baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
006.
Dancer, I know you're happy,
I know you're free, Baby, let me set you free
Istniało prawdopodobieństwo, że Bowie Rutherford trochę przesadziła.
Kilka godzin temu, gdy otworzyła szafę w lekkiej panice i podjęła decyzję dotyczącą sukienki na dzisiejszy wieczór: jak gdyby przez chwilę zapomniała, że może być albo krótka, albo odsłaniać cycki, a już na pewno nie powinna do kompletu błyszczeć. A jednak: ilość cekinów i innych świecących ozdób na fioletowym, bardzo sztucznym materiale sprawiał, że gdy Bowie wirowała w salonie, można było odnieść wrażenie, że się mieni - zwłaszcza jeśli przyglądałeś jej się już po kilku drinkach.
Przesadziła też podczas robienia makijaż. Albo po prostu postanowiła iść na całość i upewnić się, że będzie dziś widoczna na drodze, gdy przyjdzie jej wracać po ciemku - piechotą, a jakże - do swojego domu. Tusz trochę już jej się rozmazał pod oczami, ale po kilku godzinach brokat wciąż mocno trzymał się na jej powiekach i kościach policzkowych.
I ostatnie: przesadziła też z piciem. W ramach pozytywnego przewartościowania: nie dawała się namówić na propozycje kolegów, którzy chcieli częstować ją piwem albo czerwonym winem, a zamiast tego konsekwentnie, jak przystało na dorosłą osobę, trzymała się wódki. Te pyszne szoty, które smakowały zupełnie jak monte, też były z wódką, więc wszystko było w porządku.
A nawet lepiej niż w porządku - miała świetny humor (który utrzymywał się zaskakująco długo, co niefortunnie miało zakończyć się jakąś katastrofą), cieszyła się ze spotkania z przyjaciółmi z liceum, a alkohol sprawił, że czuła zaskakującą lekkość w ramionach, zupełnie jakby jej kości były wypełnione powietrzem. Próbowała to nawet komuś wytłumaczyć kilkanaście minut temu, gdy znajomi palili jointy na balkonie, a Bowie stała obok z rekoma uniesionymi do góry. Zupełnie nie potrafili jednak pojąć, o co jej chodzi, dlatego zrobiła to, w czym miała już wprawę: postanowiła ich porzucić i ruszyć dalej.
W drzwiach balkonowych minęła zestresowaną gospodynię - dzisiejsza impreza w gruncie rzeczy była parapetówką, więc Michelle nieco nerwowo reagowała na wszystkich gości, którzy odstawiali wilgotne butelki prosto na stolik, nie zawracając sobie głowy podkładkami. A jej chłopak, z którym schodziła się i rozchodziła od czasów liceum, chyba już zdążył zwymiotować i zasnąć, więc pilnowanie imprezy zostało na głowie samej Michelle. Starała się o tym pamiętać i być dobrą koleżanką - nawet jeśli na tym etapie łączyło je już niewiele poza wspomnieniami - dlatego dokończyła swojego drinka i odstawiła szklankę prosto na parapet. Parapety chyba trudniej uszkodzić, prawda? Trudniej niż stolik. Albo serce.
Wróciła na prowizoryczny parkiet: z tyłu głowy świtała jej nieprzyjemna myśl, że Michelle i jej pożal-się-boże partner (pf!) planowali spokojną posiadówkę: przygotowali przekąski, może trochę planszówek, ale już jakiś czas temu ich niezawodni goście wpadli na to, że jeśli odsuną kanapę do ściany, powstanie miejsce na tańce. Pomysł z pewnością nie wyszedł od Bowie - nie zrobiłaby tego Michelle - ale bardzo jej się spodobał.
Dużo bardziej od nieco lepkiej (zupełnie dosłownie: była nieprzyjemnie spocona) dłoni kolegi, która próbowała wsunąć się pod sukienkę Bowie. Nie chciała na to reagować ostro: nie teraz, ogarnięta tym pijackim rozluźnieniem, na parapetówce Michelle, gdy próbował dotykać jej chłopiec, który dawał jej ściągać na matematyce, kiedy mieli po czternaście lat. Okręciła się więc w tańcu, próbując obrócić całą sytuację w żart, jak wszystkie inne podobne momenty, ale dłoń wróciła.
Rozejrzała się i powiodła wzrokiem po ludziach zgromadzonych w pokoju, pod uśmiechem i brokatem ukrywając, że szuka ratunku.
I nagle napotkała na wzrok Brigta. Nie wiedziała, czy patrzył na nią już wcześniej (miał w końcu wprawę…), czy ich spojrzenia spotkały się zupełnie przypadkiem. Nie wiedziała nawet, czy ona w ogóle ma ochotę z nim rozmawiać, ale to nie było teraz ważne. Ruszyła prosto w jego stronę, a gdy zatrzymała się przed Brightem, bez słowa wyciągnęła dłoń w jego stronę.
Może za chwilę dowie się, że był tylko kołem ratunkowym. Póki co: było tylko zaproszenie, a Bowie pachniała zupełnie jak te szoty o smaku monte: wódką i czekoladą.
I, być może, obietnicą przygody. Ale to równie dobrze mógł być zapach jej szamponu do włosów.

bright starr
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
sous chef — beach restaurant
27 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
you are the knife i turn inside myself
Bright natomiast - w paradoksie typowym imprezom, na które początkowo planowało się iść, głównie z przyzwoitości i jakiejś durnej, psiej słowności, ale które też natychmiast poddało się w głowie wątpliwości z natury "czy to ma sens", a potem fantazji, "że może można by jednak nie pójść", i na jakich wreszcie lądowało się za sprawą czyjejś płaczliwej namowy i obietnicy, że wódka będzie zimna i przecież za darmo - wcale nie był nawet pewien, czy w ogóle tutaj jest.
Nie no, jasne, fizycznie oczywiście tak - w niedorzecznie błękitnej koszuli, jednej z tych, które się kupuje na wyprzedaży psim swędem, a które sprawiają wrażenie, że człowiek ma nad własnym życiem o wiele większą kontrolę niż w rzeczywistości (na koncie bankowym zaś znacznie więcej, niż się tak naprawdę zarobi przez najbliższe pięć miesięcy, i to przed rachunkami), i z butelką piwa w dłoni, bo okazało się, że ta obiecana mu wódka rzeczywiście była może i zimna, ale ktoś wpadł na pomysł zaprawiania jej mlekiem (mlekiem!), co zdaniem szatyna było najwyższą możliwą ujmą na honorze - zarówno jego, jak i samej wódki. Nie wiedział czy to dobrze, czy źle, ale fakt był taki, że nie miał już siedemnastu lat, a takie alkoholowe kombinacje kojarzyły mu się głównie z imprezami w liceum (obszedł więc trunek szerokim łukiem, zadowoliwszy się Budweiserem sączonym z gwinta). Z drugiej strony może miało to sens, skoro cała ta dzisiejsza celebracja miała ich rzekomo przenieść w czasy gdy dziewczyny zaczesywały włosy na pół czoła i słuchały wyłącznie Razorlight i The Kooks, a chłopcy nie mogli się doczekać, aż wreszcie będą mogli się tak naprawdę ogolić, i zaliczyć kogoś, wytrwawszy więcej niż spektakularne pół minuty.
Emocjonalnie, mentalnie, Starr wydawał się jednak być gdzieś indziej, głosy osób kurtuazyjnie próbujących wciągnąć go w wir jakichś podpitych rozmówek o niczym, przepuszczając przez siebie jakby wcale nie tworzyła go kombinacja kości, mięśni i żył, a raczej mgła albo półprzezroczysty tiul, w którym nic się dłużej nie ostaje. Słuchał, ale nie słyszał, i patrzył, ale nie widział, zobojętniały tak na zmiany w płynących z głośników piosenkach, jak i na to, kto do nich tańczy, a kto rzyga do rytmu pulsujących, basowych dźwięków. Jeśli zaś - teraz usadowiony na kanapie, z nogą założoną na nogę szeroko, ponoć po męsku - w ogóle myślał, to na pewno nie o tym, żeby uchronić meble Deana i Michelle przed bliznami odciśniętych w nich denek i okrągłych ranek po papierosowych przypaleniach.

Znał większość zaproszonych tutaj osób, i domyślał się, że może napatoczyć się też na kilka, których zwykle wolał unikać (przynajmniej w kontekstach, w których nie mógł się przysłonić anonimowym, internetowym nickiem...), a jednak zderzenie się spojrzeniem z sylwetką Bowie przyjął boleśniej, niż się spodziewał.
Wyglądała młodo. Młodziej niż na płaszczyźnie komputerowego ekranu, z piegami wygładzonymi syntetycznym światłem, i rysach rozpikselowanych wtedy, kiedy internet Starra nie wyrabiał na zakrętach (i się zawieszał, złośliwie często przed momentem kulminacji, jakkolwiek by to interpretować). Poza tym o wiele mniej trzeźwo niż w kontekstach, w których spotykał ją patrzył na nią ostatnimi czasy. Poza tym rzeczywiście zdawało się, że trochę straciła umiar w więcej niż jednej dziedzinie - rozbłyszczana jak światła alarmowe. Śmieszne, wychodziło na to, że największej tragedii w życiu Brighta dałoby się uniknąć gdyby tylko te parę lat temu, zamiast odradzać siostrze opuszczanie domu w zbyt wyzywających kreacjach, zachęcałby ją do strojenia się w najkrótsze, i najbardziej brokatowe fatałaszki pod słońcem. Może wtedy byłaby bardziej widoczna - jak Bowie teraz, ludzka zorza polarna rozfalowana od środka alkoholem, a od zewnątrz muzyką; na poboczu, tej nocy, gdy ją potrącono.

Najbardziej uderzył Brighta jednak jej zapach - nie tylko dlatego, że Rutherford faktycznie pachniała jak alkoholowa wersja monte, ale przede wszystkim, ponieważ zdążył się już odzwyczaić od tego wybitnie ludzkiego aspektu fizycznej z nią bliskości. Ludzie na ekranie przecież nie pachnieli.
A poza tym - nie wyciągali do niego rąk.
Bright uniósł brew - tylko lewą, jakby prawa zapomniała, że jej też wypada. Odkąd ją przyuważył, rzeczywiście kontrolnie łypał na Bowie co parę oddechów, ale nie zamierzał reagować tak długo, jak nie było to absolutnie konieczne - wychodząc z podobno dorosłego założenia, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za własne decyzje i czyny.
Teraz jednak nie za bardzo miał wybór, oczywiście o ile nie chciał natychmiast jednoznacznie potwierdzić popularnej hipotezy, że Bright Starr jest gigantycznym dupkiem.
- Wiesz, że nie tańczę, Bowie - Przywitał się z nią krótkim sarknięciem. W istocie wcale nie był pewien, czy brunetka pamięta co Bright lubił robić, a od czego stronił - w końcu gdy ze sobą chodzili, bardziej niż nim samym interesowała się innym obiektem. Z jakiejś przyczyny nie odstraszyło go to jednak zupełnie od wplecenia własnych palców pomiędzy te dziewczęce - chłodne i trochę lepkie od potu - Tobie też już chyba wystarczy, co?


bowie m. rutherford

ambitny krab
harper, czemu?
baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
Oczywiście, że Bowie pamiętała.
Pamiętała każdego swojego c h ł o p c a, gromadząc wspomnienia o nich w tej niewidzialnej przegródce w mózgu, w której przechowywała wszystkie inne niepotrzebne informacje: ulubione słodycze jej brata z dzieciństwa, opakowanie suchego szamponu, którego używała Grace, nazwisko jej pierwszej rodziny założonej w Simsach.
Pomocne mogło się okazać to, że lista Wszystkich Miłości Bowie była żałośnie krótka - gdyby się nad tym zastanowić, zamykać ten spis mógł właśnie Bright. Tak było najprościej: nie dopuszczać do siebie nikogo, nie zawracać sobie głowy układaniem sobie życia, nie przywiązywać się do ludzi, którzy mogą w każdej chwili zniknąć. To sprawiało, że pamiętała naprawdę nieźle: to, że nie lubił tańczyć i jaki miał charakter pisma; jak smakowały jego naleśniki albo który z kubków Bowie zwykle wybierał.
To całkiem śmieszne, że nie miała już z nimi kontaktu i nie mogła im tego powiedzieć: że nawet jeśli myśli o nich dość rzadko, wciąż pozostali dla niej w pewien sposób ważni, a nawet bliscy - pewnie o wiele bliżsi niż byliby w rzeczywistości, gdyby trwali u rutherfordowego boku przez te wszystkie lata. Zabraliby Bowie tym samym okazję do zachowania w pamięci tylko tych dobrych wspomnień i beztroskiego wypierania wszystkiego, co nie pasowało do jej obrazka (bo w jej głowie gdy tylko chciała, by Bright z nią zatańczył, on zawsze to robił).
No, to nie było wcale szczególnie śmieszne. Zabawne - w ten ironiczno-przewrotny sposób - było coś innego: to, że przecież wielu innym facetom powtarzała, że doskonale pamięta. Nigdy nie uważała samej siebie za zbyt dobrą kłamczuchę, ale w tych sytuacjach ani ton głosu, ani mina nie zdradzały kłamstwa. Może to kwestia wprawy. Może tego, że nawet pokazując cycki w internecie, chciała czuć, że dobrze wykonuje pracę - a wydawało jej się, że co najmniej równie często jak za ten widok płacą jej za pewne złudzenie.
Czasami kłamała więc o swoim wieku (tutaj ostrożnie niektórzy faceci byli idiotycznie wrażliwi na tym punkcie i nawet rok robił im ogromną różnicę) albo o swojej historii (dla tych, którzy najpierw czuli się niezręcznie, więc prosili, by opowiedziała im coś o sobie). Niemal zawsze kłamała, że miło ich widzieć - to wydawało jej się najbardziej niewinne, bo przecież mówiła to tylko po to, by sprawić im przyjemność. Może jednak była hipokrytką, skoro ich przyjemność zapewniała Bowie dodatkowe pieniądze.
Nie umiała jeszcze powiedzieć, czy Brighta było m i ł o zobaczyć. Na szczęście chyba nie musiała - przynajmniej nie teraz. Pokręciła głową, niemal niecierpliwie, nie opuszczając swojej ręki. - Przecież wcale nie chcę z tobą tańczyć, Bright - powiedziała z lekkim naciskiem, zupełnie jakby to było oczywiste, a chłopak sam powinien się domyślić, dlaczego ktoś schodzi z domowego parkietu, wyciągając w jego stronę ręce.
Ścisnęła lekko jego dłoń - krótki, niemal pokrzepiający gest, który mógł oznaczać tyle co mam cię - ale na tym nie poprzestała. Pociągnęła go w swoją stronę, zmuszając tym samym Brighta, by wstał. - Chodź - rzuciła krótko i zabrała go prosto do łazienki gospodarzy. Puściła jego dłoń dopiero, gdy znaleźli się w środku. Bowie przekręciła zamek w drzwiach, wypuściła powietrze ze świstem i usiadła na krawędzi wanny. - Trochę dziwnie cię tu widzieć, wiesz? Dobrze się bawisz? Oczywiście - oprócz tego, że nie tańczysz - uśmiechnęła się nieco złośliwie, po czym osunęła się prosto do wanny.

bright starr
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
sous chef — beach restaurant
27 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
you are the knife i turn inside myself
Miłości, co?
W pierwszej ćwiartce swojego życia, Bright nie miał na tyle wglądu, żeby się nad tym głębiej zastanawiać, a po osiągnięciu wieku dwudziestu siedmiu lat dowiedział się, że teraz może i zdobył wystarczającą samoświadomość, ale za to brakuje mu siły aby jej używać. Tak czy siak, szatyn nie miał pewności, czy kiedykolwiek rozumiał...
Nie, moment. Nie miał pewności, czy kiedykolwiek czuł co to znaczy być k o c h a n y m; określenia tego typu kojarzyły mu się raczej z treścią reklam, które za dzieciaka wsiąkały weń jak w gąbkę wprost ze spękanego starością ekranu śnieżącego telewizora, a nie czymkolwiek, co faktycznie poznał i czego zasmakował. Dziś nie zapędzał się w stronę tych rozważań, bo brzmiały tanio i dramatycznie, jak coś, co kosztuje człowieka nerwy i energię, ale nie przynosi mu żadnego wymiernego zysku. Gdyby ktoś go jednak spytał, jak wyjaśniłby pojęcie miłości, Starr pewnie nie zdobyłby się na nic więcej niż podanie słownikowej definicji (a przecież zawsze więcej punktów i poklasku dostawało się - tyle pamiętał ze szkoły zanim okazało się, że jest mu do niej wyjątkowo nie po drodze - za objaśnienie wszystkich tych trudnych terminów własnymi słowami).

Babcia nigdy nie mówiła, że go kocha. Zakładał, że wyrazem jej uczuć był fakt, że przygarnęła jego, i małą Faith pod swój dach, nigdy ich nie biła, nigdy nie zapominała o ich urodzinach, a na Święta i czwartego lipca pomagała im nawet robić krepinowe dekoracje i obwieszać nimi to, co w przyczepie służyło im za sypialnię.
Mama pasowała Brightowi na kogoś, kto gotów się był zarzekać w kwestiach uczuć, ale mamę Starr pamiętał jak przez mgłę (brokatową jak jej paznokcie i cienie do powiek - coś ładnego i nietrwałego, co trwało tylko chwilę, a na dłużej niż pięć sekund istniało wyłącznie w bajkach).
Z Faith nigdy jakoś nie należeli do tego rodzaju rodzeństwa, które zapewnienia o miłości składało sobie otwarcie, i za pomocą słów. Wystarczyło, że w dzieciństwie siostra łaziła za nim krok w krok, wpatrzona w chude, braterskie plecy jak w święty obrazem, a on jej na to pozwalał, i w dodatku gotów był dać w pysk każdemu, kto śmiałby robić sobie z niej żarty (każdemu oprócz siebie, oczywiście - w końcu sam bywał czasem względem młodej bezwzględny, jeśli wręcz nie okrutny, ale tylko w taki sposób, na jaki pozwala się starszemu rodzeństwu).
Nie dało się, oczywiście, zapomnieć o Milani - ale z nią sprawy rwały zbyt krótko, by którekolwiek zdążyło to drugie otwarcie, oficjalnie, nazwać swoją miłością - aż wkrótce okazało się, że niezależnie od tego, czy Fairweather kocha chłopaka, czy nie, b a r d z i e j z pewnością ceni sobie perspektywy, jakie dawał jej wyjazd do miasta, na studia, w świat, który Starr mógł sobie co najwyżej pooglądać jak drogie zabawki na sklepowej witrynie.

No, i była jeszcze Bowie. Bowie, której Bright nie potrafił rozgryźć, i której rozgryzaniem też postanowił już przed paroma laty nie zaprzątać sobie głowy w podobny sposób, w jaki poddał się w temacie rozważania tego, czy ktoś go kocha, czy nie, i czy to dlatego, że jest niewystarczająco dobry, albo czy raczej urodził się po prostu w tej kategorii ludzi, którym zawsze dane jest, koniec końców, być czyimś numerem dwa, nigdy numerem jeden.
Teraz, w każdym razie, dziewczyna wyciągała do niego ręce, i on po te ręce sięgał, nie będąc w zasadzie pewien czemu; bujdą byłoby stwierdzić, że nie potrafił jej odmówić; kłamstwem, że na jej niewerbalną prośbę (rozkaz?) godził się z przyjemnością. A jednak poszedł za nią, po drodze wymieniwszy opróżnioną butelkę po piwie na pełną, i nie obejrzał się przez ramię gdy znikali za drzwiami łazienki aby sprawdzić, czy ktoś odprowadza ich wzrokiem, i pochyla się do rozmówcy żeby o ich dawnej, wspólnej przeszłości opowiedzieć mu podnieconym, rozemocjonowanym plotkarsko tonem.
- Czemu "dziwnie"? - Zamiast w oczy, patrzył Bowie w to miejsce, w które skraj jej sukienki stykał się z gładzią uda. Łatwiej było mu widzieć w dziewczynie ciało, niż kogoś, kto miał duszę, i w tej duszy różne rzeczy, jakie mogłyby wzbudzić w nim empatię.
Musiał świadomie powstrzymać wychył własnej sylwetki, odruchowo rwącej się już aby amortyzować dziewczynę, gdy ta przewieszała się przez krawędź wanny. Łypnął na nią z konsternacją, a potem siadł na klapie sedesu - twardej i gładkiej, takiej, którą się kupuje w salonie meblowym, a nie w sklepie ze wszystkim za dwa dolce, ze świadomością, że po paru tygodniach przedmiot rozchwieje się, wyrobi i wklęśnie - profilem do Bowie, z rękoma zgiętymi w łokciach, i łokciami opartymi o kolana. Przekrzywił głowę by przyjrzeć się sytuacji w wannie. Sytuacja ewidentnie miała w czubie, i zero planów, żeby prędko opuszczać swoją impromptu porcelanową oazę.
- Nie - Wzruszył ramionami i pociągnął łyk piwa prosto z butelki - A ty?


bowie m. rutherford

ambitny krab
harper, czemu?
baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
Odkąd była mała, miała w zwyczaju zakładać, że wszystkie te rzeczy, które widziała w telewizji, były prawdą. Nauczyła się już, że reklamy zwykle kłamią (do tej pory wspominała tę wycieczkę do galerii handlowej w Cairns, gdzie matka zabrała Bowie i jej brata w ramach niewypowiedzianych przeprosin, a ona wykorzystała okazję i od razu pobiegła do sklepu z zabawkami, na jakie nigdy nie było ich stać - widok plastikowego pieska, który nie mówił i nie chodził, wbrew temu co widziała w telewizji, złamał jej serce), ale nawet teraz, gdy - przynajmniej w teorii - dorosła, wciąż miała słabość do kiepskiej telewizji. Długo była przekonana, że wszyscy żyją dokładnie tak samo jak w telenowelach, które zdarzało jej się oglądać z babcią po szkole, a nawet więcej: że ją samą czeka takie życie, gdy dorośnie. Wyobrażała sobie siebie na miejscu serialowych bohaterek i chciała żyć tak jak one, bo ich świat zawsze wydawał się lepszy niż ten, w którym tkwiła Bowie: był bardziej kolorowy, ciekawszy, bezpieczny. Stroiła się na randki, marzyła o studiach i własnym mieszkaniu i mówiła, że kocha tych chłopców (zwykle występujących w liczbie pojedynczej, choć nie zawsze), którym pozwalała zsuwać z siebie majtki - przecież w serialach każdy ciągle kogoś kochał, wydawało jej się oczywiste, że ona też p o w i n n a.
To znaczy: powinna kogoś kochać. Kochała więc Brighta, Edgara, a wcześniej jeszcze parę innych osób, wychodząc zawsze z założenia, że tak po prostu trzeba.
Nie pamiętała, kiedy na dobre zaakceptowała, że nic nie przypomina serialu - wtedy, gdy musiała przekonać samą siebie, że wcale nie kochała Brighta, tylko tak jej się wydawało i próbowała wykorzystać go jak plasterek, zbyt mały na tę dziurę, którą Bowie miała w środku? A może wtedy, gdy zrozumiała, że to on nie kochał jej (to było już później, już po tym, co sie stało z Faith)?
A może, wbrew serialowej narracji, to nie miało nic wspólnego z facetami i przyczyniła się do tego jedna z licznych porażek, jakie Bowie odniosła na innym polu: na studiach, w pracy, z mieszkaniem? Chyba sama wolała tego nie wiedzieć. Na szczęście miała już dużą wprawę z tym, by o pewnych rzeczach zwyczajnie nie myśleć - zwłaszcza jeśli miały sprawić, że pojawiał się smutek.
Patrzyła prosto na Brighta, jakby czekając, aż zauważy , a nie tylko jej ciało. I choć nie do końca miała to na myśli, mówiąc, że dziwnie było go zobaczyć na tej imprezie, teraz poczuła chyba chęć wbicia mu szpilki. Nawet nie po to, by go zranić - i tak nie sądziła, że by jej się to udało, nieważne jak dużo wysiłku by w to nie włożyła - ale po to, by trochę wytrącić go z równowagi. By sprawić, żeby przestał gapić się na jej uda, jakby była rzeczą (przecież serialowym bohaterkom zawsze gapiono się w oczy!). - Chyba tak to działa, wiesz? Dziwnie jest spotkać kogoś, kto postanowił cię przerżnąć, bo był smutny, a ty byłaś pod ręką. Zwłaszcza jeśli potem się rozmyślił i kazał ci zniknąć - uśmiechnęła się pogodnie, co zupełnie nie pasowało do tego, co właśnie powiedziała. - Oczywiście rozumiem, jeśli dla ciebie to nie jest dziwne i traktujesz tak dziewczyny cały czas - dodała pospiesznie.
Wzruszyła ramionami z nonszalancją - no, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo chyba była już zbyt pijana na prawdziwą nonszalancję. - Zawsze się dobrze bawię - co wcale nie było odpowiedzią na jego pytanie, ale niech już będzie. Wychyliła się w tej swojej-nie swojej wannie do przodu i wyciągnęła jedną rękę w kierunku Brighta. Była na tyle blisko, że bez trudu mogłaby go teraz dotknąć: kościstego kolana skrytego pod materiałem spodni, wypukłości nadgarstka albo palców, które dawniej Bowie splatała z własnymi bez zastanowienia, na skrzyżowaniu i w półśnie. - Dasz mi łyka piwa? - tym razem interesowała ją tylko jego butelka.

bright starr
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
sous chef — beach restaurant
27 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
you are the knife i turn inside myself
Może nie miał baterii?
Ten piesek w sklepie z zabawkami - może nie miał baterii?

Bright wcześnie nauczył się, że wiele rzeczy działa lepiej gdy się je wypcha szczelnie dwoma paluszkami (i nie w taki sposób, w jaki można wypchać paluszkami koleżankę podczas pierwszej, niewinnej i niewprawnej palcówki na wiosennym balu w pierwszej liceum), albo przynajmniej podłączy do prądu - pilot do śnieżącego, rzężącego telewizora, mikser kuchenny, którym można zrobić kogiel mogiel dla Faith i ciasto na naleśniki dla babci, suszarka do włosów (kiedy jeszcze miał długie), komputer otrzymany od jakiejś charytatywnej organizacji czyszczącej zamożne sumienia z wyrzutów i poczucia winy, aż do momentu, w którym Starr sprzedał go za trochę koksu, trochę zioła i trzy książki kucharskie. Oczywiście o tyle, o ile akurat są pieniądze - na baterie. I na prąd.
Gdyby, w każdym razie, znali się w tamtym czasie, Bright pewnie za punkt honoru postawiłby sobie, żeby ogarnąć Bowie lepszego pieska - takiego, który szczeka, i chodzi, i nawet robi fikołki, albo przynajmniej śmieszne miny, z plastikowym noskiem marszczonym mechanicznie w takcie na trzy, i śliskim, gumowym językiem wywalanym spomiędzy równie syntetycznych ząbków co grymas. Albo może nawet żywego szczeniaczka? W White Rock przecież zawsze kręciła się masa kundli (często zupełnie łatwych do pomylenia z niewiele mądrzejszą od nich, i równie co one brudną dzieciarnią).
Ponieważ jednak nie znali się w tamtym czasie, Bowie nie miała pieska, a Bright o jeden problem mniej. Brunetka i bez tego sprawnie - tak przynajmniej Starr wolał, i tak też wygodniej było mu myśleć (niż gdyby miał faktycznie, pokornie, wziąć na siebie część odpowiedzialności) - przysporzyła mu wystarczającej ich ilości. Wliczywszy w ich pulę chociażby to, jak sprawiała, że szatyn czuł się teraz. Na imprezie, na której miał się podobno rozerwać, rozprężyć i dobrze bawić, a nie niańczyć pijane byłe, i gryźć z własnymi morale, werbalnymi szpileczkami naszpicowanymi teraz jak te śmieszne, pękate poduszeczki, których jego babcia używała podczas cerowania i poprawiania ubrań.
- Bowie - Powiedział, i jeśli Bowie odniosła tego wieczora jakikolwiek sukces (to znaczy, jeśli w pierwszej kolejności w ogóle uznałaby to za sukces), to był nim fakt, że teraz dwudziestosiedmiolatek faktycznie patrzył prosto w nią (a nie na nią, jak na laski w kalendarzach w portowym biurze, albo japońskie noże do filetowania ryb w katalogu zakupów wysyłkowych - obiekty pożądania i w sumie niczego więcej, bo usytuowane bardzo daleko poza jego realnym zasięgiem). Kiedy natomiast jej spojrzenia unikał chwilę wcześniej, to wcale nie dlatego, że jej uda interesowały go bardziej niż patchwork miodowego i mahoniowego brązu w okolonych czarnymi obwódkami tęczówkach. Bright wcześnie nauczył się, że łatwiej, bezpieczniej (i może nawet w jakimś przewrotnym sensie z d r o w i e j ) niektóre osoby traktować było w kategoriach ciała, a nie duszy. Tak bolało krócej i mniej. I szybciej się zapominało o cierpieniu (w końcu jedno ciało da się łatwo zastąpić następnym, a dusze są ponoć tak niepowtarzalne jak dermatoglify). Westchnął, i uchylił się tej ręce, wyciągniętej w kierunku, który mógł oznaczać wnętrze jego własnej dłoni albo rzeczułki błękitnawych żył, uwydatnionych alkoholem, wysiłkiem i gorącem, biegnące od przedramienia do przegubu, ale mógł też wiązać się po prostu z bliskością butelki piwa, na którą brunetka miała większą ochotę, niż na bliskość ze Starrem. Mógł jej powiedzieć, że to wcale nie tak, i żeby nie używała takich brzydkich słów kiedy mówi o ich seksie. Mógł zapewnić, że to wcale nie dlatego, że napatoczyła mu się akurat ona, a nie ktoś inny. Alternatywnie, opcją było też wejść z Bowie w polemikę, zaprzeć się, że dziewczyna ewidentnie nie ma pojęcia o czym mówi, i że wcale niczego jej nie kazał, ale to byłoby wierutne kłamstwo, obrzydliwe nawet jak na jego niskie standardy. Bright, wbrew pozorom, potrafił być względnie ambitny, nawet jeśli ambicji tej używał dokładnie nie tam, gdzie powinien - Traktuję tak również chłopców - Odparował więc, ale na Rutherford wbrew wszystkiemu patrzył z troską, nie gniewem - I generalnie wszystkich ludzi na świecie, zapomniałaś? Fakt, w sumie minęło już trochę czasu, a ty pewnie byłaś zajęta - Nie specyfikował czym, uznał, że nie musi.
Pokręcił głową, zastanawiając się, czy Bowie da mu w pysk, czy jednak jeszcze nie. Z całą pewnością nie podał jej jednak piwa, odstawiając ją poza tak własny, jak i dziewczęcy zasięg.
- Nie - Odpowiedział na jej ostatnie pytanie - Ale mogę przynieść ci wody.

bowie m. rutherford

ambitny krab
harper, czemu?
baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
To dość żenujące, ale Bowie rzeczywiście poczuła satysfakcję. Oczywiście - trwało to tylko przez moment, a gdy wytrzeźwieje i przypomni sobie tę rozmowę, pozostanie jej już tylko niesmak. Ale teraz, na krótką chwilę, wygrała i mogła szczerze przyznać, że to uczucie było… miłe. Nawet jeśli wszystko inne wcale takie nie było.
Facet obmacujący ją na imprezie wbrew jej woli wcale nie był miły.
Dostrzeżenie Brighta wśród gości parapetówki wcale nie było miłe.
Zamknięcie się z nim w tym kiblu i rozgrzebywanie starych ran wcale nie było miłe.
(Było natomiast - to ostatnie - całkiem typowe dla Bowie. Do długiej listy brzydkich nawyków, obok wyrywania sobie skórek przy paznokciach i zostawianiu zużytych płatków kosmetycznych na krawędzi łazienkowego zlewu, możemy dopisać dogrzebywanie się do jakiejś starej, na pozór zasklepionej już rany, a potem uparte grzebanie tak długo i uparcie, aż znów zacznie boleć tak, jakby to przytrafiło jej się wczoraj. Sama nie wiedziała, czemu to - t y m może być zarówno Bright, jak i piesek z telewizyjnej reklamy - mimo upływu czasu wciąż ją tak mocno bolało. Łatwa wymówka brzmiała: inaczej nie potrafiła. Gdy już zaczynała się smucić, robiła to tak, jakby zaraz cały świat miał się skończyć, nawet wtedy - albo: zwłaszcza wtedy - gdy chodziło o taki drobiazg jak, na przykład, koniec miłości. W dodatku miłości, którą jedna ze stron i tak kwestionowała).
I niczego nie zmieniała świadomość, że Bowie sama jest sobie winna, skoro to ona zaciągnęła Brighta do tej łazienki.
Potraktowała jego pytanie dużo poważniej niż można się było spodziewać. W zamyśleniu zapatrzyła się w sufit i, nie do końca świadomie, zamachała tymi wystającymi z wanny nogami. - To chyba nie tak, że zapomniałam. Bo niby o tym wiedziałam, prawda? Ale wciąż jestem trochę zaskoczona tym, że nie udało mi się tego zmienić - uśmiechnęła się, ale wyłącznie do siebie i swoich myśli - tym uśmiechem, który wcale nie był skierowany do Brighta. Młodsza Bowie naprawdę myślała, że wystarczy dać z siebie trochę: trochę czasu, zaangażowania, trochę wspólnie zjedzonych obiadów i trochę m i ł o ś c i - bo nawet gdyby chciała, nie mogłaby mu wtedy dać tej miłości więcej - żeby rozwiązać problemy chłopca, obok którego aktualnie zasypiała. I choć wydawało jej się, że w ciągu kilku lat zrobiła się o wiele bardziej cyniczna niż w czasie studiów, gdzieś głęboko w sobie wciąż nosiła to dziecięce zdziwienie, że jej się nie udało.
Prychnęła tylko, dając mu w ten sposób do zrozumienia, co sądzi o tej brightowej wodzie. Udało jej się opuścić wannę - nie wyglądało to ani szczególnie ładnie, ani zgrabnie i stanęła trochę chwiejnie na nogach. Skrzywiła się lekko - prawie zapomniała, że buty ją obcierały. Podeszła do porzuconego przez Brighta piwa, wzięła łyka i spojrzała na niego, wciąż trzymając butelkę w dłoni. - Chłopców też rżniesz? Powinieneś kiedyś poprosić, żeby któryś przerżnął ciebie. Spodoba ci się, Bright - obiecała i wzięła jeszcze jednego łyka.

bright starr
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
sous chef — beach restaurant
27 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
you are the knife i turn inside myself
Bright Starr - nawet po długiej, ogłupiającej zmianie w pracy, piwie wypitym trochę zbyt szybko oraz bez dyplomu ukończenia ostatniej licealnej klasy - w mig pojął, że ten uśmiech, jakby rozmyty krawędziami, taki, jakby go ktoś malował akwarelami, a nie na przykład kolekcją flamastrów w ostrych, niewybaczających barwach - ani mu się nie należy, ani też nie nosi jego imienia w rubryczce na dane adresata (jeśliby założyć, jasna sprawa, że uśmiechy były jak listy, dedykowane konkretnym osobom, niektóre - na przykład te urzędowe - suche i cierpkie, inne, niby wyznania miłosne, cierpliwe, troskliwe, i ciepłe). Grymas brunetki, w każdym razie, zdawał się przelecieć Starrowi nad ramieniem i rozplasnąć o nużące prostokąty ściennych kafelków. Bright pociągnął nosem, wyobrażając sobie, że dziewczęce emocje spływają po ceramicznej powierzchni na podłogę, wypełniając żłobienia fugi i wsiąkając w puchaty dywanik. Zawsze wydawało mu się, że Bowie nosi w sobie najpiękniejszą, najdziwniejszą fuzję melancholii i cynizmu, z jaką kiedykolwiek się spotkał - że jej dziecięca naiwność, czasem zabarwiona też dość tandetnym w wydźwięku romantyzmem (tym samym pewnie, który sprawiał, że zdarzało jej się zagapiać w różne telenowele, oraz zakochiwać w chłopcach na pół gwizdka i nigdy niespłacone raty), zawsze idzie ręka w rękę ze zbyt dorosłą, jak na kogoś tak młodego, goryczą. Ale może się mylił. Albo, może, była to tylko jedna z jego projekcji, które sprawiały, że w innych widział to, co akurat chciał, albo potrzebował zobaczyć, żeby czuć, że ma rację, albo żeby sobie uspokoić podburzone sumienie.
- Taa - Cmoknął, zanim zawiesił wzrok na nieszczególnie płynnych staraniach Rutherford usiłującej wydostać się z wanny. Nie podał jej ręki, patrząc na dziewczynę z eksperymentalnym zaciekawieniem godnym osoby, która łapie kontuzjowane motyle, więzi je w słoikach bez wieczka, ale za to o śliskich brzegach i zbyt gładkich krawędziach, i sama ze sobą idzie potem o zakład, czy uda im się odzyskać wolność, czy jednak zdechną w tym szklanym więzieniu, dołączywszy do kolekcji innych, przekłutych szpilką owadów - Życie potrafi nas czasem zaskoczyć, co? - Dorzucił bez potrzeby, mdło i bezosobowo.

Gdy stanęła obok, szatyn posłał Bowie spojrzenie, które rezerwował zwykle dla dzieci uczących się dopiero chodzić, albo przygłupich szczeniaczków, za którymi - z wzajemnością - szalała niegdyś Faith, nieporadnych i irytujących w swojej bezbronności. Problem był tylko taki, że Bowie nie była ani dzieckiem, ani pieskiem - była atrakcyjną, młodą kobietą, z którą był kiedyś w związku kiedyś sypiał, szukającą zaczepki w tej swojej kusej kiecce i niewygodnych butach. Westchnął, z powietrzem nieprzyjemnie klinującym mu się w płucach w reakcji na jej następny komentarz. Łatwo mogło to doprowadzić do eskalacji, do kłótni, albo przynajmniej niesnaski, i Bright zastanawiał się, czy o to właśnie Bowie chodzi - czy próbuje go sprowokować, sarknięciami godnymi nastolatki starając się ugodzić go w ego?
Jeśli tak, pomyślał, mogłaby postarać się bardziej (z drugiej strony czemu?; przecież chyba nigdy nie był dla niej aż tak ważny, by w ich interakcje wkładać miała całą dostępną sobie energię).

Potarł nasadę nosa, uciskając ją krótko palcem wskazującym i opuszką kciuka, a potem posłał Bowie niewzruszone spojrzenie z gatunku: co, nie wiedziałaś?, ale nie zadał sobie trudu by jej również wyjawić, że jest za późno, tego drugiego też próbował i owszem, podobało mu się - w sposób, który podobają się ludziom pożary.
- Czego ode mnie chcesz, Bowie? - Zapytał zamiast tego po krótkiej, napiętej pauzie - Po co mnie tu przyprowadziłaś?
Pytanie: po co dałem się tutaj zaciągnąć?, zadane samemu sobie, byłoby może nieco bardziej zasadne, ale wskazywałoby także, że Bright nosił na barkach część odpowiedzialności za tę ich dzieloną na dwoje katastrofę, a tej świadomości, jak zawsze, bardzo starał się uniknąć.

bowie m. rutherford

ambitny krab
harper, czemu?
ODPOWIEDZ