kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
A Cami tego nie widziała. Nie była pewna, czy swoją obecnością polepsza, czy pogarsza sytuację, ale nie wybaczyłaby sobie, gdyby Luke przedawkował, a ona akurat siedziałaby w Kanadzie, czy w innej Portugali. Nie wiedziała jakie jest wyjście z tej sytuacji, ba, nie wiedziała nawet czy chce je znaleźć… więc była tu i teraz i z tu i teraz musiała handlować.
- Albo ectasy albo wódkę albo cokolwiek kurwa innego, co się walało po mieszkaniu - syknęła zirytowana - ale jak na kogoś, kto miał pretensje do mnie o wzięcie czegoś na imprezie w Berlinie, to ciekawie aranżujesz swoje wnętrza. Hipokryzja wciąż w modzie - no dobra nie mogła tak w pełni odpuścić na niego złości. Bo co, ona nie może umrzeć na dragach, ale on może? No nie żeby ktokolwiek tutaj próbował to zrobić na złość tej drugiej osobie… ale wiadomo o co chodzi.
- Jest milion rzeczy, które mogły się przytrafić, więc przestań mówić najgorsze scenariusze, bo to nie pomaga - i dodała po chwili, już nieco łagodniej. Nie chciała panikować, bo jej ataki paniki zawsze kończyły się w dość nieprzewidywalny sposób… więc no, lepiej starać się myśleć o tu i teraz, a tu i teraz ich dzieciak właśnie dostawał odpowiednią pomoc.
Miał dobre wrażenie, jej ciało też było rozdarte. Z jednej strony chciała go pacnąć w łeb, a potem jeszcze ze dwa razy poprawić, a z drugiej chciała się schować w jego ramionach i cieple jego ciała. To aż bolało jak bardzo jej go brakowało i jednocześnie cholernie frustrowało. Nie mogła zrobić kroku do przodu, nie mogła zrobić kroku do tyłu.
- No tak, w końcu jak prawdziwa przybłęda, kiedyś w końcu się tam znajdzie - mruknęła cicho. Ona go tam znalazła, Luke chciał tam wywalić Cami. Śmietniki były dla przybłęd, a tych w ich mieszkaniu było sporo. Ale ciężko stwierdzić kto z mieszkańców najbardziej potrzebował po prostu kogoś mieć do zaopiekowania się…
- Albo dodać kolejne, nie ma co się ograniczać do jednego - mruknęła w odpowiedzi, czując się nieco odrętwiała jego bliskością. Nie miała siły się odsunąć, za bardzo bała się ruszyć, żeby tej chwili nie zepsuć. Sama siebie w tym momencie kompletnie nie rozumiała i nie mogła rozpracować co właściwie się dzieje… i dlaczego przysunęła się tak blisko niego. Nie przerwała uścisku ani nie zaprotestowała, kiedy jego dłoń znalazła się na jej policzku i brodzie. Dopiero kiedy na niego spojrzała i znów zobaczyła jego poszarzałą cerę, poczuła jak coś mocno i boleśnie zaciska się w jej wnętrznościach.
- Dobrze wiesz, że czegoś takiego nie można obiecać. A my nie jesteśmy aż tak… szczęśliwi - podsumowała, oczywiście mając na myśli be lucky, a nie be happy, ale mówienie o nich w liczbie mnogiej już samo w sobie było trudne. Więc wzięła głębszy wdech. - Lepiej już nic nie mówmy, lekarz na pewno zaraz wróci - i dodała, za bardzo się bojąc polegać na jego obietnicach i zapewnieniach. Nie chciała żeby się nad nią litował, a przecież nie było powodu przez który miałby chcieć ją pocieszyć… dlatego niemal nieludzkim wysiłkiem cofnęła się o dwa kroki i spuściła na moment głowę, próbując przywdziać neutralny wyraz twarzy, schować emocje, smutek i strach tam gdzieś głęboko. - Ale no, jeśli mówiłeś o drzemce, bo sam chcesz się przespać, to śmiało - dodała, przenosząc wzrok na drzwi za którymi wcześniej zniknął lekarz.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Zmarszczył gniewnie brwi, kiedy wspomniała o Berlinie. – Serio? Teraz chcesz do tego wracać? – spytał, bo nie rozumiał czemu akurat teraz mu o tym przypomina. No dobra, trochę wiedział, bo rzeczywiście jebało od niego hipokryzją na kilometr, ale nie czuł się na siłach teraz się wykłócać o swoją rację, której zresztą nie miał heh. – Przecież to była zupełnie inna sytuacja, kompletnie inne realia. Byliśmy w tym razem i nie, nie będę przepraszał za to, że się o ciebie po prostu martwiłem, żebyś nie skończyła szalonej imprezy w czarnym worku tak jak… Nieważne. Koniec, nie będziemy teraz o tym gadali. I w ogóle nigdy – wypuścił głośno powietrze z ust, bo naprawdę nie chciał teraz drążyć tego tematu. No bo tak, uważał że on mógł sobie umierać jak chciał i kiedy chciał i nic Cami do tego. No głupi…
– Okej, czekamy na wyniki – zgodził się z nią. Nie mówił tego wszystkiego po to, by ją straszyć czy doprowadzać do stanu paniki, dlatego uznał że już nie ma co brnąć w temat, żeby nie pogarszać sprawy. Jedyne co teraz mogli, to czekanie, bo o modlitwie nie było mowy, nie z jego strony przynajmniej. – Och tak, bo to idealny moment na kłótnię – odparł kiedy wspomniała o przybłędach. – Posłuchaj, wiem że jesteś zdenerwowana, ale tak samo jak nic nam nie pomoże moje czarnowidztwo, tak samo nam nie pomoże twoje kurwienie na mnie – dodał naprawdę starając się nie brnąć w żadne kłótnie, choć cóż, w tym akurat ostatnio był całkiem niezły. O dziwo bez dragów było mu łatwiej zachować względny spokój, no szok.
Luke wręcz delektował się każdą sekundą tej bliskości. I chyba po raz pierwszy poczuł, że tym razem to on chciał być dla kogoś pewnego rodzaju ostoją, a nie tylko oczekiwał tego od innych. Od Cami w szczególności, bo przecież do tej pory czuł się wobec niej jak kamień uwieszony u szyi. Nie czuł, że zrobił wobec niej kiedykolwiek cokolwiek wartościowego oprócz wrzucania jej na głowę swoich kolejnych dramatów. Oczywiście nigdy nie usłyszał czegoś takiego od Cami, ale miesiąc bez niej zrobił swoje i wytworzył w jego głowie gotowe scenariusze i rozwiązania jego zagwozdek.
– No nie wiem, jak dla mnie to jednak całkiem często spadamy na cztery łapy – odparł po chwili, nieumyślnie używając czasu teraźniejszego, a nie przeszłego. Zmarszczył brwi, kiedy sobie ten fakt uświadomił. Z niechęcią, ale wypuścił ją z objęcia, nie spuszczając z niej jednak wzroku. Żałował, że nie był w stanie zrobić więcej, byleby tylko choć odrobinę się rozchmurzyła. Cholera, zaczynał się bać swojego umysłu na trzeźwo. Jebany podpowiadał mu dużo myśli, których nie powinien mieć.
– Nie, nie chcę spać – odparł po chwili, po czym podszedł pod ścianę i zsunął się po niej w dół, klapiąc sobie na tyłku, na podłodze. – Przespałem prawie całą ostatnią dobę, prędko nie zasnę – mruknął rozmasowując sobie skronie, po czym zerknął na Cami. – Nie jesteś głodna? Mogę się po coś przejść – rzucił wpatrując się w nią.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Przecież kochasz wracać do takich klimatów - wytknęła mu niemal od razu. Niby miał ćpanie za sobą, a jednak znowu patrzyła na niego w takim stanie. I no tak, trzeba przyznać, że coś się w Cami zmieniło. Jakaś.. zapadnia przeskoczyła w inne miejsce, jakieś dwie kropki w końcu znalazły się obok siebie. To co myślała sobie w Berlinie, teraz nie krążyło po jej głowie… a przynajmniej miało towarzystwo, całkiem zaskakujące.
- W czarnym worku jak ty za chwile? - no musiała to powiedzieć. To był jej sposób na powiedzenie, że teraz to ona się o niego boi i cholernie martwi. No i widział teraz ile ją kosztowała choroba pieska, myślał że jak zareaguje na jego śmierć?
I jasne, że nie mówił, ludzie mają w zwyczaju kreować czarne scenariusze, widzieć szklankę do połowy pustą, lubią się przekonywać, że nie zasługują na nic dobrego tak naprawdę. I że nic szczęśliwego ich nie spotka. - No mi całkiem pomagało, ale niech ci będzie - fuknęła, ale nie tak naprawdę wkurwiona, bardziej… no tak lekko zirytowana. W innych okolicznościach zaczęłaby się z niego teraz jeszcze nabijać, ale nie było jej do śmiechu w tym momencie. Poza tym chyba trochę chciała sprawdzić, czy wciąż mogą sobie dogryzać i wbijać szpilki… no bez tego całego ładunku ciężkiego, bez jego wywalania jej z domu, bez jej prób otrzeźwienia go. Tak jak kiedyś… ale czy do przeszłości można tak szybko wrócić? Czy może kiedy raz się zawiedzie drugą osobę, zniknie kiedy ta osoba tego potrzebuje… nie ma później przebaczenia i powrotu do tego co było, nieważne jak ważne i wyjątkowe by to nie było? A może zwłaszcza wtedy…
Cami nie potrafiła wyrażać dobrze swoich uczuć. Swoich obaw, lęków, ale też swojej radości, czułości, czy wdzięczności. Nauczyła się w życiu nie polegać na nikim, więc była tak zamknięta na wszystko i wszystkich, że reagowała obroną nawet na najbardziej szczere intencje i słowa. Bo najłatwiej ogrodzić się grubym murem, za nim człowiek jest bezpieczny. Ale Luke, chociaż tego nie świadomy, spory kawałek tego muru ukruszył, a ona nie była w stanie go odbudować. I dlatego chowała się w jego ramionach, dlatego razem z nim chciała jechać do weta, a nie tylko z jego kartą kredytową. Dlatego pozwoliła sobie na chwilę w jego ramionach. I tuż obok niego.
- I co z tego ile zębów i kości przy okazji połamiemy… - mruknęła cicho, bardziej do siebie niż do niego. Luke już raz mógł przez nią przecież zginąć. I Harry. Wzdrygnęła się lekko, kiedy ciepło jego ciała było poza jej zasięgiem. I wzięłą głebszy wdech.
- Nie, jedyne czego potrzebuje teraz to Harry i diagnoza - mruknęła w odpowiedzi, obejmując się ramionami i podchodząc bliżej drzwi. - Teraz też masz przy sobie jakieś prochy? - zapytała, zaciskając szczęki chwilę później.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– A ty kochasz od nich uciekać – przypomniał jej, chcąc niejako odwrócić kota ogonem i zdjąć ciężar rozmowy z niego. Choć starał się zachowywać tak, jakby ich ostatnia kłótnia nie miała miejsca, wciąż bolało go to, że Cami widziała go teraz jako ćpuna. I czuł, że nie za bardzo ma się gdzie teraz ukrywać ze swoim nałogiem, bo to czego był pewien, to to że wszystkie dragi migusiem wypierdalają z ich mieszkania zaraz po ich powrocie. A jak się niedługo okaże, nawet w pracy już nie będzie sobie mógł swobodnie przyćpać.
Już otwierał usta, żeby wyrwać się z jakąś ripostą, ale zabrakło mu w tym momencie słów. Mimo, że sam wielokrotnie dość lekceważąco wypowiadał się o śmieci, to z jej ust zabrzmiało to tak… brutalnie. I realnie. I chyba po raz pierwszy cholernie wystraszył się tego scenariusza. Bo dzisiaj czuł się potrzebny jej, Harry’emu. I było to dla niego całkiem nowe uczucie, bardzo przyjemne swoją drogą. – Okej, to nie krępuj się, idź na całość – machnął ręką. Był w stanie przyjąć na klatę każdą obelgę, jeśli tylko miało jej to jakoś pomóc.
Luke jak dotąd nie zastanawiał się tak na poważnie, czy mogliby wrócić do tego, co między nimi było. Wciąż nie wiedział i nie do końca rozumiał powód, dla którego wróciła i dla którego wciąż przy nim trwała. Czy chodziło tylko o dzieciaki? Bał się w ogóle myśleć o tym, że wróciła do niego. Przypominał sobie nawet słowa swojej byłej Autumn, która jako pierwsza dowiedziała się o tym, że Luke zakochał się w Cami – powiedziała mu wtedy, że jeśli wróciłaby do niego, to wtedy będzie mógł poczuć się naprawdę wyjątkowo. Ale Luke nie ufał tym słowom, nie ufał swoim myślom. Bał się założyć pozytywny scenariusz, zwłaszcza że swoją obecną postawą bardzo łatwo mógł sprawić, że Cami naprawdę w końcu skapituluje. I to prawda, nie był świadomy że zdołał się przebić przez jej mur, ale jednocześnie dzisiejsza noc była pewnym przełomem w ich relacjach. Żadne z nich nie doświadczyło odrzucenia ze strony tego drugiego. I tak naprawdę Luke nie potrafił sobie przypomnieć, czy dotychczas doświadczyli takiej intymności jak dziś, w której wcale nie chodziło o seks i dobrą zabawę. Intymności, u której podstaw leżało wzajemne wsparcie i poczucie bezpieczeństwa w ramionach tego drugiego.
– Za chwilę go odzysksmy i wszystkiego się dowiemy – odparł spokojnie, a słysząc jej kolejne słowa zmarszczył brwi i spojrzał na nią z lekkim wyrzutem. – Co to za pytanie? Przecież sama widziałaś, że ledwo mogłem znaleźć spodnie które dopiero co miałem na dupie i w miarę czystą koszulkę. Kiedy niby miałem rzucać się na poszukiwanie dragów? – mówiąc to wstał i zrobił w jej stronę parę kroków, nie zbliżając się jednak do niej jeszcze zbyt blisko. – Chcesz mnie zrewidować? To śmiało. No, dalej – dodał zachęcającym tonem, a potem westchnął zrezygnowany. – Myślisz, że szprycowałbym się tu czymkolwiek, nie wiedząc czy mały z tego wyjdzie w jednym kawałku? – uniósł brwi. Ale w tym pytaniu nie było pretensji. Bardziej wyrzut, ale tylko i wyłącznie w stosunku do niego samego.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Mówi ten, który z problemami się mierzy, ale tylko jak są obtoczone w panierce, prawda? - uśmiechnęła się krzywo, bez wesołości. - Poza tym.. nieważne - mruknęła nie do końca w nastroju żeby mu powiedzieć, że jej ucieczka była połączona właśnie ze stawaniem ze swoimi problemami twarzą w twarz. Ale taki jest właśnie problem z ludźmi, którzy wolą cię zaatakować swoimi założeniami, zamiast po prostu cię wysłuchać. Co zabawne, często właśnie tacy ludzie wypominają potem innych, że nie są wysłuchani. Ludzie kochający wytykać innym błędy i hipokryzje, najczęściej są głównymi rycerzami tego samego klasztoru. A nawet gorzej, bo kiedy wytykasz innym, że nie słyszy i widzi tylko to co chce, a nie poświęcisz chwili, żeby się zastanowić ile oskarżeń i pretensji z siebie wyrzucasz… okraszonych dokładnie takimi samymi założeniami i wizjami, równie wyssanymi z palca. Skupiając się tylko na własnym nosie i urazie nie dojdzie się donikąd, a złość… cóż, zawsze była fatalnym doradcą. Byli tego idealnym przykładem. Tak samo jak i tego, że od miłości do nienawiści jest bardzo cienka linia. Czasem ciężko odróżnić co człowieka akurat popycha…
- Okej - rzuciła i przywaliła mu z pięści w ramię. W sumie trochę pomogło, dlatego uniosła brwi, ale nie powtórzyła tego drugi raz. - Idiota - podsumowała go, z ciężkim westchnieniem. Nie miała aż tyle siły, żeby wpadać teraz we wściekłość na niego. Poza tym.. no coś w tym było. Mieli zawieszenie broni, które było kojące i potrzebne. I jej i jemu najwyraźniej, bo w tej ich patologicznej relacji, właśnie to teraz robili, byli obok dla tej drugiej osoby.
Wzięła znów głębszy oddech, żeby zapanować nad strachem i kolejnym uczuciem paniki.. czy raczej strachu wymieszanego z bezradnością. - W jaki sposób to się wyklucza? - zapytała, bo przecież mógł mieć prochy przy sobie. Może brał tak często, że miał pod ręką w każdej parze? No nigdy nie wiesz. - W sumie czemu nie, przynajmniej to jakieś zajęcie dla mnie - podsumowała, a potem podeszła bliżej niego i zatrzymała się za jego plecami. Wyciągnęła obie dłonie i wsunęła do jego kieszeni z przodu, oczywiście stojąc za nim. Powoli wsunęła palce do jego kieszeni, czując tam zapewne klucze i jakieś pojedyncze bibeloty. Nic jednak w dotyku nie przypominało plastikowej paczki, ani tabletek schowanych w takowej. Miał tam też załóżmy chusteczki, więc je też sprawdziła, wsuwając palce do środka opakowania i upewniając się, że nie skrywając czegoś jeszcze. A potem zsunęła się palcami na sam dół, do krawędzi jego kieszeni, na jego udach. po których przesunęła obuszkami, powoli…. i w górę, zabierając dłonie. A potem sprawdziła jego tylne kieszenie, wyciągając portfel i najpierw upewniając się, że poza nim w nich nic nie miał. A kiedy zobaczyła że nie, to otworzyła jego portfel i zabrała się za sprawdzanie jego wnętrza. Sprawdziła najpierw to miejsce gdzie są monety, a potem powoli przeglądała przegrody. I z zaciekawieniem zauważyła, że tam już plastikowe opakowanie było, ale nie z dragami, ale z gumką… którą doskonale kojarzyła sprzed swojego wyjazdu. I spojrzała na datę, która cóż… no zaintrygowała ją. Czyżby Luke nie spał z nikim i… dlatego się przeterminowała? I już wyciągnęła żeby to skomentować, ale potem zauważyła, że co prawda złożone i zgięte, ale miał tam też zdjęcie… jej. I Harry’ego. - Chyba zapomniałeś czegoś wyrzucić. I zamazać mojej twarzy - oddała mu portfel, nieco… no odrętwiała. Nie wiedziała jak ma to interpretować, ale…no na szczęście nie zdążyła, bo drzwi się otworzyły i zjawił się weterynarz. Natychmiast zrobiła więc kilka kroków w jego stronę.
- I co, już coś wiadomo? Badania coś wykazały? - zapytała od razu, oczywiście doskakując do śpiącego pieska, żeby położyć na nim chociaż jedną dłoń, upewnić się, że wciąż równo oddycha i żyje w tym swoim małym ciałku.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– No poza tym co? No dalej, chociaż raz dokończ jakąś swoją myśl – prychnął. To prawda, Luke był skupiony na swojej urazie i na własnym pokiereszowanym serduchu. Miał w głowie ułożonych dziesięć tysięcy różnych teorii gdzie Cami była i dlaczego go zostawiła, dlaczego wróciła również. W tym wszystkim nawet mu nie przyszło do głowy, żeby po prostu porozmawiać. Ale nie potrafił tego robić. Sam nie umiał wprost powiedzieć, że coś go zraniło czy zabolało, tylko sam wbijał szpile jak opętany. Rozmowa, coś tak prostego, a jednocześnie tak cholernie trudnego.
Odsunął się zaskoczony, kiedy Cami faktycznie postanowiła dać upust swojej złości na nim. Ale to i tak było nic z bólem, jaki czuł po jej odejściu. Ból fizyczny w zasadzie łatwiej było znieść, bo w końcu przechodził. Prychnął tylko słysząc „idiota”, bo nie było to żadne nowe określenie wobec niego. W zasadzie odebrał to tak, jakby powiedziała mu coś miłego. W końcu kiedyś nazywała go idiotą tuż przed tym, jak następnie obsypywała go pocałunkami.
– Proszę bardzo, nie mam nic do ukrycia - odparł, choć był zaskoczony tym, że przyjęła jego propozycję. Jakby jego zapewnienie było niewystarczające, bo… no, nie ufała mu. I uświadomił sobie, że miała rację, że nie powinna mu ufać. Sam sobie nie ufał, kiedy był w fazie brania. Mimo, że starał się przybrać nonszalancką postawę, wcale nie był pewien, czy Cami faktycznie niczego przy nim nie znajdzie. Nie schował po kieszeniach niczego świadomie, ale chuj wie kiedy ostatni raz miał na sobie akurat te spodnie i co w nich miał. Uczucie zaniepokojenia jednak dość szybko ustąpiło ponownej tęsknocie za jej ciepłem, które czuł teraz na swoich plecach. Skupił się na jej dotyku, na jej palcach, które od jego ud dzielił tylko skrawek materiału. Przymknął na moment oczy… po czym szybko je otworzył, kiedy poczuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Cóż no, Cami była ostatnią kobietą, z którą był. I wyobraźnia zaczęła mu podsuwać obrazy tego, co Cami jeszcze nie tak dawno robiła z tamtymi rejonami jego ciała. Kątem oka spojrzał na nią, kiedy zajęła się przeglądem tylnych kieszeni jego spodni, zastanawiają się, czy jej dłonie pwylądowały na jego udach na trochę dłużej, niż było to konieczne przypadkowo, czy nie. Dopiero po chwili zauważył, że Cami natrafiła na jego przeterminowaną gumkę, o której już dawno zapomniał z dziesięć razy. – Jeszcze pokaż lekarzowi, skoro już tak dokładnie ją lustrujesz – wydukał z lekkim zażenowaniem, no bo hej, żaden facet nie lubi kiedy tego typu jego sekrety wychodzą na jaw. A po chwili poczuł zawstydzenie tysiąc razy większe, niż przy gumce. Kompletnie nie połączył kropek i tego, że trzymał w portfelu jej fotkę z Harry’m, którą kiedyś wrzuciła na instagrama. I które wyciągnął logując się na swoje stalkerskie konto, które służyło mu też do obserwowania, czy Cami podczas jej nieobecności wrzucała jakieś relacje z drugiego końca świata. – Niczego nie zapomniałem – powiedział cicho tuż przed powrotem weterynarza, który na pytanie Cami powiedział im, że Harry złapał parwowirozę i to szczęście, że ma tak czujnych rodziców, którzy w porę zareagowali, bo zbyt późno wykryta mogłaby skończyć się nawet śmiercią psiaka. Wet poinstruował ich co do dalszego leczenia, nakazał przyjechać na kontrolę za 3 dni, a do tego mocno przytulać i kochać Harry’ego.
Kiedy Cami i zawinięty w kocyk Harry poszli do samochodu, Luke uregulował rachunek i dołączył do reszty rodziny. Kiedy wsiadł za kółko, nachylił się nad małym Harry’m i dał mu kilka buziaków w główkę. – Już jedziemy do domu – szepnął do niego, po czym jeszcze parokrotnie pogłaskał czule po pyszczku. Następnie lekko się wyprostował i na chwilę zawiesił głowę na wysokości twarzy Cami. – Mówiłem ci, że się z tego wyliże – rzucił ze spokojem zanim na ułamek sekundy zawiesił wzrok na jej ustach, po czym odchylił się z powrotem na swój fotel, przekręcił kluczyk i ruszył z miejsca, z powrotem do domu.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Poza tym jak na kogoś, kto ucieka od problemów, jestem zaskakująco blisko największego z nich - fuknęła zirytowana, no bo skoro chciał, to mogła mu odpowiedzieć. A jeśli chodziło o historię tego gdzie była… kiedy do niego przyszła była gotowa mu to powiedzieć, właściwie od razu. Ale kiedy na nią naskoczył, zaatakował, wywalał ze swojego mieszkania… no to musiała przyjąć pozycję obronną. A ta nie pozwalała na jakieś ustępstwa, ani na błaganie. No była upartą suką, halo.
No ciężko by było gdyby go to jakoś super zabolało, nie była w końcu Rockym Balboą… no i jednak nie chciała go zaatakować tak jak atakowała ludzi na swoich lekcjach sztuk walki. No ale, nie wstrzymywała się też jakoś mocno, bo nie droczyli się przecież w tym momencie. I to prawda, idiota nie było w jej ustach obelgą w jego stronę. Ale też nie pieszczotą.
On powiedział, że nie ma nic do ukrycia, ona mruknęła ‘hm’ pod nosem i nie skomentowała, a po prostu sprawdziła. No teraz znowu był ćpunem. A ćpuni kłamią. Ćpuni atakują ludzi, odpychają, ranią, byle tylko dostać kolejną działkę. Ćpuni na odstawieniu nie są sobą, bardzo często są agresywni nawet wobec bliskich i ważnych osób, bo głód tak bardzo człowieka wyżera od środa. Nie mówiąc o tym ile toksyn wtedy wędruje po organizmie człowieka, które mogą całkowicie zmienić jego zachowanie pod wpływem… Cami coś o tym wiedziała. Może i nigdy nie była uzależniona, na odwyku, nie leżała na dnie, ale znała ludzi, którzy po nim szurali. I którzy zmarli. Nie chciała żeby Luke do nich dołączył…
I tak, pewnie nie powinna przesuwać dłonią tak powoli. Pewnie nie powinna stać tak blisko. Pewnie nie powinna w ogóle w ten sposób sprawdzać, stając za nim, tak żeby nie widział jej twarzy. Pewnie nie powinna robić tej rewizji tak delikatnie, tylko kopnąć go w podeszwy i udawać policjanta na rewizji. Pewnie nie powinna tego robić w ciszy, słuchając jego oddechu. I no, ciężko jej było nie być delikatną dla tych partii jego ciała. Większości ciała. Obrywał od niej tylko w łeb albo ramię.
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedziała tak jakby wcale nie mówił tego sarkastycznie i nawet uniosła brwi. Gdyby stan ich pieska nie był taki niebezpieczny, to faktycznie by pokazała gumkę lekarzowi, skoro Luke o to prosił. - Okej, więc wypalić, wyrżnąć pilnikiem, cokolwiek - mruknęła, oczywiście pewna, że Luke do niej już nie żywi żadnych takich uczuć. Przecież doskonale jej to pokazał, grożąc że wywali ją ze swojego mieszkania… no ale, to nie był czas i miejsce na takie rozpamiętywanie. Wiedziała, że jej ucieczka będzie miała konsekwencje, brała je na klatę.
A potem słuchała z uwagą i przerażeniem, zakrywając dłonią buzie, bo oczywiście nie znała się na wirusach ani chorobach psich, więc nie wiedziała jak bardzo jest to poważne. Dopytała jeszcze lekarza o to na co mają zwracać uwagę, co może ich zaniepokoić i w jakiej sytuacji mają się znowu zjawić u weta… a potem pokiwała głową i zapisała sobie na kartce co i jak. A potem, kiedy kroplówka się skończyła, wzięła maleństwo na ręce i poszła z nim do auta, w ciszy. Trzymała go przy piersi, opierając swoją głowę, czy raczej lewy policzek o jego głowę, więc kiedy Luke się nachylił żeby go pocałować, na moment wstrzymała oddech i doskonale poczuła jak szybko zaczęło jej walić serce. Skinęła lekko głową, chociaż te słowa nie były skierowane do niej, a potem przygryzła lekko wargę.
- Gratulacje, miałeś racje - odpowiedziała szeptem, nie do końca sobie ufając. Ten wieczór był.. cholernie intensywny. Nie wiedziała co o nim myśleć, sama nie wiedziała do końca co czuć. Dlatego reszta drogi z jej strony upłynęła w ciszy. Przymknęła sobie nawet oczy, przytulając psa, żeby… no sama nie wiedziała co. Pozbierać się jakoś w tym wszystkim.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Nie wiedział, jak miał interpretować jej słowa. Bo tak, nazwała go największym problemem w swoim życiu. Problemem, od którego nie uciekała. Uciekła raz, a teraz wróciła… i była tu, chociaż testował ją praktycznie każdego dnia i każdego dnia doprowadzał ją na skraj. Przeczesał włosy dłonią, dając sobie chwilę na ochłonięcie i odpędzenie tego natłoku myśli. Była noc, byli zmęczeni i zestresowani, może Cami sama już nie wiedziała, co mówi. A może mówiła to, bo nocą łatwiej było wypowiedzieć pewne słowa, których nie powtórzyłoby się już kolejnego dnia, parafrazując klasyka heh.
Wiele gestów, form dotyku nie powinno się dziś wydarzyć. A jednak miały one miejsce, co tylko jeszcze bardziej komplikowało ich i tak już popieprzone relacje. Chcieli być blisko siebie, a jednocześnie ciągle się odpychali. Luke nie był pewien, jak długo jeszcze będzie w stanie toczyć tę zimną wojnę. Miał wrażenie, że wrzucenie z siebie wszystkich nagromadzonych uczuć, emocji, słów będzie równoznaczne z przegraną, że wtedy będzie już po nim.
– Sama wydarłaś siebie z tego obrazka – odparł ze spokojem. Nie miała pojęcia, jak bardzo przeżył jej ucieczkę bez słowa, jak bardzo się miotał i nie potrafił znaleźć sobie miejsca bez niej obok. I tak, kiedy wróciła nie był w stanie powstrzymać wściekłości. Nie do końca wiedział, jakiej innej reakcji się spodziewała.
Drogę powrotną pokonali w ciszy. Luke co jakiś czas zerkał to na śpiącego Harry’ego, to na Cami. Miał poczucie, że chociaż ten jeden raz ich nie zawiódł, że zrobił coś dobrze. Choć oczywiście nie mógł zapomnieć tego potwornego strachu, który towarzyszył im kiedy czekali na wyniki badań. Nie mógł zapomnieć, że przez długi czas był przekonany, że to on prawie doprowadził do śmierci ich pieska. Kiedy dojeżdżali do Lorne Bay przywitał ich wschód słońca. W mieszkaniu Cami zabrała Harry’ego do siebie i położyła się z nim w swoim łóżku, a Luke… Luke nie planował iść spać. Powyjmował z łazienki całą chemię i zaczął szorować całe mieszkanie. Starannie, w klęczkach szorował dosłownie każdy zakamarek mebli, podłóg. Co jakiś czas zaglądał do pokoju Cami i obserwował, jak śpi wtulona w pieska. A kiedy skończył porządki, odważył się wejść do środka, wciąż dość pustego bez tych wszystkich rzeczy, które nie tak dawno wyjebał. Usiadł najpierw na krawędzi łóżka, a potem przesunął się bliżej środka. Pogłaskał czule Harry’ego, który przebudził się na moment i nawet lekko zamerdał ogonkiem zanim znowu zasnął. A następnie delikatnie odgarnął kosmyk włosów, który niesfornie zapodział się na twarzy Cami. Delikatnie posmyrał kciukiem jej policzek, usta, zastanawiając się, jak długo jeszcze da radę nie wykrzyczeć z siebie tego wszystkiego, co leżało mu na serduchu. A potem po prostu położył się obok nich. Najpierw przez dłuższą chwilę leżał na boku wpatrując się w Cami, a następnie przerzucił się na plecy i wlepił wzrok w sufit. Ale nie zasnął. Dopiero po jakiejś godzinie, dwóch takiego wpatrywania się w nicość wstał i przedreptał do swojego pokoju.

/zt x2
ODPOWIEDZ