pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
007. (lol)
Why should I have a heavy heart?
Why should I start to break in pieces? Why should I go and fall apart for you?
Czy Carson nie powinna przypadkiem ich gdzieś zgłosić?
Zaczynała się nad tym zastanawiać zupełnie na poważnie: może są jakieś księgi rekordów, które można bić wyłącznie w parach? Albo chociaż statystyki - skąd ludzie biorą te wszystkie informacje, które potem powtarzają czasopisma dla kobiet (“20 procent badanych par deklaruje…”)? Jeśli już wszystkie drogi zawiodą, niech przynajmniej ktoś nakręci o nich tiktoka, żeby po kilku tygodniach dorośli ludzie mogli obejrzeć ten filmik na instagramie i pocieszyć samych siebie myślą, że nie jest jeszcze aż tak źle, zawsze mogliby być tak żałośni jak ta para z internetu.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli: Carson nie miała parcia na szkło rozumianego jako szeroka rozpoznawalność i pięć minut sławy w internecie (za to na inny rodzaj popularności - ależ tak, jak najbardziej). Wydawało jej się jednak, że nie powinni tak zwyczajnie, błyskawicznie przechodzić nad tym do porządku dziennego. Może chociaż przyjedzie do niej telewizja? Robili już materiały na dużo bardziej błahe tematy, to dlaczego nie powinno zainteresować ich to, że w ciągu jednego roku ten sam facet dwa razy złamał jej serce? Nie oczekiwała głównego pasma wiadomości, ale jednak - ile można pokazywać tylko anarchię?
A skoro już mowa o odrzucaniu władzy i przymusu - wciąż była gotowa upierać się przy tym, że nie robiła niczego, żeby zrobić mężowi na złość.
Nawet jeśli powiedziała mu, że się z nim rozwiedzie, a zaraz potem wyjechała z kraju.
I nawet jeśli przyjechała do Lorne ponownie, kilka tygodni później, nie uprzedzając o tym nikogo oprócz swojego brata i Lemmie. Miała niejasne wspomnienie, że w smsie obiecała, że da mu znać, ale wyszło inaczej. Może była zwyczajnie zajęta. Z pewnością nie chodziło o to, że była małostkowa i zamiast spróbować załatwić rozwód jak dorośli ludzie, Carson cofnęła się w rozwoju do etapu zbuntowanej nastolatki i uznała, że nic nie jest mu winna.
Nie potrzebowała się w żaden sposób usprawiedliwiać, ale okolicznością łagodzącą mogło być to, że naprawdę zjawiła się w Lorne kilka godzin temu - Oscar odebrał ją z lotniska, zatrzymali się na zakupy (on potrzebował obiadu, a ona - dokupić kilka rzeczy, bo jeszcze w samolocie zorientowała się, że spakowała się jak ostatnia idiotka) i pojechali do niego do domu. Nie chciała dłużej siedzieć Celii na głowie, dlatego namówiła brata, żeby pozwolił jej się u siebie zatrzymać, a w ramach bycia bezproblemową chwilową współlokatorką, postanowiła nie narzekać, gdy okazało się, że wieczorem wpadają do Oscara jacyś kumple (albo kumpel). Nie ma sprawy, jeśli podzielicie się ze mną pizzą - powiedziała super siostra Carson i nie przyszło jej nawet do głowy dopytywać, kto dokładnie przyjdzie: wydawało jej się oczywiste, że Joey przez najbliższe dni nie będzie miał tu prawa wstępu. Oscar z kolei najwidoczniej uznał jej nie ma sprawy za wiążące. Albo on też walczył już z początkami demencji.
Zajęła sypialnię gościnną na parterze i gdy rozrzuciła trochę swoich ciuchów po pokoju, poszła pod prysznic. Może miała jet lag, a może była po prostu Carson - nie wpadła na to, żeby zabrać do łazienki jakiekolwiek ubranie, dlatego gdy otworzyła drzwi po kąpieli, zawołała najpierw: - Jesteś gdzieś tutaj? - krzyk z drugiej części domu odpowiedział jej głosem Oscara, że brat jest w kuchni. - To zostań tam! - poprosiła, spróbowała szczelniej owinąć się ręcznikiem (bez rezultatu) i wyszła z łazienki. - Zamówiłeś już pizzę? Bo ja może bym chciała jeszcze frytki - zaczęła, ruszyła w stronę, w którą, jak sądziła, był jej pokój, po czym obróciła się w drugą stronę, by stanąć oko w oko ze swoim mężem.
I choć z ich dwójki to Carson w tym momencie z włosów ciekła woda, ręcznik trochę jej się zsunął i widać jej było więcej cycek niż powinno, a przede wszystkim - ona sama miała być teraz na innym kontynencie, to żadna z tych rzeczy nie przeszkodziła jej w parsknięciu. Zupełnie jakby chciała powiedzieć, że to Joey ma tupet, że tu jest.

joaquim w. monaghan
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
005.
 
Najlepszą opcją byłoby zapewne zgłosić ich na terapię, bo radzenie sobie z problemami małżeńskimi nie wychodziło im zupełnie. Z życiowymi też nie, skoro obydwoje mieli najwyraźniej dość niezdrowe metody i w tym zakresie. Czy dało się zbudować na tym sławę? Zapewne jakąś tak, chociaż trudno stwierdzić, czy miałoby to pozytywny wpływ na jej karierę pisarki — być może, jeśli zaczęłaby pisać zgorzkniałe poradniki dla porzuconych kobiet i samotnych rozwódek, które próbują rozpalić na nowo ogień namiętności w swoim życiu po tym, jak ich mąż okazał się chujem. Lub dla bardziej kulturalnych tudzież dla Carson: kutasem. Trudno było nie przyznać jej w tym racji i chociaż Joey chciał wtedy na plaży powiedzieć coś jeszcze, żeby rozjaśnić jej swoje postrzeganie tego wszystkiego, to jednak uznał, że należy uszanować jej prośbę, aby dał jej już spokój. Nie było to łatwe, tak samo jak przyznanie, że powinni się rozwieść. Nie miał jednak pojęcia, jak to inaczej rozwiązać. Nie mógł trzymać jej w zawieszeniu i oczekiwać, że dzielnie będzie czekać, aż on poukłada sobie swój szajs, żeby powiedzieć jej, co postanowił. Szczególnie że mogło okazać się to jednym wielkim rozczarowaniem. Wydawało mu się to zdecydowanie bardziej okrutne, niż podpisanie tych cholernych papierów, które pozwolą jej ruszyć do przodu, dając jej wolność od niego i jego życiowego bałaganu czy innego kryzysu wieku średniego. 
Nie załatwił absolutnie nic związanego z ich rozwodem do tego momentu. Gdy próbował się z nią skontaktować, to raczej po to, aby ustalić konkretne rzeczy i porozmawiać — tym razem bez rumu z plażowego baru — w miarę możliwości na spokojnie. Jej enigmatyczne odpowiedzi o tym, że wyjechała do Londynu, wprawiły go w stan irytacji. Na tyle, że początkowo chciał rzucić telefonem o ścianę, potem wsiąść w samolot i polecieć do Anglii, aż ostatecznie pierwsze emocje opadł, a do niego dotarło (w końcu), że nie miał żadnego prawa się o to dopierdalać, skoro sam siedział od pół roku na innym kontynencie. Może nie wyleciał na niego bez słowa, ale tym wszystkim ograniczył swoje prawo do oczekiwania, że będzie mu się jakkolwiek tłumaczyć — chyba że w newsletterze dla swoich byłych, do którego nadal chyba nie mógł się pełnoprawnie zapisać, skoro nawet jeśli ze sobą nie byli (bo trudno tak nazwać życie na dwa domy, dwa miasta i nawet dwa kontynenty), to formalnie jednak łączyło ich sporo. 
Fakt, że jego relacja z Oscarem nie ucierpiała w tym wszystkim za bardzo, był dla niego dość mocno zadziwiający, jednak nie planował na to narzekać. Biorąc pod uwagę, że brat jego (jeszcze) żony, która aktualnie go nienawidziła, był jego najlepszym przyjacielem od lat, to umiejętność oddzielenia jednej relacji od drugiej była dość istotna. Oczywiście łączyło się to z tym, że Joey nie poruszał z Oscarem szczegółów dotyczących postępów (albo raczej ich braku) w kwestii jego relacji z Carson, ale nie było to coś, czego nie mógł przeżyć. Wydawało mu się to po prostu naturalne, podobnie jak to, że Oscar dałby mu znać, że Carson u niego mieszka, gdy zapraszał jego i dwóch innych kumpli, aby wpadł na piwo i pizzę. Dlatego też dość mocno zdziwił go fakt, że ten drobny szczegół został przez niego pominięty, a sorry, zapomniałem Ci powiedzieć wydawało się dość średnią wymówką, chociaż chyba innej się nie spodziewał. Tak, jak Carson zapewne nie spodziewała się jego, gdy pojawił się zaraz obok. 
Cześć, Carson — nawet nie udawał, że przyjrzał jej się dość uważnie, lustrując jej bardzo interesującą stylizację wzrokiem, zatrzymując się chwilę dłużej na wysokości jej biustu, z którego ręcznik nieco się zsuwał, zanim dotarł do jej twarzy. — Całkiem przyjemnie Cię widzieć — stwierdził dość bezczelnie, unosząc lekko brwi. Czy miło, to się dopiero okaże, ale widok zdecydowanie był przyjemny. — A skoro już na siebie wpadamy, to myślę, że możemy porozmawiać, hm? — zaproponował i nie czekając wcale na jej zaproszenie, wpakował się do jej pokoju. Zapewne powinien dać jej trochę czasu, aby się ubrała, ale skoro i tak uważała go za kutasa, to po co ma sobie psuć reputację?

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
To, że stała teraz akurat przed Joeyem, równocześnie pomagało, jak i dodatkowo wszystko utrudniało.
Mogło być gorzej - tak przynajmniej będzie pocieszała samą siebie później, gdy to spotkanie będzie wracało do niej w myślach i nawiedzało ją przed snem. Przecież gdyby wpadła na innego kolegę jej brata, zaledwie częściowo zasłonięta ręcznikiem, nie pozostałoby jej nic innego jak tylko spalić się ze wstydu. Mając więc do wyboru ich i Joeya, wybrałaby tego ostatniego (dość niechętnie, ale jednak) - głównie dlatego, że przecież mieszkał z nią przez ostatnie lata. Nie tylko widywał ją nago i nie potrafiłaby się już przed nim wstydzić tego, jak wyglądała, ale też - tak przynajmniej wydawało się Carson - w pewnym sensie był przyzwyczajony do jej ciała. Także w tych kontekstach, które niekoniecznie wiązały się z seksem, jak choćby wtedy, gdy Carson wychodziła spod prysznica, a on był już spóźniony, więc musiał wejść do łazienki umyć zęby, albo kiedy przebierała się w pośpiechu na pięć sekund przed wyjściem.
A równocześnie: to fatalnie, że zobaczyli się właśnie teraz. Nie dała mu znać wcześniej, że przylatuje do Lorne, chyba głównie dlatego, że chciała mu zrobić na złość i dać sobie czas, by mogła się na to spotkanie rozwodowe przygotować (w tej kolejności, jeśli chodzi o priorytety Carson). Psychicznie też, jasne, ale już umówiła się sama ze sobą, że na kolejne pasywno-agresywne spotkanie w kawiarni zwyczajnie się wystroi. Ładnie się ubierze, zrobi coś z włosami, pomaluje się… Nie po to, żeby mu cokolwiek udowadniać - nawet Carson nie upadła jeszcze tak nisko, by zacząć stosować się do zasad w stylu pokaż biust, by zobaczył, co stracił! z Cosmopolitana (to znaczy: dzisiaj trochę do niej zastosowała, ale nie zrobiła tego specjalnie, czekając na Joeya w drzwiach wejściowych bez bluzki). Raczej po to, żeby mu pokazać, że wcale się nie rozpadła po tym, jak dał jej kosza po raz drugi.
A przecież to byłoby kłamstwo - wciąż nie do końca wiedziała, jak miałaby się poskładać po ich ostatniej rozmowie na plaży. Jak posklejać zmęczone serce tak, by kiedyś znów można było je czymś napełnić (raczej nie nową miłością, ale przynajmniej nadzieją) bez obaw, że wystarczy drobne szturchnięcie, by wszystko poszło na marne i trzeba było zaczynać od początku. Nie pomagało też to, że ostatnie tygodnie głównie kichała od kurzu, jaki gromadził się na jej książkach i jadła to, co można było przygotować bez żadnego sprzętu kuchennego - najpierw dlatego, że już spakowała go do pudeł, a potem dlatego, że nie zabrała się jeszcze za rozpakowywanie - i jej cera pozostawiała wiele do życzenia. Nie mówiąc już o tym, że miała wory pod oczami, smutne oczy, a cała australijska opalenizna zdążyła już zniknąć: sama nie mogła na siebie patrzeć w tej wersji, więc nie chciała też pokazywać się teraz Joeyowi.
Może więc lepiej, że patrzył z taką uwagą na jej cycki, a nie na twarz? Mimo to w ramach powitania Carson powiedziała: - Jesteś obrzydliwy - ciężko stwierdzić, czy chodziło jej o to, że się gapił (ona też go obczajała na plaży, ale robiła to z miłością, co dawało jej moralną przewagę w tym pojedynku), czy komentowała jego zachowanie w ostatnich miesiącach.
- Nie sądzę - odparła krótko, ale nie pozostało jej nic innego jak tylko z pewnym niedowierzaniem patrzeć, jak wchodzi do jej sypialni (potem pewnie ją to wścieknie, ale teraz wciąż jeszcze miała problem, żeby się odnaleźć - w tej sytuacji i na tym kontynecie, na który dopiero dotarła). - Jeśli brakuje ci pogawędek, może idź do swojego warsztatu, tam pewnie ktoś z tobą pogada - zasugerowała, wchodząc do pokoju za nim (i udowadniając przy okazji, że ma raczej mgliste pojęcie o funkcjonowaniu podobnych miejsc - jakiegokolwiek warsztatu nie prowadziłby obecnie Joey). Omiotła spojrzeniem pomieszczenie, uparcie na niego nie patrząc, po czym powiedziała: - Ja się teraz ubiorę, a kiedy skończę, ciebie już tu nie będzie. Byłoby głupio, gdyby rozniosło się, że jesteś starym perwersem, który nachodzi kobiety - zauważyła i odwróciła się, by sięgnąć po majtki. Założyła bieliznę, wciągnęła na siebie koszulkę i wtedy dopiero ściągnęła ręcznik. Wciąż trzymając go w dłoni, wskazała głową w kierunki drzwi, na wypadek gdyby Joey potrzebował dodatkowej zachęty.

joaquim w. monaghan
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
Przez wiele lat wspólnego życia zapewne pojawiało się wiele takich momentów, w których po prostu byli nadzy gdzieś obok siebie bardziej niż dla siebie, przyzwyczajając się w jakiś sposób do tego faktu, jak do kolejnego elementu wspólnej codzienności. A mimo to ta kwestia nigdy nie sprawiła, że Joey przestał postrzegać swoją żonę jako kobietę, piękną i seksowną, która go podniecała i która potrafiła bez większego wysiłku wzbudzić w nim pożądanie. Teraz jednak wszystkie inne odczucia tak naprawdę przykrywała ogromna tęsknota po prostu za nią i za jej bliskością — zarówno fizyczną, jak i emocjonalną. Biorąc pod uwagę fakt, że wyglądała jak kłębek nerwów i smutku, trudno było mówić o tym, że pierwszym odruchem była chęć ściągnięcia z niej tego ręcznika (chociaż wcale by tym nie pogardził). Mieszało się to wszystko w środku z poczuciem winy, brakiem nadziei i może jakimiś resztkami determinacji. aby spróbować wyjaśnić jej cokolwiek więcej w temacie tego pieprzonego rozwodu, chociaż ta iskierka w tym momencie dość mocno przygasła. Widząc ile szkód już wyrządził powinien chyba po prostu odpuścić. Dać jej dojść do siebie i zakończyć to wszystko, aby mogła zrobić to, na co zasługiwała, czyli zapomnieć o tym bałaganie w miarę możliwości i pójść dalej. Sama albo z kimś innym, chociaż oczywiście ta druga wersja sprawiała, że na samą myśl czuł posmak obrzydliwej goryczy w ustach. Być może tak bardzo obrzydliwej, jak on był w tym momencie w jej oczach.
Obrzydliwy kutas, jasne. Doceniam szeroki zakres komplementów, jakie masz pod moim adresem — stwierdził cierpko, starając się jednak ogarnąć i zejść nieco na ziemię. Wrócić do postanowień, że gdy przyjdzie okazja, to spróbuje z nią porozmawiać. I chciał się tego trzymać, nawet jeśli zupełnie się jej tutaj nie spodziewał (właściwie wręcz przeciwnie, najwyraźniej dość naiwnie posądzał Oskara o odrobinę więcej taktu i szacunku. Może nie do niego, ale do Carson i jej uczuć).
Zignorował jej odmowę, co nie było wbrew pozorom takie łatwe, czekając aż sama wejdzie do środka i zamknie drzwi — co podejrzewał, że zrobi, zapewniając sobie odrobinę prywatności, z której można będzie skorzystać też wtedy, gdy się przebierze. Na ten czas, gdy ściągała z siebie ręcznik, zakładając wcześniej chociaż trochę ubrań na siebie, nawet taktownie odwrócił wzork, nie mając zamiaru rzeczywiście wcielać się w jakiegoś perwersa czy innego seksualnego drapieżnika. Nie miał już 14 lat (podobno, chociaż różnie można interpretować robione przez niego głupoty), potrafił zachować się przyzwoicie.
Mogę skorzystać z tej rady później, ale są rzeczy, o których chciałbym porozmawiać z Tobą — przyznał, w miarę możliwości neutralnie, starając się nie przewrócić oczami (naprawdę nie miał 14 lat) na jej przytyk i nie odgryźć się w jakiś dziecinny sposób, chociaż był spięty dość i zestresowany, więc nie było to aż takie łatwe.
Jeśli masz zamiar roznieść taką plotkę, to śmiało, może po latach ludzie uznają jednak, że genów nie idzie oszukać — nie ruszył się z miejsca, czekając cierpliwie z kolejnymi słowami, żeby mogła się ubrać. Być może powinien poczekać na to po drugiej stronie drzwi, biorąc pod uwagę ich sytuację, ale podejrzewał, że wtedy nie wpuściłaby go do środka. Dlatego też grzecznie stał oparty tyłkiem o jakąś komodę.
Nigdzie się na razie nie wybieram, nie przyszedłem na pokaz Carson, tylko porozmawiać — odparł cierpliwie na jej wymowny ruch głową, dalej nie ruszając się z zajętego miejsca, w dość sporym dystansie od niej. — Albo po prostu mówić, nie zmuszę Cię, żebyś też się odzywała — wzruszył ramionami. — Możesz uważać mnie za najgorszego człowieka na świecie, zasługującego na wszystkie najgorsze komplementy i nawet nie musisz się powstrzymywać i zmuszać do używania względnie przyzwoitych słów, bo chuj i tak pewnie pasuje lepiej niż kutas — mówił względnie spokojnie, chociaż tak naprawdę sam potrafił wyłapać bez żadnego problemu, że jego głos zdradzał to, że sporo go to wszystko kosztowało. — I chociaż wtedy na plaży uznałem, że powinienem dać Ci spokój, bo to wszystko było i tak ciężkie do udźwignięcia, to uważam, że powinienem chociaż trochę się wytłumaczyć — zmarszczył brwi, nie wiedząc, czy to słowo było odpowiednie. — Nie chcę, żebyś uważała, że rozwód jest dla mnie czymś, czego potrzebuję i czego desperacko chcę, bo kłamałem, że nadal Cię kocham i że nie wiem, co dalej — kontynuował, patrząc teraz dość uporczywie na nią. Na jej twarz, a nie nogi czy przylegającą do wilgotnego ciała koszulkę. — Mimo bycia chujem wcale nie jest to dla mnie proste i lekkie, ale najwyraźniej mam jakieś granice i uważam, że po prostu zasługujesz na ten rozwód. I zamknięcie tego etapu, bo przecież nie popierdoliło mnie aż tak, żebym uznał, że będziesz czekać przez kolejne kilka miesięcy aż ja poukładam swój szajs i dowiem się, jak połączyć to, że chcę być z Tobą, jednocześnie chcąc od życia najwyraźniej innych rzeczy, niż Ty — być może było to ckliwe, być może żałosne i patetyczne, ale nie dbał o to w tym momencie. Po prostu chciał, żeby to wiedziała. Może po prostu po to, żeby za kilka miesięcy albo kilka lat mogła uznać go po prostu za byłego męża, z którym była kiedyś szczęśliwa, a potem go pojebało, a nie za obrzydliwego kutasa, który był najgorszym, co jej się w życiu trafiło.

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
- Akurat penisa masz ładnego - poinformowała bezbarwnie, gdy Joey postanowił określić się obrzydliwym kutasem. To mógł być żart - nie z tych szczególnie udanych, ale bądźmy wyrozumiali, ciężko wymyślić dobry żart o penisie, który nie będzie żenujący - ale Carson wcale się nie uśmiechała. Nie wyglądała nawet, jakby próbowała powstrzymać się od śmiechu: nie zagryzała warg, kryjąc w ten sposób uśmiech, a rozbawienie nie błyszczało jej w oczach. Wpatrywała się w niego z zupełnie neutralną, niemal obojętną miną, jak gdyby właśnie skomentowała panującą w Australii pogodę albo zwróciła uwagę na to, że stoją na korytarzu. Mogła być na niego wściekła - a przede wszystkim chyba zraniona - ale widocznie nawet Carson nie była aż tak zakłamana, żeby teraz obrażać jego penisa. Nie miała jakiegoś imponującego doświadczenia, jeśli chodzi o analizę porównawczą, ale bez przesady, nie był wcale obrzydliwy.
Chyba nie miała siły się z nim kłócić. Nie zmieniła zdania - wciąż czuła, że to było bardzo nie w porządku i Joey zwyczajnie nie powinien tego robić (to znaczy: wchodzić do jej pokoju, kiedy miała na sobie jedynie ręcznik i wyraźnie go tutaj nie chciała; nie mówimy teraz o porzucaniu jej w Londynie, żeby potem oznajmić jej, że ją kocha, więc z tej okazji chce rozwodu). Ugryzła się jednak w język, żeby znów nie zacząć się z nim sprzeczać i nie powtórzyła już więcej, że ma stąd wyjść. Zamiast tego pokręciła tylko głową: - Nie mów mi, jak mam o tobie mówić - poprosiła (chyba nie taką miała intencję, ale brzmiała na zbyt wyczerpaną, by można to było odczytać jak rozkaz). Skoro nazwała go kutasem, to dlatego, że tak sobie wtedy wybrała i nie potrzebowała jego pozwolenia, by teraz to zmieniać.
Gdyby odbywali tę rozmowę kilka tygodni temu, Carson pewnie by się wściekła. Kilka tygodni temu mogłaby mu powiedzieć, że to zwykłe pierdolenie albo podnieść głos trochę za bardzo, a ze złości ciężko byłoby jej zebrać myśli. Nawet nie próbuj - mogłaby wtedy powiedzieć, gwałtownie nabierając powietrza, jak zawsze wtedy, gdy coś (lub ktoś…) wyprowadzało ją z równowagi. Czy ty w ogóle siebie słyszysz? - mogłaby go spytać, bo jednak robienie z niego biednego, zagubionego chłopca, który rozwodzi się z Carson dla jej, kurwa, dobra, wydawało jej się grubym przegięciem. Po dziewięciu latach mógł mieć chociaż na tyle jaj, by powiedzieć, że już nie chce z nią być i tyle, zamiast bredzić o tym, że to ona zasługuje na rozwód.
No, tak. Tylko że kilka tygodni już minęło. Od tego czasu Carson zdążyła nie tylko opuścić plażę i przestać w końcu płakać (a obie te rzeczy wydawały jej się wtedy niewykonalne). Zdążyła też spakować ich mieszkanie i schować ich wspólny dom do kartonów, skoro Joey już dłużej go nie chciał; gapić się na stan swojego konta tak długo, aż zaakceptowała gorzką prawdę, a także przyznać się - głównie przed sobą, ale też przed wydawnictwem - że nawaliła i nie zdąży w umówionym terminie. Nauczyła się też, że nawet jeśli ból w klatce wydaje się nie do zniesienia, to tylko panika i tak naprawdę wciąż m o ż e oddychać, nawet jeśli wydaje jej się to dość nieprawdopodobne. I że większośc trudnych sytuacji wystarczy po prostu przetrwać, bo prędzej czy później one się wreszcie skończą. Nie chciała już niczego więcej - nie chciała przyznawać, że przecież czekałaby na niego nie kilka, a kolejnych kilkanaście miesięcy, gdyby ją tylko o to poprosił, nie chciała znowu się przed nim odsłaniać i narażać się na cios. Chciała już się od tego uwolnić, bo wiedziała, że dłużej już tego nie uniesie.
- Nie chcę, żebyś się tłumaczył - powiedziała w końcu i odwiesiła ręcznik. Wzruszyła ramionami, patrząc gdzieś w bok. - To… to nie ma już większego znaczenia, więc nie obchodzi mnie, czy ostatnim razem kłamałeś. Z mojej strony nic się nie zmieniło: zgadzam się, podpiszę wszystkie potrzebne papiery, tylko… miejmy to już z głowy - poprosiła. Wyszło nieźle, głos załamał jej się dopiero pod koniec.
Przypomniała sobie, że wciąż ma na sobie tylko majtki, więc sięgnęła po pierwszą spódnicę rzuconą na fotel, by naciągnąć ją na siebie.

joaquim w. monaghan
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
właściciel, mechanik — lorne bay mechanic
42 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Jego żona postanowiła być bohaterką smutnych teledysków w deszczowym Londynie bez niego.
W innych okolicznościach może podziękowałby za komplement albo chociaż pociągnął (gra słów przypadkowa, gdyby była celowa, to nie on by ciągnął) ten temat, ale w aktualnej sytuacji nie zareagował właściwie wcale na te słowa, nie uznając ich w sumie za żart, tylko jakiś nie do końca istotny w tym momencie komentarz. Zresztą jak miałby reagować, skoro widział, jaką miała minę. A właściwie, że nie miała żadnej. I z jednej strony wcale się temu nie dziwił i chyba nawet trochę się tego spodziewał — w końcu zafundował jej emocjonalny rollercoaster w najgorszym możliwym stylu. Ale z drugiej nie zmieniało to absolutnie nic w tym, że nadal ten widok bolał go niesamowicie mocno, wchodząc bardzo, bardzo głęboko. Chciał w tym momencie, jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało, żeby mógł szczerze i zupełnie obojętnie powiedzieć jej, że już jej nie kocha, że nie chce być jej mężem, bo mu się znudziło, wypaliło czy cokolwiek innego. Byłoby na pewno im łatwiej obydwojgu. Nawet próbował sobie poukładać to wszystko w głowie tak, aby zmusić się do tego, żeby powiedzieć jej to — już wtedy w kawiarni — w formie białego kłamstwa. Znienawidziłaby go jeszcze bardziej, mając ku temu bardzo konkretne postawy i mogłaby uznać, że zamykają ten rozdział ostatecznie i musi zostawić go w tyle, bo nie ma tu już co ratować. On jakoś by musiał z tym żyć, bo przecież sam sobie zawiniły. Ale ostatecznie nie potrafił patrzeć na nią i tego powiedzieć, więc egoistyczna strona najwyraźniej wygrała. Sprawiając, że znowu ją ranił, mówiąc rzeczy, które byłoby lepiej, gdyby zachował dla siebie.
Nie mam zamiaru Cię ograniczać — odpowiedział spokojnie, zupełnie neutralnie, bo przecież nie będzie jej tego zaznaczał w papierach rozwodowych, że jeśli nazwie go tak, a nie inaczej, to pozwie ją o odszkodowanie, czy coś. Teraz też nie było jego celem ustalanie jej tu żadnych zasad. Miała zdecydowanie więcej do powiedzenia w ich kwestii niż on, nawet jeśli jak na razie zignorował jej główną prośbę, czyli to, żeby po prostu wypierdalał i dał jej spokój. Czuł ogromny ciężar nie tylko dlatego, że powiedzenie tego wszystkiego na głos było cholernie trudne i też żenujące, bo przecież po raz kolejny przyznawał się przed nią, że jest zagubiony niczym dziecko we mgle, które nie ma pojęcia, jak poukładać swoje życie, a liceum już dawno się skończyło i trzeba być dorosłym. Przygniatała go też mocno świadomość, że gdy już powie, co ma do powiedzenia, nie będzie miał żadnych argumentów, aby dłużej tu przebywać i będzie musiał wyjść. Nie tylko z tego pokoju, ale pewnie też z tego domu, bo nie wyobrażał sobie, aby miał po tym wszystkim wrócić do Oscara i reszty towarzystwa.
Cierpki grymas pojawił się na jego twarzy, bo w tym momencie nie tylko miał wrażenie, że coś mu łamie boleśnie żebra, utrudniając oddychanie, ale też przestał mieć siłę zupełnie na to, aby jakkolwiek udawać i zachowywać się przy tym wszystkim neutralnie, chociaż bolało go tak, jak chyba nigdy nic innego w życiu, a przecież to nie tak, że był gówniarzem, który nigdy niczego do tej pory nie zjebał. Potrzebował dłuższej chwili, aby doprowadzić się do porządku i nieco te emocje zamaskować, schować gdzieś w środku, ale i tak nie był pewien, że mu to wyszło.
Nie powinno mnie to wcale dziwić — przyznał w końcu. To, że wcale jej to już nie obchodziło, chociaż dla niego było ważne, aby jednak to wiedziała. Może po to, żeby miała świadomość, że w jakimś stopniu, niewielkim, ale jednak, nie był kutasem, a może po to, żeby wiedziała, że on też cierpiał, a nie wychodził z tego z uśmiechem na ustach, aby cieszyć się upragnioną wolnością, której wcale nie chciał. Nie musiał nawet słyszeć jej załamującego się głosu, żeby czuć się jak skończony dupek, ale cóż, i tak usłyszał i było to coś, co dołożyło kolejny kamień do jego poczucia winy zgniatającego go coraz bardziej. I chociaż pewnie powinien teraz wyjść, to nie umiał ruszyć się w kierunku drzwi i zostawić jej samej, gdy była w takim stanie.
Carson…— wypowiedział jej imię cicho i miękko, jakby się bał, że i to jakoś spierdoli. Zrobił kilka kroków w jej stronę, zamiast w stronę drzwi. Jednocześnie w jakiś sposób zdając sobie sprawę, że jest ostatnią osobą, która jakkolwiek może jej pomóc. Przyglądał się przez moment jej zmęczonej twarzy, pozbawionej jakiegokolwiek wyrazu poza smutkiem czającym się tylko gdzieś w jej spojrzeniu. I niewiele myśląc — a właściwie raczej wcale nie myśląc — zrobił jeszcze jeden krok i ją przytulił. Za co miała pełne prawo dać mu w twarz i chyba był tego świadomy, bo wstrzymał aż oddech i spiął mięśnie, jakby co najmniej był gotowy na niezbyt przychylną reakcję.

Carson yael monaghan
pisanka — lorne bay
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
You were riding your bike to the sound of "It's No Big Deal" and you're trying to lift off the ground on those old two wheels. Nothing 'bout the way that you were treated ever seemed especially alarming till now, so you tie up your hair and you smile like it's no big deal
To chyba było w tym wszystkim najtrudniejsze: zaakceptowanie tego, że Joey nie był jakimś… czarnym charakterem z kreskówki. Tą kiepsko napisaną postacią, która nie ma żadnej własnej historii i istnieje w tej fabule tylko po to, by utrudniać życie głównemu bohaterowi. Do tej pory wciąż skupiała się głównie na tym: złościła się na niego i słuchała, jak jej koleżanki nazywają Joeya złamasem. Może nawet trochę uważała, że sobie na to wszystko zasłużył, skoro ją zranił, zostawiając Carson samą w Londynie, w mieszkaniu zbyt drogim tylko dla niej, a potem powiedział, że ją kocha i z tej okazji powinni się wreszcie rozwieść. Nie była w stanie spojrzeć na to z jego perspektywy i przynajmniej spróbować zrozumieć, że przecież miał swoje powody i nie rzucił jej wyłącznie dlatego, by zrobić Carson na złość albo celowo ją skrzywdzić. To zadanie było tym trudniejsze, że… tak naprawdę ona chyba wciąż, wiele miesięcy później, nie była w stanie poskładać wszystkich klocków. Decyzja Joeya nadal nie miała dla niej większego sensu, jak gdyby brakowało jej jeszcze jakiegoś kawałka tej układanki. Na przykład: skoro twierdził, że nie kłamał na plaży, to dlaczego słysząc, że Carson go kocha, postanowił zacząć rozmowę o rozwodzie? Dlaczego mówił, że nie wie, czy wróci do Londynu, kiedy zdążył już tu zapuścić korzenie? I po co w ogóle zdecydował się na to tak szybko: przecież ktoś, kto chce zrobić sobie tylko krótką przerwę i nabrać dystansu, nie kupuje domu i warsztatu - robi to tylko ktoś, kto wie, że zostanie w tym miejscu na długo, co oznaczało mniej więcej tyle, że Joey musiał skreślić ich małżeństwo od razu. Może nawet w tych pierwszych tygodniach, gdy Carson wciąż nerwowo reagowała na każdą wiadomość, jaka do niej przychodziła i starała się rzadko opuszczać mieszkanie, na wypadek gdyby Joey zmienił zdanie i chciał wrócić.
Ale to czekanie na niego nie przyniosło żadnego efektu. Sprawiło tylko, że było jeszcze gorzej: przecież im dłużej się łudziła, tym bardziej wszystko bolało i prowadziło do takich rozmów jak ta na plaży. Dużo mądrzej będzie zwyczajnie odpuścić. Nie wiedziała jeszcze do końca, w jaki sposób, ale wydawało jej się, że poinformowanie Joeya może być dobrym początkiem. Trochę kłamała, ale skoro on jej uwierzył, pewnie niedługo Carson zdoła przekonać samą siebie.
Wolałaby, żeby trzymał się od niej z daleka: nie pakował się do jej sypialni i nie zmniejszał fizycznego dystansu między nimi bardziej niż było to konieczne. Trochę zesztywniała, kiedy ją przytulił, ale chyba potraktowała ten gest jako pożegnanie i tylko dlatego odwzajemniła uścisk. No, mniej więcej, bo objęła go trochę tak, jak ściskasz nielubianą ciotkę: delikatnie dotknęła jego pleców przedramionami, ale dłonie trzymała w bezpiecznej odległości. Zaczęła liczyć w myślach, postanawiając sobie, że gdy tylko dojdzie do dziesięciu, wystarczy.
Ale nie zdążyła. Gdy Joey ją dotknął, odruchowo wstrzymała oddech (może bała się sprawdzić, czy dalej pachnie tak samo, jak gdyby nic się nie zmieniło, czy przytulanie go już w niczym nie przypomina przytulania jej męża - sama nie wiedziała, która opcja byłaby gorsza) i już przy szóstce zrobiło się to kłopotliwe. Otworzyła usta, by zaczerpnąć powietrza i ją samą zaskoczyło, że z gardła wyrwał jej się szloch. I nie było już odwrotu: Carson pękła i zaczęła płakać na tyle gwałtownie, że cała się od tego trzęsła. Obecność - zwłaszcza tak bliska - Joeya tylko wszystko pogarszała, dlatego odsunęła się od niego, kręcąc głową. - Nie możesz… nie możesz… - nie była w stanie skończyć zdania, spazmatycznie łapiąc powietrze. - Nie możesz - spróbowała raz jeszcze, ale rezultat był ten sam, dlatego zanim zdążyła się sama nad sobą zastanowić, po prostu uciekła - zupełnie dosłownie, bo zostawiła Joeya w tym pokoju samego, stojącego wśród rozrzuconej zawartości walizki Carson. Może nawet byłaby z tego jakaś sensowna metafora, ale najpierw musiała wysmarkać nos.

joaquim w. monaghan

/zt
oh deer what a year
carson
Tove, Leander
ODPOWIEDZ