przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Zdawała sobie sprawę, z jak wieloma rzeczami się pośpieszyła. Jak zaślepiona wspomnieniem osiemnastoletniej Joan z więziennej celi, pozwoliła jej się zbliżyć dopuszczając również do najbliższej rodziny. Stało się. Wybrała ją na jedyną osobę, której nie zawaha się wyjawić szczegółów z przeszłości. Miała już swoje lata. Przekroczyła magiczną barierę czterdziestki i stopniowo hamowała z życiem, które nabrało rozpędu lata temu. Nie zapowiadało się już, aby miała doświadczyć czegoś szczególnie ekscytującego, albo przełomowego, wywracającego całą resztę egzystencji do góry nogami. Ów uczucie przekonało ją do wypowiedzenia ukrywanych wcześniej faktów, schowanych za fasadą przestępstw oraz działalności przemytniczej.
Mogła zachować dla siebie wieści o ciotce, ale nie powinna się zupełnie zamykać się w sobie. Sama Aubree by tego nie chciała i choćby dla niej starała się postąpić dobrze, bez wyrachowanego spławiania Joan za drzwi.
Była pełna skrajnych emocji. Z jednej strony cieszyła się z jej obecności, a z drugiej żałowała tego, jak bardzo pozwoliła się do siebie zbliżyć. Zawarły ze sobą niepisaną, ustną umowę, znacznie naruszoną przez ryzykowne zagrywki, względem właścicielki hotelu. Wolałaby to doszczętnie wymazać z pamięci, co wcale nie było takie łatwe. Powinny pozostać na poziomie zwyczajnych znajomych z więzienia, bez wplatania w ów filozofię skomplikowanych uczuć. Na początku by bolało... o później by przestało.
Dając sobie chwilę na przetrawienie trudnej chwili, skombinowała dla Joan wodę. Mogła mieć dużo wyrzutów, względem jej zachowania, ale starała się zadbać o jej potrzeby (póki co, tylko żywieniowe), przynosząc do stołu szklankę z zamówieniem.
Zmarszczyła brwi, widząc klucze od domku, przesunięte na blat. Wyjeżdżała. To musiało być to. Wiedziała, że ów moment w końcu nadejdzie, ale będzie w stanie odpowiednio się do niego przygotować, być może wraz z własną, spakowaną walizką. Miały wybrać się razem na urlop, ale teraz, bez otrzymanych od Terrell odpowiedzi, to zmieniało postać rzeczy. Joan zwyczajnie nie chciała jej przy sobie, aby nie musiała myśleć o wszystkich złych chwilach, których doświadczyła w Lorne. Tak, to musiało być to. Nie musiała nawet bezpośrednio o to pytać, rozumiała ukryty przekaz.
Słowa, wypowiadane przez Joan brzmiały sztywno. Zupełnie, jakby były zaledwie znajomymi z jednego miasteczka i wcale nie miały za sobą rozmowy, co do wyłączności względem siebie, albo wspólnego czasu, spędzanego poza Australią. To wszystko brzmiało, jak fikcja napisana przez kogoś postronnego, albo sen, który nigdy nie wydarzył się w świecie rzeczywistym.
Wpatrywała się drętwo w kobietę, siedzącą na krześle, przechodząc mimo wszystko na jej stronę stołu. Oparła się tyłem o krawędź i usiadła na blacie, opierając nogę o szczebel krzesełka, zajmowanego przez rozmówczynię. Skoro Terrell wzniosła wokół siebie niewidzialny mur, odcinając się od wszystkiego, co związane z Warren, ta musiała przynajmniej spróbować upomnieć się o odpowiedzi, które przepadną w razie natychmiastowego opuszczenia kontynentu.
- Dlaczego na mnie nie spojrzysz?
Przestała bawić się w półśrodki. Sugestie i niewypowiedziane myśli, których Joan musiała mieć w głowie przynajmniej kilka.
- To nagroda pocieszenia? - zerknęła na kopertę z pieniędzmi, których nie zamierzała przyjmować. - Mówiłam ci, że robię to bezinteresownie.
I dotrzymywała słowa, bez złośliwego upominania się o coś, co raz już sprostowała. Nie poczuła się wykorzystana. Prędzej oszukana, co chciała zgłębić, niestety Joan wycofywała się, niczym spłoszona łania.
- Już raz to kiedyś zrobiłaś - przypomniała, wciąż wpatrując się w kobietę, mając na myśli czas, związany z wyjściem z więzienia. - Wyszłaś i już nigdy się nie odezwałaś. Było warto?
Czy zachowanie ów ciszy radiowej wyszło Terrell na dobre i była dumna z tej decyzji? Nie wiedziała już, czego kobieta mogła pragnąć. Czy wyjazd z Australii oznaczał dla niej zupełnie nowy rozdział czy może sprostowanie pewnych pytań, na które tu nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi.

psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Z wielu powodów nie mogła spojrzeć na Warren, ale wyczuła jak ta okrąża stół i zatrzymuje się obok. Kątem oka dostrzegła jej nogi i zakodowała, że ta teraz usiadła na blacie. Swoją postawą pokazała, że górowała nad Joan i na dodatek stawiając nogę na krześle zaznaczyła teren zarazem dając do zrozumienia, że tak po prostu jej nie wypuści. Dokładnie to Joan wyczytała z jej mowy ciała i tak też się czuła; jak stłamszona dziewczynka, która nie miała szans w tej rozmowie z kimś, kto był silniejszy, pewniejszy swego życia, na pewno był bardziej ułożony i wiedział czego chciał. Z kimś, kto podobno wszystko robił dobrze a na pewno lepiej od niej, bo przecież to ona podejmowała złe decyzje. To ona była tą, która schrzaniła, dała się upadlać, zdusić, wykorzystać i z własnej woli zgodziła się zostać na rozmowę z McQueen, o której dokładny przebieg nigdy nie zapytano. Po co, skoro najwyraźniej główna zainteresowana miała to gdzieś.
Zacisnęła szczękę i mocno zamknęła powieki czując napływające do oczu łzy. Nagle poczuła się jak wtedy, gdy zamknięta w schowku w więziennej pralni prosiła Warren aby ta przestała na nią krzyczeć.
Weź się w garść. Nie uciekaj. Nie wymykaj się do swej głowy udając, że to bez znaczenia. Że odetniesz się i jakoś to zniesiesz.
- A czy warto jest teraz nade mną górować? Sprowadzać mnie do parteru? Lepiej ci z tym? – Warknęła na koniec i wreszcie uniosła wzrok pełna determinacji mierząc się z jasnym spojrzeniem. Nagle gwałtownie wstała z krzesła nie mogąc dłużej pozwolić na te zagrywki z umiejscowieniem się wyżej niż rozmówca. Takie zagrywki to nie z nią. Może kiedyś, ale nie teraz.
- Zawsze będziesz mi to wypominać, co? – Zrobiła krok w tył zwiększając między nimi dystans. – Tłumaczyłam ci już co się wtedy działo, ale ty dalej swoje. Lepiej się czujesz, kiedy wyrzucasz mi ten błąd? Wreszcie masz władzę i kontrolę, tak? – To było jak kopanie leżącego. – Cholera, Warren! – Jęknęła żałośnie. – Ja ci nigdy nie wyrzuciłam tego, że mogłaś wyjść wcześniej! Że to schrzaniłaś! Że gdybyśmy wyszły w podobnym czasie, to moje życie mogłoby wyglądać inaczej. NIGDY ci tego nie zrobiłam! – A przynajmniej nie przypominała sobie takiej sytuacji. Nawet jeśli zrobiła to raz, z ust Warren to oskarżenie padało częściej. Przez ostatnie dni wręcz było wałkowane jak powtarzany w kółko materiał na sprawdzian. – I jak się teraz czujesz? – Machnęła rękoma wskazując jej osobę oraz postawę. – Jesteś usatysfakcjonowana? – Tym jak pokazała Joan gdzie jej miejsce. Nie słownie, ale ciało i w jaki sposób usiadła zrobiło co trzeba. - To podłe co teraz robisz. Wyjawiasz mi swój sekret grając na emocjach, choć wcześniej wiele razy miałaś ku temu okazję. Czemu tego nie zrobiłaś, co? Czemu nie powiedziałaś o swoich rodzicach? Bo wcześniej nie zasługiwałam? Więc co się zmieniło? Nagle na to zasługuję, bo upodliłam się przed obcą babą? A może robisz to ze strachu? – Strachu przed czym? – Bo ja się boję - Wszystkiego. Poczucie strachu tak naprawdę nigdy nie zniknęło a zaczęło się od chwili, gdy pierwszy raz poczuła dziecięcą bezsilność z powodu matki, która się nimi nie zajmowała. - Boję się – od kiedy pamiętam – i mam tego serdecznie dość. – Pragnęła się od tego uwolnić. Uciec od życia i kraju, w którym od zawsze będzie morderczynią matki i dziwką.
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Wcale nie zależało jej na podkreśleniu rzekomej hierarchii czy też „górowaniu” nad Terrell. Przyjęła taką, a nie inną pozycję, aby doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji. Do rozmowy. Czegoś, co zadziała jak zapalnik do wymiany słów, w obliczu unikania wzroku, albo mrukliwego odpowiadania na półsłówka.
Nigdy nie zrobiła jej krzywdy. Nigdy nie dążyła do jawnego krzywdzenia Joan, która teraz oskarżała ją o psychicznie znęcanie się. Nie to chciała osiągnąć, a jednak to jej zarzucono, co przekonało Warren do stwierdzenia iż Terrell była w słabym stanie psychicznym. Cała ta sytuacja, mająca miejsce w Riley Hotel musiała wybudzić pewne traumy, których Joan nie zdążyła przepracować, albo usilnie upychała je w metaforycznej szafie, popękanej od nadmiaru skrywanych rzeczy.
Starała się zachowywać zimną krew, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę emocje Joan. Tego było zbyt dużo.
Nie mam nad tobą żadnej kontroli.
Niby czym miałaby się przejawiać ów kontrola? Joan była wolnym duchem: nikt nie przywiązywał jej łańcuchem do kaloryfera, nie osadzał z powrotem w więzieniu, ani nie trzymał usilnie w jednym miejscu. Po opchnięciu domu matki, mogła stąd wyjechać. Spakować walizki i zmyć się bez słowa, a jednak przyszła do tego konkretnego domku, w dzielnicy Aborygenów, co mogło wiązać się jedynie z formalnym uregulowaniem długów… a może siedziało w tym coś jeszcze? Emocje musiały przecież o czymś świadczyć.
Pozostała na swoim miejscu na blacie, spokojnie mierząc wzrokiem Terrell, gdy ta gwałtownie wstała z krzesła, powodując jego opadnięcie na podłogę, zakrytą częściowo przez bordowo-beżowy dywan.
Nie chodziło o wypominanie, a nazwanie czegoś, co zdawało się być częścią jakiegoś systemu, uruchamianego w trudnych chwilach. Bezczelnej ucieczki, zwiastującej jednocześnie natłok negatywnych emocji, prowokujących do odcięcia się od przeszłości, dawnych relacji czy wspomnień. To nie było zdrowe, o czym Pria uświadomiła sobie, widząc żywą reakcję dawnej przyjaciółki, zmuszonej do wyrzucenia zalegających na sercu reakcji.
Z wolna pokręciła głową, nie zgadzając się z pokrętną interpretacją Joan jej zachowania. Nie chodziło o pieprzone w y p o m i n a n i e, a to, co oznaczał wzór postępowania. Próbowała dokopać się głębiej, do skrywanych w podświadomości lęków, których Terrell bardzo nie chciała wyciągać na wierzch. Wręcz przerażało ją to, a przynajmniej musiało, bo obrana pozycja obronna mówiła sama za siebie.
Muszą zacząć od początku, na co Warren się porwała, wyrzucając na wstępie przeciągłe westchnięcie.
- Przebywając w Lorne Bay, cały czas mówiłaś o tym, że wyjedziesz, jak tylko skończysz remontować dom - ta wizja nie sprzyjała uzewnętrznianiu się, bo czemu miałaby to robić, skoro Joan znów zniknie? Później, gdy zbliżyły się do siebie, w otoczeniu pojawiła się Leah oraz plan obalenia Mii, co raczej nie sprzyjało myśleniu o zmarłych rodzicach.
- Jaki byłby sens opowiadania o Warrenach, skoro lada moment zabierzesz manatki i wyjedziesz? Moje wyznania niczego by nie zmieniły. Nie zmieniłyby twojego zdania.
Przynajmniej na początkowym etapie, niedługo po ich pierwszym spotkaniu w hotelu.
- Chciałam powiedzieć ci o tym, jak wyjdziemy stąd razem, ale najwyraźniej, przez to wszystko, co się stało… to już nic pewnego.
Warren zgłupiała, bo mocno zareagowała na to, co stało się na salonach wiedźmy, więc już nie kwalifikowała się na kompankę do radosnej, wspólnej wyprawy, poza granicami Australii. Nie, tam potrzeba było świeżego startu, a nie jakiejś wyświechtanej znajomości, pamiętającej czasy zamknięcia.
- Naprawdę mi ciebie brakowało, nie dawałaś znaku życia - przez ten cały czas, kiedy straciły ze sobą kontakt. - Nie było łatwo znowu się przed tobą otworzyć, bo… mogłabyś wyjechać znowu. Na kolejne osiemnaście lat.
Miała prawo tak sądzić, słysząc wieści o ucieczce z Perth, a jeszcze wcześniej, doświadczając rozłąki po czasach spędzonych w jednej celi. Po kolejnych, osiemnastu latach, gdyby spotkały się ponownie, obie byłyby pomarszczonymi, starymi babami, a może nawet nie dożyłyby ów chwili.
- I… powiedziałaś kiedyś, że mnie kochasz, ale nie napisałaś nawet listu. Nie zadzwoniłaś. Wiem, że się bałaś, że się wstydziłaś, mówiłaś o tym, ale mimo wszystko… chciałam wierzyć w to, że uczucie, to, którym się darzyłyśmy, jest w stanie przełamać strach.
Było inaczej, co odrobinę przybiło Prię. Naprawdę przywiązała się do tej dziewczyny i rozłąka oraz urwanie kontaktu nie były łatwe do przetrawienia. Nic dziwnego, że później trudno jej było uwierzyć w wyznania innych osób, nakierowane na uczucia. Czym one jednak były? Zaledwie czymś ulotnym.
- Zachowujesz się, jakbym zrobiła ci wielką krzywdę, bo przejęłam się tym, że zostałaś z jakąś obcą babą sam na sam - pokręciła z niedowierzaniem głową i zsunęła się z blatu stołu, wciąż pozostając opartą o jego krawędź. - Wybacz, że nie potrafię z automatu zagryźć zębów i jakoś z tym żyć.
To trochę tak, jakby swego czas Mia oskarżyła ją o przesadzanie z reakcją, kiedy sama poszła z jakimś pieprzonym trenerem jogi w krzaki.
Westchnęła po raz kolejny i podniosła wzrok na Terrell, zachowując bezpieczny dystans.
- Z wszystkimi tak robisz? - zapytała, czując, jak oczy zaczynają się szklić od zebranych łez, którym nie pozwalała spłynąć. - Dopuszczasz ich blisko siebie, coś obiecujesz, a później zostawiasz, kiedy zaczyna im zależeć?
Nie spodziewała się tego po osiemnastoletniej współlokatorce z celi, ale najwyraźniej jej dorosła wersja zmieniła się na tyle, że próżno szukać dawnej Joan, w tym nowym wcieleniu, przybranym jeszcze za tego samego życia.

ODPOWIEDZ