cię od świata, bo to nieprawda: jeśli to zrobiłeś, to sam, na własne życzenie, ja tego nigdy od ciebie nie chciałem. Ale nie, nie uważam, że zawsze będziesz. Nie uważam też, że jesteś kurwą; a jeśli ty jesteś, to ja też. Zresztą - ja właśnie jestem. A przynajmniej byłem, bo już nie zarabiam w ten sposób: prosiłeś, żebym tego nie robił i nie robię.
Przełknął ślinę i znów uciekł wzrokiem - przez cały ten czas zastanawiał się, jak odpowiedzieć na zarzuty o trzymaniu dragów w domu. Sam nie wiedział, dlaczego je ma, dlaczego niemal zawsze musiał mieć to gówno gdzieś schowane - początkowo wręcz zawsze musiał mieć to przy sobie, ale później udało mu się ograniczyć to do schowania działki w domu. Na czarną godzinę? Po co? Przecież sam nie chciał brać, nie chciał być ćpunem, naprawdę chciał wyjść na prostą.
Naprawdę...? To po co to trzymał...?
- Nie wiem, po co to mam w domu - powiedział wreszcie - Przepraszam.

klaus amadeus werner
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Z każdą chwilą, coraz mocniej tracił pewność siebie. Znowu czuł się dewaluowany, znowu sprowadzany do rangi histeryka; znowu miał wrażenie, że jego uczucia są tylko problemem, bo kiedy je wyznawał, dostawał tylko wymówki - wymówki, wymówki, wymówki - i żadnych rozwiązań, tylko pogardliwe sugestie, że powinien w takim razie sobie pójść. Jak miał to rozumieć, jak miał to odbierać? To naprawdę była jedyna opcja, kiedy coś mu nie odpowiadało? To było jedyne wyjście, jakie Saul dostrzegał w tej sytuacji? Po prostu się go pozbyć, po prostu kazać mu zniknąć? Monroe mógł mówić, co chciał: że go kocha, że mu zależy, że miał dobre intencje, ale w gruncie rzeczy, to wszystko były tylko s ł o w a. Dużo słów, wypowiadanych tak spokojnie, że to tylko denerwowało Klausa jeszcze bardziej, bo on był w tym całym sobą, bo uczucia wrzały w nim i rozlewały się na boki, bo żal zasłaniał mu oczy i usypiał w nim czujność, a Saul po prostu mówił, i starał się brzmieć tak mądrze, tak dojrzale, tak bez zarzutu, że Werner miał wrażenie, że to tylko zagrywka, aby podkreślić to, jakim przeemocjonowaniem wykazywał się on sam.
- I widzisz, właśnie to jest problem - mierzysz każdego swoją miarą i nie próbujesz nawet sprawdzić czy ma to jakikolwiek sens! - fuknął tylko w odpowiedzi, bo nie chciał myśleć, o tych wszystkich rzeczach, które Saul teraz wymienił; nie, bo zaraz znowu się w tym zagubi, zaraz znowu porzuci wszytko, przy czym obstawał, żeby tylko się nim zaopiekować, zaraz pozwoli się zjeść własnym wyrzutom sumienia, które na razie czaiły się gdzieś z tyłu i szykowały dopiero do ataku, który nastąpi z pewnością, kiedy to wszystko się już ewidentnie skończy. Teraz coraz bardziej drażniła go statyczność Monroe’a, sposób, w jaki wypowiadał kolejne słowa, to, że stawał się coraz bardziej wycofany i spokojny. Wolałby o wiele bardziej, żeby Saul po prostu też się na niego wydarł, zmieszał go z błotem, rzucił parę słów za dużo - bo to można by było potem zrzucić na gorejące emocje. Tego, co mówił teraz nie dało się w żaden sposób usprawiedliwić - wyglądało na to, że naprawdę w to wszystko wierzył. I to właśnie było w tym wszystkim najgorsze.
- Przestań mi tłumaczyć, na czym polega związek! Wyrzygujesz z siebie miliony słów, z których zupełnie nic nie wynika! Jak maszyna, jak jebany robot! - wyrzucił, znowu podnosząc głos, bo nie był w stanie mówić teraz normalnie, a spokój Saula jedynie bardziej go rozdrażniał, w żadnym razie nie sprowadzał na ziemię. Oddychał ciężko, w dalszym ciągu wbijając w niego spojrzenie. Już nawet nie pamiętał połowy rzeczy, o których Monroe przed chwilą wspomniał, wszystko zlewało się ze sobą, a w nim dominował jedynie żal - ostry i lepki, obklejający szczelnie gardło i podniebienie. - Oczywiście - nigdy mi nic nie kazałeś, nigdy mnie o nic nie prosiłeś, ale skoro już to robiłem, to nie widziałeś w tym nic złego; nic się nie skłoniło do myślenia, dlaczego to wszystko wygląda akurat tak?! Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak ślepym trzeba być, żeby przez ten cały czas nie dostrzec, że... kurwa, po co ja się w ogóle wysilam, po co próbuję, skoro na wszystko masz tę samą odpowiedź - to sobie idź?! - I kiedy wymówił te słowa po raz kolejny, ubodły go tak, jak nigdy wcześniej. Bo uświadomił sobie, że to właśnie było ostatecznym dowodem na to, że Saulowi wcale na nim nie zależało, że wcale go nie kochał, że tylko tak mówił, bo pasowało mu to do argumentacji, do postrzegania siebie, do wybrnięcia z tej całej sytuacji.
Usłyszał przeprosiny i nie był w stanie zrobić nic innego, tylko prychnąć i pokręcić głową.
- Te twoje przeprosiny gówno znaczą. Przepraszasz tylko po to, żebym wreszcie się zamknął.
Dosyć. Naprawdę dosyć. Czemu tak uparcie trzymał się tego miejsca? Trzeba trzymał się tej łazienki, tej sytuacji, czemu trzymał się Saula, skoro od kilku dłuższych chwil czuł już, że zupełnie nie mieli szans się dogadać? Tak naprawdę, dowiedział się już o wszystkim, czego potrzebował: Monroe w tym wszystkim nie dostrzegał żadnej swojej winy, uważał, że zrobił wszystko jak należało, a teraz próbował odwrócić kota ogonem. I zrozumiał nagle, że tak byłoby już zawsze - on by się kisił, potem coś by pękało, próbowałby powiedzieć, co go boli, a w zamian dostawałby tylko to: jak ci się nie podoba, to możesz sobie iść. Dobrze więc. Więc niech tak będzie.
Szybkim krokiem wyszedł z łazienki - do kanapy, po telefon. Do sypialni - Isla płakała, okropnie, głośno strasznie. Mógł tylko spojrzeć na nią przepraszająco. To nie był już jego problem. Zaczął zbierać swoje rzeczy - chaotycznie, tylko te, które rzuciły mu się zasłonięte łzami oczy, więc nie było szans na to, żeby wziął ze sobą wszystko. Zresztą - to i tak nie byłoby możliwe, przecież przeniósł do Saula połowę swojego dobytku. Zatem tak, najpotrzebniejsze rzeczy, to co było na wierzchu, wszystko do torby; zaciął się zamek i Klaus siłował się z nim tak mocno, że prawie go wyrwał. Nieważne, najwyżej wszystko pogubi po drodze. To nie było istotne, bo marzył tylko o jednym: żeby wreszcie stąd wyjść. Przemknął z powrotem przez całe mieszkanie i z początku nie planował nawet zaglądać do łazienki, ale w końcu stanął w progu jej ostatnich drzwi, posyłając Monroe’owi ostatnie, zbolałe spojrzenie.
- Ogarnij się, Saul. Dziecko ci płacze.
I to tyle. Odwrócił się pospiesznie i natychmiast wyszedł z domu, bo wiedział, że gdyby zawahał się choć przez chwilę, zrezygnowałby z tego pomysłu - a to przecież była jedyna opcja. Zdaniem Saula i zdaniem Klausa, coraz bardziej, także. Nie wszystkim pisane były szczęśliwe zakończenia - niektórzy kończyli wyrzygując z siebie resztki obiadu w przydrożne krzaki, z twarzą mokrą od łez, swędzącymi bliznami i tym paskudnym poczuciem, że wszystkie podejmowane przez nich od jakiegoś czasu decyzje, okazywały się nieskończenie błędne i prowadzące tylko do głuchego nikąd.


/zt

Saul Monroe
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
Zamilkł. Wszystkie te słowa wżerały się w niego, rozpuszczały jego skórę, mięśnie i kości. Wszystkie były tak piekielnie prawdziwe: był nikim, był wrakiem, był śmieciem. Nie umiał dogadywać się z ludźmi, nie umiał być w związku, w żadnej poważniejszej relacji, nie potrafił rozmawiać i faktycznie mierzył Klausa swoją miarą, bo nie pomyślał, że chłopak może czuć coś innego, może odczuwać inaczej. Nie zapytał o jego urodziny, nie dał mu żadnego prezentu. Nie pytał, czy Klaus jest szczęśliwy, bo założył, że w miarę tak - mimo, że przecież widział, że nie; że przeszkadza mu to, że opiekuje się Islą, że nigdy jej nie chciał w swoim życiu. Saul był samolubny i egocentryczny, a Klaus miał we wszystkim rację. Monroe nie wiedział już nawet, co na to odpowiedzieć, bał się, że cokolwiek powie, będzie po prostu jeszcze gorzej. Kochał tego chłopaka, ale faktycznie teraz sam go od siebie odpędzał, bo nie widział innej możliwości: nie wiedział, jak niby mieliby dojść do porozumienia po czymś takim. Okazało się, że wszystko, co robił, było złe, że nie widział swojego partnera, że tak naprawdę nie było w ich związku partnerstwa. Nie umiał tego naprawić w tym momencie, a Klaus zdawał się być przekonany do tego, że tego się naprawić nie da - dlatego Saul mówił mu, że skoro mu aż tak źle, to niech idzie.
Został w tej łazience, półleżąc nieruchomo pod ścianą i nie wierząc w to, co się właśnie działo. Nie był pewien, jak do tego właściwie doszło - był w szoku; wiedział tylko, że Klaus się pakuje i zamierza faktycznie wynieść. Chciał do niego iść, chciał go przepraszać, prosić, żeby został, mówić, że to się da naprawić, ale nie mógł się podnieść z podłogi.
- Nie odchodź - poprosił tylko, patrząc na chłopaka błagalnie, gdy ten jeszcze zajrzał do łazienki.
Kiedy drzwi zamknęły się za chłopakiem, Saul jeszcze całą wieczność siedział, patrząc tępo przed siebie i nie potrafiąc przestać odbywać tej kłótni raz za razem. Czy była możliwość, żeby się teraz dogadali? Czy miałby jakąś szansę? Mógłby coś rozegrać inaczej?
Wreszcie zwinął się w kłębek na podłodze i rozpłakał.

klaus amadeus werner
/zt.
ODPOWIEDZ